Fafik reloaded
Węsząc po blogach natknąłem się na stronę, która w obcym, ale dostępnym jeszcze wielu Polakom języku honoruje psiego Homera, Szekspira i Moliera w jednym, czyli Psa Fafika. Nie miałem niestety szczęścia poznać Fafika osobiście (ta nieszczęsna różnica pokoleń!), ale jego dzieło niewątpliwie wywarło wielki wpływ na mój rozwój intelektualny i duchowy. Wspominając niezapomniane myśli piesika Fafika spróbowałem sobie wyobrazić, jak mogłoby wyglądać nasze spotkanie dzisiaj, gdyby Pies Fafik nagle się tu pojawił…?
Bobik:
Witam Kolegę na mym blogu!
Nie wiem, jak uczcić taki dzień…
Czy może zadąć mam na rogu,
czy raczej się usunąć w cień?
Fafik:
Czy się Kolega pisze „Bobik„,
czy też z francuska, przez „Bobique„?
I co to są te całe blogi,
to literacki jakiś trik?
Bobik:
Ach, gdzież mnie do francuskich piesków?
zwyczajny jestem ja coundell,
się nie nadaję do UNESC-ów,
nie zaparluję, choć w łeb strzel.
Fafik:
Widzę, że młodzież do kultury
stosunek nienabożny ma,
woń czuję tu dezynwoltury…
Czy chociaż szafa tutaj gra?
Bobik:
Gra się tu tylko na jutubie,
on publiczności wzbudza dreszcz.
Wieszcz wprawdzie mówił już: „to lubię!”,
lecz może się pomylił wieszcz?
Fafik:
Wieszcz się nie myli z założenia,
lecz na jutubie gra to dno.
W przykrym kierunku świat się zmienia,
sam nie wiem, czy mam przeżyć to!
Bobik:
Niechże Kolega się nie wścieka,
zarzutów niech nie stawia mi,
to wszystko winą jest człowieka,
on za zmianami tymi tkwi.
Fafik:
Człowiek…? Słyszałem… To brzmi dumnie,
albo tak jakoś… Mniejsza z tym,
niech się Kolega zbliży ku mnie
i powie: kto jest dzisiaj kim?
Bobik:
Sądów ferować nie pozwala
mi skromność. Szepnę tylko tu,
że ja, pływając źle na falach,
nie stoję w żadnym who is who.
Fafik:
Zobaczyć sprawy chcę w przekroju,
więc taka mnie zadręcza myśl:
czy w tym bardaku i rozstroju
ktoś jeszcze wiersze pisze dziś?
Bobik:
Pewnie prób nowopoetyckich
miałby Kolega szybko dość,
lecz zmieńmy temat. Na befsztyczki,
albo.. już wiem! Kolego – kość?!
Fafik z Bobikiem unisono:
Nadziei niech nie tracą żywi,
martwych niech jej nie martwi brak.
Kulturą pies się nie pożywi,
a kością, w każdym czasie – tak!
Jeśli kultura, to na kościach,
jej sztandar tylko będziem nieść!
Inaczej bowiem – z czym do gościa
gdy zupy nie wypełnia treść?
Kość na sztandarze – znaczy pirat!
Przed takim dobrze zmykać w mig.
Choć uzbrojona kolumbryna,
Może takiemu popsuć szyk.
Więc szybko naładujcie działa!
Krwiożercom odpór trzeba dać!
Zrobi się jatka wielka-mała,
Nasyci się nią wszelka brać.
Z jatki kaszanka się nam uda
i krwisty befsztyk albo gicz.
Starczy nasycić wielkoluda…
„Do walki” zatem piesku krzycz.
Dzień dobry, Bobiczku! A co jest w tej stronce (blogu) szczególnie fajnego? Że o Fafiku napisał Rosjanin, zafascynowany kulturą polską. Niech żyje ludzko-psia przyjaźń ponadnarodowa! 😀
…że napisał…
Na pirackiej fladze kości są krzyżówką –
przy niej, jak wiadomo, trzeba ruszyć główką,
toteż główka także nad kostkami stoi. 😆
Pirat się w złowrogie piórka czasem stroi,
lecz to w gruncie rzeczy zabawowe pióra,
niepotrzebna chyba będzie gruba rura
przeciwko szczeknięciom kilku i krzyżówce.
A befsztyczek i tak znajdzie się w lodówce. 😉
W przykrym kierunku świat się zmienia,
Tak Fafik skonstatowałby.
Wszystkie poprzednie pokolenia
Jak mantrę to powtarzały…
Dlatego wiedząc o tym sami,
Powstrzymać może owczy pęd
Zechcemy: ludzie razem z psami
I odwrócimy ten zły trend?
Dzień dobry Pani Kierowniczce 🙂 Rzeczywiście, ponieważ ja sam od zawsze byłem zafascynowany kulturą rosyjską, to miło pomyśleć, że i kultura rosyjska może być zafascynowana psem, nawet jeżeli niekoniecznie mną osobiście. 😉 Ale też z łezką w oku pomyślałem o czasach, kiedy np. uparte opowiadanie się po stronie kości było w sposób oczywisty (i chyba przez wszystkich) przyjmowane jako żart i mrugnięcie do czytelnika. Dziś najczęściej od jednych można za to dostać po łbie za gardzenie najświętszymi wartościami i brak zdrowego kręgosłupa, od innych dostać poparcie za iście z duchem czasu i zrozumienie, co się „naprawdę” liczy, a znakomitej większości w ogóle nie obchodzą jakiekolwiek psie myśli, choćby były wyrażone w nie-wiem-jak-wysokonakładowym piśmie. I profesorzy już nie ci, i kucharki, co jako nieletnie szczenię stwierdzam z pewnym smutkiem, ale i świadomością, że moje skomlenie niczego nie zmieni. I tak mam nie najgorzej, bo na niektórych blogach mogę sobie jeszcze pomrugać… 😉
A poza wszystkim, jak ślicznie brzmi „o piesikie Fafikie”. 😆
Zeen optymistą tu się jawi,
podczas gdy szczeniak w kącie łka.
trend z posad ruszyć i świat zbawić?
Jeżeli z zeenem- jestem za! 😆
Fafik, bless his fleas, byl najbardziej znanym psem w Polsce – holdy skladane mu zarowno w tym miejscu jak i na blogu rosyjskiego Anachorety i Mizantropa sa jak najbardziej na miejscu. Nazwisko jego Ojca i Kronikarza Mariana Eile’go poznalam dopiero w czasie kiedy o tworcy Przekroju (odkladanego dla nas przez zaprzyjazniona i przekupywana regularnie koskarke z Ruchu) zaczelo sie pojawiac na lamach szacownych Marcowych organow i Eile zostal wyrzucony z pisma. Ale wszyscy znali oczywiscie Braci Rojek, Kamyczka, Krecie Potaczkowne.
Jakiez to pismo mialo pomysly! Rozdawalo kazdemu kto poprosil nasionka nieznanej wowczas w Polsce salaty lodowej, organizowalo konkurs jak skonstruowana jest pasta do zebow Signal ( do dzis mam do niej slabosc), promowalo specjalne przekrojowe kolekcje mody Hoff (mialam fioletowa plocienna sukienke od niej!). Kazdy numer byl radoscia, ale lekture sie zaczynalo od ostniej strony, gdzie byl tez i Lengren z psem Fafikiem.
A wiekszosc porad savior vivre’u (demokratycznego!) poswieone bylo podstawowej kweswtii kto sie komu puerwszy klania („szedlem z zona i napotkalismy szefa. Czy szef powinien sie uklonic mojej zonie i mnie czy ja pierwszy?” Odpowiedz brzmiala zawsze: Ten kto jest grzeczniejszy)
Kiedy dzis wpadnie mi do reki Przekroj, zastanawiam sie jakim prawem ktos przywlaszczyl sobie ten tytul i kultowa spuscizne. Nie przypomina w niczym tamtego.
Ale Pies Fafik zyje!
Z pewnoscia dogadalby sie z Bobikiem, kltory jest jego godnym poznym wnukiem.
No, zara! czyz Fafik nie mowil, ze „warto zawsze szczekac w sprawie, ktora jest dla ciebie wazna”?
Heleno, mnie się tak widzi, że decyzje o szczekaniu w ważnych sprawach nie idą z głowy, tylko z brzucha. Jak pies jest tak skonstruowany, że nie potrafi się powstrzymać, to szczeknie, choćby nie wiem co, nawet się nad tym nie zastanawia. A jak jest skonstruowany inaczej, to nie szczeknie, ale potem głowa pomoże mu znaleźć znakomite usprawiedliwienia dla nieszczekania. 😉
U Barbary Hoff zaś modelką była… Kto zgadnie? Znacie z blogów. Skojarzyło mi się, „jaki świat jest mały”.
