* * *
Szanowna Frekwencjo, dzisiaj muszę po raz pierwszy pojawić się na blogu osobiście – z bardzo smutnej okazji. Kinga zmarła przed godziną. Nie potrafię wyrazić, co czuję i chyba jeszcze nie do końca do mnie to dociera.
Zgodnie z życzeniem Kingi pozostawię blog w sieci tak długo, jak Frekwencja będzie sobie tego życzyć.
Oczywiście Bobika nikt nie zastąpi, ale jako wpisów będę mógł używać tekstów, które Bobik pisał w komentarzach i które nie były w inny sposób wykorzystane.
Chciałbym w imieniu Kingi podziękować całemu Koszykowi za okazane serce. Była w ostatnich dniach naprawdę bardzo szczęśliwa i wdzięczna za tyle dowodów miłości ze strony zarówno bliskich, jak i dotąd nieznanych przyjaciół. Zrobiliście to, o czym pisała w tytułowym wierszu swojego debiutanckiego tomiku poezji „Minuta mówienia” przed 35 laty:
mówmy o nich tak
by przed śmiercią jeszcze poznali
treść naszego o nich milczenia
Nie udalo mi sie przysnac chocby na chwile!
Heleno (11.00), nie wydam Cię. Nawiązując do Twojego wpisu, opowiem dlaczego ja nie próbuję pisać poezji, choć ogromnie lubię ją czytać. Kiedy nauczyłam się pisać i miałam lat może 8, napisałam wierszyk, chyba o wróbelku, dokładnie nie pamiętam. Bardzo dumna poszłam do Taty (poety, gdyby kto nie wiedział) i pokazałam mu moje dzieło. Dostał ataku śmiechu, nie mógł się uspokoić, aż łzy mu ciekły po policzkach. Czułam się wyśmiana i poszłam w kącik ronić łzy rozczarowania. Po latach spytałam go czy pamięta. Powiedział, że oczywiście. Że byłam taka urocza i zabawna z tym wierszem, lnianymi warkoczykami i przejęciem na twarzy. Wielce się zasmucił, że jego śmiech tak do siebie wzięłam. Jak widzicie, Tato nie odznaczał się zdolnościami wychowawczymi i empatią, i zostałam niespełnioną poetką. Na pociechę: bardzo lubię być biologiem, to moja prawdziwa pasja.
Właśnie czytając wpis z 11.00 zastanawiałam się, czy przypadkiem nie powinnaś spać o tej porze – wszak jesteś z drugiej półkuli!!!
@Helena, wt, 1 Wrzesień 2015, 11:30
Serdecznie dziekuję za przypomnienie pisarstwa Ilfa i Pietrowa. “Dwanaście krzeseł” idzie w parze ze “Złotym Cielcem” (obecnie czytam, że to się nazywa “Złote Cielę”), obie książki poznałem w edycjach polskojęzycznych wydanych jakoś w latach ’50. Ileż tam pysznych postaci…a wiele spraw nie straciło, moim zdaniem, nic na aktualności.
Jeszcze taką stronę znalazłam:
http://www.kujuki-mg.de/Eltern/Projektanzeige/tabid/256/vmid/3757/Default.aspx
Na dole jest zdjęcie Kingi z młodzieżą, które pokazywała Dora u siebie.
Wlasnie z tej strony je wzielam 🙂
Wyszły trzy, Doro, „Minuta” i te dwa.
W WL-u wtedy wydać to było coś, nawet kiedy nie miało specjalnej promocji. Pamiętam jak poszliśmy z tej okazji do dobrej knajpy na „tomik water”, jak to nazwałem.
Drugi i trzeci zbiorek wyszły już w czasach nowej rzeczywistości gospodarczej i były raczej przedsięwzięciem non profit.
Bez sensownej promocji można to było właściwie o sempiternę rozbić.
Kindze przeszła w końcu motywacja, żeby chodzić za tymi sprawami, tym bardziej, że urządzaliśmy się właśnie w Nadrenii, a tu trzebaby być w środowisku, pielęgnować kontakty, wydeptywać ścieżki do wydawnictw, każdy wie. Niemniej napisała jeszcze cztery świetne tomiki, których wcale nie próbowała wydawać drukiem. Sprezentowane niewielu osobom egzemplarze wykonał chałupniczo Pan Administrator.
Daty powstania tomików owszem są na stronie zygma.de, obok okładek, to jest 1998 – 2000
Może do być świadectwo (odnośnik) do Jej innej działalności.
Zwyczajna, rodzice czasami robia takie glupie rzeczy! Mnie kiedys rodzic powiedzial, ze ja sie nigdy nie naucze grac w brydza (choc sam nie byl w kregach brydzowych zbyt wysoko ceniony i bywal ohrzaniany nawet przez opozycje) i ja juz nawet nie probiwalm po skonczeniu kursu z wybitnym brydzysta i majac pod reka mistrzynie E, ktora grywa codzinnie z calym swiatem i kolejka mistrzow sie do niej ustawia i ja blaga aby byc jej partnerem.
Datego tez me wybitne dzielo bialym wierszem pisane, ociekajace krwia i licznymi bliznami, musialam zniszczyc, gdyz oczyma duszy zobaczylam, jak gine w katastrofie samolotowej, przyjzdza KUma z Gdyni aby uporzadkowac moje papiery, natyka sie na moje Arcydzielo i zaczyna pekac ze smiechu. Smutne.
PA i Koszyczku! Nie wiem jak to się robi w praktyce, ale może da się wydać w obiegu publicznym papierowym jakieś niepublikowane w ten sposób wiersze? Albo złożone już tomiki, albo „Wiersze wybrane” albo „Wiersze zebrane”? Ponieważ wydawanie poezji to działalność niedochodowa, wydawcy niechętnie na to patrzą, ale chyba można w Koszyczku i na innych blogach nazbierać funduszy, by sfinansować takie wydanie? Sama chętnie bym kupiła taki tomik. Ja wiem, że można sobie z internetu wydrukować, ale to co innego kiedy można tomik kupić w księgarni, chociażby wysyłkowej, kiedy jest w Bibliotece Narodowej. Nie wiem czy to dobry pomysł, ale do zastanowienia.
Ormie, Zloty cielec (ocywiscie, ze cielec , a nie ciele,przeciez to z Bibli!) tez obok 12 krzesel nalezal przez wiele lat do ulubionych lektur. I mnie wciaz okropnie smieszy.Nawet ostatnio gdzies przy jakiejs „polskiej” wspolczesnej okazji cytwoalam z tej ksiazki ostrzezenie wiszace nad czarnomorska plaza: „Ratowanie tonacych lezy w gestii samych tonacych” (Spasienije utopajuszczych dielom ruk samich utopajuszczych”).
W moim domu, gdzie istnial zwyczaj czytania sobie nawzajem , te dwie popularne ksiazki Ilfa i Pietrowa byly w zelaznym repertuarze. Obok Szweejka.
To jest bardzo dobry pomysl i mnie tez od dluzszeg czasu chodzi po glowie.
I chcalabym tez zbior bobikow dla dzieci – on jest na dobra srawe gotowy, acz potrzebuje moim zdaniem „drugiego oka”, odredagowania. Powinnam go miec w londynskim kompie. i potrzeboalby dobrego ilustratora.
A promocja mybysmy sie sami zajeli.
Zwyczajno (14:53), proponowalam to kilku osobom z Koszyczka juz jakis miesiac temu, ale pomysl zostal skrytykowany. Gdyby jednak, w sprawach wydawniczych moze Nisia bedzie mogla doradzic.
O, dzięki, PA. Jakieś takie blade były te daty, że nie zauważyłam.
Czyli ostatni tomik był z 2000 r. Potem już tych „poważniejszych” wierszy nie pisała?
Kilka lat temu przygotowalysmy z Kinga wybor Jej wierszy ktory przeslalam do jednego polskiego wydawnictwa. Zbior zostal oceniony bardzo pozytywnie, ale oswiadczyli ze nie pasuje to do ich planow wydawniczych na nastepny okres. Kinga powiedziala wtedy ze tak czesto jest, poniewaz jej tworczosc jest poza kategoriami.
„Bo zupa była za słona”
Akurat w tym wypadku nie.
Wydawnictwa walczą o przetrwanie, a poezje nie idą, jak woda.
Na wypromowanie trzeba też trochę grosza. No tak jest.
Co innego jakieś 50 twarzy, czy innych członków – ludzie staną w nocy w kolejce.
Szanowny Koszyku
Nie chcę się wpychać, ale, jeśli wolno, tak z życzliwości…
Jakiś czas temu, po absolutnym ulegnięciu czarowi Bobika, zwróciłem się do Kingi (jak pewnie wielu) z pomysłem na to, żeby wierszyki wydać, Bobik, jak to Bobik, nie wyśmiał, ale nie wierzył w realizację, choć życzliwe nie ugryzł. Oczywiście miał rację – sprawa utonęła w nawale codziennych konieczności i złudnej gadaninie, że na wszystko jeszcze czas (tak się usprawiedliwiałem przed sobą), zaczęły się zresztą dziać rzeczy wiadome.
Ale nie zmienia to faktu, że coś w tym moim pomyśle było w miarę chyba sensowne: czyli olanie wydawnictw, które kombinują jak kombinują,i zwrócenie się o grant na ten cel. Ja miałem na myśli małe granty (do 10 tys.) u prezydent Warszawy, na co była realna szansa. Ale przecież Wy naprawdę macie szersze grono potencjalnych „sponsorów”.
Do Bobika dosyć łatwo przekonać, o czym dobrze wiecie.
Łączymy się z Wami w żałobie i przepraszam za „wtranacanie”
B. i ja
Moskasadowo, czy to znaczy ze masz ochote kontynuowac to co zaczales?
Heleno, jasne że ten cielec to z Biblii, ale właśnie w internecie zobaczyłem takie coś:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/116049/zlote-ciele
No tak, jak widać Biblia jest dziś już niezupełnie znana…no i co im zrobić…tym naszym czasom…
W pisarstwo Ilfa i Pietrowa wprowadzał mnie mój Ojciec – urodzony w Kijowie w 1904, wielki amator kultury i literatury rosyjskiej; do przyjaciół domu należeli Rosjanie – i z emigracji przedwojennej/porewolucyjnej i z tych późniejszych czasów. Język rosyjski brzmiał w domu często, pamiętam jednego z Przyjaciół Ojca – starszego, godnego pana, uczestnika Bitwy pod Cuszimą.
Wiele uwag czy fraz w ksiażkach Ilii Ilfa i Eugeniusza Pietrowa – kapitalne…pamiętam Wasisualija Łochankina, z jego: “a może w tym kryje się wielka, siermiężna prawda”, obraz p.t. „Dziadek Pachom i traktor w nocy”…i wiele innych też.
@lisek
Ja niczego nie zacząłem i nie mam prawa niczego kontynuować, to najbliżsi Kingi i Wy, jej bliscy przyjaciele (byłem tylko mailowym znajomym, wielbicielem) mogą się tym zająć.
Oczywiście, gdybym mógł w czymś pomóc, niezawodnie pomogę, ale ja tu jestem III szereg (to nie jakaś kabotyńska skromność, ale realna ocena sytuacji).
Niezaleznie od tego czy antologia lub zbiorek bylby wydany prze grono przyjaciol czy przez istniejace wydawnictwo, rekopis potrzebowalby profesjinalnego redaktora, a nie porad zyczliwych i kochajacych przyjaciolek. Skonzcyly sie czasy gdy sie zanosilo do Czytelnika niesborny manuskrypt, a tam nieoceniona Janeczka Borowiczowa sleczala po nocach aby doprowadzic to do drukowalnosci.Albo dzwonila do Autora i mowila: mam dla ciebie lepszego wydawce, napisze rekomendacje.
Z Kinga wielokrotnie rozmawialysmy o wydaniu Bobikow. Przyjmowala uwagi krytyczne any po paru dniach zaczac przekonyeac, ze „jej intucja” kaze je odrzucic i robic po swojemu.
Jesli sie dzis wezmie do reki jakakolwiek ksiazke wydana po angielsku i zacznie czytac „Acknowledgments” to widac ilu redaktorow przy niej sie napracowalo. W samym wydawnictwie -jest to dluga lista nazwisk.
„Siermiezna prawde” te pamietam,Ormie! 😆
Czy cielec to nie jest staropolska nazwa cielęcia? Z tłumaczenia ks. Wujca? Jak ten fragment Biblii brzmi w innych językach? Pamiętam,że jako dziecko pytałam rodziców „Czcili złotego cielca, czyli co?” Wydawnictwo ISKRY w epoce wiadomej chciało pewnie uniknąć konotacji z Biblią, stąd cielę. Ale może się mylę.
Moskwasadowo, moje pytanie dotyczylo tego co zaczales za zycia Kingi i za jej zgoda.
Znalazłam link do polskiego wydania tej książki z 1958 roku. Do poczytania na teraz 🙂
http://rossolineum.com/druga-czytelnia/ilja-ilf-eugeniusz-pietrow—zlote-ciele-1958.pdf
Popatrzcie na stopkę książki na samym końcu, małymi literkami:
Przełożyli: J. Brzechwa i T. Żeromski
Илья Ильф, Евгений Петров Золотой телёнок Mockba 1956
Okładkę i ilustracje projektował Ignacy Witz
Państwowe Wydawnictwo „Iskry”, Warszawa 1958. Nakład 10.000+250.
Oddano do składania w czerwcu 1957 r. Druk ukończono w lutym 1958 r.
Szczególnie te daty: odwilż po śmierci Stalina, i w ZSSR i w Polsce. Książki chyba nigdy nie wznowiono po polsku?
Heleno @15:52
Redaktorów ci u nas dostatek, choćby ja 🙂
Heleno,
To są rzeczy oczywiste, Bobiki wymagają przynajmniej Bobikowego ducha redakcji i super profesjonalizmu, a i artysty poligrafa. Wiadomo – trudna koincydencja, ale chyba w Koszyku akurat może zachodzić.
Mówię jedynie o potencjalnych źródłach finansowania i o tym, że wydanie ich jest koniecznością, obowiązkiem SPADKOBIERCÓW (emocjonalnych, materialnych i duchowych).
Sekunduję Wam całym sercem.
Znm to wydanie I & P.
Zwyczajno, Heleno, czyli jednak cielę, a nie cielec. Popatrzcie na tytuł oryginału.
@lisek
Ona raczej z nie mającym mnie obrazić rozbawieniem wysłuchiwała moich planów,to wszystko pozostało w teorii. Ślady w mailach Bobika. Rozlazło się z mojej winy.
Золотой телёнок znaczy akurat „Złote cielę”.
To nie zawsze bylo oczywiste, Moskwo! 🙄
Dora
O właśnie
Niezobowiązująco podsuwam Koszyczkowi pomysł związany ze zbieraniem funduszy na wydanie Wierszyków Bobika. Mogłaby się sprawdzić w tym celu platforma crowdfundingowa, np. http://wspieramkulture.pl
Od czasu do czasu dorzucam tam po kilka groszy do projektów, które mi się podobają. Zbiórkę, która wymaga wytrwałej promocji przez cały czas trwania (ziarnko do ziarnka…), zwykle przeprowadza się siłami przyjaciół, znajomych, zwolenników twórczości.
Mam pewien pomysł, tylko proszę nie uznać tego za samochwalstwo i w żadnym razie za promocję mojej książki. Nigdy bym nie śmiała tutaj tego robić.
