O, choroba!
Chyba naprawdę mamy już jesień, bo znowu się zawirusowałem. Leżę na kanapie otoczony powszechną troską rodziny i czytam o wirusach, żeby mieć teoretyczną podbudowę do walki z nimi. Okropnie to są wredne istoty-nie istoty. Niby nie są żywe, bo to ani zwierzęta, ani rośliny, ale jak się tylko dostaną do jakiegoś organizmu, to zaraz zaczynają prowadzić działalność bardziej ożywioną niż biznesmen czy minister. I jak one wtedy narozrabiać potrafią…!
Znamy oczywiście i takich ministrów, co to też ni pies, ni wydra, w stanie wyizolowanym na pozór niegroźni, ale nie daj Bóg, żeby wleźli w żywą tkankę i zaczęli działać, bo wszystko do góry nogami przewrócą i zostawią pobojowisko. Ale wirusy mają na składzie jeszcze lepsze sztuczki. Na przykład kradzież materiału genetycznego komórki, po to, żeby z niego zbudować własną kopię, a potem ją reprodukować w nieskończoność, póki organizm jeszcze dycha. To jest umiejętność! Do tego nie wystarczy prosty minister, do tego trzeba magika w rodzaju ojca Rydzyka. Ileż on już komórek społecznych przerobił na swoje kopie. I reprodukuje się dalej, a przestanie chyba dopiero wtedy, kiedy załatwi żywicieli na amen.
Sir Peter Medawar, laureat fizjologiczno-medycznego Nobla, nazwał wirusa „fragmentem kwasu nukleinowego otoczonym przez złe wiadomości”. No, istotnie, katar to nie jest dobra wiadomość, nawet jak usiłuję udawać, że mam go w nosie. Ojciec Rydzyk to wiadomość jeszcze gorsza niż katar. A już większa ilość jego kopii może przyprawić o ból głowy połączony z wysiękiem i ropniami.
Jeżeli ktoś już zaczął się cieszyć, że na moherozę jest odporny, na salonach władzy nie bywa, więc nie ma co się obawiać infekcji, to muszę go zmartwić. W pracy, w domu czy w zagrodzie, wszędzie to samo. Głupotę ktoś popełni i natychmiast powstaje bądź ile kopii. Słowo nieopatrzne ktoś powie i już replika leci. System immunologiczny się na chwilę zaduma, a tu już nowy wirus wyrósł. W żadnej komórce nie da się przed tym schować, bo wirus każdą na swoje kopyto może przerobić.
Najgorsze, że na to cholerstwo nie ma podobno całkiem skutecznego lekarstwa. Potraktowanie wirusa środkami w rodzaju miodu wydaje się go tylko rozzuchwalać. Osikowy kołek, czosnek i srebrna kula jak dotąd nie przyniosły rezultatów. Zawodzi również szklanka wody zamiast, choćby to była woda święcona. Zaklęć typu „tfu, na psa urok!” ze zrozumiałych względów nie będę polecał. Skuteczne mogłoby być ponowne wyizolowanie wirusa z organizmu, ale nikt jeszcze nie wymyślił, jak to przeprowadzić w praktyce.
Na razie więc nie widzę żadnej rady na wirusy, oprócz czułej opieki rodziny. No, jeszcze wierszyki można sobie pisać. Pomóc nie pomoże, ale czas chorowania szybciej zleci.
Kiedy wirus na ciebie źle wpływa,
cóż masz zrobić, nim zeżre cię całkiem?
Możesz żonę paskudnie zwyzywać,
lub za mężem uganiać się z wałkiem.
A gdy nie masz ni żony, ni męża,
możesz psu zabrać kość bez przyczyny,
kota oblać z konewki lub z węża,
lub do innej się przypiąć żywiny.
Lecz gdy nie masz ni drzewka bonzai,
tylko lustro, i smutek i kaca,
niech cię lepiej ten wirus ujai,
bo i tak ci się żyć nie opłaca.
Bardzo mi przykro, ze masz wirusa, Przyjacielu. Rzucilem sie do kompa, zeby poszukac co jest najlepsze na wirusy. Okazalo sie, ze nalezy zakupic software. Zaczalem sie zatem zastaniawiac jaki software bylby w Twoim przypadku najlepszy i natychiast wiedzialem: mysle, ze sweterek z kaszmiru bylby calkiem niezly. Takze skarpetki. Albo szalik, a najlepiej szal. Nie musisz tego nosic. Wystarczy ze sie tym owiniesz gdzies w poblizu kaloryfera.
Wspominasz, ze z wirusem zyc sie nie oplaca. Otoz to zalezy. Jesli zadbasz o wysoka jakosc zycia. to mozna miec wirusa az do wiosny. Kiedy mowie jakosc zycia to w pierwszym rzedzie mam na mysli wyzywienie odpowiednie.
Bazant. Kawior. Te rzeczy.
