Rogatniki
Nisia
GMŁA za oknem. Obrzydlistwo. GMŁA na duszy – dramacik.
Gdy patrzę na gmłę,
rozlatuję się
duchowo.
I łka we mnie myśl:
może zostać od dziś
krową?
Mile płyną dni,
ludzie dadzą mi
siana,
poklepią po łbie
i wydoją mnie
z rana.
Obórka jak Ritz,
oborowy wic
powie,
piersióweczkę ma,
wypijemy za
zdrowie.
krąży pełna kruż
i w główeńce już
szmerek,
a wieczorkiem wam
zamiast mleka dam
serek…
Bobik
Szukam jesieni za kanapą
i pod fotelem szukam,
ni ma…
Tu coś jak wypłowiałe lato,
tam raczej zakurzona zima,
a przecież mżawka i listopad,
ziąb coraz większy, drzewa gołe,
gdzież jest ta jesień, kurza stopa,
w kuchni? W łazience?
Pod stołem?
A gdy tak szukam bez skutku,
to nagle mi po cichutku
ta myśl na pomoc przybywa,
że jesień gdzieś bryknęła, bo
okropnie boi się Mar-Jo,
która źle na nią wpływa.
Nisia
Pewna krowa z durną mordą
daje stilton oraz bordo.
Jak podkarmić dobrze krówkę
da śledzika i żubrówkę.
Gdy jesień daje w kość
i gmły przychodzą znów,
nawiedza stadko mnie
jesiennych, gmlistych krów.
Szaliki mają z gmły
i parasole też,
i kapie im na łby
jesienny deszcz…
I kapią wielkie łzy
z poczciwych krowich ócz…
Podchodzą pod me drzwi
i przekręcają klucz.
Przynoszą kamęber
i wino bożole,
śpiewają gmlisty song
i nikną w gmle…
Zjawiskiem dziwnym są,
jesiennej tworem gmły,
lecz jesień bez tych krów
pomyłką byłaby.
Bobik
Do okna jesienna dobija się krowa
i stuka jednaka, niezmienna, miarowa,
kopytem wywija i tłucze się w szyby,
tłumacząc, że mżawka i mokro jej niby
i muczy: no, wpuśćże, bo zmoknie mi towar!
Do okna jesienna dobija się krowa.
Faktycznie, pogoda dziś dosyć przebrzydła,
niedobrze to krowie zrobiło na skrzydła,
opadły jej nieco, zmarszczyły się zgoła,
że mniej niż normalnie ma postać anioła,
otrząsa się z deszczu wyraźnie wnerwiona,
by zaraz dostojnie wygładzić wymiona,
a wokół jej rogów tajemność polata,
bo co to za towar, nie zgadnie sam szatan.
Choć duszę byś sprzedał, to nie wiesz, u licha –
bordosy? Ser? Koka? Czy może marycha?
Do okna jesienna dobija się krowa
i stuka jednaka, niezmienna, miarowa,
kopytem wywija i tłucze się w szyby,
tłumacząc, że mżawka i mokro jej niby
i muczy: no, wpuśćże, bo zmoknie mi towar!
Do okna jesienna dobija się krowa…
Nisia
Jesienią, jesienią,
krowy się rumienią,
krowy się rumienią,
hasają wesoło
pomiędzy zielenią.
Hasały, hasały,
sadzik stratowały,
sadzik stratowały,
zagonki w ogródku
całkiem rozkopały.
Domek w sadzie miły
całkiem rozwaliły,
całkiem rozwaliły,
rozzłościły chłopka.
Zjadł je no i kropka.
Wicher wieje, deszcz zacina,
jesień, jesień już,
mruga krowa zza komina,
naszej chatki stróż.
Goszpodarzu, piwa beczkę
ty do iżby tocz,
ja opowiem ci bajeczkę
przeż czalutką nocz.
Czy to krowa bajki gada?
Czy delirka znów?
Jesztem ja Szehereżada
pośród żwykłych krów!
