Rządy pazura
Kot Mordechaj zadał wczoraj brzemienne w skutki pytanie, dlaczego całej władzy nie można by oddać w ręce (?) kotów. Od początku nie miałem wątpliwości, że jest to pomysł godny zastanowienia, ale zaznaczyłem, że konsekwencje takiego rozwiązania jeszcze rozważę. A kiedy zacząłem rozważać doszedłem do wniosku, że zalety kociokracji byłyby liczne i niepodważalne. Dla porządku i potomności sformułowałem swoją odpowiedź Mordechajowi na piśmie, ale zanim ją wyślę publikuję ją tutaj, żebyście mogli zgłosić propozycje ewentualnych poprawek. Sprawa jest zbyt poważna, żebym zdał się wyłącznie na swój własny rozum. To chodzi w końcu o naszą przyszłość!
A gdyby doszło rzeczywiście do jakiejś kampanii, to slogan wyborczy mam już gotowy. Ziemia – chłopom! Władza – kotom!
Szanowny Kocie Mordechaju!
Gdyby rządziły Polską koty,
walutą byłby w naszym kraju
bażanta funt, nie polski złoty.
Ryby by były bardzo tanie,
dzieci by były bardzo miłe,
moher by służył za posłanie,
a nie za polityczną siłę.
Ciepło by było w każdym domu
i raczej sucho, poza miską,
w której by rosół był, nie komuch.
Komu szkodziłoby to wszystko?
Pod miękką łapą kociokracji
twardych by zasad powstał zbiorek,
wiedziałby każdy w naszej nacji,
czego pod żadnym – ach! – pozorem
robić nie wolno, wstyd i głupio,
a co wkazane i chwalone,
co mówić kotom, kiedy tupią
i czemu brzydko jest tłuc żonę.
Żadnym nie byłaby problemem
kwestia do waleriany dopłat
i nikt by nie był bity w ciemię
za to, że wyjął kurę z kotła.
Natychmiast w rządzie, w parlamencie
myszy przestałyby tańcować
w jednym by zjawił się momencie
świeżutki polityczny towar,
bo kot się nieświeżego nie tknie
i nie namówisz go sloganem.
Prędzej w imadło ogon wetknie,
niż zje kotlety odgrzewane.
Szczęśliwie żyłaby Warszawa,
Suwałki, Chodzież oraz Nakło,
dla melomanów, jasna sprawa,
kociej muzyki by nie zbrakło.
Do tego grzbiet wygięty w pałąk
i futra kaszmirowy dotyk…
no, komu by to przeszkadzało,
gdyby rządziły Polską koty?
Egzaminow przy stalym pobycie nie bylo. Cieszyli sie, ze przyjechalismy i sie przydamy. No przydalismy sie.
Przy obywatelstwie – ogolne pytania o historie TX i Stanow oraz organizacji politycznych itp
na koncu mialam napisac jakies proste zdanie ale zamiast White House zrozumialam quiet house, napisalam quite house i ten pan sie zasmial i napisal:
This White House is not quite quiet. No i zdalam jakos.
O religii nie bylo ani slowa! Natomiast chyba standardowe pytanie czy zgodze sie nosic bron w razie koniecznosci. Zatrzymalam sie na chwile z odpowiedzia. Tak, tak, powiedzial, wiem! masz nadzieje ze do tego nie dojdzie.
Ale to bylo jeszcze przed 911.
nietoperzyca:
Szachy chyba teraz (za sprawa G. Kasparowa i N. Shorta) sa bardziej skomercjalizowane niz wczesniej. Teraz to jest prawdziwy show! Dawniej szachista dostawal za wygranie dobrego turnieju arcymistrzowskiego 5k i byl szczesliwy.
Doszlo duzo graczy z krajow, ktore byly nieobecne w profesjonalnych szachach w latach 70-tych, jak Indie, Chiny, Indonezja. No i kobiety, glownie za sprawa siostr Polgar.
PA
kobiety zawsze grały w szachy mialam przyjemność chodzić w prapra czasach do klasy z dwoma świetnymi szachistkami , tylko że w tamtych czasach kobieta i szachy to byla rzadkość , a w pokera grasz ??
W tamtych czasach gwiazda w Polsce byla Agnieszka Brustman.
Poker- no way! Ewentualnie bridge. 🙂
PA
za moich czasów MAłgosia Wiese , miałam przyjemność znać i grać
E, to ja się z Wami nie bawię, bo nie mam jak. Ja we wszystko umiem grać tylko na poziomie zabawowym.
Wykąpali mnie tylko do połowy, od spodu, ale i tak od razu dosięgła ich karząca ręka losu. Wanna im się błotem zatkała 😎
A jakiego szamponu uzywali? Zawsze mnie zastanawialo, co moze zniesc delikatny psi nos?
