Diabelskie ambicje

śr., 27 czerwca 2012, 17:40

Nie widziałem go od dłuższego czasu i kiedy przypadkowo wpadłem na niego w mieście nawet się ucieszyłem, choć nasze stosunki nie zawsze układały się najlepiej. Zmienił się trochę, zgolił brodę, różki dyskretnie wymodelował i nasmarował żelem, a zamiast odoru siarki roztaczał wokół siebie przyjemny zapach Hot Water Davidoffa, perfum powstałych, wedle zapewnień producenta, z myślą o mężczyznach aktywnych, którzy poszukują wrażeń i lubią czuć dreszcz emocji. Cóż, nie można było mieć wątpliwości, że był aktywny i emocjonujących wrażeń nie unikał.
– Jak leci? – zapytałem odruchowo i nieco się zmieszałem, bo mógł uznać to za aluzję do słynnego strącenia go w piekielną otchłań, ale on najwyraźniej nie wziął mi tego niezbyt taktownego wejścia za złe.
– Fantastycznie! – wykrzyknął z niekłamanym entuzjazmem. – Już dawno nie było lepiej! Przyznam się panu, że miałem bardzo ciężki okres, nawet w dość poważną depresję wpadłem, choć starałem się tego nie pokazywać. Ale, jak to się mówi, było, minęło i oby nie wróciło.
– Pan? W depresji? – zdziwiłem się całkiem szczerze. – Wydawało mi się, że mało kto miał w życiu tyle sukcesów.
– No właśnie, prawie wszystkim się tak wydaje – odburknął niemal szorstko. – Nie mają pojęcia, jakie trudne czasy przyszły na moją branżę. Konkurencja taka, że kopyta bolą. Na przykład na rynku pokus – handel, reklama, biura podróży, agencje towarzyskie i co tam jeszcze. Myśli pan, że łatwo się przebić? Albo namawianie do złego. To się tylko tak zdaje, że każdy głupi potrafi. Jak kryteria dobrego i złego stale się zmieniają, to nie ma siły, żeby nadążyć z produkcją, nie mówiąc już o dostawach. I tak na każdym kroku było. Ja się byle czym nie załamuję, ale powiadam panu, były takie momenty, że już chciałem rzucić to wszystko, za przeproszeniem, w diabły, wyjechać na Malediwy, sączyć koktajle i patrzeć, jak świat sobie radzi beze mnie. Gdyby nie poczucie obowiązku…
– W razie czego zawsze zostawało panu jeszcze wodzenie pijanych chłopów po moczarach – zażartowałem, ale on wziął to na serio i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Chyba nie chce mnie pan obrazić? – zapytał. – Myśli pan, że prosty diabeł to już nie może mieć ambicji zawodowych? Każdy kiedyś tam marzył, żeby być artystą w swojej dziedzinie. Wiem, wiem, życie takie marzenia potem sprowadza do realistycznych wymiarów. Mnie też porządnie rogów przytarło. Wielkich oczekiwań już nie mam, ale chciałbym przynajmniej uczciwie wykonywać swoją złą robotę i zyskać trochę ludzkiego uznania. Czy to przesadne życzenia?
– Ależ skąd! – zapewniłem solennie. – W sam raz. A… tak konkretnie, to czym pan się teraz zajmuje?
Zachichotał i puścił do mnie oko.
– Chyba pan rozumie, że wszystkiego nie mogę panu zdradzić. Muszę się mieć na baczności przed siłami dobra. Nie to, żebym się ich szczególnie bał, ale czasem potrafią na tyle pomieszać szyki, że potem trzeba to długo odkręcać. Czasu mi szkoda. No, ale panu, po starej znajomości, powiem tyle, że przeszedłem z detalu na hurt. Żadnych tam indywidualnych podchodów, namawiań i omotywań. Teraz wszystko to leci zbiorowo. Nie wyobraża pan sobie, jak mi wydajność wzrosła. No i liczą się ze mną wszyscy wiele bardziej niż wtedy, kiedy z każdą duszyczką z osobna musiałem się użerać.
– To znaczy, że jest pan właścicielem hurtowni? – upewniłem się.
– Można i tak to ująć – zarechotał radośnie. – W mediach robię, proszę pana. Doszedłem do wniosku, że jako diabeł nigdzie się lepiej nie sprawdzę. I jak dotąd muszę powiedzieć, że się nie pomyliłem.