Z dziennika Labradorki
Poniedziałek
Przeczytałam u Bobika, że moje istnienie podawane jest w wątpliwość. Podobno niektórzy żądali nawet dowodu w postaci fotografii. W czasach Fotoszopu! Tak jakby nie można wizualnie w dowolnym momencie przerobić Bobika na mnie, a mnie na jakiegoś jamnika.
Sama nie wiem, czy się śmiać, czy zadumać nad ograniczonością ludzkiego umysłu, czy po prostu machnąć łapą.
Wtorek
Dalej wałkują tę kwestię, czy ja jestem, czy mnie nie ma. Do licha, czemu to dla nich takie ważne?
Ludzie są bardzo dziwnymi zwierzętami i pies, który chciałby te stworzenia dobrze poznać, musi na to przeznaczyć praktycznie całe swoje życie, które przecież oferuje inne, ciekawsze zajęcia. Może będę udawać, że ich wątpliwości nie zauważam?
Środa
A jednak kwestia mojego istnienia bądź nieistnienia zaczęła mnie trochę zajmować. Mniejsza o fotografię, ale właściwie jaki ja sama mam dowód na to, że istnieję? To, że Bobik tak twierdzi, nie jest żadnym dowodem. On różne głupoty opowiada, jak to szczeniak. Wybaczam mu to, ale przecież nie mogę go traktować całkiem poważnie.
Myślę więc jestem? No nie, to też okropne uproszczenie. Najprawdopodobniej wcale nie ja myślę, tylko język mną myśli. Chociaż z drugiej strony trudno też byłoby mi się upierać przy tym, że jestem, bo nie myślę…
Chyba z tego wszystkiego zjem kolację. To nie wymaga myślenia, wystarczy apetyt.
Czwartek
Jak się zorientowałam, niektórzy podejrzewają, że ja jestem jakimś alter ego Bobika. Co za idiotyzm! Rozumiem wprawdzie, że alter może się zachowywać całkiem inaczej niż ego. Doktor Jekylll zawsze częstował mnie pasztetówką, a pan Hyde kopniakiem. Ale przecież nas z Bobikiem różni po prostu wszystko – wiek, płeć, wzrost, rasa, temperament, ubarwienie, rodzaj futra… A przede wszystkim to, że ja zwykle wiem, a on nie wie.
Czego to ludzie nie wymyślą…
Piątek
Okoliczne Koty stanowczo potwierdziły moje istnienie, twierdząc nawet, że jak na moje lata jest ono całkiem intensywne. Czyżby do potwierdzenia własnego bycia potrzebni byli jacyś Inni? Gonię Koty, więc jestem?
Nieco mi trudno przyjąć optykę, która do tego stopnia uzależnia mnie od otoczenia, ale trzeba przyznać, że to jest przynajmniej jakiś pomysł.
Sobota
Nie mogę się doczekać siódmego dnia, kiedy wreszcie będę mogła odpocząć od tego stwarzania dowodów na coś, wydawałoby się, tak oczywistego, jak to, że jestem. Okropnie to męczące. I wcale nie jestem przekonana, że do czegoś prowadzi.
Niedziela
Ufff! Obgryzanie kości, wylegiwanie się na tarasie, leniwe kłapanie zębami na kosy. Nawet Bobik nie zawraca głowy, bo poleciał gdzieś ze swoją szczeniacką paczką.
Jaka to jednak przyjemność, nie kombinować i nie latać za istnieniem jak za własnym ogonem. Być. Nawet bez stuprocentowej pewności, że się jest.  
 		
Z panią Suleman zdaje się są większe problemy:
http://en.wikipedia.org/wiki/Nadya_Suleman
Z tego hasła wynikałoby, że ona ma poważne problemy emocjonalno-psychiczne ze sobą. Trudno sądzić, że ktoś by się poważnie nie zastanawiał nad introdukcją 6 zarodków do macicy, co ona zrobiła. Jako powód podaje taki, który w kościele kat. by wzbudził zachwyt: nie chciała, by zapłodnione zarodki zostały zniszczone. Swoją drogą ciekawe jak było ją stać na drogie zabiegi. Lekarz, który to wykonywał, został pozbawiony praw medycznych.
Tak naprawdę problemem jest to, że ludzie o różnych problemach ze sobą mogą bezkarnie sięgać po anaturalne środki biologiczne, co powoduje doniosłe skutki dla nich i dla społeczeństwa. A to dopiero początek zmian. Jeszcze dobrze nie przećwiczyliśmy wszczepianie procesorów elektronicznych do organizmów (chociaż zdaje się jest to stosowane w wojsku w przypadku zwierząt).
Tak więc nie sądzę, że mamy do czynienia z wybuchem tłumionych negatywnymi uczuć. Ta pani ciężko zapracowała na to co się dzieje z nią.
Oczywiste, że w każdym bliskim kontakcie jest oscylacja plus-minus, oczywiste także, że kultura blokuje relacje minus w stosunku do potomstwa; ale w takiej Polsce widać dość wyraźnie, że matki nie krępują się często w wyrażaniu negatywnych uczuć do dzieci. Agresja czasem jest nieprawdopodobna.
Dzień dobry 🙂 U nas pogoda też paskudna, ale i powód do uśmiechu jest. Po pergoli przechadza się sójka, w całej swej sójczej krasie. Pierwszy raz do naszego ogrodu taki gość zawitał, więc przyglądam mu się z należytym nabożeństwem i Pręgowanej z domu nie wypuszczam. 😉
Zaraz, zaraz… eee, to chyba jednak nie nasza pergola była głównym obiektem zainteresowania, tylko sąsiedzka czereśnia. 😛
Tadeusz,
nie chodzi mi o agresję. Zwłaszcza o agresję wobec dzieci.
Czym innym jest niekontrolowane adreagowywanie, a czym innym świadome doświadczanie negatywnych uczuć.
Mam na myśli symboliczny terror. Stereotyp ulukrowanej miłości macierzyńskiej.
Dla mnie, przed wielu laty, niezwykle ważne było przeczytanie antologii opowiadań kobiet, na temat ich sposobu przeżywania macierzyństwa.
To nie były obrazki wysmażane przez katolickich księży.
Niestety nie pamietam tytułu książki. A tak bardzo chciałabym ją przeczytać jeszcze raz.
Pamiętam, że największe wrażenie zrobiło na mnie, wtedy, opowiadania Marii Kuncewiczowej.
Też mi się wydaje, że trudno panią Suleman posądzić o całkowitą równość pod sufitem. Jeżeli ktoś już po pierwszym dziecku ma depresję i za dobre wyjście uważa zafundowanie sobie 13 następnych, to gołym okiem widać, że coś jest nie tak. A w końcu chodzi tu o osobę chociaż z grubsza obeznaną z psychiatrią, którą powinno być stać na refleksję „chyba dzieje się ze mną coś złego, pójdę do lekarza”.
Ogólnie w sprawie ambiwalencji uczuć zgadzam się z Tadeuszem jak również, z drobnym dodatkiem, że relacje minusowe w stosunku do potomstwa blokuje już natura (oglądałem przed chwilą fascynujący film o relacjach społecznych wśród szympansów), a kultura albo to jeszcze wzmacnia, albo przeciwne, daje przyzwolenie na odblokowanie. I powiedziałbym, że w niektórych kulturach, w tym w polskiej, robi się ambiwalencja do kwadratu, ponieważ wyrażanie złych uczuć i agresji wobec progenitury jest zarówno zakazane („wyrodni rodzice”), jak i nakazane („nie kocha syna, kto rózgi żałuje”).
