O gościnności
Nie, nie ma być o staropolskiej czy w jakiś inny sposób określonej gościnności, tylko o gościnności w ogóle. Jako takiej. A może nawet odrobinę lepszej, niż tylko jako takiej.
Zastanawiać zacząłem się nad tym tematem po obejrzeniu w niemieckiej telewizji kilku programów z serii „Das perfekte Dinner”. Jeżeli sama idea tego programu jest Wam nieznana, to wyjaśniam: każdego tygodnia pięć osób zaprasza się nawzajem na obiadokolację i dają sobie punkty – za kulinaria, ale i za dekorację stołu, atmosferę, itd. Kto punktów zbierze najwięcej, ten w danym tygodniu wygrywa i kasuje nagrodę pieniężną. Proste jak drut, a skuteczne.
Przy tej okazji ujawnia się, jak różne ludzie mają o gościnności pojęcie. Jedni skupiają się na polerowaniu rodowych sreber, do garnków zaglądając z rzadka i bez większej namiętności. Inni wręcz przeciwnie, szaleją w kuchni, uważając, że dobre jedzenie smakuje i w psiej misce (jak o mnie chodzi, to się zgadza, ale gość to stworzenie kapryśne i nieprzewidywalne), więc nie ma się co wygłupiać z cyzelowaniem scenografii. Jedni planują wieczór do najmniejszej sekundy, sypiąc kwiecie, rozpylając wonności oraz zamawiając żonglerów, trubadurów i trzy cytrzystki. Drudzy zostawiają wszystko przypadkowi, zakładając, że prawdziwa cnota krytyki zagada, przytłamsi pagórkiem puree ziemniaczanego, a w ostateczności zaleje winnym strumieniem. Między tymi biegunami leży oczywiście cała masa wersji pośrednich, w najprzeróżniejszych kombinacjach.
Efekty opisanych wysiłków też są różne i niekoniecznie odpowiadające przewidywaniom gospodarzy. Jeden gość przyjdzie, sarninę z mlaskaniem pożre, cytrzystek wysłucha, na porcelanie z Miśni sos rozmaże, a potem punktów przydzieli niewiele i jeszcze przed kamerami obsobaczy. A inny gość pochwali i chatę ubogą, i zastawę z pedetu, i kaszankę z grulami, a nawet brak trubadurów uzna za plus dodatni, bo nikt rozmowy niewczesnymi brzdąkaniami nie zakłócał.
Koniec końców nie udało mi się z tego programu wyciągnąć żadnych konstruktywnych wniosków. Szkoda, bo gdybym się nauczył, jaki jest najlepszy rodzaj gościnności, może i na blogu mógłbym tę wiedzę zastosować. A tak, to trudno – nawet nie mam co próbować przychylić Wam nieba, bo zawsze możecie powiedzieć, że przychylałem z niewłaściwej strony, a w ogóle piekło by Wam bardziej smakowało i w związku z tym nie macie zamiaru zbyt wysoko mnie oceniać.
Z drugiej strony świadomość, że pewne zaniechania mogą w ogólnym rozrachunku wręcz poprawić moją punktację, wcale nie jest taka zła. Popatrzmy zresztą na sprawę w perspektywie historycznej: ileż czynów niewłaściwych lub głupich zostaje popełnionych, opisanych i wtedy już przepadło klepadło, nic się nie da wycofać, pokolenia uczniów i belfrów mogą się z tych czynów wyśmiewać lub na nie wybrzydzać. Niemal każdy potrafi na zawołanie przypomnieć sobie z historii niejedno działanie, którego na pewno podejmować nie należało. A kto poda mi od ręki, bez patrzenia do gugla, kilka przykładów słynnych zaniechań? No właśnie.
W wyniku tych wszystkich rozważań postanowiłem dziś przyjąć gości w szlafroku, na bosaka, z włosem dzikim, srebrem niepolerowanym, miską do połowy pustą i butelką do połowy pełną. Wcale przecież nie jest powiedziane, że mimo tego nie dostanę maksymalnej liczby punktów.
Z czym do gościa? Pytanie to trudne niezmiernie
(a odpowiedź trudniejsza jeszcze od pytania),
bo homarem go możesz wystraszyć nadmiernie,
że aż spojrzeć na talerz ci będzie się wzbraniał,
zachwyt za to wywołać możesz karaluchem,
który w zupie zakończył swą życiową drogę
i wywołać u gościa uczuć zawieruchę,
jeśli obiad ze znanym jesz entomologiem.
Więc ponieważ nie możesz rozstrzygnąć problemu,
bo już wiesz, że nic nie wiesz, pogłówkuj w potrzebie
(głowy jednak nie łamiąc, bo właściwie czemu)
i zapytaj na odwrót: a z czym gość do ciebie?
Puchało, przypomniałem sobie, co było zawsze murowanym wywoływaczem ochów i achów na „przynoszonych” przyjęciach. Kulebiak. Wbrew pozorom wcale nie taki trudny do zrobienia, zwłaszcza jeżeli się zamiast ciasta drożdżowego użyje tego szaleńczo prostego serowego, na które kiedyś podawałem przepis.
Klasyczne nadzienie powinno być z kapusty, ale jak ktoś nie lubi, to można nadziać mięsem, pieczarkami, jajami, albo co tam kto jeszcze wymyśli. Z resztek ciasta można powycinać listki, gwiazdki, baranki lub inne duperele i zrobić dekoracyję, przyklejając ją na wierzchu białkiem. Z reguły zwiększa to liczbę ochów, nie mówiąc już o achach.
Kulebiak ma tę wyższość nad sałatką, że można go przyrządzić dzień wcześniej, w dzień przyjęcia oddając się już wyłącznie pracy nad makijażem. Inna opcja: dzień wcześniej zrobić ciasto i nadzienie, a na świeżo tylko upiec dziada i zanieść jeszcze ciepłego.
W przeciwieństwie do sałatki niezjedzona reszta kulebiaka nadaje się do konsumpcji również następnego dnia, ale prawdopodobieństwo niezjedzenia go od ręki równa się praktycznie zeru. 😉
Gorąco popieram kulebiak!
Bobiku, a nie da się kulebiaka na kupnym francuskim cieście zrobić?
Wszystko się da, ale nie jest to to samo. 🙄
A to serowe jest naprawdę tak proste, że nawet, za przeproszeniem, największy głąb kulinarny miałby kłopoty z jego sknoceniem. No i robi się w 10 minut – krócej, niż pójście do sklepu po francuskie. 😉
Widze, ze troche dobrych wiadomosci juz sie zebralo od rana. Bobik wrocil po mierzeniu porcji w restauracjach, nabity nad ranem guz chyba juz zniknal, Helena sie odezwala (chyba telepatycznie czuje, ze nam jej brak, stad te przesylki 🙂 ), dobre wiadomosci o Pannie Kocie (jak najszybszego zdrowienia 🙂 ). Jeszcze tylko trzeba zyczyc Niuni, i nam wszystkim, jak najszybszego powrotu Nietoperzycy (ale dopiero, jak juz naprawde bedzie mogla). 🙂
A tu znalazlam cos na czasem powracajacy tu temat uzywania emotikonow. Co prawda jest po angielsku, i to skrotowcami uzywanymi przy pisaniu SMS-ow, ale i tak wszystko mozna zrozumiec nawet nie znajac tego akurat jezyka – wlasnie dzieki emotikonkom.
http://www.huffingtonpost.com/2009/03/27/supernews-emoticon-war-vi_n_179939.html
Haneczko, banał:”ponoć trening czyni mistrza”.
Od siebie dodać:,byle nie rutyna, zabija bowiem wszelki polot.
W nawiązaniu do naszej wymiany zdań: nie uważam,iżby prostoduszność, ta siostra naiwności – najgorszą była z ludzkich cech.
Poznałam gorsze i też się nie dziwię. 👿
Kulebiaka 😳
I jeszcze ostatnia konferencja prasowa Obamy rozpisana jako komiks. Zdaje sie, ze tekst napisany pod wplywem naszej wczorajszej rozmowy (jest i ogrodku organicznym, i o braku snu). 😉
http://www.huffingtonpost.com/duncan-quirk/what-obama-wanted-to-say_b_178981.html
Moniczko już na nogach?
Zabawne te emotki, niestety na moment mi zawiesiły komputer.Podobno,żeby ich użyć wszyscy korespondenci muszą mieć taki sam zestaw.
Najbardziej mi się spodobała ta z eklerem zamiast ust.
Mam nadzieję,że u nietoperzycy wszystko ok?
Ja właściwie nie jestem pewien, czy należy popierać kulebiak, czy kulebiaka. Nawet zajrzałem do Wiki, żeby zobaczyć, czy nie przebywa tam przypadkiem jakiś kulebiak w bierniku, ale akurat żadnego nie było. Znalazłem natomiast coś takiego:
Również potrawa regionalna z województwa podlaskiego – pieczony pieróg z ciasta drożdżowego z nadzieniem z kapusty i grzybów (danie wielkanocne)
Mamy więc dowód na piśmie, że kulebiak na Wielkanoc jak najbardziej się nadaje. 🙂
Moniko
jeszcze potrwa, Niuni glaskanko bo biedna nie wie za jaką kare sama na tapczanie , jeść nie chce 🙁
dziś nie tu powinnam być
Pannie Kocie śle ciepłe myśli
Heleni ukłony
Mordce przydałby się jakiś bażant czy da się zorganizować
Haneczce kulebiaka i wolne chwile
Bobiowi mniej guzów
Emi żeby porządek tu trzymala 😉
Ale w ortograficznym jest 😳
Nietoperzyco 🙂
Nietoperzyco miła! 🙂
Melduję, jak Prezydent -bratu:”zadanie wykonane”.:smile:
Pannie Kota, szybkiego powrotu do zdrowia życzę i idę na chwilę peklować baraninę!!
