Kierowniczka wszędzie
Płacze piękny gród Timbuktu i się strasznie zżyma,
bo w nim – choć po jedenastej – Kierowniczki ni ma.
Już od rana miała zjechać i ozdabiać bruk tu,
a tymczasem jest dziś wszędzie, tylko nie w Timbuktu.
Paryż zdołał ją przywabić kasztanem z Pigalla,
do Pekinu ją zaniosła ciekawości fala,
o Warszawie szkoda gadać, jasna rzecz – stolyca,
Jest w Brukseli, Wiedniu, Gdańsku, nawet w Katowicach,
lecz nie tutaj… Co się stało? Czyżby ją ktoś napadł?
E, nie dałaby się podejść, przecież nie jest gapa.
To przez zazdrość! Konkurencja, sama łasa fruktów,
podsunęła jej myśl wredną: nie jedź do Timbuktu…
Nagle wpada Kierowniczka, z Londka albo z Łodzi:
w co jest grane? Szybko, szybko, reckę muszę spłodzić.
Reckę? – żachnie się Timbuktu. – Pewnie na swą stronę?
Miast nade mną się użalić, że tu we łzach tonę?
A tu Kierowniczka ostro: użalań nie będzie,
chyba wolno mi się spóźnić, jak muszę być wszędzie!