Piekło naprawiaczy świata
Naprawiacz świata to bardzo szczególny rodzaj człowieka. W gruncie rzeczy wie, że światu na jego wysiłkach w ogóle nie zależy, ale jakoś nie potrafi się powstrzymać. Na dodatek swoją działalnością podcina gałąź, na której siedzi. Gdyby wszystko szło po myśli naprawiacza, to w krótkim czasie nie zostałoby nic do naprawienia, poza sprzętem AGD i starymi, predigitalnymi zegarkami. A to dla kogoś obdarzonego naprawczym temperamentem jest wizja okropna.
Perfekcja. Bezproblemowość. Ogólna szczęśliwość. Brrrr… Prawdziwy naprawiacz świata chyba okropnie by się nudził w raju, pozbawionym tych wszystkich potworów, z którymi dzięki niedoskonałości ludzkiej kondycji może powalczyć. Zresztą, czy to dla naprawiacza byłby naprawdę raj? Może raczej…
Kolejka ustawiła się już od wczesnego świtu. Po piekle poszedł hyr, że będzie dostawa całkiem świeżych wojen i nikt nie chciał przegapić okazji.
– Pamiętacie trzęsienie ziemi w zeszłym roku? – zagadnął były przewodniczący wielu komitetów, Lepszyk. – Były wprawdzie zapisy i każdy dostał tylko po małym kawałku, ale za to żaden kraj nie wysłał pomocy humanitarnej, tak że było się koło czego zakręcić.
– Po ustawy sejmowe też warto było się odstać – zauważył rzecznik Gardzioł. – Działalności było na trzy tygodnie, a gadania to chyba aż na pół roku.
– Nie rozumiem, czemu przemoc domowa jest tak mało popularna – wtrąciła się energicznie pani Złotko, wieloletnia prezeska stowarzyszenia W Imię Familii – Jak się weźmie większą ilość, to można podzielić na porcje, zamrozić i nawet przez kilka lat naprawiać po odrobinie.
Na niektórych twarzach pojawił się wyraz niesmaku. Przemoc domowa na pewno nie była towarem z najwyższej półki. Zwykły banał. Brak demokracji albo wsadzanie dysydentów, to było coś dla lepszej klienteli. Ale dostawy takich rarytasów były tak rzadkie, że już tylko najstarsi naprawiacze jak przez mgłę przypominali sobie smak walki o wolność słowa.
Zza rogu wyłoniła się kudłata postać, dźwigająca na ramieniu pojemną torbę. Kolejka zadygotała. Co niecierpliwsi wybiegli z niej i rzucili się w stronę kudłatego z radosnymi okrzykami.
Kudłaty doszedł do czoła kolejki i ze złośliwym uśmiechem wyjął z torby potężnych rozmiarów megafon.
– Uwaga, uwaga! – ogłosił, delektując się najwyraźniej każdym słowem. – Ze względu na przedłużającą się fazę powszechnego pokoju dostawy dzisiaj nie będzie!
Wśród czekających rozległ się jęk zawodu.
– Hańba! – wykrzyknął najbliżej stojący krępy brunet. – Zwodzą nas, mamią, obiecują złote góry, a jak co do czego, to nawet najmarniejszej potyczki granicznej nie dostarczą!
– Nawet przed świętami nie można na nich liczyć! – zapiszczała świdrującym sopranem ostrzyżona na zapałkę działaczka. – Kiedyś, przed Wielkanocą, przez trzy noce stałam po jajka od nieszczęsnych kur z hodowli przemysłowej i jak w końcu dowieźli, to okazało się, że są ekologiczne!
Pomruk oburzenia przeszedł przez tłum. Pojedyncze okrzyki zaczęły gęstnieć i przybierać na sile. Atmosfera była tak napięta, że w każdej chwili mogły zacząć lecieć kamienie. Kudłaty, który stał dotąd oparty niedbale o słup ogłoszeniowy, poderwał się nagle i znowu chwycił za megafon.
– Zamknijcie jadaczki, przestańcie jazgotać i zastanówcie się, gdzie jesteście – wrzasnął. – Wydaje wam się, że trafiliście do raju, czy co? – Wojny, wojny! Zachciewa się! A zwykłym przeprowadzeniem staruszki przez ulicę obejść się nie łaska?
