Homar i befsztyk
Homar z befsztykiem w jednym stali domu,
Befsztyk na lewo, a homar na prawo.
Befsztyk spokojny, nie wadził nikomu,
homar najdzikszą nie wzgardził zabawą –
to jak Kasandra wieszczył kraju koniec,
to w porcelanę nagle wpuszczał słonie,
to krzyż, to brzoza, po sejmowych ławach
gonił, gardłował, obrażał, nastawał…
Znosił to befsztyk, nareszcie się wnerwił:
mógłby ten homar zrobić chwilę przerwy,
tak dość mam dziada, że już nie popuszczę –
i homarowi zalał szczypce tłuszczem.
Nazajutrz homar znowu chce rozróby,
a tu takiego! Tłuszcz trzyma jak śruby,
ni w te ni wewte nie puszcza homara,
choćby skorupiak nie wiem jak się starał.
Cóż było robić? Homar nie drgnął nawet
a befsztyk zyskał mołojecką sławę.
Odtąd maksymę taką czasem szurnie:
wolnoć co chce się, byle nie za durnie.