Wstępniak
Witam serdecznie wszystkich, którzy zechcą być powitani, mając cichą nadzieję, że się garstka takich ryzykantek i ryzykantów znajdzie. Z ich pomocą chciałbym tu wymościć dla wszystkich wygodny koszyczek, w którym byłoby miejsce na pogaduchy, wygłupy, przekomarzania, opowieści dziwnej treści, wirtualne sączenie napojów wyskokowych, wierszyki, a nawet prozę życia, czyli prawdziwy absurd.
Postaram się zamieszczać z pewną (na razie nieokreśloną) regularnością nowe wpisy, chociaż tak naprawdę to nie one są tu najważniejsze. Komentarze zwykle i tak nie są do wpisów, tylko do innych komentarzy, które się splatają z jeszcze innymi komentarzami.
I o to właśnie chodzi, żeby nam się plotło! 😆
U ścichapęków i złośników,
pijaków, leni, wierszokletów,
łagodnych fujar, weredyków,
tych, co nie mają paru zetów
na „Czar Przasnysza”, psów i kotów,
którym blogować też się zdarza,
trutni, geniuszy, półidiotów,
u wszystkich pytam komentarza.
U sów natrętnym nocnoporzem
i u skowronków skoroświtem,
U tych, co siedzą gdzieś za morzem
i o zachodzie tęsknią przy tem,
U głośnych rewolucji ciotek
i u cichego jej grabarza,
choćby mi wdepnął na nagniotek –
u wszystkich pytam komentarza.
Prócz wredot jeno tych zawziętych,
co patrzą jak dołożyć komu
i zachowują się jak męty,
i rozwalają po kryjomu,
prócz trolla, co blogowi zawżdy
zza węgła szkodzi i zagraża
ja się dogadam prawie z każdym,
u wszystkich pytam komentarza.
Bobiku kochany, chylę czoła do samej ziemi w podziwie za dzieło, czyli blog i podzięce za to że jesteś. Pozdrawiam najpiękniej, Teresa
jest wesolo a bedzie jeszcze lepiej
fantastyczny pomysl
swir swir
Witaj rozkoszny szczeniaku na swojem!
Strona jest tak piekna, ze jestem wrecz oniesmielona jej pieknoscia.
No i wiersz! Jestem wielka wielbicielka Twego oevre’u poetyckiego i oczekuje, ze bedziesz pisal ku naszej wspolnej radosci.
Szkoda, ze bl.p. Kot Pickwick sie tej strony nie doczekal. Ale mysle, ze mruczy do Ciebie, honorowego Kota, z tej Wielkiej Kociarni w Niebie.
Mam wrazenie, ze zegarek troche nawala i wszystkie komentarze sa z 2-ej.
Mnie to nie przeszkadza….
No ty popatrz, ledwo napisalam i sie juz naprawilo!
Bobiku kochany, krotko, bo z drogi – spodziewalam sie, ze bedzie swietne, ale jest jeszcze lepsze. Dzieki za Twoj wdzieczny prawy polprofil – masz racje, ze nie dajesz sobie obcinac grzywki, bo Ci z nia bardzo do twarzy. Odezwe sie pozniej, jak doczolgamy sie do domu. A na razie – radosc, ze jestes!
Witam awangardę! 🙂
To bardzo przyjemne, jak blog zaczyna się od śpiewu skowronka. Chociaż Teresa, jak się okazuje, wstaje jeszcze przed skowronkami. 😀
Wszelkie błogosławieństwa za piękność strony niech spłyną na głowę mojego Taty, który jeszcze teraz, w biegu, usuwa kolejne zauważone niedoskonałości.
Że Pickwick nie doczekał też mi bardzo żal. Ale może Mordeczka się czasem pokaże? 🙂
Zachwycona lekturą chcę wszystkim polecić „Ruski miesiąc” Dmitrija Strelnikoffa. Jest mocny jak góralski prąd do herbaty i żeby nie zepsuć przyjemności doświadczania tego dzieła nie dodam nic więcej poza nazwą wydawnictwa, które na to poszło – WAB. Mam jeszcze stronę internetową autora – http://www.strelnikoff.strona.pl i zaraz tam zajrzę, a nawet zapodam stronę Blogu Bobika.
Tereso, jak dla mnie możesz coś jeszcze dodać, bo zanim książka mi wpadnie w łapy może jeszcze dużo wody upłynąć. 😉 Nie jestem w stanie czytać wszystkich polskich nowości na bieżąco i miewam duże zaległości, więc zawsze jestem wdzięczny, jak ktoś mi coś opowie.
Bobiku,
książka jest na Nobla, wspaniała. Świetne pióro i glowa nie od parady.
Może ja Ci ją lepiej przyślę, zamiast nie oddać jej walorów próbą opowiadania o niej? Szukaj wydawnictwa, któremu przetłumaczysz ją na niemiecki.
Na stronie Dmitrija Strelnikoffa forum nie ma. Posłałam list (jest opcja Kontakt).
