O gościnności
Nie, nie ma być o staropolskiej czy w jakiś inny sposób określonej gościnności, tylko o gościnności w ogóle. Jako takiej. A może nawet odrobinę lepszej, niż tylko jako takiej.
Zastanawiać zacząłem się nad tym tematem po obejrzeniu w niemieckiej telewizji kilku programów z serii „Das perfekte Dinner”. Jeżeli sama idea tego programu jest Wam nieznana, to wyjaśniam: każdego tygodnia pięć osób zaprasza się nawzajem na obiadokolację i dają sobie punkty – za kulinaria, ale i za dekorację stołu, atmosferę, itd. Kto punktów zbierze najwięcej, ten w danym tygodniu wygrywa i kasuje nagrodę pieniężną. Proste jak drut, a skuteczne.
Przy tej okazji ujawnia się, jak różne ludzie mają o gościnności pojęcie. Jedni skupiają się na polerowaniu rodowych sreber, do garnków zaglądając z rzadka i bez większej namiętności. Inni wręcz przeciwnie, szaleją w kuchni, uważając, że dobre jedzenie smakuje i w psiej misce (jak o mnie chodzi, to się zgadza, ale gość to stworzenie kapryśne i nieprzewidywalne), więc nie ma się co wygłupiać z cyzelowaniem scenografii. Jedni planują wieczór do najmniejszej sekundy, sypiąc kwiecie, rozpylając wonności oraz zamawiając żonglerów, trubadurów i trzy cytrzystki. Drudzy zostawiają wszystko przypadkowi, zakładając, że prawdziwa cnota krytyki zagada, przytłamsi pagórkiem puree ziemniaczanego, a w ostateczności zaleje winnym strumieniem. Między tymi biegunami leży oczywiście cała masa wersji pośrednich, w najprzeróżniejszych kombinacjach.
Efekty opisanych wysiłków też są różne i niekoniecznie odpowiadające przewidywaniom gospodarzy. Jeden gość przyjdzie, sarninę z mlaskaniem pożre, cytrzystek wysłucha, na porcelanie z Miśni sos rozmaże, a potem punktów przydzieli niewiele i jeszcze przed kamerami obsobaczy. A inny gość pochwali i chatę ubogą, i zastawę z pedetu, i kaszankę z grulami, a nawet brak trubadurów uzna za plus dodatni, bo nikt rozmowy niewczesnymi brzdąkaniami nie zakłócał.
Koniec końców nie udało mi się z tego programu wyciągnąć żadnych konstruktywnych wniosków. Szkoda, bo gdybym się nauczył, jaki jest najlepszy rodzaj gościnności, może i na blogu mógłbym tę wiedzę zastosować. A tak, to trudno – nawet nie mam co próbować przychylić Wam nieba, bo zawsze możecie powiedzieć, że przychylałem z niewłaściwej strony, a w ogóle piekło by Wam bardziej smakowało i w związku z tym nie macie zamiaru zbyt wysoko mnie oceniać.
Z drugiej strony świadomość, że pewne zaniechania mogą w ogólnym rozrachunku wręcz poprawić moją punktację, wcale nie jest taka zła. Popatrzmy zresztą na sprawę w perspektywie historycznej: ileż czynów niewłaściwych lub głupich zostaje popełnionych, opisanych i wtedy już przepadło klepadło, nic się nie da wycofać, pokolenia uczniów i belfrów mogą się z tych czynów wyśmiewać lub na nie wybrzydzać. Niemal każdy potrafi na zawołanie przypomnieć sobie z historii niejedno działanie, którego na pewno podejmować nie należało. A kto poda mi od ręki, bez patrzenia do gugla, kilka przykładów słynnych zaniechań? No właśnie.
W wyniku tych wszystkich rozważań postanowiłem dziś przyjąć gości w szlafroku, na bosaka, z włosem dzikim, srebrem niepolerowanym, miską do połowy pustą i butelką do połowy pełną. Wcale przecież nie jest powiedziane, że mimo tego nie dostanę maksymalnej liczby punktów.
Z czym do gościa? Pytanie to trudne niezmiernie
(a odpowiedź trudniejsza jeszcze od pytania),
bo homarem go możesz wystraszyć nadmiernie,
że aż spojrzeć na talerz ci będzie się wzbraniał,
zachwyt za to wywołać możesz karaluchem,
który w zupie zakończył swą życiową drogę
i wywołać u gościa uczuć zawieruchę,
jeśli obiad ze znanym jesz entomologiem.
Więc ponieważ nie możesz rozstrzygnąć problemu,
bo już wiesz, że nic nie wiesz, pogłówkuj w potrzebie
(głowy jednak nie łamiąc, bo właściwie czemu)
i zapytaj na odwrót: a z czym gość do ciebie?
Bobiku 🙂 – u mnie dosc czesto na roznorodnych zaniechaniach sie konczy.
Na bosaka ok, z czupryna ok, srebro niepolerowane takoz i miski oraz butelki do polowy tez tylko ten szlafrok mi daruj pieseczku 🙂 wole Cie w czarnym futerku
Dobranoc i pieknych snow z maksymalna iloscia punktow.
Wszystko zależy od okazji. Kiedy jeszcze mój mąż pracował w ambasadzie, zapisywałam wszystkie przyjęcia u nas w domu, tzn. co podałam i dla kogo. Ale to było dawno. Teraz zdarzają mi się bardzo wykwintne kolacje – bardzo rzadko – jak i zwykłe kluchy z sosem + sałata. Zależy od gości i od okazji. Od wczoraj rozmyślam nad tym, co mogłabym zawieźć na wielkanocne śniadanie, na które jesteśmy zaproszeni.