Chyba się już nie uwolnię od tej kulinarnej pułapki, w którą wpadłam na tym blogu.:smile:
Ale zdarzało mi się wpadać też w „wilcze doły”, więc nie narzekam 😆
Emi tak się zmęczyła rolą psa -stróżującego(a powinna być z natury rasy psem obronnym, co się za nic na jej charakter nie przekłada),że śpi snem słodkim w objęciach kocicy.
Nietoperzyco, Niunia dostaje regularne i czeste glaskanko przesylane Hermesem w nalesnikach (ostatnio nawet z miesem!). Moze zechce zjesc choc to? 🙂 A Ty wracaj, jak tylko to bedzie mozliwe i rozsadne, a na razie mysl tylko o milych sprawach, bo to tez pomaga. 🙂 🙂 🙂
Babko, dzisiaj rano jest tak ciemno, ze rzeczywiscie nawet ja nie jestem pewna w jakiej to dzis jestesmy strefie czasowej. A kulebiak uwielbiam (w bierniku mi nie lezy dobrze na jezyku, ale nawet taki zjem). To jedna z tych potraw, ktore sa wspominane przez mojego meza, jako robione przeze mnie rzadziej nizby chcial (co nie znaczy, ze rzadko, tylko on by chcial jeszcze czesciej). Ciasto drozdzowe mnie jakos w ogole nie przeraza, robie je od dziecinstwa, i jakos nigdy nie miewalam wpadek oprocz jednego wyjatku. W Anglii kupowalam make z Francji, bo z maki angielskiej wychodzilo ciezsze ciasto (moze za malo glutenu?), choc wszystko robilam tak samo. Ale francuska maka dawala taki sam rezutat jak polska, a potem austriacka i amerykanska.
Zainspirowaliście mnie tym kulebiakiem. chciałam na wielkanocne śniadanie zrobic paszteciki z ciasta francuskiego, ale chyba skusze sie na ten kulebiak. Moze sie uda z drożdżowym ciastem. Dziecko zmieniło rezerwacje i przyjedża już z piatek rano. Mila niepodzianka. Zamecza mnie na skype, planowaniem pieczenia mazurków i innymi detalami światecznych przygotowań. Kilka miesiecy po za domem czynią cuda!
Moniko, u mnie tez ciemno, zimno, wieje. mam coraz silniejsza pogodową depresję!
Żono sąsiada, miło,że jesteś. 🙂
Mazurki, pochwalę się, to moja specjalność.
Kończyło się to wypiekmi w niezliczonych ilościach, bo sąsiedzi przychodzili”po prośbie”.
Wypracowałm nawet własną technikę i od lat się jej trzymam.Poczem pożeram sama mazurka, a najsmaczniejszy jest, kiedy się kończy.
Ale drożdżowe , które było spacjalnością mojej Mamy- nigdy mi nie wychodzi, kupuję włoską babkę, jeśli się uda ją upolować.
Zono, to obie utknelysmy dzisiaj pod deszczowymi chmurami. Licze, ze wiatr je przeniesie gdzie indziej. 🙂 Za to sama mysl o pastecikach z francuskiego ciasta, kulebiaku i mazurkach jest jednak rozweselajaca, zwlaszcza gdy pomysle sobie, ze Babka pewnie je takze przepieknie dekoruje. 🙂 U nas w dekoracji mazurkow pomagaja dzieci, i ostatnio mamy bardzo troche niekonwencjonalnie, troche nieregularnie, ale za to tez niebanalnie.
Cała zabawa Moniczko, to te dekoracje, czasem się yak zapędzę,że końca nie widać.
U mnie też nieregularne, czasem mazurek jest w połowie inny niż druga część,bo ktoś tam np.nie lubi orzechów.
My uwielbiamy orzechy, aleu nas mazurki czesto sa dwuczesciowe, zeby kazde dziecko wyzylo sie artystycznie na swojej polowce. Najbardziej lubia robic male marcepanowe dekoracje, bo to troche, jak lepienie z plasteliny.
Narobilyscie mi smaku kulebiakiem, a ze w niedziele goscie! to kto wie? tylko te srebra rodowe nie wypolerowane 🙂
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, wypoczywajacych i ciezko pracujacych – Moniko, nawet i u nas chmury, mokro i zimno. Nieco na polnoc nawet przechodzily tornada i spadl duzy grad! a nastepnej nocy i u nas ma byc w okolicy zera! Pfff cieply Teksas 🙂
Od dekoracji jest Dziecko Młodsze. Ostatecznie to jej zawód ,więc sie nie wtrącam. Klasycznej baby wielkanocnej nie pieke, tylko kupuje włoską. Pieczemy drożdowe w keksowych formach, bo musi byc do sniadania z masłem i szynką. Taka swiateczna rozpusta. Ale kiedy patrze za okno, mam wrażenie ze wiosny nie bedzie juz nigdy!!!
Z mazurkow ostal sie u nas jeno kajmakowo-orzechowy – troche oszukiwany bo z krowek – Pani Hania w sklepiku juz wie: Wanda przed Wielkanoca kupuje duzo krowek 🙂
O, zaczeło padać!
Moniko o własnie marcepan to u mnie podstawa dekoracji!!
Kupuje gotowe batony w polewie czekoladowej i z nich robię brzegi, a środek różnie.Gdy mi się uda zdobyć „kawki” pamietacie, takie drażetki -ziarenka kawy z rumem w środku
to z tych kawek robię bazie, listki ze scukrzonego selera naciowego(kiedyś można było dostać angelikę), margerytki
robię ze skórki pomarańczowej w cukrze,bardzo lubię taką improwizację.
Wando TX jeśli srebra rodowe troche pociemniały, nabrały patyny, pogotować je kilka minut w wodzie dobrze osolonej, a potem wypolerować suchą flanelką już latwo.
Wando, to pogoda nas prawie wszystkich dopadla. Liczylam chociaz na ten cieply Texas, a tu takze chwilowo ze sloncem slabiutko. 🙂
A wracajac do mazurkow, to ja kupuje gotowy marcepan i barwimy go barwnikami spozywczymi (naturalnymi, bo na sztuczne sie uczulam – u nas naturalne mozna dostac w sklepach ze zdrowa zywnoscia), i potem z tego dzieci robia galazki i bazie, male marcepanowe jajeczka, srodki kwiatow (platki z migdalow), kaczuszki, i duzo zielonosci. W ten sposob moge moje pomocniczki rozproszyc na tyle, ze nie oferuja mi za duzo pomocy przy innych potrawach, bo choc lubie z nimi gotowac, to na wieksze okazje jest to jednak niepraktyczne.
A na inny temat – zajrzalam wlasnie do „Wyborczej” i znalazlam wywiad z Malcolmem Gladwellem, ktorego ksiazki bardzo lubie. Wlasnie przetlumaczono „Outliers” jako „Poza schematem”. Co prawda wywiad daje bardzo slabe pojecie o zawartosci tej ksiazki, jak i pozostalych (jakosc odpowiedzi odzwierciedla proporcjonalnie jakosc pytan zadawanych przez dziennikarza – zwlaszcza pytania o to, do jakiej szkoly posylac corke), ale ucieszylam sie, ze ksiazka jest dostepna w Polsce. Fragment o zmuszaniu dzieci do poswiecania calego czasu pracy i nabywaniu nowych umiejetnosci brzmi w sumie jak parodia tego, co Gladwell pisze w ksiazce. Za to zakonczenie wywiadu lepiej uchwycilo, o co mu chodzi – cwiczenie umiejetnosci musi byc jeszcze polaczone z talentem, innowacyjnoscia i szczesciem, a i tak nie jest to pelna lista. Swoja droga, zabawnie jest czytac o Gladwellu, i nawet samego Gladwella, przepuszczonego przez dosc ciezki dziennikarski filtr.
http://wyborcza.pl/1,88975,6432323,Teoria_10_000_godzin.html
Niestety, Babko, te srebra to byl niemal zart; ale sie przyda mam jeszcze komplety malenkich srebrnych lyzeczek do kawy tyle ze nie slodze, to po co lyzeczka? d
d – to miala byc mordka oczywiscie usmiechnieta 🙂
Gladwell wychowal sie w malym miasteczku w Ontario, 20 km od miasta w ktorym mieszkam. Taka ciekawostka, bo publiczna szkola srednia w tym malym miasteczku (Elmira) wypuscila spora liczbe znanych osobistosci.
Wyobrazcie sobie, ze wychowalam sie bez tradycji mazurkow i na Wielkanoc Mama piekla napoleonke i drozdzowe. Cale szczescie, bo nie mam dekoracyjnych talentow. Natomiast sasiadka malowala najpiekniejsze na swiecie pisanki farbami wodnymi i woskiem, jak nasza Babka.
W mojej czesci swiata jest dzis b. slonecznie i +13 C. Jak tak dalej pojdzie to za trzy dni bedzie zielono. Dobre Piesy bawia sie na dworze i wygrzewaja na drewnianym tarasie. Czyzby po okropnie dlugiej zimie wiosna przybyla wczesnie? Pamietam kiedys nie bylo jeszcze lisci na drzewach 20-ego maja, brrr, wrrr, apage satanas.
Zdrowka dla niedomagajacych.
Wando, srebrne lyzeczki do mieszania smietanki w kawie? No, chyba, ze pijasz nieslodzona i do tego czarna… 🙂
Kroliku, u mnie troche sie zaczelo przecierac na niebie, ale w sposob mocno niezobowiazujacy, bo rownie dobrze moze zaczac padac (gdy patrze w duga strone), takze slonca Ci dzis zazdroszcze. 🙂
Niunia, co się odwlecze, to wcale uciec nie musi, a Bobik nierychliwy, ale sprawiedliwy. 😉 Tym razem specjalnie dla Ciebie.