Na stronie Dmitrija Strelnikoffa forum nie ma. Posłałam list (jest opcja Kontakt).
Ooooooooooo! Dostaję komunikat, że wykryto już identyczny komentarz a ja nie wiem jakim sposobem wykryto jeśli taki wysyłam po raz pierwszy.
Tereso, może szybko kliknęłaś i maszyna odczytała to jako podwójne wysłanie? Mam w każdym razie nadzieję, że to nie usterka u mnie, bo trzeba by było znowu zacząć dłubać. 🙁
Na niemiecki tłumaczę tylko jak muszę 😉 , a dobrowolnie raczej odwrotnie, z niemieckiego na polski. Jakoś mi łatwiej napisać coś od początku po niemiecku, niż tłumaczyć.
Na propozycję wysłania książki miałem w pierwszym odruchu zareagować entuzjastycznie, ale potem zacząłem się zastanawiać, czy to nie jest za drogo? Pojęcia nie mam, jakie są teraz w kraju ceny przesyłek.
Tereslko, swoimi slowami – o czym ta ksiazka jest i dlaczego Co sie spodobala? To nie jest wywolywanie do tablicy i nie prosba o „krytyke literacka” 🙂 🙂 🙂 Tylko tak z ciekawosci – o czym?
Na stronie Strelnikoffa wyczytałem, że książka jest m.in. o polsko-rosyjskich fobiach i stereotypach, co oczywiście bardzo interesujące. I w związku z tym pomyślałem sobie o ciekawym zjawisku, które obserwuję w Niemczech: te różne wzajemne uprzedzenia i klisze tutaj przestają być ważne, tak jakby wobec dominującego żywiołu germańskiego na pierwszy plan wysuwało się to, co łączy i poczucie słowiańskiej wspólnoty. No i jest trochę piosenek, które można wspólnie pośpiewać. 😀
Może tak było.
No, jak o fobiach polsko-rosyjskich, to pewnie Nobla mamy z glowy 🙂
Ja lece za godzine do E. gdzie bedziemy razem ogladac pierwszy odcinek Malej Dorrit i doczekac sie nie moge. Uwielbriam jak BBC robi co pare lat nowa adaptacje kolejnej powiesci Dickensa, bo robi tak, jak dokladnie chce go widziec na ekranie – bez natretnej obecnosci rezysera i scenarzysty, w kostiumach i wnetrzach z epoki, no i najwazniejsze zeby postacie odpowiadaly mojemu o nich wyobrazeniu z lektury. I zeby bylo w tym tyle poczucia humoru co u samego Dickensa (czego niestety brakuje wiekszosci polskich tlumaczen).
Mam nadzieje, ze i tym razem bedzie tak jak przedtem. Opowiem jak wroce (chyba, ze zasne, co sie zdarza… choc zazwyczaj nie przy ukochanym Dickensie )
Spróbuję. Po pierwsze o polskiej rusofobii w sposób bardzo plastyczny bo nie jednostronnie gdyż i z drugiej strony też kpi bez pardonu. Po drugie o katocyzmie i prawosławiu w konfrontacji z „wierzeniami” na ten temat. O rafach koralowych, motylach (on biolog), podróżach, ludziach nie tylko w podróży, bo i na urzędach, historii zawsze politycznej, a wszystko na tle trzyletniej batalii o prawo ślubu prawosławnego narzeczonego z katolicką narzeczoną w katolickim kościele. Ze swadą, nerwem i świadomością stanu spraw. Do śmiechu, bo reflesyjność to indywidualny duch.
Jade, jade, po drodze patrze na jesienne drzewa. Troche trzesie, a angielski edytor tekstu przerabia „jesien” na „Jesus”. I tez mnie ten Strelnikoff zainteresowal. Zas co do tlumaczen, to dla mnie najciezsze bylo tlumaczenie z angielskiego na angielski tekstu kuzynki polonistki, ktora popelnila wyklad o ” Weselu”, i uparcie przerabiala tekst angielski na polska proze, tyle, ze z angielskimi slowami.
Bobiku – http://www.wowil.coldlight.pl/bobik/?p=3#comment-30 , dowiem się o te koszty.
O, Heleno, tej „Malej Dorit” to Ci zazdroszcze. Może u nas puszcza niedlugo w „Masterpiece Theatre”. A Strelnikoff frapujacy. Reszte dopisze pozniej, bo mnie odrobinke dopada „chorpba lokomocyjna” of malych literek i trzesienia samochodu. 🙂
Czy ten edytor jest katolickim fundamentalistą? 😉 Może mu podrzucić kilka dalszych słów do przerobienia? Jesionka, jesion, jesiotr, jesziwa, jestem, jeść, jeszcze… 😀
Tereso, jeżeli koszt samej przesyłki nie jest zbyt wysoki, to można by zrobić sztafetę, tak żeby książka – obleciawszy Niemcy, Anglię i Stany – na końcu do Ciebie wróciła.