Niestety, wbita w głowy „świętość rodziny” nie bardzo daje się z tym problemem w ogóle zmierzyć. Kiedyś w Krakowie szedłem przez jakiś czas za koszmarną parką, zajmuącą się cały czas słownym gnojeniem i upokarzaniem swojego na oko 6-letniego syna, nie żałując mu też klapsów i szturchańców. Nie wytrzymałem w końcu i odezwałem się, co oczywiście miało ten skutek, że zostałem zwyzywany od najgorszych i musiałem salwować się ucieczką 😳 bo już mi pięściami machano przed nosem. I jeszcze mi potem było okropnie łyso, bo nie miałem złudzeń, że oni sobie swoją frustrację z powodu tego incydentu odbiją na dzieciaku. 🙁
Świadome doświadczanie negatywnych uczuć, o którym pisze Jotka, to jeszcze inna para kaloszy, ale tu chyba nie ma się co ograniczać do macierzyństwa. W kulturach o rodowodzie chrześcijańskim (gdzie zgrzeszyć można było również myślą) represja tzw. negatywnych uczuć była przez wieki uważana za obowiązek, choć obyczaj dawał pewne furtki, którymi one mogły się wydostawać na zewnątrz, jak np. wojny, czy wspomniane wyżej brutalne karanie dzieci, rzekomo w celach pedagogicznych.
Ogólnie we wszelkich kulturach patriarchalnych mężczyźni mogli sobie pozwolić na wiele więcej „rozhamowania” niż kobiety. A u nas dodatkowo wizerunek matki Polki (i kult maryjny) stawiał kobietom bardzo wygórowane wymagania i okazywanie lukrowanej miłości do potomstwa było tylko jednym z nich, tak że ja bym był skłonny rozpatrywać to jako zespół spraw, nie izolowaną kwestię uczuć macierzyńskich.
Nawiasem mówiąc, moja ludzka mama dość regularnie zawiadamia naszego ludzkiego Młodego, że chyba będzie musiała go udusić, ale on wydaje się tym w ogóle nie przejmować, a nawet czasem (fakt, dość rzadko) wykazuje pełne zrozumienie dla tej chętki i uznaje, że uduszenie mu się należy. Nie wiem, co o tym sądzić. 🙄
Do historii Straussa-Kahna mam tzw. uczucia mięszane. Z jednej strony od początku mi się nie podobało (nie tylko w tej sprawie), że wyrok pozwolono wydać mediom, bo od tego są sądy. Wyroki medialne na ogół lekceważą zasadę domniemania niewinności, bo to się źle sprzedaje. Ale z drugiej strony nadal uważam, że S-K padł ofiarą własnego, instrumentalnego stosunku do kobiet. Gdyby nie uważał, że są to urządzenia do rozładowywania seksualnego napięcia, które samcom alfa po prostu się należą z założenia, pomyślałby 5 razy, zanim zdecydowałby się na quickie z pokojówką – nawet za jej pełnym przyzwoleniem. Nie trzeba wcale być jasnowidzem, żeby wykombinować, że taki numer dla żonatego polityka może się źle skończyć. A nieumiejętność przewidywania jest u polityka bardzo poważną wadą i ja bym chyba nie głosował na kogoś, kto taką cechę tak spektakularnie ujawnił. 🙄
Co do oceny S-K zgadzam się. Ale jest to kolejny przykład wyroków medialnych.
A z tą sójką uważaj, bo jakieś Twoje współdziałanie w sprawie ” czereśni sąsiadów” widać jak na dłoni. Udostępnienie pergoli do ataku, uniemożliwienie interwencji Pręgowanej itd. 😀
Faktycznie, wygląda na to, że doniosłem sam na siebie. 😳
Ale bezczelnie liczę na to, że sąsiedzi nie czytają polskich blogów, a nawet jak czytają, to guzik rozumieją. 😛
Obawiam się, że nasza wizja przeszłości kultur chrześcijańskich została mocno „zaprojektowana”, na ile znam opisy karnawału, odpustów, i innych rozkoszy tego życia, od średniowiecza do końca XVIII wieku, to tam było aż nadto możliwości, aby się wyżyć, wyładować swoje negatywne emocje, niezależnie od płci.
Ten ckliwy obrazek to, o ile dobrze pamiętam, wizja mieszczańska z XIX wieku (np. ten kicz wokół Bożego Narodzenia).
CO do S-K, to on uznał, że jest ponad wszystko i wszystko się zatuszuje. Też się bardzo starał, aby dostać po … no tym. I dostał.
A, o ile znam, niszczenie potomstwa cudzego jest jednak wbudowane w naturę, jako ochrona własnych genów. Aż do szympansów to sięga, które potrafią napadać na sąsiedni klan, zabijać samce i małe i uprowadzać samice. Tak więc chyba jednak te blokady są przede wszystkim kulturowe.
Tadeuszu, ja z postu Jotki zrozumiałem, że chodzi o stosunek do potomstwa własnego, nie cudzego. 😉 A hamulce w stosunku do własnego jednak są u wielu (choć wcale nie u wszystkich) gatunków naturalnie wbudowane.
Karnawały, odpusty, itd. były właśnie takimi furtkami, o których pisałem – zwyczajowymi formami „wypuszczania lwa”. A mniejsze przyzwolenie na jego wypuszczanie w przypadku dam jest jednak wiele wcześniejsze niż XIX wiek. Ckliwy i wyidealizowany wizerunek kobiety to np. kultura rycerska, trubadurstwo różne i takie tam. 😉 Przy czym fakt, że różnie się to rozkładało w różnych warstwach społecznych. I inny fakt, że ten wyidealizowany wizerunek w niczym nie przeszkadzał równoległemu istnieniu zupełnie inego obrazka, tzn. kobiety jako istoty nieczystej, narzędzia szatana, co zresztą skutkowało wynajdywaniem sposobów na utrzymanie tych szatańskich skłonności w ryzach przez wyżej na drabinie ewolucyjnej stojących mężczyzn. 🙄
Ale zgadam się, że XIX wiek dołożył tu swoją specyfikę, nie tylko zresztą u mieszczaństwa. Wiktorianizm również na tzw. wyższych sferach piętno odcisnął, a i do tzw. dołów to i owo się przelało. 😉 Co jest istotne: ta dziewiętnastowieczna specyfika bardzo żywotna się okazała i do dziś miewa się znakomicie, na co przykładów mamy od groma, w bardzo różnych dziedzinach.
Bobiczku, ja zrozumiałem, że Ty z kolei uogólniasz 🙂
DO tych kulturowych historii: co przekazały dzieła kultury wysokiej (zwykle te się zachowały) a co było faktycznie to często dwie różne rzeczy. Tak często piszą o kulturze rycerskiej 😆
Dzień dobry, 😀
na naszej pergoli, oplatanej przez ogromną winorośl, gniazdo uwiły kosy. Przedwczoraj trzy młode rozpoczęły naukę latania. Idzie im całkiem dobrze. Kosy tak zagmatwanie kręciły się po ogrodzie, że my (ludzie) nic o gnieździe nie wiedzieliśmy.
Nasze koty natomiast – tak. Ale wystarczyło kilka lotów koszących w wykonaniu kosów i towarzyszący lotom wielki hałas, a koty nasze zaczęły odczuwac przed nimi ogromny respekt. Cały czas ogród jest pod naszym nadzorem.
