Stworzenie Terlika
Pan przez pięć dni całych kreatywnie brykał,
robiąc florę z fauną, aż wreszcie w dniu szóstym
wyrzekł: stworzę teraz gołego Terlika,
bo któż dyskutować śmiałby z moim gustem?
Wziął kawałek błota (wydajne i tanie),
uformował gniota, machnął palcem bożym
i już Terlik lata po rajskiej polanie,
taki golusieńki, jakim go Pan stworzył.
Tu banana zerwie, tam przekąsi szczawiem,
ale coś mu nie w smak, tak przedtem jak potem,
bo wokół piżmaki, pawiany i pawie,
a on chce zadawać się z prawnym podmiotem.
Więc do Pana leci, bo nim wściekłość miota
i się piekli: Panie, coś Pan, zleciał z pandy?
Czemuś mnie, dumnego prawnego podmiota,
stworzył w towarzystwie tej bezprawnej bandy?!
Pan, utrudzon wielce, chciał odpocząć krzynę,
skorzystać z uroków swej rajskiej krainy,
zatem na ten jazgot zrobił straszną minę
i powiedział tylko słowo jedno: wyny!
Szybciej niż rakieta spadł Terlik na Ziemię,
rajskim obyczajem wciąż golizną świecąc,
a tam populacja drze się: czy Pan drzemie?
Niech go sobie weźmie, bo nas tu mdli nieco!
Widzi Pan, że znowu z odpoczynku nici,
ale przecież cofnąć nie może prikazu,
no to za pałeczkę magiczną pochwycił –
i Terlik w ancugu już siedzi od razu.
Ujrzał Pan swe dzieło, że jest dobre zoczył
i w następujące się odezwał słowa:
To jest to! Wyznawców oszczędziłem oczy
i jeszczem Terlika wyewoluował.
Rzucił się lud wdzięczny korne bić pokłony,
Pan zaś rzucił tonem nie całkiem łaskawym:
dajta mi już spokój, bom strasznie zmęczony,
ileż, kurna, można dbać o cudze sprawy?
Niech decyzję światłą mą obwieści dobosz,
oraz wszyscy święci razem z aniołami,
że to, co najgorsze, mata już za sobą,
a z resztą problemów radźta sobie sami.
Po czym odszedł, z brodą rozwichrzoną trochę,
Ziemią się już więcej nie przejmując wcale
i na rajskich łąkach byczy się z radochą,
rżnąc w karty z niedźwiedziem, nutrią i narwalem.