Nasza klasa
Wstaje klasa polityczna, oczęta przeciera:
coś w tym kraju nadwiślańskim nudno jak cholera!
Trzeba myśli kreatywnych uruchomić wyciek,
by wyborcom ukochanym czymś ubarwić życie.
A wiadomo, co ucieszy kobitę i chłopa –
nie ustawy czy programy, lecz medialna szopa,
nie dobrobyt albo niezłe na przyszłość widoki,
tylko brednie i obelgi, puste słowotoki,
zarzucanie, oskarżanie, wdeptywanie w bagno…
Jasna sprawa, że rodacy tego właśnie pragną.
Gdy staruszka się nawinie lub staruszek który,
zawsze krzyża z mgłą pożąda, nie emerytury,
takoż i z przedsiębiorcami oczywista gadka,
wolą słuchać o zamachach niźli o podatkach,
z tymi, którzy do pierwszego dociągają z trudem,
o budżecie czy zasiłkach mówić psu na budę
bo natychmiast zniesmaczeni zaczynają sarkać:
honor tylko ważny, głupcze, a nie gospodarka.
Pasażerów mnogie rzesze, w zmartwień innych braku,
do ministra od transportu piszą „więcej MAK-u!”,
pacjent się z boleści łoża zrywa, nagle żwawy,
wyleczony tym, że umarł godnie ktoś dla Sprawy,
bezrobotne panie domu, gdy już kurze wytrą,
proszą by im opowiedzieć bajkę o in vitro,
od rolników kornych błagań chór się niesie gromki,
by im dalej byt poprawiał ten cały Potiomkin
i w ogóle, od mazurskich jezior do Sudetów,
naród chciałby bicia piany, nie żadnych konkretów.
Więc się biedzi nasza klasa od samego świtu,
patrząc, jak tu dostosować podaż do popytu,
lecz wyborca to niewdzięcznik… Nagle coś go trafia,
i zaczyna – że idioci, że nieroby, mafia,
że to całe polityczne chrzani sado-maso
i chce jakiejś innej klasy… Byle była z klasą.
Lisku, ale dzieci tak mają że się cholera uczą czytać w wieku lat 4 i czytają wtedy na potęgę. Przynajmniej tak jest w mojej rodzinie (pełne regały książek temu sprzyjają). I nie, moja mama nie miała żadnych problemów emocjonalnych. Po prostu szybciej dojrzewała (także dzięki książkom) i wcześniej sięgała po pewne lektury. Tak samo bylo ze mną.
Rzeczywiście, w dalszych tomach Ania „przestaje być sobą”. Bardziej skupiałam się na wczśniejszych książkach.
Cieszę się w takim razie, że już jakiś czas temu postanowiłam, że moje dzieci będą oswajane i z polskim, i z angielskim od urodzenia. Jeśli te tłumaczenia nie dotrą, będę im czytać książeczki w oryginale.
W sumie nie rozumiem, dlaczego u nas jest tak niewiele (są w ogole?) pozycji dotyczących innych narodowości. W Warszawie praktycznie każde dziecko spotyka w szkole Araba, Wietnamczyka albo Afrykańczyka. A potem sątakie problemy jak w szkole brata mojego ex, który był muzułmaninem (i wszyscy o tym wiedzieli), a mimo to serwowano mu na obiad szynkę.
Zdaje sie ze w Egipcie wojsko wlasnie sie wypowiedzialo przeciwko Mubarakowi i szykuje jego odejscie w najblizszych dniach.
Alienor, ja czytalam od wieku lat szesciu i regaly tez byly pelne. Lektura dzieci jest w gestii rodzicow i kazdy rodzic wybierze jak uwaza. 😉
Dawaj namiar, Nisiu, tylko lepiej już w nowym wpisie, to będzie dłużej widoczny. 🙂
A co do Fredry – ja nie miałem na myśli jego intencji, tylko to, co wychodzi w praktyce. 😉 A w praktyce – może przez to, że nie mieliśmy nadmiaru dobrych dramaturgów – nawet komedie zaprzęgane są do narodowego pługa.
