Nowe przygody Matołka
W Pacanowie posłów kują,
więc Matołek wierzył święcie,
że wystarczy mieć kopyta,
by się znaleźć w parlamencie.
W swych rachubach politycznych
nie pomylił się nic prawie,
dwa tygodnie ledwo przeszły,
już w poselskiej siedział ławie.
Tam przyciski, kuluary,
wabi cudną wonią bufet,
hu-ha! – krzyknął nasz koziołek,
zaraz walnę sobie lufę!
Gdybym sprawę tę zaniedbał,
byłbym baran oraz brzydal –
trzeźwy umysł to ostatnia
rzecz, co się posłowi przyda.
Lecz za chwilę zmienił zdanie,
bo rzecz ujrzał z takiej strony,
że na skutek matołectwa
i tak umysł ma zmącony.
To oszczędność w końcu pewna,
że nie trzeba się przymulać…
Ale co to? Korytarzem
lezie wielka tarantula.
Skoczył kozioł na ten widok,
jakby ktoś go ugryzł w zadek
i powiada: no, ja nie wiem,
czy wytrzymać dam tu radę.
Czyżbym gdzieś przez nieświadomość
z Palikotem palił gandzię,
żem się nagle, tak znienacka,
znalazł w tarantulolandzie?
Pełznie ku mnie ta gadzina,
już jej macki całkiem blisko…
Lepiej bryknę, by bezpiecznie
poochraniać środowisko.
Do Komisji pocwałował,
tam przyjemnie spędził dzionek,
aż tu dźwiękiem przenikliwym
na obrady wzywa dzwonek.
Kozioł mknie na salę obrad
z obowiązku, bo pamiętał,
że podobno na tej sesji
ktoś ma mówić o zwierzętach.
Jasne, że odpowiedzialność
kozła tutaj jest niewąska,
więc Matołek zaraz beknął
coś tam o partnerskich związkach.
Wielka się zrobiła chryja,
ten zabuczał, psyknął inny,
ale kozioł się nie przejął,
bo się wcale nie czuł winny.
Raźno brykał w kuluarach,
mediom rzucił trochę strawy
i w ogóle, bez żenady,
bardzo głośny był i żwawy.
Potem przycichł, bo się zmęczył,
a gdy już odpoczął krzynę,
po kolegach się rozejrzał
i zobaczył – o, Murzynek.
Trzeba głośno to powiedzieć,
a nuż ktoś nie zauważył,
wszak nie można tak normalnie
potraktować czarnej twarzy.
„Toż to rasizm!” – ktoś uwagę
zwrócił mu niedelikatnie.
Kozioł tylko się roześmiał:
powiedziałem to prywatnie.
Bajek chyba ten nie lubi,
co pode mną kopie dołek,
bo Murzynek to jest słowo
tak bajeczne jak Matołek.
I by z tego zejść tematu,
jął uderzać w ton liryczny:
matołectwo me polubcie,
bom jest Polak genetyczny!
Długo by tak można bajać
o wyczynach tego zwierza,
ale nasza historyjka
już do zakończenia zmierza.
Sympatyczny będzie koniec,
tak jak cała ta opowieść:
Czy wy też z tej samej bajki?
Zastanówcie się, posłowie.
To może zbadamy problem z podziałem na role? Ja najchętniej wszystko, ale osobno, a potem Wam opowiem 😀
Irku, moja (młodsza!) siostra już raz do mnie dzwoniła z reprymendą, bo przeczytała na Dywanie, że trzeci dzień piję. 😉
Aga, 😆
Grunt to rodzinka. Troskliwa, czujna…
Ja tam piję codziennie. Najsurowsza dieta odejmie człowiekowi od ust wszystko, ale picie zostawi 🙄
To ja jednak minimalistycznie, sam koniak…
Ba, zostawi picie! Każą pić wino!
Zionie ojciec, zionie matka
zionie sąsiad i sąsiadka
i sąsiadów dzieci zioną
to pozionę i ja z żoną…
Patrzę – zionie już blok cały
wszystkie klatki zazioniały
we władanie nas Hefajstos
wziął, już zionie całe miasto.
