Giardino di amore
W il giardino di amore
ktoś hodował piesków sforę
i – dobrego grając pana –
bardzo dbał o ich organa.
Wciąż podsuwał im, jak leci,
paróweczki prosty flecik,
wciąż serwował coś na ząb,
przy dostojnych tonach trąb.
Dźwięcznie wdzięczył się klawesyn,
pieski żarły niczym biesy –
każdy tłusty, nie jak patyk,
każdy wielki, nie skarlaty.
Rajski ogród, rajski żywot,
w miskach zamiast wody piwo,
na życzenie fis lub ges,
ach, jak to uwielbia pies.
Cuda wizja, ale krótka,
nagle krzyknął ktoś: pobudka!
I – z niechęcią, pełen żalu –
piesek ocknął się w realu.