Czemu nie?, Bobiku. Przyślij adres na priv, jutro wyślę książkę. Będzie bywała w świecie.
„O Książku Wędrowniczku”… 😆
Zaraz wysyłam adres. 🙂
Dostałam link do wywiadu z Olgą Tokarczuk z informacją, że inspirujący wydaje mi się jej sposób myślenia –
http://www.krytykapolityczna.pl/dmdocuments/Tokarczuk_TR.wma . Będę słuchać.
Adres dotarł.
Ja właśnie słucham i na samym początku rozbawiło mnie zdanie prowadzącego spotkanie: „po jednej strone mamy naród, po drugiej rynek”. Natychmiast wyobraziłem sobie wielki obraz batalistyczny pod tytułem „Walka narodu z rynkiem”. 😀
Tereso, jeszcze raz dziękuję za wiadomość.
Bobiku, chcesz czy nie – dojrzałeś. Na razie do własnego blogu 🙂 Na książkę zapoluję jutro. Już Stomma mnie zaciekawił, a skoro Teresa też w ochach to wchodzę 😀
Mnie „współzawodnictwo i jego macki” wydają się szaleństwem, mnie imponuje u ludzi zdolność współpracy i altruizm, także z samym sobą.
Haneczko, witam i pozdrawiam. Za książkę gwarantuję,
O, jak miło widzieć haneczkę! 🙂
Mam nadzieję, że dojrzałość do blogu nie rzuci mi się na inne dziedziny. Ja bardzo lubię być szczeniakiem. 😀
Lub Bobik, lub 😀
To zaszczyt znać, choćby tylko blogowo, takiego szczeniaczka.
Rrrrewelacyjna myśl Tokarczuk: kulturotwórcza rola plotek. Cywilizacja zbudowana na plotkowaniu i pielęgnowaniu stosunków międzyludzkich, a nie na wybijaniu mamutów i sąsiednich plemion. Popieram! A jak mi się przyjemnie zrobiło ze świadomością, że my na blogach cywilizację budujemy 😆
Haneczko, cała przyjemność po mojej stronie! 🙂
Warto unikać żywności przemysłowej –
http://geldfreitv.blogspot.com/2008/07/unser-tglich-brot.html .
Tereso, mnie się wydaje, że niemal wszyscy chętnie by unikali żywności przemysłowej, ale to jest kwestia ceny. Sama wiesz, ilu ludziom do pierwszego nie starcza i jak takie osoby namawiać do tego, żeby kupowały jedzenie o wiele drożej? Ja też się pięć razy muszę zastanowić, zanim kupię produkt ekologiczny, bo bo odczuwam przy tym ostry ból portmonetki. 🙁
Bobiku, podejmę ten temat jak się prześpię. Wcześnie dziś wstałam i jutro też tak trzeba.
Na koniec mego dnia ślę Ci uśmiech za Blog Bobika. Oby mu się drzwi nie zamykały.
Mogę je na wszelki wypadek trzymać cały czas otwarte. Mam grube futro, to nie zmarznę. 😆
Bobiczku, Bobiczku,
witaj w swoim koszyczku!
Bobiczku, Bobiczku,
śliczny koszyk masz! 😀
Zawitała Kierowniczka
do Bobika do koszyczka.
Bobik dla niej miejsce mości
nucąc „Odę do radości” 🙂
Widzę, że Łotr Panią Kierowniczkę przesunął na 23.17 😯 Zaraz muszę zawiadomić mojego internetowca, że ze zmianą czasu przedobrzył o godzinę. 🙂
Bobik, a Ty nie wydawaj wlasnych pieniedzy na zywnosc ekologiczna, tylko niech Ci tata z mama kupuja.
Nie jestem w stanie powiedziec jak zmeczyla mnie Tokarczuk. Moglaby to byc bardzo ciekawa rozmowa z pisarka o utopiach, gdyby nie byl to wymuszony monolog i gdyby miala przyzwoitego prowadzacego. Dojechalam do 70-ej minuty i kiedy uslyszlam, jak prowadzacy mowi: No to czy masz jeszcze jakas… tego… teze w rekawie? – dalam za wygrana. W rekawie! Teze w rekawie!!!
Zeby mi kto teraz siekera machal przed nosem, to nie wyslucham ani minuty wiecej. Call me stupid, but no!
Witaj Bobiku w nowej roli. Zycze dlugiego przetrwania, ciekawych dyskusji i ogolnego powodzenia. Mam nadzieje, ze nie jestem intruzem. 🙂
PA, intruzem? 😯 Cieszę się szalenie, że Cię tu widzę i ogonem wymachuję! 😀
Podczas przesuwania komentarzy na właściwe miejsca czasowe chyba się trochę kolejność poplątała, ale niech tak już zostanie, bo się zrobi jeszcze większy mętlik. Niesłusznie przesuniętych przepraszam. 😉
Heleno, to prawda, że prowadzący był… hmm… niezbyt umiejętny. A w tej dalszej części wywiadu była rozmowa z publicznością, w której pytania publiczności były ledwo słyszalne (albo całkiem niesłyszalne), więc może i lepiej, że dalej nie słuchałaś, bo byś się jeszcze bardziej zirytowała.