Dorosłe kosy karmią młode jeszcze przez 2 tygodnie po opuszczeniu gniazda. Mam nadzieję, że wypasione młode szczęśliwie wyruszą na podbój świata. 😀
A oczywiście, że w praktyce bywało różnie. 😉 Jak zwykle zresztą. Ale w tym przypadku konwencje są ważne, bo to właśnie one nakładały obowiązek takiego a nie innego zachowania się, często wbrew sobie, a nieraz bywały tak uwewnętrzniane, że różnica między ja, nazwijmy je, autentycznym i tym narzuconym przez konwencję była ciężka do wyznaczenia.
Nakaz posiadania wobec swojego potomstwa uczuć wyłącznie pozytywnych jest tylko jednym z takich nakazów konwencji, ale przecież wszyscy wiemy, że jest i mnóstwo innych. 😉
Za oknem paskudny ciapas 🙁 Z szeleszczącej prasy polecam http://tygodnik.onet.pl/30,0,65187,1,artykul.html
Mnie ta krótka notatka, do której dałam link, skojarzyła się z pewnymi zawodowymi doświadczeniami. Spotykałam młode kobiety na najlepszej drodze do poważnej nerwicy. Chodzi mi o matki noworodków, niemowlaków. Z jednej strony miały na tyle rozwiniętą samoświadomość, że nie udawały same przed sobą, że czują jedynie uwielbienie dla ukochanych maluszków. Z drugiej strony samo myślenie o tym, a co dopiero mówienie, wywoływało u nich silne poczucie winy. Tymczasem musiały się uporać ze zmianami jakie zaszły w ich wyglądzie, fizjologii, trybie życia, etc., etc., …
Rzecz w tym, że nie zostały w żaden sposób do tej sytuacji przygotowane.
Gdyby „groźby karalne” typu: „uduszę cię”, były rzeczywiście karane, nie wyszłabym z więzienia z powodu takowych. Kierowanych zarówno pod adresem progenitury, jak i współmałżonka – od 44 lat (zakontraktowane 42) tego samego 😉
Mogą skierować sprawę do sądu 😆
Irku i Bobiku!
Przy okazji udającej sójki zniosło Was w ćwierkanie służące utrwaleniu wspólnoty stada, a brzeg natury oddalił się od waszej łodki.
Z Wiki:
łańcuch [pokarmowy] spasania – rozpoczyna się od roślin zielonych (producentów), poprzez zwierzęta roślinożerne (konsumenci I rzędu), do drapieżców czyli konsumentów wyższych rzędów.
np.
ziemniak—stonka—bażant—lis;
trawa-koza-wilk.
Stwórca (postać virtualna, czyli pomyślana, niekoniecznie z niepustym zbiorem desygnatów) nie stosował operatorów liniowych (z Wiki):
Sieć pokarmowa to sieć pokazująca więcej niż jeden łańcuch pokarmowy np. trawa-mysz-sowa-lis (druga strona) niedźwiedź-sarna-liść.
Ekstensywny rozwój przemysłu petrochemicznego zrodził na Niżu Europejskim nowe elementy krajobrazu: wiosenne płachty foli przykrywające łany truskawek i woale siatek na czereśniach i innych drzewach w sadach. Folia i siatka są akcesoriami operacji przecięcia ogniwa w łańcuchu pokarmowym.
Po tygodniach przybywają gromady „Myszy i Ludzie” i zrywają owoce pestkowe zamiast bawełnę. Zaciskane jest nowe ogniwo łańcucha pokarmowego: mieszczuch.
Mieszczuch nie kojarzy, że gałka muszkatołowa jest ziarnem przwożonym z Wysp Korzennych, a cynamon robi się z drzew nie rosnacych w naturze (cynamonowiec cejloński!). Mieszczuch nie wie, że dając dziecku banana oswaja go z życiem nie-heteroseksualnym, bo plantacje bananowca są oparte o rozmnażanie bez zapylania. Zatem motylek i banan to para lipna.
Mieszczuch sam się często w sprawie żywiny oszukuje. Na przyklad: lipa z sosną razem rosną. A to tylko bajka.
Niemcy zasłynęli ostatnio z Zielonych. Wzrosła liczba Niemców wiedzących, że spasanie łąki przez Zieloną Kobyłę dobrze robi trawie. Zatem nie tylko w Niemczech świadomość, że przenoszenie zwyczajów z biocenozy Towarzystwo Wzajemnej Adoracji na agrocenozy (pola, łąki, sady) nie podlega zasadzie: „Porządek musi być.”
Odrobina bałaganu w głowie na temat żywiny pozwala fruwać fantazji i na przykład zieloność kobyły nie bierze się ze skubania trawy kuśa. (Ale Was psowate i kotowate zastrzeliłem nazwą!)
http://www.youtube.com/watch?v=NtOwhftcNZA
A w ten mżawkowy dzień sprowadzam w Bobikowy ogród rusałkę.
Légende de la vouivre
Tiré d’une ancienne légende de Franche-Comté, le personnage mythique de la Vouivre apparaît sous les traits d’une superbe sauvageonne, portant sur la tête un diadème avec un énorme rubis, objet de convoitise dans toute la région,
Mais la Vouivre est toujours accompagnée d’une armée de serpents invisibles qui surgissent au moment où on s’avise de dérober le bijou, et qui mettent le voleur en pièces. Arsène Muselier la découvre au moment où il fauche un de ses prés. La Vouivre se baigne toute nue, laissant ses bijoux et vêtements sur le bord de la rivière.
Arsène voit le rubis, mais il est davantage tenté par la baigneuse, ce qui séduit la Vouivre, plus habituée à être poursuivie pour ses richesses que pour sa beauté. Du coup, la Vouivre pourchasse Arsène partout où elle le peut. Au marché de Dole, il la retrouve habillée en citadine élégante, et elle vient le provoquer jusque dans ses travaux des champs.
Mais Arsène est un paysan prudent, à la fois réaliste et tendre, il est déjà amoureux d’une fille du pays, Juliette Mindeur. Contrairement au fils Beuillat, un bon à rien revenu de la ville sans gloire aucune, il ne cherche jamais à s’approprier le rubis.
Il affrontera pourtant l’armée de serpents pour tenter de sauver une gamine du pays, la petite Belette, au moment où Eugène Beuillat déclenche un tourbillon de reptiles par sa maladresse.
http://www.youtube.com/watch?v=U-GrKGLEess
Rany boskie, czy te wszystkie niewidzialne węże też wpełzły za rusałką na blog? 😯
To teraz trzeba będzie strasznie uważać, gdzie się stąpa. 🙄
A co sobie w deszczowy dzien będę odmawiał!
Nie wiem czy zeen przyzna się do inspiracji tej prowokacji, ale
Honi soit qui mal y pense
Fille piegé en Webcam nue
http://www.youtube.com/watch?v=WaFEb6GPJE4&NR=1
Miłych miałknięć, szczęknięć i w szczególe i w ogóle …
Psychologia już od lat próbuje zastąpić obraz matki idealnej pojęciem „matki wystarczająco dobrej”, która ma prawo od czasu do czasu sobie odpuścić i mieć minusowe uczucia bez poczucia winy (o ile nie robi przy tym dziecku realnej krzywdy). Ale, jak widać, przebija się ta zmiana paradygmatu z trudem.
Zapewne ma to związek nie tylko z konwencją, ale również z lękiem przed niejednoznacznością, który akurat w Polsce wydaje mi się dość silny. Myśl, że przeciwieństwa czy niezgodności mogą w życiu funkcjonować równolegle i wcale nie musi się walczyć o zwycięstwo jedynej słusznej prawdy, w ogóle wydaje się być dla ludzi lękotwórcza, ale mam wrażenie, że szczególnie zaznacza się to tam, gdzie stopień społecznego zaufania jest niski.
