Dobry początek
Orzeł Biały był zmęczony. Już od tylu setek lat pracował świątek i piątek, bez wolnych sobót, urlopów i chorobowego. Przez jego firmę przetaczały się dziejowe nawałnice, coraz to inni żołnierze przywłaszczali sobie akta i buszowali w sejfach, konkurencja nie zasypiała gruszek w popiele, na skronie Orła to wkładano koronę, to ją zdejmowano, a on mężnie i niezłomnie trwał na posterunku, nie próbując nigdy odfrunąć na Karaiby. Nawet kiedy ogłoszono upadłość firmy nie zraził się, nie złożył oficjalnego wypowiedzenia i jak się okazało słusznie, bo doczekał reaktywacji zakładu pracy i dalszego zatrudnienia na tym samym stanowisku.
Ale nawet najbardziej oddanego swej firmie pracownika może dopaść syndrom wypalenia zawodowego. I tak właśnie czuł się ostatnio Orzeł – wypalony, zniechęcony, pusty. Miał wrażenie, że jest nadmiernie eksploatowany, że zmusza się go do wykonywania zadań, które wcale do niego nie należą, a przy okazji niepostrzeżenie zamyka się go w coraz ciaśniejszej klatce.
– Mam dość – powiedział do piarowca Mazurka, który jak zwykle skakał między biurkami, ćwicząc pchnięcia szablą. – Przechodzę na emeryturę.
Mazurek zastygł w połowie pchnięcia i popatrzył na Orła z niedowierzaniem.
– Na emeryturę? – wyjąkał. – Ale… Jakże tak, firma bez Orła? Ja sobie tego w ogóle nie umiem wyobrazić. To dla nas koniec!
Orzeł bagatelizująco machnął skrzydłem.
– Poradzicie sobie – skrzeknął, nie okazując większych emocji. – Nie ma symboli niezastąpionych. Tyle jest młodzieży, która chętnie zajmie moje miejsce. A poza tym koniec czegoś jest zarazem początkiem czegoś innego, więc nie ma powodów do płaczu i zgrzytania zębów.
Mazurkowi jeszcze nie mogło się to pomieścić w głowie.
– Pani Roto! Pani Roto! – krzyknął do szefowej Działu Pieśni Męczeńskich. – Słyszała pani? Kolega Orzeł chce odejść na emeryturę!
W ciągu niewielu minut wokół Orła zgromadziła się prawie cała firma. Jedni szczerze, inni nieszczerze próbowali odwieść go od emerytalnych planów, ale Orzeł, jak zwykle, pozostał nieugięty. Prawdę mówiąc, w pewnym momencie nawet zaczęło go wkurzać to całe towarzystwo, które wydawało się nie rozumieć, że nadeszły nowe czasy, wymagające nowych symboli.
– Mogę namaścić swojego następcę – zaproponował na odczepnego i zerknął pytająco na referenta Kadłubka, który pełnił w firmie funkcję personalnego.
Kadłubek niepewnie przestąpił z nogi na nogę, wykonał dość widoczny wysiłek myślowy, po czym z fałszywym uśmieszkiem zrobił zachęcający gest w kierunku orlego dzioba.
– Ależ prosimy, prosimy – zapewnił gorliwie. – Tylko… Czy to mogłaby być kobieta? Bo my ostatnio budujemy nowoczesny, europejski wizerunek firmy, no i… sam pan rozumie.
Orzeł zastanowił się przez chwilę. Właściwie nie widział przeszkód, żeby jego następczyni była płci żeńskiej. Co więcej, właśnie teraz uświadomił sobie, że zna idealną kandydatkę.
– Ameba – oświadczył z przekonaniem. – Ta świetna dziewczyna, która do nas przyszła z polecenia Zeitgeista. Na nazwisko ma Pelomyska czy jakoś tak. Ona się nadaje jak nikt inny. Dzięki temu, że nie posiada stałego kształtu, można w nią wkładać dowolne treści, bez szkody dla jej integralności. Przyjmie wszystko i dopasuje się do wszystkiego, nie to co ja, sztywny staruch. Bez problemu podłoży każdemu nibynóżkę i nie da się złapać za nibyrączkę. A już w mitochondriach jest nie do pobicia. Posiada ich z pół miliona, a przeciętny Niemiec czy Ruski zaledwie 1700. Mówię wam, Ameba jest dokładnie tym, kogo potrzebujecie.
Twarze zebranych świadczyły o tym, że propozycja Orła natychmiast trafiła im do przekonania. Tylko personalny próbował jeszcze zgłaszać jakieś zastrzeżenia.
– Ale na tym stanowisku trzeba godnie reprezentować naszą firmę, również za granicą – wygłosił nadętym tonem. – Nie wiem, czy łacińska nazwa pani Ameby jest odpowiednia, żeby profesjonalnie symbolizować zarówno wobec swoich, jak i cudzoziemców.
– O, łacińska nazwa koleżanki Ameby jest po prostu jak stworzona do tej misji – zapewnił Orzeł. – Chaos Chaos. Trafne, wyraziste, dla wszystkich zrozumiałe. I nawet jak ktoś za pierwszym razem nie dosłyszy, to za drugim załapie.
Wśród pracowników rozległy się najpierw nieśmiałe, a potem coraz głośniejsze brawa. Nawet personalny nie miał już wątpliwości, że Ameba będzie doskonale kontynuować dzieło swojego poprzednika.
– No to lecę – powiedział Orzeł, z zadowoleniem konstatując, że domknął wszystkie sprawy w firmie. – Pani Chaos Chaos od jutra przejmie moje obowiązki. Życzę wam wszystkim dobrego początku.