Mam niedawne doświadczenia z wydaniem własnego tomiku (2014 r.) i antologii poetów z udziałem moich wierszy. Wcześniej publikowałam teksty na kilku portalach internetowych i wydawca znalazł mnie sam. Jest to firma wydawnicza dr. Rafała Brzezińskiego z Ząbkowic Śląskich. Więcej informacji o wydawcy tutaj:
http://zabkowiceslaskie.pl/pl/strony/uslugi-badawcze-i-wydawnicze-dr-rafal-brzezinski/
W Redakcji wydawnictwa, obok dra Rafała Brzezińskiego – historyka i właściciela wydawnictwa zasiada polonista prof. dr hab. Ryszard Waksmund z Uniwersytetu Wrocławskiego, a recenzentem serii „Z szuflady poety” i prowadzącym wieczory autorskie był kulturoznawca dr Ryszard Mierzejewski, który również napisał recenzję mojego tomiku. W tej chwili wydawnictwo posiada innych recenzentów. Wydawnictwo nadaje każdej publikacji numer ISBN, a tym samym każda pozycja książkowa znajduje się również w Bibliotece Narodowej. Wydawca ma również swój sklep internetowy, gdzie można kupić wszystkie wydane książki.
http://rafalbrzezinski.info/?product_cat=poezja
Mam stały kontakt z wydawcą, gdyż od kwietnia jestem jednym z administratorów jego portalu poetyckiego na FB „Ogród poetów”, a osobiście będę się z nim widzieć 26 września br. na swoim wieczorze autorskim w bibliotece w Bielawie.
O ile PA i Frekwencja byliby zainteresowani wydaniem tomików Kingi przez to wydawnictwo, mogę służyć pomocą i pośrednictwem. Ceny nie są wygórowane, za wydanie tomiku zapłaciłam 500 zł (w tym 5% nakładu dostałam za darmo jako autorskie), podczas gdy inni wydawcy żądają po 2,3, a nawet 4 tys. zł).
Heleno,
no co Ty!
😉
Takie strony pdf można zapisać na komputerze klikając w 'zapisz stronę jako’ i ma się książkę, czy cokolwiek innego, w księgozbiorze.
To dla niewiedzących.
Lisku,
to nie było do Ciebie
W 1998 roku „Złote cielę” wydano pod tytułem „Wielki kombinator” 😯 Wydawnictwo Fatum.
@Beata
Świetny pomysł!
Koszyczku,masz mnóstwo możliwości!
Doro, ja tez jestem profesjonalnym redaktorem – gazetowym i radiowym, ale nie ksiazek dla dzieci, nie zbiorow wierszy. I lepiej, moim zdaniem, by byl to redaktor kompletnie zzewnatrz, nie zwiazany tak emocjonlnie z Autorka. choc i my mozemy miec wklad w obrobke wstepna.
Do wydania wierszy Kingi polecam Wydawnictwo Rafała Brzezińskiego
http://rafalbrzezinski.info/
Suko (16:24), swietny pomysl i cena rzeczywiscie bardzo przystepna.
Wydanie drukiem niestety nie załatwia sprawy 🙁
Największy problem to dystrybucja, wysokie marże dystrybutorów i najczęściej zastrzeżone w umowie prawo do zwrotu niesprzedanych egzemplarzy. I promocja tomiku.
Myślę, że Nisia najlepiej jest w stanie nam to wyjaśnić i zasugerować, co i jak można zrobić.
Szanowna Frekwencjo, chciałam się przedstawić, bo nie dopełniłam dotąd tego obowiązku. Jestem z Wami od czasu podpisania listu w sprawie „Złotych żniw”. Weszłam na blog z ciekawości, kto to taki jest Bobik. Wpadłam w zachwyt na widok blogu i Bobika. I tak mi już zostało.
A teraz ad rem. Przez ostatnie lata zajmuję się przygotowywaniem tekstów do druku, w tym redakcją językową. Są to prace z dziedziny psychiatrii i z dziedzin pokrewnych, z naciskiem na uzależnienia (alkohol i inne takie).
Wydanie poezji, jak mi się wydaje, nie wymaga wielkich zabiegów redakcyjnych, chyba że będą przypisy i słowa wstępne. Poezji nie odważyłabym się zmieniać w ogóle, a już na pewno bez zgody autora.
Wchodzą w grę tylko sprawy techniczne.
Pieniądze w naszym przypadku nie są problemem. A i wydawnictwo pewnie wtedy nie odmówi. Można też wydać prywatnie bez wydawnictwa.
Jeśli nie znajdzie się nikt godniejszy, to służę pomocą w przygotowaniu do druku, korekcie i ew. wydaniu poza wydawnictwem.
Przepraszam, nie zauważyłam wpisu Suki. Mam wrażenie, że to jest bardzo dobry pomysł 🙂
O, i Wilczyca też go poleca 🙂
Uważam podobnie, jak Basiabura – nie wolno nic zmieniać bez zgody autorki.
Gdy pisałam nie widziałam jeszcze wpisu Suki 🙂
Ja też nie widziałam wpisu Suki, sorry.
Jeszcze do mojego wpisu z 16:24. Kontakt mailowy do mnie – przez Irka; wszystkim zainteresowanym, a w szczególności PA, Irek udostępni mój adres. Pozostałaby kwestia wyboru wierszy Kingi. Nie bardzo wiem, które nie były wydane… i kto dokonałby wyboru. To już do uznania PA.
Co do ceny: mój tomik ma 118 stron, zawiera 88 wierszy, notkę biograficzną i recenzję. Nie jest to cena wygórowana.
… przepraszam, do wpisu z 16:21.
Koszyku kochany!
Wydanie Bobika to oczywiście nie koniec, ale nie na darmo jest Was legion, w tym „pani kierowniczka”, Helena i masa innych sprawnych piarowców, Bobik powinien przebić Rymkiewicza, przynajmniej tu i ówdzie 😉
Zmoro, nie mowie o „zmienianiu”, choc i ze „zminianiem” nie mam zadnego problemu, jesli jest to niezbedne. Wszystkie wydawnicta tak postepuja, dlatego te listy podziekowan od autorow na koncu sa tak dlugie.
Mowie o selekcji wierszy – robionej z jakas mysla prewodnia, z ustaleniem do kogo wybor jest skierowany, mowie o ulozeniu w odpowiednim i czytelnym porzadku i o, jesl jest to koniecne, opatrzeniu prztpisami. Mowie o doborze ilustratora.
O tym wszystkim juz dobrych kilka lat temu rozmawialam z Kinga, Z wiadomym rezultatem.
W sprawie notki w Wiki i przeczesywania sieci przez Siódemeczkę: natknęłam się na artykuł o poprowadzonych przez Kingę w 2007 roku warsztatach pisarskich, w których uczestniczyły głównie dzieci emigrantów. W ich ramach powstała napisana wspólnie z dziećmi książeczka i audiobook, książeczka jest dostępna w pliku pdf na stronie Kingi. Artykuł ukazał się w kwartalniku Caritasu (nr 2/2008, s. 30): http://www.caritas-nrw.de/cms/contents/caritas-nrwde/medien/dokumente/heftenl/hefte/heft22008ermoechtehi/2_08.pdf?d=a&f=pdf
Pismo wychodzi drukiem, więc kwalifikowałoby się jako źródło.
Ja mam pewna wizje zbioru wierszy i malych proz Bobika i napisze o niej jak bede bardziej wypoczeta i mniej zalamana odejsciem Kingi, Ale potrzebuje dalszej archiwizacji dorobku ostatnich lat, bo tak jeszcze sporo brakuje.
Myślę, że pierwszą osobą, która tu powinna decydować o czymkolwiek, jest PA. My możemy być tylko pomocni, tak czy inaczej.
Świetnie, Beato, oczywiście jest do zacytowania.
Zajrzalam do anglojezycznej Wikipedii i zauwazylam, ze zwlaszcza w przypadku znanych blogow/publikacji internetowych odnosniki sa 1.do wzmianek w prasie (niekoniecznie poswieconych wylacznie jednemu tematowi) i 2. do samych blogow/publikacji internetowi (z zaznaczeniem daty „page retrieved on… I niekoniecznie w kolejnosci przeze mnie podsnej (tzn. przewazaja odniesienia do wzmianek w internecie).
Heleno, zgadzam sie z Toba, ze zupelnie nie tknac niczego sie nie da. Nawet przy Szekspirze trzeba czasem zgadywac, i wybierac z ktorego quarto bierze sie wersje sztuki. A powazniej, dobry redaktor to ogromny atut, wlasnie przy ukladaniu tekstu, doborze wierszy. W niczym nie niszczy dziela autora, tylko oprawia szlachetne kamienie, by lepiej lsnily.
A ten zbiorek dla dzieci i ja „recenzowalam”, i moje corki, wiec go dobrze pamietam. Juz wtedy uwazalam, ze swietny, ale potrzebuje redakcji i pomyslu do kogo adresowac. A tez swoje doswiadczenia z redagowania mam.
W biegu pisze, bo mam dzisiaj ogromne zawracanie glowy. Wlasnie maja nam dostarczyc klawesyn Matyldy i wszystko w domu trzeba poprzestawia (klawesyny potrafia byc dluzsze od fortepianow, wiec czeka nas niezle przestawianie mebli, zeby mu zrobic miejsce w salonie).
Dziekuje, Paradoksie, za Barnesa po polsku. To dopiero duch ubuntu! (Podobnie jak wczoraj Basiburze.) 🙂
Decyzja PA powinna dotyczyc wydania zgody i ewentualnych uwag, wlacznie z deyzja o odrzuceniu zaproponowanj calosci.
Zacznijmy rozmawiac po doroslemu.
Ale, jeżeli Kinga wszelkie sugestie odrzucała, jak sama piszesz, Heleno, to ja bym jej zaufała. Czego jak czego, ale braku intuicji Kindze zarzucić nie można.
Również trzymałabym się sztywno jej podziału na tomiki, które w omawianym wydaniu mogłyby być tytułami rozdziałów.
Trudniejsze zadanie to redakcja tego, co zapewne spoczywa w szufladzie.
Dziędobry, tu wywołana do tablicy.
U nas w wydawnictwie wszystko wie Kolega Wspólnik. Poprosiłam go o mały wykład i oto czego się dowiedziałam.
Przy założeniu że nakład wyniesie 1000 egz.
Trzeba tom zredagować z grubsza, w sensie układu wierszy, ew. komentarzy itp. To bezkosztowo.
Książkę należy złamać, redakcja techniczna ok. 1000 zł.
Okładka – ok. 600 zł.
Druk: porządny papier, twarda okładka: 6000
– nieco gorszy papier, miękka okładka: 4000
Dystrybucję możemy puścić naszymi kanałami, bezkosztowo.
O reklamę zadba Koszyczek – bezkosztowo.
Trzeba pomyśleć o prawie własności, ale to już sprawa dalsza. Myśmy już wydali jeden znajomy tomik, wtedy kupiliśmy formalnie tom od autora, ale te wszystkie skomplikowane rzeczy rozumie Kolega Wspólnik.
Gdybyście chcieli dodatkowych objaśnień – Pan Administrator zwłaszcza – podam telefon do kolegi, mój adres macie, a jak nie, to jest na stronie http://www.monikaszwaja.pl
Właśnie, pomyślmy o PA.
Potrzebuje chyba trochę spokoju i wsparcia.
Niech się dzieli z nami, czym chce.
Dzisiaj jest wtorek.
Będzie jeszcze dużo czasu na rozmowy i plany wydawnicze.
Nam zależy, żeby ludzie najpierw dowiedzieli się o Kindze, ale to też bez gwałtu.
Bardzo sie zgadzam, Siodemczko, Rozsadna Kobieto.
Poprawcie mnie, jeżeli się mylę, proszę.
Uważam, że Bobiki to znakomity materiał kabaretowy.
Tylko, w przypadku aktualiów, a tych jest całkiem sporo, jest to artykuł o stosunkowo krótkim terminie przydatności do spożycia 😉
Czy mamy jakieś pomysły?
Trzeźwa uwaga Kolegi Wspólnika: należałoby się pospieszyć z wydawaniem (jeśli w ogóle), żeby wyszło jak najszybciej po śmierci Kingi i powiązało się z tą datą. Siódemeczko, przykro mi, że to wygląda tak cynicznie, ale potem to już będzie na zasadzie: a wiecie, ludzie, taka poetka jedna była…
Trzeźwa uwaga moja: nie znam charakteru PA i jego potrzeb, ale w wielu przypadkach właśnie zajęcie się czymś związanym z tym, kto odszedł, pozwala spokojnie i powoli przejść do nowej rzeczywistości.
W przypadku Bobików przychodzi mi do głowy jedynie Mikołaj Grabowski, który przed wielu laty wyreżyserował bardzo dobry kabaret na podstawie „Przygód lisa Witalisa” i innych wierszy Brzechwy.
Tylko, jaki teatr będzie miał tyle odwagi i czy reżyserowi także odwagi wystarczy?
Zmoro, musiałabyś sama założyć kabaret. Żaden kabareciarz nie zrezygnuje z eksponowania własnych tekstów, za które dostaje tantiemy z zaiksu.
Rozmawiałyśmy kiedyś z Kingą na te tematy. Z powodu wniosków, do których doszłyśmy obie, zrezygnowałyśmy z wydawania tomiku.
Jeśli PT Przyjaciele chcą doprowadzić do tego sami, co jest chwalebne i zrozumiałe, muszą się liczyć z tym, że poezja w naszym kraju nie ma wielkiego wzięcia, a wiele tekstów kabaretowych Kingi ma charakter sytuacyjny i bawi głównie w danej chwili. Znaczy: po fakcie wymagałoby komentarzy, przypisów itd., a i tak straciłoby walor aktualności.
Bobików jest bardzo dużo i z tych sytuacyjnych należałoby zrezygnować, zostawiając uniwersalne. Na tomik będzie ich aż za wiele.
Odwagi na 2-3 wierszyki czy piosenki wystarczyłoby młodemu Stuhrowi, a że on także z Krakowa…
Tylko nie wiem, czy do konwencji jego programu pasują, bo widywałam zaledwie fragmenty.
Zapomniałam o tantiemach, Nisiu 🙁 .
Sama kabaretu nie założę, bom za stara i śpiewać nie umiem, a i zadyszka w pląsach przeszkadza ;–)
Zmoro, Stuhr miał kabaret w latach dziewięćdziesiątych.
Myśląc o żartobliwych wierszykach – „Bobikach” przypomina mi się „Arka Noego”, wyd. Znak, Kraków, 1994, ISBN 83-7006-206-7. Posłowie – Jacek Woźniakowski.
To:.. Arka…rymowana różnymi czasy i w różnych miejscach, zwłaszcza przy świetle lamp naftowych w Domu pod Jedlami przez rodziny Pawlikowskich i Wolskich, co starannie wyjaśnia posłowie do tej Arki Noego.
Pisali m.inn. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Tadeusz Odrzywolski, Maryla Wolska, Beata Obertyńska.
Dlatego, Nisiu, przyszedł mi do głowy Grabowski, bo w kabarecie wystawianym na deskach teatru tantiemy są dla reżysera bez znaczenia.
Ja piszę o młodym Macieju, a nie Jerzym 🙂
Niestety, Zmoro kochana, jak przychodzi do konkretów, to wychodzą na jaw różne niesympatyczne czynniki, których nie lubimy – ale one są i mają znaczenie, niezależnie od naszego do nich stosunku.
Zmoro, ja też o Macieju. Jerzy kabaretował w latach siedemdziesiątych.
Co do Grabowskiego i teatru: wierszyki-bobiki nie tworzą żadnej spójnej całości, a dzisiaj już się nie robi spektakli z pojedynczych wierszy. Trzeba by mieć coś w rodzaju spektaklu, nie luźne utwory.
A jeszcze jeden drobiazg: albo teatr, albo kabaret. To absolutnie nie jest to samo. Sztuka teatralna jest raz napisana i kropka, może ewoluować interpretacja w miarę upływy czasu i to wszystko. Kabaret jest tworem żywym, nieprzewidywalnym, w dużej mierze opartym na improwizacji. Dlatego często występują w nim sami autorzy. Kabarety aktorskie jak Dudek gdzieś się podziały, niestety.
