Z dziejów Zamurza
Ciemność w Krainie Zamurskiej nie zapadała nagle i niespodziewanie, raczej była stanem permanentnym, toteż jej mieszkańcy nie mieli powodów, żeby próbować zdążyć z czymkolwiek przed zapadnięciem zmierzchu. Zresztą teraz, w roku pańskim 2030, już tylko kraje z kręgu cywilizacji śmierci produkowały, uprawiały, handlowały, obracały pieniądzem i obrabiały skrawaniem. W Krainie Zamurskiej żyło się z bożej łaski, co pozwalało spędzać czas na modlitwie i poście całkowitym. Zakazane były konta, komputery, piwo, samoloty, oraz inne sprowadzacze nieszczęść. Nic tedy nie mogło zmusić zadowolonych klientów bożej łaski do produktywnego kiwnięcia palcem. Było cicho i spokojnie.
Zamurze było kiedyś Przedmurzem i posiadało pełny zestaw cywilizacyjnych gadżetów, włącznie z demokratycznie wybranymi władzami. Aliści po sławetnych zamieszkach w 2010 roku, nazwanych potem Zawrotem Pałacowym, kiedy to wzburzony lud rozwalił krzyżami nienawistną demokrację i wymusił na opierającej się większości wprowadzenie państwa uznaniowego, nareszcie zasługującego na pełne uznanie Władcy, kraj zmienił nazwę i nie tylko.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki zniknęły z życia społecznego wszelkie patologie i dewiacje, jak to herezje, ateizmy, liberalizmy, grzesznictwo, niedowiarstwo, semityzm oraz nieposłuszeństwo Władcy. Homoseksualiści i księża-pedofile nawet nie musieli znikać, bo, jak się okazało, nigdy ich nie było. Fakt, oporna większość jeszcze przez jakiś czas próbowała rzucać kłody pod rozmodlone kolana, ale po tzw. akcji PPU (Pośpiesznego Powszechnego Ukrzyżowania) znikła i ona. Gdzieś podziała się również garstka elementów niepewnych, tzw. piłatów poncyljuszów. Już wkrótce Zamurze przeszło do gorączkowego etapu PS (Powszechnej Szczęśliwości), który charakteryzował się pokornym wypełnianiem woli bożej objawianej ustami Władcy i odizolowaniem się szczelnym murem od wszystkich innych krajów, mogących zainfekować powstający właśnie ideał państwowości swoimi trującymi miazmatami.
Godłem Krainy Zamurskiej został, rzecz jasna, krzyż, a patronem Świątek Wawelski, sławiony w licznych pieśniach i legendach. Wszelkie świeckie, na przykład patriotyczne symbole, używane jeszcze w okresie przejściowym, okazały się niepotrzebne i uległy stopniowemu wycofaniu. Symbolika uległa zresztą znacznej redukcji, bo nie było żadnych obcych, od których trzeba by się było odróżniać i odcinać. Zmiany na lepsze nastąpiły też w gospodarce. Wskutej nieprzerwanego poszczenia, tudzież zlikwidowania potrzeb konsumpcyjnych, zagrażające stabilności kraju pojęcia pracy i płacy przeszły do niechlubnej historii, a pytania co ja mam włożyć do garnka? skończyły się jak bożem uciął. Nikomu nie przeszkadzały braki transportowe, bo i tak nikt nie miał ochoty wstawać z klęczek. Nie miał kto kłócić się o wolność mediów, skoro kazania z nawiązką zaspokajały wszelkie potrzeby informacyjne i duchowe. Zamurzanie porzucili swoje przysłowiowe skłonności do narzekactwa i zaczęli wreszcie błogosławić życie, które tak cudownie się uprościło. Nigdy, przenigdy nie zapominając w swych błogosławieństwach, czyją to było zasługą.
Sędziwy już Władca krainy miał wszelkie powody do satysfakcji. Ileż to razy prorokowano mu upadek, próbowano wykolegować, zarzucano chorobę psychiczną, ba, organizowano nawet zamachy, z których uchodził cało tylko dzięki posiadaniu doskonałego sobowtóra, gotowego oddać życie za jego idee. A jednak okazało się, że to on miał rację. Tylko on był w stanie poprowadzić Przedmurze w stronę Zamurza, zapewnić ludności godne i szczęśliwe życie, a przede wszystkim skutecznie usunąć z drogi tych, którzy chcieli mu przeszkodzić. A było ich wielu, nie wyłączając, niestety, najbardziej zaufanych.
I kiedy w to mroczne, niedzielne (wszystkie dni w Zamurzu były niedzielami) popołudnie Władca przechadzał się po pustych korytarzach Pałacu (jako że był jedyną w państwie osobą niepoddaną wymodlonemu przez lud obowiązkowi życia na kolanach), z piersi jego wydobyło się westchnienie ulgi i zachwytu.
– A mogło być inaczej. – szepnął do również wiekowego, patrzącego nań pełnymi oddania ślepiami kota. – Wiesz, Alik, mogło być całkiem inaczej…
Heleno,
nie gorszy Cię docinanie w co drugim wpisie, gorszy Cię, że ktoś na to zwraca uwagę? Takie obyczaje tu mają panować?
Zaiste, dziwne…
Vesper, a kto tu się kłóci? Tu w białych rękawiczkach kawior spożywamy przecież, popijając szampanem 😉
Uprę się przy swoim. Kłócicie się 😉
Spojrzałam na link podany przez zeena i czytam:
„Duch Estimado krąży nad blogiem, pobrzękując szczerbatką, łańcuchami i pedałami, hi, hi…”
Nic tu nie czytam o obolałości.
Ale domyślam się, co zeena mogło zaboleć – że jego wczorajsza twórczość została zlekceważona poprzez porównanie do estimado 😆
Heleno, mnie nie dołożył, ja przynajmniej nie czuję się ofiarą dołożenia 😆
Trzeba mieć cojones, żeby dołożyć Kierowniczce. Kierowniczka może wyprosić z dywanu i i posadzić na łysej podłodze 🙂
Myśmy z zeeniskiem już beczkę soli zjedli, dołożył mi też kiedyś, i to tak, że długo siniaki lizałam (a teraz proszę to sobie wyobrazić 😛 ). I żyję, a nawet jeszcze czasem rozmawiamy, choć ostatnio faktycznie rzadko. Zapewniam więc, że dziś to faktycznie wersal w białych rękawiczkach 😉
No właśnie Doro, o to chodzi, o ten ból wyrażony w pierwszym poście, o ból po estimado… O to poszło – o czytanie ze zrozumieniem.