Mieszczuch sam się często w sprawie żywiny oszukuje. Na przyklad: lipa z sosną razem rosną. A to tylko bajka.
Staruszku, lipa z sosną zawsze rosną http://www.krosno.lasy.gov.pl/web/trzcianka/pomnikiprzyrody
Nie wspomnę już o Białowieży 😀
Ten Chmielnik to rzeczywiście Polska w pigułce. Czytałem i się zadumywałem. 🙄
Tadeusz (14:29),
nie wiesz jakie zapracowane są nasze sądy, serca nie masz? 😉
Dziś, w MEZZO TV o 20.30 http://archiwum.polityka.pl/art/choreograf-emocji,358719.html
Ja tez, Bobiku zadumalam sie nad Chmielnikiem. Dodatkowo, bo moi rodzice pochodza z jedrzejpwszczyzny. Jedrzejow byl zamieszkany w 90% przz Zydow, ale w dwadziescia lat po wojnie, kiedy spedzalam tam wakacje, nigdy bys tak nie pomyslal. Nie tylko nie bylo fizycznych sladow po Zydach, ale nie zachowali sie w rozmowach, nie bylo tez wyrazanego powszechnie po nich zalu, smutku czy wstrzasu z powodu bestialstwa jakie ich i ich dzieci dotknelo. Pamietam jakie to wydawalo mi sie dziwne, jak sie dowiedzialam, ze takie masy ludzi moga tak zniknac prawie bez sladu.
Drugi raz przydarzylo mi sie w Falenicy w ktorej sie urodzilam i wychowalam. Dopiero bedac nastolatka, w 1968 roku widzac jak znikaja kolezaniki i koledzy z mojej szkoly w nieznane, zaczalam zbierac strzepy informacji i wylonil mi sie obraz kompletnie innej Falenicy, zasiedlonej przez Zydow na zakupionych przez gmine zydowska ziemiach, tuz po pierwszej wojnie swiatowej.
To tylko szeptanie o zydowskiej przeszlej obecnosci, bylo nie bez przyczyny i dobrze, ze zaczeto o tym pisac i mowic.
O odtwarzaniu historii miejsca i czasu http://www.tnn.pl/
Szczególnie cenna jest „Wirtualna makieta…” ze wszystkimi danymi dot. mieszkańców już nieistniejącego Lublina
Irku!
Widziałem Twą fotkę wśród Twej zieleni.
Więc dedykuję Tobie ten wpis.
Zajrzałem do „mała ENCYKLOPEDIA LEŚNA” oraz w inne miejsca. Ta para drzew najczęściej jest przywoływana we frazie „lipa z sosną równo rosną” jako wyraz sceptycyzmu.
Z opisu rodzaju (pojęcie taksonomii) „lipa” wynika, że rodzaj obejmuje 30 gatunków, a gatunki dziko rosnące w Polsce to
lipa drobnolistna (Tilia cordata Mill.) i lipa szerokolistna (Tilia platyphyllos Scop.)
Lipa drobnolistna w stanie naturalnym występuje w lasach, głównie dębowo-grabowych. Natomiast lipa szerokolistna wymaga gleb żyznych.
W parku w Ciechocinku za muszlą koncertową jest aleja lip krymskich. Są one podatne na cięcie. Widziałem je przed ulistnieniem i ich korony nie przypominały znanych nam koron lip obu naszych gatunków rodzimych. Lipa krymska rośnie szybko i dlatego chętnie jest sadzona w szpalerach ozdobnych przeznaczonych do parków regularnych w stylu francuskim.
Omawiany park posiada interesujący starodrzew.
Interesującą kwestią jest wkład niemieckiej fundacji w renowację dwóch solankowych tężni ciechocińskich. O tym wsparciu finansowym trudno znaleźć wzmiankę w sieci.
Zdrówka życzę i życzę aby nie było konieczności leczenia w ciechocińskich sanatoriach.
A o lipach krymskich poczytać można pod fotkami tu:
http://www.cirrusimage.com/tree_Crimean_linden.htm
Co chwila ktoś gdzieś w blogosferze zarzuca jakiejś wspólnocie, że jest Towarzystwem Wzajemnej Adoracji.
Dla równowagi można Bobikowi pokazać co go mija!
A pyzy strachliwych mają rogi! A rusałki … {autocenzura}
Ze słownika związków frazeologicznych:
na psa urok – za pomocą takiej formuły odczyniano złe uroki. Dziś: Tfu, na psa urok! Po co powiedziałeś, że schronisko może być nieczynne?! Jeszcze naprawdę tak będzie, a wtedy chyba zamarzniemy w tych górach.
No już wyjdź Bobiku spod stołu! Żartowałem tylko!
Ja zawsze twierdzę, że wolę już Towarzystwo Wzajemnej Adoracji niż Towarzystwo Wzajemnego Dokopywania, więc zarzuty o byciem TWA stosunkowo niewiele mnie przejmują. To już bardziej boję się uroków przerzucanych na psy, ale staram się mieć zawsze na podłapiu jakieś odczynniki do odczyniania. 😉
Wrócłem właśnie z arabskiej uczty, pękając z przejedzenia i oblizując łapy, na których jeszcze sporo smaku zostało, bo dużo właśnie łapami było jedzone. Zaprawdę, powiadam Wam – ex oriente żarcie luks. 😀
@Bobik
Cztery nogi i niechęć do dokopywania?
A Prawda Gospodarzu! Co z Prawdą?
Ogonem się do Prawdy dokopujesz?
Ja też wolę TWA!
I pasztetówkę a nie walenie mnie po głowie kością tukową!
Smyram po przuszku.
Drepcę do legowiska, bo morzy.
Nic mnie nie morzy 👿 Od wczoraj dostaję latającej cholery i piegów 👿 Nie mogę kupić biletu 👿 Wstrętny Ryanair 👿
Młode (a osobliwie Młodego) nie jeden raz bym udusiła, gdyby nie to, że przed łapy opadają 🙄
No, wreszcie kupiłam przez kumpla. Co się temu draniowi nagle we mnie podobać przestało, pojąć nie mogę 👿
Dzień dobry. 😀
Dla tych, którym pierwsza kawa nie pomogła:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9886150,Jak_arcybiskup_z_miastem_handluje.html
Witam. 😀
Uśmiechnięta morda LG zastępuje wszelkie dopalacze.
Jadę w tereny. Ale ogrodowe 🙂
Witam, 🙂
arcybiskupa zostawię sobie na potem 👿
Dobrze mi trwać w leniwym, półsennym nastroju.
Zwierzak wspominał kiedyś o sytuacji Aborygenów. W tekscie poniżej poruszyły mnie, współgrajace z jej uwagami, słowa zasiłki za samo bycie Aborygenem
http://przewodnik.onet.pl/reportaze/nie-lubimy-obcych,1,4766079,artykul.html
A jednak przeczytałam, i po co? 👿 👿 👿
Dzień dobry 🙂 Telewizja znowu kłamie. Już od kilku dni zapowiadają ocieplenie i znowu się nie sprawdza. 🙁
Wiosną było lato, latem jest jesień… Ciekawe co klimat planuje na jesień i zimę? 😯
Haneczko, jeżeli ten Ryanair jest kumplem czy kuzynem Wizzaira, to możemy razem zrobić wyprawę odwetową i im pokazać. 👿 Nie wiem jeszcze jak, ale już my coś wymyślimy. 😈
Głódź na śniadanie to nie jest najlepsza przyprawa. Soki żołądkowe się burzą i nieprzyjemnymi skutkami grożą.