Bobiku, to się nazywa racjonalizacja? A ciało jest przed rozumem?
Cialo jest zawsze przed rozumem, niestety! Mowi to stra kobieta, krtora niejedno widziala.
A kto byl modelka u Hoff? Ktos kogo znamy i kochamy?
Jeśli miłość wszystko wybacza, to kto wie.
Pozwolę sobie na zakwestionowanie „starej kobiety”. Co to za określenie dla osób przed setną rocznicą urodzin?
szczekaj szczekaj wiec Bobik ile sil w Tobie
zaproszenie,dziekuje
bede bywac
przekroj mial cos ta topografia grafika i mieszczanstwo
mama miala teczke w kiosku
polityka
przekroj forum kulisy panorama kobieta i zycie
ty i ja (klasa) i inne to juz tak dawno temu
do kiedys
Brawo, Teresa! Stara kobieta może sobie wysiadywać, jak już 120 przekroczy! 😀 A do 120 ma prawo być najwyżej dojrzałą kobietą. 😉
Ale kto, kurczę, był tą modelką? Mogę tylko zgadnąć, że to nie ja, bo jestem za niski. 😆
Witam Berlin! 🙂 I zadaję pytanie, które już od dawna mnie dręczy: jak Ty jesteś w wołaczu? Rysberlinie, czy rysiu berlinie, czy jeszcze całkiem inaczej. 😉
tylko rysiu,jesli mozna
wracam do pracy!!!
Od Hoff miałam letnie kiecki, w niebieskie paski i kwiatkową, obie świetne. I jeszcze czarny kombinezon z szarym wyłogiem, też znakomity. Tamten Przekrój był u nas w domu zawsze. Czytany oczywiście od ostatniej strony, podobnie jak Kulisy.
Teresa, KTO?
Ćwiczę wysiadywanie 8 godzin dziennie, na starość będzie jak znalazł 😉
Dzięki za brawo, fajnie że moje przekonania nie są odosobnione. Mając dziwięć lat trafiłam do swoich Dziadków. Babcia miała wtedy lat 61, a Dziadek – 66. Oni zaraz potem kupili działkę i pobudowali dla się dom, bo wojna wcześniejszy im zabrała. W domu tym żyli szczęśliwie jeszcze dwadzieścia lat i szkoda, że nie więcej.
Jak ja mogę uważać, ktoś w wieku 60 – 88 jest „stary”, jeśli kto wie czy nie czułam się wtedy od nich bardziej niedołężna. Oni byli aktywni, ja – przepłoszona, to tak gwoli wyjaśnienia.
Rysiu – można! 😀
Haneczko, czy znasz kogoś, kto nie czytał od ostatniej strony? Bo ja się, prawdę mówiąc, z takim zjawiskiem w naturze jeszcze nie spotkałem. 😆
Tereso, NO KTO?
Na pewno nie ja 😆 Choć dużo miałam ciuchów od Hoff – kiecek, żakietów… A nawet buty, takie z juchtowej skóry 🙂
Ja też od ostatniej strony i od dziecka. U dziadków „Przekrój” był nawet kolekcjonowany, więc czytałam do tyłu całe numery nie tylko bieżące wydanie.
Kto? Nie wiem, czy mogę, skoro rzeczona osoba o tym fakcie ani słowa, choć o innych sporo.
Bobik, osobiście kogoś takiego znałam. To byłam ja. Lubiłam zostawiać sobie na deser to, co najlepsze 😉
Ja mam pewne podejrzenie, kto by to mógł być, choć niby o nieobecnych się nie powinno… 😳 Ale opinia o wizualnych walorach osoby, którą mam na myśli została wyrażona publicznie, na blogu Komisarza i każdy może ją tam przeczytać. 😆
http://komisarzfoma.wordpress.com/2008/10/24/ciastka/#comment-2423
Ponieważ nie wiem, czy dobrze wstawiam link do konkretnego postu, informuję, że rozmowa na interesujący nas temat zaczyna się 26 października o 23.05
No i oczywiście, że źle wstawiłem. Muszę się jeszcze dużo nauczyć… 🙁
Haneczko, już wszystko rozumiem! Ja nie przepadam za słodyczami, więc zostawianie na deser jest dla mnie nie do pomyślenia. Plus wrodzona łapczywość… 😀
Ale czy pytanie było o czytanie od końca czy o modelkę od Hoff?
Bo nie sądzę, Bobiczku, abyś podejrzewał Pana Radcę o bycie modelką u Hoff… abstrahując od wszelkich innych okoliczności – jest po prostu za młody 😆
Przyznaję, że właśnie Pana Radcę podejrzewałem. Teresa skutecznie przekonała mnie, że używanie kategorii młodości i starości w ścisłym znaczeniu wiekowym jest głęboko niesłuszne. A inne okoliczności, jak wynikało z rozmowy u Komisarza, też są względne… 😆
Ale jeżeli to jednak nie Pan Radca, to trzeba szukać dalej… 😀
Bobiku, głęboko niesłuszne, bardzo głęboko i bardzo niesłuszne. Chciałabym żeby i Helenka się ze mną zgodziła. Wszak czemu nie?
To czy Haneczka BYLA czy NIE BYLA modelka u Hoff?!!! Bo juz sie pogubilam!
Eeee, Tereso, Helena to chyba tak nieco kokieteryjnie. Gdzieżby ona się rzeczywiście uważała za starą? 🙂
Haneczka tak się dopytywała KTO, że raczej nie była. Chyba że dla zmylenia przeciwnika? 😉 Kierowniczka stanowczo twierdzi, że nie była, ja też się wypieram, a kandydatura Pana Radcy została chwilowo zarzucona. Poszukiwania trwają! 😀
Proponuję rozważyć jeszcze kandydaturę zeena. Obecnie wprawdzie, jak sam twierdzi, ma dwa metry w pasie, ale kto wie, czy dawniej nie był wysoką, anorektyczną, długowłosą postacią, przechadzającą się wdzięcznie po wybiegu? 😆
Heleno, nosiłam ciuchy od Hoff, ale moja kariera modelki skończyła się w wieku lat 7. Mam zdjęcia z pokazów mody dziecięcej z 1962 i 65 roku. Potem skończyły mi się kwalifikacje. Moja Mama dość często powtarzała „A byłaś takim ładnym dzieckiem…”
Haneczko, podtrzymałaś mnie w mojej decyzji, żeby nie dorastać 😆
Ale to co Teresa w końcu miała na myśli: Twoją dziecięcą karierę modelki, czy jeszcze czyjąś inną?
Bo ja na razie dość niechętnie bym się rozstał z myślą, że to jednak był zeen. 😀
Ale jeśli zeen, to modelek, nie modelka 😉
Jak go zwał, tak go zwał. 😉
Nieważna płeć, ważne fakty! 😀
Oświadczam uroczyście, że Teresa na pewno nie miała mnie na myśli. Ludzie (i nie tylko), przecież ja nie umiem chodzić na obcasach!!!
Z zeena dałoby się wykroić cztery modelki, a może nawet pięć. Ale on się nie zgodzi.
Krojenie zeena na blogu nie wchodzi w grę!
Ale grzebanie w starannie zatajonej przeszłości należy przecież do ulubionych polskich sportów. 😉
swir swir
opanowal mnie nieuleczalny wirus czytania Bobika wpisow
za kazdym nowa dawka zycia
za kazdym razem calkowicie zdrowa
swirki swirki
Haneczko. Twoja Mama to wyzyny taktu w porownaniu z moim Tatusiem, ktory kiedy zobaczyl mnie po urodzeniu, westchnal gleboko i powiedzial z rezygnacja w glosie: No, trudno. Bedziemy ja ladnie ubierac…
Heleno: 😆
Ale w moim przypadku rozwiązanie z ładnym ubieraniem było nie do zastosowania. 🙁 Moja rodzina musiała mnie przyjąć z całym dobrodziejstwem skołtunionego futra. 😉
Wiesz co, Bobik? Ty mi tu kitu nie wciskaj. Czy ktos kiedykowiek w zyciu widzial brzydkiego szczeniaczka? Albo brzydkiego kociaka? Wszystkie sa rozkoszne. I wcale nie musza sie starac.I taka jest sprawiedliwowsc na tym swiecie.