– Przecież tu się nikt nie starzeje – jęknął Lepszyk. – Żadnych inwalidów. Żadnych niedorozwiniętych. Żadnych biedaków. O! O! Proszę – gorączkowo zaczął przetrząsać kieszenie – stale noszę przy sobie drobne, żeby kogoś wspomóc, ale w tym cholernym antybajzlu nikt mi nie daje szansy.
Profesorowie Słodek i Brzęczyk, którzy w społeczności naprawiaczy dotąd nie odgrywali większej roli, zwietrzyli swoją szansę.
– Drogi kolego, słowo antybajzel, pomijając już to, że do eleganckich nie należy, w poprawnej polszczyźnie w ogóle nie istnieje! – napomniał surowo Słodek
– I w ogóle nigdzie nie jest powiedziane, że wszyscy naprawiacze muszą mówić po polsku – dorzucił szybko Brzęczyk
W oku skorygowanego Lepszyka pojawił się chytry błysk. Gdyby udało mu się wywołać kłótnię z profesorami, liczna grupa peacemakerów miałaby zajęcie na dobre dwie godziny. Ale kudłaty przewidział jego zamiary.
– Lepszyk, dwa tygodnie pobytu w perfekcjonizatorze – zarządził. – I niech ci się nie wydaje, że po wyjściu załatwisz robótkę terapeutom. Już my się postaramy o to, żebyś wyszedł w pełni zdrowia psychicznego!
Były przewodniczący jęknął. Perfekcjonizator znajdował się w ostatnim kręgu piekła, gdzie nie można było marzyć nawet o głupim potrąceniu przypadkowego przechodnia, nie mówiąc już o sprzeczce z żoną. Ale nie chciał poddać się tak łatwo. Właśnie zabierał się do wygłoszenia płomiennego przemówienia o niedopuszczalności takiego traktowania obywateli piekła, kiedy kudłaty spojrzał na niego ostrzegawczo.
– Masz może ochotę na dożywotnie tkwienie w harmonii sfer? – wysyczał zjadliwie? – Mogę ci to załatwić!
Lepszyk westchnął i spuścił głowę. Nieustająca harmonia sfer była zbyt poważną groźbą, żeby upierać się przy mowie protestacyjnej. Otarł ukradkiem wymykającą mu się spod powieki łzę rozczarowania i z wyrazem zniechęcenia na szlachetnym obliczu machnął na wszystko ręką.
Kolejka ponuro, w milczeniu, zaczęła się rozchodzić. Zapowiadał się następny doskonały dzień.
Heleno, szczeniaków to niemal wszystko potrafi rozbawić 😀
Smiej sie do woli, Szczeniaczku 😆
Bobiku
i o to chodzi by śmiać sie jak najwiecej 😀
Heleno, Eda holubimy, przychodza z zona (moja najblizsza przyjaciolka) na obiad w sobote – zawsze go dobrze karmimy. 🙂
Do wiadomosci Bobika, Ed jest pierwszym Tata naszego niewidzialnego psa, Pom-Poma. 🙂
W moim domu „holubienie” znaczylo w pierwszym rzedzie – karmic i troszczytc sie czy holubionemu jest dosc cieplo. Pewnie ma to cos wspolnego z wojna i Syberia ❓
Ekscentryków bardzo lubię, prawem kontrastu 😉
Mnie tez się pisze i przewija z czkawką. Ale tylko na domowym pudle.
Nasz Nieoceniony Pan Administrator twierdzi, że powodów takiej czkawki może być mnóstwo, ale warto pogadać z fachowcem, bo czasem daje się ją usunąć.
Co można zrobić na własną rękę, to dbać o to, żeby zbyt wiele programów nie było otwartych naraz, bo stare, powolne pudła czasem sobie z tym nie radzą.
Dobry wieczór ( Europejczykom) i dzień doobry Tym po drugiej stronie,
Na parę godzin mój internet padł, ale jakoś udał mi sie zreanimować. ciekawe na jak długo??