Tak nam idzie to zionięcie
– się udało przedsięwzięcie!
że nim kwiatem sypnie maj
niech nam zionie cały kraj!
Zioność nasza jest zwycięska
niech zazionie kula ziemska
zionie Ziemia, Ryś wciąż bryka-
a tu zionie galaktyka
niech galaktyk cała chmura
zionie razem z czarną dziurą.
Tak historia toczy koło
zionie świat cały wokoło
zionie tak przez wielki cybuch
aż nastąpi Wielki Wybuch…
Zeen, piękne 😀 Nareszcie wiem, skąd się wzięło Wielkie Bum 😎
Wszystkich wyzionęło 😯
Haneczko, staram się, jak mogę, nie zaglądać tu w czasie sprzedanym pracodawcy. Wychodzi mi różnie (np. dzisiaj), 😳 ale staram się niestrudzenie. 🙂
Wszyscy milczą, każdy słucha
kto pierwszy wyzionie ducha…
Och, zeen! Jakiz Ty jestes utalentowany!… 😈
W spozywczym spotkalam ukochanego okuliste, Pana Wexlera, krory choc ma okolo dziewiecdziesiatki, raz-dwa razy w tygodniu wciaz przyjmuje starych klientow w swym maciupenkim, zagraconym papierami i przedpotopowym sprzetem zakladzie z okularami.
Pan W, jest starym socjal-demokrata, wiec zappytalam go konwesacyjnie czy uczestniczy w protestach przeciwko ACTA.
Pan W. zamyslil sie na moment i powiedzial, ze jeszcze nie bral udzialu, ale rozwaza, bo ma juz dosc, ze co cztery tygodnie otrzymuje chamski list od Rady Dzielnicowej, w ktorym groza mu £1000 kary jesli w swoim zakladzie puszcza muzyke dla klientow!
Pan Wexler jest gluchy jak pien. 😆 😆 😆
Not one for understatement:
http://wyborcza.pl/1,75248,11071910,Kaczynski__Rzad_dazy_do_wprowadzenia_wladzy_totalitarnej.html
😆 😆 😆
Mowie Wam: szykujcie make, cukier i powielacze.
Zeen, niezrównany zeen
tworzy tak zionące rymy
jest jak z butelki dżin
Ziemio drżyj, gdy zionie zeen!
A to na powielaczach się naleśniki smaży ?
Posprzątałem… jest….mmmm…. czyściej 😆
Zionizyjskość widząc tak rozpanoszoną,
Bobik po powrocie też sobie zazionął,
ogon podkręcając i mrucząc: o rany!
Kto tutaj nie zionie, jest wyobcowany. 😈
Tadeuszu, było zapodać pomysł w stosownym czasie, kiedy papier był ściśle reglamentowany. Przecież Nowa mogła trzaskać te Konwickie na naleśnikach. 😆
A jakby ktoś zeżarł cały arkusz Konwickiego?? Strata niepowetowana.
Na papierze toaletowym też nie, bo nawet by się nie popatrzyli czym tak drogocenną rzecz upstrzyli 🙁
Ale można odzyskać w razie czego 😳
Mam jeszcze więcej pomysłów racjonalizatorskich, ale może ktoś jadł?
Z rządem totalitarnym Prezes nic nowego nie wymyślił. Pan Rydzyk już to wcześniej zapowiadał podczas wizyty w Sejmie:
Ostrzegałbym przed zawłaszczaniem wszystkiego, również mediów wszystkich, jedna opcja. Proszę państwa nie kto inny, jak ten, który wywołał straszną wojnę, w 33 r. doszedł do władzy. Chcę powiedzieć pewien przykład. Wtedy bardzo sprytnie zdobył stacje radiowe i wyprodukował, rozdał wiele milionów odbiorników nastawionych tylko na jego stacje. I co się stało? Tak samo bałbym się, gdy będzie przewaga tylko opcji liberalno-lewicowej.