Nie masz isc do kuchni i sam sobie radzic z lodowka czy przy piecu. Musi byc doniesione. Estetyka podania jest wazne, ale nie moze to byc jakies nouvelle cuisine. POrcja musi byc jak dla doroslego Kota.
Musisz wytlumaczyc swoim rodzicom, ze sprokurowanie bazanta w sumie wchodzi znacznie, znacznie taniej niz wizyta u weterynarza. Oszczedza tez na benzynie. Bazant o tej porze roku powinien byc swiezy, a nie rozmrazany. Ale musi swoje odwisiec, zanim zaczna przygotowywac strawe dla chorego. Jest nawet takie angielskie powiedzenie: Feed a virus, starve a cold. Czyli, ze wirus potrzebuje dobrego posilku. Karm kota (czy psa) puszkami w czasie choroby, a mozesz sie z nim na zawsze pozegnac. I nalezy wprowadzac do organizmu duzo plynow – nawet nie musi to byc cos francuskiego (acz pozadane), moze byc z Chile, Hiszpanii, czy Poludniowej Australii. Gruzja ma tez niezle napoje mineralne.
A zatem pamietaj: software, zdrowe ekologiczne pozywienie i duzo pic!
Get well soon, Buddy!
kradzież materiału genetycznego komórki, po to, żeby z niego zbudować własną kopię, a potem ją reprodukować w nieskończoność to nie magia, a piractwo zorganizowane. Tym trudniejsze do wyeliminowania, że pewnie Bobik nie wpadł na pomysł zawarcia umowy z ZAiKS’em na ochronę swoich genów…
Biedny zwierzaczek, chyba go ostro wzięło, skoro takie defetystyczne teksty pisze… 🙁
Komisarz tak coś ostatnio o tych piratach… Czyżby jakaś akcja się kroiła? We współpracy z Interpolem może?
Jakby co, to może i dla praktykanta jakieś zadanie się znajdzie? Proszę, Komisarzu! W końcu każdy szczeniak marzy o tym, żeby powalczyć z piratami. 😉
Najpierw opiece technicznej dziękuję za spolegliwość. Mogłam bez kłopotu posłać link do Blogu Bobika wytrawnym czytelnikom i poślę ich jescze kilka, bo dobre wieści zasługują niemniej na roznoszenie od marnych. Dobrą wieścią jest Blog Bobika, bardzo dobrą.
Najpierw również pogratuluję Bobikowi talentu, a jeszcze goręcej jego używania. Bobiku, jesteś wielki. Mam nadzieję, że będzie się działo, czego przecież – co tu kryć – blogowi trzeba. Trzymam kciuki. Gdy nie piszę, oczywiście.
Uśmiech serdeczny Gospodarzowi i Gościom dołączam, Teresa
Tereso, dobre słowo z rana jak śmietana! 🙂
Ale powiedzże wreszcie, kto był tą modelką!!! 😀
swirki swirki
jak tak zle z Bobikiem to zawijam kiece i lece
dac na tace
moze pomoze?
swirki swirki
same modele 😆
Zacny i Szanowny Przyjacielu, Kocie Mordechaju!
Pewne mało istotne rozbieżności w naszym podejściu do wirusów mogą brać się z drobnych różnic… hmm… genetycznych między nami. Doceniam obecność ryb i ptactwa w diecie, nie zapomnę też nigdy smaku serwowanego przez Ciebie ekologicznego bażanta, którego, nie wstydzę się to powiedzieć, schrupałem do ostatniej kosteczki, nie licząc się w ogóle z tym, że drobiowe kości mogą mi zaszkodzić. Zresztą i tak nie zaszkodziły, więc rozsądek w tym przypadku na nic by mi się nie przydał. Trochę tylko żałuję, że nie oparłem się pokusie i nie doczekałem przyrządzenia tego szlachetnego ptaka au vin i ze wszystkimi szykanami, jak mi to w swej niezmierzonej dobroci proponowałeś. Ale na surowo też nic mu nie można było zarzucić, co chyba sam przyznasz, jako że w konsumpcji wziąłeś ożywiony udział.
Aliści, z powodu wspomnianych wyżej różnic genetycznych, muszę w leczeniu uciekać się do środków od wieków sprawdzonych w odniesieniu do mojego gatunku. Boeuf bourgignon na przykład. Z argentyńskiej wołowiny (która też musi się dobrze odwisieć, żeby mogła spełnić swoje zadanie), ze sporą ilością syropu bordoskiego, bulgoczącego na palniku około dwóch godzin i przepędzającego wirusy już samym zapachem, z wiechciem leczniczych ziółek jak tymianek, rozmaryn i pietruszka i oczywiście z liściem bobikowym, bez którego leczniczy efekt mógłby być wątpliwy. Dalej, z tejże wołowiny befsztyk wielkości talerza (normalnego, dorosłego, nie mojej miseczki), smażony tak krótko, że właściwie w ogóle smażyć się go nie opłaca. No i oczywiście rosół, nie zapomnijmy o rosole, którego podstawą, oprócz solidnego kawału szpondra, jest przyprawiająca o zawrót głowy kość szpikowa, umilająca jesienne wieczory jeszcze przez wiele dni po wychłeptaniu rosołu i wyjedzeniu mięsiwa.
