Ideał
Niby nie strzyka mnie to w ogóle,
że Tusk – a nie ja – życia jest królem,
lecz muszę zganić to picie miodów,
zamiast cierpienia w imię Narodu.
Któż z moich ludzi by się ośmielił
pod ruski kawior szampana kielich
sączyć wytwornie i limuzyną
po autostradach do Belgii płynąć?
Któż by pił wina, palił cygara
i się bezwstydnie tarzał w pi-arach,
lub się w rządowych leczył klinikach,
na koszt nie własny, a podatnika?
Ja bym już prędzej tańczył na rurze,
niźli pokazał się w garniturze
dobrze skrojonym, od Armaniego,
a Tusk? Nie widziałby w tym nic złego
Złość mnie chwilami okropna zbiera,
że kraj skazany jest na premiera,
który do moich pięt nie dorasta,
to jest po prostu skandal i basta!
Ja chętnie zasiadłbym w rzędzie drugim,
nie bacząc na me wielkie zasługi,
lecz brak następcy… Bo sprawa główna
jest ta: mnie żaden człek nie dorówna.
Kto wzrok obróci na mnie spokojny,
widzi, po pierwsze, żem jest przystojny,
urodą, która za serce chwyta,
jak Valentina, czy tego… PIT-a.
Druga zaleta, obok urody:
anim za stary, ani za młody,
i – mijającym latom na przekór –
zawszem do władzy w najlepszym wieku.
Żem umysł wielki, jasny, nie mglisty,
mówić nie muszę. Fakt oczywisty
zbytniej reklamy się nie domaga,
całkiem wystarczy mu prawda naga.
Przy tym dostrzeże każdy przytomny,
żem – w przeciwieństwie do Tuska – skromny
i władzę oddać od ręki gotów
komuś wysokich jak moje lotów.
Komuś, kto cudny jak wieszcza słowo,
ponadto bliski mi ideowo…
No, Panie Boże, ruszaj do dzieła
i stwórz nareszcie taki ideał!