Kto to ostatnio zapowiadał, że nie będziemy klękać przed księżmi…? 🙄
Na lepszy nastrój – cytat z Tomasza Jastruna.
„Święte wody geotermalne”. 😆
Gwoli prawdy i scisłości, nie obiecywali przecież, że przestaną im w zębach kasę do pałaców donosić 👿 sie nie czepiaj Bobik 😉
Też tak myślę:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/kaczynski-z-rydzykiem-dechrystianizuja-polske,1,4780261,wiadomosc.html
O Aborygenach i nie tylko… Mną nie wstrząsa szczególnie fakt, że ktoś coś dostaje za samo należenie do grupy społecznie słabszej, wstrząsa natomiast często spotykana bezmyślność i bezduszność dawania.
Jeżeli za samo bycie psem ktoś mnie zechnie ze schodów, wskutek czego skręcę sobie kark i zostanę sparaliżowany, to chyba słuszne będzie i sprawiedliwe, żeby spychający poniósł konsekwencje swojego czynu i wziął mnie na utrzymanie. Tyle że samo rzucenie mi paru groszy, żebym nie zdechł z głodu, moich problemów wtedy nie rozwiąże. Będzie mi potrzebny wózek inwalidzki, rehabilitant, terapia zajęciowa, żebym nie zwariował z nudów i jakiś cień nadziei, żebym nie zachlał się na śmierć z rozpaczy.
Dużo mam do czynienia z wykluczeniem, niedostosowaniem socjalnym, tzw. dziedziczną biedą, etc. i wiem, ża sama forsa nic tu nie załatwia. Potrzebne są programy – rozsądne i elastyczne – tudzież odpowiedni ludzie do realizowania tych programów. Inaczej forsa będzie wyrzucona w błoto, problemy będą narastać, a dostosowani coraz częściej będą obwiniać niedostosowanych o to, że żyją. Co zresztą już się dzieje, praktycznie w każdym kraju, nie tylko w Australii.
O głupotę i bezduszność chodzi. Dokładnie o to!
Testujemy…
https://picasaweb.google.com/114730012948439010171/Ogrodek?authkey=Gv1sRgCNiZk-ypm6KJ_wE#5625416436754780530
I jeszcze inna fotka…
https://picasaweb.google.com/114730012948439010171/Ogrodek?authkey=Gv1sRgCNiZk-ypm6KJ_wE#5625415330238473842
Ha! Wygląda na to, że udało mi się wreszcie założyć Picasę. 😀 Nie rozumiem wprawdzie, dlaczego znalazły się na niej również jakieś dane Młodego, ale czy to ja wszystko na świecie muszę rozumieć?
Tylko że przez tę Picasę nagle brak aparatu zacząłem odczuwać bardzo boleśnie. Chyba będę musiał mojego Jobsa ponaglić. 🙄
Strasznie dlugo mi sie twoj blog laduje Bobiku 🙁 A czasem to nawet nie chce i wyswietla mi taka glupia strone, ze czas mu sie skonczyl 🙁
I jak ja mam w zyciu blogowym uczestniczyc?
Oj, jak mi przykro, Zwierzaku. 🙁 Ale może Zorientowani W Sprawie podsunęliby jakieś rozwiązania? Może wystarczyłoby np. przeglądarkę zmienić, albo nową wersję zainstalować? Mnie na przykład na pececie Firefox też się ładuje strasznie długo, a Explorer, którego właściwie nie lubię i nie cenię, akurat przy bobikoblogu działa bez zarzutu.
Drodzy Zorientowani – ruszta rozumami. 🙂
Wiem, wiem – teoretycznie mógłbym jeszcze ja czymś ruszyć i częściej wpisy wrzucać. Ale prawdę mówiąc, w tej chwili zupełnie nie mam do tego głowy, a chyba nie chcielibyście dostawać wpisów pisanych bez głowy. 😉
Ale gęstwina u Bobika! Mój ulubiony ogród taki, że muszę maczetą wycinać przejście, ale mi nigdy takiego nie dali zrobić 🙁
Ja się mylę, czy tam pełno egzotycznych kwiatków??
Szybkość bobikbloga: trudno powiedzieć, za dużo czynników działa, szybkość połączenia, komputera, etc. Nowa wersja zawsze dobra rzecz, dobrze też opróżniać cache często (zależy od przeglądarki gdzie to się robi). albo zainstalować coś szybkiego, np. k-meleon http://kmeleon.sourceforge.net/, operę, chrome (chrome, uwaga, wysyła dane z komputera do Google), iron (chrome odczepiony od Google).
To, że Bobikowi dobrze z IE, a najwyraźniej rzadko go używa, może wskazywać właśnie na problemy z cache’m.
Hope that helps, when in doubt please call 999.
No, to się rozumiemy, Tadeuszu, nie pierwszy raz zresztą. 😀 Moim ideałem ogrodu też zawsze była dżungla i powoli zaczynam się do tego ideału zbliżać. 😈
Egzotów trochę mam, ale i swojaków się nie wstydzę. 🙂 Niech się kłębi, niech się miesza… Byle było uprzejme rosnąć bez zdziwiania.
Po owocach poznacie 🙂 https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/OstatnioZaktualizowane?authkey=Gv1sRgCJ21lff_g9qZigE#5625470058481740930
To jakiś gorzelniany wyrób z tych owoców? Bardzo dobrze, będziemy mieli się do czego przysiąć w długie, zimowe wieczory. Bo mam nadzieję, że Irek wirtualnie ten wyrób udostępni. 😆
A ja właśnie własne wiśnie dryluję. I ratatuj dzisiejszy też już będzie z własną cukinią. 🙂
Ach, jaka to niebywała przyjemność pochwalić się swoimi płodami (nie mylić z tzw. dziećmi nienarodzonymi). 😈
Bobik, ogród super :D.
Wróciłem przed chwilą ze swojego przemoczony na wylot. Dereniówka na ratunek. 😉
Ale pasikoniki się kochają nawet w deszcz ( liść liliowca jako parasol 😀 ).
Borsuk podkopał mi Wyszyńskiego. Liczył na relikwie 🙄
Nie tylko wirtualnie, ale i realnie może być dostępna po Nowym Roku :D. Tylko zwrot ” gorzelniany wyrób”, Bobik zostawmy dla „czystej z czerwoną kartką”. 😉
A ten Wyszyński to co/kto? 😯
Pomnik ?? Ulubione drzewo ??
Bobiczku, a bo naturaliści (nie mylić z naturystami) bardzo srogim okiem patrzą na egzoty, a bo to wypiera rodzime, a jeszcze toto nie jest obsługiwane przez rodzime błonkoskrzydłe, więc nic z tego nie mają, a tylko tracą energię na dolatywanie. Bardzo nieekologicznie, bardzo!
Ja się nie znam, ale ten mi wygląda na Wyszyńskiego
http://www.ogrodniczka.pl/images/rosliny/zdj3_196.jpg
Eee tam. Mam na tarasie (w donicy zresztą) jakiegoś takiego egzota, że nawet nie wiem, jak się nazywa, a błonkoskrzydłe walki bokserskie uprawiają, żeby tylko się do niego dopchać. 😉 A z kolei kilku swojaków tak mi się rozpycha, że stale ich muszę pilnować, żeby mi w ogóle wszystkiego nie wyparły.
