Krew
Krew, co zalewa na te bzdety,
którymi Jotemer nas raczy,
na stan umysłu u poety,
ten obraz nędzy i rozpaczy.
Krew, która głośno w uszach szumi
od tych wierszydeł marnych, podłych,
wciąż się kręcących wokół trumien
i brzozy, dębu, czy tam jodły.
Coś chlupie… To żołądka zdrada!
Do góry wraca każde danie,
gdy widać, jak Jotemer wpada
w straszniejszą coraz grafomanię.
Jak niżej kreski, chociaż z wprawą,
serwuje hafty ciągle nowe,
aż wiersz się staje kiszką krwawą,
i treścią kiszki odbytowej.