Bo później, to już tylko osobiste prztyczki, co kogo mogło zaboleć…
W pierwszym poście nie było o bólu, tylko hi, hi…
I ja myślę, że najlepiej na hi, hi poprzestać.
A co do ad remu, czyli wywołując wilka z lasu: kiedy przeczytałam (zmusiłam się, choć tym i owym zalatywało) ów sporny tasiemcowy „poemat”, pierwsza moja myśl była taka: chłop ma z tym jakiś problem, że aż tyle mu się na ten temat wylało… Nie wystarczyło powiedzieć w jednym zdaniu? Albo w jednej strofce?
I tyle na ten temat. Więcej nie warto.
Ja też wcześniej oceniałam estimado wyżej.
To i ja się pochwalę: przeżyłem starcie z Panią Kierowniczką 🙂
Czasem, jak mnie wywiozą na wózku na spacer, założą świeży cewnik wycierają regularnie ślinę, to czuję się bosko… Wtedy właśnie dyktuję, co tu się ukazuje, mrugając lewym okiem.
Ale żyję 😆
Skoro żyjemy, możemy iść spać 🙂
Przynajmniej ja idę 😉
Dobranoc!
Cuś mi mówi, że Pan Admin czuwa…
cojones… czy to odmiana majonezu? 😉
Tak Bobik napisal: „Już się kompletnie odzwyczaiłem od czerpania wiadomości z radia, telewizji, czy prasy papierowej”. O, i ja sie tak czuje. Nawet jak nie pisze a tylko czytam to wiem co sie tu i tam dzieje. A teraz spedzajac czas z 18 miesiecznym mezczyzna i nie majac okazji zagladac ani tu ani tam czuje sie jak odcieta od swiata. Nie powiem, ze mi z tym calkiem zle. Malenki mezczyzna uroczy! i slodki! choc nic nas nie wiaze, ale sie chyba polubilismy przez ten tydzien.
No to wywołałam niepotrzebną burzę.
Zeenie, Ty chyba źle zrozumiałeś ten mój wpis. Rozśmieszył mnie Twój wiersz, odebrałam go jako fajną satyrę, więc nie rozumiem, co Cię tak wkurzyło.
Wracając jeszcze do E., jeżeli poczytasz wcześniejsze wpisy, przekonasz się, że byłeś jedyną osobą w dyskusji, która nie została „potraktowana”. Nie dziw się więc naszym tutaj wypowiedziom.
A już wogóle nie rozumiem, jak się ma do tego moja polskość. Powiem C tylko jedno. Być Polakiem w Polsce, to nie sztuka, ale być nim po kilkudziesięciu latach na obczyźnie, wierz mi, o to trzeba naprawdę dbać.
A teraz też wszystkim dobranoc.
Wkraczam w wiek, w ktorym wszystko mi sie kojarzy i przypomina cos z dawnej mojej przeszlosci. Otoz przypomina mi sie doroczna Wigilia u sasiadow, do ktorych zjezdzaly ich dorosle dzieci, z ktorych jedno bylo w partii i wierzylo w sprawiedliwosc dziejowa socjalizmu, drugie bylo (i jest) znanym dziennikarzem sportowym i antykomunista, trzeci byl historykiem/ akademikiem co wszystko wiedzial najlepiej, a czwarte bylo praktycznym i cynicznym biznesmenem, ktory swietnie jakos plywal w tamtej brudnej wodzie i wszystko mogl „zalatwic”. Kazda Wigilia konczyla sie krzykiem, placzem i „slowami”.
Ja nie mam nic przeciwko traktowaniu sie w bialych rekawiczkach. Tu przeciez nie chodzi o jakis wykalkulowany sadyzm. Jednak pewne decorum wsrod osob czesto nie znajacych sie osobiscie, wiec te emocje nie powinny byc az takie rozhustane jak u moich dawnych sasiadow, powinno chyba obowiazywac. Z moich osobistych nie za ogromnych (jedno dziecko) rodzicielskich doswiadczen wynika, ze jak uniesienie i zlosc prowadzi do tego, ze sie juz nie slyszy argumentow tylko ton i przykrosc.
Jak to mowil moj ulubiony Johnny Carson o swoim talk show: mamy swoje standarty, sa one bardzo niskie, ale z duma ich przestrzegamy.
Ja Cię Panno Koto zrozumiałem, Ty to lepiej wytłumacz Pani Kierowniczce, która suponuje, jakoby przytaczany Twój pierwszy wpis mnie rozsierdził, nie, to seria wpisów odnoszących się do estimado a nie zawierających choć pół argumentu mi się nie podoba.
A co ma polskość z tym wspólnego?
Powszechie wiadomo, że gdy spotyka się osobnika w świecie i jest on obolały i swej obolałości nie ukrywa, a wręcz przeciwnie, to na 100% jest to Polak.
Tym bardziej Twoje kilkudziesięcioletnie doświadczenie polskości na obczyźnie, w niejednym wzbudzi szacunek.
Króliku,
o ile te standardy obowiązują wszystkich to jak najbardziej, ale narzucanie ich jednym a łamanie samemu już niekoniecznie…
Pojawienie się moje o tej porze świadczy jedynie o konieczności podwiezienia dziecka z bagażami, a nie o moim szaleństwie, które zasugerował mi już pierwszy przechodzień… 😉
sobota !!!!!!!!!!!!!!
u nas bedzie dzisiaj LATO
podobno do 30°, swietnie 🙂
moje pojawienie sie TUTAJ swiadczy jedynie o radosci z brykania, a nie jak moze mysli sie, o moim szalenstwie 😯
brykam, fikam 😀
„poematu” Estimado nie przeczytalem do konca, nie moja
bajka!!!
dyskusja z Estimado i o Estimado wydaje mi sie zbedna i nie chodzi tutaj o utwierdzenie w przekonaniu ze Bobik Blog to
TWA, lecz o toksycznosc Estimado wypowiedzi.
moge sprzeczac sie (dotyczy to tez Twoich uwag zeenie)
z argumentami, ale bez takiej zapalczywosci, czepianie sie slow, zwrotow zeby udowodnic ze inni ZLE odczytuja moje
mysli, prowadzi to bowiem jedynie do mordobicia bez ogladania sie na straty……….
brykam w swiat w ktorym jest o wiele gorzej niz u Bobik Blog, a mimo to smigam, brykam, fikam czego i Wam w Weekend
zycze
Dzień dobry 🙂
Jeżeli zeenisko sobie pomyślało, że ja ostatni akapit z 23:55 to tak całkiem poważnie i serio, to chyba je znam mniej niż myślałam albo ono mnie 😉
Tu też słoneczko, chciałoby się pobrykać, niestety jest to nierealne… 🙁
Towarzystwo Humanistyczne też ma projekt pomnika – http://humanizm.free.ngo.pl/thpol.htm
rysiu @7:14 – popieram w stu procentach 😀
Francuzi mawiają: c’est le ton qui fait la chanson. Jako muzyk zgadzam się z tym zdaniem 😉
Brykanie o poranku – to urocze. Co do mnie, o poranku jestem niedźwiedziem wygrzebującym się pomału z gawry, zawsze lekutko wkurzonym, że skończyło się spanie.