Teraz My o Drzewieckim nie widziałam i nie chce mi sie oglądać. Helena ma trochę racji, ale z drugiej strony wydaje mi sie że brytyjskie standardy sa trochę odmienne od kontynentalnych, nie mówiąc już o naszych wschodnioeuropejskich,
Pamiętasz Heleno jak za późnego J. Majora media rzuciły się na jakiegoś szeregowego posła konserwatywnego, bo miał romans ze swoja asystentką. Nawet zona posła mówiła publicznie, że jej to nie przeszkadza. Ale dziennikarze ( przodowała o ile pamiętam Daily Mirror) nie spoczęli zanim nie złożył mandatu. Podobnie z b. ministrem spraw wewnętrznych , który musiał ustąpić, bo gdzieś tam pytał o wizę dla niani dziecka swojej przyjaciółki.
Nie chce bronić Drzewieckiego, bo człowiek który jest zamieszany w taką historię ( wiem tyle ile z inf. z sieci) raczej dżentelmenem nie jest
Scrabble dziś: nanieść ( premia 50p)
Heleno – mam identyczny poglad na sprawy holubienia, choc, na szczescie dla mnie – nie dzieki tak dramatycznym doswiadczeniom, jak Syberia. 🙂
Dobry wieczór sąsiadko (żona sąsiada chyba z założenia jest sąsiadką?). 🙂
Czasem padnięcie internetu ma dobre strony – już nie musisz o Drzewieckim, bo chyba już nikt na niego nie ma ochoty. 😉 Zwłaszcza że jego dżentelmeństwo na pewno jest wątpliwej próby.
Poza nim było jeszcze o książkach. Kupujesz, pożyczasz, czy od Ciebie pożyczają? 🙂
Karmienie i grzanie jest OK, ale do pełni hołubienia należy jeszcze dostarczanie lektury i zostawianie w spokoju na czas jej pochłaniania. 🙄
Bobik, to chyba jeszcze coś innego, pudło prawie młode. Jak chce, niech czka. Może mu przejdzie, byle nie na mnie.
Nałogowo kupuję, od innych nie pożyczam, sama pożyczam i już wiem że nigdy ( no, prawie nigdy ) tej książki nie zobaczę.
Książki nie mieszczą sie już w żadnym pokoju i cały czas kombinuję gdzie by tu jeszcze jakąś półkę dorobić. Z zazdrością patrze na minimalistyczne wnętrza na obrazkach. Ale czy może byc coś przyjemniejszego niż stosik nowych , przyniesionych z księgarni książek???
pa za tym my mieszkamy na raz w dwóch miastach więc , często trudno ustalić gdzie jest dana książka. często kończy się telefonem do naszego przyjaciela, który ma wszystkie książki świata i do teo ma w nich porządek. Od niego, czasem pożyczam i ZAWSZE oddaję
Czy ktos czytał Woody Allen swietny jak mowi moje malenstwo creme de la creme wisienka na torcie 🙂
Żono sąsiada, minimalistyczne odpadają. To świątynie rzeczy. Popatrzeć można, żyć w tym ciężko.
„Books do furnish a room” (Anthony Powell).
W ramach holubienia zawsze jest rozmowa o swiezo przeczytanych ksiazkach, i o tych ktore wlasnie zamierza sie przeczytac. Pozyczone przez nas ksiazki wracaja, ale czasem po nazbyt dlugim okresie, wiec pozyczamy tylko najblizszym przyjaciolom, ktorym mozna zrobic lagodna awanture, gdy czas czytania zaczyna przechodzic w miesiace i lata.
zawsze sobie obiecuję, żę założę zeszyt i wszelkie pożyczki będę wpisywać. Ale jakoś nigdy mi się nie udaje. Trudno, niech sie tez inni nacieszą tym czym ja się juz nacieszyłam. Ale mam kilka ( może na wet więcej niż kilka) książek których nigdy i nikomu i pod żadnym warunkiem!
O, to to. Zeszyt! Co myśmy sobie naobiecywali, że będzie!