Jak widzisz, psia medycyna korzysta z tradycyjnych, wypróbowanych sposobów i może dzięki temu nasz gatunek trzyma się całkiem nieźle, zwłaszcza w porównaniu z innymi, które, ku memu przerażeniu, tysiącami znikają z powierzchni naszego globu.
Na temat kaszmiru mamy takie samo zdanie. W żadnej wełnie nie wygryza się dziur tak świetnie, jak w kaszmirowej. Również nasze podejście do napojów mineralnych jest wyjątkowo zgodne.
Dziękując Ci za cenne wskazówki, pozostaję z najwyższym szacunkiem,
Bobik
Skowronku, nie zostaniesz, żeby mi pośpiewać? Nie wiem, czy to leczy, ale podobno łagodzi obyczaje. Możemy zresztą spytać Panią Kierowniczkę, czy to prawda, ona się zna. 😀
Po pierwsze, zdrowiej Bobiku pod czula opieka rodziny, bo nic tak nie leczy, jak czula opieka, co zdaje sie, ze ostatnio zaczeto nawet sprawdzac naukowo. 🙂 Mysle, ze Mordka 🙂 wyznaczyl tutaj swietny plan, ulegajacy oczywiscie modyfikacjom, w zaleznosci od tego co lubisz (nie wiem jak bardzo lubisz bazanta?), ale polegajacy na tym, ze Ci wszystko czule podadza na kanapie lub do lozka.
Po drugie, te wirusy maja i lepsze strony. Co prawda zjawisko Rydzyk sie reprodukuje, ale takze na przyklad na internecie glupie miny politykow, ktore osmieszaja ich wielokrotnie wiecej, niz za czasow, gdy w gazecie papierowej mozna bylo znalezc tylko oficjalne komunikaty. Wczoraj wieczorem, na przyklad, wysluchalam audycji w radiu o wirusowym wzroscie wplywu blogow, i jak to zdrowo robi na demokracje.
To ja biorę udział w reprodukowaniu demokracji? No proszę, zaraz się zdrowiej poczułem! 😆
Nie mam zadnych zastrzezen co do boefa burgundzkiego, z jednym wszelakoz zastrzezeniem – ze nie ma w nim marchewki. Marchewka to zaraza, ktora niejedno dobre danie juz zepsula, jak przyslowiowa lyzka dziegciu, cokolwiek to jest.
Cieszy mnie, ze podzielasz moj wieloletni sentyment do kaszmiru. Jednak zanim zabierzesz sie do wygryzania dziur, kaszmir musi byc dobrze spuszony pazurami, pare nitek wyciagnietych na prawa strone, a i wrzucenie don kilku pchel wynioslo niejeden kaszmir na wyzyny, ktore tylko Prawdziwy Koneser zdolny jest docenic.
Kuruj sie, Piesku, kuruj.
Jak się tu kurować, kiedy przed oblicze lekarza mnie nie dopuszczono i kazano przyjść po południu. Wrrrr!!! 👿
swirki swirki
a od kiedy to pieski do lekarza chadzaja?
swirki swirki
Bo po południu przyjmuje weterynarz…
Bardzo sympatyczny blog!
Musze to tu stwierdzic, chociaz normalnie to sie rzadko gdzies dopisuje, bo nie mam ochoty sie szarpac i pojedynkowac na wyzwiska. Wszedzie pelno nienawisci i pogardy.
To jest w ogole zreszta dla moderatorow problem.
Cenzury w zasadzie nie chcemy i jak najgorzej nam sie kojarzy, ale internetowa prawie-anonimowosc uwodzi niejednego do takiego dawania sobie upustu, jakie daleko przekracza granice dopuszczalnej degrengolady.
Oczywiscie co jest dopuszczane a co nie, na to sa rozmaite poglady i to sie z biegiem czasu zmienia.
Nie zmienia sie jednak, ze czlowiek chce pogadac z czlowiekiem, a do tego takie blogi jak ten, to swietny wynalazek.
Pieski chadzają do nieludzkiego lekarza. Tylko on, niestety, też ma zwyczaj jadać obiady… 😉
Witamy Gawrona! 🙂 Widzę, że zaczyna się tu tworzyć zalążek frakcji ptasiej. Może zainstaluję drążek i poidełko? 😉
Blogowe kocury uprzejmie proszę o przychodzenie na blog po posiłku! 😀
Ptactwo jako element przyciągający koty, które Bobik może pogonić. Taka konstrukcja…!
Bobika męczył stary wirus,
milczący niczym Solski,
dla zdrowia więc czarnego kota
pogonił przez pół Polski.