Tapczan pieskowi nie służy,
jeśli go nie ma z kim dzielić.
Jakiś jest nagle za duży,
jak przelot stąd do Seszeli,
jakiś arktyczny jest, chłodny,
skrzypi jak kra pod niedźwiedziem
i nie chce się, choć wygodny,
na nim ni leżeć, ni siedzieć.
Nagle mniej smaku ma bekon,
kurczacza pierś to badziewie,
jeśli swój Człowiek daleko
i kiedy wróci się nie wie.
Skradziona kość się nie liczy,
gryzienie kapcia nie cieszy,
cóż, że nikt o to nie krzyczy,
gdy wcale nie chce się grzeszyć.
Można wydębić od człeka
obcego krótkie głaskanie,
lecz potem… nic, tylko czekać
na tym za dużym tapczanie
i myśleć: przecież za moment
przyjdzie, deszcz strząśnie na taras,
położy się tu, koło mnie ,
drapnie za uchem… Już zaraz…
No, przecież dawałem dyskretnie do zrozumienia, że wiosna ma konspiracyjną melinę na Florydzie. 😀
Lecę teraz do szpitala, gdzie wylądowała nagle jedna z moich czeczeńskich klientek. Nawet jeszcze nie bardzo wiem, co jej jest. Ale mam cichą nadzieję, że dzisiejszy,tak optymistycznie rozpoczęty, dzień nie ma zamiaru się skończyć jakąś katastrofą.
Jeszcze takiej paskudnej wiosny u nas nie było, zakładam protest i nadal nic.A już myślałam,że będzie, jak w ub.roku
Wynalazłam sobie zajęcie,żeby wypełnić czymś czas, który poświęcałm na spacery z Emi, no właśnie:poczyszczenie resztek” magnackiej fortuny” (tak to się hahha mawiało niegdyś)czyli sreber, porządki w szufladach i od jutra się biorę za malowanie narazie wydmuszek na prezenty, a potem już na nic nie będę miała czasu.
**
Bobiku w komisariacie straszna posucha! Wprawdzie piszę to nieproszona, ale chyba trzeba załadować coś do tej szuflady, bo tam wyschną na wiór! 🙂
Ale niunia piękny wiersz dostała!
Bobik to umie pocieszać! 😆
Niuniu jest brzydka pogoda, przetrwaj trochę na tapczaniku wdychając swojskie znajome zapachy.
I niech Ci się przyśni sen, piękny, sen-marzenie.
Bobiku
wszystko się zgadza 🙁
zaraz zadzwonię do Mojej ,żeby przeczytała
i wiesz co przysłala mi roladke czekoladową 😀
to nic nie znaczy ale zawsze milej
szkoda ,że ona jeśc nie może razem ze mną
Króliku, w moim domu też nigdy nie było i nie ma mazurków. Nikt by nie jadł bo za słodkie. Lepsza baba drożdzowa czy wiele innych słodkości nie za słodkich. Taka rodzinna zasada i smak.
Kulebiak Moniko można zrobić też szybcjej, prościej i równie pysznie, a u ciebie lubią wszyscy naleśniki. U nas robi sie wielki rulon z naleśników (albo nalesniki każdy oddzielnie się nadziewa), z nadzieniem z podsmażonej kapusty z grzybami i cebulką oraz posiekanym gotowanym jajkiem, a raczej jajkami. Oczywiście sól i pieprz. Rulon kroi się na kawałki, w jajko, bułkę i smaży. Do tego barszczyk do popicia.
Juz wiem dlaczego nigdy nie moge skonczyc sprzatania – tym razem natknelam sie na pudlo z listami i haha postanowilam poukladac i powiazac „rozowymi wstazkami”.
Listy nawet poukladane, te od ktorych juz wiecej nie dostane szczegolnie starannie schowane. I tu taki powrot do niegdysiejszej o listach rozmowie – z kazdym rokiem tych listow na papierze mniej i mniej. Zastepowane coraz wiekszymi kolorowymi kartkami z okazji, a na kartkach slow wlasnych tez mniej, tylko podpis jedynie pod „pieknie okazjonalnie ulozona wiazanka rymowana” a i tych kartek jakby ubywa. No wiec listy powiazane, poczytane niektore, schowane a pokoje nadal nie odkurzone 🙁 A – idziemy dzis znow do kina, nie zginiemy w tym kurzu!
Ach, Niuniu, jaki piekny wiersz na pocieche, i roladka czekoladowa. Moze jednak niedlugo wyjdzie slonce… 🙂
Amigo, dobrze nas wyczules. Takie nalesnikowe paszteciki bardzo lubimy, i dosc czesto je robie. A slowo „barszczyk” wymawiane z namaszczeniem, z amerykanskim akcentem mojego meza, zawsze zawiera w sobie tyle tesknoty za desygnowanym przez to slowo zjawiskiem, ze samo zjawisko jest u nas dosc czeste. Chocby w nagrode za to wymawianie szeleszczacych polskich spolglosek. 🙂
Wando, calkowicie popieram podejscie do problemu kurzu – ewakuowac sie do kina! A co do listow zwiazywanych rozowa wstazeczka, to dzisiejsi bohaterowie romantyczni beda chyba obwiazywac rozowa wstazeczka przestarzale komputery i komorki. 😀
Takie nalesniki, zwane u nas krokietami , są u nas dość czesto, czesciej nawet z mięsem niz z kaputa, ale kulebiak wydaje mi sie bardziej szlachetny, więc w sam raz na świeta.
Mazurki sa pyszne, choć faktycznie troche słodkie! U nas największym hitem jest mazurek różany. Na ten cel nabyłam juz utartą różę. Przez wiele lat, na Wielkanoc wyjeżdżaliśmy ale Mazurki zawsze jechaly z nami! W tym roku zostajemy w domu.
U mnie dzisiaj na obiad wlasnie krokiety z kapusta i grzybami i barszczyk. Krokiety zrobila Pani Jadzia. Sa pyszne, bo juz jednego zjadlam „na sprobowanie”. Kulebiak rzeczywiscie nawet brzmi jak swiateczne danie. Ja jeszcze nie jadlam z zyciu.
My mamy problem z zasiadaniem do przyjecia rano, wiec w Wielkanoc zwykle po prostu jemy swiateczny obiad. Ja najbardziej lubie kaczke lub nadziewane kurczeta, lub inny drob. Salatka jarzynowa, tu zwana rosyjska, musowo.
U nas je sie śniadanie, które jest tez troche obiadem. Siadamy koło południa, najpierw dzilelenie jajkiem, potem barszcz ( mam nadzije ze tym roku z kulebiakiem) potem wedliny, jajka faszerowane, pasztety, zimne mięsa, sosy ( z taraskimi na czele) chrzan oczywiście. A potem juz tylko mazurki. Kiedys moja ukochana ciocia robila paschę. Jednak jak na naszą czwórkę, to chyba byłoby już za dużo. Szczerze mówiąc wlasnie w związku z tymi wyjazdami, swiat wielkanocnych nie robilam od dobrych kilku lat. Ale są one jednak kulinarnie duzo mniej wymagające niz Boże Narodzenie
W domu moich Rodzicow jedlismy kielbaske na goraco a zimnych mies nadziewany mostek cielecy, pieczony boczek. Jajka na twardo z majonezem. Buraczki z chrzanem! Nie bylo potem obiadu. Ja jednak preferuje cieple jedzenie.
Buraczki na naszym stole nie maja żadnych praw, ku mojemu ubolewaniu bo osobiście lubię. Za to chrzan tarty z jajkiem jak najbardziej!
U nas też na Wielkanoc było śniadanie z obiadem za jednym przysiadem, co mnie zresztą bardzo odpowiada. Jadło się w zasadzie na zimno, wędlinowo-sałatkowo-chrzanowo-majonezowo plus wypieki, na ciepło był tylko barszcz, a dopiero późnym popołudniem jeszcze coś ciepłego mogło się dołączyć.
A tak z zupełnie innej beczki – nie widział ktoś Rysia? Coś mi tak się zdaje, że warto by się dziś z nim było toastowo trącić kielichem. 😉
Bobiku
sznureczki , dobranoc wszystkim 😀
Znaczy, na sznureczek mam Rysia złowić? 😀
U mnie z zup – żurek, z jajkiem i białą kiełbasą na ciepło, z buraczków – ćwikła do wędlin, z ciast – sernik i babka wielkanocna (babka kupowana włoska).
Ale chyba zrobię ten kulebiak w gości. A może nawet dwa – drugi dla domowników.
Dwa kulebiaki, czy jeden, to już niewielka różnica w robocie, a wielka w jedzeniu. 😀
U mnie baba musi być jednak pieczona własnołapnie. W tym punkcie jestem beznadziejnym tradycjonalistą.
Ale lubię eksperymentować mazurkowo. Powrzucajcie jakieś przepisy, to może w tym roku skuszę się i wykonam coś całkiem nowego.
Byle tylko Pani Kierowniczka nie kazała mi wykonywać mazurka Szopena. 😆
Albo tanczyc mazura. Chociaz to akurat zdrowy ruch przy tym calym jedzeniu. 🙂 U mnie tez baba wymeczona wlasnorecznie (no nie doslownie, bo uzywam do tego duzego miksera, ktory miedli i ugniata za mnie). Mazurki tez wlasnorecznie, do tego pieczen cieleca, pasztet, szynka i mnostwo salatek. Jajka z majonezem, do szynki cwikla i chrzan. Mazurki sa slodkie, to prawda, ale mozna zawsze jesc mniejsze porcje. 😀 Kulebiak zas dobry na wszystko! 😀
Bobiku, Kierownictwo bedzie zajete w tym samym czasie gotowaniem czerwonego barszczu i cymesu z okazji swieta Passover (w tym roku kwiecien 8 do 16). Swieta kwietniowe bedziemy w tym roku obchodzic rownolegle z Kierownictwem. Ciekawe czy jakies inne dania poza czerwonym barszczem sa wspolne?