Trochę się będę musiał, przemóc, żeby mieć miły dzień mimo wszystko, ale zrobię, co w mojej mocy. 😉
Teresa Hołówka (którą uwielbiam za „Delicje ciotki Dee”) ocenia dyskurs publiczny z punktu widzenia zawodowego logika. Niby to wszystko już wiemy, ale jak tak jest zebrane zusammen do kupy, jednak robi wrażenie. 😉
http://www.polityka.pl/kraj/wywiady/1519384,1,polska-debata—nielogiczna-niebezpieczna.read
Ja tylko na boczku nieśmiało do tego wywiadu dorzucę, że warto nie mieszać pewnych płaszczyzn. Np. podśmiechiwanie się czy kpienie z osób publicznych nie jest żadnym argumentem w dyskusji, ale jako chwyt satyryczny jest w pełni uprawnione. Szkoda by było wylać nawet złośliwe, ale dobre dowcipy z kąpielą, zaliczając je omyłkowo do kategorii logicznych wniosków. Znaczy: uprasza się nie strzelać do kpiarzy z pozycji logicznych. 😉
Powyższe było bez związku z postem Mar-Jo. Nie szczekałem tego wszystkiego na temat dowcipów prostackich. 🙄
A co się stało Wojciechu Mannu nie mogę w żaden sposób ocenić, bo strasznie dawno go nie słyszałem.
Jeżeli Zupfkuchen polega na tym, że z pasztetu w formie urywa się małe kawałki i zjada, to ja bardzo poproszę o takie coś do kawy. 🙂
Zupfkuchen polega na tym:
http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcThEmLUbLXyLCr5-lyK3gu6ibsOQGOC4CTge275Y7MV-fcmXDy8
Do kawy jak najbardziej.
Bardzo zawzięte państwo. Ponad dwadzieścia lat walki o zamordowanie człowieka w majestacie prawa.
niegracenie – popularny błąd gramatyczny, prawidłowo: nie gra cenie – cena niezadowolona ze swej wysokości…
lub błąd interpunkcyjno-poprawnościowy:
„nie gra ce, nie?”- powiedział trochę niegramotny pianista do stroiciela
Aha, chyba już złapałem średnią arytmetyczną wyjaśnień. Pianiście się wydawało, że stroiciel trochę za wiele sobie zaśpiewał? 😉
Niegramocenie http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1519386,1,czworki-dostawali-matury-oblali.read
Komentarz katolickiego księdza do „getta” bp. Michalika:
http://arturstopka.blog.onet.pl/Kto-buduje-te-mury,2,ID435691497,n
Mar – Jo,
najlepsze życzenia urodzinowe dla Młodszej i gratulacje dla Rodziców 😆
Kiedym był dzieciną, ledwom sięgał stołu,
powiadali starsi, że mi trzeba szkołów,
że mi trzeba wiedzieć co punkt, a co prosta
i książków, bym kiedyś alfabetą został.
Podrosłem, skminiłem, że gadali bzdury,
co mi z tej nauki, co mi z tej kultury?
Wziełem więc i twarde postawiłem weto:
nie bede, nie bede, żadnym alfabetą!
I wesoły refren:
Niegramotny walczyk, z nauk zdrowy śmiech,
w życiu przecież starczy, by zliczyć do trzech.
Niegramotny walczyk, góra na trzy pas,
po co wiedzieć ile jest dwa razy dwa?
Po co mi litery? No, nie róbcie jajec!
Wszystko wiem o świecie, co mi sie przydaje,
w telewizje patrze, słucham śwagra zdania,
a reszty sie dowiem w niedziele z kazania.
Nie dajmy sie ludzie do reszty zwariować,
mówmy, że z uczenia to sie psuje głowa,
zróbmy tak, by naszo kochano Ojczyzne
nigdy już nie straszył nikt alfabetyzmem.
I jeszcze weselej:
Niegramotny walczyk, z nauk zdrowy śmiech,
w życiu przecież starczy, by zliczyć do trzech.
Niegramotny walczyk niech rozbrzmiewa, bo
wyżej czterech liter skakać nie ma co.
A, właśnie – zdrowie Młodej, bez najmniejszego związku z niegramotnością. 😆
Mar-Jo: wszystkiego, co najlepsze dla Młodej!
Problem „niegracenia” – kiedyś tutaj rozmawialiśmy o tej polskiej sprzątaczce, która „obrobiła” tyłki Niemcom w książce „Unter deutschen Betten”. Otóż pisze również o pewnej rodzinie, oboje prawnicy, którzy w swoim domu nie posiadają szaf. Wszystko trzymają w skrzyniach, na których jest napis, co się w danej skrzyni znajduje. Skrzynie te stoją w różnych miejscach w całym domu, a gdy przychodzą goście, gospodyni „szurnie” je do jednego pokoju i zamyka drzwi. No i problem niegracenia załatwiony!
Bobiku, nie chcę Cię dołować, ale wycieczka do Brukseli była bardzo udana. Wprawdzie nie udało nam się zaliczyć żadnego muzeum od środka, ale obleciałyśmy i objechałyśmy miasto wszerz i wzdłuż, a od 17.30 byłyśmy już w Parlamencie. Wystawa Polnara świetna, dał swoje reprezentacyjne obrazy, tematem przewodnim kobieta, czyli to, co u niego najlepsze. Był jeszcze program towarzyszący, po raz pierwszy od lat usłyszałam „na żywo” Annę Panas, i chociaż początkowo zwątpiłam, to potem okazało się, że starsza pani ma jeszcze dużo werwy i niezły głos. Impreza zakończyła się bankietem, wspaniały zimny bufet oraz napoje z procentami i bez.