Wróżka żła mnie żamieniła,
żabrała mą cześć!
Żebym choć nie szepleniła,
dałoby się żnieść…
Iskiereczka z popielnika
mruga raz po raz.
Jesień, krowa – nic nie znika…
Ech, bajkowy czas!
Aga
Jesienne krowy
występ dały czadowy.
Dam im róż, koniczyny, mlecznej czekolady
byle tylko te damy nie schodziły z estrady!
Nisia
Jesienne krowy,
krowy smutne, herbaciane,
jesienne krowy
odrobinę rozmamłane…
Klimat surowy
na dołkach oraz wśród wzgórz –
jesienne krowy, no cóż…
przywiędły już.
Jesienne krowy
na kopytach się słaniają,
jesienne krowy,
dziś z miłości umierają…
Do twej alkowy
chciałyby zaglądnąć znów
rogate głowy
smętnych krów…
Bobik
Deszcz, jesienny deszcz,
bębni mocno znów,
mokną na nim zbrojne łaty
holenderskich krów.
Podda mu się knur,
chomik oraz wesz,
lecz nie krowa, bo to przecież
bohaterski zwierz.
Deszcz, jesienny deszcz,
smutne pieśni gra,
dzielna krowa mu nie odda
ni jednego źdźbła.
Bagnet weźmie w ząb,
ryknie głośno muuuu,
bo cielęcia swego broni
i buhaja snu.
Deszcz, jesienny deszcz,
bębni w rogów wierzch,
krowa pieśń żołnierską śpiewa,
już zapada zmierzch.
Wody pełen świat,
jak Mariański Rów,
a buhaja główka jasna
tuli się do krów.
Żuławy melancholijne…
Dzień gaśnie w szarej gmle,
już jesień itede,
sznur krów na niebie w locie splątał się,
pożegnać chce RP,
powróci wiosną na Żuławy.
Noc ciemna, bo to nów,
szyk olęderskich krów
gdzieś na dachami włącza pełny gaz,
już lecieć czas.
Choć osadników rząd
błaga: nie lećcie stąd,
one w porywie opuszczają wieś,
ćwierkocząc krowią pieśń,
bo tak im kazał los kaprawy.
Łka oborowy kurz,
że tak tu pusto już,
gmły tylko ściga coś kolejny raz,
już lecieć czas.
Nisia
Listopad dla Polaków niebezpieczna pora,
krowy z drzew spadają, trzewia szarpie zmora.
Ach, byle do wiosny przetrwać, Boże słodki!
Krowy znów zakwitną jak duże stokrotki…
Jeden tylko, jeden cud,
z polską krową polski lud!
Bobik
Udojami jesień się zaczyna,
chłodnawa, mleczna i miła.
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
która do mnie do obory przychodziła.
Od twoich kroków dudniło z dala,
gdym z łąki wracała obżarta,
wymię brałaś me bez obcyndalań,
coś tam nucąc… no nie, nie Mozarta.
Udojami jesień przypomina
zapłakany, mokry listopad.
To ty, to ty, moja jedyna
mnie doiłaś subtelniej od chłopa.
Z wysilenia, z odmleczenia senna
kładłam łeb skołatany na żłobie,
obok mucha wzlatywała jesienna,
czasem lekko siadając na tobie.
Ach, z ostatnim czułym, słodkim rykiem
zasypiałam, we śnie marząc o pastwisku,
a ty wymię zmywałaś wacikiem,
i przed wyjściem zamiatałaś klepisko.
Nisia
Ryczą krowy na gór szczycie,
ryczą sobie w dal!
Krowie też się nudzi życie,
gdy ma w sercu żal.
Nie mam żalu do żadnego,
jeno do oborowego…
Oborowy
nie dla krowy,
chociaż go kocha,
chociaż go kochaaaaaa…
Oborowy nie dla krowy,
chociaż go kocha.