Kroliku, chyba chrzan mamy wspolny (to maja byc gorzkie ziola) i jagniecine (choc moze nie w Polsce, ale wielu protestantow podaje ja tradycyjnie na Wielkanoc), ale Kierownictwo miesa nie jada, wiec sama jestem ciekawa.
Bobiczku, Mazurka Chopina to Ci mogę sama zagrać 😀
A z Passover mam w tym roku kłopot. Moja sister robi w domu seder, czyli wieczór pesachowy, i zadzwoniła do mnie, kiedy ja mogę, czy w czwartek, czy w piątek. A ja w tym czasie zaplanowałam siedzenie w Krakówku… Trochę mi głopio, z jednej strony – no wiecie, tradition… (choć religijna nie jestem), z drugiej – festiwal, koncerty, sprawy towarzyskie 😉 Miałabym tak wybyć na jeden dzień do Warszawki? No głupia sytuacja…
Faktycznie, głupia sprawa, ale wszystko zależy od tego, na ile siostra byłaby dotknięta nieobecnością i na ile Pani Kierowniczce zależy na obecności. Najlepiej to jeszcze z siostrą przegadać i zobaczyć, co serce podyktuje. Bo rozum w takich sprawach tak naprawdę wiele do gadania nie ma.
Aha, zawiadamiam jeszcze, że ja zdrowie rysia i tak wypiłem, chociaż sam zainteresowany się ukrywał. 😉
Rysiu, jak się rankiem zjawisz o rok starszy, to wiedz sobie, że na nic ucieczka – i tak doszło do toastu. 😀
No wlasnie, tak to bywa z tymi swietami. Ja rowniez nie bede u siostry w Wielkanoc, co prawda nie bede wtedy w Krakowku (a szkoda), a z tytulu ogolnego psychicznego rozmemlania z powodu dolnej konczyny i innych powodow rowniez. Wiec pewnie bedziemy jesc we troje nadziewane kurczeta bez mazurkow wieczorem. Bez swieconki, bo za swieconke od 22 lat jest odpowiedzialna siostra.
Jeszcze dodam, ze zaleta mieszkania za granica jest, ze nie obchodzi sie tutaj tego barbarzynskiego Lanego Poniedzialku polegajacego glownie na publicznym napastowaniu dziewczat i kobiet.
zdrowie Rysia jak najbardziej.
Alez tu juz swiatecznie i smakowicie. My zas mamy taki problem, ze dzieci w wieku college’owym musza w poniedzialek byc na zajeciach, wiec wlasciwie niedziela wielkanocna jest przeznaczona na podroze; zaczynamy jedzenie w sobotnia „wigilie”, byle juz swieconka byla co dla mnie ma tylko znaczenie tradycyjne a nie religijne. Dzieci lubia; tutejszy ksiadz amerykanski o korzeniach czeskich zrobil taki ladny uklon w strone swoich parafian i mozemy z koszyczkami przychodzic do pobliskiego kosciola a nie jezdzic w dol do Dallas. Ksiadz wyciaga od nas wspomnienia o tym jak to sie robilo dawniej i gdzie indziej. Przy okazji widac jak dlugo taka tradycja zostaje przez pokolenia. Przychodza mlodzi ludzie, ktorzy po polsku nie mowia ale w koszyczku jak najbardziej i baranek i kawalek chleba i czasem domowo wyrabiana kielbasa. To moze normalnie brzmi w innych czesciach Stanow gdzie skupiska Polakow silniejsze ale tu w Teksasie jest dla mnie ciagle powodem do radosnego zdumienia.
Tu moj babowy pomocnik no bo chyba nie robot 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/BabkaWielkanocna?authkey=Gv1sRgCOWjn9X-iqfWTg#5317894010767803346
dzien dobry mowi o rok starszy !
najpierw obowiazki, wode wstawiam
mozna zabrac sie za sniadaniowe przysmaki
😀
dziwnie wymknal mi sie wczorajszy dzien,
myslalem,mam wszystko opanowane ,a tu taki wstyd
utknalem po drodze do Bobikblog i zabraklo mi czasu
dziekuje wiec teraz za: TORT do lasuchowania,zyczenia,toasty
mile 😀 😀 😀 😀 😀
widze przez okno;wiosna idzie,widze 😀
swiateczie nastalgicznie bylo wczoraj tutaj
czy to jest tez ten nienazwany kod kulturowy,ktory nosimy w sobie niezaleznie od tego gdzie teraz mieszkamy ?
sympatycznie
przyszlosc to kobiety(slaba plec!?)
http://blog-bobika.eu/?p=165#comment-17097
Rysiu, ja też widzę wiosnę! Dziś na porannym siusiu nad głową przeleciały mi trzy klucze gęsi. 🙂
Wando ,
Bardzo sympatyczny ten babowy pomocnik! 🙂
Żono sąsiada,
Masz rację , ze prawdziwy kulebiak jest o wiele szlachetniejszy, ale taki krokietowy tez pyszny i krócej się czeka na degustację. 🙂 No i dzięki, że przypomniałaś o czymś takim jak pascha. Moja dawno nie robiła. Trzeba ja zagonić do kultywowania tradycji. 😎 Na mazurki nie da się niestety namówić…..Baba natomiast musi być domowa, wykonana „temi rencami”! 🙂
Dzień dobry 🙂 Merdam starszym i młodszym, w miarę radośnie, mimo wrednej pogody. Klucze nade mną nie przelatywały, ale może trudno im się było wydostać z torebki, gdzie mama je więzi. 😀
Oczywiście, że obyczaje świąteczne, wraz z kulinariami, należą do sfery kodu kulturowego. I przy tych naszych pogaduchach bardzo ładnie widać „twarde jądro” tego kodu i jego pobocza. Np. święcone, czy wielkanocne śniadanie, jako idea są wszystkim obchodzącym polską Wielkanoc wspólne, nawet jeżeli święcenie już niereligijne, a śniadanie bliżej kolacji. Baba tkwi zdecydowanie w centrum, ale już mazurki nieco od niego dalej, a pascha chyba na peryferiach. Ja przynajmniej znam ją tylko z nazwy, ale przyznam się, że nie jadłem nigdy.
Ale właśnie to jest dla mnie fascynujące, że kiedy się różne indywidualne kody na siebie nałoży, wyraźnie wychodzi, w których miejscach one się pokrywają i co stanowi ich rdzeń. A jeszcze ciekawsze jest, kiedy zaczyna się nakładać również kody spoza kręgu wąsko rozumianej wspólnoty etnicznej i też się widzi obszary pokrywające się. Zresztą, zwiedzanie obszarów peryferyjnych też jest fascynujące. 🙂
Świętujący wszystkich kręgów, łączcie się! 😀
Wando, czy takie Urządzenie Kuchenne jak Twoje można gdzieś kupić? Bo mam wrażenie, że ono w przerwach między ucieraniem i mieszaniem potrafi też posmyrać po brzuszku, co by mi bardzo pasowało. 😀
Wszystkiego najlepszego Rysiowi o rok starszemu! 😀
Przypominam uprzejmie moją prośbę o coming out mazurkowy, czyli wrzucanie przepisów na rodowe skarby. Nawet jak nie upiekę, to poczytać miło. 🙂
U nas właściwie rzadko się na Wielkanoc piecze w domu, bo na ogół jedziemy do Krakowa i tam sępimy na rodzinie, ale jak się już zdarzy świętowanie na miejscu, to obowiązkowo jest mazurek kajmakowy, ale nie z żadnych krówek, tylko z uporczywie i do znudzenia gotowanego mleka z cukrem (żeby nie było obrzydliwie słodkie bierze się tylko 20 dag cukru na litr mleka). Po przestygnięciu powstałej masy dodaje się do niej masła i dosmacza kawą lub czekoladą (tzn. gorzką kuwerturą). Ponieważ mamie na ogół trudno się zdecydować, co woli, to robi dwa w jednym, jak tu na obrazku
http://www.wowil.coldlight.pl/rudera/img_dom/stol6.jpg
Ja, jak wiadomo, za słodyczami nie bardzo, ale z tego rodowego mazurka w ramach tradition zawsze coś jednak uszczknę. 😀
serdeczne zyczenia dla Rysia z Berlina/?/ Ryś jak tygrysek mily i roztropny 🙂
Witajcie.Dziś u nas słońce świeci bardzo ladnie, blocko nieco obeschło idę z Emi na spacer.
**
Rysiowy życzenia złożyłam pozablogowo, bez wytykania Mu,że jest o rok starszy!:evil:
Przedwczoraj był o rok młodszy i to naprawdę nie robi różnicy.:smile:
***
Jedni świętuja urodziny,a w moim domu imieniny zawsze były na pierwszym miejscu.
Przeto naszej kochanej zapracowanej Nietoperzycy- życzę zdrowia, zwolnienia obrotów i tych wszystkich radości, które nam tu serwowała.Wirtualne kwiatki posłałam pocztą.
Buziaki Nietoperzyco!!
**** o moich mazurkach napiszę, kiedy mi się trafi wolna chwila.
Po obejrzeniu przecudnej urody mazurków Bobikowej Mamy cofam co napisała Emi powyżej. 😯
Nie wytrzymam takiej konkurencji. 👿
Bobiku, przepisy najwcześniej w czwartek, bo dopiero wtedy będę w Krakowie, gdzie mam mój bezcenny zeszyt z przpisami.