Bobiku, podrzucam Ci dobry, moim zdaniem, artykul (z Guardiana, wedlug reguly Krolika) na temat, ktory Cie rano poruszyl. Obawiam sie, ze moze troche dziwnie wygladac pomiedzy rozwazaniami o niegraceniu, wierszem o alfabetyzmie, i radoscia z dziewietnastych urodzin, itp. – ale takie jest zycie, wbrew najlepszym intencjom logikow. 😉 (A swoja droga, czytajac prof. Holowke ucieszylam sie, ze ktos sie dopomina o przyzwoite prowadzenie sporow, ale tez mialam wrazenie, ze do rozwazan potrzeba jeszcze dorzucic przemyslenia filozofow jezyka i psycholingwistow, bo jezyk, tak jak rzeczywiscie funkcjonuje w zyciu, w tym w zyciu spolecznym, nie jest i nigdy nie byl wylacznie domena logikow, choc ich spojrzenie na pewno sie takze przydaje. No i nie wiem, kiedy prof. Holowka ostatnio sluchala debaty w Parlamencie brytyjskim, bo chyba go nieco idealizuje.)
http://www.guardian.co.uk/commentisfree/cifamerica/2011/sep/22/troy-davis-capital-punishment
I wszystkiego najlepszego dla Mlodszej, Mar-Jo! 🙂
Dobrymi nieintencjami piekło wybrukowane. 🙄
Mimo niechcenia jednak mnie zdołowałaś, Panno Koto. 😥
Najbardziej oczywiście przepadniętym bufetem. 😎
Moniko, Guardiana przeczytam potem, na spokojnie (cho nie wiem, czy ze spokojem ducha), bo teraz akurat po różnych sprawach skaczę.
A logika nie jest, oczywiście, jedyną miarą publicznego dyskursu, ale tak jej w nim czasem brakuje i na tak podstawowym poziomie, że głos profesor Hołówki wydaje mi się wart usłyszenia. 😉
Dziękuję w imieniu Młodszej. Jutro wyjeżdża na studia.
A we wtorek Starsza wybędzie. 😥
Pani profesor Hołówka powinna dawac (za duże pieniądze) lekcje naszym parlamentarzystom.
(Bobiku,”Delicje ciotki Dee” czytałam chyba cztery razy).
Jestem w stanie szoku – kulturowego. Mozecie mnie piorkiem przewrocic.
Mama wreczyla mi wizytowke i poprosila abym zadzwonila do hydraulika, ktory przychodzi do niej od lat.
Wykrecilam telefon oczekujac, ze Dan The Plumber bedzie mial wlaczona automatyczna sekretarke z obietnica, ze zadzwoni „kiedy bedzie mogl”.
Dan The Plumber odebral jednak telefon OSOBISCIE I POWIEDZIAL, ZE PRZYJDZIE OBEJRZEC ZACINAJACY SIE I PRZECIEKAJACY KRAN W LAZIENCE ZA 15 MINUT!
Nie zdazylam ochlonac z wrazenia, kiedy Dan The Plumber stal na progu z malenka skrzyneczka z narzedziami.
Po przywitaniu sie udal sie wprost do lazienki i powiedzial, ze sprawa jest prosta i nalezy jedynie zmienic uszczelke.
Normalnie hydraulik mowi, ze sprawa jest powazna i ze musi pojechac po brakujaca czesc i wybywa na dwie godziny – na twoj koszt.
Dan The Plumber WYJAL uszczelke z kieszeni, wymienil, usunal cala rdze, wypolerowal kran, a zapytany moim drzacym glosem ile mu jestem winna, z nieco zawdstydzona mina oznajmil, ze 45 dolarow.
I mean – nie $450, i nie $4 500 tylko czterdziesci piec zero zero American Dollars.
Sa rzeczy miedzy niebem a ziemia co sie nie snily waszym filozofom! Indeed. 😯
Nooo, naszym, niemieckim się śniły, ale rozumiem, że chodziło o Waszych, angielskich filozofów. 😈
Nikt mnie nie przekona, ze wymiana uszczelek w kranie w USofA nie odbywa sie na najwyzszym swiatowym poziomie.
Ależ ja z tym nie polemizuję. Rzuciłem tylko myśl, że nie wyłącznie w Usofie. 🙂
Nie potrafię się do tej kwestii ustosunkować. W naszym domu robi to mąż. Bezkosztowo i bezszelestnie 😉
Jotko,gdybyscie kiedys nie daj Bog postanowili rozstac z mezeem,daj mi natychmiast znac. Mam dla niego propozycje.
Kilka dni bez węchu potrafi wywrócić do góry nogami dotychczasowy obraz świata. Czy wiedzieliście na przykład, że pozbawiona zapachu brzoskwinia ma smak bardzo wyrazisty, ale takaż cebula jest kompletnie bez smaku? 😯
Po przeczytaniu wywiadu z prof. Hołówką natychmiat pobiegłam do internetu zamówić, co tam mają, z jej książek. Się okazało, że w empiku ani merlinie nic nie mają, a że jestem leń, to dalej nie szukałam, tylko postanowiłam sobie książki zamówić od rodziny na Gwiazdkę. Widzę, że absolutnie nie powinnam pominąć “Delicji ciotki Dee”. Tymczasem przesunęłam wypożyczone wcześniej od siostry skrypty z zajęć z logiki na samą górę sterty rzeczy do przeczytania.
Heleno,
będę o Tobie pamiętała 😆
Zaniepokoiły mnie te wpisy o W. Mannie. Poszukałem w necie i …. nie będę tego linkował 🙄 To nie ta bajka.
O proszę, a ja na zaprzyjaźnionym blogu właśnie o Polaku-hydrauliku…. za wikt i opierunek mogę się nająć 😆
Drodzy Bobikowcy: przeglądnąłem 780 zdjęć z Krymu i nawet 55 wybrałem do ogólniejszej konsumpcji. Zmęczyłem się… po co te dygitalne aparaty robili.