Koszyku Wielebny
Niewątpliwie czas żałoby jest święty, a zdanie PA takoż, i to podwójnie święte, serio każdy z nas ma serce wyrwane, a co tu gadać o rodzinie. Niemniej, skoro już zaczęliście, a właściwie zaczęło się samo, bo „Bobik wielkim poetą jest” (prawda),to przynajmniej PA przedstawcie jakąś propozycję – choćby ten crowdfunding, to trzeba robić, wybaczcie, szybko, bo taka jest paskudna teraz rzeczywistość. A on i bliscy muszą o tym zdecydować, choćby im się serca rwały na kawałki (można poza blogiem je im rwać).
Mam za zaszczyt, że poznałem ten Blog, jego Autorkę i czytałem Was pod jej tekstami. Amen, szloch i niech śmierć szlag trafi.
Załączam linkę do ilustracji Józefa Wilkonia. Przepraszam za formę. Pozdrawiam.
„www.google.pl/search?q=wilko%C5%84&biw=1821&bih=827&tbm=isch&imgil=KKoUoV79JCRH0M%253A%253BfxOmSXaDjR0jxM%253Bhttp%25253A%25252F%25252Fculture.pl%25252Fpl%25252Fwydarzenie%25252Fwilkon-w-paryskim-metrze&source=iu&pf=m&fir=KKoUoV79JCRH0M%253A%252CfxOmSXaDjR0jxM%252C_&usg=__XISTz8JirA8Hkcpg7PGruGkMuWk%3D#imgrc=KKoUoV79JCRH0M%3A&usg=__XISTz8JirA8Hkcpg7PGruGkMuWk%3D”
Pan Wilkoń mieszka niedaleko mnie.
Ojej… dłużej już nie było można?
Znam Józka Wilkonia – przeuroczy facet. Mam nawet do niego komórę, jakby co.
drugi Wilkoń
http://wydarzenia.o.pl/2013/07/jozef-wilkon-powrot-do-tarnowa-bwa-tarnow/#/jozef-wilkon-2013-06-27-006/
Nisia ma 100-procentowa racje. Spuscizma Kingi jak i Bobika nie tworzu spoknej calosci. Nic sie tak ne przedawnia jak wiersze saryryczne gdy mija moment ich powstania i odnisienia przestaja byc zrozumiale.
Na szczescue sa tez i inne, wiersze i prozt, ktore a wlasnie uniwersalne. I ja mam pewne pomysly.
Sorry za wszystkie literowki. Ja naprawde zle widze w ostatnich dniach.
Propozycja Basiburej tez bardzo ladna 🙂
Opcja Nisi bardzo droga , jak to robi Rafał Brzeziński?
W nawiasie, poniewaz Nisia pisala o redakcji ukladu wierszy, wg moich rozmow z Kinga jej niewydane tomiki sa dokladnie zredagowane przez nia i zadnych zmian kolejnosci wierszy sobie nie zyczyla. Wiec mysle ze jesli cos wydawac, to zestawy przygotowane przez nia sama.
Oczywiscie PA zdecyduje, to zrozumiale samo przez sie.
Zmoro, kabaret mogl byc na biezaco, na to niestety za pozno.
lisku, piszesz: proponowałam to kilku osobom z Koszyczka już jakiś miesiąc temu, ale pomysł został skrytykowany. Nie wiem czy były i inne „krytyki”, ale pozwól, że przypomnę moje, poczynając od osadzenia ich w rozmowie z Kingą o miniaturkach Heleny.
Sugerowałem, że wybór wspomnień i anegdot Heleny o znanych i mniej znanych postaciach, wspomnień rozsianych w wielu latach zapisów Koszyka, miałby spore szanse powodzenia, bo jest u nas pewna tradycja „abecadeł” (dla przykładu: Słonimskiego, Urbana, Kisiela) i samo sporządzenie bardzo przyzwoitego składu to dla kogokolwiek władającego LaTeXem (czyli każdego piszącego teksty techniczne) to rzecz elementarna, a oferty drukarskie (polskie, z dostawą do Niemiec, bo tam jest sensowna polityka kosztów wydawniczych i rozsyłania pocztą egzemplarzy) sytuują rzecz na poziomie 1-2 euro od egzemplarza. Konieczne by było jedynie opłacenie redaktora/redaktorki umiejącej wyszukać wszystko w archiwach Koszyka i ujednorodnić styl — oczywiście po otrzymaniu zgody Heleny. I na tę opłatę można by było zrobić po cichu blogowa subskrypcję.
Kinga zdecydowanie zawetowała pomysł, z powodu tej części materialnej. Powiedziała, że w tym gronie tak mile współżyjącym przez lata kwestia jakiejś zbiórki pieniężnej mogła by przynieść sporo kwasów i nieporozumień i choć też wierzyła,że takie „Abecadło” by miało szanse sukcesu książkowego, nie należało się w to wdawać z powodu owego wejściowego kapitału.
Bardzo możliwe, że gdybym był w Europie i miał środki, sam bym się w to wdał, nie szukając zbiórek. Które, nawiasem, w tutejszej wersji portugalskiego, mają uroczą nazwę krówek (vaquinha). Tutaj jest prawdopodobna etymologia wyrażenia.
I to było o czymś zawierającym wspomnienia o osobach słynnych i zaciekawiających największych nawet ignorantów. A teraz o tomiku poezji.
Drodzy, zapewne jestem tu jednym z najstarszych. Nie chwalę się tym, bo to nie zasługa a ciąg szczęśliwych przypadków. Ale dzięki temu mam w życiorysie 20 lat życia przy komputerze i w Internecie. I zastanawiam się jak to Wam najdelikatniej powiedzieć, że sugestie o książce z poezjami wskazują na osoby wykształcone, kulturalne, ale nieco nie z obecnego świata. Co jest bardzo dziwne w gronie spotykającym się dzięki technice elektronicznej na blogu i komunikującej się przez fb czy podobne.
W czym rzecz, żeby grono osób, mniej-więcej rówieśników Kingi miało na półce ciepłe wspomnienie o wspaniałej kobiecie i materialne potwierdzenie, że była intelektualistką, z której Kraj może być dumny? Czy o szukanie dróg dojścia do 99,9% Polaków, którzy nigdy o niej nie słyszeli?
Jeśli o to drugie, to zacząłbym od wproszenia się do przyjaciół Waszych synów i córek i popatrzenia na półki z książkami (o ile je w ogóle mają) ile tam jest współczesnej poezji. Ale to wcale nie znaczy, że poezji nie znają czy nie czytują. Ale w przekonaniu sięgających po nie, dobra kulturalne są darmowe i powszechnie dostępne. I im bardziej kulturalne, tym bardziej mają być dostępne i darmowe.
Lepszej ekspozycji „prawdziwych” wierszy Kingi niż ta, którą zrobił Wojtek, chyba się nie da (linkę za chwilę pchnę w osobnym wpisie, żeby nie ryzykować dwóch linek naraz). Rzecz w tym jak przekonać egocentryczny, egoistyczny, rozplotkowany i intrygancki światek literacki, że w krytykach, tak wartościowych jak i w ględzeniu, MUSZĄ znaleźć miejsce dla Kingi. Rzecz w tym, że jest większa od wielu z nich, i to nie pomaga.
Więc może spróbujmy przemyśleć zmianę (ach, co za piękne słowo, którego nigdy nie zrozumiałem) paradygmatu?
http://wowil.coldlight.pl/kinga/
Andsolu, zastanawiam sie co na to odpowie Rys 🙂
Heleno, przeczytawszy o tragicznym losie twojego wczesnego poematu chciałbym ci pokazać inną juwenilkę, opublikowaną po śmierci autorki przez jej sekretarza
Rozumiem dobrze andsola. Sama od paru lat jestem nagabywana przez mojego miłego kolegę, Frędzelka zresztą, który prowadzi z żoną małe wydawnictwo (mogę też, a propos, wybadać Piotrka na tę okoliczność), żeby wydać jakiś wyciąg z mojego Dywanu. Ja trochę staję dęba, bo przecież wszystko wisi w sieci, a ponadto blog ma to do siebie, że polega nie tylko na wpisach, ale też na komentarzach i interakcji. Ale Piotrek twierdzi, że to ma sens, i słyszałam jeszcze parę innych głosów, które się zgadzają. Do końca nie mam zdania na ten temat.
Dla mnie jest ważne, czy są jeszcze jakieś wiersze Kingi, które nie ujrzały światła dziennego nawet w sieci, i czy dadzą się wydobyć… ale o tym już zadecyduje Wojtek, jeśli coś takiego istnieje.
Co do żartobliwych wierszyków – nasze ostatnie maile z Kingą dotyczyły właśnie tego, czy wrzucanie ich tematycznie na blogroll ma sens. Potwierdziłam, że ma, zresztą Kinga sama uzyskała potwierdzenie w statystykach – zobaczyła, że ludzie na nie wchodzą. I bardzo wspaniale 🙂 Zresztą rozumiem, że to jeszcze jest work in progress.
A ów sekretarz, o którym pisze Tetryk56, oraz jego działalność, wyjątkowo działa mi na nerwy.
Absolutnie się zgadzam z Andsolem. Musimy Kingę pokazać światu i tylko internet jest takim miejscem. I niestety FB jest do tego bardzo przydatnym narzędziem.
Druga ważna, a raczej pierwsza to Kinga w Wikipedii. Teraz każdy najpierw do niej zagląda. To jest moim zdaniem dobry plan.
Pomijajac fakt, ze jestem kompletnie zaskoczona faktem, ze byly jakies rozmowy i dywagacje miedzy Kinga i Andoslem na temat mojej blogowej „tworczosci”, moich opowiastek do ktorych nie przykladem wiekszego znaczenia, ale jestem bardzo pouruszona wiadomoscia and humbled by this, to chciailbym powidziec co nastepuje, choc mialam powiedziec dopiero jak troche wypoczne i odespie nieprzespane noce. Wspomnialam tu parokrotnie, ze owszem, mam pomysl na ksiazke,ktora, jak sadze i Kindze bylaby bardzo bliska. I mysle, ze znalazlaby czytelnikow posrod watstw liberalnych, ktorych wcale nie jest malo „w tym kraju”.
Odkad pisuje na Fejsie, przekonalam sie, ze jest calkiem sporu osob, ktore mysla jak Kinga, jak ja, jak my wszyscy tutaj, albo prawie wszyscy .Bylaby to ksiazka skiereowana do mlodziezy glownie ( w rozdziale wiekowym 12-14 lat) i do jej wychowawcow i nauczycieli krora skladalaby sie z dwoch blokow tematycznych: pierwsza zawieraaby teksty proza i wierszem z dziedziny, krora nazwalalabym „wychowaniem obywatelskim”, promocja liberalnych wartosci co do ktorych Kinga miala sluch nieskazitelny. Takie wiersze jak genialne wrecz Imie psa, List do Kota Mordechaja, Feministki etc. No i kawalki prozy Bobika, z pewnoscia daloby sie znalezc sporo.
Druga czesc zawieralaby szeroko pojete zabawy slowem, wiersze „anglosaskie” z tradycji literakiej, jak np moj ulubiony wiersz „Bzzz” i inne. Na koncu ksiazki nalezaloby ewentialnie opracowac wskazowki dla wychowawcow na temat rozmow i dyskusji szkolnych. To musialby opracowac jakis pedagog, nauczyciel. Tak by to wygladalo z grubsza.
Nastepnie.
Sorobowalabym namowic na wydanie tej ksiazki np. Pogranicze, im jest to bliskie. Ksiazki dla dzieci oni juz wydawali, np ukochany przeze mnue zbior cyganskich basni ludowych, odredagowany i czesto napisany na nowo przez ukochanego przeze mnie s.p, Pana Ficowskiego (Galazka slonca – taki chyba byl tytul), pieknie ilustrowana.
Mysle, ze na polskim rynku takiej ksiazki nie ma. Mysle, ze prez swoj dobor slow i retoryki bylaby ona bliska mlodszemu pokoleniu. Mysle, ze jest ona potrzebna. Naprawde potrzebna.
Sorry za chaotycznosc, jestem zmeczona.
Młodsze pokolenie, Helenko, żyje raczej kulturą obrazkową czy dźwiękową, samo słowo może dla niego być nieatrakcyjne, nawet tak błyskotliwe. Musiałaby być fajna i nietuzinkowa oprawa plastyczna, żeby ich w ogóle zainteresować.
Dobry wieczór.
Lisku, ja także przez długi czas uważałem, że Kot Mordechaj jest mężczyzną, z tym że dla mnie był on raczej synem Heleny.
Jeszcze a propos odkrycia tożsamości Bobika. Był taki film, dość sławny, na pewno go znacie, niestety tytuł mi uleciał, mimo że go widziałem dwa razy. Z tego filmu pochodzi słynna przypowieść o żabie i skorpionie. Bohaterem jest nawrócony terrorysta IRA. Poznaje dziewczynę, która cieszy się nb wielkim powodzeniem u mężczyzn. Dochodzi między nimi do sytuacji intymnej, no i okazuje się, że ta dziewczyna nie całkiem jest dziewczyną…
Kiedy dowiedziałem się o Bobiku od razu przypomniałem sobie tę scenę, bo szok był całkiem podobny.
Z innej beczki. Przywołano tu piękny wiersz Szymborskiej „Nic dwa razy…” On jest znany za granica. Ja np. widziałem jego dwa różne tłumaczenia na język hiszpański. Słyszałem,.ze parę lat temu pewna pani, obejmując rząd w Kraju Basków, cytowała ten wiersz (czy może nawet jego fragment przyjęła jako swoje motto?). Początek:
Nada ocurre dos veces
y es lo que determina
que nacemos sin destreza
y morimos sin rutina.
Myślę, że nawet nie trzeba znać hiszpańskiego, żeby wyczuć, że to jest dobre tłumaczenie. W każdym razie rytm oryginału jest świetnie zachowany.
Śledzę z uwagą Waszą dyskusję o upamiętnieniu osoby oraz twórczości Kingi (trochę niezręcznie tak pisać, no ale jak inaczej?). Chciałbym jakoś pomóc, ale zupełnie nie wiem jak, bo kompletnie się na tych sprawach nie znam. Myślę, że andsol ma dużo racji.
Jeszcze dodam, ze sfinansowanie ksiazki, gdyby moglo ja wydac Pogranicze, mogloby byc co najmniej czesciowo na zasadzie crowdfunding. Ja jestem gotowa zadeklarowac powazna sume na to przedsiewziecie.
Nie mówiłem Ci, Heleno, o moich pomysłach, bo jakoś nie jestem zbyt rozmowny przy projektach, a z Kingą rzecz ruszyć musiałem. (Zdaje się Wojtek jest jeszcze trudniejszy ode mnie). Jakiś zaprzyjaźniony poeta wrocławski rozgłaszał, że napisze ciąg poematów opartych na Biblii, ale nie jestem przekonany, że to źródło do dziś przeczytał.
A na mnie już V. od początku narzekała, że jestem mało wylewny i jeszcze mniej romantyczny. „Tylko parę razy mi powiedziałeś, że mnie kochasz”. Wyjaśniałem, że po dziesięciu latach będzie wiedziała czy trzeba było mówić.
No więc jesteśmy już razem 26 lat i ani razu ona mnie nie zbiła, ani ja jej.
Kinga Zygma
Dzieła zebrane
1. Wiersze
2. Bobik
– Bobik aktualny
– Bobik tematyczny
3. (ewentualnie) Koszyk – fenomen, wybór oczywiście tekstów ulotnych, komentarzy, wierszyków dawanych w prezencie, rozrzucanych wspaniałomyślnie…, o Bobiku, etc.
(już się zamykam i zmykam, Koszyczku, to tylko taka propozycja podrzucona na próg, jak dziecię w oknie literatury, bić się trzeba chyba o całość, finanse jednak to podstawa, a sądzę, że jednak znajdzie się sporo amatorów na całość, skoro studenciaki odbijały sobie go na ksero i wieszały na uczelnianych tablicach, jednak papier to nie link)
Najserdeczniej życzę powodzenia.