Znaczy, nie tylko mąka z powielaczami, ale i ziemianki kopać. 😎
Wyzioniony jesteś, Bobiku? Pójdę profilaktycznie kawę zrobić. Opadną emocje sprzątania i….
Tatuś Dyrektor zawsze tak wykwintnie mówi? Bo się jakoś nie wsłuchiwałem…
Jadł? Ja – zawsze. Jedliśmy, jemy, zjemy. 😎
Na plastrach szynki parmeńskiej chyba też dałoby się coś wydrukować. Może być Rymkiewicz, żeby nie było szkoda zjeść. 😛
Ooo, Tatuś Dyrektor potrafi. W zasadzie każdy jego popis krasomówczy rzuca na kolana, choć temat nie zawsze tak chwytliwy. Ale forma, forma!
Dziękuję, Bobiku. To teraz ze zdwojoną mocą będę go nie słuchał!
A co do Rymkiewicza, wiem, że to teraz oportunistycznie wychodzi (nie wiem czy trafiłem w dobry wyraz…), ale zastanawiam się, czy jego fama rewelacyjnego pisarza była fundowana na owym czasie, czasie powielaczowym? Bo mnie nigdy nie wyszło przeczytanie czegokolwiek Poety… nawet z powielacza. Co prawda na tym miejscu, gdzie stoją wszyscy nieprzeczytani, tłok jest niesamowity, ale tego przynajmniej próbowałem!
Chyba trzeba nosa okutać i delikatnie go wysunąć na dwór. Psy się patrzą znacząco. Tylko Ella Fitzgerald skończy!
Ja – kutam
ty – kutasz
ona – Kuta
http://www.youtube.com/watch?v=ZIM0E7ShP10
A ja od południa myślę, że mam posprzątać. 😆
Nie poddawaj się głupim myślom!
U mnie nawet siadnięcie i czekanie, aż mi przejdzie, nic nie dało!
Nisiu, jesteś na dobrej drodze do kurek/kurków/Kurkostwa 🙂 (patrz wyżej).
Rymkiewicz niczego „z powielacz” nie wydawal, wiec i czttac nie mogles, Tadeuszu..
Czlonkowie partii w zasadzie wystrzegali sie takich wydawnictw. 🙄
Rymkiewicz nigdy nie był członkiem partii, w przeciwieństwie do swoich rodziców 😛 W młodości był w ZMP, a potem mu przeszło.
E, co Ty, Heleno. Wydawał. Do powielaczowych „Rozmów polskich” zajrzałem u znajomych, czytnąłem tu i tam, ale mnie nie zachęciło, więc nie zasiliłem kasy podziemia zakupem Rymkiewicza. Pewnie jakiegoś marnego Miłosza kupiłem zamiast. 😳
Wcześniej z przyczyn polonistycznych przeczytałem „Czym jest klasycyzm”, ale zabijcie mnie, jeśli Wam przytoczę chociaż jedną głęboką myśl z tego dzieła. Plus parę wierszy tu i ówdzie.
Więcej bliższych kontaktów z JMR nie pamiętam, wyjąwszy naturalnie jego niezapomnianą suknię z trenem. 🙄
OK, OK. Nie psujcie mi zabawy.
Nie mogie nie psuć. Bo zepsułbym swój imydż, że jestem bidny, ale uczciwy. 😈
Rymkiewicz jest nowym wieszczem narodowym Prawdziwych Wolnych Polaków.
Co bardziej soczyste fragmenty jego twórczości były podawane z ust do ust i cytowane w listach , które dostawałam, bo nadawcom wydawało się, że też przynależę do wyznawców.
Moje próby podjęcia polemik zatrzymały korespondencję.
Nie znane są mi więc aktualne tendencje i cytaty.
O, to teraz kutamy? A ja się zawiesiłam na zionięciu i dojechałam na nim do domu. Pani Kierowniczko, proszę zakryć uszka. 😳
Ziońmy, w piętkę nie gońmy
Z tym, kto nie zionie, dziś się nie liczy nikt.
Ziońmy, tako rzecze zeen
Bobik trzyma z nim – więc ziońmy.