Nisia
Oborowy:
Kto z mych krówek serce której
w cnych afektów wplącze nić,
by uwieńczyć swe konkury,
musi dzielnym byczkiem być!
Ma okazem być tężyzny,
by z mą krówcią gruchać mógł,
żadnych parchów, nosacizny
i choroby wściekłych krów!
I choroby wściekłych krów.
Cnoty ma posiadać mnogie,
samcem alfa być wśród stad,
umieć wroga dziabnąć rogiem,
albo kopnąć zdrowo w zad…
Mieć w miłości swą oborę,
na wystawach laury brać,
umieć również zakląć w porę:
taka twoja krowia mać!
Aga
Ach, piszcie jeszcze!
Z każdą nową krową
wzrok mój cielęcy staje się na nowo,
spazmy zachwytu i chichotu dreszcze
trzęsą mną. Jeszcze!
*
Gdyś poetą lub poetką
zaproś krowę na poletko:
co tam księżyc, miłość, małość,
wino, wina, doskonałość –
z takich słów swe wiersze buduj:
żuć, obora, pasza, udój.
*
Krowa w domu i zagrodzie
źródłem wzruszeń twych, narodzie!
Nisia
Gdybym ja była
króweńką na niebie,
nie muczałabym,
jak tylko dla ciebie.
Przecudne pienia
lirycznej krowy:
Ach ty mój, Oborowy!
Pięknyś jak zorza
od stóp aż do głowy!
Kocham ja ciebie,
Słodki Oborowy!
Muuuuuu…
Gdybym ja była
krówką na pastwisku,
stale bym cosik
miąchała w swym pysku.
Albo kwiatuszek,
albo traweńkę,
albo dla cię pioseńkę!
Przecudne pienia
zakochanej krowy:
Kocham ja ciebie,
mój ty Oborowy!
Muuuuuuuuuuuu…
Bobik
Na pastwisku siedzi jak anioł króweczka,
ciągle obiecuje, że da trochę mleczka,
kręćcie się wymiona,
dój się mleczko, dój,
kto pamięta lepiej,
który skopek mój?
Lecz się nagle buhaj podsuwa z ubocza,
widać, że mu rada króweczka ochocza.
Gdy ten typ się zjawił,
nie będzie co pić,
bo krówka zajęta…
Wstydź się, krówko, wstydź!
Mar-Jo
Mnie osobiście tez nie wychodzi.
Ale mam coś takiego:
„Nie widziałem fioletowej krowy
I nie liczę na widok takowy,
Ale mogę już teraz dać słowo:
Wolę widzieć niż sam być takową.”
(„Fioletowa krowa” Gelett Burgess, tłumaczył: S. Barańczak
Monika
A w pare lat pozniej Burgess, zmeczony cytowaniem jego wiersza o fioletowej krowie i przerobkami piora przeroznych autorow, napisal (nieco niewdziecznie)
Ah, yes, I wrote the „Purple Cow”—
I’m Sorry, now, I wrote it;
But I can tell you Anyhow
I’ll Kill you if you Quote
Bobik
La krowa è mobile,
choć ją przypięto,
bryknie i w święto
w jasną cholerę.
Choć różni debile
w szkodę jej lizą,
i kuszą wizą,
i mamią serem –
la krowa è mobile,
więc na zakrętach
zrzuci swe pęta
i wyrwie się!
Nisia
Odchodzi krowa w siną dal
tuptając kopytkami.
Ach, jakże biednej krowie żal
żegnać się dzisiaj z nami!
Wyczerpał krowi temat się,
Blog nie chce już o krowie
ód, pieśni, trenów itede
w wiązanej pięknej mowie.
Więc serce jej wydaje ryk
rozgłośny a żałosny:
rzucił ją Blog, rzucił ją byk…
Byle doczekać wiosny!
Wiosną zakwitną łąki znów
smacznymi kwiatuszkami…
I znikła krowa pośród gmłów,
i nie masz jej już z nami…
Aga
Mućka, Mućka pamiętasz
jesień sprzed lat
gdy ryczałaś: tak mi źle!