A tu znalazlam cos nareszcie na czasie. Pierwszy paragraf wyraza i moja frustracje, przy czytaniu polskiej prasy – wlaczajac w to Wyborcza. Dodam tylko, ze jest wiele wiecej ksiazek atakujacych ten temat. Rodrik jest czescia wiekszej calosci.
http://www.polityka.pl/rewolucja-neorealistyczna/Lead33,934,273286,18/
Bobiku, jak się czujesz, czy Cię choć jakim kocem otulili byś dosychał w cieple?
Melduje sie na dyzurze. Wrocilysmy ze zwiedzania sklepow. Syf. Wszystko zawalone kiczowatym towarem „swiatecznym”. E. kupila troche bielizny i t-shirtke. A chciala kaszmirowy golfik.
Ja – niezwyklej pieknosci 3 male dynie zamiast kwiatkow. A chcialam – nie wiem nawet co. Po prostu dusza czegos nowego pragnela.
Bylysmy tez na lunchu u Francuzow – E. – wspaniala zupe cebulowa i mus czekoladowy, ja – malze mariniere i salate.
Jedzenie bylo bardzo dobre. Nie bylysmy juz razem ponad miesiac w restauracji , co znaczy dawno.
I mialysmy bardzo, bardzio zabawnego nieznajomego taksowkarza w drodze powrotnej. A w tamta strone byl ukochany Ahmud, ktory przywiozl nam dwa pudla jakiegos bardzo specjalnegi ciasta, rozdawanego przez Azjatow z okazji slubow i narodzin, bo mu sie synek urodzil. Obejrzalysmy zdjecia w komorce i musialam kopac E zeby sie zachwycala. Bo ona sie zachwyca wylacznie psami i kotami i o dzieciach trzeba jej przypominac. Ale i tak brzmi falszywie 🙂
Bobiku
Ty nie zrozumiales nas , my z PA gramy we wszystko dla zabawy 😉
teraz nie mozesz już zmienic zdania , przekazalam niuni ,ze tworzycie generacje szachową chcesz by sie poczula zawiedziona 🙁
Heleno, te dynie, to moze zew Ameryki, bo idzie Swieto Dziekczynienia (nasze, nie kanadyjskie)? Pisalam, ze wczoraj wyskoczylysmy po poludniu do miasta na zakupy. Bylo strasznie zimno, ale i tak usmiechnelysmy sie widzac w witrynie sklepu Debry (zdrowa zywnosc, ale przede wszystkim – cudowny klimat) ogromnego nadmuchanego indyka, z napisem „Kiss me, I’m organic”. Od razu sie nam cieplej zrobilo. 🙂
Teresko, wczoraj bylo tyle tematow, no i ja rozgrzewalam palce po spacerze i zakupach, wiec nie zdazylam napisac, ze ciesze sie, ze pani Alicja Tysiac moze sie i tutaj odezwie. Milo bedzie uslyszec jej wlasny glos. 🙂
W Szwajcarii w każdym kantonie jest inaczej. U nas w stolicy (niektórzy mówią na Berno „wioska federalna”) cała rozmowa z panią policjantką sprowadziła się do opowiedzenia życiorysu (własnego) oraz podania ile np. płacę za telefon, a ile wydajemy na żywność i ciuchy miesięcznie. Wcześniej składa się różne dokumenty i podaje nazwiska trzech Szwajcarów mieszkających w tej samej gminie, którzy mogą powiedzieć o tobie coś dobrego. Jako jedną z tych trzech osób podaliśmy naszego dozorcę, bo wiedzieliśmy, że u dozorcy i tak na ogół zasięgają opinii. Potem w miejscowej gazetce drukują raz na jakiś czas listy osób aktualnie ubiegających się o obywatelstwo i każdy obywatel może zgłosić swoje zastrzeżenia. A na koniec głosują kandydatury na posiedzeniu rady gminy. Sorry, na koniec to jeszcze trzeba zapłacić. A na początek – żeby się w ogóle móc ubiegać – trzeba mieszkać legalnie w Szwajcarii minimum 12 lat.
nietoperzyca
Gralem we wczesnej mlodosci z kilkoma szachistami, ktorzy potem zdobywali jakies laury. Jeden byl nawet v-ce mistrzem Polski. O M. Wiese slyszalem. W moim klubie grala I. Swiecik, ktora byla v-ce mistrzynia Polski juniorek (wiek podobny do M. Wiese), ale jak pamietam skonczyla nieszczegolnie. Ale to wszystko bylo wieki temu; moze dinozaury jeszcze to pamietaja. 🙂 Prywatnie od dawna jestem amatorem, chociaz mam tony ksiazek o teorii szachowej. W zyciu nie ma zbyt wiele czasu i trzeba ponosic kompromisy. Na szczescie jest internet i ten niemiecki serwer, ktory jest naprawde b. dobry. Oni rowniez sprzedaja program szachowy „Fritz”. Polecam, chociaz nie jest za darmo.
