Pojechał Bobik do Wagadugu,
za ciężką forsę nakupił ługu,
bo w Wagadugu ług jest najlepszy,
tak że podłogę trudno nim spieprzyć.
Wiadra z tym ługiem, trzymając fason,
przewiózł przez całe Burkina Faso,
Mali, w Sahary nie ugrzązł piaskach
i do chałupy bagaż dotaskał.
Lecz gdy tę ciężką targał cholerę,
zgubił po drodze kilka literek
(bo pies ten w każdej życiowej dobie
lubił mieć zapas liter przy sobie).
U mu umknęło prosto do rzeki
i w ujściu Nigru znikło na wieki,
o się omsknęło z miną oziębłą,
a w wypadło i zjadł je wielbłąd.
Ług nie ucierpiał od tych awantur,
bo znał arabski, języki bantu,
francuski, ruski i dialekt z Hesji,
więc się wyługał z każdej opresji.
Bobik, gdy tylko do domu dotarł,
zaraz po pierwsze pogonił kota,
jego kolegów wygryzł za płoty
i raźno zabrał się do roboty.
Natarł podłogę tym, co przytaszczył,
a przy tym szczekał, nie szczędząc paszczy,
o tym, jak świetnie spełnia swą rolę,
aż tu znienacka przyszedł Kontroler.
Gdy ujrzał rzeczy stan, wpadł pod stolik
i jęknął – Bobik, głupiś że boli!
Takiś pojętny, jak chora krowa –
ty nie łgać miałeś, tylko ługować.
Dostrzegłbyś, gdybyś używał główki,
co narobiły ci literówki.
Morał: nie starczy łapami machać,
myśleć to także sprawa niebłaha.
najnowsze komentarze