Ale takie piękne słońce jak dziś dobrze robi nawet zaspanym niedźwiedziom.
DZIEŃ DOBRY.
A o co chodzi z tonem i szansonem? Nie posiadam francuskiego! Choć bardzo go lubię – taki piękny i muzyczny.
Już się robi, Nisiu. Ton – z grubsza to, co po polsku, brzmienie, jego rodzaj. Chanson – to piosenka. Tak więc chodzi mniej więcej o to, że od rodzaju wykonania zależy finalny efekt.
Powiedzmy, mamy Armstronga śpiewającego „What a Wonderful World”. Gdyby nie słychać było tego uśmiechu w jego zachrypniętym głosie, piosenka nie byłaby ani w połowie taka fajna – przynajmniej mnie się tak zdaje 🙂
Aaaa, trochę tak myślałam…
Zeenie, jak widzisz, nie tylko ja mam takie odczucia po tej dyskusji. To jest dokładnie to, o czym mówi Ryś 7:14 i Dora 10:08. Niemcy mawiają w takich przypadkach: „der Ton macht die Musik”.
Wszystkim pięknego dnia!
Wydawajmyż więc piękne tony, co nam szkodzi…
Tereso, bardzo ciekawa strona, (nie pomijając pomnika), przeczytałam z uwagą:
http://humanizm.free.ngo.pl/otwartosc.html
Dzień dobry 🙂
Gombrich w „Sztuce i złudzeniu” opisał sytuację, gdy kilku adeptów malarstwa miało jak najwierniej odtworzyć ten sam krajobraz. Patrzenie ze zrozumieniem, przy zbliżonych umiejętnościach warsztatowych, dało zdumiewająco zróżnicowany efekt.
Moje czytanie ze zrozumieniem polega także na tym, że staram się pamiętać o „całości” zeena, vesper, królika, każdego wpisującego komentarz. Dlatego nie jest łatwo mnie zawieść ani rozsierdzić. Ale bardzo nie lubię pouczania i wyższościowych tonów, zwłaszcza w wykonaniu kogoś, kto jest nowy i nie przywitał się z Gospodarzem.
Poza tym, uczciwie przyznaję, że czasem to co piszecie jest dla mnie zbyt skomplikowane. Zwyczajnie, mam braki warsztatowe i językowe też. Więcej wyjmuję niż wkładam, a mimo to nie czuję się tu ani intruzem, ani kimś „na doczepkę” 😉
Dzień dobry. 🙂 Wpadam jak po ogień, nie zdążywszy nawet pobieżnie zerknąć o czym mowa, bo tym razem żaden wulkan nie przedłużył mi urlopu i muszę planowo, dzisiaj, już wkrótce zjawić się na lotnisku. Samolot, niestety, nie poczeka. 🙄 Ale Wy, mam nadzieję, poczekacie do wieczora, kiedy to, po czułym powitaniu z Rodziną, zaszczekam na blogu już od siebie, bez ograniczeń w dostępie do sieci. 🙂
Na razie merdanko! 😆
Merdanko – si! 😈
Merde – no! 👿
Panno Kota, tak, ciekawa strona, polecam jeszcze – http://kulturaswiecka.pl/node?destination=node
Naskładałam – http://www.radiownet.pl/radio/wpis/8311/ plus linki w komentarzach.
Zeen, kiedy we wczesnym etapie mojego odwiedzania tego miejsca przyłożyłeś mi solidnie, zrozumiałem dlaczego – nie za to, że bardzo źle myślę o panu Dziwiszu, kardynale z Krakowa, ale za bezceremonialną formę wyrażenia mojej niechęci, na blogu, gdzie jest wielu katolików, z których część nie kwestionuje wartości osób wysoko ustawionych w hierarchii Kościoła. Nie tylko ja przeprosiłem, ale i Ty uznałeś, że Twoja reakcja nie musiała być tak gwałtowna – i krótkie spięcie dało obu osobom coś dobrego.
Ale nic a nic nie rozumiem w Twoim ostatnim ataku – uwagi Panny Koty (dobrze odmieniam?) nie miały cienia gwałtowności czy nietaktu, a sprawa była zupełnie jasna: nie było nią popieranie czy odpieranie osób ze skłonnościami homoseksualnymi, ale niedopuszczalność bezmyślnego i brutalnego ich atakowania.
Oczywiście nie odzywam się po to, by wymagać jakichś publicznych sprostowań czy wykręceń, myślę, że najlepszą rzeczą, która może się zdarzyć i ułatwić poruszanie się tutaj będzie Twoje wyjaśnienie (bez gwałtownych fraz, po prostu argumentacja) czemu bronisz idei kogoś, kto w odczuciu sporej liczby osób stąd jest po prostu ciężko chory i wyładował obrotowym kałasznikiem nie przekonania ale zasoby żółci.
Nie jestem pewna, czy jest sens dzielić włos na czworo w sprawie dyskusji sprzed paru dni, ale skoro do tego wracamy, to pewnie taka jest potrzeba.
@ Haneczka
Haneczko, Gość był tu może i nowy, ale nie na tyle, by się nie zdążył przywitac z Gospodarzem. Kilka komentarzy wymienili i zadawali się ze soba dobrze dogadywać. Takt by nakazywał wziąć pod uwagę specyfikę miejsca i relacje w gronie, do którego sie wchodzi. Zeby to wziąć pod uwagę, należy jednak najpierw przyjąć, że relacje te istnieją. Na wielu blogach towarzystwo jest tak liczne, a rotacja wśród uczestników tak wielka, że o relacjach nie mam mowy. Istotna jest jedynie treść komentarza, a nick autora jest sprawą drugorzędną (choć stali bywalcy i tak się znają mają do siebie jakiś stosunek). Na blogu Bobika skład i hierarchia dziobania są wartościami mniej więcej stałymi 😉 Zanim się wiec rozwinie wachlarz argumentów, dobrze jest się rozejrzeć i przyswoić obowiązujące dos and don’ts. Ten gość tego nie uczynił, ale nie było też tak, że wtargnął nieproszony, nabrudził i poszedł.
