Ekspertyza
Wezwał raz swego błazna władca ciemnowodzki
i tak rzecze do niego bezpośrednim tekstem:
znajdź mi natychmiast, błaźnie – boś dobry w te klocki –
okropnie rzadkie zwierzę, co się zowie ekspert.
Oswaja się podobno łatwo to zwierzątko,
znosi codziennie rano biniendy wierutne,
więc sprowadź mi je tutaj najpóźniej do piątku,
a jak się nie wywiążesz, to ci głowę utnę.
Przeszła środa i czwartek, błazen jest w opałach,
skąd to niezwykłe zwierzę zdobyć nie wiadomo,
kombinował noc całą i pół dnia bez mała,
aż wreszcie innych błaznów poprosił o pomoc.
Bądźcie ludźmi, koledzy, nie dajcie drapaka,
wszak udawać eksperta to nie problem żaden,
wystarczy się napuszyć, z ważną miną gdakać,
i prawdą w tę lub wewtę pokręcić jak zadem.
Ruszyła grupa błaznów do pałacu gazem,
sunąc za przewodnikiem jak za panią matką,
a nasz błazen królewski wołał raz za razem:
królu, mam! Nie jednego, ale całe stadko!
Klasnął radośnie w dłonie władca zachwycony:
tylu ekspertów nie ma żadne w świecie zoo!
A jakie sztuczki robią! Jak plotą androny!
Z jaką ochotą w mediach ćwierkają wesoło!
Zaraz błazna wiernego wynagrodził suto,
marszałkiem go uczynił i Wielkim Wezyrem,
a ponadto, pod karą odebrania butów,
zakazał nazywania go przez ludność świrem.
Na poddanych podziałał również króla przykład,
dla powstania tradycji nowej stworzył bazę
i od tej pory w Ciemnych Wodach rzecz to zwykła,
że za eksperta spoko może robić błazen.