No niestety na szachy jestem za mało inteligentna! 🙁
Natomiast zastanawia mnie znikniecie z mojego otoczenia bridge. jako dziecko spędziłam niepoliczalną ilość godzin obserwując grę mojego Taty. Bridge był stałym elementem wszystkich spotkań towarzyskich oraz wakacji mich rodziców. Byłam b. dumna kiedy pozwolono mi zasiąść przy „dorosłym” stoliku. Potem w liceum graliśmy dniami ( w szkole !) i nicami w domu. Potem jeszcze w latach 80tych z przyjaciółmi umawialiśmy sie na parę robrów. A teraz nic, moje dzieci nie widzą o co chodzi,
Moniko, oczywiscie, ze to zew Ameryki. Dzien Dziekczynienia jest moim najulubienszym swietem ze wszystkich swiat. Bo ma ladne przeslanie, bo kaze mi pamietac z wdziecznoscia , ze zyje w kraju demokratycznym, wolnym, tolerancyjnym, ze moge mowic wszystko co mi slina na jezyk przyniesie i moge swietowac z ludzmi, ktorych doswiadczenie zyciowe, jezyk ojczysty, tradycja religijna i obyczaj jest inny od mojego. W moim domu bylo to wielkie swieto i ludzi bylo zawsze pelno przy stole.
Indyka nie robie, bo nie lubie tych przemyslowo hodowanych ptakow (choc w domu zawsze byl), ale obiad jest zawsze uroczysty.
Monisiu, miło że Ci się podoba, że Pani Alicja w sprzyjających (musi mieć dostęp do internetu) okolicznościach do nas dołączy. Helenka wypowiadała się w tej sprawie zanim rozmawiałam z Panią Alicją. No i ja. Nie każdy ma trzech „wprowadzających”, więc czuję się dobrze.
Przeczytałam linkowany artykuł J. Żakowskiego. Autorzy „Polityki” w takich sprawach są niezwykle ostrożni, jakby chcieli na odczepnego kawałek świeczki Panu Bogu zostawić wcześniej wydzielając ogromną jej część na ogarek dla diabła. Wolę czytać Magrud.
Zono, bo dzis powazni brydzysci sa w klubach lub na internecie, a nie w domach. Mam w domu powazna brydzystke (mistrz) i ona ze zgroza mysli o graniu przy jednym stioliku i kanapkach. Ostatnio problemy zdrowotne nie pozwalaly jej jezdzic do trzech klubow, ktorych jest czlonkiem, wiec od paru miesiecy wraz z jednym ze swych partnerow graja przez internet – z brydzystami z calego swiata! I na swoim poziomie – tam nastepuje jakis naturalny odsiew, kiedy sie zglaszasz, ze jestes gotowa grac. Savoir vivre – do bolu, maniery wersalskie, i E, czasami opowiada ze zgroza do jakich awantur dochodzilo w domu jej rodzicow i w domu babci, ktorzy byli namioetnymi brydzystami.
Sama nie da sie za chinskiego boga namowic na gre towarzyska przy jednynm stoliku. Musi ich byc co najmniej 10. Jednak raz w roku na sylwestra „musi” isc do domu pewnej aktorki, ktora przyrzadza piekna proszona kolacje na 16 osob i moga byc cztery stoliki. E. chodzi tam z czystej uporzejmosci. 🙂 🙂 🙂
Na próbę – http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=190#comment-55196 .
zona sasiada:
Nie demonizowalbym szachow. 🙂 Wiekszosc wybitnych szachistow jest przecietnymi ludzmi, chodzby wspomniani Short i Kasparow. Ot, jak powiedzial kiedys Kisiel, przesuwanie klockow. 🙂
Też lubię brydża. Zwykle brakuje osob zainteresowanych tą rozrywką, a wolę kameralnie na jeden stolik. Prawdziwy karciak od paru lat szczęśliwym trafem też mam…
Heleno, to nigdzie nie mozna w Londynie dostac indyka nieprzemyslowo hodowanego? A pod cala reszta Twojego opisu znaczenia Swieta Dziekczynienia po prostu sie podpisuje, dodajac moze tylko, ze milo jest miec wspolne swieto rodzinne, a niereligijne, laczace wlasciwie wszystkich. Nawet wegetarianie czuja sie wlaczeni, bo na samych dodatkach mozna przezyc pare dni. 🙂
Tereso, ROZRYWKA????!!!! Dobrze ze Cie E, nie slyszy!
Brydz jest sprawa SMIERTELNIE POWAZNA, a nie gra!
