Stosunek przerywany
Raptem trzy dni bez polityki,
a jakże inna perspektywa:
badań cudowne są wyniki
i intelektu rośnie krzywa.
Buldog z jamnikiem się nie gryzą
(ja w każdym razie nie wiem o tym)
dziwnie rozszerza się horyzont,
w uszach radosne brzmią fokstroty,
zęby prostują się znienacka,
kołtun zanika na ogonie,
mina coś bardziej zawadiacka,
choć święty ogień ledwo płonie.
Gdy nic o scoopie żadnym nie wiem,
i znikąd on się nie wynurza,
robak nie musi być w zalewie
i mniej ruchliwe ma odnóża,
nic nie łaskocze mnie niemile,
nie drapie żaden nerw po krtani,
z winem upojne spędzam chwile,
nie będąc – po ki grzyb? – na bani.
No dobra, sąsiad przez płot szczeka,
że chciałby wpaść, bo dość wnerwiony,
lecz nie kraj cały tak go wścieka,
tylko nieważny dość gach żony –
dla społeczeństwa bez znaczenia,
dla mediów – e tam, warte śmichu…
Czy to tak kogoś może wpieniać,
ma wpływ na rozchód albo przychód?
I ja w tym duchu, dzień już trzeci –
bez polityki, bez nowości –
dyskretnie czyszczę swój klozecik,
by nie odstraszał moich gości,
nie warczę, że coś chlapnął Jarek,
geja zwymyślał ktoś od pedzia,
albo lasciate mi cantare
z niesłusznej strony ktoś powiedział,
teorie zgłębiam naukowe,
przemyśleń mam ciekawych masę,
tu sprawdzę, jakie żarcie zdrowe,
tam, co powiedział Bertrand Russell…
Przemiana iście to niezwykła,
a przy tym jak oszczędza nerwy,
chce wołać się: z psa weźcie przykład
i w polityce róbcie przerwy!
Lecz cóż, że sobą się zachwycę
i myślę, żem jest taki spryciul?
Tak, ja odpuszczę polityce,
lecz ona mnie? A nigdy w życiu!