Idziedysc

Koło domu ogródeczek,
w ogródku ławeczka,
idziedysc se na niej przysiadł –
patrzy, gdzie Haneczka.

Gdy rzeczona wyszła z domu,
pędem do niej bieży
i powiada: droga pani,
chcę się z czegoś zwierzyć:

nikt nie kocha mnie, nie lubi,
ani nie szanuje,
sikawicą zwą mnie podle,
lub przebrzydłym lujem.

Nikt nie myśli o mnie ciepło,
nie czeka z ciasteczkiem,
lecz słyszałem gdzieś, że mogę
liczyć na Haneczkę.

Ona jedna mnie przygarnie,
wesprze dobrym słowem
i w ogóle me załatwi
potrzeby duchowe.

Tu Haneczka w idziedysca
popatrzyła oko
i tak rzecze: ja to jedno,
a drugie to Hoko.

Jemu także bez lujania
jakoś źle się robi,
bo wysycha wszystko wokół
jak pustynia Gobi.

Tak że nie płacz, idziedyscu
i szat nie rozdzieraj,
możesz dla mnie i dla Hoko
lunąć jak cholera,

a my na twą cześć możemy
pobić w tarabany,
żebyś poczuł, że gdzieniegdzie
jesteś doceniany.

Fanklub twój też założymy
ze świetnym wynikiem.
Ja zostanę w nim prezeską,
a Hoko skarbnikiem.

Ogłosimy w telewizji,
żeś ty dla przyrody
lepszy od z gwiazdami tańca,
a nawet od Dody.

Więc tak strasznie nie narzekaj
na swą ciężką dolę,
bo już wkrótce, idziedyscu,
staniesz się idolem.

Miłość zyskasz i szacunek –
wspomnisz moje słowa!
Tylko wtedy nie zapomnij,
kto cię wypromował!