Gdy cię gniew rozpiera, na ciecia, premiera czy klechę
nie bądź niczym stoik, co w rynsztoku stoi z uśmiechem. Bez zwłoki
zioń na delikwenta niechaj zapamięta, że spłonie – niechybnie
w ogniu twoich racji jeśli ci podskoczy znów.
Dziś jest dzień zionięcia
Zionie ludź i pies
do uśmiania
śmiech położy zianiu kres.
W sensie poetyckim zionięcie jest jednak znacznie bardziej wydajne od kutania. 😆
Czemu coś wcina wszystkie moje komentarze?
Nie chciałabym wyjść na niezbyt uprzejmą, ale cokolwiek napiszę, to znika w czasoprzestrzeni.
Zmoro, zapewne przypadkowo wychodzą Ci zbitki liter, które – nieznający się na przypadkach Łotr – uznaje za nieprzyzwoite.
Ja natomiast bliżej spotkałam się swego czasu z książką JMR „Umschlagplatz”. Zaskoczyła mnie wtedy nawet na plus.
http://podteksty.amu.edu.pl/podteksty/?action=dynamic&nr=4&dzial=4&id=106
A teraz jest.
Dziwne – dzisiaj tego nie ogarnę, bo ta kawa z wiśniówką to jednak nie najlepszy pomysł był. W sumie chyba dobry, w każdym razie smaczny;-), ale juz nie jestem w stanie odtworzyć moich odpowiedzi do Zwierzaka i Haneczki. Wybaczycie mi? Postaram się jutro zmobilizować mój intelekt i odtworzyć to, co zostało zginięte dzisiaj. Czy Wam się to też zdarza, czy to tylko moja specjalność?
Coś mnie tknęło, sprawdziłam w słowniku: nie ma wyrazu zianie. Sierżant podpowiada, że w miejskim (?)slangu zianie to tyle, co śmianie się, ubaw. A to nabzdurzyłam. 😳 😆
Zmoro, to na pewno nie ja. Sprawdziłem w mailach i administracji – nic od Ciebie nie ma. Pewnie to rzeczywiście Łotr (to jest ksywka WordPressa) wcina. 🙁 Bo nawet nie może chodzić o pomyłkę w adresie, jako że wtedy byłoby w poczekalni.
Nie bardzo wiem, co Ci poradzić poza tym, żebyś próbowała jeszcze raz.
A przepadek myśli oczywiście, że się każdemu zdarza. 😉 Z jaką notorycznością mnie, to już nawet mówić nie chcę. 😳
Zmoro, zdarza się, dlatego zwykle kopiuję post zanim nacisnę 'wstaw’.
Ten łomot to od kamienia spadającego z serca mego;-)
Ale dzisiaj już niczego nie odtworzę niestety, siła wyższa, jak już wspomniałam.
A tak przy okazji, drzewiej to były wiśnie w likierze, pyszne zresztą. I też je wcięło;-(.
Komu to preszkadzało?
W słowniku poprawnej polszczyzny PWN z roku 1980 jeszcze jest.
Ziać – dyszeć ze zmęczenia, dyszeć wydzielać niemołą woń gazów.
OOO, zionąć złością, nienawiścią jes t tam także zarówno.
Ziać i grzębić. Oba muszą gdzieś być.
http://sjp.pwn.pl/szukaj/zia%C4%87
Zmarła Wisława Szymborska 😥
🙁 🙁 🙁
Czyj to był pomysł tej kawy z wiśniówką?
Ostatecznie nieważne, bo to JA go wdrażałam go w życie, co widać po literówce powyższych postów.
Mea culpa – ale godziny całe czekałam, aż moje wpisy się ukażą. I przeżywałam chwile zwątpienia i katusze ogromne, czy aby jestem grata czy non grata. A to zwykły łotr namieszał.
To jest ta wersja dla mnie optymistyczna Zwierzaku 😉
@ zmora
wiśni w likierze nikt nie wciął 🙄
A to, że Łotr wcina co smaczniejsze komentarze to nie dziwota 😎
Szymborska 🙁 🙁 🙁
Jest ziać i zionąć, ale wygląda na to, że z rzeczowników – tylko zionięcie. Albo mam za małą półkę na słowniki. 😎
Okropna wiadomość.
