Niuans

Do redaktora niuans przyszedł,
przedstawił się ochoczo
i rzekł: zmęczonym, ledwo dyszę,
daj mi u siebie spocząć.

redaktor chwyta za maczugę
by z mety go prześwięcić:
nie będzie niuans jeden z drugim
po tekstach mi się kręcić!

Prawda, niuansów truta jadem,
jest całkiem do niczego,
lecz na odchodnym dam ci radę –
popróbuj u innego.

Do tegoż niuans mknie na skrzydłach,
radosną piosnkę nuci
i prosi: wejdę ci bez mydła,
jak tylko nie wyrzucisz.

Lecz inny dumnie się nadyma,
by imydżowi sprostać:
uduszę tymi cię ręcyma,
gdy zechcesz u mnie zostać!

Tu, widząc, że ma przerąbane,
nasz niunas bladolicy
zapłakał: ach, nie będzie dane
mi zasiąść po prawicy.

Odchodem ona mnie wymaże,
najgorsze słowo powi,
a potem jeszcze w końcu każe
mi spieprzać jak dziadowi.

Więc choć to duszy są katusze,
to z bólu i z rozpaczy,
chcąc nie chcąc się zaczepić muszę
u włosa rozszczepiaczy.

Cóż robić? Widać to jedyna
życiowa moja szansa,
bo nie ma w pryncypialnych gminach
posady dla niuansa.