Co do nietuzinkowej oprawy graficznej to polecalabym wlasnie grafika (nie mam pod reka nazwiska ) , ktory robil Galazke slonca Ficowskiego.
lisku, po pierwsze Rysia się nie boję, bo on tylko straszy wąsem, a po drugie rozmawiałem z nim o tym i wnoszę, że różnice w stosunku Niemców i Polaków w całej masie zjawisk, od stosunku do książek (jakim tam stosunku, w czytaniu ich po prostu), w nastawieniu do Obcych, w kulturze codziennego obycia ciągle (niestety, niestety, niestety) pokazują jak wiele nam brakuje do Europy.
Tu jest Galazka z Drzewa Slonca, wydana przez Pogranicze:
a&rlz=1CASMAE_enUS624US626&espv=2&biw=878&bih=430&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0CAYQ_AUoAWoVChMI557i3cHWxwIVyZMNCh3FiwTy#imgrc=5t2B0lGMzQ36jM%3A
Helenko, http://szuminski.net/archiwum/malarstwo/ficowski/index.html
To chyba inny ilustrator:
https://jarmila09.wordpress.com/2011/03/05/galazka-z-drzewa-slonca/
No wrzuciłam przecież – Wiesław Szumiński. To jest p. Olga Siemaszkowa, którą zresztą miałam przyjemność znać…
Dobry wieczór, czytam Was na bieżąco i po wpisie Heleny (20:34), którego idea mi bardzo przypadła do gustu, muszę Cię Heleno zmartwić; najprawdopodobniej przez następnych 5 lat, żadna próba nauczania młodzieży wychowania obywatelskiego (o jakim myślimy), nie obędzie się bez „w imię Boże” na początku każdej strony i „amen” na końcu. 👿
E, no, szara myszo, nie bądźmy defetystami. Zanosi się na to, że Kukiz już się rozpada, więc jeśli nawet PiS zdobędzie najwięcej głosów, to nie będzie miał koalicjanta, a zapewne wejdzie do sejmu Zjednoczona Lewica i może coś jeszcze, więc kto wie, kto wie… 😎
Myszo, nalezy robic swoje i Pies tez tak zawsze uwazal. PB nie rychliwy, ale sprawiedliwy.
Jeśli mogę z pozycji amatora. Od czasu do czasu ukazują się zbiory pisanych wcześniej felietonów, wydawanych w postaci książkowej. Może nie jest to zjawisko powszechne, niemniej jednak istnieje. Ani ich autorzy, ani wydawcy nie mają większych obaw co do sensowności takiego działania. Więc może by jednak nie stawiać krzyżyka na zebraniu i opublikowaniu, poza poezją, zapisów Kingi. Nie obawiałbym się też zbytnio o ich „nie bycie na czasie”.
Paradoksie, ale to są zbiory felietonów, które wychodzą na papierze. A Koszyczek wisi w sieci.
Heleno, no właśnie „nierychliwy”, dlatego pisałam o tych 5 latach.
Pani Kierowniczko, niestety zabetonowanych umysłowo ludzi przybywa. 🙁
Przybywa takze, Myszko, fajnej mlodziezy.
No tak, łatwo mi pisać. Tylko ktoś musiałby całą tę pracę zrobić. Zebrać, usystematyzować. Chyba nie przemyślałem do końca.
Jak myślicie, a propos Kukiza, czy on strzeli sobie w łeb?
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,18676470,rewolucje-u-kukiza-bosak-rezygnuje-sanocki-apeluje-o-odwolanie.html#MT
Wstepnie, Paradoksie,mozemy to zrobic we wlasnym gronie. Ale nalezy miec DOKLADNA wizje co chceny zrobicic. Inaczej bedzie to groch z kapusta.
O Kukizie — jako o zjawisku kulturowym, o modzie, a nie fenomenie politycznym, już kiedyś pisałem u siebie, więc nie dziwi mnie,że łatwiej utrzymuje procenty we krwi niż prognozach wyborczych. Ale to mnie napełnia obawami cięższego kalibru niż wygrana pana Prezesa. Raz go przegnano, znowu by przegnano, bo jego wizje są niezmienne a Polacy jednak ewoluują.
Gorszym będzie, jeśli przegra o jakieś pół procenta. Gdy w Brazylii w 2014 Dilma wygrała niewielką przewagą z Aécio (51,4% do 48,4%), trysnęło nienawiścią regionalną (mapy wyborcze wyraźnie odseparowywały opcje), pogardą dla „głupich” co źle wybrali — ale przynajmniej nie było oskarżeń o fałszowanie wyborów. Tu jest wiadomo, że Trybunał Wyborczy to czysta gra i niezależna instytucja. I w Brazylii prawica nigdy nie rozpętała histerii prowadzącej do zabicia centrowego prezydenta.
OT, ale objawił się Łaskawca
… i znów Terlik będzie miał problem z papieżem 😈
O, dopiero zobaczylm w kwestii sekretarza noblistki. Mnie tez dziala na nerwy. A jeszcze bardziej pinkwolony Syn noblisty. Ten to dopiero!…..
Irku, ani Terlik, ani epidiaskop nie będą mieli żadnego problemu, będą robić to co dotychczas. 🙁 Widzimy to na każdym kroku. Papież w Rzymie a my tu i kropka.
Epidiaskop juz jest na granicy sekty. PPodobno idzie nowa kontrreformaxha czy jak to sie tam nazywa.
Już kończę z czarnowidztwem, może jutro będzie pogodniej (ma być deszcz i 18 st.C.), dzisiaj jest tak parno i duszno, że …….
Dobrej i spokojnej nocy Koszyczku.
Po niedawnej śmierci mojej bliskiej przyjaciółki, jeszcze ze studiów, też przygotowuję rodzaj księgi jej pamięci, ale ponieważ, choć polonistka, niepiśmienną raczej była, będzie to rodzaj fotoksiążki, złożonej z trzech części – przodkowie ( stare zdjęcia, reprodukcję obrazów), jej życie w obrazkach i na koniec jej własne fotosy. Była zamiłowaną fotografistką, więc mam embarras de richesse, ale wybór w zasadzie skończyłam. Ta fotoksiążka, ze wstępem, będzie miała ok. 200 stronic i wyjdzie w 10 egzemplarzach. Mam w pobliżu świetny zakład komputerowy, ze sporym wyborem papierów, oni też oprawiają całość. W sumie koszt nie jest powalający. Może skorzystacie z takiego sposobu i sami między sobą kupicie Dzieło Kingi, polecając je krewnym i znajomym, zamiast wisieć u klamki jakiegoś wydawnictwa? A zdjęcia autorstwa Kingi też można by wykorzystać. Na ogół ilustratorzy biorą dużą kasę. A może w Koszyczku znaleźliby się uzdolnieni rysownicy/graficy? Wtedy taki tomik zyskałby na wspólnotowym charakterze.
Istnieje też wydawnictwo w Lublinie, które nader chętnie wydaje książki za pieniądze autora – korzysta z jego usług moja kuma z Ameryki. Dystrybucja działa jednak podle. W razie czego służę namiarami.
Miałam przerwę burzową (wyłączony komp, tulenie psa itp.). Ale wracam.
Lisku, powiadasz, że moje wyliczenia kosztowne. Wyszliśmy z kolegą z założenia, że chodzi o normalne, profesjonalne wydanie książki. Gdybyśmy dodali ilustratora, wyszłoby jeszcze drożej (ilustracje, moim zdaniem, niepotrzebne, wiersze Kingi same się bronią, a obrazki niezaakceptowane przez samą Kingę mogłyby stanowić nawet kontrinterpretację poezji).
Ceny podałam takie, jakie obowiązują na rynku i jakie my sami płacimy. Okładki nikt nie zrobi za darmo. Redaktor techniczny żyje z łamania książki, więc nie ośmieliłabym się zaproponować mu czynu społecznego. Papieru nam za darmo nie dadzą. Drukarnia też żyje z tego, że drukuje. I tak dalej. Zauważcie, że nie policzyliśmy dystrybucji, która w normalnych układach zżera najwięcej.
Kochani. Po pierwsze musicie się zdecydować, co chcecie zrobić. Czy wydać okolicznościowy tomik dla ścisłego grona przyjaciół, metodami pół- albo i całkiem amatorskimi, albo pokusić się o edycję normalnego tomu wierszy do rozpowszechniania w księgarniach.
W tym ostatnim przypadku należałoby zacząć od odpowiedzi na pytanie: kto jest adresatem tomu i czy ten ktoś na pewno będzie chciał tomik nabyć. Jeśli odpowiecie sobie na to pytanie, można będzie (dopiero wtedy!) myśleć o konkretach i liczyć pieniądze.
Kumo, jakoś nieprzyjemnie zabrzmiało mi Twoje „wiszenie u klamki wydawnictwa”. Wydawnictwa żyją z tego, że wydają, więc nie dziw się, że biorą pieniądze za swoją pracę. Oczywiście, można tomik wydać własnymi siłami, ale i tak trzeba będzie zapłacić za papier, druk, dystrybucję itd.
PS. Na moje zeszłoroczne urodziny dziecko wydało kalendarz dla mamuni – normalny, duży, na ścianę, ze zdjęciami i całą resztą. Zdjęcia dali przyjaciele (część rąbnął moich własnych), napisali też urocze dedykacje. Za wszystko inne syn musiał zapłacić.
Chociaż był to tylko jeden egzemplarz.
PPS. Za okładki do moich książek płacimy kilka tysięcy.
Nieprzyjemnie zabrzmiało wiszenie u klamki wydawnictwa? Przemawia prze mnie nieprzyjemne doświadczenie własne. Coraz częściej spotykam się też z propozycjami, abym udostępniała moje teksty za darmo, bo wydanie książki tyle kosztuje… I pada to również ze strony zdecydowanie komercyjnych wydawnictw. W takich razach mam na ogół standardową odpowiedź: to niech państwo wydają wyłącznie śmiecie, które się z pewnością sprzedadzą. Mogłabym długo ten temat ciągnąć, stąd moja propozycja manufaktury. Tak zresztą funkcjonowała przez lata nasza z Hel. serdeczna koleżanka: przez lata wydawała w USA po polsku swoje kolejne tomiki poezji. Teraz ją doceniają i wydają w Polsce już własnym, a nie jej sumptem.
Co do blogowych tekstów wydanych w formie książ(ecz)ki: ukazała się parę lat temu takowa – wymiana myśli między Magdą Umer i Wojciechem Mannem. Więc niby można, ale – o ile wiem – czytelnicy nie rzucili się na nią, mimo znanych nazwisk autorów.
Moja sister ma właśnie okrągłą rocznicę i wydajemy jej w prezencie książkę pamiątkową w nakładzie chyba 100 egz., na którą się składają różne teksty nadesłane przez przyjaciół. Ma to ze 100 stron i trzeba było zapłacić 1800 zł. Nie wiem jeszcze, jak to wygląda, bo zajmuje się tym szwagier, ale jutro zostanie to jej wręczone i zobaczę.
Natomiast w otoczeniu mamy Frędzelki, a zarazem wielbicieli Bobika, którzy robią w branży łamaniowo-wydawniczej: ścichapęk i 60jerzy.
Koszyku Złoty
Może byście zaczęli najpierw od pomysłu na subskrypcję,zobaczyli, ilu jest chętnych, to jest wersja mało odważna, ale dająca pojęcie o potencjalnym nakładzie. To i tak jest plan na za jakiś czas.Lecz nie można z nim zwlekać. Proponowałbym jednak nie ograniczać się do tego minimum.Bobik, jak pisał pewien Rosjanin o pewnej książce, może Wam sprawić jeszcze wiele niespodzianek.
Kochani! Wydaje mi się, że wnioski z powyższej dyskusji są następujące:
1. Na pewno da się wydać to co Kinga pisała, wszystkie formy jej twórczości mogą znaleźć swoją niszę.
2. Stopień trudności i koszty zależą od zawartości i formy wydawnictwa.
3. Podstawowa sprawa: co o tym myśli PA?
4. PA ma wykształcenie plastyczne, gdyby chciał i był w stanie mógłby sam dokonać składu pod względem estetycznym, być może ilustrować. Jego decyzja.
5. Jest za wcześnie, żeby podejmować decyzje, dajcie PA czas. Takie decyzje wymagają dużego zaangażowania emocjonalnego – my jesteśmy roztrzęsieni, a co dopiero najbliżsi.
6. To co jest realne na dziś, to przygotowanie hasła do wiki.
7. Panika na temat pośpiechu niepotrzebna: będą rocznice. Co nagle to po diable. Ale oczywiście zbyt długo czekać nie należy, bo Koszyczek oklapnie w swoim zapale i rozproszy się, a PA bez pomocy Koszyczka nie pokona wszystkich trudności na drodze do publikowania (o ile chce tych publikacji).
8. Potrzebna osoba, która zajmie się koordynacją całości. Potrzebne osoby do przygotowania poszczególnych form twórczości (poezja, Bobiki, komentarze itd.). Propozycje powinny wyjść od Was, skierowane prywatnymi drogami do PA jeżeli będzie chciał publikować. Decyzja wyboru redaktora należy do PA.
Ogromnie się cieszę, że tyle jest pomysłów i wiedzy na tematy publikowania. Taką miałam nadzieję.
Dobranoc Koszyczku.
No proszę, jak usystematyzowała, widać, że naukowa główka 😉
Dobranoc, Zwyczajno. Dobranoc wszystkim.
Zwyczajna, myśmy to już ćwiczyli z Bobikiem.
Nic z tego nie wyszło, mamy wprawę.
Dobranoc, bo mi ciśnienie rozsadza głowę.
Chciałabym jej jeszcze trochę poużywać.
Doro, w nakładzie 100 egz. to można chyba tylko techniką powielaczową, co wcale nie znaczy, że będzie gorzej niż druk. Może się coś zmieniło, bo teraz pracuję jako emeryta i nie biorę udziału w całym cyklu wydawniczym. Ale jak się udzielałam na 100%, to wiem, że drukować opłacało się plus-minus w nakładzie 1000 egz. Koszty tzw. przygotowalni były duże – takie same przy setce i tysiącu. Może teraz drukuje się inaczej?
Nisiu, koszt okładki zależy przecież w dużym stopniu od liczby kolorów. Przy 2-3 kolorach można zrobić b. fajną okładkę (operuje się np. odcieniami danego koloru). Pomijam projekt, choć, jeśli ograniczyć się do liternictwa i prostych znaków graficznych, można wyczarować coś skromnego, aczkolwiek całkiem, całkiem. Twoje okładki muszą przyciągać klienta. Ja musiałam trzymać się za kieszeń, bo moja firma, choć „prestiżowa”, zajmowała się głównie nauką i kliniką, a na działalność wydawniczą skąpiła pieniędzy.
Wiersze obywatelskie dla młodzieży stosunkowo łatwo byłoby upowszechniać, także na potrzeby popularyzowania marki uwzględniając koniecznie wstęp do książki. Zacząć od blogowej subskrypcji bo kto nie ma w swoim otoczeniu starszych i młodszych dzieci? Zamówienia od sympatyków po 10 egz. pozwoliłyby zgromadzić trochę środków na popularyzację książki? Każdy inny możliwy „kanał” dystrybucji też mógłby być realizowany.
Internet może być pomocny, szczególnie przy popularyzacji. Może być?
Basiuburo, pisząc o moich okładkach, miałam na myśli honoraria pana grafika, którym jest genialny plakacista Leszek Żebrowski, a z którym współpraca nie tylko dla nas może być zaszczytem (mówię o tym, co wydajemy sami, nie o przedrukach Edipressu ani o starszych wydaniach Prószyńskiego). Produkcja okładki to jeszcze coś innego.
Napisałaś, ze moje okładki muszą przyciągnąć klienta. Otóż każda okładka powinna przyciągać klienta. Każdemu wydającemu książkę powinno zależeć na tym, żeby mogła ona zdobyć jak największą liczbę czytelników. Chyba ze to obowiązujący podręcznik i sprzeda się bez względu na to, jak będzie wyglądał.