@andsol
Apelujesz wprawdzie do zeena i niech zeen się sam jakoś do tego apelu ustosunkuje, ale chciałabym postawić w tym miejscu mały odnośnik. Otóż to nie było całkiem tak, jak piszesz, że wyładował obrotowym kałasznikiem nie przekonania ale zasoby żółci. Przynajmniej nie od początku. W pierwszych komentarzach padały argumenty, nie inwektywy. Ja również, podobnie jak zeen, odniosłam wrażenie, że późniejsza wymiana ognia poszła zupełnie obok argumentów i była w sumie kompletnie od rzeczy. Dyskusja rozpoczęła się wraz ze stwierdzeniem różnicy poglądów uczestników na temat praw par homoseksualnych do adopcji dzieci. To są, tak przynajmniej uważam, różnice, które wśród myślących ludzi występują i będa występować, niezależnie od otwartości na cudzą orientacje seksualną i liberalny stosunek do możliwości zawierania homoseksualnych związków. Ale o tym już tutaj kiedyś było i dyskusja była w pełni cywilizowana. Tym razem strony wzięły się za łby, ale nie był to z góry zaplanowany, jednostronny atak, uczyniony tylko po to, by popsuć bywalcom atmosferę.
Vesper, zgapiłam się, przepraszam 😳
Haneczko, przypomniałam o tym nie po to, żeby się czepiać, czy wytykac błąd. Uważam po prostu, że nie będzie z tego incydentu żadnej nauki, jeśli przyjmiemy wygodny schemat myślenia, jakoby nasze zacne grono padło ofiarą typowego internetowego trola, który wpadł, napsuł i uciekł, a że poglądy ma obrzydliwe i wyraża je po chamsku, to wszystkie jego racje są nieuprawnione, zarzuty niesłuszne i w ogóle po naszej stronie wszystko jest ok. Ta sytuacja wydaje mi się dużo bardziej złożona.
OK, to wszystko moja wina 🙄
Sprowokowanie wybuchu agresji, mizoginii i homofobii nie było moim najmniejszym zamiarem, ale udało się nad wyraz 😎
A TWA z pewnymi wyjątkami zawisło w szpagacie, bo wybuch początkowo opryskał niewielu…
Nowy gość ośmielony przyjaznym przyjęciem otworzył przed Towarzystwem całe swoje mało przyjemne wnętrze, a tego się chyba raczej nie spodziewano. No i konsternacja…
vesper, ja sie staram wypowiadac tylko we wlasnym imieniu, pewne przemyslenia mam, moze to sa w oczach innych wygodne schematy, ale nie staram sie sie reprezentowac strony, po ktorej wszystko jest ok. Po mojej stronie staram sie bardzo zeby bylo ok… Nie wiem jaka lekcje mam dla siebie wyciagnac z tego co piszesz…
Czy cos z tego wynika, ze ktos byl najpierw fajny a potem niefajny?Czy jedno wyrownuje drugie? Dzierzynski tez byl czasem fajny, a czasem niefajny.
Ja tam bardzo popieram Towarzystwa Wzajemnej Adoracji i musze powiedziec, ze tylko w takich towarzystwach przebywam. Bo w TWA mozna sie czesto nie zgadzac, mozna miec rozne oceny tego czy tamtego, ale sie szanowac, nawet lubic, i czerpac przyjemnisc ze wzjaemnego obcowania. Podtsawa Towarzystwa Wzajemnej Adoracji bowiem jest punkt wyjsciowy: wspolne jakies tam wartosci, wspolna kultura.
Ale co ja mam naprawde wspolnego i o czym mam rozmawiac z kims, kto uwaza, ze feminizm jest jak hitleryzm i bolszewizm, (choc zastrzega sie, z nie stawia znaku rownosci), ze emacypacja kobiet byla niepozadana i szkodliwa, ze srodki akntykoncepcyjne wynalezione byly dlatego, z burdele zrobily sie za drogie. No sorry. Ja juz na tym poziomie nie dyskutuje. Bo i o czym?
A w dodatku mowi jezykiem tak plugawym, ze uszy wiedna.
Zeby nie bylo watpliwosci. Nie slyne ze zbytniej pruderii. Ja tez mam na podoredziu bardzo wiele grubych i obrazliwych slow. Znam takie, ze kibole z Zabrza padliby na kolana przed moja wiedza. I czasami z niektorych korzystam, choc tylko w absolutnie wyjatkowych okoliczniosciach, w towrzystwie bardzo starych kumpli, ktorzy mnie dobrze znaja.
A niektorych slow nie uzywam nigdy – nawet kiedy sam ze soba rozmawiam. Nawet kiedy jestem bardzo wzburzony. I tego samego oczekuje od innych.
Take it or leave it.
Kocie, po raz kolejny jestem z Tobą – również w temacie TWA. Od pewnego czasu uciekam od towarzystw, których towarzystwo mnie boli albo choć uraża. Że się tak wyrażę tautologiczno-aliteracyjnie.
Nawiasem: w wozie transmisyjnym też czasem używa się tekstów, które zachwyciłyby miłośników agresywnego futbolu. No i co? I nic.
Moze o tym nawet nie wiesz, Nisiu, ale ten blog powstal dlatego, ze zrodzila sie nagla i bardzo pilna potrzeba zwolania Towrzystwa Wzajemnej Adoracji, bo poprzednie TWA nie zdalo ogniowej proby. Powstalo abysmy sie tu czuli bezpiecznie, przyjemnie, abymy mogli o WSZYSTKIM rozmawiac w sposob cywilizowany. I do tej pory ten blog wlasnie taka funkcje spelnial.
Osobiscie mam nadzieje, ze tak zostanie. Bo by mi serce peklo gdyby sie stalo inaczej. 👿
Mordko, nie wiedziałam, ale wcale się nie dziwię. Oraz bardzo się cieszę, że udało mi się tu trafić. Mam wyżej uszu służenia za worek treningowy dla zakompleksionych i sfrustrowanych.
Zakładanie TWA potrzebą chwili!