Minimalistyczne wnętrza? Takie, w których nawet nie ma gdzie schować kości? Wrrrr!!! 👿
Pożyczenia komuś książki nie umiem odmówić, chociaż wiem, czym to się skończy. Wobec wyzierającej z oczów visavisa namiętnej żądzy przeczytania właśnie tej a nie innej książki, która przypadkowo znalazła się w moim posiadaniu, zanika mi wszelka asertywność, serce me wypełnia się empatią po brzegi i robię ten sam błąd po raz kolejny. Pożyczam. W duchu wygłaszając łzawą mowę pożegnalną i klnąc przy tym na czym świat stoi. 🙁
Mam natomiast pewna awersje do bibliotek. Jakś nie lubię czytać książek po kimś, irracjonalnie mam poczucie , że poprzedni czytelnik coś z niej uszczknął bezpowrotnie ( trochę to psychiatrycznie brzmi, ale cóż tak czuję) . oczywiście na studiach spędzałam tygodnie w czytelniach i bibliotekach. Może też stąd ta niechęć. nasza krakowska Jagiellonka, to miejsce wyjątkowo nieprzyjazne!
Książki kupuję, trochę pożyczam od znajomych, także pożyczam żnajomym (sporo nie wróciło) i oddaję. Raz na parę lat robię miejsce na nowe. Dwa czy trzy lata temu tak wybrałam do oddania około 300 książek. Raz nawet odsprzedałam sporo książek do antykwariatu, ale to lata osiemdziesiąte.
A ja lubię. Mam wrażenie, że coś dodał, zostawił 🙂
Najgorsza strata, jaka naszej rodzinie przytrafiła się wskutek pożyczenia, dotyczyła egzemplarza absolutnie unikatowego, nie do zastąpienia. Moi rodzice jako młodzi ludzie założyli Księgę Gości, która z biegiem dni przekształciła się w ówczesny rodzaj blogu – ludzie dopisywali się tam do poprzedników, rysowali, pisali wierszyki, wygłupiali się i absurdzili na potęgę. Aneksem do Księgi była długa lista również unikatowych, wymyślanych w czasie zakrapianych posiedzeń półsłówek (mam nadzieję, że wszyscy pamiętają grę półsłówek). Po samobójczej śmierci jednego z najserdeczniejszych przyjaciół rodziców, kiedy wydawano pamiątkową książkę o nim, znajomy zajmujący się tą sprawą poprosił o wypożyczenie Księgi w celu przedrukowania niektórych rysunków. No i wcięło na wieki wieków. 🙁 Chyba że ktoś tę Księgę trzyma w zamkniętym na klucz kuferku i czeka, aż nabierze wielkiej wartości, żeby ją dobrze sprzedać. To i tak byłaby optymistyczna wersja. 😉
Jagiellonka rzeczywiście nieprzyjazna. Mama wolała już miejską publiczną na Franciszkańskiej, do której zresztą było jej bliżej.
czy imię Bobik to z „3 sióstr” Czechowa ??
książki kupuję, nie pożyczam od innych i ostatnio nie pożyczam innym … zeszyt się nie sprawdził bo Ci co pożyczyli po prostu potracili je gdzieś w wszechświecie …. z 5 lat temu oddałam znajomym trochę książek z których wyrosłam ….
podoba mi sie Haneczko, Twoje podejście, muszę to przemyśleć 🙂
Holubienie, zwlaszcza jak ktos jest leciwym kotem, rzeczywiscie powinno polegac na przede wszystkim karmieniu i ocieplaniu. Ksiazki sa OK, zwlaszcza jak stoja nisko na polce i maja twarde grzbiety, niezbyt sliskie. Ale prawdziwe holubienie, to jednak bazant i kocyk z kaszmiru. Wtedy Kot wie, ze jest ceniony i kochany.
Ja tez postanowilem nie odsluchiwac tego programu z Drzewieckim. Dosc mam podniecenia Mojej i nie zamierzam sobie nerwow strzepic .
Generalnie polityka mnie ostatnio jakos zniesmacza. Oni wszystko musza popsuc, spartolic do imentu. I nawet najlepszy doradca, znany w swiecie jako cywilizowana morda PiSu, Kot Alik nie jest w stanie wplynac na Swojego, ktory potrafi sie jedynie nadymac i zaszywac pod lozkiem. I nie wychodzic stamtad tygodniami.
Warto byloby zastanowic sie czy wy, ludzie , nie powinniscie przekazac calej wladzy Kotom? Swiat nie bylby od tego gorszy, a jest szansa, ze bylby znacznie, znacznie lepszy. Nie chlejemy wodki. Nie bijemy zon. Nie oszukujemy w sprawie dochodow. Jestesmy uczciwi do bolu.