A kot za ptakiem i tak pędził,
więc było mu wsio ryba.
I (żeby dalej już nie mędzić)
do dziś tak gonią chyba… 😀
Bobiku, na wirusy nie ma lekarstwa. Jenym z nielicznych bylo AZT (czy wiesz, ze osobiscie znam czlowieka, ktory chemicznie pierwszy zsyntetyzowal ten lek?). Leczenie jest tylko (niestety) objawowe.
Pracuje z wirusami na codzien, a w zasadzie z jednym z ich rodzajow, ktore nosza nazwe fagow, dzieki ktorym odkryto wspomniana przez Ciebie transduukcje i transformacje materialu genetycznego. Fagi pasozytuja na bakteriach, czyli sa nieszkodliwe dla ludzi.
Milego kurowania sie i nie ogladaj za duzo telewizji. 🙂
Mnie chyba złapał wirus braku pomysłów na komentowanie… Nawet powiedzieć, że wirus też człowiek i jakoś musi żyć w tym towarzystwie jest trudno…
Pozostaje życzyć zdrowia!
Bobiku oh Bobiku
dopiero kilka dni u siebie i juz chory
te wirusy wiruja i lewituja
prosze chron sie
pij mleko (lubia pieski mleczko?)
p.s.masz milych przyjacol
do niedlugo
Rysiu, dziękuję w imieniu swoim i przyjaciół 🙂
Mleczko odpada, chyba że jako składnik „white Russian”. Wolę taki zestaw napojów, jaki proponowała Helena. 😀 Ale postaram się chronić przed wirującymi lewitantami, wirując w odwrotną stronę. 😆
PAK-u, nie musisz tryskać pomysłami, sama Twoja obecność jest kojąca. 🙂
Wirus też człowiek? Hmmm….. Ale chyba nie też pies? 😉
PA, przy Tobie to ja się nie ośmielam mądrzyć na temat wirusów. 😉 Ale one mnie naprawdę interesują i jak coś ciekawego na ich temat dorzucisz, to pochłonę w okamgnieniu.
AZT na wirusy społeczne niestety nie pomaga, nawet objawowo. Zastanawiałem się przez jakiś czas nad skutecznością kontrwirusów, czyli wpuszczania cichcem w zainfekowane komórki kontrinformacji, ale ostatnio ogarnia mnie w tej materii coraz większy pesymizm. To chyba nie działa. 🙁
Fagi też mnie interesują! 🙂
Bobik, nie zamierzam sie madrzyc, bo to by bylo, jak to powiedziec, zrzedzenie belferskie i infantylne zarazem. 🙂 Jest pelno naprawde dobrych ksiazek i artykulow prasowych (polecam niektore wstepniaki w Nature i Science, rowniez Scientific American, francuskie Vie), gdzie wszystko jest doslownie, lopatologicznie, z ilustracjami.
Bylem nieprecyzyjny. Ja uzywam te fagi jako narzedzie do klonowania. No widzisz, znowu o klonach. Moze dlatego, ze jesien. 🙂
PA, ale w mądrych książkach nie ma np. o tym, że znasz osobiście człowieka, który zsyntetyzował AZT. To są już smaki blogowe. My zdies aniekdotcziki. 🙂
Ale te klony na innym blogu to chyba nie Twoja sprawka? 😯 😉
Przypomniało mi się jeszcze, co chciałem odpowiedzieć w związku z Che. Mnie się nie wydaje, żeby on był powszechnie widziany jako krwawy terrorysta. Ci wszyscy młodzi ludzie, którzy noszą go na T-shirtach, widzą w nim raczej idealistę i kogoś, kto się zbuntował przeciw zastanemu porządkowi, na co sami mieliby ochotę, ale nie bardzo wiedzą, jak to wykonać. I chcieliby, i boją się. Więc obnoszą się z Che niejako zastępczo. 😉
Bobik, ten AZT- guy to przemily pan, ktorego czasami spotykam w windzie. Czasami zartujemy o wszystkim, chociaz on ma wiecej niz 70 lat i jest „wybitnym uczonym”.
Co do Che. Polska jest unikalnym krajem, ktory bezmyslnie kopiuje wszystkie slogany prasy amerykanskiej. Poniewaz Che byl czescia rewolucji kubanskiej i F. Castro, to jest bandyta. Dla mnie bandytami byla Ulrike Meinhoff i Andreas Baader, jezeli jeszcze ich pamietasz. Taka grupa znudzonych szczeniakow, ktorzy chcieli zabawic sie w terroryzm.