Jak Irkowi się nie chce linkować, to mnie się nawet nie chce szukać. 😉
A gdzie te Tadeuszowe zdjęcia do konsumpcji? Czyżby znowu wiadome obiecanki? 😆
„Delicje ciotki Dee” są książką absolutnie uroczą, ale chyba nie taką, jakiej można się spodziewać po poważnej pani profesor logiki. 🙂 To są prześmieszne opowiadanka o poznawaniu Ameryki, o szoku kulturowym Polaka z peerelu, który pierwszy raz spotyka się z amerykańskim światem i musi tam trochę pożyć. Napisane ze świetnym zmysłem obserwacji i kapitalnym wyczuciem puenty. Były miejsca, że po prostu wyłem ze śmiechu i nie można mnie było uspokoić. 😆
Za wikt i opierunek to ja moge miec slicznego ( acz ubogiego) meza. A mnie sie marzy hydraulik, przed ktorym nie muszze sie rzucac na kolana, skomlec jak pobity pies, zaparzac nieustannie herbate w filizankakch z Wedgwooda. Taki,ktory przyjdzie na czas, zrobi o co poprosze, wezmie pieniadze, zostawiajac mi cos na zycie i pojdzoe skad przyszedl. I zebym nie budzila sie w nocy zlana zimnym potem na mysl o tym, ze uszczelka jest do wymiany.
Przyszła kryska. Się przeziębiłem 🙁 🙁
A tutaj trochę Brukseli. Bobiku, to Mauga, z którą miałeś jechać tamże :
http://www.youtube.com/watch?v=O3XLwraYTkU
Irku, jakże? Rosół z żółtkami i masłem polecam 🙂
Mar-Jo, wszelkiego powodzenia Młodszej 🙂
Mar-Jo, Poznań nie jest taki zły, a z Młodszą będzie na pewno lepszy 🙂
Jest nadzieja, że wulgarne napisy na murach będą wreszcie pisane poprawnie:
http://wyborcza.pl/1,75248,10330676,Jak_sie_pisze__gze_sie_.html
🙄
Bobiku, inna, troche nowsza ksiazka o prowincjonalnej Ameryce, i jej przeroznych absurdach, ale tez i urokach (w tym przypadku, na przykladzie New Hampshire – bo jednak regionalnosc ma tu ogromne znaczenie), przy ktorej moglbys sie zdrowo posmiac jest ksiazka Billa Brysona „Notes From a Big Country” (tytul brytyjski, amerykanski brzmi „I’m a Stranger Here Myself”). Ksiazka zostala napisana prawie 30 lat pozniej niz „Delicje Ciotki Dee”, i z punktu widzenia kogos, kto urodzil sie i wychowal sie w Stanach, a potem 20 lat mieszkal w UK (gdzie zreszta pozniej wrocil).
A do Twoich ewentualnych lektur na mniej zabiegany czas, dorzuce ladny krotki arykul z The Nation (w swojej wymowie bardzo mi bliski).
http://www.thenation.com/blog/163568/after-troy-daviss-death-questions-i-cant-unask
A poza tym – wlasnie okazalo sie, ze piec do ogrzewania centralnego nie dziala. Zadzwonilam. Pojawili sie po dwudziestu minutach, i piec juz daje wyrazne oznaki zycia i dzialania.
Oj Bobiczku, bo wybrać to jedna kolosalna robota, a wykadrować, obrobić i wrzucić w Pikasa to następne etapy męki twórczej… A to trzeba z psami, a to w góry, a to gdzieś tam… I tak leci.
Nie rozumiem w czym problem. Gzić się to 'robić jak gzy’. Bardzo proste.
A że mi słownik więdnie w okolicach szkół wszelakich, prawda to prawda.
A, to ja właśnie nie chciałem rzucać się, parzyć i skomlić i nauczyłem się wymieniać różne takie. Teraz mogę sobie rzucać się do siebie. Np. Czeka na mnie do wymiany cosik większego w kuchni. Dłużej niż zdjęcia. Ale tam tak ciasno i na łeb kapie…
Gzić się to także spierać się, kłócić 😉
O kurcze. Szukając owego Brysona (stanowczo za dużo napisał) znalazłem na Amazonie z USA link do merlina w Polsce. I działa ! Oczywiście książka trudno dostępna…
Tadeuszu, tutaj http://www.sklep.zysk.com.pl/search
„W Publicznej Szkole Podstawowej nr 6 im. Orła Białego….”
Ładne rzeczy się tam dzieją!!!! 😯
Przeczytałam tekst o technikum, w którym była 100% niezdawalnośc matury. 😯
„Za pośrednictwem starostwa szkoła dostaje z budżetu 2 mln zł. Z tego trzy czwarte idzie na wynagrodzenia nauczycieli”. 😯 Chory system; nauczyciele z przypadku; uczniowie, którym nie chce się uczyc….
