Niesłychana zbrodnia

pt., 16 listopada 2012, 11:43

Tekst leżał w rogu stołu, trochę na lewo od lampy i nie dawał znaku życia. Bobik trącił go nosem, a potem jeszcze dla pewności poskrobał łapą. Zero reakcji. Żadna litera nie raczyła choćby ziewnąć, albo leniwie rzucić „odczep się”. A przecież wczoraj wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Tekst, elegancki, wymuskany i błyskotliwy, był gotów do pokazania się w dobrym towarzystwie, a nieznacznie podniesiona temperatura tylko dodawała mu rumieńców. W niczym nie przypominał tego zdechlaka, który teraz bezwładnie spoczywał pośród codziennego, stołowego bałaganu.
– To niemożliwe! – jęknął Bobik, w głębi ducha dobrze wiedząc, że takie rzeczy się zdarzają. Nie tacy jak on autorzy stawali nad zwłokami tekstów z bolesną świadomością, że na ratunek najprawdopodobniej jest za późno. Może reanimacja? – przemknęło mu przez myśl, ale nie bardzo miał pojęcie, jak miałby się do niej zabrać. Tchnięcie ducha w tak oczywistego trupa wydawało mu się zadaniem ponad pieskie siły.
Zerknął ze smutkiem na nieruchome szczątki swoich wczorajszych starań i zaczął zastanawiać się, jak mógłby je godnie pożegnać, kiedy znienacka tekst złośliwie zaświecił mu w ślepia tytułem i wystawił język na całą długość. Bobik odskoczył, zmiatając ogonem ze stołu zaskoczoną filiżankę i plącząc się we własnych kudłach.
– Myślałem, że nie żyjesz! – krzyknął z urazą.
– Jasne, że nie żyję – potwierdził tekst. – Co się tak durnie gapisz? Przecież osobiście mnie zarżnąłeś.
– Nic takiego nie pamiętam – wykrztusił Bobik, dość niezdarnie próbując ukryć zawstydzenie.
– Czyżby? – jadowicie rzucił tekst. – W końcu włożyłeś w to sporo wysiłku. Najpierw próbowałeś mnie piłować polityką, ale to było tak męczące, że łapy ci opadły. Wtedy przerzuciłeś się na coś w rodzaju filozofowania, tylko że z tym narzędziem od początku nie małeś szans. Tępe było jak cholera. Dziwne, że przez cały czas tego nie zauważyłeś. No, ale potem złapałeś za ostrą satyrę i jak sieknąłeś… Krew bryznęła, zęby poleciały! Niestety, moje. Wszystkie po kolei mi wytłukłeś. I jakby tego nie było dosyć, dźgnąłeś w same wątpia jakimś takim lirycznym farfoclem, który mnie ostatecznie załatwił. Z tego już nie miałem prawa się podnieść.
– Ale ja nie chciałem! – wykrzyknął z przerażeniem Bobik. – Byłem święcie przekonany, że robię wszystko, jak trzeba. Myślałem…
– Ha, ha! – roześmiał się sardonicznie tekst. – On myślał! To już jasne, gdzie jest pies pogrzebany. Czy ty, Bobik, nie kapujesz, w jakich czasach żyjesz? Każdy głupi wie, że nic tak nie szkodzi chwytliwym tekstom, jak myślenie.
– I nie mogę tego jakoś naprawić? – spytał Bobik żałośnie.
– W każdym razie ode mnie precz z łapami, zbrodniarzu! – warknął tekst i z obrzydzeniem wykrzywił wszystkie akapity. A kiedy zgnębiony Bobik odwrócił się i w milczeniu poszedł cierpieć do kąta, tekst za jego plecami wymownym gestem popukał się w puentę.