Zupy mlecznej za darmo
nie będziesz jadł –
telewizor w oborze mieć chcę.
Zupę lubię, oddałem
ci własne tiwi
potem mleko doiłem co sił.
Nie wiedziałem że to był
ostatni raz –
twego mleka nie będę już pił.
Szafkę po odbiorniku
pokrył już kurz,
o pilota nie robię już scen;
lepiej śpię, prawie nie klnę,
zdrowszy mam chuch,
za to Mućka gwiazdorski śni sen.
Zrezygnowałem
z piwa przed ekranem,
wolałem mleko,
lecz go nie dostałem.
Gwiazdorka Mućka
wszak nie pozwoli
by ją wydoił
wieśniak czyli ja …
Bobik
Jesień, liść ostatni już spadł,
jesień, sięgam do ciepłych szmat,
krowa
idzie ku mnie przez park.
Wczoraj jeszcze nie szła, a dziś
sunie ścieżką szybko jak myśl,
ogon trzyma dumnie pod wiatr.
To, to radosny był dzień,
gdy krowa wyszła przed sień
i zapewniała mnie, że
odważy się,
będzie biec do mnie…
Jesień, liść ostatni już spadł,
jesień, krowa spieprza jak dziad,
w drugą
stronę leci przez park.
Szybko się uczucia rwie nić.
Poszła. Trudno bez niej mi żyć,
zima już mi wsiada na kark.
Choć jakoś płyną mi dni,
to jednak trochę mnie mdli,
że poszła sobie ot, tak,
innym dać smak,
czemu nie do mnie…?
Jesień, befsztyk zniknął i cześć,
jesień, coś innego trza zjeść,
jesień, z kurą idę przez park.
Aga
W górze świeci nów
w dole – tyle krów,
gwiazdy krowom daja znać:
dość ryków – idźcie spać
Bobik
Kozę to ja przecież mam, tylko nie chce, skubana, mleka dawać.
Dzień gaśnie w szarej mgle,
już jesień itede,
sznur krów na niebie w locie splątał się,
pożegnać chce RP,
powróci wiosną na Żuławy.
Noc ciemna, bo to nów,
szyk olęderskich krów
gdzieś na dachami włącza pełny gaz,
już lecieć czas.
Choć osadników rząd
błaga: nie lećcie stąd,
one w porywie opuszczają wieś,
ćwierkocząc krowią pieśń,
bo tak im kazał los kaprawy.
Łka oborowy kurz,
że tak tu pusto już,
mgły tylko ściga coś kolejny raz,
już lecieć czas…
Deszcz, jesienny deszcz,
bębni mocno znów,
mokną na nim zbrojne łaty
holenderskich krów.
Podda mu się knur,
chomik oraz wesz,
lecz nie krowa, bo to przecież
bohaterski zwierz.
Deszcz, jesienny deszcz,
smutne pieśni gra,
dzielna krowa mu nie odda
ni jednego źdźbła.
Bagnet weźmie w ząb,
ryknie głośno muuuu,
bo cielęcia swego broni
i buhaja snu.
Deszcz, jesienny deszcz,
bębni w rogów wierzch,
krowa pieśń żołnierską śpiewa,
już zapada zmierzch.
Wody pełen świat,
jak Mariański Rów,
a buhaja główka jasna
tuli się do krów.
Koza Klementyna
Niech się nikomu nie wydaje,
że można mnie doić na zawołanie
Mleko mam,
może dam,
rogi też,
więc się strzeż!
Bobik
Ginsberg:
Nie widziałem purpurowej krowy
i dlatego napisałem Skowyt,
ale znacznie wolę, co tu kryć,
o skowycie pisać niż nim być.
Szekspir:
To tragedia, kiedy trzeba drążyć temat,
czy są purpurowe krowy, czy ich nie ma,
a już całkiem chyba wpędzi mnie do gleby
problem, czy być taką krową, czy też nie być.