Tylko nie szczeniaków! Szkoda takiego ładnego słowa na tych tam… 😉
Mieszkając w Niemczech raczej trudno nie wiedzieć kim byli Baader i Meinhof. Zgadzam się z tym, że choć zaczęli też od płomiennego idealizmu (dość dużo czytałem „wypowiedzi programowych” grupy w związku z pewnym seminarium), skończyli jak zwykli bandyci. Ale nie kwitowałbym tego „znudzonym szczeniactwem” , bo 68 i następujące po nim lata zatrzęsły w Niemczech posadami – i państwa, i świadomości ludzi. RAF i toczące się wokół niego dyskusje miały w tym duży udział, dlatego ówczesny terroryzm jako zjawisko jestem skłonny brać nader poważnie, niezależnie od tego, co osobiście myślę o U.M., A.B., czy G.E.
No, zobaczę, czy mi się tym razem uda z nieludzkim lekarzem… 😉
Bobik, jeszcze o tych anegdotach. Pewnie, ze fajnie spotykac lub znac osobiscie ludzi znanych z telewizji lub gazet. Kazdy jest troszeczke prozny, ze bierze udzial osobiscie w czyms waznym. Takze ja, gdy widzi w windzie, obok siebie kogos znanego. 🙂
Moze kiedys sobie porozmawiamy o historii tych lat (koniec lat 60-tych i 70-te), bo to moja mlodosc i czule miejsce w moim sercu. 🙂
Na rozmowy jestem łasy prawie jak na pasztetówkę. 😀 Tylko muszę najpierw wrócić od tego lekarza. 😉
Jak tam Piesek Choreniesek? Czy Pan (Pani) Werertnarz byl (a) dostatecznie delikatny(a)? Czy obcinal(a) pazury?
Bo nasz Pan Young, , to nie dosc, ze wymaca, zeby obejrzy, to jeszcze pazurki poobcina. I Fronrline’a wetrze w karczek. Czy zostales odpchlony?
To, co pisze PA2155 przypomina mi o tej znanej teorii, ze podobno wystarczy 5 czy 6 usciskow dłoni, aby połaczyc nas z kazdym innym czlowiekiem na swiecie.
swirki swirki
a komu jest lepiej po tym macaniu?
macanie pewnie sie wlasnie odbywa…
Gawron: moze, po prostu, nasiaknalem obyczajami amerykanskimi. Ale nie zaluje tego. 🙂
Pwawdziwy weterynarz albo lekarz zawsze musi wymacac.
Choc dzis czesciej znacznie macaja weterynarze, zas lekarze wszystko biora na gebe. 🙁
PA2155
w szkole sredniej myslalem ze che jest wielki
bylem mlody i lewicujacy
teraz zaliczam mniej lub wiecej che baeder meinhof ensslin raf
czerwone brygady do grupy ludzi niebezpiecznych
radykalizacja ich”marzen”zakonczyla sie rozlewem krwi
niewinnych przypadkowych ludzi
to na tyle…..
Weterynarz, przemiły Wietnamczyk, uprzejmy jak tylko ludzie z Dalekiego Wschodu być potrafią, obmacał, obstukał i gęby się nie czepiał. 😉 Nawet czekać długo nie musiałem.
Rysiu, dla mnie Che mimo wszystko jest postacią bardziej niejednoznaczną niż RAF-owcy. Po pierwsze, trochę on wcześniej działał i mógł mieć jeszcze złudzenia co do rewolucji, oni już znacznie mniejsze. Po drugie, czym innym były jednak porywy rewolucyjne w krajach np. latynoamerykańskich, a czym innym w kraju, było nie było, demokratycznym, nawet jak ta demokracja w Niemczech była do 68 dosyć zatęchła. Po trzecie, Che miał jednak wątpliwości, rozczarowania, miotał się czasem i hamletyzował, co mi go usympatycznia. Natomiast przywódcy RAF mogli wiedzieć już od początku, a w każdym razie dość szybko zobaczyć, że ich działalność raczej nie prowadzi do pomnożenia dobra w świecie, ale z tępym doktrynerstwem parli do przodu.
Ale nie należy z tego wyciągać wniosku, że Che jest moim idolem. 😉
Ta teoria 5 czy 6 uścisków, o której pisze Gawron, jest bardzo interesująca. Zabawiałem się kiedyś takimi obliczeniami, ile uścisków dłoni mogłoby mnie dzielić od różnych na chybił trafił wybranych osób lub osobistości. Czasem wychodziło zaskakująco mało. Na przykład od Che tylko dwa (czy jeden, w zależności od tego, jak się liczy), poprzez znajomego kongijskiego lekarza, który przed swoimi studiami medycznymi w NRD był towarzyszem broni Kabili seniora i Che, podczas jego kongijskiego epizodu. 😉
A co, ja się też lubię pochwalić, kogo spotykam w windzie. 😆
slyszalem,czytalem o watpliwosciach che
ludzi raf ponioslo ale U.M nie byla pozbawiona watpliwisci
czy inni tez ? hm…
niektorych zawiodlo do npd(sic!!!)
szkoda ze mieszkam nisko
o windo,o windo
usciski
RysiuB, mozesz zawsze przecoez wylatywac ponad poziomy! 🙂
A jak tam nasz Chory? Czy niczego mu nie brakuje?