Wisława – ;-(((
Największa dama poezji – w moim przekonaniu nieśmiertelna, i taką pozostanie.
Nawet jak jej cielesność przeminęła. Ale i tak boli.
Magistra… 😥 Oj, nie śmiech położył kres zionięciu, a łzy.
No, rzeczywiście, trudno coś powiedzieć poza 🙁 🙁 🙁
„Nic dwa razy”
Nic dwa razy się nie zdarza
I nie zdarzy. Z tej przyczyny
Zrodziliśmy się bez wprawy
I pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
Najtępszymi w szkole świata,
Nie będziemy repetować
Żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
Nie ma dwóch podobnych nocy,
Dwóch tych samych pocałunków,
Dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
Ktoś wymówił przy mnie głośno,
Tak mi było, jakby róża
Przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
Odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś- a więc musisz minąć.
Miniesz- a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, wpółobjęci,
Spróbujemy szukać zgody,
Choć różnimy się od siebie,
Jak dwie krople czystej wody.
***
W zatrzęsieniu
Jestem kim jestem.
Niepojęty przypadek
jak każdy przypadek.
Inni przodkowie
mogli byc przecież moimi,
a już z innego gniazda
wyfrunęłabym,
już spod innego pnia
wypełzła w łusce.
W garderobie natury
jest kostiumów sporo.
Kostium pająka, mewy, myszy poknej.
Każdy od razu pasuje jak ulał
i noszony jest posłusznie
aż do zdarcia.
Ja też nie wybierałam,
ale nie narzekam.
Mogłam być kimś
o wiele mniej osobnym.
Kimś z ławicy, mrowiska, brzęczącego roju,
szarpaną wiatrem cząstką krajobrazu.
Kimś dużo mniej szczęśliwym,
hodowanym na futro,
na świąteczny stól,
czymś, co pływa pod szkiełkiem.
Drzewem uwięzłym w ziemi,
do którego zbliża się pożar.
Źdźbłem tratowanym
przez bieg niepojętych wydarzeń.
Typem spod ciemnej gwiazdy,
która dla drugich jaśnieje.
A co, gdybym budziła w ludziach strach,
albo tylko odrazę,
albo tylko litość?
Gdybym się urodziła
nie w tym, co trzeba, plemieniu
i zamykały się przede mną drogi?
Los okazał się dla mnie
jak dotąd łaskawy.
Mogła mi nie być dana
pamięć dobrych chwil.
Mogła mi być odjęta
skłonność do porównań.
Mogłam być sobą – ale bez zdziwienia,
a to by oznaczało,
że kimś całkiem innym.
Pomilczę.
Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.
;-((
Polecam wszystkie części, fantastyczne wspomnienie:
http://www.youtube.com/watch?v=8ES8nf9ETVc
Och. Och.
Szymborska.
Jest. Jest w wierszach. Innej nie znałem.
Zawsze będzie.
Bardzo bardzo bardzo.
Bardzo wielkoświatowa pani.
PS Jest zianie, jest. Odsłownik od ziać.
Umrzeć – tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś sie tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf sie zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
vitajcie! Gdy umiera poetka aniolowie się cieszą . Piękne słowa to piekna dla nich muzyka.
A koty…
nie mam dzisiaj zbyt wiele do napisania . 🙂 Chciałabym tylko skomentować uwagi krytyczne do filmu Dzień Świra . Ten film jest wyjatkowy nie dla tego że trochę wulgarny i pokręcony i żę gra w nim utalentowany aktor. To film dla ludzi około 50-tki pokazujący życie człowieka jeszcze cywilizowanego….niestety . Miłego wieczoru.