Czy wiesz, ze jedna pani w Ameryce, ktora grala ze swym mezem ( w domu) tak sie kiedys na niego zdenerwowala, bo gral jak ostatni patalach, ze wychodzac do kuchni zaparzyc herbate, rozmyslila sie wpol drogi, wyjela z bielizniarki pistolet i go zastrzelila!
ROZRYWKA?!!!
W PRL o te kluby nie było łatwo :), ale nie przypominam sobie jedzenia na stole bridge’owym. Najpierw była kolacja, a potem zainteresowani przesiadali sie do gry. Czasem grano na dwa stoły, ale mieszkania w tamtych czasach raczej by nie pomieściły większej ilości graczy! Awantur też raczej nie pamietam, no, może drobne uszczypliwości. Mój tato ciągle ma specjalny stolik do bridge’a na pewno przed wojenny a może i starszy. Szkoda że teraz nieużywany,
Teresko, zajrzalam do wpisu Magrud – bardzo dobry, o zmarnowaniu energii spolecznej, ktora wyniosla ten rzad do wladzy. Tekst Zakowskiego ucieszyl mnie dlatego, ze w koncu stwierdzil o niedoinformowaniu polskich czytelnikow, a nawet dziennikarzy o nowych trendach w amerykanskim mysleniu – tu akurat o ekonomii. Gdybys sie zapytala przecietnego czytelnika, z czym mu sie kojarzy amerykanska mysl o gospodarce, Rodrika, Galbraitha (mlodszego), Krugmana, Reicha, Kuttnera, i wielu, wielu innych w ogole by nie wymienili.
A o bridge’u sie nie wypowiadam, bo w swoim czasie w dziecinstwie bylam sierota bridge’owa, tak to rodzicow wciagalo. 🙂
Helenko, też widywałam takie osoby, szczęśliwie bez broni, ale ja wolałam i wolę grać dla relaksu. Ta gra zajmuje dostatecznie uwagę, by od wszystkich innych „filmów” móc odpocząć.
Monisiu, dla dziecka to rzeczywiście pech, jeśli rodzice nie zadbają by zabezpieczyć mu równie, jak ich na ten czas, atrakcyjnego zajęcia.
Tereso, jedna historia pozytywna w sprawie dziecka z domu dziecka.
Moja siostra zostala prawna opiekunka dziewczynki nieco zapoznionej w rozwoju i nieco niesprawnej fizycznie. Nie adoptowala, ta dziewczynka miala swoich rodzicow. Dziewczynka i jej rodzenstwo bylo stopniowo oddawane do domow dziecka bo rodzina chyba pijaca nie miala srodkow na wychowanie.
Dziewczynka dzieki staraniom mojej siostry wyrosla na sympatyczna mloda kobiete, korzysta co prawda z renty (niedomaganie fizyczne) ale zalozyla szczesliwa rodzine, madrze i z sercem wychowuje swojego synka. A synek wola na moja siostre Babcia! Czym ja sobie oczywiscie zawojowal na zawsze.
To w zaden sposob nie zalatwilo problemow dzieci z domow dziecka, ale pokazuje ze moga byc rozne drogi, rozne metody, niekoniecznie wymagajace jakis olbrzymich nakladow lub rozwiazan systemowych.
Indyki organiczne wolno biegajace sa dzis w sprzedazy, choc od paru dopiero lat w wielkich miastach, Na prowincji sa na porzadku dziennym. Chyba ostatniegi indyka od chlopa jadlam ostatni raz w Polsce , 45 lat temu, kiedy w domu bylo przyjecie jak moj Ojciec obronil habilitacje… 😆
Od tego czasu – wylacznie przemyslowe! 😆
Teresko, sladow na psychice chyba nie jakichs duzych nie mam, oprocz automatycznego siegania po ksiazke na dzwiek slowa bridge. 🙂
Och, Heleno, Debra sprowadza organiczne z malej farmy w Vermoncie. Poemat. 🙂
W ubieglym roku robilysmy z Renata w Gdyni wielkie przyjecie na Thanksgiving (12 osob) i indor l byl, wlasciwie wspanialy. Znalazlam znakomity domowy przepis w internecie ze znakomitym nadzieniem. I najciekawsze w tym przepisie, ze nalezalo go robic odwroconego nogami w dol. Wtedy wszystkie soki splywaly na piersi i byly one bardzo, bardzo soczyste. A nadzienie bylo z jablkiem, orzechami, selerem i cos tam jeszcze. Moge odszukac.
Moniko – tak, Thanksgiving zbliza sie wielkimi krokami! U nas z polskim odcieniem, czyli musze odswiezyc przepis na szarlotke.