Rysiu, podobnie jak Bobik nie jestem fanem rewolucji i tego Pana w Berecie, ktorego tak nie lubisz. Chyba te sprawy rewolucyjne sa nieco przebrzmiale i rozpatrywanie ich w systemie bialo-czarnym, ktory jest systemem binarnym jest niepowazne. On kojarzy sie nam z czyms z przeszlosci, zwlaszcza gdy, Bobik widzi go codziennie na piersi mlodego pokolenia niemieckiego.
Bobik, czy oni Twoim zdaniem, sa nihilistami? 🙂
Pytanie drugie i ostanie: czy masz szanse na wyzdrowienie? 🙂
Heleno , a wiec HOP….!
PA2155 masz racje to jest nieco przebrzmiale
mlode niemeckie pokolenie uzywa wizerunku che jako ciekawego znaku graficznego ,koszulki,torby paski,buty…….
moze to jest dzisiejszy nihilizm…
Bobik walczy dzielnie z wrusami ale te fagi…jakie tu ma szanse kto wie
???
No, czy ja jestem bakterią, żeby fagi mnie pożarły? 😯
Ja walczę, rodzina się troszczy, wirusy kopiują – wszystko w normie 🙂
Bobiku, a czy przemily pan doktor od pieskow cos Ci w ogole przepisal, czy tylko zaordynowal zwiekszony wysilek rodziny w utrzymywanie Cie w stanie najwiekszego szczescia mozliwego w tej wirusowej sytuacji? 🙂
no,nie pieskiem malym malutkim i bardzo chorym
mily dzien z wami mialem ,dziekuje
do zobaczenia(?)za tydzien
jedziemy do szczecina na groby bliskich
a wiec…..
A właściwie dlaczego PA nie będzie miał już więcej pytań do mnie? Ja lubię pytania 🙂
Wizerunku Che (i innych tego typu symboli) część młodego pokolenia Niemców na pewno używa tylko jako znaku graficznego, ale nie wszyscy. W rozmowach z niemieckimi szczeniakami nieraz wyczuwam tęsknotę za „wielkim czynem”. Coś podobnego zresztą było i w Polsce, np. zazdrość pokolenia „małej stabilizacji” wobec pokolenia powstaniowego. „Bo oni to coś przeżyli, mieli jakąś Sprawę, a nasze życie to nudy na pudy”.
Idealizm młodzieży niemieckiej wyładowuje się głównie w ruchach ekologicznych, korzystaniu z alternatywnej medycyny, nieoglądaniu reklam albo telewizji w ogóle, itp. Ale niektórzy mają poczucie, że to za mało i że coś w życiu tracą, nie spalając się w jakiejś walce na całość. I ci też noszą koszulki z Che. Ale to chyba lepiej, niż gdyby poszli naprawdę się tłuc?
Moniko, pan doktor przepisał mi antybiotyk, którego jak zwykle nie wezmę, póki nie będę umierający. Na wirusy i tak on nie pomoże, a z wtórnymi zakażeniami bakteryjnymi wolę walczyć odpornością własną i domowymi sposobikami. A zresztą, w razie czego napuszczę na bakterie doborową, rewolucyjną jednostkę fagów, żeby załatwiły tych krwiopijców! 😉
Rysiu, dziwnie to zabrzmi, jak napiszę, że Ci zazdroszczę jechania na groby bliskich, ale rzeczywiście tak jest. Nam jest zawsze bardzo przykro obchodzić Swięto Zmarłych tutaj, a w tym roku będzie przykro szczególnie, bo mamy w Krakowie dwa bliskie groby całkiem świeże i dwa odrobinę starsze, ale jeszcze nie do końca opłakane. Zawsze w ogrodzie, na grobach naszych piesków, zapalamy lampki dla wszystkich bliskich, z pieskami i inną zwierzyną włącznie, ale nie jest to to samo, co pójść na Cmentarz Rakowicki. 🙁
Ale wracaj nam zdrowy i z zapałem do pisania. 🙂
Heleno, jak się sprawują nowe tabletki E. ?