To są Żuławy. Może to wina miejsca? Tam nawet Wisła wpada w depresję. 😀
Dziękuję raz jeszcze za życzenia dla Młodszej. 😀
A ja wpadam w depresję na samą myśl, że mam potem uczyć takie orły 👿
Dobranoc 🙂
Mar-Jo, jak myślisz, czy owi nauczyciele zdaliby maturę?
bylo jesiennie i papiesko dzisiaj 🙂
tutaj linka do reklamowanej przez Mar-Jo wystawy:
http://www.berlinerfestspiele.de/en/aktuell/festivals/11_gropiusbau/mgb_aktuelle_ausstellungen/polen_deutschland/mgb11_polen_deutschland_1000jahre.php
ponownie polecam ksiazke pani Rottenberg (komisarz wystawy w
berlinie)
https://lh5.googleusercontent.com/-_EkNUVu1r9o/TKnV-oeh2QI/AAAAAAAACL8/qaguD_5KQmw/DSC_3239.jpg
i podsylam linke do portalu berlinskich muzeow (kroliku szperaj –
adresy i terminy wystaw na miesiace przed 🙂 )
http://www.museumsportal-berlin.de/en.html
teraz juz
Nacht Bobikowo
p.s. hydraulicy widze cenni jak zloto, a ja mam takie narzedzia hydrauliczne (klucze ogromnie ciezkie) pierwsze kroki uczynilem wiec do uwielbienia 🙂 😀
Haneczko, nie mam żadnych wątpliwości, że nie zdaliby. 😀
Jotko, tamte orły do Ciebie nie trafią! 😀
Heleno, wymiana uszczelki to łatwizna.
Naprawa kanalizacji deszczowej, to już poważna sprawa. 😀
Prezes w terenie: http://radom.gazeta.pl/radom/1,35219,10338317,Kaczynski_odwiedzil_slynnego_plantatora_spod_Radomia.html
Nie dość, że w szkole im. Orła Białego odchodzi kurewstwo, to jeszcze pani dyrektor Karczemna. 😯
Chyba z wrażenia zamilknę i udam się odczytać zaległości.
Kurka wodna,to Tuska juz nie stac na 70 belek folii dla Kowalczyka?
Swoja droga pamietam, ze takie gospodarcze wizyty w terenie skladal tez Lonka , a przed nim jeszzcze Nikita i Jos’ka.
Mam nadzieje, ze przed uraczeniem sie zurkiem, schaboszczakiem i szarlotka,ktos to Prezesowi sprawdzil na okolicznosc trucizny ukrytej w jedzeniu przez stonke ziemniaczana. Dowieriaj, no prowieriaj – mawial Jos’ka.
Nowy (stosunkowo) Bryson (Home) jest rozkoszny. Merlin jest bardzo dobra ksiegarnia wysylkowa.
Jakie tam odczytanie zaległości. 🙁 Nieopatrznie polazłem w blogosferę i mnie wessało… 😳
A właściwie to już od kilku godzin miałem zamiar powiedzieć Irkowi, że gdybym dzisiaj pił, to bym wypił za jego zdrowie. 😆
To truciznę w jedzeniu dla Prezesa ukryła stonka, nie Palikot? 😯
No, naprawdę, już niczego na tym świecie nie można być pewnym. 👿
No, radziłabym sprawdzić, czy Pan Paprykant tej folii użyje 👿
Mar-Jo,
serdeczne dla Mlodej 🙂
Jotka,
grunt to wiedziec za kogo sie wydac, nie? 🙂 To potem Helena zazdrosci 😀
Chociaz co prawda, sama tez potrafie wiele rzeczy zrobic, narzedziami poslugiwac sie umiem, zasady dzialania roznych takich o dziwo rozumiem, ale po co sie meczyc, jak mozna miec zastepce 🙂
Tadeuszu czekam na te zdjecia dydzitalne z niecierpliwoscia, choc rozumiem meke, sama mam to samo – za duzo i zdecydowac sie trudno.
Irku, czymam za wyzdrowienie.
Przeczytałem teraz linki od Moniki, bo jakoś odruchowo nie chciałem ich mieszać z rozgardiaszem dnia. Przeczytałem i nie dodam już nic od siebie. Nie umiem. Czasem brakuje słów.
A ja przeczytalam dowcip i podziele sie:
Tesciowa mowi do ziecia: Nie obchodzi mnie jak to zrobisz i do jakich srodkow sie odwolasz, ale jak umre chce byc pochowana na Zamku Krolewskim.
Zdziwiony ziec wzial sie za zalatwianie sprawy i w koncu przychodzi do tesciowej :
– No zalatwione! Nie obchodzi mnie jak to zrobisz i do jakich srodkow sie odwolasz, ale za dwa dni masz pogrzeb.
zimniej, ciemniej, wiecej herbaty
brykam
szeleszczaca papieska, msza uratowana, import bawarczykow i polakow zapelnil Stadion, pozostancie w kosciele – apelowal Papiez – nie szukajcie tylko zlych i zla, -pamietajcie – wiara to mistyka
to z szeleszczacych
w Tereny Zielone
brykam fikam
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ Dziękuję za czymanie. Jest lepiej. A będzie jeszcze lepiej 😀
Coś z tym importem na stadion jest na rzeczy, bo wczoraj polskie radio publiczne relacjonowało wizytę przy każdych wiadomościach jako najważniejsze wydarzenie
Dzień dobry 🙂
Słoneczny znaczy się, choć na razie dość chłodny.
Zwierzaku,
😆 😆 😆
Irku,
czymam, czymam, choć zastanawiam się czy to swiństwo jest przenonoszone drogą internetową 👿
Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że Tusk ma z tym coś wspólnego 😯
Mar – Jo,
w tym jedyna nadzieja 😉
Helena ma rację. Tusk wozi się po kraju takim wielkim busem. Co by mu szkodziło zabrać z sobą trochę folii, cementu, parę worków ziemniaków, brykiet i inne takie tam? Sami powiedzcie, co by mu szkodziło? 👿
Od razu poprawił mi się humor
😆 http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,10340557,Bezmyslnosc__Radny_chcial_maila__dostal_list_polecony.html
Bobiku, a może wprowadzić powiadamianie o nowym wpisie poleconym. 😉
Ludzie, co się na tym świecie nie wyprawia?