Ja znałem Szymborską nie tylko z wierszy, choć absolutnie nie będę twierdził, że znałem dobrze czy blisko. Spotykałem ją czasem przy okazji krakowskiego życia literackiego. I teraz, kiedy o niej myślę, towarzyszy jej długi szereg znajomych postaci, których już też nie spotkam nigdzie poza moją pamięcią. Ludzi ze starszego pokolenia, już znanych i uznanych, w których my, szczeniactwo, patrzyliśmy jak w tęczę.
Więc Wam chyba mogę się przyznać – opłakuję nie tylko Grande Dame polskiej literatury (choć to też, bardzo). Jeszcze muszę opłakać to, że czas płynie tylko w jednym kierunku i że oni wszyscy gdzieś tam, gdzieś tam…
A Grande Dame na pewno nawet na chybotliwej chmurce siedzi z tą swoją niebywałą elegancją i komentuje z półuśmiechem „och, śmierć… okazuje się, że to jak najbardziej bywałe zdarzenie”.
Mała dziewczynka czytająca Szymborską – z nastoletnią zarozumiałością uważałam, że to mnie w jakiś sposób określa. Kiedy zaczęłam o niej myśleć Magistra ? Chyba mniej więcej wtedy, kiedy (wreszcie) zrozumiałam, że czytanie jej wierszy nie tyle i nie przede wszystkim mnie określa, ile kształtuje. Uczyła mnie życia w nieustannym zadziwieniu.
Źle sprawowałam się wczoraj w kosmosie.
Przeżyłam całą dobę nie pytając o nic,
nie dziwiąc się niczemu.
Tomiki jej wierszy stojące na mojej półce nie są w najlepszym stanie. Zawsze biorę któryś ze sobą na wakacje. Nigdy nie nauczyłam się żadnego jej wiersza na pamięć. Uczę się czasem wierszy innych poetów, jej wiersze czytam.
Jestem za blisko, żeby mu się śnić.
Nie fruwam nad nim, nie uciekam mu
pod korzeniami drzew. Jestem za blisko.
Jej wiersze mną potrząsają – czasami od pierwszego przeczytania, czasami dopiero po latach. Bywa, że któryś miesiącami wierci mi dziurę w głowie. Długo nie mogłam się otrząsnąć przeczytawszy Chmury.
Nie muszą być widziane, żeby płynąć.
Miesiącami wstydziłam się, że nie mam w sobie nic z chmury. Miesiącami próbowałam choć trochę schmurzeć. W końcu przyznałam się sama przed sobą, że to zadanie mnie przerasta. To było trudne.
Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
choć tym, co ciągle żyją
przyda się jeszcze parasol.
Nigdy nie poszłam na żadne spotkanie autorskie. Nie mogłaby być mi bliższa, gdyby była na wyciągnięcie ręki.
i bez ustanku czegoś ważnego
nie wiedzieć.
Kto będzie mnie teraz swoimi odpowiedziami zmuszał do stawiania pytań?
To bardzo piękny hołd, Ago.
Wrzuciłem nowy wpis, żeby tutaj zostawić miejsce już tylko dla Szymborskiej. Jak ktoś chce akurat o kimś/czymś innym, to pod nowym wpisem jest dużo wolnej przestrzeni. 😉
Wstawiłem półuśmiech. Ona by na pewno była za.
Pewna poetka z planety Ziemia,
choć wciąż ma wiele do powiedzenia,
milczy – to prawo zmarłych jest pierwsze.
Lecz jej milczenie także jest wierszem
– co było do przewidzenia.
Dla mnie Jej ostatnim wierszem jest końcowa scena z filmu Kolendy-Zaleskiej – zawieruszony medal noblowski, wkładany do wysokiej szuflady między Borzęcin a Krynicę górską.
Wiesz Bobiku, tak czasami sobie myślę, że to gdzieś tam jest mi bardziej swojskie niż tu, bo coraz więcej jest tam tych wszystkich miłych memu sercu, z których każdy zabrał jako gościniec cząstkę mnie.
I rodzi się pytanie, gdzie jest mnie więcej – tu czy tam?
Dla wszystkich, którzy są w stanie docenić trud recytujących wiersz Wisławy Szymborskiej Niemców:
http://www.youtube.com/watch?v=0PiAtpaAcDY