Indyka zamowilam ale zamiast „dzikiego” chcieli mi sprzedac szerokiego 🙂 tak to brzmi moj angielski (cii… – nikt nie slyszal). W koncu zgodzilismy sie na jakiegos tradycyjnego? ciekawe jak sobie z nim poradze. Ale to i tak bedzie „na potem” bo najpierw kolezanka miejscowa bedzie sie popisywac swoim a ja tylko dodatkami.
Czy kiedykolwiek ktokolwiek zrobil dobre ciasto dyniowe? OK – z tym pytaniem udam sie na kulinarny. 🙂
No i juz kiedys pisalam, ze jest to tez moje tutejsze ulubione swieto. Jeszcze brazowo- zlote, czasem cieple, czasem z Kanady nadejdzie jezor mrozny i wowczas zdarza sie nawet snieg! Czas do namyslu, czas do bycia z rodzina. Czas na spacer niespieszny.
Ja z tradycji, po dziadkach, jestem remikowy. To była gra rzeczywiście zabawowa, nikt do nikogo nie strzelał i można było grać, uprawiając jednocześnie pogaduchy ponad kartami. Mama była dawniej zawziętą hazardzistką, potrafiła całymi nocami rżnąć w pokera, ale jej przeszło. Potem jeszcze przez jakiś czas chadzała do jednego z przyjaciół na cotygodniowe męskie (!) zechcyki, ale też jej przeszło. Może dlatego, że była zawsze niemiłosiernie ogrywana, a grało się o forsę. 🙁 Tata na karty bardzo rzadko dawał się namówić, ale raz, chyba w stanie wojennym albo tuż po, wpadł w ciąg i wziął udział w regularnych rozgrywkach prowadzonych z dobraną grupką maniaków na przestrzeni kilku miesięcy. Grali w breżniewki z grafikiem. Skąd wzięła się ta piękna nazwa nie pamiętają najstarsi górale, ale grafik był naprawdę i to on po określonej turze rozgrywek pokazywał, kto wygrał.
A teraz w nie gra u nas już nikt i w nic. Nawet nie wiem, czy w domu jest chociaż jedna talia kart. 😯
Tez pieke piersia w dol, ale ciekawa jestem nadzienia, Heleno. 🙂
Wando, ja robie placek z dyni, ktory cieszy sie pewnym powodzeniem, nawet u Amerykanow z dziada pradziada. Przepis na kruche ciasto wzielam z „Baking with Julia” (naprawde wychodzi lekkie i kruche), a nadzienie podstawowe z „Betty Crocker”, ale je przyprawiam pod moj gust, dodajac, oprocz korzeni, takze odrobine wanilii (wygladza korzennosc) i starta skorke z pol pomaranczy (odswieza, i dopiero wtedy dynia zaczyna smakowac owocowo). Jak by Cie interesowaly konkretne przepisy, to je odszukam. 🙂
Bobiku
czy za karę Cię zamknęli , my tu sie bawimy a Ciebie nie ma 🙁
PA
ja też żałuje ,że nie można rozciągnąc doby tak bym miała czas na przyjemnośći
Żono
PA ma sluszność nie należy demonizować szachów , tu podobnie jak w matematyce wazna jest wyobraznia , zarówno zadanie matematyczne jak partię trzeba „widzieć”
Sam się zamknąłem – nie za karę, tylko dlatego, że mam na jutro pilną robótkę do skończenia, ale od czasu do czasu doskakuję, poczytuję, a 20 minut temu nawet coś dopisałem. 🙂
A jak skończę to terminowe, to jeszcze chciałbym napisać coś dla koszyczka, bo się skarżycie, że przy zbyt wielu komentarzach się źle czyta. 😉
http://www.elise.com/recipes/archives/000036moms_turkey_stuffing.php
Tu jest to genialne nadzienie, wyprobowane rok temu.
http://www.elise.com/recipes/archives/000037moms_roast_turkey.php
A tu jest ten indyk, odwrocony, same Elsie’s „Mom”
Czy ktos gra w Rummicub?
Nietoperzyco, ale u mnie z matematyką zawsze było dość krucho! Pozostanę wiec przy scrabblach których jestem wielka miłośniczką!
Cenie pozytki plynace z matematyki, chociaz uzywam jej doraznie. Glownie troche statystyki.
Ja gram w rummy, ale kostkami, nie kartami . Komercyjna nazwa tego jest rummy-o . Jestem bardzo dobra, moge stwierzdic z cala skromnoscia. Ale moja Mama lepsza i przegrywam do niej duzo pieniedzy. kiedy sie widzimy.
Zono
scrable też uwielbiam , a matematyka jak spojrzeć z innej strony wyglada całkiem jak poezja
To jest chyba to samo
http://www.amazon.com/Pressman-Toys-0425-06A-Edition-Rummikub/dp/B00000IZEW/ref=pd_bbs_sr_2?ie=UTF8&s=toys-and-games&qid=1227215194&sr=8-2
Moniko, tak bardzo prosze o przepis na Twoj pumpkin pie. Jeszcze nigdy nie robilam, wszyscy zawsze wybrzydzali, czas sprobowac!