Właśnie usłyszałam w radiu/radio (?), że wysłane ze Szwajcarii do Włoch „mikrocząsteczki” zjawiły się tam ZA WCZEŚNIE, czyli szybciej niż z prętkością światła 😯
A to podważa teorie względności i całą, znana nam dotychczas, fizykę 👿
To po to fizycy „ganiają” te biedne , malusie „cząsteczki” po tych wielkich, wypasionych a na dodatek strasznie drogich akceleratorach, żeby nam całe rozumienie świata do góry nogami przewrócić? 🙄
No bo chyba w tym, to już chyba Tusk „nie mieszał” 😉
andsol, i inni „ścisłowcy”, co o tym myśleć? 🙄
Irku,
kto rządzi w Lublinie?
Dzień dobry 🙂 Żyję, żyję, tylko przez roboty budowlane naprzeciwko, w szpitalu, przerwę w dostawie prądu miałem, pierwszą i być może nie ostatnią.
Listowne powiadamianie o wpisie jak najbardziej wprowadzę, kiedy tylko będę miał jakąś państwową forsę do wydania. 😎
Wywiad red. Jacka Żakowskiego z Ladislau Dowborem, byłym doradcą prezydenta Braylii, Luli da Silvy: Jak zarybisz, tak złowisz – http://www.polityka.pl/swiat/rozmowy/1518772,1,z-ladislau-dowborem-doradca-bylego-prezydenta-brazyli.read .
Nowa inicjatywa.
http://takdlakobiet.pl/jak-mozna-sie-podpisac/
Jotko, ja myślę, że po prostu Włochom zegarek spieszył, czego Szwajcarzy w objaśnianiu świata nie są w stanie wziąć pod uwagę, bo dla nich takie pojęcie jak niepunktalny zegarek w ogóle nie istnieje. 😆
Tereso, wywiad z Dowborem komentował Andsol, z całą pewnością wiele kompetentniej, niż ja mógłbym to zrobić: 🙂
http://andsol.blox.pl/2011/09/Rewolucja-czyli-one.html
Bobiku,
uspokoiłeś mnie, dzięki ! A już byłam gotowa obrazić się – a co, nie wolno mi!? – na ogromną część rodziny, którzy są fizykami 😉
Jotka,Urząd Marszałkowski to koalicja PSL-PO
Czy mi się tak tylko zdaje, czy naprawdę od dziś mamy jesień lege artis? 🙄
Owszem Bobiku 🙂
Irek,
😯
Takie wieści z kraju:
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/podpalil-sie-pod-kancelaria-premiera-tusk-wraca-do,1,4859841,region-wiadomosc.html
Zawiadomienie o mailu listem poleconym ze zwrotką 😆
To też całkiem fajne:
http://policyjni.gazeta.pl/Policyjni/5,91152,10330766,Najdziwniej_oznakowane_drogi.html?i=0
Czyżby w urzędach działała cichcem jakaś Pomarańczowa Alternatywa? 😯
Nie tylko w urzędach trwa Festiwal Absurdu, w pralniach też: 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,10336092,Pracownik_niski__Wiecej_u_niego_zaplacisz_za_pranie.html
A tu dla Zwierzaka wskazówka, czym ma karmić swoje kury. 😀
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,10340683,Karmila_kury_marihuana.html
Bobiku,
kur juz nie mam, ale oswoilam szczury. Niechcacy 🙂
I teraz jak zawolam: Pusiaczkuuuuuuu! to pierwsze do stolowki przychodza szczurki. Ja tam przeciw nim za duzo nie mam, sliczne sa, ale niestety roznosza rozne paskudztwa i szkodniki okrutne. Trzeba kochac rozsadnie 🙁
Też kiedyś miałem straszny problem moralny z dzikim szczurem, a właściwie szczurzycą, która się u nas zadomowiła. Przez jakiś czas mieliśmy z nią coś w rodzaju paktu o nieagresji, ale kiedy zobaczyliśmy, że najwyraźniej zaczęła sobie wić gniazdko i wkrótce szczurów będzie armia, z bólem serca musieliśmy przywołać rozsądek na pomoc. 🙁
Ja tez staram sie kochac szczury rozumnie i felitarnie. Daje im piueciosekundowe (jesli sie akurat nigdzie nie spiesze) uprzedzenie, ze noga sie pomodlic zanim zaczie sie sniadanie,lunch czy kolacja.
Musimy naprawiac swiat w miare naszych skromnych mozliwosci. Wyspowiadany szczur jest znacznie bardziej kruchy a jednoczesnie soczysty niz szczur w stanie grzechu. 😈
Byłabym skłonna twierdzić, że odwrotnie, bo cóż po spowiedzi w nim zostanie, a grzeszki mogą być tłuściutkie… ale Kot to Kot. Je, więc wie.
Bardzo dziwną rzecz wyczytałem w Spieglu. W 1962 roku Tanzanię nawiediła epidemia choroby śmiechowej. Zaczęło się od jednej uczennicy, która dostała niedającego się zatrzymać ataku śmiechu na lekcji i dość sybko zaraziła całą klasę. Potem szkołę, potem uczniowie, którzy jeździli do rodzinnych wiosek, roznieśli zarazę dalej i gdzieś przez rok spora część populacji, młodszej i starszej, zanosiła się śmiechem. Ludzie byli wyczerpani, wściekli, przerażeni, ale przestać się śmiać nie mogli.
