Omlet
Wielką wydaje się to sztuką,
by zrobić omlet jaj nie tłukąc,
lecz z jaj stłuczonych, droga dziatwo,
też zrobić omlet nie tak łatwo.
Problemów taki jest początek:
dla ilu omlet jest zwierzątek?
Po ile jaj na łeb przypada
i kto w ogóle jaj nie jada?
Kto boi się cholesterolu,
a kto okropny jest samolub
i sam chce zgarnąć całą pulę?
Kto ma podstolim być, kto królem,
gdy przyjdzie zasiąść do posiłku?
Kto zaczerwieni się z wysiłku
gdy ubijanie jaj się zacznie,
a kto w tym czasie uśnie smacznie?
Omletu jaka ma średnica
być, by się każdy nią zachwycał?
Jakiej patelnia ma być rasy?
Dodawać trufli, czy kiełbasy?
Bić albo nie bić? Wstrząsnąć z lekka?
Czy ma to być smakoszy Mekka,
czy Częstochowa? Czy oliwa
znacznie na smak omletu wpływa,
czy też nic nie ma do gadania?
Gdy się przeczyta te pytania,
to wniosek jasny jest jak słońce,
że łatwiej związać koniec z końcem,
niż zrobić omlet. Więc się chwalę:
ja nawet nie próbuję wcale!