Ale właściwie staram się unikać zbyt agresywnych roślin. Ustępstwo zrobiłem na rzecz bambusa, który rośnie w takim miejscu, że nie ma szans za bardzo się rozprzestrzenić (przysięgano mi zresztą, że to nieodkłączająca się odmiana i na razie się potwierdza) i mięty, również ograniczonej warunkami. A z egzotami nie przesadzam, ale też nie panikuję. Jak obok brzozy, bzu i malin skromny rododendron czy hibiskus przycupnie, to wcale końca świata z tego nie będzie. One i tak same z siebie wcale się nie chcą rozmnażać i wypierać. 😉
Tak samo zresztą jak swojski koperek, który w tym roku wysiewałem 3 razy (z różnych torebek i w różnych miejscach) i w ogóle zreprodukować się nie raczył. 👿
WW się zna. Jak zwykle wyrąbiasty wynik. 😀
Aaa, rozumiem. Ten Wyszyński to jak u mnie Westerplatte. 😈
https://picasaweb.google.com/114730012948439010171/Ogrodek?authkey=Gv1sRgCNiZk-ypm6KJ_wE#5625414518567932866
A ja sobie strzeliłem kilka goli wprowadzając rodzime np. http://pl.wikipedia.org/wiki/Lebiodka_pospolita
i mam z tym problem. Chociaż z tego rozsiewającego się cuda jestem zadowolony 😀 http://www.google.pl/search?q=lilia+z%C5%82otog%C5%82%C3%B3w&hl=pl&biw=798&bih=504&prmd=ivns&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=IMkRTpChOYfEsgbLv9nZCw&ved=0CCUQsAQ
A, prawda. Oregano mi się też rozsiewa jak obłąkane. Ale traktuję toto po prostu jak chwast i z wyjątkiem jednego, przydzielonego stanowiska, drę z korzeniami.
WandoTX z Rodzina, Moniko z Rodzina – szczesliwego Dnia Niepodleglosci!
I Tobie, Heleno z Mama, i Wando z Rodzina – Happy Fourth! 🙂 (I takze zyczenia dla Twojej przyjaciolki, Audrey.) 🙂
U nas dzisiaj dosc goraco, pogoda dobra na piknik, ale wylacznie w cieniu, i najlepiej zlozony z lodow. Posluchamy sobie lokalnej orkiestry wieczorem. Na szczescie postanowili sie udzielac pod wieczor, gdy ani oni, ani sluchacze nie zwiedna z goraca.
Piekny Twoj ogrod Bobiku, podobnie jak ogrod Irka. 🙂 Podsluchalam dzisiaj w radiu, wiec podrzucam: „sluchajcie poetow, bo czesciej mowia prawde niz inni” (powiedziane przez powiesciopisarke, Sandre Cisneros). 😉
Na Drugiej Półkuli dziś świętują? No to lecę natychmiast z toastem! 🙂
Świętowanie to coś, czego bez najmniejszych oporów moralnych mogę bronić jak niepodległości. Happy Independence Day! 😀
Bezpłatna porada prawna: gdyby ktoś kogoś chciał szantażować, to najbardziej się opłaca poza godzinami pracy. 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9887080,Szantaz_po_godzinach_nie_jest_karalny.html
Happy 4th of July!
my dzis swietujemy leniuchujac ogromnie. Dobrze tak swietowac. Goraco! Moze sie jednak wieczorem zlamiemy na jakies lokalne fireworks a moze tez calkiem nie?
A to z Pierwszej Półkuli. http://www.polityka.pl/kraj/opinie/1517452,1,prezydent-oglosil-termin-wyborow.read
Toast za Drugą Półkulę 😀 😀 😀
😳 toast winien być na pierwszym miejscu a potem wiadomość 😳
Wiadomo, kolaborant. Tacy to nawet toastu uczciwie wznieść nie umieją. 🙄
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,9888379,Polska_patriotyczna_vs_kolaborancka___Nic_gorszego.html
Swoją drogą, nazywanie Rymkiewicza wybitnym intelektualistą nieco mnie zbiło z tropu. To intelektualistów już teraz myślenie nie obowiązuje? Wystarczy bredzić od rzeczy, żeby się tak nazywać? 😯
Zakończony dzień pracy, a moje rączki się nie rozpłynęły niestety, chociaż powinny, bo czarne po porzeczkach i nie do publikacji.
Do dżungli mi jeszcze daleko, ale bardzo chcę i zaprzyjaźnione dżungle łakomie chłonę 🙂
Bobiku w. robił mi problemy, ale R. jeszcze nigdy. Z Tobą ruszę na każdą wyprawę 😀
Trzeba zdefiniować na nowo pojęcia: wybitny, intelektualista i myślenie 🙄
O, jakby to było dobrze, gdyby ktoś zdefiniował dla mnie myślenie. Bo po kilku godzinach z produktami młodzieżowego ducha (jutro projekt zamykam i trzeba było to i owo doszlifować) mam wrażenie, że myślenie jest wyrazem całkowicie obcym. 🙄
Ale w sumie nie powinienem narzekać. I tak mi się w tym roku fajna młodzież trafiła i bardzo przyjemnie się ją dręczyło. 😈
Bobiku, moje myślenie jest w tej chwili całkowicie definiowalne. Rozsądek nakazuje iść do spanka. Idę 🙂
Happy Independence Day dla moich poludniowych sasiadow. Piekny to dzien, doskonaly do swiatecznego grillowania, czyli, jak to my tutaj nazywamy, barbeque.
Cheers!
No i doskakal sie Komoruski! Terlik z Betonu musial wezwac Biskupa na dywanik i opierniczyc go na czym swiat stoi,ze Komoruskiemu udziela Komunii Swietej, choc ten opowiada sie „za rozrywanim na strzepy dzieci niepelnosprawne”.
Mam nadzieje, ze swieta na drugiej polkuli udaly sie doskonale 🙂
Moze ktos wspomoze?
http://film.wp.pl/idGallery,8542,idPhoto,277653,galeria.html?ticaid=1c9b0
Dzieki, chyba czyszczenie cache pomoglo, bo jakos szybciej teraz laduje. dzieki raz jeszcze! 😉
„Jarosław Kaczyński znów dosiadł swego ulubionego konika – czyli najbogatszych biznesmenów. „Nie stanowią elity społeczeństwa” – stwierdził prezes. I dodał „Bóg jeden wie, skąd się wzięły te ich wielkie pieniądze”.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/opinie/1517450,1,prezes-pis-uderza-w-biznesmenow.read#ixzz1RDIaC8KZ
Czyli Lenin wiecznie żywy 👿
Miniaturowy Janosik….
Dzień dobry 🙂 Nareszcie sprawdziły się zapowiedzi ocieplenia, w związku z czym i mój humor podskoczył o kilka stopni w górę. On i pogoda to naczynia połączone. 😉 Newykluczone, że nawet dziś bryknę w zastępstwie Rysia. 😎
Cieszę się, że Zwierzakowi pomogło na ładowanie. 🙂 Tak przy okazji ujawnię, że czyszczenie cache w naszym domowym slangu nazywa się „wypróżnianie Kasi”. 😳
Chwilowo nie mogę się przejmować żadnymi polskimi problemami politycznymi, bo muszę organizować krucjatę w obronie uciśnionych Islandczyków. 😎
http://wyborcza.pl/1,75476,9886199,W_Islandii_papierosy_tylko_na_recepte_.html
Ciekawe, co będzie następne w kolejce. Cukier? Biała mąka? Konserwanty? To przecież też okropne trucizny, przed którymi z wyżyn rządowej mądrości trzeba chronić maluczkich.