Pomyślności Bobiku w nowej roli.
Ciekawych dyskusji, przyjaznej atmosfery oraz ogolnego powodzenia dla Twojego blogu!
Biedny KoJaK musiał chyba przenocować w poczekalni, bo poszedłem jak na mnie wyjątkowo wcześnie spać. Witaj Moguncjuszu i dziękuję za życzenia! 🙂
Może ten nocleg w poczekalni nie był zbyt wygodny, ale za to, tytułem rekompensaty, przesyłam Ci rzecz niezwykle rzadko występującą w przyrodzie – uśmiech Bobika o wpół do ósmej rano. 😀
Taki tłum, że trudno się dopchać… Koreczki się skończyły, wino wypite, dobrze że Gospodarz dzielnie trzyma się na (czterech) nogach.
A Bobik nie wychodzi rano podnieść łapki tu i ówdzie? 🙂
Dla Komisarza jeszcze jakiś koreczek się na pewno znajdzie. 🙂
Moi Starzy ich nie wyrzucają po wypiciu wina, bo ja się bardzo lubię bawić koreczkami, więc są w domu duże zapasy. A w razie czego naszej drogiej policji nawet swój ostatni byłbym gotów oddać. 😀
Pani Kierowniczko, rano to jest pojęcie bardzo względne… Jak zresztą w ogóle czas, o czym przekonałem się wczoraj, kiedy mój internetowiec na stronie administracyjnej manipulował czasem jak mu się tylko zachciało. 😯 Ale łapkę owszem, byłem podnieść i właśnie wróciłem. 🙂
Dzień dobry !
Kiciusia najbardziej bawić się lubi drucikami od korka do szampana. Pojęcia nie macie Państwo jak piękny pokaz Kiciusia może zrealizować i to bez reżysera oraz treningu/próbowania.
Koniec świata kiedy psy
Piszą blogi, podczas gdy
Wielu ludzi kłopot ma
Ze zrozumieniem swego psa.
Ja mam kota i ten zwierz
Może pisać chciałby też?
Gdzie sprzedają do cholery
Te zwierzęce komputery?
Kupię mu i niech on klepie,
Może tak jest znacznie lepiej:
Sieć dla kota oraz psa,
Człek o wyżywienie dba…
🙂
Ja mam pojęcie, bo znałem jednego kota, który też tym ustrojstwem od szampana lubił się bawić. 🙂
Miło wiedzieć.
Kot zeenowy z chytrą miną
Ma do grania już pianino… 😉
Miło wiedzieć i widzieć, a jeszcze milej powitać zeena! 🙂
Nic nie stoi na przeszkodzie,
by kot także pisał co dzień.
Jak się przyjdzie ze mną upić,
powiem mu, gdzie kompa kupić,
a jak schowa swe pazury
pożyczę mu klawiatury.
Tak dla kotka i dla pieska
miła kroi się imprezka,
bo obsmarowywać ludzi
zwierzu nigdy się nie znudzi! 😀
Oooo, prawdziwe osiągnięcie 🙂 , Kiciusia nawet nie widziała… Pewnie gdyby jej się zdarzyło, biegałaby jak po klawiaturze wtedy gdy ja piszę, a ona wolałaby w tym czasie głaski.
Na wypadek, gdybyśmy z zeenowym kotem chcieli przy okazji imrezy pograć na pianinie, uprasza się Panią Kierowniczkę o dostarczenie listy utworów, które nadają się do grania na osiem łap. 😀
Bobiku, nie będziecie przy tem siedzieć, tylko wszystkimi łapami – grać?
Tereso, sama wiesz, do jakiej ekwilibrystyki koty są zdolne. A pies może się od nich niejednego nauczyć. 😀
Zjadłam właśnie (a’propos wcześniejszych obietnic) swoje ekologiczne śniadanie. Ugotowałam na miękko siedem jaj kurzych i zjadłam z nich same żółtka, w sumie ważące ca 130 gram, w tym białka – 21 gram. Cena takiego śniadania to pięć złotych, trochę drogo, ale zaoszczędzę… na aptece.
Jaj, a właściwie żółtek idzie u mnie masa. Robię z nich jajecznicę (1 jajo i 2-3 żółtka, w zależności od wariacji na ten temat, chodzi o to by nie przeholować z białkiem), omlety (proporcje jak wyżej), pasty, sałatki w których żółtka mają poczesną rolę, owe jaja na miękko, żółtka sadzone, czasem krem ubijany w temperaturze 70′ C z 10 g cukru. Z takiej masy/kremu robiłam również lody. Żółtka bardzo mi smakują. Do tych żółtek skonsumowałam jeszcze dwa nieduże pomidory dla 10 gram węglowodanów no i walorów smakowych. Takie śniadanie zapewni mi poczucie sytości na 6-7 godzin.