Fredro:
Purpurowa, mociumpanie,
krowa, to rzecz niewidziana.
Chcesz nią być, to bądź, baranie.
Ja nie będę. Nie jem siana.
Słowacki:
Żem nie widział purpury krowiej, blady smętek
na mych licach osiada i trąca swem skrzydłem,
lecz smętniejszy bym znacznie był, gdybym przynętę
połknął i sam był nagle purpurowym bydłem.
Kochanowski:
Nieszczęsne ochędóstwo! Nieszczęśliwe oczy
tego, co purpurowej krowy nie mógł zoczyć.
Lecz bym sam być tą krową chciał zanim zadnieje,
nie masz, nie masz nadzieje.
Leśmian:
Tęsknica w duszę weszła, niby kornik ryje,
kwiecistość niewidzianej krowy rozpupurza,
Nie chcę ja być tą krową, nie chcę, póki żyję,
wędrować po tym świecie jak rogata róża.
Mickiewicz:
Litwo, ojczyzno moja! Ty jesteś jak bakczysz,
ale krów purpurowych w tobie nie uświadczysz.
I mnie być taką krową jest zupełnie po nic,
niechże mnie Matka Boska Ostrobramska broni.
Rej:
Niechaj to wżdy postronni znają narodowie,
żem nigdy w ślepia nie źrzał purpurowej krowie,
a niechże przecz rozumem pojmą rzecz nienową,
iż łacniej bym chciał gęsią być, niż taką krową.
Asnyk:
Między nami nic nie było,
żadnej krowiej tam purpury
i nie będzie, bo niemiło
krową być, co mówię z góry.
Pawlikowska-Jasnorzewska:
Nie widziałam cię już od miesiąca
i nic, krowo purpurowa.
Tak jak dawniej twarz wystawiam do słońca,
i milcząc cieszę się , żem nie krowa.
Woody Allen:
Purpurowej krowy z Kairu
nie widziałem nigdy, daję słowo
i wśród moich przeróżnych świrów
nie ma tego, że chciałbym być krową.
Najgorszy chyba świata postrach
to jest sławetna Koza Nostra.
Gdy jej się nie chce dawać mleka
do wymuszenia się ucieka
klientów odsyłając w teren,
lub wrednie im zjadając beret.
Gdy jej alergik mówi ostro:
„daj mi swój produkt Kozo Nostro,
bo od krowiego mam wysypkę”,
ona mu symuluje chrypkę,
by – wyłudzając tak współczucie –
zakleszczyć w betonowym bucie
kończynę dolną delikwenta
i szybko wysłać go na cmentarz.
A gdy posyła rybę śniętą,
by ludzi poprzez to memento
powstrzymać od kupienia sera,
doprawdy, może wziąć cholera!
Tak więc w w komórce, w polu, w lesie,
leży w społecznym interesie,
by nie zadzierać nigdy z Kozą,
co świat napawa taką zgrozą.
Koza Klementyna
Czego zrozumieć
nie może człek,
to w lot pojmuje
mądry Zwierz!
Chcesz coś od Kozy?
w łapę daj,
łap do jej mleka
nie pchaj sam!
Aga
Sztaudynger
Gdy ci purpurę gotowią,
sprawdź, czy królewską, czy krowią.
(Czy po to chcą cię w nią stroić,
by słuchać cię, czy by doić.)
Gałczyński
Pijany jestem, psiakrew,
bzem, majem, księżyca nowiem
– czy pełnia dziś? No to pełnią.
Myśli się plączą i wełnią,
rwą się i nikną jak sen
o krowie purpurowej.
Białoszewski
Z obory
purpurą
z rogami
owa
Krowa
Anonim
Odziali krowę w purpurę
zmamieni agitkami
o świeżych krowich plackach
pachnących magnoliami.
Bobik
Do okna jesienna dobija się krowa
i stuka jednaka, niezmienna, miarowa,
kopytem wywija i tłucze się w szyby,
tłumacząc, że mżawka i mokro jej niby
i muczy: no, wpuśćże, bo zmoknie mi towar!