Uuuuuu 😥
Niby powinienem tryskać radością z ogona i usz, bo dotarłem wreszcie na własne śmieci, wino białe na tarasie popijam, sieć wreszcie mam pod łapą i niby wszystko cudnie, a jednak… Nawet pobieżny rzut oka na blog, jeszcze bez żadnego wgłębiania się, uświadomił mi, że będę chyba miał jutro ciężkie momenty. 🙄
Ale dziś jeszcze nie czuję się na siłach wgłębić. Niby podróż samolotem, ale razem ze wszystkimi pociągowo-autobusowymi dojazdami 9 godzin zajęła, więc mam prawo trochę odsapnąć.
Tak tylko do ostatnich postów, które mi się w oczy rzuciły (podkreślam, że bez rozeznania całości sprawy). TWA pozornie brzmi nienajlepiej i bywa nawet rodzajem obelgi, ale po pierwsze – z dwojga złego (?) zdecydowanie wolę nadmiar wzajemnej adoracji niż regularne mordobicia, a po drugie – kiedy pominiemy wydźwięk, jaki nadają wyrażeniu TWA złośliwcy, co właściwie jest naprawdę złego w towarzystwie, które na tyle się lubi, że w wymianie zdań nie przekracza granicy drobnych podszczypywanek, nie posuwając się do ostrych, personalnych ataków, z nicowaniem charakteru mamusi włącznie? Czemu ma być ujmą niezgadzanie się z szanownym przedmówcą, albo drogą/-im XY a nie z tym skurrrr….., żeby go połamało i z wyrka nie mógł wstać przez całą niedzielę? I dlaczego jakąś straszliwą zgrozą ma być posiadanie przez pewną grupę ludzi wspólnych poglądów w pewnych zasadniczych sprawach, jak np. prawa człowieka, świeckość państwa, lepszość czytania książek od nieczytania, tudzież kilka innych takich?
Wcale nie było na tym blogu tak, żeby zawsze wszyscy się z wszystkimi zgadzali i to jest łatwe do udowodnienia. Ale to niezgadzanie się przebiegało w cywilizowany sposób, czyli – szanowna przedmówczyni, szanowny przedmówca, ewentualnie jakieś żarciki, z których mógł uśmiać się nawet sam szarpnięty za nogawkę. Może niektórzy uznają to za XIX-wieczny skansen. Ale ja mam zamiar zachować ten skansen, choćby z tego powodu, że sam płacę za miejsce na serwerze i żaden redaktor naczelny mi nie skoczy. 😆
Można o wszystkim, można się nie zgadzać, byle odpowiednim tonem. Albowiem, jak mawiają Niemcy, to właśnie ton robi muzykę.
I tak powarczawszy, znienacka powracam do swojej zwykłej, szczeniaczej formy, iżby radośnie wypić zdrowie Wszystkich tym białym winem, co to na tarasie… 🙂
Lomatko. W przyszlym tygodniu odwiedziny calego taboru cyganskiego z Polnocnego Londynu. A poniewaz nigdy nie daje sie ustalic czy przychodza cztery osoby czy 14 , to trzeba naszykowac jedzenia na te druga okolicznosc lub cos posrodku. W tym jedna osoba z ostra cukrzyca i chorym zoladkiem. Takze dzieci w wieku od trzech lat.
Stara probowala sie troche wykrecac obecnosca Matki czyli mojej Babci, ale to tylko jeszcze barzdiej zachecilo do zlozenia wizyty , bo Babcie akurat uwielbiaja ( z wzajemnoscia, choc za pierwszym razem nie spuszczala oczu z kredensu z srebrnymi lyzkami 😳 . Ale juz sie zrelaksowala… 😈 )
Babcia jeszcze nie wie, bo wczsnie poszla spac, ale sie ucieszy, I am sure, bo nieustannie wypytywala.
No dobrze. To co ona ma wyrychtowac na obiad?
Najlatwiej byloby 5-kilogramowy worek zamrozonych pielmieni z rosyjskiego sklepu, ale nie jest to dobre na cukrzyce. MOze dla wszystkich pielmienie, a dla diabetyka i celiaka jakas rybke ze sweet potato (b. dobre na cukrzyce)?
Och, jaka ulga! Witaj Szczeniaczku!
O ile się nie mylę, befsztyki mogą konsumować wszyscy po równo – diabetycy, celiacy i szczeniacy. Czemu nie befsztyczek na twarz, albo i dwa? 🙄
Trochę przeleciałem w tył i widzę, że Łajza była niezwykle aktywna w kwestii tonu, który robi muzykę. Pewnikiem o czymś to świadczy. 😉
Duza noge barania?
Kocie, 14 osób w najeździe? Wydaje się, że przy naszym stole w tych dniach relacja „trzech ewangelików i jeden obojętnik” zmieni się na „jedenaście do jednego”, bo rodzina zaprasza swoich przyjaciół z ichniego kościoła. Będę prosił w razie potrzeby mojego prywatnego anioła stróża, żeby mnie bronił przed nadmiarem ich zapędów misjonarskich. A jak zbiorowo zaczną się modlić o moje wieczne ocalenie wdam się w głęboką medytację (umiem kompletnie wyłączyć się na jakiś czas). Ale może nie będzie tak źle i rozmowa zejdzie na tematy de bunda da Maria.
Bobiku, czy psi ogon w samolocie jest lewo czy prawoskrętny? A może to zależy od kierunku lotu?
Kocie, dla wielkiej gromady gości trzeba zrobić wielki gar czegoś, co łatwo będzie można odgrzać. Bigos nie darmo miał taką markę w narodzie. Poza tym gulasze, paprykasze, zapiekanki i ryżota. Strogonofy. Żadnego indywidualizmu, bo si.ę zamęczycie. 😆
Noooo, andsolu. Nasi goscie to anieli – nikogo nie nawracaja, dobrze sie bawia, a przyjaciolka Zosia jeszcze zawsze naczynia pozmywa i sztucce powyciera, wbrew protestom (coraz slabszym z uplywem lat ) Starej.
Zeby jeszcze mozna bylo ustalic ilu w ostatniej chwili dobije „kuzynow”, bo wszyscy sa kuzynami, co ja zreszta lubie.
Bigos nie jest zlym pomyslem, bo choc godzina umowiona jest druga popol, to jest ona traktowana dosc luzno – trzy godziny w te lub wewte, jak w Afryce.
Każdy szczeniak wie, że lewo- lub prawoskrętność ogona zależy od poglądów psa, a nie od ruchów robaczkowych samolotu. 🙄
W kwestii menu tak na serio przyznaję rację Nisi w punkcie pt. gulasz. Gulasz jest dobry na wszystko, niemal jak piosenka. Wołowy oczywiście, żeby i ewentualny muzułmanin się pożywił. 😉 A dodatki do gulaszu można podzielić na diabetyczne, celiakiczne, inne i niepotrzebne skreślić. 🙂
Moi drodzy, ciesząc się z Wami z powrotu pieseczka jednocześnie składam niniejszym pewną propozycję terminologiczną.