Lekarze i naukowcy bezskutecznie próbowali dojść jakiejś organicznej przyczyny epidemii – ani to nie był wirus, ani bakteria. Zaczęto więc tłumaczyć wszystko masową histerią. Oczywiście pojawiły się też teorie spiskowe, szatańskie, wersja opętania przez złe lub rozgniewane duchy, czyli cały zwykły w takich razach zestaw. A w końcu jak przyszło, tak poszło. 😯
Nisiu, Kot dobrze kombinuje. Kruszenie mięsa toć to staropolszczyzna. A że poszedł na skróty i wybrał spowiedź, to jest cool 😉
„Kruszenie wielkiej zwierzyny
Kiedy polskie puszcze były bogatsze niż dziś, najbardziej ceniono mięso żubra, łosia, niedźwiedzia, dzika, sarny, jelenia oraz zajęcy, szczególnie odstrzelonych późną jesienią lub na początku zimy. Upolowaną zwierzynę zostawiano na kilka lub kilkanaście dni w chłodnym i przewiewnym pomieszczeniu, by umożliwić „skruszenie” mięsa, które normalnie byłoby zbyt twarde. Dojrzałe mięso smażono lub pieczono, a po zmieleniu z sercem, wątrobą i nerkami duszono lub gotowano, często piekąc z niego wyborne pasztety.”
Łe, to się nazywa głupawka.
http://en.wikipedia.org/wiki/Tanganyika_laughter_epidemic
Tu jest to opisane.
Wiem, że głupawka, ale pierwszy raz słyszałem o tym, żeby głupawka nawiedziła tyle ludzi naraz i to na wiele miesięcy. 😯
Wyobrażam sobie, że w takich wymiarach mogło to być dolegliwe. Wiem, jak mnie potrafi brzuch boleć ze śmiechu po jednym wieczorze głupawki blogowej. 😛
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem pod wrażeniem http://blog-bobika.eu/?p=731#comment-83236
mądrości Kota Mordechaja 🙂
Wspominałem coś o jego talentach?
Skubany… Gdybym miał choć połowę tych zdolności, dawno już bym miał Nobla albo taką kasę, no taką kasę…., że stać by mnie było na Declana!
O, Łasuchy dały coś fajnego. Ja nie znałam, może Wy też?
http://www.youtube.com/watch?v=Yvr2wuY8wYc&NR=1
Talenty Mordechaja powszechnie dość są znane,
nie zdołasz mu dorównać, choć wbiłbyś zęby w ścianę,
nie próbuj więc, bo skutki by mogły być ponure,
wycofaj się zawczasu, szczególnie gdyś jest szczurem,
a nawet gdy masz forsę, koneksje oraz władzę,
się równać z Mordechajem serdecznie ci nie radzę. 🙄
Na Declana nie trzeba mieć kasy. Wystarczy wiara i samozaparcie. Zeen, po co Ci to 😯
Kocham Mordkę 🙂
A myślę, między innymi 😉 , o tym http://www.polityka.pl/rynek/1519390,1,spoleczenstwo-postindustrialne-musi-ratowac-przemysl.read
Jak rzekł sam prezes Bobik, są skutki dość ponure
po próbie uzębienia, odkryłem jedną dziurę,
a dziura zamiast zębów perlistych i błyszczących
zawiera jeno dziąsła, nadgniłe i pachnące
i nie jest to bynajmniej woń żadna dobrze znana,
no, chyba, że skarpety mistrza Paco Rabanne’a,
który po wieloletniej wędrówce po bezdrożach
nareszcie miał okazję zdjąć buty i odłożyć
i tyle wspólnych cech, że jeden głębszy wdech,
kto go wykonał to już po sekundzie zdechł….
To już wolę Bobika satrapę niż prezesa. Prezes ponuro mi się kojarzy 🙁
😈 Powiem skromnie, ze przesadzacie…. 😈
Nie wiemy, czemu raban tak straszny robi Paco,
lecz sprawę wytłumaczyć tę można by dwojako:
hydraulicznie (chociaż to trochę z grubej rury),
lub tchnieniem, które właśnie zeen wydał z czarnej dziury. 😈
Ja nie, Kocie 😎 Ale to Ty musisz sobie z tym poradzić 😉
Niechby mnie skazano na wieczne przysiady,
jeśli w moich słowach jest choć cień przesady!
Ani w Mordechaja talentów pochwale,
ani w chuchu zeena nie przesadzam wcale. 😎
kot->nieskromny
skromny->niekot
skromny kot->nie ma! 😯
Czekolada moze zastepowac ruch fizyczny. Badania przeprowadzono na myszach, ale podobno mozna sie spodziewac, ze sprawdzi sie i u ludzi. Czyzby nieograniczony w swych talentach Mordka maczal i w tym pazury (pamietam jego pionierskie wynurzenia o leczniczych wlasciwosciach Leonidasow)? 😉
http://www.telegraph.co.uk/health/healthnews/8762449/Chocolate-as-good-for-you-as-exercise.html
A poza tym pada i ma padac przez nastepne nie pamietam juz ile dni (mniej niz 40)…
Jeżeli tylko przez 20, to wystarczy pół arki zbudować i tylko po jednym zwierzęciu wpuszczać, nie po parce. 🙂
Czekolada, czekolada. 👿 Na pewno paszetówka powoduje jeszcze bardziej dobroczynne skutki, tylko po prostu jeszcze nikt jej pod tym kątem nie przebadał. 🙄
Moze czekolada dziala na myszy jak pasztetowka na Psy? Ale to juz pewnie bedzie nastepny eksperyment… 😆
Przygoda w Costco. Jest to ogromna spozywczo-przemyslowa hurtownia, a poniewaz nalezy tam pokonywac ogromne przestrzenie,mama pozyczyla sobie w sklepie ichni wozek, ktorym razno zasuwala.
W pewnym momencie zauwazylysmy mocno straszego pana,ktory wozek zakupowy z duza enegria pchal przed soba, zatrzymujac sie przy kazdym stoisku,gdzie byly rzeczy do sprobowania. Znalazlam sie z tylu za nim, gdy wlasnie probowal marynowane sledzie na krakersie. Po spdrobowaniu skrzywil sie i powiedzial: Naah. Naaah.
