Popular Tags:

Niedokończony wierszyk o dziewczynkach i chłopczykach

sob., 15 sierpnia 2015, 16:54

Sam się za bardzo na tym nie znam,
ale słyszałem w okolicy,
że wszelki seksualny bezład
gorszy od raka jest macicy.

Wyniki statystyki nawet
bezład poprawić może krzynę,
i zwiększyć mołojecką sławę,
dla chłopców jednak, nie dziewczynek.

Bo gdy dziewczynkom, nie chłopczykom,
jakiś tam głupi rak zagraża,
to się wystarczy przestać bzykać
i nie ma co iść do lekarza,

a problem robi się po byku
z tego, gdzie dziurka jest, gdzie siusiak.
Po co masz szczepić się, chłopczyku,
jak w gruncie rzeczy byś nie musiał?

Dziewczynko ładna, miła, gracka
czy ci do szczepień serce płacze?
Chcesz znaleźć się w swawoli mackach?
to już na pewno lepszy raczek.

Jest w świecie kraj, gdzie nawet z raka
zrobi się sprawę ideolo.
Śmiać trzeba się, czy raczej płakać,
gdy publicyści tak …?

Nowy świątek

śr., 5 sierpnia 2015, 19:27

Do nieba stuknął kiedyś bram
ludowy, nowy świątek.
Szarmancki bardzo był dla dam,
i dobry dla zwierzątek,

miłością cieszył się on bab,
chłop także przed nim klękał
sam Epidiaskop, straszny drab,
był woskiem w jego rękach.

Nigdy jak sztywny nie stał koł,
z ust płynął mu miód pszczeli
potrafił wszystko, czego tknął,
połączyć nie podzielić.

Opatrznościowy mąż to był,
lepszy od w poście śledzia,
a tak swe cnoty skromnie krył,
że o nich nikt nie wiedział.

Więc kiedy do niebiańskich stref
specjalnym trafił szlakiem,
to zaczął sam Najwyższy Szef
okropną robić drakę,

Jakże to! – krzyczał – Ja mam dość!
Co to są za porządki!
Ukrywał tu wyraźnie ktoś
przede mną jakieś świątki!

Nikt wcześniej o tym zbiorze cnót
nie pisnął, nawet mgliście,
A teraz co? Potrzebny cud,
bo nie mam go na liście.

Tutaj się anioł włączył w grę,
skrzydlaty, cały w bieli,
i szepnął: szefie, cudem się
Polacy już zajęli.

Wybielacz, lukier, mediów zgiełk,
pamięci drobny zanik
i już ma świątka Kutno, Ełk,
czy Zgierz z przyległościami.

Szef aż ze swego tronu wstał
i mruknął: twardy orzech!
Na mitotwórczych potrzeb szał
i Bóg sam nie pomoże.

Lecz wiem… ten gość, co za tym tkwi,
do czyśćca będzie pchnięty,
zaś wizerunek weźcie i
wpiszcie do pocztu świętych.

Ta dzisiejsza odzież…

pt., 17 lipca 2015, 18:37

Dowiedziono, że pantera
nader lekko się ubiera,
nawet zimą miast panterki
nosi slipy lub bokserki.

Świstak cieszy się niewąsko,
gdy pończochy ma z podwiązką,
za to brazylijska fretka
spędza wieczór w kabaretkach.

Jakże żal grenlandzkiej świni,
co spódniczkę nosi mini,
bo gdy w minus idą stopnie,
szynka marznie jej okropnie.

Wieloryba spod Alaski
nie urządza obcas płaski,
nie chce niski być jak kilka
i uparcie pływa w szpilkach.

Szakalowi z gór Atlasu
na strojenie szkoda czasu,
lekceważąc więc opinię,
mknie w szlafroku przez pustynię.

Bizon szasta się w Nevadzie,
mnóstwo ciuchów ma na składzie,
bo gdy wdzieje nowe szaty,
nikt nie widzi, że garbaty.

Węże mają zgrabne łapki,
więc z radością noszą klapki,
odmawiając pośród krzyków
założenia półbucików.

Trudno zmusić jest leminga,
żeby w dzień nie chodził w stringach,
za to kiedy noc zapada,
leming szarawary wkłada.

Pośród morsów ostra walka,
komu dziś przypadnie halka,
bo morsice nie chcą morsów
bez wyhalkowanych gorsów.

Chce wytworna jemiołuszka
mieć bluzeczkę całą w riuszkach
i czółenka całkiem nowe,
na bankiecik u królowej.

Pyton, choćby psem go szczuli,
się nie zgodzi wdziać koszuli,
bo mu strasznie to nie leży,
kiedy dusi go kołnierzyk.

Wedle świadków, marabuta
nie widziano jeszcze w butach,
bo dlań cała w tym podnieta,
żeby w samych żyć skarpetach.

Z tego, co się wie o kotach,
mają zwyczaj spać w żabotach
i w sypialni nigdy kotów
nie uświadczysz bez żabotów.