Nie TWA, tylko TWS.
Towarzystwo Wzajemnego Szacunku.
Może być? 😀
Bobiczku @22:42 przedostatni akapit – łajza 😆
http://blog-bobika.eu/?p=326#comment-51162
To już nie to samo, Pani Kierowniczko… Nie zawiera niezbędnego przymrużenia oka.
Ja się tam mogę adorować nawet do lustra, jak nie ma towarzystwa… ale to już nie takie fajne.
Bobiku, z tymi dodatkami do gulaszu, to trzeba wrzucić wszystko i niech diabetyk popluwa celiakicznymi, celiakik diabetycznymi, a wszyscy razem wegetariańskimi… Każdy ostatecznie wyjdzie na swoje.
Nothing wrong with original adoracja. 😈
Ale mozna rozpisac referendum.
Właśnie coś takiego po łbie mi chodziło, Pani Kierowniczko. 🙂 Ewentualnie może być TWP – Towarzystwo Wzajemnego Poszanowania. Ale nie miałbym też nic przeciwko TKLZSPiwZTNWŻPDTSzB – Towarzystwu, Które Lubi Ze Sobą Przebywać i w Związku z Tym Nie Widzi Żadnego Powodu Do Traktowania Się z Buta. 🙂
O! 😆
buta… 🙄 podoba mi się. pyrsk
Bobiczki, cieszę się, że wróciłeś. Nie przyłączę się do biesiady powiatalnej, bo mam pilną robotę na przedwczoraj. Zaglądam tylko od czasu do czasu, pomiędzy skorygowanymi akapitami …
Witaj Bobiku! Dobrze Cię znowu widzieć.
No cóż, trochę się tutaj kotłowało.
Dziękuję TWA za wsparcie duchowe. Cieszę się, że nikt nie ma ochoty tutaj obrzucać się błotem i nie uważam, że z tego powodu schodzimy do poziomu dyskusji z magla.
Sorry, Vesper, masz przechlapane. Do biesiady powitalnej dołączył się każdy, kto choćby na jedno zdanie dał głos. Tak autokratycznie zdecydowałem. Jesteś dołączona, chcesz czy nie chcesz 😀
Foma (również dołączony 😉 ): what a hell is pyrsk? 😯
Panno Koto, obrzucanie błotem wyłącznie w ramach zabiegów SPA. Wszelkie inne formy obrzucania będą odrzucane wcześniej czy później. 😉
Chyba od „pryskac”.
I still don’t get it.
Stary jestem i skleroze im kop posuwa sie.
Skleroza, Mordko, to drobiazg. Gorsze jest krótko (niedo-?)widztwo (znam skądinąd). 🙁
Sądzę, że pyrsk to nie to samo, co prysk. Ale niech się foma wypowie, żeby nie było na mnie, albo i kogo innego. 🙄
No, dobrze, nieche bedzie pyrsk.
Ale to cos ono-mato-peicznego.
Kurczę, przecie mówiłem, że co ono-ma-to niech foma…
No to pyrsk! 😆
Zwrotu pyrsk, a dokładnie: „no to pyrsk” używa się w gwarze śląskiej w znaczeniu „no to cześć” – jako pożegnania.
Pamiętam taki zwrot z jakiejś radiowej audycji: „no to pyrsk roztomili ludkowie”, co mi się bardzo podobało.
O, proszę. Wystarczy jasno zdefiniować problem, a zaraz ktoś wyjaśni. 🙂 Aczkolwiek w tzw. danym momencie interpretacja pyrsk jako regionalnej formy nazdrowia jakoś bardzo do mnie przemawiała. 😉
Właśnie mi się przypomniało, że przywiozłam tydzień temu z Polski „Antologię. Najpiękniejsze śląskie słowa”. Zajrzałam i oto wyjaśnienie:
„Pyrsk ludkowie! – to klasyczne pozdrowienie Stanisława Ligonia z lat 30. XXwieku. W końcu lat 80. ponownie spopularyzowane przez Radiową Rodzinę Masztalskich. Przedtem mówiono po prostu pyrsk”
Witaj Bobiku 🙂
Czyli można rzec: pyrsk, Bobiku ?
No to pyrsk ludkowie, popatrzę jeszcze do „Antologii”, gdy już ją mam w ręku. Ładne wydanie ze starymi zdjęciami.
A kto wie, co znaczy „przoć”, albo „yntka”?
Dobranoc Piesku. Dobranoc Wszyscy. Jutro z rana zasuwam do kosciolka. 😈
A jeżeli już biesiadujemy, to pytanie:
popularny śląski napój na „k”?
odp.: krzinka piwa
a na „d” ?
odp.: dwie krz…..
Dzień dobry Bobiku 🙂 Dzień dobry Wszystkim 🙂
Rankiem wsadziliśmy do pociągu ostatniego gościa. Nasze małe TWA 😉 rozjechało się w trzy strony świata. Koniec posiadów do drugiej trzeciej w nocy 🙁 a tyle jeszcze zostało do ogadania…
Dzień dobry 🙂 Haneczko, czemu koniec posiadów? Póki lato trwa… Wychodzi mi, że jak goście w trzy strony, to Ty w centrum, tak? 🙂 A jak w centrum to spodziewaj się nowych gości, choćby przejazdem 🙂
Dzień dobry Wszystkim! Haneczko, do trzeciej w nocy zawsze jeszcze możesz posiedzieć u Bobika.
Ciekawy artykuł, trochę długi, ale da się dotrwać do końca:
http://tygodnik.onet.pl/33,0,51179,za_dlugie__nie_przeczytam,artykul.html
Przeczytam 🙂 Polecam zaś krótko i wężłowato – http://wiadomosci.onet.pl/2212808,11,prezydent_na_wawelu_na_mszy_w_intencji_zhp,item.html .