Heleno 😀
To jest bardzo sprawiedliwa sprawiedliwość. Potem różnie bywa, i nie mam na myśli tylko urody. Niech zwierzaczki mają choć tyle dobrego.
Najwyraźniej nie wszyscy są zdania Heleny na temat szczeniaczków i jednak próbują z ubrankami 😆
http://farm4.static.flickr.com/3295/2422594273_1bdabe2d57.jpg
Haneczko, tak na poważnie, to czasem właśnie uroda szczeniaczków i kociaczków jest ich nieszczęściem. Ludzie je biorą, bo są takie słoooodkie, ale jak już są trochę mniej słoooodkie albo sprawiają kłopot, to lądują gdziekolwiek – w kuble na śmieci, na ulicy, w azylu, przywiązane przy autostradzie, albo powieszone w lesie (częsty przypadek w Hiszpanii). Te mniej słodkie mają chyba, paradoksalnie, większe szanse trafić w ręce ludzi odpowiedzialnych.
Moze bylo mu zimno?
Przed laty byl taki rysunek w niezrownanym New Yorkerze:
Starsza pani usiluje wciagnac kubraczek na bardzo nieszczesliwego ratlerka, przemawiajac do niego:
No, powiedz, co jest wazniejsze – czy to, ze sie nie przeziebisz, czy ze z ciebue beda sie smiac?
Samo zycie.
Nie mam wątpliwości – ważniejsze, że się będą śmiać. 😀
Bobiku, a sa jakies psie butki do tego zestawu?
A propos zas wczorajszej rozmowy, maz jechal do pracy, sluchajac w radiu suity „Pasteurella”, i juz, juz mieli dac „Bordatelle”, ale niestety dojechal.
Zas wszystkim co obchodza lub nie obchodza, ale lubia swieta – zycze szczesliwego Diwali. 🙂
Wiem Bobik, wiem 🙁 Jesteśmy rakiem tej planety.
Och, dobrze zes przypomniala. Musze tez poskladac zyczenia!
A ja dzis planuje zrobic pakory, dla tych co lubia chrupkie, i rassam z ryzem, i moze jakies malutkie curry. I swiatla, wszedzie pelno swiatel – swieczki, bo klasycznych lampek w tym roku nie dostalam na czas.
Psich butków w guglu zatrzęsienie. Ten kolega na przykład wydaje się kupować w droższym butiku, niż jego człowiek. 😀
http://www.sol.de/storage/pic/home/dpa/starline/boulevard/1176418_1_jpeg-2bp00552-20080225-img_17028148.onlineBild.jpg
A jakie są klasyczne lampki na Diwali?
Moniko, a w ogóle, jak można tak tylko rzucić w przestrzeń – pakory, rassam, curry… 😉 Szczegóły prosimy, szczegóły! Ja nie mogę składać życzeń tak w ciemno, muszę najpierw wiedzieć, w co się pakuję 😆
No, niezły model ze mnie był…
Teraz były by ze cztery, prawda 🙂
Ale kiedyś, ho, ho!
😆
Chodzi Ci Bobiczku o samo swieto, czy jak podejrzewam, o wyzerke? Samo swieto jest sliczne, bo upamietnia jak Rama (wcielenie Vishnu) zwyciezyl w koncu przebieglego demona z Lanki, Ravane. Odzyskal tez swoja ukochana, Site. Ravana byl, oprocz zwyklych potwornosci spotykanych u demonow, takze wandalem ekologicznym, bo dym z pozarow, jakie wywolal w Lance, zaslanial wszystkim slonce. Po wielu przygodach, Rama zwyciezyl, a gdy przytulil odzyskana Site, nie tylko dym zniknal, ale z nieba zaczely spadac male swiatelka – miniaturowych lampek oliwnych. Piekna historia, i przypada mniej wiecej na te sama pore roku, co slowianskie swiatelka na grobach, z tym, ze to jest jednak weselsze swieto. A co do wyzerki, to po prostu w zaleznosci od regionu, tradycji rodzinnej, i wlasnych umiejetnosci, robi sie to, co sie potrafi. Na koniec sa owoce, i malutkie hinduskie slodycze (duzo tego nie da sie zjesc, bo bardzo slodkie). Ja akurat wybralam rassam – zupe pomidorowa na ostro z poludniowych Indii. A pakory wszyscy lubia – to sa warzywa maczane jakby w ciescie nalesnikowym z maki z ciecierzycy, smazone w glebokim tluszczu (najlepiej oleju sezamowym). Zas curry moze byc ze wszystkiego – u mnie z warzyw, jakie mam, czyli ziemniakow i kalafiora. Do tego moze byc mieso dla miesozernych, choc w mojej rodzinie sa akurat wegetarianie, wiec bedzie daal, czyli potrawa z soczewicy na ostro. Ale dla szczeniaczkow na pewno znajdzie sie swiateczna kosc, moze tylko przyprawiona na ostro, jesli to im nie szkodzi. 🙂 Happy Divaali!
Ja Przekroj pamietam z intelektualnej krzyzowki. Podobno sprawdzala precyzyjnie IQ w PRLu. Konczylem lekture kazdego numeru na ostatniej stronie, bo pismo bylo wyrafinowanie salonowe (tak jak Zwierciadlo), a ja, jak nasz Premier, ze spolecznych nizin. Na Fafika tez sie natknalem. I na autora psa Ferdynanda.
Bobik, moze w nastepnej odslonie, przedyskutowac sprawe Lassie? 🙂
Z Lassie to ja już sobie porozmawiam jak wróci! 😀
A jaki jest związek pochodzenia społecznego z kierunkiem czytania gazety? 😯
Bobiku – zglasza sie kolekcjonerka Twoich wierszykow. Pozdrowienia od Kamy i Dundee (kot)
Tereso – ale juz zupelnie nie jestes przeploszona – hurra!!!
Heleno 🙂
a mnie sasiadka poczestowala nastepujacym: ale ma pani sliczna coreczke, w ogole do pani nie podobna.
Tresci niektorych artykulow nie docieraly do mnie. Moze dlatego, ze to byl reakcyjny Krakow. Ostatnia strona byla najbardziej rozrywkowa. 🙂
PA, moja mama też jest z reakcyjnego Krakowa. Może dlatego ja, na przekór, mam usposobienie rozrywkowe. Można powiedzieć, że jestem ostatnią stroną mojej mamy. 😀
Witaj Wando teksaska, miło widzieć Ciebie, Kamę i Dundee! 🙂
Mój Tata właśnie się biedzi nad techniczną stroną umieszczenia zbioru wierszyków Bobika na blogu. Wbrew pozorom to wcale nie jest proste, jak ma z sensem funkcjonować. Ale jak się już wybiedzi, to można sobie będzie klikać i wybierać z menu. Nie wiem, czy nie przemianuję wtedy blogu na restaurację „Pod Psem”. 😆
Przyjemnie brzmi ta wyzerka z okazji Swieta Swiatel. Wesolo. Hinduskie jedzeie jest wesole. I bardzo towarzyskie.
Ja ze wstydem przyznaję, że o tym święcie mam słabe pojęcie. Mógłbym sobie oczywiście wyguglać, ale wiele ciekawiej byłoby usłyszeć coś od kogoś, kto sam obchodzi. Mam nadzieję, że Monika, choć zajęta przygotowaniami, jeszcze się zjawi, żeby nam trochę szczegółów sypnąć.
Mnie zawsze w hinduskim jedzeniu urzekaja kolory. A ostre (choc nie zawsze) przyprawy to tajemnica kazdej pani domu. Taka wyzerka najlepsza na ponure deszczowe dni (u nas dzis leje).
Mnie także w hinduskim ubraniu urzekają kolory!
A hinduską kuchnię uwialbiam!
Dzięki, Moniko, za opowiastkę o święcie. Ja tez o nim nic nie wiedziałam 🙂
U mnie to szczegolne swieto, bo rodzinne – moj maz, choc urodzony w Ameryce, jest z hinduskiej rodziny. I pierwsza coreczka przyszla na swiat w noc Swieta Swiatel. Lubie tez uczyc dzieci o tym swiecie, bo tak mysle sobie, ze wiele tracimy, nie znajac swiat innych (choc dla mnie inni nie sa Inni). A teraz ide mieszac przyprawy na ten rassam. 🙂
Ale czy my nie mowimy o tradycji Sri Lanki, ktora jest nieco inna niz tradycja Indii kontynentalnej? Zreszta, ta tradycja jest zalezna od regionu i religii. Mam kilku znajomych Hindusow. Jeden z nich jest z Kalkuty (Bengal), inny to Sikh z Punjabu, jeszcze inny- to Gujarati. Ludzie z Bengalu to glownie amatorzy ryb i frutti di mare. Sikhowie- glownie wegetarianie.