Kumo, uogólnianie z reguły jest krzywdzące dla ludzi porządnych. Są wydawnictwa, które pozakładali ludzie pazerni i bezwzględni, są też postępujące przyzwoicie. My dbamy o swoich autorów, a ci, którzy od nas odeszli szukając lepszych warunków – wracają.
A moje książki w istocie się sprzedają. Rozumiem, że śmiecie.
„skończyć jak wpis w wiki” – to by się Bobik z tego wyśmiał. na cztery wierszyki 😉
choćbyś cegłami otoczył i Toruń
i Bydgoszcz (stosując uniki)
nie oklaskami odwdzięczy się Polska
lecz wpisem – w trzech zdaniach – na wiki
choćbyś pół świata pogodził z tym drugim
że nic, tylko wino i dziki
zapamiętają (lub zrobią notatki)
że coś tam, bo tyle jest w wiki
Tak, Fomo.
Ciągle czekam na wierszyk Kingi.
haneczko, Bobik tak hojnie obdarowywał wierszykami blogosferę, że znalezienie nieznanego wcześniej, jest jak wypatrzenie stokrotki. niby zaskakujące i miłe, a jednak tak przyjemnie zwyczajne. choć teraz ta zwyczajność ma inny smak
Parę praktycznych uwag:
1)warto zajrzeć zawczasu do umowy wydawniczej z WL,zobaczyć, jak brzmi nota copyrightowa itp. – i w razie potrzeby wystąpić o zgodę na włączenie do planowanego wydania tych wierszy, do których WL ma – jeśli ma – prawa majątkowe (bo innych rzecz jasna mieć nie może);
2) nie bardzo wiem, jak też Nisi udało się precyzyjnie policzyć koszty wydania, skoro nie podaje (bo skąd ma je znać?) tak istotnych parametrów, jak format publikacji i liczba stron. 😉 Z okładkami za kilka tysięcy zł również zalecałbym daleko idącą ostrożność…
Może zostanę oskarżony o cynizm, ale jednak zdecydowanie wolę tych pazernych i bezwzględnych wydawców, którzy biorą za wszystko aż kilkaset złotych, niż tych prawdziwie i jedynie profesjonalnych, wspaniale dbających o autora, ze wszelkimi związanymi z tym szczytami i zaszczytami – za skromne kilka(naście?) tysięcy.
3) informacje Basiabury (czy Basiburej – jak woli) dotyczą druku offsetowego; obecnie jednak drukuje się najczęściej cyfrowo, co znacząco zmienia strukturę kosztów, a zwłaszcza praktycznie uniezależnia je od wysokości nakładu. Różnice w kosztach druku potrafią zresztą być (podobnie jak i dawniej) całkiem spore.
4) nadanie publikacji numeru ISBN oraz jej obecność w zbiorach BN (i jeszcze paru innych) nie jest jakimś szczególnym autorskim przywilejem czy honorem, lecz raczej mniej lub bardziej przykrym (kilkanaście tzw. egzemplarzy obowiązkowych, wysyłanych darmowo) obowiązkiem każdego wydawcy.
5) Jak się chce mieć naprawdę dobrą okładkę, najlepiej zlecić jej przygotowanie paru osobom, potem wybrać ten projekt, który się najbardziej spodoba – i zapłacić tylko jego autorowi. Reszcie można ewentualnie zaproponować drobną kwotę na otarcie łez. Oczywiście wszyscy graficy muszą zawczasu znać te surowe warunki.
Metoda sprawdzona i skuteczna – choć nie zamierzam bynajmniej uogólniać…
Ścichapęku, czym ci zawiniłam?
Podałam koszty przybliżone, nie precyzyjne. Zakładaliśmy wydany w tysiącu egzemplarzy dwustu – trzystustronicowy tomik (po Kindze dużo zostało) w formacie C5, większość książek tak wydajemy, więc mamy pewną wprawę w szacowaniu kosztów. Szacowaniu, zwróć, proszę, uwagę, nie wyliczaniu. Bez konkretów nie obliczamy niczego. Za okładkę było tam kilka stów. O tym jak płacimy grafikowi, którego cenimy, napisałam potem. Może Ci się zlały moje wpisy.
O cynizm Cię nie oskarżę, o nic Cię zresztą nie oskarżę, bo mi się nie chce. Możesz woleć wydawców, jakich sobie życzysz, możesz mieć mnie za osobę pazerną, choć nie wiem, na jakiej podstawie, bo mnie nie znasz. Tak sugerujesz, podczas gdy ja po prostu podzieliłam się z Koszyczkiem wiedzą, jaką posiadam. Nie usiłuję położyć łapy na spuściźnie po Kindze, nie zamierzam cichcem zbić na tym majątku. My płacimy takie właśnie ceny naszym redaktorom, łamaczom, drukarni itp. I rzeczywiście, choćbyś wietrzył w tym nie wiem jakie łgarstwa, w stosunku do naszych autorów jesteśmy lojalni i przyzwoici. Nie stosujemy bandyckich umów, jak niektóre, znane nam wydawnictwa, nie zatrzymujemy autorów przy nas siłą ani podstępem.
A to, co Kuma nazywa śmieciami, bo się dobrze sprzedaje, pozwoliło nam wydać (i stracić na tym) kilka bardzo wartościowych pozycji. Mieliśmy świadomość, że mogą się nie sprzedać, jednak uznaliśmy, że warto zaryzykować. Autorzy próbowali potem wydawać gdzie indziej, sądząc, że może czegoś zaniedbaliśmy – gdzie indziej też nie szli. Ku mojemu żalowi zresztą, bo w części były to moje osobiste odkrycia literackie.
Jeszcze o kosztach: nie liczyłam kosztów dystrybucji, które moglibyśmy wziąć na siebie.
Co do druku cyfrowego, o którym pisze Ścichapęk, owszem, wydaje się cyfrowo pierwsze kilkadziesiąt – sto egzemplarzy reklamowych. Reszta idzie z drukarni. Egzemplarze cyfrowe są znacząco droższe. Generalnie koszty druku są uzależnione od wysokości nakładu, tu Ś. Ameryki nie odkrywa, Zresztą wynika to z prostej, matematycznej logiki.
Nasze wydawnictwo jest oficyną maleńką, dłubiemy swoje, nie wchodzimy nikomu w drogę. Co do szczytów i zaszczytów, to nie dostępujemy ich. Nie aspirujemy do nich w najmniejszej mierze. Nie zasługujemy jednak na te wszystkie złośliwości.
Jest mi przykro, że tyle ich się na mnie wylało. Jako jedna druga Wydawnictwa Sol biorę je na klatę, a mam na co brać.
Gdyby Państwo potrzebowali mojej pomocy w jakimkolwiek zakresie, chętnie służę, proszę dać znać na adres monika@wydawnictwosol.pl
Przysnelam sobie na trzy godziny, budze sie, czytam i wlosy mi deba staja.
Podstawowe nieporozumienie jest takie, ze
1 albo wydajemy ksiazke z WYBOREM wierszy i malych proz BOBIKA (nie Kingi Zygmy),
2.albo wydaemy Dziela Zebrane Kingi Zygmy, w tym pisane przez Bobika,
3. albo ograniczamy sie do PAMIATKOWEGO wydawnictwa naszej Przjaciolki w jakiejs Vanity Press w nakladzie nie przekraczajacym 100 egzemplarzy.
Mnie, gdy pisalam o wydaniy ksiazki chodzilo tylko i wylacznie o opcje 1,
A tp oznacza ksiazke nie przekraczajaca zalozmy 36 stron, wielkoformatowa, kolorowa. ilustrowana, przeznaczona dla konkretnego odbiorcy. Pisalam o tym szerzej wczoraj, 1 wrzesnia o 20:34.
WEdle tej formuly ksizka musi byc LADNA i okladka przyciagajaca uwage. Podobnie ilustracje wewnatrz. Musi miec dobrze zakreslony zasieg czytelniczy, a nie groch z kapusta. Oznacza to w praktyce powrot do tej formuly, na ktorej Kindze najbardziej zalezalo gdy 4-5 lat temu pozablogowo namawialysmy sie z nia i Monika przygotowujac propozycje na konkurs ksiazki dla dzieci i mlodziezy. Wtedy tez zwracalam Kindze uwage, a nawet ja blagalam, aby pozwolila te propozycje konkursowa odredagowac. Z miernym skutkiem, gdyz Autorka powolywala sie na „swoja intyicje”. Ktora ja z kretesem zawiodla, propozycja nasza przepadla w morzu innych nadeslanych na konkurs. Nie dlatrego ze nasxa byla gorsza, ale dlatego – i nie mam co do tego watpliwosci – „intuicja” zawiodla Autorke.
Nie wierze, ze to co uskladalysmy wowczas, nalezy sprobowac „przepchnac” jeszcze raz. Nalezy przemyslec zaproponowana wowczas formule na nowo. Ja ozcywoscie optuje za moja popozycja z 20:34, zawezajaca zakres tematyczny, a jednoczesnie bardziej przejrzysta i wyrazista w zamysle.
Stwierdzenie, ktrore padlo spod czyjejs klawiarury, ze ksiazka nie potrzebuje ilustratora, bo wiersze PB czy KG „obronia sie same” jest zwyczajnie nieprawdziwe i nie ma sie co czarowac ze jest inaczej. Nie obronia sie na dzisiejszym rynku ksiazkowym i nie obronilyby sie przed laty. Ksicazek brzydkich czy nie rzucajacych sie w ozy posreod licznych innych nikt nie zakupi.
Co do innych opcji wymienionych wyzej jako 2 i 3. Mnie one raczej srednio interesuja -czy to Dziela Zebrane czy albumik pamiatkowy. Albumik chetnie bym posiadala ale raczej jako ciekawostke przyrodnicza, a nie jako wazna pozycje ksiazkowa.
Wiec moze ustalmy na poczatku o jaka ksiazke KZ/PB nam chodzi.
Ozywiscue, zw Wojtkowi nalezty dac czas na uporanie sie z dramatem utraty Zony i zyciowej partnerki. Ale tez i odkladac przedsiewziecia na bardzo daleka perspektywe, kiedy sie wszyscy rozbiegniemy do swoich spraw, nie ma sensu. A ze sie rozbiegniemy jest bardzo duza szansa graniczaca z pewnosci o czym zreszta brutalnie napomknal Andsol. I ja sie z nim zgadzam.
A co do promocji, to oczywiscie racje ma Tereska Stachurska mowiac o potedze Fejsa i innych mediow spolecznosciowych. Co widac bylo w ostatnich dniach, gdy wpis Dory z Polityki o Kindze byl licznie powielany.
Herbata
Jesli chodzi o koszty, propozycja Suki chyba ten problem rozwiazuje
Moze tak. Ale najpierw musimy ustalic o jaka publikacje nam chodzi.
Dzień dobry 🙂
Kawa
http://img.zszywka.pl/1/0276/w_4840/moj-swiat/ksiazka-i-kawa-lt3.jpg
Koszty u mojego wydawcy wiążą się z nakładem. Wszyscy byliśmy debiutantami, mieliśmy skromne apetyty i zgodnie z zawartą umową z wydawcą nakład wynosił na początek 200 egzemplarzy. Potem były dodruki w miarę potrzeb na zamówienie autora już po niższej cenie. W międzyczasie zaś odbywała się promocja tomików na organizowanych spotkaniach autorskich, indywidualnie lub przez samego wydawcę w domach kultury i bibliotekach, dysponującego świetnym sprzętem filmowym i fotograficznym, zapewniającym ogłoszenia, plakaty, a także promocję na FB. Wydawca nie drukuje systemem powielaczowym, ma umowę z profesjonalną drukarnią. Moim skromnym zdaniem do poezji nie potrzeba obrazków, wiersze bronią się same, choć przyznam, że do okładki antologii wykorzystane zostały moje zdjęcia przyrodnicze.
To tyle gwoli wyjaśnienia. Reszta w rękach PA.
… aha, i jeszcze. Oprócz skromnych apetytów, mamy też skromnie wyposażone kieszenie.
Wlasnie przyjrzalam sie oszzacowaniom Nisi i wydaja mi sie one naprawde bardzo rozsadne – na 1000 ehzemplazy w twardej okladce i na dobrym papierze. Mybysmy je zebrali na crowdfunding .
Chcialabym jeszcze zobaczyc te ksiazki co oni tam wydaja .
Wiersze nie bronia sie same, Suko.To nie Petersburg 1915 roku.
I nie mowimy,ja w kazdym razie nie mowie o „tomiku”, ale o ksiazce adresowanej do knkretnego czytelnika. Wierszy i prozy wybranych z „kluczem”, z mysla przewodnia.
Uważam, że o tym powinien zadecydować spadkobierca spuścizny pisarskiej Kingi, czyli PA. Ja tylko oferuję swoją pomoc i kontakt z wydawcą. Nic nikomu nie chcę narzucać.
Dziękuję, foma.
Kinga, jaką znam, pierwsza przekłułaby balon autoironicznym wierszykiem 😉
Zgadzam sie z Suka.
Dla mnie osobiscie nie tylko ze wiersze bronia sie same, dodawanie do nich ilustracji jest ingerowaniem w tresc.
Zgadzam się z Suką, zgadzam się z Liskiem.
A już pomysł włączania wierszy Kingi, Bobika do czyjegoś autorskiego projektu edukacyjnego, bez uzyskania zgody Autorki …
Instrumenatalizacja to najłagodniejsze słowo, jakie mi przychodzi do głowy.
Dziękuję Fomo, Jagodo, Lisku. Tak, dodawanie obrazków do tekstu bez wiedzy i zgody autora wydaje mi się niedopuszczalną ingerencją.
Proponuję, abyśmy pomilczeli „w tym temacie”.
To chyba zrozumiale, ze nikt spadkobiercy nie bedzie odbieral praw autorskich? I wykrecal mu reki?
W tej chwili natomiast zastanawiamy sie jak najlepiej utrwalic spuscizne Poetki, jak njskuteczniej i najmadrzej zapewnic, ze inni czytelnicy ,a nie tylko my z Blogu, beda mogli sie z Nia spotkac.
A chcemy to robic i sie angazowac nie wylacznie dlatego, ze Kinga byla przjacielem wielu nas. Gyby tylko z tego powodu to wystarczylby ladny album pamiatkowy, jak sugerowala moja Kuma. Albo wlasnie jakis „tomik”. Ja „angazuje sie” dlatego, ze wierze gleboko, iz to co pozostawil nam w spadku jest cenne i bardzo wazne dla innych. I dlatego takze powinna miec haslo w Wiki, a nie dlatego ze my Ja lubilismy.
Jesli „instrumentalizacja to najlagodniejsze slowo” jakie przychodz Ci do glowy, Jagodo, to byc moze jest to problem wspomnianej glowy.
Myśl spod prysznica.
Za moich czasów pisane były prace magisterskie typu „Życie i twórczość …..” . Nie wiem jak jest teraz, ale może podsunąć taki temat na polonistyce np. na UJ.
Albo na pedagogice „wiersze KZ jako materiał do wychowania ….”
Spuścizna, także duchowa i intelektualna Kingi należy do Jej rodziny i myślę, że pomoc Szanownej Frekwencji będzie cenna i na miejscu wtedy tylko, gdy o nią poprosi PA. Dopóki tak się nie dzieje, może warto wstrzymać się z inicjatywami wydawniczymi?
Dzień dobry. Mam takie samo zdanie jak Suka i Lisek…Może trochę muzyki na „spokojność”- : https://www.youtube.com/watch?v=z6iuBLkFP2w
Dajmy ochłonąć PA.
Dzień niedobry! Jagoda i Helena, STOP, STOP, STOP natychmiast. Nie wiem jak inni, ale ją nie mam ochoty czytać waszej następnej naparzanki.
Polatucha ma rację
Uciekam do pracy. Miłego dnia wszystkim.
Heleno,
weź jakieś krople na uspokojenie i najlepiej daj odpocząć blogowi od siebie, bo zaraz się zacznie.
Kinga powiedziała mi wyraźnie: jak się zaczną łomotać, to zamknij komentowanie.
Ja też muszę teraz wyjść, bo z czegoś muszę karmić psa i kotę.