Dziewczyny, chętnie 🙂 ale zostają wtedy 3 godziny snu (z ogonkiem) . Na dłuższy dystans odpada. Ja się pytam kto wymyślił szóstą rano 👿
Szykuje się kadencja na kolanach 🙄
Dzień dobry 🙂 Szóstej rano NA PEWNO nie wymyśliłem ja (jeszcze niedawno w ogóle nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje), więc przynajmniej w tej jednej sprawie mam całkowicie czyste sumienie. 😀 Za to sen z ogonkiem… No tak, na ten temat coś tam wiem. Tylko u mnie to jest tak, że zwykle ogonek wstaje pierwszy, a reszta psa niespiesznie podąża za nim kilka godzin później. I tak do popołudnia – ogonek ochoczy, ciało mdłe. 🙄
Lecz gdy spłynie mrok wieczorny… 😈
Bobik jako „typ upiorny”, nie wierzę 🙄
Wczoraj weszłam w kontakt – niestety tylko telefoniczny – z Moniką, zadzwoniła, bo zjechali znów do Warszawy. Nie udało się nam spotkać wieczorem na Starówce, bo zanim ja mogłam tam dotrzeć, oni już ruszyli pomału do domu kłaść dziewczynki spać. Mam potworną ilość roboty, ale liczę na to, że uda mi się jeszcze wykroić do piątku jakąś miłą chwilę na spotkanie. Strasznie miło wspominam nasze krakowskie posiady.
Pani Doroto, obawiam się, że nie ma już ratunku. Ta robota Panią kocha…
Ja nie mówiłem, że się robię upiorny. U mnie to leci trochę inaczej, niż u Gołasa… 😉
Rankami Bobik się słania,
gdy zmuszą go do wstawania,
marudzi, gotów jest płakać,
że źle traktują szczeniaka,
na kwintal kwint spuszcza nos
i ciężko mu dać głos.
Lecz gdy spłynie mrok wieczorny,
Bobik robi się zadziorny,
łapą macha, ślepiem łyska,
cieknie mu słowotok z pyska.
A niech się napije wina,
to dopiero się zaczyna:
w polemiczny wpada zapał,
choć mu mówią pies cię drapał,
on się przymknąć paszczę wzbrania.
Trudny jest do wytrzymania,
można spytać czy się wściekł?
słysząc ten zadziorny szczek –
hau, hau, hau, hau, hau, hau!…
A rano znowu się słania…
Szósta rano, fuj.
Zupełnie jak ta pani z reklamy, co ma dyskomfort trawienny, ja mam dyskomfort, kiedy zewsząd wyskakują na mnie księża i biskupi, a mój prezydent furt klęczy na jakiejś mszy. Czy to na pewno mój prezydent? Głosowałam na niego, ale do licha – nie na kardynałów!
I jeszcze denerwuje mnie harcerstwo ostatnio… ciekawe, czy już mają sprawność ministranta.
Kwiatki kwitną na szczęście zupełnie bezwyznaniowo.
Pani Kierowniczko, a propos Paninej przyjaciółki, co to PK pisze – mam w ogrodzie różę Monikę, w liczbie z pięć albo i sześć sztuk. Jest piękna, pomarańczowo-czerwona, szlachetna w kształcie i odporna na tzw. warunki oraz choroby. Podobnie arcydziełem różanym jest Chopin, hehe.
sprawność ministranta… łojezu, ludzie, podnieście mnie…
A z Komorowskim normalka, kto by nie chciał kiedyś zlec na Wawelu?
Z ogloszonego wlasnie na Psychiatryku24 Listu Otwartego Marka Migalskiego do Pana Prezesa Paranoi i Schizofrenii:
„Nie wszyscy są tak doskonali, jak Pan. I piszę to bez zbędnej dawki ironii. Ja naprawdę uważam, że jest Pan doskonalszy ode mnie, że Pana życie jest bardziej oddane krajowi i Pana zachowania są bardziej kulturalne i godne szacunku, niż moje.”
Dlugasny (z-8 stron maszynopis) i bardzo jekliwy i skamlacy list Migalskiego wbrew powyzszemu przekomicznemu cytatowi zawiera jednak surowe slowa pod adresem Jego Doskonalosci, zarzucajac mu m.in. ze wyrzuciwszy z partii Marcinkiewicza, Dorna, Sikorskiego i kogo tam jeszcze, Prezes strzelil we wlasna stope. Namwaia go takze do wizerunkowej „gry z mediami” i nie obszczekiwania dawnych sojusznikow w prasie.
Nie bardzo zrozumialem czy chodzi tylko o zmiane wizerunku (why not?!) czy o ustapienie.
Jedno jest pewne – Prezesa trafi szlag jak mu to ktos stresci.
Od razu poleciałem sprawdzić, co Sierżant Gugiel ma do powiedzenia w sprawie tych róż. 😉 O Monice on się wypowiada tak:
http://www.fmix.pl/zdjecie/854755/roza-monika
a o Chopinie w ten sposób
http://static.swiatkwiatow.pl/user_galeria/200907/duze/roza-chopin_9606.jpg
I doszedłem do wniosku, że ja też mam w ogrodzie coś w rodzaju Moniki, tylko po prostu dotąd nie wiedziałem, że ona rośnie prozą. 🙂
A o „prawdziwej” Monice też właśnie pomyślałem, rozpakowując torbę podróżną, z której wyjąłem kalendarz z przepięknymi zdjęciami z Concord. To naprawdę jest miejsce, w którym chce się mieszkać. W ogóle się Monice nie dziwię, że właśnie tam zapragnęła zapuścić korzenie. 🙂
O duchownych jakiegokolwiek wyznania do tej pory (tzn. do postu Nisi) nie pomyślałem, bo tu gdzie jestem oni chyba noszą czapki-niewidki. No, słowo daję, znikąd nie wyskakują, choć skądinąd wiadomo, że gdzieś są. 😯 Inaczej niż czarami nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. 🙄
A tu jest ten list w calosci, jak kto ma jeszcze watrobe do czytania tych rozpaczliwych apeli (sisusiu)majtkow z Tytanica :
http://migal.salon24.pl/221004,list-otwarty-do-prezesa-jaroslawa-kaczynskiego
Ja, zwłaszcza teraz 😉
Mysle, ze solidne poprzestawianie krzesel na deku Tytanica mogloby go uratowac przed icebergami-weisbergami.
Mordko, nikt mu nie streści. On takie rzeczy czyta osobiście. Czyta, zionie i zapamiętuje na zawsze. 👿
15:16 odnosi się do Wawelu. Wątroba pod ochroną, wystarczą mi słowa „prezes” i „Migalski” 😉
Panna Kota (11:27): ongiś czytałem dużo, ale wycinałem opisy przyrody. Autor myślał, że był wyrafinowany i głęboki, ja myślałem, że był nudny i używał zgranej maszynki.