Co oczywiście nie zmienia faktu, że „Zemsta” jest wspaniale napisana. 🙂
No, tak Lisku, bardzo to hinduskie. 🙂 A malpy sa przeciez kuzynami Hanumana, syna Vayu, boga wiatru, ktory kilka razy uratowal Rame od pewnej smierci. I to Hanuman jest narratorem srodkowej czesci Ramayany, o nazwie „Sundara Kanda”, w ktorej m.in. rozwaza rozne rodzaje piekna („sundara”) i jego relacji z etyka… Bardzo ciekawa postac, jak zwykle niejednoznaczna, co typowe w hinduskiej tradycji, gdzie nawet bogowie maja spore wady (ale w odroznieniu od mitow greckich nie sa kaprysni, i zawsze musza swoje winy odpracowac). Nie mowiac juz o tym, ze ludzie niosa boskosc w sobie. Wszystko do gory nogami z zachodniego punktu widzenia – prawie jak co trudniejsze pozy w jodze… 😉
Zen shorts jest w Amazonie, i to ksiazka dla mlodszych dzieci (buddyjsko niezadluga), ale rzeczywiscie bardzo urocza:
http://www.amazon.com/Zen-Shorts-Caldecott-Honor-Book/dp/0439339111
Zaskoczyła mnie Alienor pisząc, że tak mało jest na rynku książek dotyczących innych narodowości. Za PRL-u jednak ich trochę było (może w ramach kultywowania internacjonalizmu?). Różne baśnie narodów świata, ale i pozycje „dla starszych”. A przecież wtedy mało się po świecie jeździło i jeszcze nie był on – przynajmniej dla ludzi zamkniętych w obozie socjalistycznym – globalną wioską.
Czyżby teraz ludziom zaczęło się wydawać, że skoro mogą pojechać, to nie muszą już czytać? 😉
Bo ja wiem, czy lektura dzieci jest tak całkiem w gestii rodziców? 😉 Odkąd dziecko zaczyna mieć dostęp do szkolnej biblioteki albo publicznej wypożyczalni, wpływ rodziców zaczyna maleć.
A i w domu różnie bywa. U mnie te książki, które rodzice uznali za niestosowne dla dziecka, zostały przezornie postawione na najwyższej półce. Ale od czego są krzesła? 😆
Ksiazki Kapuscinskiego czy Jagielskiego sa chyba bardzo popularne?
Bobiku, czy pamietasz jak jako dziecko wybieralas ksiazki?
Tak samo jak dziś (z wyjątkiem tych związanych z pracą) – wsadzając nos w książkę i czytając po kilka stron w różnych miejscach. Jak wessało, to brałem, a jak nie, to odkładałem i wkładałem nos w następną. 🙂
Tak samo jak ja 🙂 (oj, dzis wlasnie natknelam sie na wyrazenie „me too-izm” 😆 )
Bobiku, dzięki, to czekam na nowy wpis.
Bardzo bym chciała, żeby dziewczynie się udało – i żeby jej się udawało jak najdłużej…
Metooism to po polsku będzie chyba jateżyzm. 😆
Nowy wpis już jest – można się przenosić. 🙂
A do tego wpisu dorzucę jeszcze tylko, że bardzo zazdroszczę wszystkim ludzkim szczeniakom, które wychowywane są wielokulturowo i wielojęzycznie. Ja tego, niestety, nie miałem i mało brakowało, żebym się stał Prawdziwym Polakiem. Na szczęście Pan B. ustrzegł. 😈
lisek pisze,
Wiekszosc mitow kosmologicznych w formie oryginalniej nie ma np. jasnego przekazu moralnego (bogowie zjadaja dzieci, zabijaja sie wzajemnie i przewaznie wcale nie sa za to karani
lisku,
od „jasnego przekazu moralnego” są bajki. Każda z nich ma jasny przekaz moralny/dydaktyczny. Na przykład o mrówce i koniku polnym – nie pracował tylko grał, to musi umrzeć z głodu – „bez pracy nie ma kołaczy”.
Mity są od pokazywania dramatyzmu i dychotomii egzystencjalnych. Rodzice na różne sposoby „pożerają” swoje dzieci. I nawzajem. Mity obrazują fatum.
Rolą baśni jest, obok pokazywania dramaturgii życia, dawanie nadziei. Baśń ma szczęśliwe zakończenie. Niemniej jest ono możliwe jedynie dzięki wewnętrznej przemianie bohatera.
Klasyczne baśnie pokazują dramaturgię egzystencjalną. I na tym polega ich niezastapiona wartość.
„Wygładzone”, współczesne przeróbki baśni, dramaty egzystencjalne zastępują problemami psychologicznymi. Na przykład wyzwanie egzystencjalne stojące przed Kopciuszkiem w baśni braci Grimm, zostaje w wersji disneyowskiej, sprowadzone do złośliwości toksycznej macochy i braku oparcia w safandułowatym ojcu. To też jest ważna opowieść, ale nie najważniejsza i nie o to chodziło w wersji oryginalnej.
Jotko, o bajkach wiem bardzo niewiele (z teorii czytalam tylko Proppa). Ale co do roli mitow i tego co obrazuja sprawa jest niejasna mimo wielu opracowan, i rozne mity moga miec rozne role.
Czy jest klasie politycznej nudno, dobre to pytanie,
drżąc o stołek trudno chyba odpowiedzieć na nie.
Kreatywność się nie rodzi tam gdzie wieje nudą,
ogon zżera wąż karmiony sondaży ułudą.
By się program nie zawiesił i nie dostał bzika
system przewiduje przecież kod dla buntownika. 😉