Sporą część mediów też należałoby zapisywać na receptę. Jak one umysły zatruwają…
No i polityka. To jest trucizna najgorsza z najgorszych. Oczekuję od rządu islandzkiego, żeby jak najszybciej sam siebie zdelegalizował i pozwolił używać tylko najbardziej uzależnionym. Za opłatą. 🙄
Hehe! Ja oczywiście jestem anty-papierosowo, ale pro-wyborowo. Ostatecznie to sprawa ludzia, na co chce umrzeć. Z przepalenia, jego sprawa, przepicia, jego, etc. Byleby nie naruszał pro-wyborności innych.
Mogliby zorganizować te papierosy tak jak i alkohol, który trudno dostać, a w niedzielę jeszcze zabierają ze stacji benzynowych to pseudo-piwo (2% alkoholu) i nie ma nic. Co nie przeszkadza temu, że pełno się wala pijanych.
Krucjata islandzka naprędce zorganizowana, teraz mogę przejść do działu krajowego.
Janosik Nędza Kaczyński niewłaściwie stawia problem. Bóg wcale nie musi mnie informować, skąd biznesmeni mają wielkie pieniądze. Niech on mnie tylko poinformuje, jak to zrobić, żebym ja też te wielkie pieniądze miał. 😎
Wiecie, ja już sobie kilka razy obiecywałem, że będę mniej krwiożerczy w stosunku do PiS, bo trzeba wchodzić w dialog, nie pogłębiać podziałów, etc, etc. Ale co ja na to poradzę, że ci ludzie mają jakiś dziwny talent, nazwałbym to – antymidasowski. Wszystko, czego tkną, przemienia się w kicz, śmieszność i autokarykaturę. I to do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczyna jednak być bardziej straszno niż smieszno. 🙄 No, zobaczcie to cudo:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9892771,Smolenskie_mauzoleum_na_Ursynowie__Urny__sarkofagi___.html
Jaki podlizus takie dzieło. Podlizalne. Delikatnie rzecz ujmując, Polska nie jest znana jako obszar o niebywałej estetyczności.
Ta martyrologia swoją drogą to jakaś choroba na umyśle.
O, to jest dzieło ponadczasowe!
http://www.ceneo.pl/8549532?utm_source=agora&utm_medium=api
Reklama po kliku na UFO w Wyborczej…
po deszczowym i zimnym szczecinie berlin rajem na ziemi 🙂
a tutaj wyszlo szydlo z worka i Bobik przestal udawac ze PIS
tez „cacy” tylko mniej
wiec ja Tobie Bobiku powiem ze dostalem od PIS dobra prace jako obserwator
bede przygladac sie czy nie robi sie szuru-buru przy urnach wyborczych, i oczywiscie bede demokracji bronic do krwi ostatniej……… (moze tez dostane gdzies na Jasnych Bloniach mauzoleum) 🙄 🙂
Mar-Jo, platany w deszczu mocno zmokniete mimo to poklepalem 🙂 😀
polki w ksiegarniach wymietlismy z ksiazek wszelakich i odebralismy tez „bambino” i „ku sloncu” 🙂
do czytania, do S-Bahnu, do pozycji
brykam
O, nie muszę brykać w zastępstwie Rysia, mogę w duecie. 😀
O ile Ryś nie położy się już dziś w tym mauzoleum… 🙄
Z tą martyrologią mam poważny problem. Mój nos też mi mówi, że to choroba na umyśle, ale – jeśli wierzyć wybitnym intelektualistom w rodzaju Rymkiewicza – cierpi na nią co najmniej połowa narodu (i tę cierpiącą połowę dla odróżnienia nazywa się Narodem), jak wobec tego określić, co tu jest normą, co odchyleniem? 🙄
A nie wierzyć wybitnym intelektualistom ja, szaraczek (no dobra, czerniaczek, ale z kilkoma białymi pasemkami), nie miałbym odwagi. 😳
No tak, wieszcz Rymkiewicz jak popatrzy w duszę profesora Rymkiewicza, wybitnego, etc., to już wie co Narodowi w duszy gra i czego dusza Narodu domaga się na śniadanie, obiad i kolację. Lunchu nie ma, bo nie polskie. Zwłok.
rysberlin w takim tempie przybył i odbył, że nawet zamachać się nie da. A ciekaw jestem lektury obu Iwasiów. Tę drugą ja też już mam 🙂
Och, aż się rwie serce, żeby opisać jadłospis narodowej Duszy mową wiązaną, ale niestety, pilne zajęcia nie pozwalają się na tym zbożnym dziele skupić. 🙁
Chociaż… Może powinienem wysłać te pilne zajęcia do diabła i uznać, że Polska Jest Najważniejsza?
Myślicie, że Teutoni zrozumieliby tę argumentację i rozgrzeszyli mnie z niewykonania roboty? 😈
O tak! Należy pokazać im szczękę i powiedzieć: o tu pani wybili, tu, za wolność, za demokrację! I tak przeeeeeciągle popatrzeć. Od razu zrozumieją.
Moi kochani,
dwa słowa na temat, za przeproszeniem, Małpiego Gaju na Ursynowie, bo moja dzielnica, mój niestety burmistrz i, jeszcze bardziej niestety, m.in. dzięki mojemu głosowi został burmistrzem. I już mnie szlag trafia.
Pan Piotr Guział robi to wyłącznie, by podlizać się swemu koalicjantowi. Formacja Nasz Ursynów, na którą głosowałam, ma korzenie raczej lewicowe, w SdRP. A głosowałam – i dużo innych moich sąsiadów – ponieważ PO (a ta dzielnica była dotąd bastionem PO) olała nas równo i obrzydliwie.
Moje osiedle Kabaty znajduje się pod Lasem Kabackim. Między osiedlem a lasem jest stacja postojowa metra. W zeszłym roku zaczęto ją rozbudowywać – wiadomo, będzie druga linia, kupi się nowe wagoniki, drugiej zajezdni tak szybko nie będzie. Zaczęto więc układać nowe tory, a pod nimi podkłady – nasączone olejem kreozotowym. Już nawet nie wiem dokładnie, ile ich jest, kilkaset czy kilka tysięcy – w każdym razie od zeszłego lata mamy tu na osiedlu gehennę. Nie dość, że smród, to jeszcze rakotwórcza trucizna.
Próbowaliśmy się z sąsiadami organizować, zrobiliśmy stronkę, apelowaliśmy do władz miasta – wszyscy nas olewali. Pan Guział, wtedy w opozycji, był z nami, wypowiadał się na naszym forum, wspierał nas, a gdy nadeszły wybory, chytrze wziął na listę Naszego Ursynowa chłopaka, który założył nasze forum, i na którego oczywiście na osiedlu głosowaliśmy. Pan Michał nie przeszedł, pan Piotr na jego plecach – tak. Później były boje o koalicję, stawianie warunków, i w końcu na złość PO Nasz Ursynów ułożył się z PiSem. W związku z czym mamy tu Małpi Gaj i tęczową flagę nad ratuszem (wisiała jeden dzień na zasadzie „coś za coś”), a gdy zwracamy się w naszej sprawie do nowego burmistrza, to on… informuje, że wysłał pismo do dyrektora Metra z prośbą o wyjaśnienia.
Tak u nas tak naprawdę wygląda „choroba martyrologiczna”
Ja tam już nie wiem czy się śmiać czy płakać 👿
Wobec powyższego idę na taras poczytać 🙂
Rysiu,
a czyja będzie ta krew ostatnia, do której zamierzasz bronić … ? 😯
Dora,
wyrazy 🙁
Skoro Panu B.swieczke i diablu ogarek, to amusement park zaproponowany przez pana Gaziala moglby nosic nazwe Gay Pamieci.
