Samson-Sokrates

Samson z Sokratesem byli kocią mafią,
zwano ich powszechnie „koty, co potrafią”,
bo przemyślność z siłą tak łączyli zgrabnie,
że najgorszych losu się nie bali dziabnięć.
Gdy czuprynę bujną Samson chciał uczesać,
zawsze do pomocy wołał Sokratesa,
a znów gdy Sokrates problem miał z ogonem,
zaraz się rozglądał wokół za Samsonem,
Gdy Sokrates wołał „myszy jakieś tam są!”,
z miejsca na wezwanie jego ruszał Samson,
a gdy on z kolei znalazł delikates,
szybko się z nim dzielił konsumpcją Sokrates.
Więc w sąsiedztwie wielkim się cieszyli mirem,
złoto im znoszono, kadzidło i mirrę
(choć krążyła w mieście plotka towarzyska,
że ci dwaj od złota by woleli Whiskas),
nadto upadano im do stóp gromadnie,
że aż ziemia trzęsła się od tych upadnięć,
że przelotne ptactwo wstrzymywało oddech,
bladł pies, który właśnie miał obsikać jodłę
i lud szeptał trwożnie, jadąc pekaesem:
oho! Ci potrafią! Samson z Sokratesem!