Longplay de Perrier
Kto mnie wołał? Lecę, pędzę,
by się zjawić jak najprędzej
tam, gdzie słów mych ktoś pożąda,
bom nie sfinks ja lub Gioconda,
czyli stwora zagadkowa,
co nie puści z ust ni słowa.
Ja tam, nawet nieproszony,
mogę każde pleść androny,
mnie nie wstrzyma żadna uzda…
Dowód? Proszę – oto bruzda,
którą bez udziału głowy,
w sposób czysto dotykowy,
wymacałem i niezwłocznie
ogłosiłem to w Opocznie,
w Gnieźnie, w Łodzi, w Polsce całej,
bowiem taki ze mnie śmiałek!
Przy mnie betką Lis Przechera,
nawet Hartman mnie popiera,
wszystko cudnie uzasadnię,
z przekonaniem, choć nieskładnie,
a jak grozi ktoś odwetem,
walnę go autorytetem,
naukowych argumentów
wagą zgnębię do imentu,
po czym, pełen świętej furii,
zimne zwłoki oddam Kurii.
Ale dość o mych zasługach,
bo to lista bardzo długa,
lepiej przejdźmy już do rzeczy:
czym dziś ludzi mam rozwścieczyć?