Do okna jesienna dobija się krowa.
Faktycznie, pogoda dziś dosyć przebrzydła,
niedobrze to krowie zrobiło na skrzydła,
opadły jej nieco, zmarszczyły się zgoła,
że mniej niż normalnie ma postać anioła,
otrząsa się z deszczu wyraźnie wnerwiona,
by zaraz dostojnie wygładzić wymiona,
a wokół jej rogów tajemność polata,
bo co to za towar, nie zgadnie sam szatan.
Choć duszę byś sprzedał, to nie wiesz, u licha –
Śmietana? Ser? Koka? Czy może marycha?
Do okna jesienna dobija się krowa
i stuka jednaka, niezmienna, miarowa,
kopytem wywija i tłucze się w szyby,
tłumacząc, że mżawka i mokro jej niby
i muczy: no, wpuśćże, bo zmoknie mi towar!
Do okna jesienna dobija się krowa…
markot
Krowa! cieplejszy wieje wiatr
Krowa! szybsza niż mały fiat
Krowy, krowy w koło,
latają gzy!
Zrywa postronek splątany
Bywa, że kocha barany
Wszystkich kocha w koło,
Jak ja, i Ty.
Bobik
Ktoś na niebie wypasa kozy, hej!
Bzami pachnie nawet Sarkozy, hej!
W genderową ruję wpada płeć
i zielony wiosną nawet śledź.
moskwasadowa
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam ostrowy purpurowych krów.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam przewodniczek łodzi;
Rzeka, Światło.Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?
To błyszczy purpurowy buhaj, o zamuczała lampa Akermanu.
Cisza, Samotność Stójmy! — Jak cicho! — Słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysał na trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
W takiej ciszy — tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Burgerkinga. — Jedzmy, to krowa!
Aga
Szumi wiatr i meczą kozy
oto nastał wieczór grozy.
Grzeczne sny się śnią w oborze
krowom,
Kozie słodkie siano pachnie
zmową.
Bobik
Wpłynąłem na suchego morza przestwór znów,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
zwolna mijam ostrowy purpurowych krów.
….
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,
Kędy wąż śliską piersią w zaroślach się chowa.
W takiej ciszy — tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszę z Burgerkinga głos. — Jedzmy, to krowa!
Nagnali kóz, nadoili,
naklęli się, namęczyli,
szarpali wymiona niechętne,
wysmukłe i te… korpulentne.
Mleka tam – zalew, spienienie,
bakterii – gąszcz, zatrzęsienie,
w uszach gra skoczna muzyka,
gdy struga do wiadra strzyka.
Jak za wymiona ciągnęli,
przyplątał się jakiś cwelik,
pić chciał, choć palcem nie ruszył,
mówił, że strasznie go suszy.
Śmiechem się dojarz zanosi:
gościo przeliczył się cosik,
niech głowy nam nie zawraca,
nie nasza rzecz, że ma kaca.
Głowę w mleko – do spodu
i na chwałę narodu,
nim się całkiem zakleszczę,
dójcie, dajcie mi jeszcze!
Aga
Rozsiadł się gospodarz w izbie,
pod nos wszystko ma podane:
sushi, pyzy, tiramisu,
kozę zaś chce wypchać sianem.
Siedzi sobie koziorożec –
hen, wysoko, aż na niebie.
Kozie nieba dać nie możesz?
Zaprośże ją choć do siebie.
zeen
Samotność – cóż po krowach, czym pieśń jest dla krowy?
– refleksja pośród stada licznych krów bordowych…
Aż do znudzenia trawa, cycki płoną zniczem
i żebyż chociaż jeden dla stada staniczek…
A tu masz: ni cholery, no, może strzemiączko,
ale ono jedynie jest dla krów bolączką,
a mówią: droga mleczna; jakby były inne,
to najdroższe by były im wymiona winne !
