Romantyczna ballada o piesku i kotku
Jakiż to piesek piękny i młody,
jakaż to obok kocica?
Idą przez ciemne, ciche ogrody,
pod czujnym okiem księżyca.
Ona mu daje wątróbkę świeżą,
on pasztetówką się dzieli,
pełna sielanka, widok tych zwierząt
na serce leje miód pszczeli.
Nic nie zakłóca czułej harmonii,
nikt się nie zjeży ni razu,
pies kotu kota nie chce pogonić,
ząb nie zabłyśnie ni pazur.
Aż nagle w cudną tę noc wrześniową,
pełną słodyczy i czaru,
pada niewinne pozornie słowo,
takie jak kościół czy naród.
Pryska znienacka zgody ułuda,
kłaki fruwają pod niebem,
on kłami błyska, warcząc „paskuda!”
ona go wdeptać chce w glebę.
Od dziś już będą na siebie prychać,
nie siądą wspólnie przy kości,
bo nawet kiedy połączy micha,
poróżnią w końcu świętości.
One uparcie są raną świeżą
i nienawiści zarzewiem,
a czemu pośród ludzi i zwierząt
wciąż się tak dzieje – ja nie wiem.