Mamy i u nas różności. Nawet jeden czerwonoskóry był wicepremierem…
to buraki sa czerwone?
Z wyjątkiem cukrowych…
To zyczymy Wam – Tobie, Panu Mezowi i Dziewczynkom wesolego Divali!
No, jednak poguglałem. W polskiej Wiki o Diwali jest tu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Diwali
W niemieckich źródłach jest wiele więcej, między innymi o tym, że Diwali jest obchodzone w całym świecie hinduistycznym i pod względem symbolicznej i społecznej ważności da się porównać z chrześcijańskim Bożym Narodzeniem, ale też, że w zależności od regionu jest różnie obchodzone, różną mu towarzyszą zwyczaje, odniesienia mitologiczne i oczywiście potrawy. Nawet czas trwania jest zależny od regionu (1 do 5 dni) Wspólne dla wszystkich sposobów obchodzenia jest światło, mnóstwo światła. Dawniej głównie w postaci lampek olejnych, a dzisiaj – jak się komu podoba i na co go stać
Dla hazardzistów 🙂 – drugi dzień obchodów poświęcony jest bogini Lakshmi, która jest wcieleniem szczęścia, również w grach, więc wiele osób udaje się w tym dniu do kasyna albo gra na loterii, żeby zabezpieczyć sobie szczęście w grze na cały rok. 🙂
Na południu Indii Diwali wiąże się z Kriszną, który pokonał w ten dzień demony, uwalniając przy tym z ich władzy szesnaście tysięcy kobiet. Fakt, że tak dokładnie znana jest liczba tych kobiet wydał mi się fascynujący. 🙂
Ale dalej nie wiem, jak się robi rassam! 😉
Nie mowimy o tradycji Sri Lanki, tylko o Ramayanie… (Lanka to krolestwo Ravany, krola demonow, umieszczone w tej historii na wyspie). A tradycja wegetarianska, zalezy od religii (sikhizm, hinduizm, buddyzm, islam, i jeszcze sporo pomniejszych), regionu, i kasty (choc sie od nich odchodzi, i jest juz sporo malzenstw mieszanych). Bramini na przyklad, jako kasta kaplanska, nie jadaja miesa, choc w dzisiejszym swiata przemieszaniu, czesc z nich odchodzi od tej tradycji.
No to wszystkiego najlepszego!
Bobiku, przepis na rassam jest prosty, podobny do naszej pomidorowej. W lecie mozna robic ze swiezych dojrzlych pomidorow, o tej porze sa juz nieco za blade, wiec ja uzywam po prostu przetarte pomidory z butelki (nie koncentrat). Na samym poczatku podgrzewa sie olej w garnku, potem rzuca sie na olej przyprawy (sklad za chwile) i podgrzewa je przez chwile, zeby wydzielily swoj aromat. Potem wrzuca sie pol szklanki czerwonej soczewicy, i podsmaza sie ja pare minut (2-3). Potem zalewa sie 1/2 litra przetartych pomidorow i dodaje wody, az wszystko przykryje. Gotuje sie jakies 25 minut na malym ogniu, dodajac wody, zeby rassam mial konsystencje zupy, a nie – owsianki (soczewica pecznieje przy gotowaniu). Na koncu posolic. Podawac tak jak pomidorowa z ryzem (tyle, ze najbardziej pasuje basmati). To wszystko.
A teraz przyprawy (kazda pani domu ma swoje wersje, co oznacza, ze nie nalezy sie za bardzo przejmowac, jesli sie cos zmieni, byleby smakowalo). Ja zwykle mieszam troche wiecej, a tesciowa to w ogole miele wszystko w mlynku elektrycznym, bo wtedy sa najswiezsze.
1 lyzeczka mielonego kminu rzymskiego (cumin)
1 lyzeczka kozieradki (fenugreek)
1 lyzeczka kurkumy (turmeric)
1/4 lyzeczki kolendry
papryka ostra (ile kto wytrzyma, ale musi byc choc troche ostre)
pieprz czarny do smaku
Wszystkie przyprawy wymieszac, a do gotowania rassamu dodac okolo 2 lyzeczek przyprawy. Przy koncu gotowania, jak kto ma dostep, moze dodac drobno posiekane listki curry (rosliny, nie mieszanki przypraw). Listki curry zdradzaja, ze potrawa jest z poludnia Indii… Ale jak sa niedostepne, to swieza kolendra tez bardzo pasuje.
Spotkań z guglem ciąg dalszy:
Hormuzd Rassam – asyriolog
Jean-Marie Rassam – producent filmowy
Riad Dar Rassam – hotel w Maroku
Julien Rassam – gwiazdor filmowy (podobno)
Hussam Al Rassam – iracki śpiewak
Rassam – zupa, ale bez przepisu 🙁
Dziekuje, Doro. 🙂
Łajza Minęli 🙂
Moniko, przepis bardzo zachęcający. Lubię chyba wszystko, co z soczewicą. To teraz już z czystym sumieniem mogę powiedzieć – happy Divali! 🙂
W czasie lunchu dowiedzialem sie od mojej kolezanki z Kalkuty, ze Divali nie jest obchodzone w Bengalu. Obchodza oni w tym dniu inne swieto. Chociaz Monika ma racje, my fault (jest blizej tradycji niz ja). 🙂 Bobik rowniez ma racje, ze to dzien fajerwerkow i hazardu w Indiach. 🙂
Przypomniało mi się jeszcze, że Lakshmi w ten swój dzień nie zgadzała się wejść do domów, które nie były oświetlone. Więc jak ktoś nie chce sobie jutro przechlapać na cały rok, to nie powinien wyłączać światła! 🙂
Dobry wieczór.
Pamiętasz (znasz 😉 ) książkę „Reksio i Pucek i inne opowiadania” Jana Grabowskiego? To była jedna z pierwszych książek, które samodzielnie i dobrowolnie przeczytałem!
Wywiad albo rozmowa z Reksiem i Puckiem była by bardzo interesująca 🙂
Pewnie, że znam Reksia i Pucka, chociaż właśnie z pamiętaniem już trochę gorzej. 😉 Ale przy najbliższym pobycie w Krakowie mogę spróbować wytrzasnąć jakiś sfatygowany egzemplarz i przeprowadzić sobie odświeżanie. A może szanowni Koledzy zgodzą się i na wywiad? 🙂
Bobik, a co z Jankiem, co psom szyl buty? Mam mile wspomnienia o tym klsyku, poniewaz w latach dziececych czytalem to mojej corce. Ona zawsze przekrecala tytul na „O Janku, co psocil buty”. I tak zostalo. 🙂 A „Reksia i Pucka ” pamietam. Wsi spokojna, wsi szczesliwa…
prosze prosze
Reksio z Pucka szczeka
swirki swirki
PA, miłe wspomnienia nie dotyczą chyba wersu „co dzień stary bakalarus łamał wierzby na biedaku”? 😉
Ale z Jankiem też bym chętnie przeprowadził wywiad i dowiedział się, czy w dalszej, nieopisanej części swojej kariery zmienił imię na Manolo. 😀
Skowronku, pytałeś przedtem o buraka. Znalazłem szczegółowy opis:
Leży rozparty pod kwarcówką
z brzuchem rozdętym ja u knura,
nie spyta „jak szanowne zdrówko?”,
nie rwie do pędzla się ni pióra,
czaszka nakryta bejsbolówką,
opasły portfel, gruba skóra,
no, burak…
„Najgorsze te idealisty,
co łażą, panie, z głową w chmurach
te bezbożniki, te artysty
i ta cholerna prefesura!”
Sam od miazmatów wszelkich czysty,
bo zamiast mózgu czarna dziura,
no, burak…
„Te Żydy, panie, te masony,
ta cała Unii dyktatura…”
Z ust jadowicie zaślinionych
każda mu może wyleźć bzdura.
Czy on cukrowy, czy czerwony,
straszna i śmieszna to figura,
no, burak…
Inny Reksio, ten z telewizora – i, żeby było śmieszniej i a propos ponadnarodowej przyjaźni psio-ludzkiej, wrzucony na YouTube przez… Hiszpana:
http://www.youtube.com/watch?v=U6YgWVzePVs
Wśród tagów jest słowo „rusos”, co chyba oznacza, że onże Hiszpan wziął ten film za rosyjski 😆
Dodalbym paru innych:
Bialy Kiel
Buck (Zew krwi)
Szara Wilczyca (moze ona z innej kategorii :))
Podrozujacego po wszystkich kontynentach Dinga, wraz z Tomkiem Wilimowskim.