To jak nic zamiast doić, wprost by z cyca ssali
i z pastwiska na czterech by wszyscy wracali…
Elegancja z natury nas zobowiązuje,
krowa własnym talerzem nawet dysponuje,
który nie wiedzieć czemu ludzie rozdrabniają
i do różnych nawozów proszek ten dodają,
następnie rozsypują to po łąkach, polach,
później my to wpieprzamy, taka nasz dola…
Ale i z satysfakcją tutaj odnotujmy:
picie naszego mleka nie przynosi ujmy.
Cóż jest doskonalszego ponad krowie plemię,
które długo przed ludźmi zamieszkało Ziemię
i do dziś im dostarcza zdrowe wyżywienie,
choć i co poniektórym też kiszek skręcenie,
żeby se nie myśleli, że my głupie krowy,
jako bezsens przyjęli i wbili do głowy,
że chłop, krowa, granica, jakieś tłumaczenie
a to było odwrotnie, tylko ludzie lenie
i cykory okropne, bardzo wstyd im przyznać,
że myśl krowia od ludzkiej jest wciąż bardziej żyzna…
Tylko jedno ratuje tych niemądrych ludzi:
krowa jako mądrzejsza, temperament studzi…
Sowa Adela
Kozo, kozko moja mała
powiedz – będziesz ty mnie chciała?
Będę dobry, miły taran.
Koza na to: a to baran!
Aga
Krowa
Wdzięczny temat
na poemat.
Raźno blogiem idzie w świat
krowa z kozą za pan brat.
Krowa? Z kozą? Jaki brat?
No i znów się dżender wkradł.
Na łąki, na tęczowe,
zaprośmy każdą krowę:
zwykłą krasulę
i tę w kropki bordo
oraz tę niewidoczną,
co ma barwę sporną.
A jeśli na horyzoncie
gdzieś koza się pokaże,
to także ją zaprośmy
na te łąki marzeń.
Bobik
Krowa z kozą i dżenderem
biskupowi włażą w szkodę,
chciałby posłać ich w cholerę,
żeby zająć się narodem,
ale jak się zabrać za to,
gdy na sitwę tę rogatą,
co pożera siana pryzmy,
nie skutkują egzorcyzmy?
Aga
Krowa, koza i dżender
proszą biskupa ze łzami:
miej litość dla rogacizny,
zajmij, zajmij się nami.
Lecz biskup, wypiąwszy ornat,
do błagalników tak rzecze:
„Co prawda jestem pasterzem,
lecz tylko dla owieczek.”
Gdybym ja była kózką, co wciąż bryka,
to bym nie musiała nastawiać budzika
Bobik
Księżyc się za chmurą chowa,
późna robi się godzina,
wkrótce pójdzie spać już krowa
oraz Koza Klementyna.
Zaśnie dżender, zaśnie Terlik,
anonimy, celebryci,
młode wilczki, stary piernik,
tygrys duży, kotek tyci.
W snach nakryje się stoliczek,
tutaj befsztyk, tutaj siano,
do wyboru, wedle życzeń…
Po to mamy sny.
Dobranoc.
Koza Klementyna
Patrzy Koza raźnie w koło,
dzień się zaczął dziś wesoło
nikt nie doi jej,
a nawet
kawy dają pełen dzbanek.
Przeczytała nocne wiersze
muzą jestem!
zaklasnęła
z wielkiej dumy
się nadęła:
muzą jestem,
nie oddam tego za bezcen!
Sianko tylko z koniczyny,
ma mi dawać gospodyni.
A gospodarz już od rana
z lirą wchodzić do obórki ma.
Wtedy z mleka,
co łaskawie
oddam,
będąc na tej strawie,
sery będą jak poezja,
jak małmazja, ha!
Bobik
Jakże przyjemnie dzień się zaczyna,
na blogu stoi już Klementyna
i – jak naocznie to stwierdził szczeniak –
serwuje kawę prosto z wymienia
najnowsze komentarze