Dzień dobry.
M. silentium
D. silentiī
C. silentiō
B. silentium
A. silentiō
W. silentium
Przestańcie, proszę, bo zapłaczę się. Na śmierć.
Dzień dobry 🙂
do kawy/herbaty
http://wyborcza.pl/1,75968,18679514,gumkowanie-walesy.html#BoxGWImg
Jeszcze można robić korektę na zdjęciach i wtedy porozumienia sierpniowe podpisywałby Jagielski i długopis z papieżem 😎
Dzień dobry. Nic z zapowiadanej burzy. Ale psa świrowała. Na wszelki wypadek.
Najbiedniejszy PA w tym wszystkim.
Wyrazy głębokiego szacunku.
Wszystkie wiersze Kingi są w Internecie, bardzo dobry pomysł.
Wszystkie teksty Bobika są w Internecie. Tylko nieuporządkowane. Jakby uporządkować, umieścić… dużo więcej osób z nimi się zetknie, przeczyta, niż będzie to losem książeczki.
Ale to zależy od zakładanego celu wydania książeczki.
Ja wcale nie sugerowałam „albumu pamiątkowego”, tylko jedną z możliwych dróg do edycji własnym nakładem, najlepiej w subskrypcji, i powiadomienie o wydaniu takiej książki w mediach społecznościowych. Nie zamierzam się zresztą o nic spierać, kierował mną pragmatyzm. Odmeldowuję się.
Dla Kingi, PA i Koszyczka
https://www.youtube.com/watch?v=PoPL7BExSQU
Dobrego dnia kochani.
Głowa dalej źle się ma, więc trochę odpocznę.
W porządku, Nisiu, szczerze odpowiem. Zapaliło mi się żółte światełko m.in. dlatego, że swą ofertę zgłosiłaś już po rekomendacji suki, nie wcześniej. Nie mam wprawdzie pojęcia, podobnie jak lisek, jakim cudem Rafał Brzeziński potrafi tak zejść z kosztów, ale przyznasz, że różnicę widać gołym okiem (gdyby nawet traktować podane przez Ciebie koszty jako przybliżone i szacunkowe – i jeśli nawet rzeczywiście zlały mi się Twoje dwa posty); nb. informację, ile płacisz za okładki własnych książek, można było w kontekście poprzedzającej ją oferty odebrać jako typowy argument negocjacyjny (nie mówcie, że za drogo, bo…)
W innym miejscu chodziło mi o to, że koszty druku mogą się znacząco różnić w zależności od wyboru drukarni, co wynika z mych wieloletnich doświadczeń. I że dotyczy to zarówno druku techniką cyfrową, jak offsetową. Nigdzie natomiast nie pisałem*, że „[g]eneralnie koszty druku są uzależnione od wysokości nakładu”, bo ta zasada jest prawdą jedynie przy druku offsetowym. W wypadku cyfrowego jest inaczej: jednostkowy koszt egzemplarza znacząco się nie różni – niezależnie, czy drukujemy 50 egzemplarzy, czy 500 lub tysiąc. Drukowanie tą techniką przy niskim nakładzie (powiedzmy do 1000 egz., a tym bardziej niższym) wychodzi zresztą taniej niż offset, czasem nawet znacznie. Poza tym pozwala na elastyczne podejście (np. niewielkie dodruki co jakiś czas), co przy offsecie byłoby skrajnie nieopłacalne.
Zauważmy na koniec, że 200 a 300 stron to jednak z punktu widzenia szacowania kosztów (choćby tylko łamania i druku) całkiem spora różnica.
Wyraziłem jedynie zdanie na temat jednej z przedstawionych propozycji, bo prima facie podane szacunki wydały mi się zawyżone, zresztą nie tylko w zestawieniu z danymi podanymi przez sukę. Liczby mówią za siebie. Ktoś inny może uznać tę ofertę za świetną, wolno mu. Bez urazy.
* Napisałem wręcz przeciwnie: „praktycznie uniezależnia je od wysokości nakładu” (choć oczywiście i to stwierdzenie – zgadzam się – odkrywaniem Ameryki nie jest).
OK, biorę poprawkę na nocną porę odpowiedzi.
ochłodziło się, zamżyło, może nawet tamaryszka nie trzeba będzie podlewać po zachodzie słońca 🙄 🙄
Ścichapęku, to nie była oferta, tylko informacja.
Nie oferujemy swoich usług. Informujemy, ile nas mniej-więcej kosztuje wydanie tysiąca egzemplarzy 300-stronicowej książki w formacie C5. Helena o to pytała.
Nawet jednak gdyby to była oferta, jak mylnie zrozumiałeś, nie ma obowiązku jej przyjmowania, a tym bardziej wylewania swoich frustracji na moją głowę.
Coś mi się zdaje, że na razie dzielimy skórę na niedźwiedziu. Więc i te napinki są zupełnie niepotrzebne, przy rozpatrywaniu różnych opcji, jakie są wstawiane.
Przeskanowałem zawartość Behemotha pod kątem twórczości Bobika. Żal, że tak rzadko tam zostawiał odciski łap. Kilka jednak pozostało. Wszystko jednak jest bardzo kontekstowe, powiązane z aktualnymi wówczas, toczonymi dyskusjami. Dodatkowo Bobik brał udział w takim poetyckim fristajlu, dorzucając swoje „kawałki” do tych, tworzonych ad hoc przez pozostałych obdarzonych talentem składania słów. Zebrałem je w jednym miejscu, do dyspozycji.
Wrzucam linkę
https://docs.google.com/document/d/13EtOjN6UMcxc9OOdWLCjXovdLJnfBZVztwEGy1Z3D7E/edit?usp=sharing
Paradoxa głos rozsądku
przywołuje do porządku.
Lecz z logiki nam wynika
(a potwierdza to praktyka):
Blog Bobika bez Bobika
nie jest blogiem już Bobika.
Paradoxie 😆 😆 😆
Ech logika, cóż logika!
Serce mówi:
póki Irek kawę
a Lisek herbatę
dają Nisi na dobranoc,
kiedy Ryś w zielone bryka,
to jest nadal Blog Bobika 🙂
Ryyyyyyyysiuuuuuuuuu…
Drogi PA w imieniu Koszyczka przepraszam, że wyszliśmy przed orkiestrę snując plany wydawnicze z góry zakładające Pana milczącą zgodę 🙁 .
Jak zrozumiałam z wyżej zamieszczonych postów Kinga:
– sama zastanawiała się nad hasłem w Wiki
– okresowo, wbrew aktualnym trendom do publikowania wszystkiego wyłącznie w necie, pragnęła jednak wydania papierowego przygotowując zbiór bajek dla dzieci i wybór wierszy
– miała obiekcje przed zbieraniem funduszy na ten cel na blogu
– nie pozostawiła dyspozycji, co do tomików zachowanych w pudełkach po butach
Dlatego ośmielam się zaproponować, jeżeli Pan nosi się z zamiarem wydania w przyszłości utworów Kingi, aby nie rozdawać zachowanych tomików, tylko starać się dzięki nim zebrać choć część kwoty niezbędnej do uiszczenia płatności w wydawnictwie.
Każdy chętny deklarowałby mailowo ilość egzemplarzy i dobrowolną kwotę, jaką jest gotów zapłacić. Logistycznie jest to wszystko koszyczkowo do ogarnięcia.
Być może brzmi to, zwłaszcza obecnie, trochę niezręcznie, ale idea moja jest taka, że wtedy nie byłaby to zbiórka, tylko uczciwie zarobione przez Bobika pieniądze.
Czy taka forma Pana zdaniem uzyskałaby akceptację Kingi?
Ja np. chętnie zakupiłbym tomik! Zwłaszcza wedle propozycji Zmory!
Tetryku, dziękuję, azaliż ponieważ spodziewałam się raczej gromów 😉 .
Brawo zmora!
Sam już chciałem zawołać: Please slow down!
Kończę pracę i zaraz do domu. Kilku niedobitków z sesji egzaminacyjnej wiosennej przyszło popisywać się przede mną swoim w dalszym ciągu brakiem wiedzy na zadany temat. Dostali dst bo na samą myśl, że jeszcze raz miałabym ich oglądać zrobiło mi się niedobrze. No coś tam wiedzieli… Łudzę się nadzieją, że wiedzieli więcej na te tematy, o które nie zapytałam. Albo nerwy odebrały im jasność umysłu, a po wyjściu ode mnie cała jasność wróci.
Dziś nareszcie chłodniej, ale i ciemniej w Krakowie. Oj! W Krakowie to potrafi być ciemno i lepko.
Przypomina mi się taka piosenka manaamu „Krakowski spleen”, ale linku sami poszukajcie. Dzisiaj się dowiedziałam, że linki obciążają serwer bloga, nie wiedziałam o tym i linkowałam co nie miara – blogoniedoświadczona jestem 🙁 Wkleję tylko tekst. Przypomina mi się ta piosenka gdy lecę samolotem i z jakiejś deszczowej krainy wystrzelam ponad obłoki.
Tekst Olga Jackowska (1983), czyli „Kora”
„Krakowski spleen”
Chmury wiszą nad miastem, ciemno i wstać nie mogę
Naciągam głębiej kołdrę, znikam, kulę się w sobie
Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach
Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza
Poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny
Czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie
Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz
Ulice mgłami spowite, toną w ślepych kałużach
Przez okno patrzę znużona, z tęsknotą myślę o burzy
A słońce wysoko, wysoko świeci pilotom w oczy
Ogrzewa niestrudzenie zimne niebieskie przestrzenie
Czekam na wiatr, co rozgoni
Ciemne skłębione zasłony
Stanę wtedy na „RAZ!”
Ze słońcem twarzą w twarz
Z ostatniej chwili https://www.facebook.com/sokzburaka/videos/1673421389558549/?pnref=story
Zwyczajna ” Krakowski spleen” to mój ulubiony utwór. Dziękuję 🙂
Irek, no chyba pierwszy raz od kilku dni się roześmiałam. Coraz więcej satyry politycznej w nie najgorszym gatunku.
Zwyczajna, Krakowski spleen i ja lubię, a i to też bardzo mi dzisiaj odpowiada: https://www.youtube.com/watch?v=ZFsxfucBmcs
Oj, Polatucha! Trochę bardziej się zachmurzyło i zamgliło. Pięknie smutne.
Zmykam do domu, Psina Diana na mnie czeka. Ale się namerdała na powitanie!
To bylo za ostre.
Toboj, film sie nazywal The crying game.
Co za ostre?
Za ostry to nóż może być. Chociaż nie, wróć, nóż nigdy nie jest za ostry, to użytkownik noża jest nieostrożny
Nóż musi być ostry. Bez ostrego noża nic się nie da zrobić. Używanie tępego noża kończy się nieszczęściem. Takie dydolenie bez sensu.
Bobiku, „.. tego nie robi się kotu..” to z wiersza Wisławy Szymborskiej, zatem do zobaczenia Bobiku w krainie wiecznych łowów, dlaczego akurat ten tekst, gdyż Bobik był przyjacielem kotów (ja też), czego niejednokrotnie dawał wyraz w swoich tekstach.
Dydolenie z sensem to dopiero by było przegięcie
Dydu, dudu, faktycznie bez sensu.
a ja mam wszystkie noże ostre, hehe.
Dydu, dydu, Dudu, Dudu,
niech się dzieje wola ludu.
Pla, pla, ple, ple, fiksum dyndum,
dam ludowi referyndum.
Tytyryty, bara, bara,
PiS chce wygrać, więc się stara.
Rymcymcymcym, eci, peci,
lud nam wierzy tak jak leci.
Ciemny lud, wiadomo, gupi,
co mu damy, wszystko kupi.
Hokus, pokus, fiku, miku,
Co lud będzie miał w nocniku???
Rękę 🙂
Albo i dwie ręce 🙁
Ja jestem, tylko ciągle się źle czuję. Ciśnienie nie chce mi spaść pomimo leków.
Pójdę jutro do lekarza.
Emocje mnie wykończają.
Uważam, że złożyliśmy wystarczającą ilość propozycji.
PA, jak będzie zainteresowany, to nam powie.
Kinga napisała taki wiersz „Pojedynczość”, wydaje mi się, że chciała, żeby zostało jak jest.
Idź koniecznie do lekarza, Siódemeczko droga i odezwij się jutro. Dobranoc!
Dobry wieczór. Skoro targi książki już się skończyły (?), to chyba można już wyjść z Lodoviki. Wystawiam więc głowę i się rozglądam. A tu wrzesień, pogoda nieco jesienna, rok szkolny się zaczął. Z nowym rokiem szkolnym powiało wiatrem przemian. Nowe wraca, szanowni państwo. Otóż podczas uroczystości rozpoczęcia roku były przemówienia, bo i dlaczego nie. Jest publika, wyjść specjalnie nie może, to w niektórych taka pokusa wzbiera, że biorą i przemawiają. I było jedno przemówienie z gatunku tych raczej nieplanowanych, ale przez mówcę starannie przygotowanych, z dykcją i intonacją długo ćwiczonemi. I padło w mowie tej stwierdzenie, że rodzice (bo to rodzic jakiś wyskoczył) z nadzieją patrzą w przyszłość (czy jakoś podobnie), bo wiedzą, że w szkole naszej dzieci będą uczyć się polskich tradycji. Ten wyboldowany wyraz powinien być jeszcze oznaczony jakim przytupem, albowiem tak mocno położony był nań akcent. I kiedy to nowe wróci i będzie takie nachalne, to jak przyjdzie żyć, premierze?
jak żyć? zgodnie z tradycją oczywiście.
nie zmarzłaś za bardzo vesper?
Tylko trochę, ale podobno to zdrowo. Tylko palcami z zimna zgrabiałymi trudno będzie tradycyjne polskie pierogi lepić.
to trzeba turlać pyzy, albo kapustę nogami w beczce ubijać.
To ja może zrobię sok z buraków. Wyciskanie buraka jakoś mi bardziej z nastrojem konweniuje 😈
można się rozmarzyć, że to nie burak 😈
Bliżej mi do ubijania.
Wczoraj usłyszałam od pani prawie premier, że dzieci, to inwestycja. Bym ją zapytała, jakiej stopy zwrotu oczekuje od własnych.
inwestycja obarczona wysokim ryzykiem i sporymi kosztami zarządzania 🙄
Rodzicielstwo to hazard. Rodzice to tacy sami inwestorzy, jak miłośnicy ruletki 😈
Dobranoc 🙂
Lepsze idzie. Trzeci Bliźniak na liście kandydatów PO. Są takie niezatapialne typy, że każdy balon powinien im zazdrościć.
Jak już dojdzie do nauczania prawdziwej polskiej patriotycznej matematyki to nie zapomnijcie o mnie z dosyłaniem materiałów dydaktycznych, nie chciałbym zostać w matyle (to skrót od matematycznej zrujnowanej lewicy).
Dzień dobry
kawa
herbata 🙂
tez jesiennie, ale wczoraj niespodziewanie slonce bronilo sie przed calkowitym zachmurami ukryciem i w wysokich trawach tutejszego ogrodu ciagle jeszcze pszczoly pracowaly, fajnie bylo 🙂 🙂
niestety nie mam nic do zaoferowania tradycyjnie polskiego, nawet jak pierogi lepie to w gotowaniu otwieraja sie, taki lewacki nieudacznik jestem 🙄
jezeli PA mam chec, materialy i zgodzi sie to ja jestem za pomyslem wydania czegos drobnego, z bardzo egoistycznych powodow. Bobik byl tworca BobikBlog, ja spedzilem tutaj setki godzin, czytajac, piszac – kawal zycia. Mam taka egoistyczna potrzebe posiadania czegos materialnego z tego czasu spedzonego z Kinga i Wami. Taka nawet mala ksiazka z garscia wierszy Bobika/Kingi tej mojej potrzebie calkowicie wystarczy (caly czas pisze o MOJEJ 🙂 ) Propozycja suki wydaje mi sie do tego wystarczajaca. Bardzo tez jestem za pomyslem umieszczenia Kingi w Wiki, jezeli bedzie ktos to robil i jezeli bede mogl pomoc to zglaszam chec. To na razie tyle. 🙂 🙂
kolejna herbata 🙂
(bez brykania niestety)
Jestem Nisiu jak widac, malo silny, ale jestem….. 🙂 😀
Rysiu, dbaj o siebie. A brykać na razie możesz wirtualnie.