Dla Rysia i Nietoperzycy ( rozumiem , że imininowo) najlepszego!
Ja też nie wytrzymam 🙁
Najbardziej podziwiam to, czego sama nie potrafię zrobić (Babko, ukłony), a jest tego zatrważająco dużo 😉
U nas w tym roku Wielkanoc wcześniej, bo córasek wylatuje w sobotę przed. Będzie bez szaleństw, bo podstawowy materiał, czyli ja, zmęczony. Sernik, makowce, babkę tym razem kupię. Kulebiak kapuściany dla córaska. Nieśmiertelna warzywna sałatka synkowa. Biała kiełbasa. Coś w galarecie. Pieczeń chyba z szynki. Wołowe zawijaski. Surówkowa i dodatkowa drobnica. I już 🙂
Rysiu, Nietoperzyco – wiosenności 😀
Tykam i zmykam…
Czy Komisarz na wiosnę uległ uzegarowieniu? 😯
I czy ma to jakiś związek z wczorajszym zażywaniem tabaki na Dywanie? 😯 😯 😯
Babko, nie kryguj się, tylko dawaj tu mazurki! 😉
idzie wiosna to widac i czuc
magnolia ma juz olbrzymie paki ,mysle jeszcze dwa trzy dni
i rozkwitnie,wytrzymam 😀
dziekuje,dziekuje to milo ,tyle zyczen 😳
nietoperzycy jezeli to bylo wczoraj serdeczne imieninowe,jezeli nie to tez usciski delikatne dla ssaka
nocnego 😀
A może foma podłożył się i będzie wiosennie wybuchał?
Foma, wybuchaj delikatnie i bez szkody dla zdrowia 😎
Bobiku,Ty masz SUPER mame,nie tylko dwa w jednym to
jeszcze ilosci ogromne(piesku czy Twoi ludzcy potrafia
te ilosci zpalaszowac?)
😀
Rysiu, urodzinowe serdecznosci z Concord. 🙂 🙂 🙂 Ladnie te urodziny znosisz. Moj Ojciec na przyklad absolutnie odmawia obchodzenia, ale tez nie wolno zapomniec ze je ma, czyli od lat zadaje rodzinie cwiczenia z kwadratury kola. 😉
A dla Nietoperzycy szczegolnie cieple usciski z okazji imienin (to wczoraj mielismy Sw. Nietoperza?! – musze to naniesc w kalendarzu). 🙂 🙂 🙂 Niuniu, przesylka z croissantami i burritoes (nalesniki meksykanskie) nadziewanymi miesem i jajecznica do Ciebie w drodze, zeby sie jednak wzmacniala na tym chwilowo samotnym tapczanie. 🙂
Co do mazurkow, Bobiku, to musze troche poszperac, bo przepisy uzywam raz na rok, i moj kajet z przepisami sie nieco zarzucil, ale czas na jego odkopanie, prawdopodobnie z dodanymi ilustracjami piecionogich koni i planowanych na przyslosc eksperymentow.
Moniko 😀
ostatnio ciagnie mnie do malarstwa Mark Rothko
nie wiem czemu ale gdy ogladam jego plotna odpoczywym
w glowie ,teraz siedze sobie i przegladam nowy (dostalem na
urodziny)album z jego pracami i domu zapanowala
wszechobecna cisza
wielu kolegow uwaza ,ze to nie malarstwo :ery:
Oj, na mnie działa bardzo niepokojąco, bardzo. Ciekawe, jaki jest na żywo.
Dla kontrastu 😉 Powiesiłabym sobie chętnie np. to http://strony.aster.pl/historiasztuki/obrazki/wiekxx/wroblewski/image018.jpg Niestety, nijak się ma do oryginału, który jest absolutnie rozczulający i działa wybitnie terapeutycznie 🙂
Rysiu, Rothko pewnie by sie bardzo ucieszyl, bo o to mu chyba glownie w jego malarstwie chodzilo, nawet do tego stopnia, ze zaprojektowal „kaplice bezwyznaniona” w Houston w Texasie, poswiecona „ogolnej duchowosci”, ktora chcial wyrazic we wlasnych plotnach. Moze nawet Wanda ja odwiedzila? A co do tego, to czy to jest malarstwo, to zawsze mozna sie tak spierac. Rothko na przyklad uwazal, ze popart to zadne malarstwo i szczerze go nie znosil. Troche mi to przypomina klotnie miedzy zwolennikami Mickiewicza i Slowackiego, opisane tu kiedys przez Krolika.
Dolaczam sie do zyczen dla nietoperzycy, z piosenka- starociem 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=koBWtYVRf-0
Wiem, ze lubisz te stare amerykany.
Rysiu, sto lat w zdrowiu i pomyslnosci.
Haneczko, ja tez mam sentyment do rozczulajaco naiwnych obrazow tego typu. Tu nasz ulubiony z bostonskiego Muzeum Sztuk Pieknych o bardzo podobnym temacie ( „The Poor Man’s Store”, John Henry Peto, koniec XIX wieku):
http://zoom.mfa.org/fif=fpx/sc1/SC196740.fpx&obj=iip,1.0&hei=100&cell=1000,1000&cvt=jpeg
Kochani
😀 😀 😀
jak tylko będę w stanie torcik ( wirtualny) na podwieczorek zaserwuje , na razie pozdrawiam wszystkich gorąco
Nie, Moniko, nie widzialam tej kaplicy w Houston; czesciej bywam na linii Austin-San Antonio. W Dallas jest podobnej koncepcji miejsce (ale nie zwiazane z artysta o ktorym mowisz) i nazywa sie Thanksgiving Square – miejsce kontemplacji i kaplica w ktorej sa odprawiane nabozenstwa „miedzyreligijne”:
Thanks-Giving Square is operated by the Thanks-Giving Foundation at Thanks-Giving Square, a multi-faith organization, who implements the Multifaith Exploration and Exchange Program, a program that operates out of Thanks-Giving Square that is dedicated to the pursuit of understanding between different faiths and religions.
No tak, ale wizja podobna, Wando, choc bez plocien Rothko. Z podziekowaniami dla naszego wyslannika w Teksasie. 🙂
A tu dla Nietoperzycy, z pozdrowieniami od kolegi po fachu. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GYKJuDxYr3I
A torcikami dla nas sie chwilowo nie martw, spokojnie poczekamy. 😀
Moniko, co za cudna witryna biedaka .
Mam nawet takiego czerwonego konia i moja podręczna szafka w pokoju, gdzie „porzeciwkotnie ” zamknięty jest komputer wygląda bardzo podobnie, choć mniej atrakcyjna w kolorze.
**
Haneczko- dziękuję, wzajemnie 🙂
„Przeciwkotnie” – to nie znaczy,że babka ma coś przeciw naszym kotom, ale pokój trzeba zamykać , bo:
usiłują nasikać w klawiaturę biorąc ja za kuwetę,
wyrywają kable z USB,
wylegują się na skanerze,
przestawiaja mikrofon i głosniki itp.inne grzeszki.
** Byłam dzisiaj z babka w lesie na spacerze, a przedtem zostałam wybawiona przez tutejsze dzieci na boisku, pilką i zabawą w „listonosza”(ja gonię!! „listonsz”- ucieka).
Babkę chyba trochę noga rozbolała, ale to wreszcie był jaki taki spacer- dwie i pół godziny!!
Dawno tak nie było! 🙂 🙂 Idę oddrzemać.
Podejrzewam, że Rothko koniecznie trzeba widzieć w oryginale, bo tego typu obrazy dopiero wtedy się „ujawniają”. Pamiętam, jak mnie zaszokował (pozytywnie) oryginalny Klein – dopiero na żywo można było zobaczyć, jakim nieprawdopodobnym wewnętrznym blaskiem emanują te jego błękity.
A czy malarstwo niefiguratywne działa teraputycznie, czy niepokojąco, to prawdopodobnie w dużej mierze zależy od osobistych skojarzeń dotyczących kolorów, form czy faktury i z jakimkolwiek stanem obiektywnym niewiele ma wspólnego. 😉
Z nazwaniem Wróblewskiego naiwnym miałbym problem. Dla mnie on zawsze, nawet jak sobie jaja na półce wstawia, gdzieś z tyłu grozą istnienia jest podszyty. Choć obraz wrzucony przez Haneczkę istotnie rozczulający, tak samo zresztą jak Peto, choć ten mnie rozczula w całkiem inny sposób. 🙂
U nas w koncu pokazalo sie slonce, wiec idziemy je wielbic, zeby nie za szybko zniknelo. Moze uda sie nam spacer taki jak Emi.
A jeszcze o obrazach – wlasnie przeczytalam, ze nowo odkryty portret Szekspira (jedyny, na ktorym ma wiecej wlosow) prawdopodobnie byl przemalowywany podczas zycia pisarza, zeby wiernie odzwierciedlac stan jego czupryny w roznych fazach zycia (cos troche, jak nowe zdjecia do dowodu co jakis czas). Niestety (albo stety – zaleznie od punktu widzenia), podczas restauracji obrazu w 2002 roku warstwe z ostatniej fazy zycia calkowicie usunieto, dzieki czemu Szekspir wyglada na tym obrazie inaczej, niz do tego wszyscy przywykli. To zreszta jedyny portret namalowany (i przemalowany) za jego zycia.