Po przyjezdzie hamburgery tez nie chcialy zostac zaakceptowane, dopiero wyprobowane na campingowym grillu okazaly sie smaczne. 🙂
Dziekuje, Heleno. Zauwazylam, ze w przepisie podkreslaja, zeby nie piec nadzienia w indyku. Teraz juz wlasciwie nie znam domu, w ktorym by to robiono. Przepis na nadzienie wyprobuje moze do kurczaka organicznego w niedziele – jak przypadnie do gustu domownikom, to zrobie i na Wielki Dzien. Ciekawe sa oliwki w tym przepisie – moje dzieci je wprost uwielbiaja, ale bedzie troche gosci bardziej tradycyjnych, wiec wyprobuje, na ile te oliwki sie wtopia w tlo. I sos zurawinowy zrobie w wersji peppy, i w wersji tradycyjnej. 🙂
Nietoperzyco, moj maz – fizyk z wyksztalcenia, ale i czytelnik poezji, tez twierdzi, ze matematyka to przezycie estetyczne. Musze mu wierzyc na slowo…
Wando, ide poszperac w ksiazkach, zaraz podam przepisy. A z hamburgerami, to chyba troche, jak w nowej wersji „Rozowej pantery”, gdzie Cluzoe zakochuje sie w amerykanskim hamburgerze (bo dobrze zrobione sa pyszne)? 🙂
PA, ja mam w Londynie dokladnie takie same, choc maja zle stojaczki, bo partnerzy widza ile masz kostek. Sa one tez dosc wywrotne.
Wersja, ktora ma moja Mama w Ameryce (znacznie starsza) ma brazowe stojaczki jednoplaszczyznowe – znacznie lepsze, bo mozna krzyczec , kiedy inni sie zupelnie nie spodziewaja: Rummy!
Moniko – zalecam robic tego nadzienia dwa razy wiecej niz podaja, poniewaz wszyscy chca dokladki parokrotnej i w zeszlym roku musialam w jakims momencie wydzielac po lyzeczce! 🙂
Do dyni nikt mnie nie przekona, choćby był nawet Panią Kierowniczką. 😆
Ale znam pyszny przepis na ciasto z marchewki. Jak będzie jakieś święto, które koniecznie się domaga potraw z marchewki, to proszę się do mnie zgłaszać. 😀
Heleno, co myślisz o tym aby to nadzienie użyć do kurczaka. ale nie gotować osobno, tylko w ptaku. Indyków już od dawna nie robię, bo nas ( to znaczy jedzących ) za mało!
Pierwsza kopie tej gry kupilem 20 lat temu w Holandii. Byla ona zrobiona w Izraelu i jakosc tego byla duzo lepsza. Ostatnio kupilem to na Amazon. Robia to teraz w Chinach to i jakosc jest chinska. 🙂
Żono sąsiada, jestem pewien, że można i do kurczaka i do jakiegokolwiek drobiu. Aczkolwiek nie wiem czy jak Monika nie zrezygnowałbym z oliwek, które wprawdzie uwielbiam, ale tu mi są trochę nie z tej bajki.
Nadzienie (jakiekolwiek) można piec w kurczaku albo obok, tylko jak obok to trzeba zrobić odrobinę twardsze, bardziej spoiste, żeby się nie rozpełzło po brytfannie.
Lata temu w Daily Telegraphie codziennie mozna bylo wygrac 50 funtow w scubble’a, ktorego uwielbial bl.p. Ojciec E. Podawane byly literki i wygrywal ten co ulozyl z nich l najdluzsze slowo. Otoz nie zapomne, kiedy Ojciec E. wygral piec dych, a ja musialam pedzic do slownika, zeby sie dowiedziec co to znaczy. Od tego czasu przez kilka lat co sie na to slowo natykalam, to musialam sobie przypominac ze slownikiem co ono znaczy. A slowo bylo:
PALIMPSEST
Juz teraz pamietam co ono znaczy. Ale obie bylysmy porazone – ja nieprzyjemnie 👿
Co jest w tym nieprzyjenego?? ja znam tylk jedno znaczxenie. Tekst napisany na innym tekście
Mysle, ze nic sie nie stanie jak wlozyc do srodka, ale faktem jest, ze ptak znacznie rowniej sie piecze bez nadzienia, napelniony jarznami i zmietym sreberkiem, zeby jarzyny aromatyzujace nie wypadaly,
Helena była może nieprzyjemnie porażona, że to nie ona na to wpadła. 😉
Nieprzyjemne dla mnie bylo to, ze ja zawsze z Wujkiem Staszkiem przegrywalam w scrubble’a, choc jego angielski byl znacznie gorszy od mojego. Wiec czasami probowalam zmyslac slowa. I zawsze bylam na tym przylapywana przez Niego, gdyz On bardzo namolnie i irytujaco sprawdzal moje propozycje w slowniku oxfordskim i ucieral mi nosa z luboscia.