Bobiku, wlasnie przeczytalam gdzies, ze 47% lekow na recepty w Stanach jest przepisywane niepotrzebnie (i sa to glownie antybiotyki) w sumie po to, zeby pacjent poczul sie doceniony. To ja juz wole jakiegos szamana indianskiego – taniej, i bez skutkow ubocznych. Ale ladnie, ze pan doktor chcial Cie docenic. 🙂
On mnie chciał docenić bo mnie nie zna! 😀 Ja mam dwóch panów doktorów: jeden jest naprawdę od leczenia i ten mnie zna, bo z nim się wykłócam i np. oświadczam, że antybiotykami może się wypchać, albo że o jakiejś tam formie leczenia mam złą opinię i w związku z tym nie zamierzam jej się poddawać. Tylko u niego są straszne kolejki. Drugi pan doktor jest od wypisywania zwolnień i niepotrzebnych recept, które lądują w koszu na śmieci. Nie ma u niego tłoku i jest bardzo miły, więc ja dla niego też jestem miły, bo niby czemu miałbym nie być, jak on i tak nie może mi w żaden sposób zaszkodzić? 😉
Czyli można powiedzieć, że prowadzę z doktorami zabawę w dobrego i złego glinę. Albo w dobrego i złego psa? 😀
Ha, Bobiku, stosujemy te same techniki. Moj zwykly pan doktor jest cudowny, taki przedwojenny, co to ma czas na dluzsza rozmowe i nie polega wylacznie na wynikach badan laboratoryjnych. Tez jest oblezony, i nie trzeba sie z nim wyklocac, bo jest zdeklarowanm minimalista, ale trzeba do niego jechac troche dalej. A drugi jest na wszelki wypadek, i takze probuje mnie doceniac, ale podobnie jak Ty nawet sie z nim nie wyklocam. Na tlok nie cierpi, i to chyba jego glowna zaleta, oprocz bliskosci geograficznej. 🙂
Moja mama ceni sobie tego zapasowego za jeszcze jedną rzecz (oprócz tego, że jest uroczy i nawet nie trzeba do niego jechać, wystarczy pięciominutowy spacerek). Jako jedyny lekarz w okolicy nie próbuje 40-kilogramowej pacjentki natychmiast dotuczać albo męczyć badaniami, żeby wyjaśnić przyczynę tak straszliwej niedowagi. Widocznie jako Wietnamczyk jest przyzwyczajony do takich gabarytów. 😀
A ten bardziej oblezony probuje Mame dotuczac? Jesli tak, to wyobrazam sobie interesujace sceny wyklocania? :-))
Próbował, ale zrezygnował, jak zagroziła, że Bobikiem poszczuje 😆
No i dobrze, to byl wystarczajaco mocny argument. Gdy moje dzieci byly nieco mniejsze, czasem pomagalo szczucie rozloszczonym, zabkujacym niemowleciem. Rozzloszczone czterolatki tez bywaja skuteczne – w koncu to szczenieta ludzkie. 🙂
Bobiku, zawsze się łatwo przeziębiałam, moje grypy czasem kończyły się zapaleniem płuc nawet. Z przeziębienia nie sposób mi było się wydostać, trwało i trwało. Tabletki z antybiotykami włącznie, zastrzyki, nawet bańki, gdy wszystko okazywało się nieskuteczne. Miała być taka moja uroda plus wszystkiemu winne papierosy, gdy już paliłam.
Teraz, czyli w okresie ostatnich kilku lat zdarzyło mi się przypłacić chorobą dwa zziębnięcia/zmoknięcia, tyle że choroba trwała dobę, nie zaś miesiąc, czy nawet kwartał. Jej przebieg to bardzo wysoka gorączka (kiedyś tej gorączki wiele nie było), powyżej 39’C, brak apetytu zupełny i niemożność przełknięcia czegokolwiek ze względu na niesamowitą gorycz jaką smakowało wszystko z wodą włącznie. No, niewyobrażalnie gorzko może smakować zwykła woda, kawa, cokolwiek.
Moja odporność się bardzo zmieniła, na korzyść, mimo że nadal palę papierosy, Na własny użytek uważam, że wirusy żywią się cukrami, najlepiej prostymi, ale i złożonymi, tym bardziej dwucukrami nie pogardzą, więc jeśli ich ode mnie nie dostają to muszą się poddać, bo jak bez jedzenia. Jednego dnia maiałam 39′ z kreskami, a za dobę 37′ i już było po chorobie. Oczywiście, w ten następny dzień smakowało mi wszystko normalnie.
Może to ta wysoka temperatura „wypala” choróbsko i nie ma za trudno, gdy ja nie „podkarmiam” cukrami nieprzyjacioł ? Jak jadło przestaje być przeraźliwie gorzkie odżywiam się daniami z żółtek i gotowanych/duszonych warzyw, boczkiem i rosołem, co pomaga szybko zapomnieć o chorobie, i prędko na nią się nie narazić, a jeśli już to na króciutko. I bez jakichkolwiek leków, nawet placebo, którymi jakoby lekarze faszerują nas dla wzmocnienia naszego poczucia bezpieczeństwa w chorobie. Z witamin używam jedynie wit.C w pietruszce, pozostałe mam w żółtkach.
No, zobacz. Dostałam od Worda informację, że błąd 404, co skopiowałam i do opieki technicznej wysłałam, a tu, cud, komentarz wklejony. Niezbadane są wyroki niebios…
Ja też wierzę w lecznicze działanie gorączki (mimo że lekarze lubią faszerować pacjentów lekami przeciwgorączkowymi) i dlatego najbardziej wściekają mnie choroby przebiegające bezgorączkowo, bo nie mam poczucia, że organizm się broni. Ale tak w ogóle, to nie przeziębiam się co kilka dni i zwykle nie ma to u mnie jakiegoś szczególnie ciężkiego przebiegu. Teraz miałem chyba pecha, bo wylazłem z jednego zawirusowania, czysto gardlanego i zaraz dopadło mnie następne, katarokaszlowe. Sądząc z dotychczasowego przebiegu, powinno przejść za jakieś dwa dni.