A tu portret z wlosami:
http://www.guardian.co.uk/culture/2009/mar/28/william-shakespeare-cobbe-portrait-restoration
Bobiku, zgadzam sie co do Wroblewskiego, chodzi o „naiwnosc” stylu, a juz czym sie go podszywa, to zupelnie inna para kaloszy. 🙂 Rothko w oryginale – podobnie jak Klein, przynajmniej dla mnie.
Dla mnie Wróblewski to zawsze”malarz tragiczny”.
**
A tu autentyczne wydarzenie sprzed wielu lat dotyczące Szekspira i jego fizis.
Jadę sobie z synkiem kuzynki (lat 3 )z centrum Warszawy na Mokotów autobusem i nagle tuż za przystankiem widać zwalony na ziemię naklejony na dyktę afisz z portretem Szekspira.
I nagle „moje” dziecko krzyczy na cały autobus:
_” KTO ZWALIŁ PANA LENINA?,
O, i to dopiero jest rozczulające – nie po prostu Lenina, tylko pana Lenina! 😆
🙂 🙂 Dziecko było dobrze wychowane i do nikogo nie mówilo per Ty.
Jakoś mi się wydawało, że toasty z okazji św. Nietoperza nie powinny być wznoszone przy świetle dziennym, ale teraz już zapadła porządna ciemność, więc można 😆
Nie chcę ja znać takiego zwierza,
co na świętego Nietoperza
beztrosko uda się na połów,
zamiast pić zdrowie pięknych połów
nietoperzego rodu. Zdrowie
przyda się zwłaszcza tej połowie,
która się stara niesłychanie,
by blog codziennie miał śniadanie,
więc zaraz szkło w swe łapy chwycę
i piję za Nietoperzycę! 😀
Przepowiednie i przysłowia ludu polskiego na Nietoperza
świętego:
„Gdy nietoperz głową w dół zwisa- nie będzie kryzysa, tylko pełna misa.” 🙂
***
Gdy ci Nietoperz przeleci drogę- królik zdrową będzie miał nogę 😆
***
Nietoperza w biały dzień zobaczyć- nabędziesz kozie mleko bez trudu. 🙄
****
Nietoperz gdy u twej zawiśnie powały-będzisz dla siebie miał duży schab cały! 😆
****
Za sobą mając nietoperza w tyle – na Florydzie oswoisz krokodyle 😆
*****
O Nietoperzu śnić nad ranem – śniadanie czeka z rogalem i bananem. 🙄
*****
Nietoperza w szufladzie we śnie widzieć- oznacza rychly powrót do domu.
******
Sluchać w nocy „Zemsty nietoperza”- beda nowe recenzje w :Polityce”
Babko, 😀
kronikarzu ludu 😀
Rotko na zywo w galerii swietny
czy wroblewski haneczki to ten wroblewski andrzej?
dciekawe
Nietoperz wylatujący spod pierzyny w maki- rano bedą przysmaki. 😆
***
Nietoperza widzieć w koronkowej pościeli- zastaniesz swoją
babkę śpiącą pod kołdrą. 😳
ponownie dziekuje za zyczenia 😀
Nietoperza widzieć na psie jadącego – od ucha do ucha będziesz się śmiał z tego. 😀
Nietoperza z rysiem na blogu zobaczyć – zapomnisz z radości kogoś obsobaczyć. 😀
Nietoperz na górce rogalików z różą – kolejny raz będziesz miał radochę dużą 😆
Bobiku 😀
to bedzie krotka noc,ide wiec spac
dobranoc
O, jakie piekne, Babko i Bobiku, dobrze ze zdazylam z tego spaceru wrocic na noc Sw. Nietoperza. 😀 W domu mam dzisiaj tylko alkohol do czyszczenia ekranow komputerowych, wiec raczej go nie wleje w szklanice, tylko pomedytuje na temat nietoperzy i nietoperzyc, ze szczegolnym uwzglednieniem naszej wlasnej Nietoperzycy, przy filizance bialej brzoskwiniowej herbaty. 🙂
Świetny zestaw, brzoskwiniowa herbata z prądem do czyszczenia ekranów. Sam bym się czegoś takiego napił, gdybym miał składniki pod ręką. 😀
Prawie jak whisky z zielonym groszkiem 😆
No to za Gacopyrze! 😀
No, coz Bobiku, na jedno nie mozesz narzekac – rak inwencji w Twoim koszyczku, wedlug hasla „Polak potrafi”. 😆 Za nasza droga Batwoman! 😀
„brak” nie „rak” ! 😳
Słuchajcie, słuchajcie! Według najnowszych informacji z Dywanu komisarz tańczy właśnie taniec brzucha w lokalu „fanaberia”. 😯
Szkoda, że państwo tego nie widzą! 😀
Ach, pokaz obiecujacych talentow, poczatki wielkiej kariery… 😉
Muszę lecieć powęszyć na Dywanie, jak się sytuacja rozwija. 😀
A gasiliscie swiatla o 8 wieczorem swojego czasu? Ja przegapilam ale zaraz wylacze na troche.
Niunia smacznie na tapczanie spi
co też tam jej się śni:
Bobik merdający ogonem
Emi pilnujaca porzadku w koszyczku
Amigo wypatrujacy kluczy
Monika pijaca koktajl wysoce energetyczny( poproszę o przepis koniecznie)
Babka pękajaca od rad i aforyzmów ( przy niej Lec to pchla)
Rysiu wędrujący ulicami Berlina
Wanda z fantastycznym „pomocnikiem” babowym
PA wiedzący kiedy zajrzeć do koszyczka
Haneczka majacy nareszcie zmiennika
Komisarz jako Mata Hari
miłego dnia kochanie 😀
senny jeszcze(niunia spi)wstawiam wode
slonce oswietla domy,bedzie fajny dzien
😀
Dzień dobry 😀 Jak zwykle z pracy i jak zwykle bez zmiennika 😀
Moniko, dziękuję za biedactwo, biorę 😀
Rysiu, ten Wróblewski. Obraz jest z 1949, był u nas na bardzo dobrej wystawie dwa lata temu.
Kleina widziałam na żywo tylko raz, lata temu, i stoję przed nim do dziś.
Dzień dobry. 🙂 Mam niejasne wrażenie, że jakaś część blogosfery zajęta jest odsypianiem po wczorajszym, cokolwiek to było lub nie było. 😀
Na posterunku oczywiście Team Śniadaniowy i pracująca Haneczka, chociaż… TŚ chyba śniadanie zrobił i też zbiegł dokimać sobie gdzieś w kąciku. 😉
A słoń ce rzeczywiście pokazał kawałek tromby i oświetlił. Słoniu ce, tak trzymać, a nawet jeszcze bardziej! 😀
Wczoraj były zamiasty 😉 Wiem, bo aktywnie uczestniczyłam.
Aktywnie uczestnicząc w zamiastach, czynem wspierasz rozwój naszego wspólnego dobra – blogosfery! 😆
Dawno nic nie było o naszych ulubionych bohaterach. Już chyba wszyscy się z nimi stęsknili… 😉
http://politbiuro.pl/politbiuro/1,88475,6437747,Kazimierz__ty_nadal_jestes_liderem.html
Witajcie, u nas żeby nie było za dobrze chmury i leje.
Nietoperzyco! a nie mówiłam?
Ja nie udzielam rad,bom sama nie bez winy i w dodatku bezradna na pogodę,na pod nogi kłodę, na taki jakiś-nie taki ten byt(St.Panowie).
No to herbatkę wszystkim!!
Z rumem,( bez herbaty). 🙂
**
ps.plotki krążą,ze porwali komisarza wprost z komisariatu i gdzieś Go wiozą zawiniętego w perski dywan.
Wie ktoś o co tu chodzi i czy mamy na okup?
Na razie jeszcze nikt okupu nie żądał, więc skąd mamy wiedzieć, czy mamy? 🙄
A czy to jest pewne, że wiozą go zawiniętego w perski dywan, a nie w perskiego kota?
Wczoraj były zamiasty, a czy się ktoś z tego grona zastanowił, co damy zamiast komisarza?
Targa mną wewnętrzny niepokój nie mówiąc o niepogodzie.
Bobik!
Wpisuje sie 😉
No ale bramki masz zniechecające, piesku…
Wewnętrzna niepogoda to jest bardzo groźne zjawisko meteorologiczne. Należy mu się przeciwstawiać nie tylko siłom i godnościom osobistom, ale i odpowiedniom konstrukcjom prognoz ❗
Zamiast Komisarza niczego dać się nie da, bo on jest niezastąpialny. Ale miejmy nadzieję, że również niezatapialny. 😀
O, witamy Panią Sekretarz! 🙂 Wygląda na to, że coraz silniejsza frakcja kanadyjska nam się robi. 😆
Bramki, jak już tu kiedyś tłumaczyłem, muszą być, żeby spam nie zalał mnie po czubki kłapciatych usz. Ale taka bramka to jest przecież świetna gimnastyka dla umysłu. Komu by się bez niej chciało przeprowadzać tak skomplikowane operacje matematyczne? 😀
Mam jeszcze taką myśl,że siedzi gdzieś na Pyrzowicach i oczekuje naszych pilkarzy- zwycięzkich moralnie!!
Bobiczku, z liderem miałam do czynienia już wcześniej. Nie wrzucałam, bo powalona, chciałam oszczędzić powalenia innym 😉 Odczuwam kryzys, nie tylko słów, ale także myśli.
Babko, komisarsko nic mną nie targa. Nie ma takiego zamiasta, który mógłby zastąpić Komisarza 😎
Alicja 😀
No nie, Haneczko, nawet powaleniem należy się dzielić. Sprawiedliwość ma być. 😀
Cosik się chmurzyć zaczęło, więc lecę na spacer, zanim znowu zacznie lujać.
