W zacnym zajeździe „Zdrowy duch”,
w sobotę przed niedzielą,
robili w interesie ruch
György D. z Jakubem Szelą.
Wypili borowiczki ćwierć
i piwa tak z pół baku,
bo najpierw stawiał Dózsa György,
a potem Szela Jakub.
Gdy już ze łbów kurzyło się
(najlepszy czas dla planów)
rzekł do Jakuba Sz. György D.:
„Chodźmy pognębić panów!”
Z krzesła się zerwał Jakub Sz.
i rzecze: „przyjacielu,
jeśli pognębić panów chcesz,
to wstąp do PSL-u!”
Popukał w czoło się nasz György,
kufel wychylił spory,
„Jakubie, gotuj się na śmierć,
na głowę-ś ciężko chory.”
Szatańsko się roześmiał Sz.
(a piwo ciągle pije),
„Smierć mi niestraszna, dobrze wiesz,
bo dawno już nie żyję.
Sam bym z rozkoszą w pański bok
spiczastą wetknął żerdź,
(tu, rozmarzony mając wzrok,
przytaknął Dózsa György),
ale zmieniły czasy się,
metody już są inne.
Ty nie rozumiesz György´u D.
rzeczywistości płynnej.
Dziś nie wystarczy żądać krwi,
rozwalić łeb motyką.
Jeśli chcesz gnębić, mówię ci:
zajmij się polityką!”
Dózsa zasępił się i zbladł,
jakby mu dał kumysu,
po czym na pomysł świetny wpadł:
„Zapiszę się do PIS-u!
Jeśli już gnębić, to na full,
rozprawić się z elitą,
na wykształciuchów patrzyć ból,
rżnąć piłą brać domytą!”
Tu Jakub Sz. i Dózsa György
skończyli napój boski
i poszli w dal przez Orlą Perć,
przez galicyjskie wioski,
przez łan beretów, Polskę B,
ojczyznę piękną naszą.
I duchy ich, założę się,
wciąż jeszcze gdzieś tam straszą.
najnowsze komentarze