A nie wpadliście na pomysł, że może ja tak trochę przesadzam z tą swoją nieszczęsnością, po to, żeby wszyscy byli dla mnie dobrzy? 😆
Ale czy czasem w ogole nie o to chodzi? Czasem dobrze troche pochorowac (nie za duzo i niepowaznie, oczywiscie), zeby wszyscy byli dobrzy i pozalowali, a potem wraca sie do rownowagi. Moze dlatego w moim przepisie na wylazenie z przeziebien zawsze znajduje sie duzo herbaty (wtedy akurat imbirowej, z cytryna i odrobina miodu), oraz jakis film – no nie wiem, moze „Enchanted April”, albo „A Room with a View”, albo cos czarno-bialego, klasycznego.
Bobioczku, jeszcze sie nie sprawuja, gdyz jeszcze ich nie mamy. Bo procedura jest taka: Pan specjalista wyraza zgode ustna. Potem musi napisac list do pani domowej lekarki. Potem pani domowa lekarka musi wypisac tabletki. Po ktore musze pojsc. Potem skladam zamowienie w aptece. Nazajutrz ide do apteki po odbior.
Tymczasem jestesmy na etapie nr 1 – to znaczy mamy zgode na tabletki z marijuany, ale czekamy az pan specjalista napisze list do lekarki. Tymczasem jeszcze nie byl laskaw. Ale jutro do niego idziemy i bedzie mial do czynienia ze MNA.
A dzis rano ja zostalam skrzyczana jak bura suka (za przeproszeniem suk) przez pania chirurg, ktora zmieniala mi opatrunek z zeszlotygodniowego zabiegu, bo smialam sie wykapac co jest surowo verbotten. Nastepnym razem, za tydzien, przed pojsciem na kolejna zmiane opatrunku wysusze sie suszarka do wlosow. Ale wszystko goi sie wspaniale, wiec nie wiem o co byl ten krzyk.
Poprzedni chirurg pozwalal mi sie kapac, po paru juz dniach. Wiec nie mam zamiaru jej sluchac.
Jak mowi E: nikt tak kotu nie dogodzi, jak sobie kot sam dogodzi.
No to z dealerem naprawdę jest szybciej i sprawniej. 🙁
Ale co Helena w tym kąpaniu widzi, to ja w ogóle nie rozumiem. Ludzie są czasem dziwni… 🙄
No przeciez, ze chcialam do dealera, ale taka tu byla histeria, ze szkoda gadac.
Bo to nic nie trzeba mówić, tylko po cichutku do dealera, zakupić, ciasteczek napiec i na fajf zaprosić. 😉
Helenko, Twój zabieg to nie jest coś, czym się martwisz?
Tereso, ja już dawno stwierdziłem, że najlepszym lekarstwem na własne zmartwienia są cudze zmartwienia. Helena prawdopodobnie też zna tę zasadę. 🙄
Bobik, 23:39 – zupelna racja, tylko ten fajf, jak w Londynie i u Heleny, to pewnie o czwartej.
Prawda, Bobiku…
W związku z – jak się wydaje – dużą dowolnością czasu fajfowego, idę sobie zaraz zafajfować. Z herbatą, bez ciasteczek. 😀
O, tak, bo w Anglii herbata jest lekarstwem na wszystko (na szok – mocna z cukrem, na zmartwienia – kazdej mocy, byle z kims przyjaznym, co wyslucha). 🙂
Biegnąc na fajf zahaczyłem o blog Kierowniczki i przemyciłem tam nagranie z koncertu, które bardzo lubię, więc i Wam wpuszczę 😀
http://www.youtube.com/watch?v=OafqYNCzq5U
Bobiczku, jak to, fajf o północy? 😯 😀
No przecież przed chwilą było o tym, że fajf może być kiedykolwiek. To nie ja tak ustaliłem. To Anglicy! 😀
Teresko, nie martwie sie tym zabiegiem. Ten zeszlotygodniowy to nie bylo nic powaznego, wrecz kosmetyka i lekkie poprawioanie malych niedorobek z dwu poprzednich operacji. I tym razem pod lokalnym znieczyleniem. Jak mowia Anglicy przy herbacie – nothing tp write home about!
Dobranoc. Skonczylam dluga rozmowe telefoniczna pa duszam.
Mam nadzieje, ze nasz prawdziwy Choreniesek chrapie sobie w koszyczku.
Miejscowym, nie lokalnym sie mowi!
Helenko, niech więc idzie ku lepszemu w każdej sprawie jaka jest Ci bliska.