Duchy muzyczne
Mozarta duch do mnie się zgłosił w południe
i tak mi powiedział: ogólnie jest cudnie,
docenia publiczność mnie, zna moje dzieło,
gdzie ucha nadstawić, tam furt Amadeo,
melodie me stale fruwają po świecie,
tu były w La Scali, za chwilę są w Mecie
lecz w jednej krainie dość marna ma karta,
nie dosyć, mym zdaniem, tam wielbią Mozarta.
Natłukłem utworów jak w jakiej fabryce,
a ludność tamtejsza wciąż Frycek i Frycek.
Gdzie jest sprawiedliwość (już mniejsza o prawo),
czy zechce ktoś wreszcie się zająć tą sprawą?
Gdy zniknął w lansadach, perfumach, zapachach
Mozarta duch, zjawił się zaraz duch Bacha:
Popieram kolegę! Bo prawda jest taka,
że tam w rzeczy samej promują swojaka.
Fakt, wielbią kantory, lecz w tym moja zmora,
że to nie dotyczy lipskiego kantora.
Na nic pasja, zapał, na nic dźwięków burza,
gdy nie chce za Chiny mnie grać pani Róża.
Nie przebrzmiał do końca argument ten chiński,
gdy Bacha astralnie zastąpił Strawiński
i jęknął ponuro: jak kocham matuszkę,
przez Fryca ja muszę siać często pietruszkę,
bo co w Polsce tańczyć chce matka i córka?
Nie balet rosyjski, a tylko mazurka.
I znowu epoki przestawia się wajcha,
w czapeczce na głowie zagląda duch Reicha.
Ja tutaj przejazdem – zaznacza uczciwie –
lecz też sytuacji, well, trochę się dziwię,
wszak sfery muzycznej nikt tak nie ożywi,
jak Igor czy Karlheinz, najlepiej zaś Stevie,
well, guys, ja zalecałbym wujkom i ciociom,
by do mnie gwałtowny zechcieli mieć pociąg,
niech polski szachista do Pata się śmieje,
a nie tylko w kółko i w kółko chopieje.
Tłum jeszcze się duchów domagał wpuszczenia,
a każdy z nich chopkizm surowo oceniał,
wtem Frycek z zaświatów wychynął wnerwiony
i rzekł: szlag mnie trafia, gdy słyszę te tony!
Dlaczego pod strzechy nie trafił z was który?
Spytajcie najlepiej ministra kultury,
a mnie dajcie spokój i skończcie te kłótnie.
Com winien, że naród mnie kocha okrutnie?
Miast jęczeć żałośnie i bryzgać tu łzami,
zmiatajcie na Dywan – tam zajmą się wami,
pogłaszczą po główkach, przytulą do łona,
jak prawdy nie mówię, niech zaraz tu skonam.
Wśród duchów się straszna zrobiła radocha,
że gdzieś, w jakimś miejscu publika je kocha,
ruszyły więc tłumnie w kierunku Dywanu,
swe dzieła ze sobą targając dla szpanu
i trzeba im miejsca zostawić co nieco,
bo koło północy się wszystkie tu zlecą.