Dzień dobry 🙂
Wielkie podziękowania dla Paradoxa za kawałek dobrej roboty 😀
Piękna lektura z rana, przeczytałam od deski do deski 🙂
I jeszcze prośba do PA, aby umieścił tę linkę z Behemotha (z wczoraj 14:22) na prawym marginesie koszyczka, o ile to jest możliwe.
Rysiu drogi,
nie kierujmy się egoizmem i spełnianiem naszych potrzeb 😉 .
Istotne są pragnienia Kingi, a te zna, jak nikt inny PA.
Ogłaszam uroczyście zamknięcie tematu!
Otworzyć go może gospodarz Koszyczka- PA.
Uzbrójmy się w cierpliwość, na tyle na ile potrafimy 😉 .
Dzień dobry,
AndSolu (04:04), trzeci bliźniak, trzecim bliźniakiem, ale zapomniałeś jeszcze o byłym genseku Napieralskim i Giertychu kierującym swego czasu wiadomą Ligą. Do pełni sukcesu i uzupełnienia spektrum politycznego brak tylko jeszcze Antoniego Macierewicza i Waldka Pawlaka. Skład list wyborczych Platformy nie potwierdza tezy o tym, że polityk to zwierze obdarzone instynktem samozachowawczym. Jaka piękna katastrofa, że zacytuję klasyka.
trudno nie kierować się egoizmem 😈 każdy ma jakąś potrzebę, którą by zaspokoił przy użyciu wszelkich możliwych środków.
tak sobie pomyślałem, że zbieranie bobików i linkowanie do tych spoza bb byłoby czymś w linkowaniu połowy internetu. u mnie jest tego od groma, może tylko u Kierowniczki jest więcej. nawet myślałem, żeby ułatwić poszukiwaczom szperanie w źródłach, ale robiąc przewodnik po bobikach, powinienem zrobić kolejny po zeenach, hokach, dorach, vesperach, koskovach etc, etc.
Fomo, najważniejszy pierwszy krok 😉
Dzień dobry 🙂
Jeśli chodzi o rozmowy wierszykowe, to u mnie, zwłaszcza w pierwszych latach, jest tego do licha i trochę, ale to jest, tak, jak to określił Paradox – fristajlowanie, i to zbiorowe. Myśmy na Dywanie rozmawiali wierszykami jeszcze zanim Bobik przytuptał, ale oczywiście kiedy już przytuptał, stało się to dużo bardziej urocze. Jednak to są rozmowy i rozmawia nas tam więcej – przede wszystkim zeen, kiedyś jeszcze foma, passpartout (dzisiejszy markot), no i oczywiście ja. Podobnie było z formą powieści blogowej.
PA wydłubuje z Dywanu wierszyki Bobika, ale tylko takie, które można potraktować osobno, i wrzuca je pracowicie do tutejszego blogrollowego działu „Muzyczne”.
Ja kiedyś ambitnie założyłam u siebie szufladkę „Twórczość blogowa”, ale ostatecznie wrzuciłam tam tylko Operę Chopinowską, której autorem w lwiej (psiej?) części jest Bobik, ale przecież także vesper, łabądek, zeen i ja. Kiedyś archiwum naszych wierszyków robiła Alicja, jeszcze to u niej na serwerze wisi. Ale dużo jest do uzupełnienia. Może kiedyś i ja się za to zabiorę. Ale w sumie przecież to cały czas jest, wisi, każdy może dotrzeć. Jeśli tylko wie.
Ja egoizm Rysia dobrze rozumiem, bo czuję się zaszczycona znajdując się w posiadaniu bodaj dwóch „tomików” Wydawnictwa Ogonum 😀
Myślę, Babilasie, że jest znacznie gorzej, niż przedstawił to Śpiewak 🙁 .
Stworzenie Platformy, czyli partii różnych wyznań, moim zdaniem było skazane od początku na porażkę.
Jako tako trzymał ją w ryzach energiczny Tusk, a teraz PO jest po prostu rozmamłana.
Wynik wyborów czarno widzę, PIS pójdzie ze sztandarami obrony przedmurza chrześcijaństwa, co w świetle, zrozumiałego skądinąd lęku przed wędrówką ludów do Europy, napędzi mu jeszcze zwolenników 🙁 .
Doro, właśnie dlatego, że rozumiem egoizm, usiłuję go sama poskromić 😉 .
Niekoniecznie z dobrym skutkiem 😉 .
A propos tekstu wrzuconego przez babilasa, jego pierwsze zdanie – „Dzisiaj PO nie przypomina już TVN-u, przywodzi raczej na myśl Polsat” – zderza mi się z przeczytaną wczoraj wiadomością, że latem w tiwi największe powodzenie miał program Polsatu o disco polo 😆 Więc wcale nie jest tak źle 😉
Serio: Dorn już od pewnego czasu oferował swoje usługi Platformie – usługi człowieka doświadczonego w obozie przeciwnika, ale mającego własny rozum. Był z nim taki długi wywiad w „Świątecznej” – jak za nim nie przepadam, nie da się mu odmówić przenikliwości i umiejętności przeprowadzenia analizy politycznej. Natomiast przyjęcia pod skrzydła Napieralskiego, który doprowadził SLD do upadku, zupełnie nie rozumiem.
Ale u licha nie mam wyjścia i pewnie będę głosować na Kopacz. Przez lata nie głosowałam na PO, a teraz chyba trzeba będzie.
Nawiasem mówiąc, w celu zaspokojenia egoizmu, każdy może sobie, zgodnie z prawem, wydrukować cyfrowo jeden egzemplarz dowolnie wybranych wierszy na własne potrzeby.
albo zrobić sobie ebuka, żeby było bardziej ekologicznie i bliżej oryginału :]
swoją drogą jeszcze nie przetoczyła się dyskusja czy bobiki są chronione kopyrajtami… 😈
Dzień dobry
Całą noc popadało. Trochę lepiej.
To co zrobiłem, wydłubując z Kotabehemotha twórczość Bobika miało posłużyć tylko jednemu. Zebraniu w jednym miejscu rozproszonych w ciągu roku wpisach. Nie było z tym tak dużo pracy. A PA, jeśli chciałby coś z tego zbioru wykorzystać, będzie znacznie łatwiej, niż przeszukiwać … tysięcy wpisów. Nawet jeśli się wie jak. Więc pomyślałem, że dlaczego by tego nie ułatwić?
Mam wrażenie, że niektóre są powtórzeniem z Koszyczka.
Paradoksie, bardzo dobrze pomyślałeś 🙂 .
Dziękuję, sama bym nie znalazła.
Dzień dobry Frekwencji 🙂
Nie chciałbym broń boże otwierać na nowo Targów Książki (genialne, Vesper! 😉 ) ale czuję podskórnie pewne wyczekiwanie pod moim adresem, więc się jednak odezwę, chociaż zaraz muszę lecieć.
Ja znam i rozumiem ten stan, kiedy ktoś umrze i chce się coś gorączkowo zrobić, co pomoże utrwalić pamięć o ukochanej osobie. Szuka się możliwości pozostawienia jakiegoś trwałego śladu.
Dla wielu z nas, wychowanych w epoce na-długo-przed-internetowej książka jest czymś takim. Ale czy to nie jest zawracanie Wisły kijem?
Kinga od dawna dobrze wiedziała, że drukowanie na własny koszt (a dziś nie idzie inaczej) ładunku tomików, które w znacznej części rozdane znajomym, będą gdzieś trwać pokryte kurzem (chyba, że w pudełkach po butach), mija się z celem.
Kiedy odkryła dla siebie internet i blogowanie, to był „moment aha”.
Z satysfakcją stwierdzała, jak nieporównywalnie większy zasięg miało odtąd jej pisanie, żywe i aktualne.
Owszem, pod presją Heleny i kilku innych osób, próbowała jeszcze tu i ówdzie coś składać, ale wszystkie drzwi były zamknięte. Najbardziej rozbawiła nas odpowiedź jednego wydawnictwa, że to jest o pieskach i kotkach, więc niech spróbuje raczej w wydawnictwach dla dzieci.
Z ilustrowaniem też nie mogliśmy dojść do ładu (oczywiście chodziło tylko o śmieszne, bobikowe wierszyki).
Kinga chciała koniecznie wciągnąć mnie w to, ale opierałem się. Było dla nas obojga zawsze wielką radością zrobić coś wspólnie, choć spieraliśmy się przy tym zazwyczaj okropnie, ale czułem, że nie zrobie tego z taką lekkością, jak King pisze. Zwróciła się do innych a to była już zupełna katastrofa. Ludzie ani trochę nie wyczuwali bobikowości. Powstawały jakieś obrzydliwe disneyowskie psy Pluto i tym podobne koszmary. Chyba wtedy Kinga zraziła się do ilustrowania. I dlatego, że mniej więcej wiem, co jej się podobało, nie ważył bym się podłączać ilustracji jej wierszykom.
Wszystko to interesowało mnie jak długo Kinga mogła się czerpać satysfakcję z uznania, jakie jej okazywano.
Teraz jej nie ma i czy ktoś wyda grubą antologię, czy cienki zeszycik, czy nic nie wyda – interesuje mnie tyle, co lokalizacja olimpiady w 2040 roku. Jednego tylko nie przepuszczę. Jeżeli jakieś mądrale zaczną poprawiać jej teksty „bo tak będzie lepiej” i „trzeba zredagować”, to będę się procesować.
Wielkie dzięki Paradoxowi za zebranie Bobików z Kotabehemotha. 🙂
Gdzieś to umieszczę, ale na razie nie nadążam ze wszystkim.
Doro
Nie można tego wykluczyć. Czasem tak wynikało z dyskusji, że gotowe dziełko, które już znalazło się w Koszyczku, dobrze pasowało do sytuacji.
Jeszcze jedna uwaga. Z tym rzeczywiście dużo pracy nie było, ale Behemoth ma krótki żywot. Zdaję sobie sprawę, że przejrzenie ośmioletnich wpisów może być absorbujące. W związku z tym mogę spróbować pokusić się od czasu do czasu na potrałowanie niektórych blogów. Charakter niektórych moich zajęć jest taki, że aparat robi swoje i to trwa. A bezczynne gapienie na przesuwające się probówki jest trochę mało ekscytujące. Czy skanowanie szkiełek z preparatami mikroskopowymi.
Musiałbym tylko mniej więcej wiedzieć, w których blogach szukać wpisów Bobika.
Dora i zmora (09:42, 09:58):
Śpiewak nie napisał nic oryginalnego, tylko zafascynował się wcześniejszą wypowiedzią Majmurka (link wewnątrz artykułu), który postulował odłączenie kroplówki od zombie Millera i Palikota, i budowę prawdziwej alternatywy lewicowej na pogorzelisku Zjednoczonej Lewicy (porównać z ostatnim zdaniem Śpiewaka). Może i racja, ale cui bono?.
Gdy Śpiewak pisze o Komorowskim „miły i kulturalny wujek z piękną opozycyjną kartą, który stał się bajdurzącym szwagrem”, należałoby być może przypomnieć mu jego własne głupkowate ekscesy, omawiane zresztą w Koszyku (te o „sarnie z krzesłem na głowie”), którymi miał nadzieję wzbudzać rechot i uznanie hipsterów (bo trudno mi dopatrzeć się jakiejkolwiek innej motywacji).
Na marginesie: Śpiewak strasznie obniża standardy językowe polszczyzny. Nie można pisać „jest ch…jowo” (bez wykropkowywania!), nawet w „Krytyce Politycznej”. I nawet jeśli miałby to być cytat (z czego/kogo?) Czemu ma to służyć, nie wiem – epatowaniu i kokietowaniu czytelnika? Tanie, niemądre, szkodliwe.
Zebrane wierszyki na prawym marginesie będą oczywiście uzupełniane, ale część, która jest rozproszona po komentarzach, raczej nie wyszukiwana nawet przez google, pozostanie w rezerwie i posłuży jako materiał na „żer”, jak nazywaliśmy główne wpisy.
Bardzo dobrze, że się odezwałeś, PA, bo trzeba było jakoś to przeciąć. Sto procent racji, jeśli chodzi o redagowanie. Z ilustracjami rzeczywiście jest tak, że ciężko dziś spotkać coś naprawdę gustownego i takiego, żeby czuł duch, moim zdaniem jedynym, który mógłby temu sprostać, byłby Józek Wilkoń, ale on ma już 85 lat, choć jest (w każdym razie jeszcze niedawno był, już jakiś czas nie byłam w kontakcie) w znakomitej formie, jednak ostatnio zajmował się raczej rzeźbą. Ale jego zwierzątka są kwintesencją psiości, kociości itp. Mówię o tym tylko w charakterze luźnej dygresji, bo skoro wydawanie nie chodzi w grę, to w ogóle nie ma o czym mówić.
Fakt, że my jako wychowani w świecie książki, ale doceniający sieć, jesteśmy w stanie wciąż czerpać przyjemność z jednego i drugiego. Ale wizja książek w pudełku po butach także mnie prześladuje. No, po prostu życie.
Ale jeśli nie książka, to porządne miejsce w sieci jest bardzo potrzebne – oczywiście już nie samej Kindze, tylko w ogóle. I rozumie się, że praca nad nim wymaga czasu. Nic nie zrobi się z dnia na dzień. Cierpliwości więc. Jeśli mogę być w czymś pomocna, chętnie będę. Może np. wreszcie zabiorę się u siebie za tzw. twórczość blogową, a wtedy to, co związane z Bobikiem, będzie można podlinkować i tutaj.
Widzę, że częściowo łajza z Paradoksem. 🙂
Dzieńdobry!
Dzięki PA za Twoje słowa, to wszystko wyjaśnia. W pewnych sprawach błądzę jak we mgle.
Dziękuję Paradoxowi za zebranie wpisów z Kotabehemotha, ja bym nie wiedziała gdzie szukać. Podobnie nie wiem gdzie jeszcze i czy zawsze pod nikiem Bobik (oprócz blogu Dory). A poza tym najzwyczajniej nie mam czasu. Już mnie dopadła praca, koniec błądzenia po puszczach, jeżdżenia po świecie i długich spacerów z Psiną. Jeżeli ktoś może trochę powybierać z innych blogów i udostępnić, to będę wdzięczna.
Trochę deszczu w nocy i chłodniej, da się żyć więc:
Do pracy rodacy
Do fabryk, do roli
Już nowe się jutro
Wykuwa powoli
Hej młoty do roboty
Niebieskie ptaki do paki
I niech wre robota
Co nam wolna sobota.
(Autor: Rudolf Schubert, zespół „Wały Jagiellońskie”)
Jedno jest pewne, że zawsze pod nickiem Bobik. Kinga już się tak ze swoim alter ego zżyła, że nie potrzebowała innego 🙂
🙂
PA & Paradox
Pozbieram Bobiki z Moskwy, nie ma ich znowu tak wiele, żebym się urobił, ale chcę, żeby PA miał do nich łatwy dostęp.
Jak dobrze, że zabrałeś głos, PA (dzięki za uznanie, tak na marginesie 😉 )
Skoro sam wspomniałeś, co jest dla Ciebie nieprzekraczalną granicą tolerancji działań różnych mądrali, to podzielę się tym, co mi się w bardzo niesprecyzowanej formie błąka po głowie od przedwczoraj.