Z żółtka rośnie cały kurczak, wszystkie jego organy, więc jest znakomity produkt, mam nadzieję regenerujący komórki mego organizmu.
Nie, nie martwię się o cholesterol, ale obawiam się wzrostu cen jajek, jak się rozniesie jaki to wartościowy produkt. W Polsce już tak było, że za jedno jajo można było przejechać całe miasto wzdłuż i wszerz, co prawda w minionej epoce, gdy już wszystkiego brakowało.
Bobiku, list na priv do Cię wysłałam i oczekuję pilnej odpowiedzi.
Podróż za jedno jajo? 😀
Ja się nie tyle boję cholesterolu, ile zjedzenie ponad jednego jajka naraz przerasta na ogół moje możliwości albo zalega mi ciężkim kamieniem w żołądku. A poza tym nie byłbym chyba w stanie za każdym posiłkiem zliczać tych wszystkich gramów, białek i węglowodanów. Lenistwo. 🙁
Kontynuując ekologiczny temat, informuję że nie kupuję gotowych wędlin, wyrobów garmażeryjnych, ani cukierniczych, czy piekarniczych, za to piekę w domu mięsa, pasztety, serniki, pieczywo z ziaren bezglutenowych jak słonecznik, dynia, sezam, orzechy (bardzo 'wydajne” jest to pieczywo). Piekę też czasem jakieś ciasto dla gości (sama też skosztuję nieco) na bazie mielonych migdałów. Robię jeszcze w domu białą kiełbasę i kotlety mielone, oraz schabowe i podobne z karkówki. Mrożę i skoro mam wybór w szufladach swojej zamrażarki, to nie zaglądam do zamrażarek i lad chłodniczych w sklepach.
A tzw świeżych kupuję jarzyny, te które lubię, czyli ziemniaki (m.in. placki ziemniaczane), pory, pomidory, cebulę, kapustę, paprykę, rzadziej kalafior, czy brokuł, jeszcze rzadziej marchew i buraki. Kupuję też kwaszoną kapustę i kiszone ogórki. W domu robię w sezonie przecier pomidorowy i przecier pomidorowo-paprykowy, które nadają się do wielorakiego zastosowania. Z owoców kupuję w gruncie rzeczy tylko jabłka antonówki, śliwki i tzw jagodowe. A! Z antonówek i śliwek robię też przeciery do twistów, których używam rzadko, ale jednak, do sosów, także do omletów.
Smakuje mi moja kuchnia i nie jest kłopotliwa, bo mam thermomix, piekarnik, cztery paniki i lodówkę z zamrażarką.
A’propos thermomixa. Mielę w nim co mi trzeba, robię masy na wypieki (w tym na pasztet), majonezy, sosy (w tym ulubiony holenderski), kremy, pasty, sałatki i surówki. Nawet jarzyny na sałatki gotuję w nim na parze, bo są wtedy smaczniejsze. Przyrządzanie czegokolwiek z thermomixem trwa krótko, bo to iście diabelska maszyna. Każdej i każdemu życzę takiej pomocy.
Bobiku, na próbę zjedz same żółtka i napisz mi o wrażeniach. Ten ciężąr na żołądku może się brać z produktów jaju towarzyszących… Jarzyny, szczególnie gotowane, czy duszone, kłopotu robić nie powinny, ale zbożowe mogą, ze względu na gluten jak i nadmiar węglowodanów, dla których trawienia organizm potrzebuje dużo więcej białka (enzymy trawienne budowane są z białek). Kłopot z dużo więcej może polegać na tym, że człowiek tyle nie je. Przy moim trybie prowadzenia kuchni je się mało.
Powinnam napisać, że objętościowo jak i wagowo je się mało.
Temat chyba wyczerpałam. Dziękuję za uwagę 🙂
Jednak nie. Liczenie jest ważne, bo proporcje są bardzo, bardzo, bardzo istotne. One są zasadnicze, więc trzeba je kontrolować. A człowiek się tego łatwo uczy i wiele zapamiętuje jak drzewiej tabliczkę mnożenia. Jest dobrze i liczę na jeszcze lepiej. Wcześniej strasznie się „zabagniłam” z braku wiedzy i nonszalancji wobec potrzeb od-żywiania swego organizmu doprowadzając go do ruiny. Koniec.
Kuchnią mi przychylasz nieba,
Żal, że to wydalić trzeba…
Ma wydalnictwo i swe zalety,
choć czasochłonne bywa, niestety… 🙁
Zeen, wydala się tylko to co zbędne, wprost proporcjonalnie. O to też chodzi by nie obciążać organizmu zbędną ciężką, niejednokrotnie wyniszczającą, pracą. Łatwo sprawdzić.
Trafisz człeku na złą zupę,
Sempiternę ci rozerwie,
(Nie masz drugiej wszak w rezerwie)
No i masz kłopotów kupę…
Nie daj zupy sempiternie,
która ma ci służyć wiernie.
