Marzanna
Pod Marzanny apartament
napaleni lecą chłopi –
znudziłaś nam się na amen,
zaraz cię będziemy topić.
Rozwrzeszczana bab gromada
Z drugiej strony mknie z przytupem –
niech paniusia nic nie gada
i do rzeki wsadza kuper.
Inteligent czy mafioso,
z wątłym czy mocarnym ciałem –
nikt nie wstrząśnie się ze zgrozą,
każdy topić chce z zapałem.
Nie przekupisz ich kopertą,
nie postawisz im przeszkody –
krzyczą „pani się nie certol,
rączki w małdrzyk i do wody!”
Pierwszy do niej już dobiega,
mocno ją za kudły chwyta,
za nim skacze zaś kolega –
oj, nie wyrwie się kobita.
Baby zasuwają mowę:
trzeba takiej gębę zatkać,
toż to truchło jest zimowe
i należy mu się jatka!
Tu Marzanna w łeb się puknie,
tłum powstrzyma władczym gestem
i z najgrubszej rury huknie:
wy nie wiecie, kto ja jestem!
Kto mi szwagrem, kto kuzynem
i kto za mną murem stanie.
Wy się zastanówcie krzynę,
nim zaczniecie to taplanie.
Pospuszczali wszyscy głowy:
niby racja, w nurt ją popchniesz,
po czym kłopot masz gotowy
i w coś wkopiesz się okropnie.
Taki szwagier… Głupia sprawa.
Kto wie, jaka to figura?
Jeszcze zablokuje awans,
albo zrobi koło pióra…
Człek udzieli się społecznie
i napyta sobie biedy.
Czy to warto? Czy bezpiecznie?
Ja mam żonę, dzieci, kredyt…
Może lepiej ten pan z prawej,
albo pani, ta z tapirem,
mołojecką zyskać sławę
zechce i przytopi zdzirę?
Prawda, wiosna by się zdała,
są korzyści z niej, bez ściemy,
ale lepiej już dać ciała,
niż pakować się w problemy.
Jeden, drugi zwinął żagle,
tłum się rozszedł od niechcenia
i nie było jakoś nagle
żadnych chętnych do topienia.
Czas na morał już się zbliża,
trzeba jasno więc napisać:
Polak może bronić krzyża,
ale reszta to mu zwisa.