Otóż Kinga zawsze bardzo hojnie dzieliła się wszelkimi przejawami swojego talentu literackiego. Pisała, że wiersze zamieszczone w necie wypuszcza na wolność. Niech idą w świat. Nie pamiętam, by wspomniała cokolwiek o tekstach prozą, ale może pamięć mam dziurawą. Mimo to, zachowywała jednak przynajmniej częściową kontrolę nad tym, w jakich kierunkach rozprzestrzeniane są jej utwory. Z czystej przyzwoitości pytano ją lub przynajmniej informowano, dzięki czemu wiedziała chociaż, co się dzieje. Teraz jednak sytuacja może się zmienić.
Nie znam się zupełnie na prawach autorskich, więc nie będę udawać, że się znam. Może to się rozumie jakość samo przez się, może jakaś ochrona przysługuje by default. Kinga nie zamieściła chyba nigdzie na tej stronie żadnej wzmianki o statusie prawnym swoich utworów, czy jest to creative commons, czy coś innego. Czy Ty rozważasz jakąś formę doprecyzowania tego statusu? Przyszło mi do głowy, że ktoś może posłużyć się wierszami Kingi w celu, z którym Kindze byłoby zupełnie nie po drodze i jakoś smutno mi się zrobiło na tę myśl.
Napisała dokładnie: „Wszystkie moje szczeknięcia Wam zostawiam. Można kopiować do woli”.
http://blog-bobika.eu/?p=2304&cpage=1#comment-606497
Czyli coś w rodzaju creative commons, jak rozumiem.
Zebrałem u siebie wszystkie komentarze Bobika – 241 sztuk, wierszyków kilka też jest.
http://hokopoko.net/bobik.html
vesper
jeśli autor nie definiuje licencji, zastosowanie ma domyślna: wszelkie prawa zastrzeżone. Więc w zgodzie z prawem nikt się posłużyć wierszami nie może.
Co do ewentualnego wydawania, może po prostu poczekać, aż do Polski zawita Amazon (jest chyba szansa, że stanie się to w ciągu najbliższych miesięcy). To też byłby najlepszy sposób na dotarcie do większej ilości czytelników. A i koszta minimalne, nie tylko ebooków, ale i papieru, bo jest opcja druku na życzenie, gdzie płaci tylko kupujący, wydający nic nie inwestuje na start. Więc cały koszt to jedynie przygotowanie plików, co w zasadzie można zrobić wspólnymi siłami. 🙂
O, Hoko 🙂
W lince od pewnego momentu wszystko się kursywi…
Ja, wybaczcie, nie będę zbierać wszystkich Bobiczych komentów na Dywanie, bo powstałby „Pan Tadeusz” 😈
Odzywam się.:)
Dostałam awaryjne lekarstwo, częściowo zadziałało, więc mogłam wrócić do domu. Muszę się położyć, bo mi sie po nim spać chce.
Dołożył mi też jeszcze lekarstw.
Wydaje mi się, że problem nie w ilości leków, tylko w dobrym dopasowaniu. Muszę to przemyśleć.
Widzę, że PA się odezwał. 🙂
Ale nic nie napiszę, dopóki się nie prześpię.
Spokojnie śpij, Siódemeczko i obudź się jak nowa 🙂
u mnie od początku prawie widnieje liecncja creative commons (gdzieś wsiąkła w obecnym motywie, ale jest, wersja szeroka, z zablokowaną możliwością użycia komercyjnego), co się tam pojawiło, niezależnie czy moje czy gościnne, właśnie taką licencją jest objęte.
Czy zawsze Bobik był Bobikiem w barze i komisariacie? nie zawsze. Nieraz akcja toczyła się w takim kierunku, że wierszyki sygnowała zupełnie nieznana wcześniej postać, wyczarowana z poprzedniego wierszyka kogoś innego. z bardziej trwałych postaci Kingi przypomina mi się teraz Gruba barmanka.
Jak pisałem wcześniej, wyciąganie wierszyków by Kinga do osobnej przegródki wydaje mi się dziwaczne, syzyfowe i niesprawiedliwe w stosunku do innych gościnnych autorów. Ale nie tylko jedna droga prowadzić do Rzymu, a niektóre prowadzą gdzieś indziej albo kończą się płotem. coś pomyślę, żeby pomóc szukającym.
No oczywiście nawet w Koszyczku zdarzało się Bobikowi robić przebieranki za inne postaci, podobnie jak np. zeenowi. Nawet ja miałam za sobą taki epizod, kiedy krótko, parę razy, wystąpiłam jako niejaki jeleń 🙂
Co do wyciągania wierszyków – zgadzam się z fomą, jeśli chodzi o wierszyki, które były częścią rozmowy. Jeśli bronią się same, bez blogowego kontekstu, wtedy jest sens wyciągać.
Dlatego jeżeli będę robić archiwum Poezyji Dywanowych, to oczywiście wszystkich. Co zresztą też nie jest łatwe, bo wiąże się z innymi komentarzami.
Blog to blog, żywa forma.
pamiętam jelenia 🙂 ależ miałem radochę, że Kierownictwu tak spodobała się postać wprowadzona w moim gościnnym wpisie (sic! Bobik był na urlopie, Koszyk się domagał, a ja byłem w sarkastycznej formie ;] wystarczyło dać dwa zdania wstępu i wrzucić), że aż chciała wcielić się w bohatera historii.
To był zresztą taki mały protest przeciwko ówczesnej sytuacji blogowej 😉
Zamieszczam link do petycji:
http://www.petycje.pl/petycja/11492/list_otwarty_ws._uchodcow_w_polsce.html
Wojtek spieszył się do pracy i prosił, żebym przesłał Wam link do wiki.
Mógłbym tak bezceremonialnie z malutką prywatą?
Podczytuję sobie powolutku tu i ówdzie i wpadł mi w oczy taki kawałeczek dialogu
– http://blog-bobika.eu/?p=1263#comment-140614 :
Kot Mordechaj 25 lipiec 12, 23:47
„Ale jedno musze odnoptowac na marginesie. Zachwycilo mnie zdanie: “… władza to śmietanko narodu “.
Chcialbym miec taka makatke wyhaftowana…. Moze blog manualni cos by sprokurowal.”
No, to gdyby ktoś taki projekcik narysował, mógłbym pokusić się o sprokurowanie makatki.
Jarczyku, nie przesłałeś.
Ale od czego Wujek Gugiel 🙂
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kinga_Zygma
Coś chyba pochrzaniłem ale może tym razem się uda. https://pl.wikipedia.org/wiki/Kinga_Zygma
To jest ten link do wiki, mam nadzieję, że tym razem dobrze zrobiłem.
😆
Tak patrzę na tych laureatów olimpiad – i wszędzie, w każdym roku znajomi. Z 1971 Marian Stala i Adam Szostkiewicz, z 1972 Bronek Maj, Leszek Kolankiewicz, z 1973 Piotr Bratkowski, Piotr Bikont, wyróżniona Dorota Cirlić, w 1974 Leszek Engelking, Maciek Stasiński, w 1975 poza Kingą Grażyna Borkowska. Później też dużo znanych nazwisk 🙂
Dwa deko techniki i zawsze się gubię. Ale spróbuję zatrzeć złe wrażenie anegdotką, która być może Was zainteresuje. Byliśmy z Kingą bardzo mali, nie umieliśmy jeszcze pisać. Nasza mama miała przy domu ogródek. Poszliśmy we trójkę oglądać, co tam wyrosło. Ja wykrzyknąłem: „O, tylko bratek jest. ” A Kinga odezwała się tekstem, który można przyjąć za jej pierwszy wiersz:
„W naszym ogródku bratek już kwitnie.
Ciemno, niebiesko i aksamitnie.”
Właściwie powiedziała to po dziecięcemu: „niebieszko i akszamitnie”
Mama szybko pobiegła po długopis i zapisała te słowa. Tym samym ułatwiła życie przyszłym biografom poetki.
Pozdrawiam, Jarek
Oczywiście ciemnoniebiesko, bez przecinka
O, jak ładnie 🙂 Jarku.
A wśród (dużo) późniejszych laureatów jest też moja siostrzenica, która jako 8-latka pisała jakieś sztuki. Mam nadzieję, że zachowane przez rodzicieli w stosownym pudełku 😉
Jarczyku, cudna anegdotka 🙂
Biogram w Wiki też bardzo udany. Oszczędny w słowach, ze ślicznym zdjęciem Kingi. Komu gratulować szybkiego uwinięcia się tym niełatwym zadaniem? Tobie? PA? Zespołowi Niewidzialnej Ręki?
Mnie proszę nic nie gratulować. Ja tylko przesłałem link. Wszystko zrobił Wojtek. Ja natomiast zastanawiam się, co mógłbym dorzucić. I coś by się znalazło, jak nie do wikipedii, to do wspomnień, ale za chwilę, bo teraz palą mi się kotlety.
W takim razie gratulacje dla PA 🙂
Jarczyku, dorzucaj, co Ci się tylko przypomni.
Wielkie brawa. 🙂
Dzień dobry.
Dziękuję! Brawa wielkie!
No to dorzucam. W roku 1980, w 35. rocznicę powstania Koła Młodych przy Krakowskim Oddziale Związku Literatów Polskich, ukazał się „Drugi Krakowski Almanach Młodych” w Wydawnictwie Literackim. Wstęp napisał Stanisław Stabro a posłowie Adam Włodek. Zamieszczonych zostało tam osiem wierszy Kingi. Oprócz niej znakomite nazwiska, aż się łza w oku kręci. Zacytuję Wam fragment z tekstu końcowego Adama Włodka:”PRZEŻYCIA OWIANE PATOSEM DZIEJÓW też mi się nadal zdarzają. W stosownym miejscu tej opowieści wspomniany został Zdzisław Zygma, w dawnych czasach poeta, dziś występujący znacznie częściej jako autor omówień krytycznych. Chociaż mieszkamy obaj w tym samym mieście – dosyć rzadko zbiegają się nasze drogi. Ale oto w lipcu 1978, wstąpiwszy do pewnej zacisznej knajpki na piwo, doznałem olśnienia zmieszanego z podziwem. Przy stoliku, zastawionym gęsto różnymi wyrobami ze szkła, siedział Zygma w towarzystwie bardzo młodej interesującej dziewczyny. Perorował z ożywieniem, nie kryjąc bynajmniej uczuciowego zaangażowania w rozmowę.
„A to figlarz! – pomyślałem. – Na stare lata stał się jeszcze bardziej liryczny.” Ale, gdy się przysiadłem do ich stolika, sprawa się, niestety, wyjaśniła. I od tego czasu mam „na głowie” poetkę Kingę Zygmiankę…
I chyba owym, jeszcze jednym dowodem na istnienie ciągłości i harmonijnej współpracy pokoleń – trzeba wreszcie zakończyć tę czasem żartobliwą, ale w zamierzeniu wystarczająco poważną opowieść.” Adam Włodek
Mam nadzieję, że Wam się ta anegdotka spodobała, pozdrawiam, Jarek
Kinga zawsze ciepło wyrażała się o Adamie Włodku, mimo iż dziś mawia się o nim przede wszystkim jako o komuchu.
Dobry wieczór, wspaniałe anegdoty, wspomnienia … dziękuję 🙂
Dziękuję za te wspomnienia.
Dobry wieczór,
Mam już malutką jaskinię 🙂 Jestem trochę zajęty przeprowadzką i początkiem nowej pracy, ale czytam, dziękuję za wszystkie wspomnienia, Jarku, pozdrawiam 🙂
Z przyjemnością przeczytałem biogram Kingi w Wiki. Linkowane wiersze sprawiły mi radość jeszcze większą, a gdyby papierowy tomik miał się jednak ukazać, z pewnością bym go kupił. Nawet niejeden egzemplarz. Z ukłonami dla PA i Koszyczka
Dobry wieczór,
PA dziękuję.
Jarczyku, wspaniałe wspomnienia! Teraz już się nie dziwię skąd u Bobika taka lekkość w pisaniu wierszy.
Dzisiaj byłem na sejmiku czapli białych. Coś niesamowitego https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xtp1/v/t1.0-9/10247230_832315840216757_2418533799758341669_n.jpg?oh=d87e074a3c6094647e4c35f069eb9537&oe=566969B8
Gdzie Ty takie cuda wynajdujesz Irku?
Jesteś lepszy niż Puchalski 🙂
Ten sejmik czapli białej na listę i do Sejmu!
Miałyby mój głos.
Mój też 🙂 🙂
Najwięcej cudów jest wokół nas i dlatego noszę aparat i przy pogodzie 🙄
To ja opowiem, z pozoru bez związku z czymkolwiek, historyjkę o jednej mojej przyjaciółce, z zawodu pilotce wycieczek zagranicznych. Za komuny zawód ten pozostawał w zainteresowaniu tzw. służb. Szybko zaproszono przyjaciółkę na ulicę Kochanowskiego, gdzie w Poznaniu te służby urzędują, i przedstawiono jej propozycję współpracy. Przyjaciółka poprosiła o czas do namysłu, a na drugim spotkaniu odegrała totalną blondynkę i wygłosiła taką mniej więcej tyradę: „Bo panie poruczniku, ja się pytałam rodziny, znajomych i przyjaciół i wszyscy mi odradzali i mówili, że ja się do tej roboty w ogóle nie nadaję. Ja, panie poruczniku, to też z sąsiadką rozmawiałam, bo jej mąż jest kolejarzem, no mundurowy człowiek, oficjalny, i ona mi mówiła, żebym zrezygnowała. I u fryzjera też mi tak panie radziły. Więc ja bardzo dziękuję, ale nie. Ale mogę popytać, czy kto inny by się nie zgodził„. SBek spurpurowiał na twarzy i wycharczał tylko „won!”. I w ten sposób przyjaciółka miała spokój ze służbami aż do upadku PRL.
No więc, ja się jednak nie nadaję do konspiracji. Zupełnie nie nadaję. (Tych co wiedzą, o co chodzi, przepraszam za zamieszanie. Tych zaś, co nie wiedzą, też zresztą przepraszam).
Dobranoc Koszyczku 🙂
Muszę się położyć, starsza pani jestem.
Babilas 😀
Dobry wieczór,
jestem jednym z najmniejszych, niewidocznych Frędzelków (o których Pani Kierowniczka nawet nie wie), który zawsze przyglądał się Koszyczkowi przez luźno plecioną wiklinę, ale nigdy nie miał śmiałości wściubić nosa. Do dzisiaj. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego, ale czuję wewnętrzną potrzebę, aby powiedzieć, że dziękuję. Czy za późno? Nie wiem, pewnie tak.
Państwo wybaczą niestosowność, ale od kilku dni towarzyszy mi wierszyk mojego dzieciństwa: http://okruchyzzycia.blox.pl/2009/02/Sen-psa.html
Łączę ukłony dla wszystkich osieroconych bywalców Koszyczka.
Acha, trzeba kliknąć w mordkę
To ja podziękuję PA za aktywne czuwanie i Jarczykowi za wspomnienia. I jeszcze wszystkim linkującym rozproszone wpisy.
Babilasie, z powodu formatu, jesteś skazany na jawność 😉
Nie przypuszczałam, że wklejenie mordki może być takie trudne.
Dobranoc Koszyczku
„Piękny Pies” – była kiedyś taka knajpa w Krakowie 😉
Pozdrawiam jeszcze jednego Frędzelka w Koszyczku 🙂
I dobranoc wszystkim.
Donna, Państwo, to znaczy ja, są wdzięczni za stosowność.
Czołgam się do spanka. Dobranoc.
Irku, chcę być wybrany do Sejmiki i gdyby trzeba było, mogę sobie wydłużyć szyję i pomalować na biało.
Dzień dobry 🙂
kawa
Dzień dobry. 🙂
Dzień dobry 🙂
Doczytałam. Dziękuję za piękne wspomnienia, rozmowy, żarciki, linki… uczta. I za notkę w Wikipedii. Szczególe ukłony i serdeczności dla PA, Jarka i Babilasa.
Całemu Koszyczkowi za powrót do cząstki niepowtarzalnej atmosfery Bobikowa, na ile to możliwe w obecnej sytuacji.
Udanego dnia wszystkim, u nas wspaniale siąpi. Rośliny piją, aż mruczą 😉