Bobik z jentykiem
Pod kawiarnianym, chwiejnym stolikiem
spotkał się kiedyś Bobik z jentykiem.
Jentyk był w cętki (pewnie po trawie)
A Bobik trzeźwy całkiem… No, prawie.
Jęli omawiać sieriozne sprawy
(jentyk wciąż w cętki, pewnie od trawy),
aż w świadomości nagłym wybuchu
kapnęli się, że są na podsłuchu.
To agent na nich zarzucił wędki
(jentyk po trawie, więc dalej w cętki),
żeby ze zwykłej, słownej erupcji
im sprokurować zarzut korupcji.
Bobik za łeb się złapał: o rany!
Jentyk? No dobrze, skorumpowany,
Lecz ja? No, żebym starości dożył –
oferty żadnej nikt mi nie złożył.
A przecież ze mną łatwo jak z dzieckiem,
tu niepotrzebne wisty zdradzieckie,
Starczą serdelki czy salcesony,
bym w ciągu sekund był przekupiony.
Byłby tak dalej rozprawiał z krzykiem,
lecz go zwinęli, razem z jentykiem.
Na szczęście w jednej celi zamknęli –
nie będą nudzić się przy niedzieli.
Pewnie wypuszczą wkrótce, we wtorek,
więc obaj sprawę biorą z humorem,
lecz Bobik (trudno, młody a głupi)
marzy, że w środę ktoś go przekupi.