Ojciec Polak
Rozjaśnia świt ulice, płoty,
bo taka jego rola,
a po ulicy do roboty
zasuwa Ojciec Polak.
Dzieciątka odział oraz umył
i zawiódł do przedszkola,
lecz nie jest powód to do dumy,
tak musi Ojciec Polak.
W robocie jakoś czas przeleci,
a potem – zebrać graty
i lecieć, bo angielski dzieci,
szczepienia, urząd, siaty.
Wraca, powłócząc już nogami,
do domu, a tam jatka,
bo się urżnęła z kumpelkami
w mak drobny Polka Matka.
Talerze tłucze, grozi nożem,
po pysku wali męża…
Cóż, przyjmie Ojciec krzyż w pokorze,
poniesie ten swój ciężar.
Pościeli stertę uprasuje,
pierogów zrobi kopę,
wysłucha, że jest głupim wujem,
flejtuchem i jełopem.
A gdy księżyca już zawiązki,
lub gdy on w cudnej pełni,
Ojciec małżeńskie obowiązki
o Polsce myśląc spełni.
I tylko z ulgą się czasami
zdobędzie na westchnienie:
jak dobrze, że już wreszcie mamy
to równouprawnienie.