Bohater
Przyszedł Bohater do rady miasta:
dajcie ulicę, bo się pochlastam,
niech inni stlenią się zawodnicy,
ja już nie mogę żyć bez ulicy!
Rada się drapie po radnych uszach:
choć twe żądanie struny porusza,
choć pełen czynów jesteś i postaw,
danie ulicy to rzecz nieprosta.
Dyktator pełną miałby swobodę,
my się musimy liczyć z Narodem,
tu od wyborców przychodzą listy:
coś ten Bohater za mało mglisty!
Znamy nazwisko jego de domo,
że niekatolik też nam wiadomo,
a na dodatek, jak pisze Rzepa,
w Brukseli ruskie pacierze klepał.
W tym też życiorys jego kaprawy,
że zamiast mężnie umrzeć dla Sprawy,
czy strumieniami lać wielkie słowa,
on dla ojczyzny tylko pracował.
Zatem, zważywszy za i przeciwy,
on tej ulicy chce na ryj krzywy.
Szkoda stempelków, czasu, papieru –
takich nie trzeba nam bohaterów.
Wielce Bohater się tu zacukał,
choć tak ogólnie był twarda sztuka,
po czym naiwnie spytał jak dziecię:
to jak ulicę nową nazwiecie?
Śmiech homerycki poszedł po sali,
aż się po bokach radni klepali,
po czym ktoś wreszcie z siebie głos wydał:
jeden jest tylko słuszny kandydat,
Polak, katolik, w patosie biegły,
nadto męczeńską śmiercią poległy,
prawy, nie lewy, przedni, nie zadni…
No, kto to taki? Koteczku, zgadnij.