Konsekwencje abstynencji
Raz wyszedł Kotek na przechadzkę
po lasku okolicznym.
Wąs miał sterczący, ruchy grackie,
a dzionek był prześliczny.
Gdy idąc wzrokiem dość niedbałym
taksował leśne runo,
łapy mu nagle się zachwiały,
z wrażenia prawie runął.
W objęciach runa Łyskacz leżał,
w mchach cały i porostach
i najwyraźniej prosił zwierza:
ach, ty mnie tu nie zostaw!
Współczucie Kotka ogarnęło,
w Łyskacza miauknął stronę:
gdy trafia mi się zbożne dzieło,
być musi wypełnione.
Dać ci tu leżeć to makabra,
ta opcja mnie nie nęci,
lecz jak mam cię do domu zabrać,
gdy tam są abstynenci?
Ja znajdę jednak sposób jakiś,
nie wpadaj w rozpacz, chłopie,
na przykład cię zabiorę w krzaki
i tamże cię wyżłopię.
Tu już zakrętkę odkręcała
kosmata kocia łapa,
Łyskacza prosto w mordkę wlała,
a potem Kot zachrapał.
I śnił, że nie ma się co łudzić,
bo raptem po godzinie
z potwornym kacem się obudzi,
z łbem o rozmiarach dyni…
Więc kiedy w abstynencję wpadniesz,
bacz, co cię może spotkać:
sam nie wypijesz, ale snadnie
w kłopoty wpędzisz Kotka.