Zupa w roli dynamitu,
to idea jest do kitu!
Na cóż smutno liczyć trupy
się ścielące od tej zupy? 🙁
Dla Was przerwa obiadowa,
To okazja wprost typowa,
By rymować na wyprzódki,
Na temat wybuchowej zupki.
Weźmie taki się wPAKuje,
A u siebie nie rymuje…
Widze, ze tu dzisiaj bardzo kulinarnie. Przy pracowitosci Teresy czuje sie zawstydzona, bo taka przezornosc ostatni raz przejawialam przed pojawieniem sie Matyldy. 🙁
A co do zywnosci ekologicznej i cen, to sa na to sposoby. Jak sie mieszka blisko farm, to wiele mozna wynegocjowac. Na przyklad rodziny sie lacza w kluby wspierajace farme. Dziala to tak, ze wykupuje sie „abonament” na okres zbiorow, i co tydzien dostaje sie wielka torbe wypelniona tym, co akurat dojrzalo. Jest to interesujace takze dlatego, ze spotyka sie niespodzianki, ktore potem trzeba tworczo zagospodarowac. Dzieki temu moje dzieci zaczely jadac mniej znane warzywa, a calosc nie obciazyla nadmiernie naszego budzetu. Gdy przez jakis czas mieszkalam z dala od farm, taki uklad tez dzialal, bo farmer (a byla to kobieta!) dowozil „udzialy” z farmy do miasta dwa razy w tygodniu (trzeba sobie bylo wybrac dzien odbioru).
Jezeli moge sie wtracic. Kontestowalbym z punktu widzenia fizjologii i medycyny teorie o obciazaniu okreslonych oganow pewnym typem diety. Dobrze zbalansowana dieta z mala iloscia tluszczu jest najbardziej odpowiednia. Plus duzo warzyw i owocow, jak najmniej junk food. Jezeli weglowodany, to raczej te kompleksowe, obecne w zbozach. Jak najmniej cukrow prostych. No i najwazniejsze- cwiczenia fizyczne. Polska kuchnia jest moze bardziej smaczna niz zachodnia, ale posiada wszystkiego w nadmiarze. Zwlaszcza cukru i tluszczu. A poza tym, ludzie nie uprawiaja sportu, tak, ze w wieku 50 lat sa staruszkami. Ja staram sie biegac 5-8 km dziennie, jako minimum aktywnosci.
Tzw. „zdrowa zywnosc” nie zalatwi diety jako takiej, nawet jezeli unikniemy sladow pestycydow. Wiekszosc z nich jest metabolizowana przez organizm i nie ulega akumulacji w organizmie.
Bobiku,
wróciłam z Poczty. Książki zostały wysłane. Teraz ciekawa jestem Twoich wrażeń.
Moniko, nie ma w tym za grosz pracowitości, chyba że sprzętu. W kuchni bywam mało. Jak potrzebuję upiec 0,5 kg mięsa/boczku to piekę 2-3 kg, jak potrzebuję 3-4 kotletów mielonych to robię 25, sernika zamiast 30 dag szykuję 2 kg, to samo z pasztetem. Czas ten sam, czy 0,5, czy 2. Jedynie przy kiełbasie (białej) zaangażowany czas jest wprost proporcjonalny do ilości dania. Poza thermomixem mam jeszcze (zapomniałam podać) elektryczną maszynkę do mięsa.
PA, jeśli zboża to bezglutenowe, czyli ryż i gryka. Do czego organizmowi są potrzebne węglowodany, żebyśmy mogli określić wielkość potrzeb w tym zakresie?
Mnie od owoców szybują trójglicerydy… Każdy może z pomocą diety (tak to nazwę) eliminacyjnej sprawdzić jak jego organizm reaguje na poszczególne grupy produktów. Sporo na ten temat wiedzą alergolodzy.
Swietny wczorajszy pomysl na wedrowki ksiazek. Mam cicha nadzieje, ze wzmianka wczoraj o Stanach brala pod uwage takze mnie…
A co do pracowitosci, to czesc z tego to organizacja pracy plus dobra zamrazarka. Chwilowo tej ostatniej nie mam, co do organizacji pracy to bywa roznie, bo nie zawsze wszystko da sie zaplanowac, No i moi krytycy kulinarni maja wlasne ciekawe pomysly, do wykonania razem, najlepiej zaraz, a ja lubie takie nagle, ale przez to raczej proste improwizacje, z warzywami i zlozonymi weglowodonami w roli glownej. Zas co do maszynek do miesa, to ja tez w koncu mam elektryczna – tutaj to dosc droga przyjemnosc, bo malo kto ich uzywa, ale trudno bez niej zyc. Po paru probach mielenia maku na makowiec w innych urzadzeniach, oraz przecierania przez sito, jak w ksiazkach kucharskich naszych babc, poddalam sie i w koncu sie na maszynke elektryczna wyluszczylam.
