Dziurasik Park
Baraszkując beztrosko po obrzeżach jury,
dinozaur zajrzał kiedyś do sporawej dziury,
a sprawdzając, czy przepchnąć jakoś przez nią da się,
stwierdził z pewnym zdziwieniem, że to dziura w czasie.
Dał w nią nura, bo tak mu kazał móżdżek gadzi,
mrucząc: nie wiem, czy wszyscy będą mi tam radzi,
ale jak nie skorzystać, do tyranozdzicha,
gdy okazja się sama prosto w łapy wpycha.
Rozejrzał się dokoła, już od drugiej strony,
ucha nadstawił: widzi kościół, słyszy dzwony,
dalej sklepik spożywczy, gospoda „U Stasi”
i Urząd – nie, nie Kafki, lecz Gminy Dziurasik.
W urzędzie przed okienkiem kolejka zagięta,
co urzędnik, to bardziej w nosie ma petenta,
a petent klnie i warczy, że nędza, że bieda,
ale przez tych złodziei, panie, nic się nie da.
Ach, znam to – rzekł dinozaur – znam aż do znudzenia,
czas jednak nie tak całkiem wszystkie rzeczy zmienia!
Od wójta do plebana pomknął na kazanie,
tam przy brzuchatych mężach moherowe panie
z zachwytem niepomiernym siedzą jak w operze,
słuchając opowieści o strasznym genderze,
o rozwodach, co brzydkich tworzą pedofilów,
że na tacę nie dało dziś tylu a tylu,
o tym, że w zamach wierzy cała już parafia
i skąd się bierze homoseksualna mafia.
Dino aż się z radości w ławce zakolebie:
w Dziurasiku się czuję całkiem jak u siebie,
nieobca mi mentalność, poglądy mi bliskie,
proboszcz takim poczciwym jest brontozaurzyskiem,
że na tyłku mnie z dzikiej chętki świerzbi krosta,
by olać mezozoik i tutaj pozostać.
W parku gniazdo założę w ramach szybkiej akcji
i gminie turystycznej dostarczę atrakcji,
w gospodzie nad kufelkiem spędzę chwile boskie,
z chłopaków paką z gwinta pociągę za kioskiem…
Wracać już mi się nie chce, bo choć ten czas nowy
nie różni się pod względem zawartości głowy,
to jednak – a do takich rzeczy ja mam nosa –
piwo teraz jest lepsze niż to bywsze, z prosa.