Tylko bez lujania 👿 Ile można lujać
Witajcie,
witaj Alicjo,
kochani u mnie wiosna. Suche liscie zgrabione i usuniete. Tulipany i narcyze zielenia sie pieknie. A dzisiaj lunal na to wszystko cieply wiosenny deszcz. Jest tak wiosennie czysto i swiezo. Pora na kawke i gazetke. Dobre Piesy i A. jeszcze spia. Wczoraj zle sie czulam i przelezalam dzien w lozku. Przespalam Godzine Ziemi, ale obejrzlam francuski film „Rois et reine”, bardzo ciekawy.
Trzymaj wiosnę i nie puszczaj, Króliku 😀
A złe czucia to już całkiem sumienia nie mają 👿 Znam paru takich, których mogłyby się czepić z bardzo dużym pożytkiem, a one napastują Królika 👿
Też przespałam godzinę wygaszania, ale skoro WandaTX mówi,że można poniewczasie, to pytam Was: pójdę spać wygaszę wszystkie światła, wyłączę komputer, a nawet na godzinę lodówkę, czy to się liczy? 😯
**
Haneczko, oczywiście , bujda na resorach mówi,że nie ma komisarzy niezastąpionych.
Nasz pewnie wstąpił do piekieł, (cokolwiek to znaczy), po drodze Mu było , 😆
***
U nas luja od rana, pocieszam sie,ze jeszcze trochę i będzie alleluja! 😡
My tez bylismy na spacerze i widziałam pierwsze w tym roku krokusy, w końcu marca!. Ciepło jeszcze nie jest, ale ale troche lepiej i nawet pokazalo sie slońce. Moje dzieci uparcie twierdzą, ze wiosna jest w Polsce najgorsza porą roku bo caly czas pada deszcz. Cos w tym jest, a piekne widoki kwitnącego kwiecia to raczej na obrazkach.
Światła nie wygaszałam, bo troche mi sie to wydaje absurdalne działanie ( choć na co dzień niepotrzebne oswietlenie wyłaczam), po za tym w tym czasie bylismy w kinie, projekcji na szczescie nie przerwano. Film: „Powrót do Brideshead”, polecam choć moze troche, jak na mój gust, zbyt chłodny.
Żono sąsiada!Mam prośbę:
Zanim się Bobik w Krakowie dobierze do Waszego „paskudnika”- przypomnij Mu proszę o mnie, On już będzie wiedział co zrobić.
Chyba,że Mu „paskudnik” w głowie zawróci, to wtedy cała nadzieja w Tobie. 🙄
Dobrze Babko, o ile tylko mnie Paskudnik ( i Bobik) w głowie nie zawrócą to będę pamietac!
Nie mam zamiaru w Krakowie zawracać w głowie nikomu poza sobą samym! 😀
No, chyba że niezwykle atrakcyjna suczka by się trafiła, to mogę jeszcze zmienić zdanie. 😉
O wczorajszym wygaszaniu świateł nawet nie myślałem, bo też mi się ta akcja wydała dość absurdalna. Ziemia ma wiele więcej pożytku z tego, że notorycznie łażę i szczekam na mojego ludzkiego brata, żeby wyłączał całkowicie niepotrzebnie włączone źródła prądu. Albo z tego, że w odróżnieniu od moich sąsiadów posadzę w ogrodzie kilkadziesiąt różnych gatunków ptako- i motyloprzyjaznych roślin, zamiast trawnika i iglaków. Albo z mojego maniackiego sortowania śmieci i przerabiania czego się tylko da na kompost. A najwięcej pewnie z tego, że wskutek mojej niechęci do sprzątania zużywam stosunkowo niewiele detergentów i innych takich świństw. 😀
„Powrot do Birdeshead” lubie jako ksiazke. Film moze chlodny, bo o chlodzie rodzinnym, bardzo w tej powiesci podkreslanym? Chyba ze jeszcze bardziej schlodzili… Ale chetnie obejrze, jak bedzie na DVD.
U nas tez dzis pada, i to bardzo, ale rano na pocieszenie obejrzelismy odcinek „Wojny domowej”, pt. „Zagraniczny gosc” – ulubiony mojego meza, ktory sie bardzo wczuwa w przedstawiona tam sytuacje. Pierwsza podroz warszawskim tramwajem, byla na przyklad okazja do wysluchania wykladu na temat tego, czy wypada sie pytac „Czy pan/pani wysiada na nastepnym przystanku”, czy tez „wychodzi”, po czym jakis starszy pan w porywie checi podzielenia sie tajnikami poskiej gramatyki, tlumaczyl role przedrostkow „w” i „wy”. Do tego ogladanie w Warszawy podczas sniezycy okazalo sie dobra odtrutka na deszcz (w koncu sniegu juz od paru dni nie mamy).
A krokusy tez wczoraj widzialam pod nasza biblioteka publiczna i tez sie bardzo z nich ucieszylam.
Z mojej notorycznej niechęci do sprzatania zaczynam mieć kilka roczników „Polityki” i musżę chyba wziąć z nią rozbrat, a stale mi żal.Już chyba nawet stopki wyczytałam.
Najpierw myślałam,że to dolegliwość podeszłego wieku, ale jak sięgam pamięcią-zawsze tak było.
Dzięki żono sąsiada za życzliwość.Trochę Wam nawet zazdroszcze, że sobie :”pomielecie ozorami „z Mamą Bobika, podczas, gdy On będzia ganiał za pannami po Plantach.
Monika, „Brideshead revisited” juz jest na DVD. Ogladalem to z mieszanymi uczuciami. Nie wiem, czy E. Waugh moze byc sfilmowany wiernie. Chyba poprzednia produkcja BBC z J. Ironsem byla nieco lepsza.
Ja jez Bobiku uwazam raczej nieskromnie, ze jestem wielka przyjaciolka ziemi na codzien. Ale wczoraj we wszystkich oknach kolo mnie bylo ciemno, oznaka ludzkiej solidarnosci i w sumie w zboznym celu.
Stara wersje Brideshead i ksiazke kocham, i na nowa wersje tez sie pewnie wybiore, jak tylko dam rade siedziec w fotelu kinowym przez 2 godziny.
Krokusy kwitną w ogródku, ale po zimie zawsze mi mało kwiatków i zieleni 🙂
Podobnie jak Bobik, pasjami wyłączam, więc na pokaz nie muszę 😉
Odmeldowuję się. Prawie koniec pracy 🙂
Tak, wersje z Jeremy Ironsem tez bardzo lubie, ale zawsze mnie ciekawi jak to samo widzi nastepne pokolenie rezysersko-aktorskie.
A co ziemi, to to wylaczanie jest jakims wspolnym rytualem, a nie praktycznym dzialaniem. Jedni bardziej lubia rytualy, drudzy mniej (my wylaczylismy) – a i tak w koncu wazne co na codzien, jak pisze Bobik. Ja na przyklad od samego poczatku ich pojawienia sie w sklepach uzywalam nietoksycznych i biodegradujacych sie detergentow na bazie roslinnej, gdy jeszcze nie bylo to nawet modne. Zreszta niektore z tych srodkow czystosci sa bardziej skuteczne od konwencjonalnych. Na przyklad zrobiony w oparciu o skorki pomaranczowe Citra-Solv rozpuszcza nawet gume do zucia i usuwa najgorsze tluste plamy, a przy tym bardzo ladnie pachnie pomaranczami.
Właśnie co do tego zbożnego celu, czy też zbożnych skutków godzinnego wygaszania świateł nawet niektórzy ekolodzy mieli poważne wątpliwości. A jako widomy znak solidarności, na naszej ulicy też by się to nie sprawdziło. Bo ja mieszkam w takiej dzielnicy, gdzie z zapadnięciem zmroku rozlega się seria grzechoczących dźwięków: rrrrracz, rrrrrracz, rrrrrrracz – to małomiasteczkowi Niemcy spuszczają żaluzje. Niemieckie, bardzo szczelne. Jedyne budynki, które oświetlonymi ślepiami mrugają, to nasz dom i szpital. A ze szpitalem nie miałem się co solidaryzować, bo oni i tak wyłączyć nie mogli. 😉
Muszę poszukać u nas tego Citra_Solv.Wątpie , czy u nas znajdę, ale wiem,że zapach pomarańczy dziala odstraszajaco na moje koty.
**
Bobiku oj, tak, tak i taki jeszcze odgłos grzania silników we wszystkich garażach przed dziewiatą rano.
Tak to jedno do drugiego podobne,że parę razy usilowałam wejść zamiast do moich gospodarzy do sąsiadów wracając dość późno.
A sąsiadka siedziała za tymi żaluzjami i zastanawiała się, czy już dzwonić po policję. 😉
Jeszcze trochę na poważniej. Akurat wyłączanie świateł jako symboliczne działanie ekologiczne nie jest dla mnie szczególnie przekonujące, bo odwołuje się do dobrej woli pojedynczych, prywatnych odbiorców prądu,kiedy wiadomo, że najwięksi pożeracze energii siedzą całkiem gdzie indziej, więc jest to nawet jakby odwracanie uwagi od rzeczywistego problemu. Poza tym, oszczędności każdy sobie może sam uprawiać na własną rękę czy łapę, a zbiorowe manifestacje lepiej by wykorzystać w celu np. zwrócenia uwagi na alternatywne źródła pozyskiwania energii, albo na inne rzeczy, których nie da się załatwić we własnym zakresie.
Może też jest racja w tym, że większą przykładam wagę do realnych działań, niż rytualnych gestów. Ale nie mam też nic przeciwko symbolice, jeżeli wydaje mi się trafiona. A to wyłączanie do mnie jakoś nie trafiło.