Zebry, mówią doniesienia,
świetnie czują się w więzieniach:
są ubrane zgodnie z modą
i ogólnie prym tam wiodą.

Wydra nigdzie się nie rusza
bez strojnego kapelusza,
bowiem bez nakrycia głowy
bardzo trudno ryby łowić.

Ciągle słyszy się od płaszczek:
proszę nam dostarczyć płaszcze!
Płaszcza płaszczka się domaga,
bo bez niego jest jak naga.

Nosorożce z tego znane
są, że nigdy bez falbanek
nie przychodzą na koncerty,
więc falbanek mają sterty.

Kiedy spyta ktoś gibbona,
czemu chodzi w pantalonach,
wzburza się to zmyślne zwierzę:
to co, mam w nich tylko leżeć?

Pantofelka troska wielka,
by nie zgubić pantofelka
koniec końców tym skutkuje,
że go nigdy nie zdejmuje.

Waran dawno nie był w Warce,
bo tam trzeba w marynarce,
a warany, jak wieść niesie,
czują się najlepiej w dresie.

Pingwin robić za kelnera
się ostatnio nie wybiera,
bo to durne są wyskoki,
tam pracować, gdzie no smoking.

Ryś beztrosko sobie bryka,
uszy kryjąc w nausznikach
bo pędzelki nad uszami
pomazane ma farbami.

Z kokieterią kwacze kaczka:
czy nie cudnie mi w kozaczkach?
Zwłaszcza zaś mi się podoba,
jak pasują mi do dzioba.

Konik morski z bólem poniał,
jak go krawiec zrobił w konia,
szyjąc ancug mu wytworny,
ale nie wodoodporny.

Nikt nie żąda od lemura,
by jak rockman chodził w skórach,
lecz ja mogę rzec wam z góry:
nie ujrzycie go bez skóry.

Obwieściła kiedyś panda:
bez odzienia żyć to granda,
widać wszystkie kilogramy…
Od dziś nie śpię bez piżamy!

Podziw budzi ubiór lisa,
co ma ogon cały w plisach,
na guziczki, z frędzelkami,
że aż sam Armani zamilkł.

Wydziergała pewna dama
sweter dla hipopotama,
chcąc zwierzowi się przysłużyć,
ale sweter był za duży.

Nie ośmiela się indyczka
wyjść na spacer bez szaliczka,
bo przez szyję wydłużoną
łabędź woła do niej: żono!

Rozmyślają dromadery,
czy do twarzy im w burberry,
ale żaden z nich nie pyta,
czy im aby do kopyta.

Wyśmiewano kaszalota,
który mokro miał w galotach,
a on bronił się szalenie:
winne moje otoczenie.

Kameleon z tego znany,
że w odzieży lubi zmiany,
chciał zaskoczyć otoczenie
i oświadczył: nic nie zmienię.

Wilk uwielbia kalesony
i pożycza je od żony,
mówią nawet nam przekazy,
że je nosi kilka razy.

Czasem wręcz, choć to nieładnie,
bratu kalesony skradnie skradnie,
lecz by straszną dostał burę,
gdyby babci wziął kapturek.

Rozważała cała fauna,
czy wypada kostium klauna
nosić, gdy się jest zwierzęciem,
czy to będzie miało wzięcie…
Na to głośno pies zaszczekał:
robić z siebie mam człowieka?
Nie, za wszystkie skarby świata,
to już goły wolę latać!
I – choć trudno w to uwierzyć –
do dziś biega bez odzieży.

Bajka o kandydacie na króla

wt., 30 czerwca 2015, 10:01

Po krótkim parciu na szkło i wyborczych bólach,
gdy jęczał elektorat kurczem nagłym zdjęty,
urodził się Polakom kandydat na króla –
swój chłop, bo miał od razu wysokie procenty.

Gadał, jak po procentach pół narodu gada –
że klęska, kondominium, że złodzieje wokół,
że brak tych… panie… JOW-ów to straszna jest wada,
a jak zmieni się władza, będzie święty spokój.

Że jak nie ma programu, to właśnie jest cacy,
że imigrant się na nic krajowcom nie przyda –
z otwartymi gębami słuchali rodacy,
bo dokładnie po myśli ich prawił kandydat.

Znów procenty mu rosły i słupki w sondażach,
znowu jakimś potrzebom wychodził naprzeciw,
a im więcej bzdur skrajnych w natchnieniu wytwarzał,
tym mu bardziej ufali dorośli i dzieci.

Cóż, że król ma być mądry, nie stoi w ustawach,
ani że ma myśleniem na miłość zasłużyć,
dureń może wielbiony być z lewa i z prawa,
albo miś, co rozumek ma całkiem nieduży.

Lecz że happy end zawsze jakiś znaleźć da się,
można bajkę szczęśliwie zakończyć tak oto:
ten kandydat na króla dojść musi po czasie
tam, gdzie każdy król w końcu dochodzi. Piechotą.