Bobiku, masz pelny portfel zmowien na najblizsze miesiace. 🙂
http://www.miron.kom.pl/wiersz,70.htm
😀
WandziuTX, jak miło! I hurra, zgadzam się, bo rzadziej znacznie mi ta przypadłość doskwiera. Lata zeszły, jest znak. Pozdrawiam Cię, Teresa
Jak psy podróżujące, to jeszcze Saba (nie Ludwika D., tylko Nel). No i Jip Doktora Dolittle.
Z Komisarzem Rexem na wywiad umówić się trudno, bo on już z epoki masowych mediów i ma status gwiazdora, ale może foma jakieś dojścia mi załatwi? 😀
Moniko, przyjemnego świętowania Tobie i Wam. Zastrzeliłaś mnie rozróżnieniem innych od Innych, pomyślę o sprawie. Dzięki za okazję.
Zawsze byłam pełna podziwu dla umiejętności Komisarza Rexa 😀
Pani Kierowniczka myśli, że ja nie? 😀
Z małym opóźnieniem zorientowałem się, że Bobik założył sobie bloga 😀 Postaram się tu zjawiać w miarę często 🙂
Rozróżnienie innego od Innego bardzo ładnie wychodzi w niemczyźnie, gdzie rzeczowniki z natury rzeczy pisze się z dużej litery, więc od razu widać, czy chodzi o innego w sensie przymiotnikowym (odmiennego, różniącego się), czy o Innego jako osobę.
Panie Radco, witam i czuję się zaszczycony tak jurystyczną wizytą. 😀 Jak najczęściej zapraszam!
Bobiku – http://www.wowil.coldlight.pl/bobik/?p=10#comment-236 i możnaby przy tym zostać, ale Monika znalazła inne rozróżnienie i warto je znać, bo nuż się nadużywa formy albo treści. Nie zaszkodzi więcej uwagi.
A Kasztanka? Biedna Kasztanka od pijanego szewca?
I jeszcze mam duza slabosc do Eddie’ego z ukochanego Frazera.
I Daszenka u Capka.
I wierny Ruslan!
Dziekuje jeszcze raz za zyczenia. Melduje, ze rassam zrobiony, pakory tez, ryz dochodzi, curry i daal zrobione, dzieci chwilowo do prezentacji, i tylko czekam przyjscia gosci. A „Puca, Bursztyna i gosci” wlasnie skonczylysmy czytac. To tez ksiazka mojego dziecinstwa. Czy ktos wspomnial juz „Lyska z pokladu Idy” – snil mi sie troche po nocach. A teraz uciekam, zeby nie przypalic ryzu. 🙂
Wywiad z wiernym Rusłanem to by naprawdę mogło być wyzwanie. Wcale nie żartuję. Tyle jest na świecie psów, którym znana, oswojona rzeczywistość się rozpadła, drogowskazów zabrakło i one nie mogą sobie z tym poradzić. Ale rozrywkowe by to nie było. 🙁
A ktoz bylby lepszy do robienia wywiadu z wiernym Ruslanem niz Bobik? – i ja tez nie zartuje.
Byłam dziś u kobiety, której w styczniu zrobiono operację na tarczycę i zrobiono więcej niż należało, bo przy „okazji” uszkodzono struny głosowe. Na poprawę sytuacji zainstalowano jej rurkę do oddychania. Jak chce coś powiedzieć, musi tę rurkę zatykać palcem i wtedy nie jest w stanie oddychać więc się dusi. Na dokładkę problem z oddychaniem komplikuje jej sen. Musi się pilnować by mieć zamknięte usta, bo z otawartymi przestaje oddychać, czy jakoś tak, w każdym razie śpi na siedząco, gdyż inaczej dusi się od kaszlu.
W styczniu obiecywano jej, że za 10 miesięcy zrobią jej kolejną operację i uszkodzone struny naprawią. Obecnie lekarz wystawił zlecenie na tę operację, ale operator… odradza bo wątpi by ta operacja mogła jej pomóc, on się nawet spodziewa że może być gorzej po operacji niż jest obecnie.
Miesiąc temu zawiozłam jej książki Kwaśniewskiego, gdyż ówże operator proponował by poczekała z operacją do czerwca 2009 r. w nadziei że te struny jakoś się wzmocnią… same, czego nijak nie umiała sobie wyobrazić kobieta z duzym problemem zdrowotnym. Lekarz opowiedział jej, że zna przypadek gdy komuś te struny się zregenerowały po pięciu latach, w których to raz na rok wyjeżdżał do sanatorium z jakimiś specjalnymi wodami. Nie wiedział gdzie jest to sanatorium, bo to nie jego dziedzina, on jest chirurgiem.
Kwaśniewski na beznadziejne przypadki jest najlepszy, po nim długo nic.
No więc zawiozłam jej pięc książek, ona je czytała i od trzech tygodni jada jak Kwaśniewski radzi/zaleca licząc na poprawę swojej kondycji więc i strun głosowych. Nie wiem czy ma jakieś szanse. Jednak wg jej dzisiejszych opowieści mniej nocą kaszle, bo śluzu o wiele mniej się jej w gardle produkuje i czuje się silniejsza. Sprawdziłam, czy dobrze oblicza proporcje Białka, Tłuszczów i Węglowodanow. Policzyłyśmy razem obiadokolację, którą zjadłam tam razem z kobietą i jej córką, i wrocilam do domu. Jestem spokojna, bo może być tylko lepiej, pod warunkiem, że dopilnuje stosownych proporcj dla zjadanych BTW. Uczulałam na nonszalancję, proponowałam czytanie i wymianę doświadczeń z osobami, które praktykują ten model żywienia, ewentualnie turnus w Arkadii w Ciechocinku lub Jastrzębiej GÓrze. Lepiej w Ciechocinku, bo tam z pacjentami spotyka się dr Jan Kwaśniewski. Pani jest staranna i chce poprawy swojej kondycji, więc może stanie się cud.
Oglądam właśnie po raz drugi w życiu „Podróż młodego Che”. Nie dlatego, żebym był guevarystą, albo żeby film był taki dobry, tylko za pierwszym razem oglądałem go po hiszpańsku po roku nauki tego języka i byłem tak skoncentrowany na próbach zrozumienia choćby jednego zdania, że na końcu w ogóle nie miałem pojęcia, o czym ten film właściwie był. A zmusiła mnie do oglądania go moja nauczycielka hiszpańskiego, Argentynka pochodząca z Rosario, gdzie Che się urodził. Podobno w tym miasteczku do dziś rozmowy o Che nie toczą się wokół żadnej tam rewolucji, tylko „biedny Ernesto, taki był chorowity”. 😉
Ciekawe.
Raz, dwa, trzy, próba mikrofonu – http://www.wowil.coldlight.pl/bobik/?p=10#comment-221 .
Bobiku, miał być komentarz z 19:59 i jest. W porządku.
Jeszcze raz, dla pomylonego linka w moim wcześnieszym komentarzu nt Innych i innych – http://www.wowil.coldlight.pl/bobik/?p=10#comment-235 .
Bobiku, idzie jak po maśle. Gratulacje dla obsługi technicznej.
Kolorowych snów wszystkim Państwu, dobranoc.
Może Monika jeszcze zawiadomi, jak przebiegło świetliste święto?
Dobranoc Wszystkim. Monice i jej Rodzinie radosnego Festiwalu Swiatel.
Bobiku, zrobiles nam wielka frajde – blogiem i wierszami. Dziekuje, Piesku. Do jutra.
To ja dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądają! Dobranoc 🙂
No, chyba że ktoś na drugiej półkuli, to nie dobranoc, tylko – dobrej zabawy! 🙂
Bobik, w moim instytucie pracuje lekarz, pochodzenia argentynsko- zydowskiego, ktory studiowal z Guevara medycyne. Napisal jego biografie. Mozna ja nawet kupic na Amazon. Kiedys rozmawialismy dlugo o literaturze argentyjskiej, Borgesie, Sabato, Puigu, Cortazarze. Nie wiem, dlaczego wszyscy chca widziec Guevare w perspektywie krwawego terrorysty. On zostawil po sobie dobre wspomnienia, przynajmniej u tego lekarza. U Sabato rowniez. Moze byl po prostu skomplikowanym czlowiekiem.