A jak wygral te piec dych, to sie bardzo puszyl, niech Mu ziemia lekka bedzie .
Wandziu, wspaniała historia.
Ja z sąsiadem tez czasem wygrywam, a choc jego polszczyzna lepsza niż moja 😆
Helenko, pozwolisz? Tu początek – http://szostkiewicz.blog.polityka.pl/?p=407#comment-99170 i kolejny komentarz 🙂
Widocznie lepsza znajomosc jezyka, wcale nie pomaga. Wujek byl szatanem w scrubble’a. W brydza zreszta tez.
Przepis na kruche ciasto z „Baking with Julia” (Julia Child):
5 1/2 cups pastry flour or all-purpose flour
1 tablespoon kosher salt
1 1/2 sticks (6 ounces) cold unsalted butter, cut into small pieces
1 3/4 cups (11 ouncs) solid vegetable shortening, chilled
1 cup ice water
Najlepiej zrobic to ciasto w robocie kuchennym. Wrzucic sol i make, wymieszac. Dodac tluszcze i szybko rozdrobnic z maka (uwazac, zeby nie rozgrzac tluszczow przez za dlugie rozdrabnianie). Na koniec dodawac stopniowo lodowata wode, patrzac czy ciasto zaczyna sie laczyc (czasem trzeba troche mniej, czasem troche wiecej wody). Wyjac ciasto z robota i szybko polaczyc w kule. Schlodzic przez godzine, po czym ciasto nadaje sie do uzycia.
Na jeden pumpkin pie wystarcza 1/4 ciasta, reszte zamrazam na pozniej, albo uzywam do szarlotki.
Nadzienie (z „Betty Crocker”, przyprawy sa moim wlasnym zestawem):
2 eggs
1/2 cup sugar (ja uzywam Florida Crystals, albo innego organicznego, bo ladniej pachnie)
1 can (16 ounces) evaporated milk
1/4 teaspoon cinnamon
1/4 tespoon freshly ground nutmeg
a pinch of cloves
1/4 teaspoon vanilla essence
zest grated from 1/2 orange
pinch of salt
Rozbic jajka przy pomocy miksera lub trzepaczki, dodac pozostale skladniki, dalej ubijajac. Wlac do wylozonej kruchym ciastem formy (pie plate). Postawic forme na blasze do pieczenia (chroni przed ewentualnym zalaniem spodu piekarnika, a przy okazji dodatkowo dopieka spod ciasta).
Piec przez pierwsze 15 minut w temperaturze 425 stopni Fahrenheita, przez nastepne 45 minut – w temperaturze 350 stopni. Sprawdzac, czy jest gotowe przy pomocy bardzo cienkiego noza (nadzienie powinno sie zestalic).
Wbrew pozorom, nie jest to ciasto szczegolnie pracochlonne. A vegetable shortening jest bardzo dobre w Wholefoods, bo nie ma tam utwardzanego wodorem tluszczu, tylko naturalne oleje, zachowujace twardosc w temperaturze pokojowej.
Slynne jego powiedzenie do corki w czasie brydza (o swojej partnerce): She plays like a leg!
A propos sprawdzania przypomniała mi się anegdota o Grydzewskim, który był pedantem, ale niebywale roztargnionym (bywają i takie egzemplarze 😀 ), a wiedząc o tej swojej przypadłości próbował z nią walczyć przy pomocy encyklopedii, słowników, itp. I tak kiedyś komuś opowiadał: proszę pana, ja sprawdzam wszystko, nawet jak jestem czegoś absolutnie pewien. Nawet kto napisał „Litwo, ojczyzno moja”. Wiem, że Słowacki, ale i tak sprawdzam. 😀
Heleno, zrobie podwojna porcje. 🙂
Bobiku, marchewkowe tez uwielbiam – mam tez pare przepisow. Ale zapewniam Cie, ze – odpowiednio przyprawiona – dynia staje sie czyms zupelnie innym, niz mogloby sie wydawac. Bardzo dlugo eksperymentowalam z doborem przypraw, nim stanelo na tych, ktore podalam – zeby to nie smakowalo jak zupa na slodko, a jak deser.
Bobik 🙂 Widocznie to jakas dziwaczna przypadlosc redaktorow i wydawcow, choroba zawodowa – ojciec E. pracowal w PIWie i byl wybitnym wydawca ksiazek. To sprawdzal. 🙂
Nikt nie przekona mnie do dyni!