@Teresa Stachurska:
Weglowodany to zrodlo energii. Weglowodany w nadmiarze to produkcja tluszczy , w tym cholesterolu i TG. Zwlaszcza weglowodany proste w postaci glukozy lub sacharozy (cukru, ktory uzywamy do slodzenia, pieczenia, etc.). Prawdziwa epidemia na swiecie, rowniez w Polsce, jest cukrzyca typu II, powodowana zla dieta i brakiem aktywnosci ruchowej (oczywiscie w skrocie, bo tam jest rowniez komponent genetyczny). Prosze spojrzec dokola, jak wielu ludzi ma nadwage, jak wiele dzieci.
Gluten jest w zasadzie bialekiem, a w zasadzie kompleksem bialkowo-cukrowym. Jego obecnosc lub nieobecnosc w diecie jest w gruncie rzeczy nieistotna. Istotna dla ludzi z celiakia.
Zauwazylem podczas mojego pobytu w Polsce, ze wybor owocow i warzyw jest raczej mizerny w porownaniu z Zachodem. No i ceny sa wysokie. Trudno dostac porzadne jablko lub pomidory na wiosne, co w Ameryce Pln nie jest problemem.
Alez tu trajkotanie od rana – proza i wierszem.
Nie bede czytac o dietach, bo wlasnie w wielkim pospiechu wprowadzilam do organizmu 20 dkg za przeproszeiem salcesonu. Nie dosc, ze grzech, to jeszcze pewnie z przemyslowej hodowli swin.
I am not a happy bunny, Lord.
Brak właściwych składników w pożywieniu…
Brak właściwych składników w życiu…
http://www.youtube.com/watch?v=c3hRWLUWQNI
Jest sposob na diety: 80/20. 80% tak jak by sie chcialo, a te 20% na momenty typu salceson. 🙂 Pomysl nie moj, niektorzy bardziej zdyscypilnowni, zmieniaja to na 90/10, 95/5 – ale ogolna mysl mi odpowiada.
@PA2155
W czasie ostatniego pobytu w Warszawie cierpliwie obdzwonilam wszystkie „sklepy ekologiczne” pytajac o warzywa ekologiczne, i odnioslam podobne wrazenie co do cen i wyboru owocow i warzyw w tej kategorii. Bylo to wczesna jesienia, wiec w czasie najwiekszych zbiorow. Slyszalam w odpowiedzi, ze nie oplaca sie, bo za malo ludzi kupuje. Za to w pobliskich delikatesach „Bomi” wybor byl spory, ale nieekologiczny, i nietani.
Bardzo to ladne i dawno nie sluchane. Dzieki, zeen.
PA, też tak umiem. Węglowodany w nadmiarze to produkcja tłuszczy, które tak się mają do paliwa (energii) jak towot do benzyny, jeśli się używa i tłuszczów i tego nadmiaru węglowodanów na jednym talerzu. Dla dalszej dyskusji na ten temat musiałabym znowu zaopatrzyć się w „Biochemię” Harpera, bo w domu jej na stałe nie posiadam.
To chyba bede musiala zjesc dzis jeszcze 1,8 kilo seleru, zeby ten salceson odpokutowac..
Helenko, salceson to samo zdrowie. Salceson od czasu do czasu kupuję, nie próbowałam robić go sama.
PA, cukry proste to poza glukozą i fruktozą także laktoza i maltoza, tak?
TS, podrecznik Harpera jest OK, pod warunkiem, ze mamy jego najnowsze wydanie. Niektore rozdzialy zostaly drastycznie zmienione w ostatnich 15 latach.
Polecalbym nowinki dietetyczne na temat np. tofu (spowalnia wchlanianie cholesterolu z produktow zywnosciowych), niektorych rodzajow olejow i oliwy. Olej sojowy zawiera naturalnie m.in. tzw. fitosterole, ktore rowniez spowalniaja wchlanianie cholesterolu (jeden z nich jest ostatnio dodawany do margaryny w USA). Inne zawiera tzw. Omega-nienasycone kwasy tluszczowe, ktore sa pozadane metabolicznie i dietetycznie. To sie wszystko zmienia jak badania w tym kierunku staja sie bardziej zaawansowane.
Pozdrawiam
TS, latoza i maltoza to dwucukry. Fruktoza i glukoza to cukry proste.
Jedzmy. Czego nie zjemy to nas załatwi …
http://www.youtube.com/watch?v=1_3DDRUIDNg
Bobik ponownie wrócił z przechadzki,
zaraz na blogu rozpostrze macki… 😀
PAK-a rymowanego powitanie spóźnione, ale szczere. 🙂
Przepis na tort Bobika:
Składniki:
Przyrządzanie:
Wymięszać.
Podanie:
Na papierze formatu A-4, z datą i podpisem.
