Przekupnie
Gdy się Orkiestra zbiera do zbiórki,
słychać zazwyczaj okrzyk przekupnia:
u mnie kupujcie, matki i córki,
bym Owsiakowi dał wreszcie łupnia!
Gdyś syn i ojciec, a nie kobieta,
też wybierz firmę moją prastarą.
Nie róbta wcale tego, co chceta,
wy konkurenta zróbta na szaro.
Moja moralność w pierwszym gatunku,
on w byle jakiej grzęźnie uciesze –
wystarczy trochę mieć pomyślunku,
by zdecydować, czyj wybrać geszeft.
Moje uczynki o niebo lepsze,
niż tego ćpuna i woodstokowca.
Czy chcecie rzucać perły przed wieprze?
Kto da Orkiestrze, ten czarna owca.
Jakże sponsorem takiego zostać,
co się rozlicza jak jakiś centuś?
Toć to księgowy, nie święta postać,
aż grzech takiemu mnożyć klientów.
Odruchy serca? Sprzęt dla szpitali?
To wszystko humbug jakiś i kwita.
Niech się w szpitalach wali i pali,
jeśli nie płonie przy tym Caritas.
U mnie kupujcie! I niech się schowa
ta cała dżuma, ospa, dur brzuszny!
Nie, nie wystarczy mieć dobry towar,
musi to jeszcze być towar słuszny.
Jak mój interes poprzecie tłumnie,
to ja go poślę w ogniste krzaki.
Salon kupuje wyłącznie u mnie,
a u tamtego tylko lewaki.
Więc chcę zobaczyć na prawych twarzach
sygnał, że wiecie, co trzeba czynić!
Jak się historia lubi powtarzać…
Znowu przekupnie. Znowu w świątyni.