Czy mieszka w Ełku, czy też w Gdyni,
czy antonowem czy concordem
lata, ja i tak skrzywię mordę
na dyni obłość dyluwialną
i na dystrakcję jej fatalną
i na dysleksję dynamiczną,
którą przeraża nawet liczną
gromadę fanów dysfmorfizmu.
Tu sięgnę szybko do truizmu:
kto się w dyspepsji nie chce szpony
dostać i tkwić w nich niestrawiony,
czy mieszka w Suchej, czy w Małkini,
niech z dala trzyma się od dyni! 🙄
Bobiku, tez znam tę anegdotkę, bardzo inspirująca, zawsze ja powtarzałam młodym reporterom, bo dla nich historia świata zaczynała się na dwa miesiące przed rozpoczęciem przez nich pracy!. A Teraz już dobranoc wszystkim!
No nie Bobiku, dynia jest cool! ( z imbirem i odrobiną curry na przykład)
Żono sąsiada, ale gdybym wszystko lubił, to nie miałbym o czym pisać ponurych wierszyków. 😎
Dobranoc. 🙂
Dynia jest very cool.
A ja co roku robię z niej galię – potrawę azerbejdżańską. W kostki, skropiona cytryną, wymieszana z posiekaną cebulą, dusi się z odrobiną soli i cukru (używam brązowego), dodaje się pod koniec suszonych śliwek i gotowanej drobnej fasolki. Dusi się jeszcze troszkę, wreszcie mniam mniam posypane kropką nad i – koperkiem. Mnie też się wcześniej wydawało, że dynia jest mdła. A guzik prawda! 😀
Pani Kierowniczko, doceniam Pani heroiczne wysiłki, ale niestety, z głębokim smutkiem muszę odesłać do 22.20 i 23.21. 😥
Ja dynię (jakby to przełożyć na tradycyjne narzędzia) tarkuję na dużych oczkach tarki i potem ją duszę na maśle. Przyprawiam wg fantazji. Daję do „kotleta” zamiast tradycyjnych ziemniaków, do tego surówka lub sałatka warzywna.
A gdzie jest powiedziane, że ja to tylko dla Bobiczka piszę? Przecież wiadomo, że psy to tylko kości i różne tam takie, czego ja nie jadam, a ten blog czytają jeszcze rozmaite osby, które taki przepis może zainteresować 😉
Polecam Państwu – http://wyborcza.pl/1,75480,5953369,Ucaluj_oblicze_tej_ziemi.html !!
Moniko, dziekuje skopiowalam. Ciasto podobne robie, na samym masle, tez bez jajek. Sprobuje Twoja wersje.
Tylko ta mechanika 🙂 reka, noz, makutra i walek to cale zmechanizowanie.
Do kompletu – http://free.art.pl/maslowska/ .
Rzeczywiście, wykazałem się niezwykłym egoizmem, nie biorąc pod uwagę wszystkich, którym przeszkodziłem w nieskrępowanym cieszeniu się dynią. Od wyrzutów sumienia będę chyba jeszcze bardziej ponury, a do tego jeszcze zasępiony. 🙁
Doro, sprobuje Twojego przepisu -, brzmi ciekawie, zwlaszcza z ulubionym przeze mnie koperkiem.
Wando, wyprobowalam z maslem tylko, ale z vegetable shortening wychodzi lzejsze (kiedys dodawano smalcu, w starych angielskich przepisach).
Kilka razy już miałem zapytać i zawsze zapominam. Co to jest ta kosher salt, która często widnieje w przepisach? Czy to zwykła sól, tylko koszerna, czy też całkiem co innego, co się pod tą nazwą ukrywa?
Zapomniałam dodać, że to się z początku wrzuca na masło! 🙂
Proporcje (wg „Kuchni narodów Kaukazu”): 600 g dyni pomarańczowej, 1 cebula, 60 g drobniutkiej fasolki, 60 g suszonych śliwek, 1 łyżka soku z cytryny, 2 łyżki masła, sól, cukier, koperek.
Smacznego 🙂
Bobiczku, kosher salt jest sola kopalniana, a nie morska, w Ameryce jest dosc grubo mielona. Lepiej sie nadaje do przetworow, ale nie wiem dlaczego,.
Sol morska dlatego nie jest koszerna, ze w morzu plywaja rozne niekoszerne stworzenia, np ostrygi ( to znaczy zakazane Zydom prawem koszernosci).
Dobranoc na dziś 🙂
Ja też już idę chrapnąć. Miałem dziś zamiar nawet jeszcze wcześniej, ale zbałaganiłem. Ale teraz już koniecznie!
Dobranoc. 🙂
🙂
Bobiku – cofam pytanie z blogu Hoko – juz wiem co sadzisz o kotach:)) pozdrawiam! 🙂