Pomysl nie wydaje mi sie zly aby caly cyrk przenesc na Ursynow. Oczami duszy widze ten Gay z wierzbami placzacymi, krzyzami i doryckimi kolumnami zwiencxznymi rogatywka. No i wwyobrazne rozpala tez owalna Swiatyni Dlubania, do ktorej prowadzone sa szkolne wycieczki zagraniczne delegacje. Z glosnikow leca przemowienia Maccierewiccza i patriotyczna poezja Rymkiewicza, na muzycznym podkladzie z Marsza Zalobnego Szopena.
Kobiety placza,mezczyzni zdejmuja rogatywki z glow i w zaddumie umieszczaja je na doryckich kolumnach i sarkofagach-atrapach.
Mieszkancom Ursynowa mozna byloby dac jakis rabat przy placeniu podatkow, zas calosc Gaya Pamiei utrzymywac ze sprzedawanych biletow.
Dzień dobry,
wyniki dzisiaj zostały odebrane.Nie są dobre. Ale przy tego typu nowotworze są duże szanse na sukces.Udało mi się męża (to on jest chory) i dzieci utrzymac w dobrej kondycji psychicznej.
Przed nami długa droga: kolejki,specjaliści,tomografia,naświetlania….
Będzie dobrze! 🙂
Oj.
Mar – Jo,
tym bardziej trzymam kciuki całym sercem. Za Was wszystkich 🙂
A czy bylabys gotowa powieddziec wiecej?
O, trzymam, trzymam!
Trzymam, będzie bardzo dobrze!
Mar-Jo, będzie dobrze. Trzymam.
Mar-Jo, jesteś dzielna, trzymam 🙂
Och, i ja trzymam za cala Rodzine, Mar-Jo. I dbaj choc troche i o siebie, na ile okolicznosci pozwola…
Heleno, czy pytanie było skierowane do mnie?
Mogę na priv. Nie chciałabym obciążac tym tematem Koszyka.
Będzie dobrze.Dziękuję! 🙂
Tak, Kochana.
Czy moglabys napiac na szmuness malpa hotmail kropka com
Heleno, wysłałam.
Rysiu, w Szczecinie już nie pada.
Jutro zrywanie agrestu i porzeczek.
Następnie sprzątanie już nie zalewanej piwnicy.Praca fizyczna to jest to!
A ja jeszcze podziekuje teraz, skoro wczesniej nie moglam, za wczorajsze zyczenia z okazji amerykanskiego swieta – nie tylko upamietniajacego historyczne wydarzenie (podpisanie Deklaracji Niepodleglosci), ale zupelnie zwyczajnie inaugurujacego poczatek lata.
I moze dorzuce, ze cos ciekawego na pewno sie dzieje nie tylko posrod concordzian, ktorzy maja dluga tradycje krytycznego przygladania sie wielu aspektom amerykanskosci (zreszta nie tylko oni – to wie kazdy, kto czytal Marka Twaina). Po powrocie wieczorem z lokalnego koncertu, wlaczylismy telewizor, by podpatrzec, jak swietuja w Waszyngtonie. I nie zobaczylismy zadnej hurra-optymistycznej celebry, a tylko zabawnego Steve’a Martina grajacego na banjo, nawiazujacego skromnej tradycji kojarzacej sie ze zwyklymi ludzmi (z nostalgicznym wspomnieniem kolei, swego czasu laczacych rozne strony kraju, a potem lekkomyslnie rozebranych, zeby zrobic miejsce dla autostrad). A potem Josh Groban nawiazal nie tylko do repertuaru Simona i Garfunkel’a (ich ballady maja szczegolna moc wywolywania skojarzen z era wojny w Wietnamie), ale i zaraz potem dodal wlasna piosenke o prawdziwych kosztach obecnych wojen (choc tylko po tej stronie), spiewajac o rannych zolnierzach, podczas gdy obrazy odpowiadajace slowom piosenki byly pokazywane na telebimach. A swoja czesc wystepu zakonczyl odspiewaniem piosenki „Smile”, bardzo slodko-gorzkiej, spiewanej do wyciszonej publicznosci. I ze wszystkich wystepujacych artystow dostal najwieksze oklaski…
I jeszcze „Smile”…
http://www.youtube.com/watch?v=Ps6ck1ejoAw&feature=related
Dopiero teraz mnie to teutońskie nasienie z łap wypuściło. 👿 I po pierwsze się rzucam do trzymania, a dopiero potem doczytam resztę i spróbuję zrozumieć, co nie będzie łatwe, bo wskutek upału zamiast mózgu mam obolały, bulgoczący kisiel. 🙄
„Smile” dla mnie jednak koniecznie w tym wykonaniu 😉
Czy nie można było sprawy między dorosłymi inaczej załatwic?
Koniecznie kosztem dziecka?
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,9895408,Mamuniu_ratuj__Policjanci_przed_7_rano__wyciagneli.html
Ten artykulik jest niewątpliwie bardzo tendencyjnie napisany, ciężko powiedzieć coś konkretnego, ale oczywiście, że można, tylko wielu nie chce. Jak dojmujące często jest pragnienie upokorzenia, dotknięcia, byłego partnera… ot, ludzkie. A wciąganie dziecka do tego typu boksowania typowe — i obrzydliwe.
Witam wieczorową porą. Lektura najnowszego „TP”. Temat numeru: 60 lat po Jedwabnem, 10 lat po „Sąsiadach”. http://tygodnik.onet.pl/30,0,65437,historia_dnia__historia_nocy,artykul.html
Mar-Jo, czytałam kiedyś artykuł o rozwodach. Ludzie żarli się o częściowo zużyte ołówki, kredki świecowe i gumkę myszkę. Straszna jest siła zawiedzionych uczuć i miłości własnej.
trzymam, trzymam
o, milosc wlasna, chetnie ulegam jej 8)
Jotka, do kropli krwi ostatniej tych z Lotnych Brygad oczywiscie 😀
Irek , dla mnie to osobisty wielki i nierozwiązywalny problem. Nie wiem, kim bym była i na co byłoby mnie stać. Nie wiem.
nim zaglebie sie w czytaniu linkow, podsylam to:
http://wyborcza.pl/1,75968,9893147,Nie_zydowa__To_nie_ma_sprawy.html
Pani Kierowniczka o 12 cos tam
a tak podac inwestora budowy do sadu za zanieczyszczanie srodowiska jezeli oczywiscie te podklady sa rakotworczo nasaczone.
do sadu, metoda stosowana czesto w BRD
ksiazka „bambino” zapowiada sie
Nacht Bobikowo
Przeczytałem ostatnie linki i wiem, że dużo by do nich można dopowiedzieć, a tu kisiel w głowie strajkuje i mówi – nie, nic dziś nie będziesz poważnego szczekał. Nie umiesz, nie potrafisz, za głupi jesteś. Może jutro będzie trochę lepiej, ale to też nic pewnego.
Mówię Wam, kisiel zamiast mózgu to jest okropna przypadłość. 🙁
Bambino mnie się uparcie kojarzy ze śmietankowym adapterem na patyku. I tym razem to nie jest wina kisielu, tylko tego, że jak na szczeniaka dość już długo żyję. 😉
Chyba się wszyscy pospali, ale ja nie będę konformistą i nie ulegnę (na razie) temu tryndowi. 😎
Upodobania kulinarne narodowej duszy, które wybitny intelektualista Rymkiewicz zna najlepiej ze wszystkich, nie dały mi jednak spokoju i ułożyły mi się w balladkę, którą można przeczytać w nowym wpisie. 🙂