Swieto Swiatel sie skonczylo, nawet zmywanie po nim tez (choc wolno przeciagac do pieciu dni). Fajerwerkow na razie nie bylo, moze w sobote. Nic sie nie przypalilo, gosciom wszystko smakowalo, zreszta zwyczajem amerykanskim przyniesli tez wlasne przysmaki. A swieto jest wlasciwie sama poezja, bo ktoz nie lubi swiatla, zwlaszcza jesienia?
A na koniec tego szczegolnego dnia – cos dla Bobika, choc nie z Ramayany, a z Mahabharaty. Na samym koncu tej dlugiej i skomplikowanej opowiesci, jeden z jej bohaterow, zmeczony zyciem, po dlugiej wedrowce w gorach, slyszy z nieba glos boga Indry, zapraszajacy go do nieba. Pyta sie wiec, czy do nieba zostanie wpuszczony tez jego wierny towarzysz – pies. Gdy slyszy, ze nie, uprzejmie dziekuje za kuszaca propozycje, ale bez psa, to on nigdzie nie pojdzie. I wtedy okazuje sie, ze to byl jeden z ostatnich testow, jakim Yudhishtira zostaje poddany w Mahabharacie – wlasnie to byla dobra odpowiedz, ktora zasluzyl sobie na niebo! A wiec Bobiku, do nieba tak, ale tylko z psem, lub innym stworzeniem. 🙂 Opowiesc dedykowana jest wszystkim wiernym psim, kocim, kanarkowym i innym czytelnikom Twojego blogu.
Dzień dobry! Moniko, Moniko, więc jeśli w sobotę możliwe są jeszcze fajerwerki to święto ma szansę być kontynuowane? Czy na inne niż pierwszy dzień Święta tradycyjnie przygotowuje się inne dania niż te o których pisałaś wczoraj, czy podobne? Napiszesz coś jeszcze?
Znajoma mi Tatarka ma zwyczaj świętować poza tradycyjnymi świętami swojej rodziny pochodzeniowej również katolickie Boże Narodzenie, oraz dwa tygodnie później prawosławne Boże Narodzenie. Pierwsze ma związek z tradycjami religijnymi jej męża, drugie ze względu na prawosławną bratową. Sprasza gości i szykuje im stół. Tak lubi świętować, że przy każdej okazji jedno przyjątko, bo nie zastaw się, a postaw się, zorganizuje.
Bogowie mają o nas fatalne zdanie 🙁 Niebo bez zwierząt, też coś 😯
Moniko, piękne święto, ale potem z Sitą było chyba dość kiepsko.
Ja tez mam nadzieje, ze po Drugiej Stronie beda na mnie czekali w pelnym skladzie : Reksio, Tuska, Ralf, Szelma, Gonzago, Abrasza oraz Pickwick. I kazdy nastepny po nich. A takze Pucek i Filut – z sasiedztwa.
Inaczej po co mi Druga Strona?
Haneczko, jak widać hinduscy bogowie wstęp zwierząt do nieba przewidują, a nawet czynią warunkiem otwarcia niebieskich bram, więc należałoby się zastanowić, czy nie lepiej zaklepać sobie miejsce raczej w tym niebie, niż innym 😉
A ja dzięki opowieści Moniki o Yudhishtirze odkryłem, że moja ludzka rodzina jest zupełnie jak ten pan Jourdain, co mówił prozą, nie wiedząc o tym nawet. Sześć lat temu dowiedzieli się, że przez środek domu, w którym wówczas mieszkali, miasto ma zamiar zbudować ulicę, więc mają się wyprowadzić w trybie pilnym. No to zaczęli szukać lokum, ale wszędzie stawiano im warunek: „bez psa!” (wówczas jeszcze Puszkina). Padały propozycje oddania psa w dobre ręce, do azylu, itp., na co Moi odpowiedzieli niemal jak w Mahabharacie: „a takiego!” I w końcu zdecydowali się nabyć dom drogą kupna, na co właściwie nie bardzo ich nie było stać, ale przynajmniej pies miałby zagwarantowane niebiańskie życie. Nasza Rudera została więc zakupiona dla psa i nic dziwnego, że do dzisiaj pies jest w niej najważniejszy, 😉 chociaż już nie ten sam. A cała rodzina weszła do mieszkaniowego nieba dzięki temu, że nie zgodzili się pójść gdziekolwiek bez zwierzątka.
Oczywiście nie wiedzieli, że to był test, ale zaraz im powiem. 🙂
Helenko, w rzeczy samej, po co?
Kiedy przyjechalysmy pierwszy raz zwiedzac cudowny barokowy Blenheim Palace, miejsce urodzenia Churchilla otoczony rozleglymi gruntami zaprojektowanymi przez najwiekszego z brytyjskich ogrodnikow Capability Browna,
http://www.blenheimpalace.com/thepalace/
moja E po wyjsciu z samochodu rozejrzala sie wokol i powiedziala olsniona:
O Boze, tu mozna miec psa!
Bobiku, wyrazy uznania personelowi, co zapożyczyłam z przyjemnością od Helenki.
Monika nie znalazła wczoraj tradycyjnych lampek na Divali,ale ja znalazłem. One są takie:
http://www.moe.gov.tt/cyberfair/websites/Secondary/NGHS/images/divali-deyas.gif
Przywodzą mi na myśl znicze nagrobne, które zapalamy na Wszystkich Swiętych. To chyba nie przypadek, że prawie w tym samym czasie?
A tutaj jeszcze ulica w Indiach podczas święta
http://www.ag-unterwegs.de/MainFrame/Bilder/Weltreise/20031025%20Divali.jpg
Helenko, list do Ciebie wysłałam i proszę byś zajrzała do poczty.
Bobiku, święta to wynalazek chyba niemniejszy niż koło? Jak sądzisz?
Haneczko, znalazłam – http://www.wiw.pl/biblioteka/hinduizm_knott/04.asp . Pozdrówka.
Tereso, to zależy koło czego. 😉 Jak koło niedzieli, to mniej cieszą, ale w środku tygodnia jak najbardziej. 😀
Ok. Niech tak będzie, żeby w środku tygodnia.
Pod względem czasu wypadania bardzo ciekawym świętem jest Ramadan i następujące po nim Swięto Cukrowe, Seker Bajrami. Ponieważ Ramadan jest obliczany ściśle według kalendarza księżycowego, święto wędruje sobie przez wszystkie pory roku, za każdym razem wypadając około 11 dni wcześniej, niż w roku poprzednim, by w końcu, po 33 latach, znaleźć się znowu w punkcie wyjścia.
Ciekawe też, że w czasie Ramadanu, który było nie było jest okresem postu, w krajach arabskich kupuje się około dwa razy więcej żywności niż zwykle (chociaż sprytni handlowcy natychmiast podnoszą ceny) i wiele też więcej niż zwykle się wyrzuca, tak że wręcz powstają wąskie gardła w wywozie śmieci.
Mnie każdego roku zapraszają gdzieś na to Swięto Cukrowe, ale mam w stosunku do niego tzw. uczucia mieszane. Z jednej strony można się z przyjemnością pławić w radosnej, rozgadanej i do obłędu gościnnej atmosferze 🙂 z drugiej strony serwowane są głównie słodycze i nie wypada odmawiać, więc zawsze potem jest mi… no, niezbyt dobrze 🙄
Ostatnie przezycie Ramadanu, w tym roku w Turcji, nie moje bo ja znow tak wiele nie podrozuje. Maz musial zlapac bardzo wczesny samolot, i przyzwyczajony do tego, ze hotele niczego nie oferuja do jedzenia o czwartej, zrezygnowany szedl do recepcji, zastanawiajac sie, czy moze chociaz dostanie filizanke herbaty (po kawie zasypia, wiec jej w takich sytuacjach unika). Jakiez bylo jego mile zaskoczenie, gdy zauwazyl swiatla w restaturacji, i ogromny ruch, biegajacych kelnerow i prawie wszystkie stoliki zajete. Oczywiscie, poprosil o stolik, i w towarzystwie milych nieznajomych (tak bylo pelno) zjadl najlepsze sniadanie, jakie mozna sobie tylko wyobrazic o tej porze.