– Bo to nie sa prawdziwe sledzie -poswiedzialam. – Prawdzwe kupuje sie w polskim sklepie na Dixie Highway, z Niemiec.
– What d’yah know about real herring? – zapytal pan dosc opryskliwie.
– Plenty – poiwedzialam unoszac sie honorem. – My home-prepared herring just happens to be rather famous in West London.
– What do they know about herring in West London? I know better what a real herring is ’cause I am Polish-Russian, and WE know about herring.
– So am I – odrzeklam z duza godnoscia. Half Russian and half Polish. And where are you from?
– What d’yah mean? Ah’m American born and bred. My Father was from Poland, and Mother from Russia.
Ha! – powiedzialam – Meet my mother, who is from Russsia.
– Howdyudo, sweetheart. Would you like to marry me?
– Now, let me think… – zadumala sie rodzicielka.
– Dahn’t think to much or Ah’ll change my mind. Or Ah’ll die, Ah’m 94 you know… How ole are you?
– Not that it is any of your business, but I am 87 – mowi mamusia.
– Phew! – That’s young! Wanna see my two womin, both dead – wyciaga zdjecia z portmonetki. – This van Ah married, this van Ah lived with.
– Did you kill them? – pyta uprzejmie Mama.
– Yeah, killed them both.
Nie majac pewnosci czy rozmowa przybiera wlasciwy obrot, staram sie zmienic temat.
– So, when did your parents come to America?
– On Mayflower – odpowiada starszy Pan bezz chwili namyslu.
– And what is your name? – ciagne dalej.
-Bob. B.O.B – same wchichever you wanna spell it. Do you know how to make cabbage soup?
– I do. You take sime sourkrout and some fresh cabbage…
– Soh you know how to make a cabbage soup! In West London. Soh big deal!
– Yeah, and I know about real herring too. Salted not marinated.
– Yeaah,yeaah,you think you know errithing. Have a Happy Roshhashona!
– A git yontif to you too, Bob.
Pietnascie minut pozniej natykamy sie znowu na Boba. Staje jak wryty ze swym wciaz pustym wozkiem i pyta surowo:
Are you following me, girls?
Life in the fast lane with the senior set… 😆 😆 😆
Oświadczam, że ten Bob nie jest żadnym moim krewnym. W mojej rodzinie nikt by nie był taki głupi, żeby kwestionować Heleny znanie się na śledziach. 😎
Tak. Msm tu nieustajace kino. 😆
U Was też tak zimno? Brrrrrrrr….. 4 stopnie……
Ddddddobrrrrryy … Dzidzidzieeeeń
Dzień dobry 🙂 Za ciepło to może nie jest, ale żeby aż tak szczękająco… 😯
Tadeuszu, ten ziąb to jest na pewno kara boska za zbyt wczesne wstawanie. 😉
Może góralskiej herbatki? 😀
Witajcie 🙂
A nas dzis ponioslo na truskawkowa farme i nazbieralismy sobie truskawek. I przy okazji nauczylam sie jak je rosnac, to na drugi rok bede miala wlasne takie wielkie. Bo moje to jakies badziewie wyroslo, male i bylejakie. Wody im brakuje, ale jak zaczelam podlewac energicznie to zaczely plesniec. A sztuczka magiczka polega na tym, ze sie te polewaczke zakopywa. Zobaczymy…
A potem spedzilismy mile popoludnie w ogrodzie z lornetkami i podziwialismy papuzki jak sprytnie wydziubuja z kwaitow cos tam.
W sumie mily dzien, czego i wam zycze.
Zaraz, zaraz, Zwierzaku, tak łatwo się nie wywiniesz. 🙂 Na czym dokładnie polega to triko z zakopywaniem polewaczki?
Istnieje taki dziurawy szlauch i to jego uklada sie na kopczyku ziemi i przykrywa folia. W tej folii robi sie dziury i sadzi truskawki, tym systemem dostaja wode od dolu i nie gnija, bo maja sucho na gorze. Nie wiem jak u was (moje polskie truskawki rosly jak dziekie bez sztuczkow) ale u nas wydaje sie to jedynym rozwiazaniem.
Tak sobie przemysliwam, czyby i ogorkow tak nie potraktowac.
Ja truskawek w Niemczech jeszcze nie uprawiałem, choć po klimacie sądzę, że rosłyby bez żadnych takich. Ale zawsze ciekawie przeczytać o tym, jak innym się udaje klimat wyonacyć. 🙂
U mnie to poziomki rosną samowolnie i na zasadzie chwastu. Zagnieździły się ze dwa lata temu na tarasie i gdzie tylko znajdą jakąś przerwę między kamieniami, tam zaraz macki wpychają. Niestety, to jest gatunek owocujący tylko raz w roku. Ale wypatrzyłem w mieście poziomki powtarzające (nawet kilka razy) i ukradłem parę rozłogów. Też je wetknąłem w dziury między kamieniami, może im się spodoba i w przyszłym roku będę miał poziomki przez cały sezon. 🙂
Powinny, bo podobno kradzione lepiej rosnie 🙂
U nas ciagle jest ten problem z woda, bo w tym upale odparowuje natychmiast.
Kiedys udalo mi sie doczekac ladnych pomidorow. Znienacka przyszedl upal i ostre slonce i niestety – upiekly sie.
Pomidory straszne delikaciki są. Nawet tutaj niektórzy im daszki stawiają, żeby się nie usmażyły.
Moje się wprawdzie nie usmażyły, ale przyszedł grzyb, zeżarł i tyle z tego miałem. 👿
Na szczęście nowego wpisu nic nie zeżarło i już go wrzuciłem. 😀