Czytając Dukaja przeskoczyłem opisy przyrody i dotarłem do końca. Też sobie znalazł winowajcę. Czemu gugle a nie cykliści? Podpieranie się opowieściami o skanowaniu mózgu niewiele zmienia, na pewno jest różnica mózgu chłopa z Pantanalu i mojego, ale jak trzeba było wiosłować, byliśmy dobrą ekipą, być może w paplaninie kawiarnianej o procesach kognitywnych popłynęlibyśmy niezbornie.
Studia wzmocniły moją niechęć do opisów przyrody i nie rozumiem czemu ktoś wdaje się w pisanie na 700 stronach czegoś co zapewne by się zmieściło na 70. I dlatego go nie przeczytam (myślę o jego powieści), bo wątpię czy ma tyle do powiedzenia co Bobkowski czy Modzelewski – a nawet „Barbarzyńska Europa” bez przypisów ma mniej niż 500 stron. Więc niech się wypcha.
Trudno wprawdzie się kłócić z wynikami badań naukowych, ale też jakoś trudno mi uwierzyć w to, że nabycie biegłości internetowych wyklucza zachowanie starej zdolności do lektury. To znaczy, trudno mi uwierzyć, że w każdym przypadku musi tak być, ponieważ przeczy temu moje osobiste doświadczenie. 😉
Zdarza mi się czytać absolutnie tradycyjną powieść, co jakiś czas robić przerwę, żeby napisać coś na blogu, po czym – bez żadnych problemów, bez zniecierpliwienia, trudności z koncentracją, bądź chęci do „zmiany płyty” po kilku akapitach – wrócić do lektury. Nie mam w ogóle poczucia (choć może skan wykazałby coś innego, ale w mojej życiowej praktyce własne poczucie przydaje mi się wiele bardziej od wszelkich skanów 😉 ) , że mój mózg jest pobojowiskiem, na którym Sierżant Gugiel z szatańskim chichotem pastwi się nad trupem Tołstoja. Oni raczej przechadzają się rąsia w rąsię, wiodąc ze sobą ożywiony dialog. 🙂
Fakt, że Tołstoj nie dostaje ode mnie tyle czasu, co dawniej. Trudno, doba ma tylko 24 godziny i jeżeli Sierżant ma dostać jakiś przydział czasowy, to komuś muszę odebrać. Ale ten Tołstoj to twardy facet i nawet jeżeli w duchu ma mi za złe, głośnej skargi z jego ust na razie nie słyszałem. 😉
Bobiczku, z całym szacunkiem, ale to raczej nie Monika. Ona się tak nie rozwija.
http://www.tracz.pl/pl/r__a___monica.php
Zgadzam sie, Nisiu. To co u Bobika wystepuje jako Monika jest raczej Queen Elisabeth. Bradzo charakterystyczna, wyhodowana w latach piecdziesiatych ( w roku koronacji JKM) w Ameryce grandiflora (floribunda), bardzo odporna na chorobska i nie wymagakaca zbyt wielu zabiegow procz scinania w lutym-marcu.
Nasze maja juz 29 lat, zasadzone przez Stara. Warto by juz je wyciac i posadzic cos nowoczesniejszego, ale Komus sie nie chce.
Tak wyglada:
http://www.apuldramroses.co.uk/QUEEN+ELIZABETH-rose.htm
Istnieje jeszcze wersja czerwona, nie warta uwagi, znacznie slabsza genetyczna.
Tio byla pomylka.
To nie była moja Monika, tylko sierżantowa. 🙂
Ale może to jednak była Monika, tylko w tropikach? 😉 Niektóre róże o takim pokroju, jak na zdjęciu od Nisi, potrafią przy dużym upale całkiem się „rozpłaszczyć” i wyglądać nietypowo.
W każdym razie to, co ja mam u siebie w ogrodzie, to na pewno nie jest Queen E. Ją bym poznał po kapeluszu. 🙂
Wszystkie sie z czasem rozplaszczaja.
Ale jedne więcej, a drugie mniej. Niektóre zanim dojdą do stadium kompletnej płaszczki już zaczynają opadać. 🙂
http://www.google.pl/search?q=rosa+queen+elisabeth&ie=utf-8&oe=utf-8&aq=t&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a
Kocie, co do Queen Eli też mam wątpliwości. Powyżej jest jej kilka portretów. Ja bym się skłaniała do koncepcji, że jest to Westerland, przypominający Monikę kolorem, tylko że on inaczej się rozwija. QE też nie rozwija się tak mocno jak to na zdjęciu PK.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/Westerland#
A ot Westerland. Parkowa. Bardzo miła i ładnie pachnie.
Ja bym Królową poznała po kolorze abssssolutnie majtkoworóżowym.
A znacie różę Nostalgię niejakiego Tantaua?…
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/RozaNostalgia#5508270043690327922
Oj, niezwykła ta Nostalgia.
A mnie się marzy pewna róża, której nazwy nie znam, ale może mi jakaś litościwa dusza podrzuci. Kremowobiała z zielonkawym nalotem (róża, nie dusza). Elegancka do obrzydliwości, ale cudna. 🙂
Nie ta?
http://www.rosesource.com/roses/green-fashion-roses-green.html
Poszukam w mojej encyklopedii róż. Uwielbiam tam szukać pod obrazkami!
Tytyl z Dzennika Gazety Prawnej:
POLAK NAJLEPSZY W WISLE
😯
Chyba mi chodziło o taką. Lovely Green.
http://www.rosenversand24.de/storefront/images/m/detail/346_Lovely®Green.jpg
http://markofexcellenceroses.com/buy-roses-online/types-roses/Htea0157.html
Bobiku, rzuć okiem. W moich źródłach ten zielonkawy mają tylko dwie róże. POdejrzewam, że ta Twoja to będzie Polarstern Tantaua.
O, łajza nastąpiła.
Nisiu, ja już znalazłem, że chodzi mi o Lovely Green. Ona z wiekiem do tej bieli i zieleni dodaje odrobinę bladego różu, ale urody w ogóle jej to nie ujmuje. 😉
Łajza-piętruska 😆
http://www.meilland.com/en/meilland_cut-flowers_varieties.html
Bobiczku, a co powiesz o takiej zieleniatce tego samego Meillanda?
Miałam na myśli Green Romantica, tam samo nie wyskakuje, trzeba przelecieć. Ale i Creamy Eden nienajgorsza.
O, rzeczywiście, obie niezłe. Ale jak będę znał za dużo odmian, to nigdy nie będę się umiał zdecydować, którą sobie posadzić w ogródku. Bobikowi w żłoby dano. 😉