Dziekuje Bobiku, za przypomnienie Swieta Cukrowego. Mysle, ze nazwe zastosuje do niektorych wcale nieporamadanowych herbatek, na ktore jestem czasem zapraszana, i podawane sa tylko i wylacznie slodycze. Zawsze wtedy mysle o angielskich herbatkach, gdzie mozna dostac tez mniej slodkie rzeczy, takie jak chleb z maslem, albo malutkie kanapki. Moze taka niecukrowa wersja bardziej by odpowiadala tez pieskom? 🙂
Do angielskiej herbaty ida tradycyjnie malutkie, na dwa kesy trojkatne kanapki ( z obcieta skorka) ze swiezym ogorkiem, lososiem, jajkiem lub pasta z anchois (tzw. genteman’s relish). A potem dopiero slodkie tidbits: skonsy z gesta devonshirska smietanka i konfitura truskawkowa, ptifurki, ciastka. Najlepszy zestaw herbaciany podawany jest w Londynie nie w Ritzu, jak mowia przewodniki. lecz na czwartym pietrze sklepu z 250-letnia tradycja – Fortnum and Mason, w znajdujacej sie tam restauracji St James’s.
My. Londynczycy z krwi i kosci tam wlasnie chodzimy, a nie do Ritza 🙂 🙂 🙂
Nalezy tylko pamietac, ze herbata wydawana jest od 2 do 4:30. Nie istnieje zaden „five o’clock” wymyslony w Polsce za komuny 🙂 🙂 🙂
Aha, i jeszcze jedna zasadzka: tradycyjnej popoludniowej herbaty sie nie pije, tylko je – jak w „When did you eat your tea?”
Ach, Heleno, przez te lososie i anchois, widze tu pewien przechyl w strone gustu kotow – nic dziwnego, od zawsze slynely z wyrafinowania, do ktorego my, ludzie nie dorastamy. A za komuny byla chyba nawet herbata o nazwie „Five o’clock”, co pewnie utwierdzalo bledne przekonanie. My zas zawsze robimy sobie przerwe na herbate o czwartej, wlasnie na „jedzenie herbaty”. 🙂
A czy tego five o’clocku nie wymyślono aby w Polsce przedwojennej? Chyba chodziło się wtedy na jakieś fajfy…
To moze to byli przedwojenni czlonkowie KPP , ktorzy po zebraniu jaczejki czy czego tam chodzili na fivy… 🙂
Pamiętam jak nasza córaska obraziła się na Ramę za niesprawiedliwe potraktowanie Sity. Czytaliśmy dzieciom rozmaite mitologie i bajki z różnych stron świata 🙂
Jak to była jaczejka herbaciana, to czemu nie? Sam bym się do niej zapisał i wstąpił (na ten fajf). Ja mogę pić herbatę i o piątej, i o każdej innej porze, pod warunkiem, że tradycyjny angielski zestaw przekąsek herbatkowych zostanie zachowany. Koci przechył mi w ogóle nie przeszkadza, dla wędzonego łososia to ja się mogę nazywać nawet Kot. 😀
Zrezygnowanie z codziennego chodzenia do Ritza może mi przyjść z pewną trudnością, ale jeżeli wtajemniczony snob musi koniecznie do tego Fortunnego Masona, to może się jednak przełamię… 😆
Haneczko, czy to chodziło o wrogie przejęcie firmy softwarowej przez producentów margaryny? 😉
Uważam, że lepiej się przejmować przyjaźnie 😉
Haneczko, ja to kupuję, ale jak przekonasz jeszcze o tym wielkie koncerny, to jakiegoś Nobla dostaniesz. Nie wiem jeszcze w jakiej dziedzinie, ale dostaniesz! 😀
To już drugi Nobel na tym blogu 🙂 Wspaniale.
Haneczko, gratuluję.
A do wrogich przejęć można by właściwie zaliczyć spore obszary nazewnictwa przemysłowego. Sita i Rama mogą tu być przykładem, ale jest i masa innych. Zeus – „grecki” ser typu feta produkowany w Niemczech. Puschkin i Chopin vodka. Cesar… o, przepraszam, wycofuję. To jest bardzo smaczne jedzenie dla piesków. 😀
Bobik, jeżeli kojarzę wrogie przejęcie – nie kupuję. Z Żytnią się dogadam, ale Chopin jest nie do przyjęcia.
Dogadanie się z Żytnią sprawia mi pewne trudności, zwłaszcza na drugi dzień po konferencji. Moim ulubionym kontrahentem jest jednak pan Bordeaux. 😉
Siedzi Chopin pod wierzbą,
łezka z oka mu ciurka,
nawet mu się już nie chce
skomponować mazurka.
Kto żyw sobie nim gębę
oraz palce wyciera,
ciotka, plotka i vodka –
może wziąć już cholera!
Komuch miał go za swego,
teraz Radio Maryja.
Siedzi Chopin i smętnie
polonaise’a popija…
Wielkie, Bobusiu.
Eee tam… Króciutkie. 😀
Wielkie, wielkie! Co za ulga to przeczytac po pokonaniu 140 kilometrow w przeciagu niecalych trzech godzin (dziecinna wizyta u dentysty). Wlasnie sie zastanawialam po drodze w tamta strone, czemu ja to robie, ale jednak to jest szczegolne miejsce, gdzie dzieci w ogole sie nie stresuja, wiec warto bylo. Po drodze, a propos przejmowania nazw, przejechalam kolo Berlina, ale nie zajrzalam, bo wszystkie bylysmy glodne. No i niemiecki musze najpierw podszlifowac… 🙂
A co do pytan Haneczki, to Rama istotnie zle sie zachowal, i w Ramayanie jego zachowanie wywoluje przerazenie boga Dharmy (ktory jest ucielesnieniem prawosci). Trzeba jednak pamietac, ze mity hinduskie to stara madrosc, i co ciekawe, nikt wlasciwie nie jest w niej postacia tylko biala lub czarna. Ostatni test w Mahabharacie dzieje sie juz w niebie, gdy Yudhishtira orientuje sie, ze nie ma tam osob najbardziej przez niego ukochanych, wiec po raz drugi rezygnuje z nieba, wolac miejsce cierpien i kary, gdzie bliscy mu ludzie sie znajduja. I tak przechodzi juz ostatni test, w ktorym dowiaduje sie, ze nikt nie jest idealnie dobry. Dopiero, gdy to rozumie, i on, i jego ukochani, zasluguja naprawde na niebo. Rama jest prawie doskonaly, ale nie zupelnie – jak my wszyscy.
A czy w Ramayamie wystepuje chocaz jeden Kot? Domyslam sie, ze nie, gdyz w przeciwnym razie okazaloby sie, ze jednak istnieja byty doskonale. Houyhnhnms – to o Kotach i Koniach. I znaczy Doskonalosc Natury. Kaze sobie czesto czytac ten opis z Podrozy Guliwera.
Mam nadzieje, ze Matylda siegnie niebawem po te madra ksiazke.
Pozdrawiam wszystkich
Mordka
Wielce szanowny Kocie Mordechaju,
Pewnie dlatego ta opinia o bytach nie do koncach doskonalych – po prostu nie przemysleli Kotow i Koni Juz o tej ksiazce dla Matyldy myslalam, dziekuje bardzo za sugestie – mysle ze teraz na nia czas. Matylda szczegolnie odczuwa wspolnote z kotami, bo uwielbia ryby i kanapki z lososiem. Nie wiem, szanowny Mordko, czy czytales wiersz Charlesa Causleya o doskonalosci kociego rodu, pt. „Mawgan Porth”. Zaczyna sie tak:
Mawgan Porth
The Siamese cat
Lives in an elegant
London flat
Dines on salmon
Sleeps on silk
Drinks Malvern water
Instead of milk
Shops at Harrods
Fortnum & Mason
Has room after room
To run and race in…
Z pozdrowieniami od wszystkich, a szczegolnie – Matyldy
Wszystko sie wlasciwie zgadza z tym jak jest u nas. Oprocz Malverna, nad ktory wole Eviana. Jednak co Francja to Francja.
To specjalnie dla Matyldy – ulubiony rysunek z New Yorkera, jako, ze tez jestem wielkim milosnikiem Blake’a:
http://www.cartoonbank.com/product_details.asp?mscssid=7AUU3GNMP2D69NUCHP88T8LEMFDLCQ72&sitetype=1&did=4&sid=30909&pid=&keyword=fearful+symmetry§ion=all&title=undefined&whichpage=1&sortBy=popular
Szanowny Mordechaju, nawet jako Byt Doskonaly, nie mogles lepiej utrafic w to, co lubi Matylda. Co ciekawe, ona tez woli Evian. Widac Matyldy, oraz byty doskonale, wiedza cos, czego inni moga sie tylko domyslac. Byc moze, w poprzednim wcieleniu, Matylda byla Kotem?
Matylda is my sort of Cat.
