Płodna ballada
Ballada płodna, płodna ballada,
bo w dni niepłodne to nie wypada.
Idę do łóżka, myślę, że luz…
a tu małżonka posiada śluz.
Ach, śluz, śluz, rany boskie…
Rany boskie!
Może nie śluz to, może mgły opar,
dam sobie rady, bom kawał chłopa,
zaraz małżonkę rozdzieję z bluz…
Jasna cholera, a jednak śluz!
Ach, śluz, śluz, rany boskie…
Rany boskie!
Szybko wybieram najlepszą z taktyk,
by w trakcie aktu ustalić fakty,
w łoże małżeńskie daję więc szus…
i w poślizg wpadam, bo wszędzie śluz.
Ach, śluz, śluz, rany boskie…
Rany boskie!
Chcę więc zaliczyć drugą kolejkę,
znowu szus robię, poprzez naklejkę,
nagle krew w żyłach ścina mi mróz…
Biała naklejka, obfity śluz.
Ach, śluz, śluz, rany boskie…
Rany boskie!
Jak się wygrzebać spod seksu gruzów,
gdy świat się wokół lepi od śluzu,
gdy mnie dopada małżeński blues…
Jak tu się przedrzeć przez ślubny śluz?
Ach, śluz, śluz, rany boskie…
Rany boskie!