No, ale kto by sluchal starego doswiadczonego Kota, ktory z niejednej miski lososia jadl. Bo wy wszystko wiecie najlepiej, prawda?
Skąd imię Bobik to już gdzieś wyjaśniałem, ale mogę jeszcze raz. 🙂 Ze „Swierszczyka”. Tam były takie cartoons, o ile dobrze pamiętam Jerzego Flisaka, pt. „Co robi nasz Bobik?”. Jak byłem jeszcze całkiem malutki i bezimienny, to moja rodzina często, nie widząc mnie na kanapie, dopytywała się „co robi nasz Bobik?”. I to się przyjęło. 😀
Nietoperzyco, co z Tobą? Długo już Cię te wirusy gnębią…
Szanowny Mordechaju, Twoje słowa warte są, jak zwykle, głębokiego zastanowienia. Zwłaszcza nad przekazaniem całej władzy kotom zaczynam się zastanawiać od natychmiast. Nie uważam wprawdzie (mam nadzieję, że wybaczysz mi tę brutalną szczerość) kotów za lepszych kandydatów do władzy od psów, zauważam jednakowoż ich zdecydowaną przewagę nad ludźmi. Ale nad szczegółowymi konsekwencjami takiego rozwiązania muszę trochę w spokoju pomyśleć.
Jak zwykle z poważaniem, a bez podważania władczych kompetencji kotów,
Bobik
Ty, Przyjacielu, wiesz i ja wiem. Ale jak zrobic zeby i Oni wiedzieli? Wszyscy przeciez byliby lepsi od Nich! Nawet, nie obrazajac nikogo, Fruwajace Myszy! A co dopiero Koty (i Psy) .
Musze sie napic, tak sie zdenerwowalem.
śpijcie dobrze, dobranoc
Teresko
oj dopadly mnie dopadly, nawet Bobik packe pozyczył , ale mnie trzeba różdzki Gandalfa
Bobiku , Mordechaju
ale to juz było ….. wladza w rekach zwierząt , czy coś Wam to mowi 😉
Nietoperzyco, może bańki by się zdały ?
Nietoperzyco, ale zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi nauczyły się czegoś na błędach. Jeżeli nie znajdujesz na to dowodów, to ja Ci po prostu daję na to słowo honoru! 😀
Myśląc o chorych i sennych wznoszę toast herbatą: za tych, co w pościeli! 🙂
Mordechaju, jak już zdecydowałeś się napić, to nie będę Cię od tego odwodził, ale proszę, miej wzgląd na swój wiek i urząd i uważaj na amerykańskich policjantów! 😯
Bobiku, 🙂 i miłych snów.
1. ekscentrycy w TX -Moniko a ten jeden krzak Ci nie wystarczy 🙂 i na dodatek ma zamieszkac teraz w Dallas a nie na swojej farmie.
2. Ksiazki – targalam roznorakie z PL i nadal targam ale gdzie mi tam do duzych zbiorow. Przez te wszystkie przeprowadzki i rozsiana rodzine czekam z utesknieniem na ksiazke elektroniczna przypominajaca w uzyciu papier. Wiem, wiem, nie to samo. Moge sobie kilka starych zostawic. Ale tu przyjechawszy juz sie martwie co ja z nimi kiedys zrobie.
Tobie też, Tereso. 🙂
A do nietoperzycy jeszcze tajne przez poufne: zdecydowałem się przełożyć akcję na jutro, bo teraz mógłby jeszcze ktoś przeoczyć, a szkoda by było. 😉
Och, Wando, znam ten ból przeprowadzkowy. U nas część też w Krakowie (nie tylko książek zresztą), część tutaj, jeszcze trochę się rozsiało gdzieś po drodze, a ponieważ nigdy nie wiadomo, gdzie będzie siedziba ostateczna (poza tą naj- najostateczniejszą), to i nie wiadomo też, gdzie gromadzić i czy warto. Ale i tak jakoś stale się gromadzi samo. 😉
Bobiku
tajne /poufne 😎
wierze na slowo honoru odnośnie zwierząt , za toast herbatką dziekuje , mam nadzieję , ze cos w niej oprocz herbatki bylo , nie , nie to co wszyscy myślą , ja myślę o miodzie , cytrynce , malinkach 😉
Mordechaju
ta fruwająca „mysz” to nietoperzyca zapamiętasz 😀