Smacznego! 😆
przelecialem
swir swir
swir swir
Skowronek o tej porze? 😯 Ciemno już, słowik powinien się zrywać. 😉
wszystko sie kicka po zmianie czasu 😆
swir swir
swir swir
Słowiczku mój, a leć, a piej 😀
Ja o diecie powiem tyle, że jestem całkowicie za PA2155 @ 15:10. Więcej mi się nie chce… 😉
Ale torcikiem może się Pani Kierowniczka poczęstuje? Dziś wyjątkowo bez kości… 😀
Dziękuję, chyba muszę zacząć się odchudzać 😉 Nie oparłam się właśnie poczęstowaniu szarlotką na ciepło z lodami…
szarlotki nie tucza
wychodza boczkami
swir swir
swir swir
Skowronku, to chyba nie jest oparte na zasadzie wzajemności. Jeszcze nie widziałem, żeby boczek wychodził szarlotką. 😉
Pani Kierowniczko, nie widziałem też jeszcze ani jednej osoby, którą mój dzisiejszy torcik by utuczył. 😀
Bobiku, gdzieżby mógł? Z Twojej ręki/łapki ?
Bobiku, pyszny torcik. Może w wersji light do mięszania należy się ograniczyć? Mięszanie już ma ogromne walory smakowe!
Niech będzie krakowskim targiem: w wersji light mięszanie i szczypta. 😀
Ale same naturalne skladniki, nawet w wersji light, a to juz nie lada osiagniecie. Dotad przeciez nie udalo sie wyizolowac chemicznie szczypty, i odtworzyc jej w laboratorium. 🙂
Z okazji jesieni poczytywałem pociągające informacje o katarze, czyli rhinitis acuta. Ale wkrótce odkryłem, że znacznie ciekawszy jest rhinitis atrophicans u świń. To, że jego sprawczynią jest bakteria o wdzięcznych danych Pasteurella multocida to jeszcze byłby mały pikuś, ale imaginez-vous: ona na wspólniczkę w tym niecnym procederze dobrała sobie Bordetellę bronchisepticę! 😯
Pewnie ktos tak nazwie niedlugo dzieci, choc Bordetelle jednak bym odradzala, bo za latwo sie przejezyczyc. A Pasteurella, moze i owszem. Po wyborach amerykanskich w 2000 roku, bardzo modne bylo nazywanie niewinnych dziecin Chad, od nazwy nie do konca przebitych dziurek w kartach do glosowania. W porownaniu, Pasteurella jest pastoralna.
Ach, usłyszeć, jak mamusia woła niewinną dziecinę „Bordetello, na obiad!” 😀 Albo „te, Bordetella, co tam robisz z chłopakami za garażem?”
Z danych osobowych przypomniały mi się dwa osobiście mi znane, najautentyczniejsze autentyki: Wioletta Golonka i Dolores Miednica. Jeżeli przypadkiem trafią na blog – pozdrowienia od Bordetelli! 🙂
Wioletke, co prawda nie Golonke, znalam, bo z jedna chodzilam do szkoly. Na nazwisko miala Gozalczynska, wiec tez piekna rownowaga miedzy poezja a proza zycia (no i bledem ortograficznym). Moze tez sie odezwie? 🙂
No to jeszcze mi się przypomniało, jak gdzieś tam kiedyś tam dyskutowano nad przyjęciem w poczet czegoś tam faceta pod tytułem Rzechak. O nieprzyjęciu zadecydowało w końcu stanowisko jednego z dyskutantów, który zapytał „no, jak możemy przyjąć człowieka z dwoma błędami ortograficznymi w nazwisku?” 😉
Moze to byl sklad redaktorow slownika ortograficznego jezyka polskiego? Moj anglojezyczny maz zawsze z duzym namaszczeniem czytuje napisy na plotach, gdy jestesmy w Polsce, po czym zaglebia sie z blogoscia neutralnego badacza w tajniki prawidlowej pisowni. Oczywiscie, staram sie hamowac jego zapedy badawcze w czasie wizyt u niektorych leciwych cioc (bo mam i takie, ktore to wprawia w radosny chichot).
To było gremium literackie, więc od redaktorów słownika ortograficznego nie aż tak strasznie odległe. 😉
Mnie też wprawia czasem w chichot, jak moi niemieccy znajomi usiłują przeczytać coś po polsku. A w jeszcze większy, jak chcą mi zaimponować polszczyzną nabytą od przeróżnych nauczycieli-żartownisiów. Pewien młody człowiek zwykł był witać mnie zwrotem „chocz do mnie, ty stara koza!” Zapytany o znaczenie tej formułki wyjaśnił, że jest to zwrot uprzejmościowy, coś w rodzaju „jak leci?”. Uznałem, że ta interpretacja bardzo mi odpowiada i broń Boże nie usiłowałem narzucać mu innej. 🙂
Obejrzałam sztukę w tv – http://www.teatry.art.pl/!recenzje/nocnap_trz/twwj.htm na tzw trudny temat.
Nikt nie jest w stanie być porzucany…
Nie mogłem się wybrać na stronę teatralną, bo brałem udział w spotkaniu z ciekawym psem, które zreferowałem w nowym wpisie. 🙂 A teraz już nawet mnie oczy się same zamykają. Dobranoc!