Niestety wersji w Ironsem nie widziałam, moze jak bede w Londynie to sobie kupie, bo na pewno jest na dvd.Film chłodny w tym sensie , ze mnie nie poruszył bardzo, raczej jako pewien problem intelektualny. Osobiście w kinie lubie emocje.
Ja musze ostroznie z tymi emocjami w kinie, bo albo szlocham jak bobr albo siedze z glowa na kolanach i zatkanymi uszami.
Dlatego wole kino domowe. Zawsze moge wyjsc do lazienki, albo schowac sie pod kocem.
Niedziela uplywa mi przy Bachu.
Uwielbiam płakać w kinie, niestety coraz rzadziej mi się to zdarza. Nie wiem czy to dawniej fimy były bardziej wzruszające czy ja mniej cyniczna!
Na horrory nie chodzę , bo jednak az tak bac sie to sie boję. W domu stosuje podobna metodę do Twojej Króliku. Mój Tato zawsze sie ze mnie naśmiewa, tłumaczac mi od dziecka , że to tylko aktorzy!
Bobiku, pewnie to wylaczanie swiatel nie mialo glebszego sensu jako akcja jednorazowa, ale jak wszystkie takie akcje moze w naszych poszczegolnych glowach pozostawic pewien slad i nawet jesli zmieni zachowania codzienne ilus tam obywateli w tym i takich, ktorzy decyduja o duzych firmach zjadajacych duze ilosci energii to ta akcja spelnila swoja role. Nie to ze my zgasilismy wszystko i siedzielismy po ciemku, no nie. Zgasilismy troche wiecej niz normalnie.
A przeciez pamietam jeszcze jak lubilam, kiedy cale nasze rodzinne warszawskie mieszkanie bylo jasno oswietlone i jak nie lubilam ciemnych pokoi. I jak sie zzymalam na tesciowa, ktora mi radzila oszczednosci i wygaszanie niepotrzebnych swiatel. Hm… ale w Wwie rachunek elektryczny byl niski a tu jak tak przyjdzie zaplacic latem 400$ to chetnie kazda zarowke wylacze nawet bez akcji 🙂
Bobiku, dzialania symboliczne czesto sa bez sensu; maja tylko funkcje emocjonalna i laczaca w grupe. Jedni to lubia, drudzy nie – albo lubia, ale chca innych symboli. A najwazniejsze jest praktykowac ile sie da samemu, co przeciez robisz, i rozmawiac na te tematy, bo inaczej rzeczywiscie moze sie wytworzyc „jedyna obowiazujaca linia”, bez mozliwosci zaistnienia nowych pomyslow.
Teraz czytam w dziennikach o pomyslach ratowania amerykanskiej gospodarki, i tez mysle o znaczeniu istnienia „lojalnej opozycji”, ktora to role teraz wypelnia ekononomista i noblista Paul Krugman wobec Obamy, na razie ze slabym skutkiem (tzn. Obama nie bierze zupelnie pod uwage jego bardzo dobrze uzasadnionej krytyki.) W kazdym razie to ogolnie ciekawy temat, bo inne glosy, nawet jesli sie z nimi w koncu nie zgodzimy, zmuszaja chociaz do lepszego uzasadnienia i przemyslenia wlasnego stanowiska. Pare lat temu wyszla u nas ciekawa ksiazka Carol Tavris i Eliota Aronsona pt. „Mistakes Were Made (But Not By Me)”. Wtedy czytano te ksiazke z mysla o W, ale wlasciwie to ksiazka dla wszystkich.
A tu o roli Krugmana wobec administracji Obamy:
http://www.huffingtonpost.com/2009/03/28/newsweeks-krugman-cover-s_n_180343.html
O, troche sie minelam z Wanda o tym samym, tyle ze „innymi slowami”, jak mawiala pani w szkole. 🙂
Dla przeciwwagi sadze Marcinkiewicza tu rozmowa z Michnikiem na temat kompromisu.
http://wyborcza.pl/1,88975,6433597,Kompromis_albo_smierc.html
Moniko, mam duzo wiecej czasu niz kiedys, wiec przejrzalam rozne clips z youtube i stare artykuly Krugmana do jakiegos 2003 roku. Wydaje sie, ze jest to niezwykle madry i przewidujacy ekonomista, czego czesto nie mozna bylo powiedziec o jego krtytykach, ktorzy upierali sie jeszcze nie tak dawno, ze wszystko jest w porzadku, deficyt nie szkodzi, zmniejszenie podatkow dla bardzo bogatych stymuluje gospodarke (chyba tylko Prade i Gucciego), jest dobrze a bedzie jeszcze lepiej. Deregulacja bankow zaczela sie za prez. Clintona i pamietam artykuly o powstajacej hydrze z wieloma glowami w postaci derivatives (nie znam polskiego odpowiednika) w kanadyjskich gazetach sprzed ok.10-ciu lat. Kanadyjskie banki nie zostaly zderegulowane dzieki madremu wieloletniemu ministrowi finansow (ktory potem byl krotko kiepskim premierem) i teraz jest u nas troche mniejsze szambo.
Czytam Krugmana zawsze z duza uwaga. Ten facet ma prawie zawsze racje.
Tak, Kroliku, ja tez czytam Krugmana od lat (ksiazki i artkykuly w NYT), i mam o nim podobne zdanie. W czasach Clintona bardzo sie do niego zrazilam, wlasciwie za deregulacje bankow i odejscie od prawa Clarka-Seagalla z lat trzydziestych, oraz za pare innych uklonow wobec rewolucji reaganowskiej (inny moj ulubiony ekonomista, Robert Reich, zrezygnowal wtedy z funkcji ministra pracy w admnistracji Clintona na znak protestu – to mnie do Clintona bardziej zrazilo, niz jego afera z moja (niestety!) imienniczka). Jak to dobrze, ze Kanada miala wtedy rozsadniejsze podejscie. W Stanach w pewnym momencie nie mozna bylo wlasciwie podwazac milosci do deregulacji i „trickle-down economics”, jesli sie chcialo byc wzietym powaznie, oczywiscie ze swietnymi wyjatkami, jak Krugman czy Stiglitz (pamietam, jak sluchalam wywiadu z nim w naszym radiu, kiedy jakies 10-8 lat temu przewidzial kryzys na rynku nieruchomosci). Teraz zas niepokojace jest, ze glosy tak powaznych ekonomistow nie sa brane dostatecznie pod uwage przy radzeniu sobie z kryzysem. A chcialoby sie, zeby choc troche politycy uczyli sie na bledach, bo placic za nie to i tak bedziemy my.
Ale zeby nie bylo tylko na powaznie, znalazlam tez link do wideo na YouTube, gdzie mlodzi aktywisci zajmuja sie rozpowszechnianiem podobnych do naszych pogladow przy pomocy piosenek. Podobno ma to duze powdzenie, a wiec przy okazji moze poinformuje wiecej osob.
http://www.huffingtonpost.com/2009/03/22/paul-krugman-song-lights_n_177746.html
Czasem czytam artykuly w Rolling Stone. Ciekawe wyjasnienie kryzysu w zrozumialy sposob (moze nie tak zrozumialy jak ten z Sesame Street zamieszczoney kiedys przez Monike).
http://www.rollingstone.com/politics/story/26793903/the_big_takeover/print
My tez zagladamy do Rolling Stone (kiedys, w czasie ostatniej kampanii wyborczej, swietny artykul o Hilary i jej powiazaniach ze sponsorami swoimi i Billa, i o problemach z Billem w ogole). O Philu Grammie, opisanym w zlinkowanym przez Krolika artykule nie bede pisac, bo na sama mysl o szkodach jakie wyrzadzil ustawa deregulacyjna, dostaje nerwowej wysypki (a dlaczego – ten artykul dobrze opisuje).
cicho zrobilo sie u Bobika
kryzys kapitalizmu pochlania wpisy czy co to jest ?
od jakiegos czasu przelewa sie morze publikacji o ekonomicznym kryzysie,kariery (medialne)robia ekonomisci
przewidujacy ten klops
mnie martwi jedno ,narastajaca krytyka „kapitalizmu”
wzywanie do regulacji rynku przez politykow i „panstwo”
boje sie zwyciestwa populistow z latwymi receptami
zmiany sa potrzebne z tym zgadza sie prawie kazdy,
komu mamy jednak zaufac,tym polityka ktorzy przez
wiekszosc wyborcow(w niemczech)wdziani byli jako wyjatkowo niekompetentni
teraz trwoga i wolanie o pomoc
http://www.faz.net/s/Rub58241E4DF1B149538ABC24D0E82A6266/Doc~EB1512453DD9B4638BE8B704670DF90C7~ATpl~Ecommon~Scontent.html
http://www.faz.net/s/RubFAE83B7DDEFD4F2882ED5B3C15AC43E2/Doc~E681578CD4B2643058FA34339E1FA6FE2~ATpl~Ecommon~Scontent.html
dobrych snow
dobranoc
Bramka antyspamowa, a mnie sie spać, nie spamować chce.
rysberlin… widzę, że masz okrągłe ze zdziwienia oczy – no wiesz co?! Przeciez politycy po to są, żeby politykowali i zawracali ludziom w głowie niepotrzebnie!
Jak widzę, działa 😉
Ja tam za młoda na takie numery! My ze szwagrem nie takie numery … robili!
A żivot je cudo!
… jeszcze zapodam…
http://www.youtube.com/watch?v=lB9rsnaMwGI
🙂
Kładziemy się do spanka? Ja tak!
Coś mi się zdaje, że wszyscy położyli się spać pod innym wpisem. 😉
Ale Bobik czuwa i biega z kołderką. 😀
Pozdrowienia dla Bobika. Świetne jest to miejsce tutaj (blog znaczy się). Pozdrawiam i idę z Maciusiem na spacer 🙂