A to znacie? 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=4rb8aOzy9t4
Chciałem się początkowo oburzyć, dlaczego Psów się nie zalicza do stworzeń doskonałych, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że pewien stopień niedoskonałości właściwie bardziej mi odpowiada. W błocie się potarzać można, albo i w czym brzydko pachnącym, zająca pogonić, na listonosza nawarczeć, po brzuchu się dać posmyrać. A doskonałość jest jakaś taka… niedotykalska. 🙂
Zostalem sprowokowany, so:
http://www.cartoonbank.com/product_details.asp?mscssid=7AUU3GNMP2D69NUCHP88T8LEMFDLCQ72&sitetype=1&affiliate=ny-cbpromo&did=4&sid=28816&pid=&keyword=pets§ion=cartoons&title=Pets&whichpage=128&sortBy=popular
Wie
Ach, ach, jako byt zdecydowanie niedoskonaly, bo ludzki, nie bede sie tu wtracac. Ale rysunek z New Yorkera cudny. 🙂 Zas w wiadomosciach lokalnych, gdy mowa o niedoskonalosci, wlasnie przylapano senatorke stanowa na braniu lapowek. FBI nagrywala ja juz od kilku miesiecy. Miala bardzo piekne i wzruszajace mowy, reprezentowala najbardziej elegancka dzielnice Bostonu. Tymczasem przypomnialo mi sie, ze dzis rano maz sie szykowal na spotkanie z Jamesem Joycem. Zobaczymy o czym rozmawiali, przeciez takie nazwisko musi oniesmielac.
I jeszcze od Matyldy:
Kochany Mordechaju, dziekuje za rysunek. 🙂
Call me Mordka, My Dear.
To podsycanie współzawodnictwa między psami i kotami może się skończyć tak jak tu 😉
http://www.youtube.com/watch?v=4Mp8TEPSrh4&feature=related
Thank you, Mordka, I will.
Był tu dziś bardzo piękny słoneczny dzień, wychodziłam więc się po tym słońcu prowadzać. Przyniosłam nową „Politykę” i poczucie radości z dotlenienia paru komórek, może i szarych. Czytam zaległości u red. Passenta.
A czy znasz, Przyjacielu, Opowiesc o Straszliwej Bitwie Pekinczykow ze Spanielami, z dolaczeniem opisu udzialu Mopsow i Szpicow oraz koncowej interwencji Ogromnego Kociska?
Osczedze ci opisu bitwy i skoncentruje sie na zacytowaniu Naszego Wieszcza, w kwestii interwencji:
I trwal boj herosow w klow szczeku i wrzawie!
Uliczny ruch zamarl i ludnosc juz prawie
Chwytala sluchawki: jedynie sikawki
Strazackie ukrocic by mogly te sprawki!
Wtem – z drzwi sutereny, zgarbiwszy sie nisko,
Wychynal – wzniosl leb – kto?…-OGROMNE KOCISKO!
Psia cizbe spojrzeniem zgromiwszy bez slowa,
Ziewnawszy (ta paszcza! Jak szafa trzydrzwiowa!…),
Przeciagnal sie, nigdy nie zbladzil w te strony
Ktos tak przerazliwy i tak owlosiony!
Ten piorun spojrzenia! Ta czern podniebienia!
Popatrzyl na niebo i krok od niechcenia
Postawil – krok jednak o takim rozmiarze,
Ze w strachu rozbiegli sie psi adwersarze…
To oczywiscie historia. Od tego czasu na Pekincztkach i Spanielach wymuszony zostal rozejm, demilitaryzacja i rozpisana zostala nowa Konstytucja, gwarantujaca wszystkim niezbywalne prawa do lezenia na kaszmirowym swetrze prosto z pralni chemicznej.
!
TSE był stronniczy. 👿 Pewien Instytut gromadzi nawet kwity na to, że brał łapówki od kociego personelu i był TW o ksywce Catarina. Na jego konto wpływały ponadto podejrzanie duże sumy z Syjamu. Nawet nowa Konstytucja nie zatrze tych haniebnych postępków!
Drapac pewien instytut i polewac go niekastrowanym Kotem.
A przede wszystkim odebrac rzadowe dotacje, bo to granda zeby z podatkow personelu utrzymywac te skubana instytucje.
Szanowny Kocie Mordechaju, a z czego jest wzięta ta opowieść?
Bobiku, tak wlasnie zachowuje sie kot Dundee. Tyle, ze nauczyl sie nieco psich sposobow (no w koncu ze soba przestaja) i razem wychodza na spacer. Niekiedy nam towarzyszy dluzszy czas. Po czym gdzies sie zaszywa w krzakach i nas „straszy” w drodze powrotnej. No i wejscie do domu a raczej „wmaszerowanie” z podniesionym dumnie ogonem zawsze na jego warunkach!
Moniko, to juz mamy 3 wspolne punkty zaczepienia, do polsko-amerykanskich, dochodzi indyjskie. Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i rodziny z okazji swieta swiatel. Dzieki Tobie podedukowalam siebie oraz coraska zameznego. Oni tam maja splecione polsko-martynikansko/francuskie-indyjskie. Kiedys przesylalam zdjecia, to moze zauwazylas.
Ta opowiesc pochodzi z epickiego Dziela, naszego najwiekszego Poety (obok Bobika) T.S.Eliota pt Koty.
Tlumaczyl S.Baranczak. Wydalo w za malym nakladzie Wyd. Literackie w 1995 r
Uklpny dla Dundee’go. Tak trzymac.
Jakie rządowe dotacje? Instytut Piesko Niezależny utrzymuje się wyłącznie z datków na miskę! 😉
Wando TX, to prawda, że z jakim przestajesz… Ja nawet od kota sąsiadów przejmuję pewne nawyki, chociaż widujemy się jakieś dwie minuty na dzień. Umiem już na niego nasyczeć prawie tak, jak on na mnie. 😀
Mój Tata postarał się ułatwić Ci kolekcjonowanie wierszyków. Ostatnią pozycją w menu na górze, z prawej strony, są od dziś wierszyki Bobika. Na razie głównie kulinarne, ale coś się dołoży. 🙂
Ostatnio w jednym z kryminałków z sympatycznego cyklu „Kot, który…” Lilian Jackson Braun czytałam o kocie Dundee zamieszkałym w księgarni, który był koloru marmolady pomarańczowej, a imię potrzymał po mieście szkockim słynącym z marmolad 🙂
Otrzymał, nie potrzymał… 😆
Bobik, alez to juz pokazny zbiorek tych wierszy! Niektorych wogole nie znalam! A kiedy bedzie „Bzzz”? Popros Tatusia!
Są takie imiona, które najchętniej otrzymywałoby się tylko do potrzymania przez chwilę i oddania w cudze ręce… 😆
Takiego serwisu technicznego jak ja mam, to chyba w ogóle nie ma. 😉 Życzenie Heleny spełnione w ciągu sekund. Wcześniejsze Teresy zresztą też – na tytuł blogu już można klikać.
Ciekawe, czego Tata sobie zażyczy za nadgodziny? 😯 Mam nadzieję, że nie rezygnacji z wieczornego spaceru… 🙄
Wando, tym milej znajdowac nowe wspolne punkty – widzialam zdjecia, sliczna para! 🙂 Z dostepnosci wierszy Bobika i ja sie ogromnie ciesze. A Kot Dundee jest w koncu od marmolady, czy od Dundee Cake? W tym drugim przypadku bylby chyba nakrapiany, bo to keks. A teraz biegne podac wyzerke hinduska na drugi dzien – chicken Tikka Masala, curry fasolkowo-kartoflane i szafranowy ryz. Jak swietowac, to swietowac. Acha, piszac o stronie duchowo- kulinarnej zapomnialam dodac, ze czescia obchodzenia swieta sa nowe ubrania. Chyba wszyscy by to poparli. 🙂
Pewno że tak.
Na hasło chicken Tikka Masala plus reszta to ja: mniam, mniam! 🙂
oooo! Dzieki za Bzzz. Dla niezorientowanych – wiersz ten Bobik napisal tej wiosny, kiedy toczyla sie rozmowa o zakwitlych bzach i o pojawieniu sie pierwszych pszczol albo os, nie pamietam. Ale to cudny wiersz! Z prozodia „Seksapil, to (cos tam) bron kobieca”.
Tę Masalę ja też chętnie tykam. I też pozwalają mi tykać tylko od święta. 😀
I na zakończenie dnia przypomniałem sobie, że Teresa dalej nie zdradziła, kto był tą modelką u Hoff. Trzeba ją jutro dopaść (Teresę, nie modelkę) i przycisnąć! 🙂