Arie znane zebrane
(O mio babbino caro)
O, mą wędlinę starą
niech lepiej zmielą, zmielą
bo stare dla mego nossa
bynajmniej nie jest bello.
Ci, ci, co wolą stare,
niech się zapasem karmią,
a ja to z Ponte Vecchio
spycham butami w Arno!
I myślę w tych momentach:
no co, nie jestem świr.
——————–
(Aria szampańska)
Ten, kto pił wino, sflaczał i przestał,
skończona fiesta, dogasł jej czar.
Każda ragazza do łóżka wraca,
zimny kominek, przygasa żar.
Zwolna ochota do tańca mija,
już menuetom pora nie sprzyja,
dopijaj panna, zamkniemy bar.
Dobranoc zrzędom i muzykantom,
orkiestra – spokój, pod groźbą kar!
Już noc się mglista, senna zaczyna,
śpi już dziewczyna, ucichł już gwar.
——————
(Voi que sapete)
Dajcie skarpetę,
chociaż pilnuje BOR,
tamtą, a nie tę,
bo ma lepszy kolor.
Tę kolorową,
tak, o tę szło,
no, dajże, krowo,
czy trudne to?
Czemu mą skarpetę
wziął jakiś świr?
Ja bym go sztyletem…
Poznałby mir!
Poszedł drogą krętą,
tam, gdzie wiejski bar,
z mą skarpetą świętą…
Brak na niego kar!
Przyłożyłbym w szczenę,
bo trzepie mnie,
lub zrobił scenę,
lub itepe.
Wypaćkałbym dżemem, zamknął do dwóch zer,
gryzłby palant ziemię, oddał mi swój żer,
zapłaciłby za to, co zrobił mi,
lecz nie wiem gdzie on, pewnie gdzieś śpi…
Dajcie skarpetę,
chociaż pilnuje BOR,
tamtą, a nie tę,
bo ma lepszy kolor.
—————–
(Nessun dorma)
Pakujący się:
Gdzie ta torba? Gdzie ta torba!
Gdzie mi się podział wieszak,
co stało się z miglancem?
Nie widzę szelek,
no, w co ja się ubiorę
gdzie mój półpancerz?
Za blogosferą ckni mi się,
bo nie wiem czy tam wszystko gra…
No, no… pójdę w podskokach w swe wyro,
nim mi się łzami popaprá,
zanim zobaczą, że kubek mam z esencją
i nie wypijam.
Chór:
Tę blogosferę to on zna,
już bardzo dawno wciągnął go jej wir.
Pakujący się:
Gdzie ręcznik frottee,
rety, gdzie kufelek,
rety gdzie kufelek,
i mały pinczero,
pinczero, pinczero!
——————
(La donna e mobile)
La krowa è mobile,
choć ją przypięto,
bryknie i w święto
w jasną cholerę.
Choć różni debile
w szkodę jej lizą,
i kuszą wizą,
i mamią serem –
la krowa è mobile,
więc na zakrętach
zrzuci swe pęta
i wyrwie się!
——————
(Non piu andrai)
No, bez jaj, przewalone, wieje grozą,
skąd ta forma potworna, ten bandzioch?
Pysk mam brzydki jak Pawka Morozow,
narcyzm z letka mi popłynął, o kurrr….
No, bez jaj, jam podobny do świni,
jak tu rwać, każda puści mnie kantem.
Która zada się z takim palantem?
Wielbicielek mych zniknie gdzieś sznur!
No, bez jaj, mam fizys świni,
cóż tu winić
płeć nadobną, gdy puści mnie kantem?
No, bez jaj, przewalone, wieje grozą,
skąd ta forma potworna, ten bandzioch?
Tak jak cielę skrzyżować by z kozą,
narcyzm z letka mi popłynął, o kurrr….
Co mam począć z mordą taką,
jak tu dalej być hulaką,
z hańby się spalam, w urodzie manko,
uchlałbym się „Kryniczanką”.
Jakież fiasko niegalante
i co począć mam z takim fantem,
począć z tym fantem
począć z tym fantem?
Nos mam wielki niczym mango,
nigdy już nie pójdę w tango…
Nie mam jak się przed tym bronić,
choćbym na policję dzwonił,
choćbym zebrał stado słoni,
choćym zwał się Berlusconi,
do urzędu posłał monit,
choćbym był filmowy star.
Trombo graj, mam fizys świni,
trombo graj, cóż tu winić
trombo graj, panienkę z Kcyni,
trombo graj, gdy puści mnie kantem?
No, bez jaj, przewalone, wieje grozą,
to upiorne, nie gruchnę już z Wandą.
Jak swe bóle opisać mam prozą?
Narcyzm z letka mi popłynął, o kurrr….
Niemożliwa już wiktoria,
choćbym pasy z siebie darł,
niemożliwa już wiktoria,
choćbym pasy z siebie darł!
———————
(Nonn piu andrai – wersja polska)
Już nie będziesz, motylku skrzydlaty,
w militarne odziewał się szmaty,
teraz będziesz odprawiał roraty,
w pełen złoceń przebierzesz się strój.
Katechizmem zastąpisz dwururkę
i przekonań nabierzesz niezdrowych,
wygoloną miał będziesz tonsurkę,
ale będziesz jak w armii bojowy,
ale będziesz jak w armii bojowy!
Zmienisz się,
porośniesz w piórka,
głupstwa wbiją
ci do głowy,
ci wbiją do głowy…
Już nie będziesz, motylku skrzydlaty,
marnieć wśród poborowych pryszczatych,
brać nie będziesz już fury na raty,
w seminarium wykujesz los twój!
——————-
(La ci darem la mano)
Don Giovanni:
Ja ci stare dam siano,
na nim są dobre sny,
świetną lunatyk ma noc,
stu bram nie mija, a śpi
Zerlina:
Z Korei, czy nie z Korei,
po trawie tej spoko na SOR,
Felicję też tam wzięli,
pigułą ją karmią, o, w mor…
dę,
pigułą ją karmią, o, w mor…
DG:
Z sieni ją wzięli, ach, veto!
Z:
My to zalejmy setą!
DG:
Coś mi to pachnie czortem.
Z:
Przecież… nie chcę twych portek,
nie chcę twych portek!
DG:
Ja dam!
Z:
Dla dam?
W duecie:
Ja dam dla dam swą wenę,
obniżę nawet cenę,
ważniejszy niż centy amor.
—————–
(Va pensiero)
Zła cholero, kość skradłaś mi latem,
nie zważając jak pieska to zaboli,
niech na rany nasypią ci soli,
niech cię, zołzo, nabiją na pal.
Niech nahajki użyją i knuta,
niech na ciężką narażą cię stratę,
bo bez kości to pies umarł w butach,
o, jak straszny wypełnia go żal.
Zasłużyłaś, ty zołzo, na baty,
za te podłe, złodziejskie zapędy,
nie uchronią cię żadne urzędy,
ani to, że uprawiasz kung fu.
O, jak mile na widok tej szmaty
głośno krzyknąć: a bodaj cię ścięto!
I kosteczkę odzyskać nietkniętą,
która cudem wyrwała się złu.