Klątwa faraona
Poszły posły pustynię przekopywać całą,
by zyskać pewność, jakiej też płci był faraon,
bo rozeszło się w Sejmie lotem błyskawicy,
że typ ten paradował bez przerwy w spódnicy
i nie widział ni jeden egipski przechodzień
faraona, co choć raz w życiu włożył spodzień.
Rozbiły sprawnie posły obóz wśród piramid
i do roboty raźno wzięły się – parami,
bo kiedy zaraz widać, gdzie która, gdzie który,
łatwiej pracę rozdzielić według praw natury.
Przesiewają okruchy, ryją dziury w piachu,
znaleźli faraona, krzyczą „tuś nam, brachu!“,
a na to jedna z poślic się odzywa ostro:
do mumii, co w spódnicy, chyba raczej – „siostro“.
On ma przecież małego! – wrzasnął inny poseł –
więc by mówić mu „siostro“ doprawdy nie zniosę!
Jeszcze inny wyjaśnił: w tym cała jest bieda,
że z małym, a w spódnicy, to musowo pedał,
czyli ni pies, ni wydra. Na to padła wroga
uwaga – płeć mieć musi, bo ona od Boga!
Tu zaczęli się wszyscy kłócić na komendę,
jak poprawnie określić faraona gender,
aż z ust wygrzebanego się wyrwało chłopa:
przeklinam chwilę, w której Zespół mnie odkopał!
Powiał hamsin okropny, pociemniały chmury,
posłów nieznana siła porwała do góry
a potem im na Wiejskiej posadziła zadki,
przenosząc przy okazji wiaderka, łopatki,
jak również tyle piasku, by lata i zimy
długie mogli się bawić w grajdołku rodzimym.
I w ten perfidny sposób została spełniona
straszliwa, genderowa klątwa faraona.