Myślę, że trudno z takiego programu wyciągnać wnioski inne niż te, że dla pieniedzy ludzie mogą robić wszystko. Nawet organizowac przyjecia wiedząc, że beda punktowane. W polskiej telewizji też namnozyło się takich programików o pieskach, dzieciach, sprzataniu, randkach itd. Zawsze mnie bawi wielkie zdziwienie na twarzy tych „szarych ludzi”, gdy na progu ich domu staje np. superniania. 😀 Te programy to chyba krewni i znajomi Big Brothera…….Że ci widzowie tacy wścibscy!
Dziś będzie bieg przez snieg! 😯 😯
A mówili, że jest wiosna 🙁
No tak , ciekaawe jaki kolor szlafroka Bobik dziś wybierze , czerwony bylby twarzowy i bowiążkowo szpilki czerwone od Manolo 😉
Nie wiem , co w misce by chcial zobaczyć , ale dziś nietypowa potrawa :żeberka pieczone do tego sałatka z kapusty białej z cebulą , marchewką i śmietaną
jak ktoś nie jest jescze głodny to w koszyczku leżą bułki maslane a miód stoi obok
Rys
jak się pojawi reszty dopilnuje , u nas jutro rusza sprzedaż „przed świtem ” Moja Młoda już czeka by rzucić się na książkę jak ja na kość 😆
Amigo
Kama pokazala nam jak szukać w ziemi wiosny , bierzemy Emi i ruszamy
Seneca
częściej musisz Swojego ciągnąć do kompa by siadal i z nami rozmawiał 😉
Bobiku
pod stołem w misce parę wątróbek kurzęcych , a ja nadal czeeeeeekam i nie widzę dziela 🙁
Amigo
śnieg nie śnieg , my sie do wiosny dogrzebiemy 😀
przypalilem czajnik,z zaniechania,naprawde
szorowanie czeka na mnie wiec w ten wstretnie deszczowy (wiosenny!!!!!!)dzien zostaje w domu,brykne tylko do pracy
Bobiku,Ty w czerwonym lub glebokim zielonym moze nawet
czystym niebieskin albo slonecznie zoltym albo w paseczki
kolory teczy albo……….bez znaczenia jaki kolor,Tobie
„wybacze ” nawet ogladanie „dinera” 😀
Rys
przsilenie wiosenne
rysie też to odczuwają
od zajaca wielkanocnego
czajnik nowy dostaniesz 😉
Siądź gościu na ławeczce, a odpocznij nieco.
Ławka nowa, czyściutka, poręcze się świecą.
Zaraz do ręki piwo, do drugiej ogórek
będzie czym pozakąszać, jak zjawi się wtóre.
Z ławeczki dobry widok, wiele tu się dzieje,
chodzą dziewczyny w mini, grasują złodzieje.
Tutaj jak chyba nigdzie dobrze się poczujesz,
a na koniec maksimum punktów podarujesz.
Dzień dobry 🙂 Jak widać taki całkiem niegościnny nie jestem, bo specjalnie dziś wcześniej wstałem, żeby do gości łypnąć okiem. I szlafrok, jak chcecie, mogę zdjąć, bo i tak mi się łapy w niego zaplątują. I to, co przygotowane na śniadanie, grzecznie zjem (zwłaszcza żeberka, rzecz jasna). Jeżeli ktoś w ciągu dnia coś do zjedzenia podrzuci, też grzecznie zjem. Nawet jak ktoś koniecznie będzie chciał tu posprzątać, nie zaprotestuję.
Czego się nie robi dla Gości? 😀
Chciałem pisać dalej, ale nie mogę, bo się najpierw z fomowego wierszyka muszę odśmiać. 😆
Gość do Ciebie, Bobiczku, ze słowem wiązanem,
Czasem tylko na supeł, czasem w rymy giętkie,
Jeden z kubkiem herbaty, drugi zaś z szampanem,
A Komisarz od rana na piwo ma chętkę…
Trochę mi się jeszcze łapy trzęsą od śmichu, ale z grubsza już trafiam w klawisze, więc wrócę do „Obiadu doskonałego”.
Ryś mi nie ma czego wybaczać, bo ja się przyznaję i do czytania trzeciorzędnej literatury, i do zaznajamiania sią od czasu do czasu z popularnymi programami w telewizji. 🙂 Nie tylko dlatego, że aby coś krytykować, trzeba to znać. Również dlatego, że takie „sprzedajła” zdobywają popularność jednak dzięki trafianiu w jakieś rzeczywiste ludzkie potrzeby, a mnie właśnie te potrzeby interesują. No, lubię wiedzieć, w jakim społeczeństwie żyję. 😉
W przypadku „Dinnera” to wcale nie chodzi o forsę, bo wygrana wcale nie jest oszałamiająca, raptem 1500 Euro, a widać, że niektórzy uczestnicy są bardzo dobrze sytuowani. Prędzej jest to chęć zaistnienia publicznego połączona z żyłką sportową. A ze strony oglądaczy nie tylko voueryzm, ale i często próba znalezienia inspiracji dla własnych przyjęć.
Mnie zainteresowały w tym wszystkim zwłaszcza kryteria oceny gościnności. To znaczy, było dla mnie całkowicie zrozumiałe, kiedy oceniający dawali dużo punktów, uzasadniając to „tak się dobrze czułem i bawiłem, że nawet to całe żarcie i równe poukładanie sztućców było drugorzędne”. Natomiast zupełnie nie mogłem pojąć, kiedy wysoko oceniano przyjęcie przebiegające w sztywnej i lodowatej atmosferze, ale wypolerowane i poukładane do ostatniego widelczyka. Ale tak czy owak musiałem przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy gościnność rozumieją tak samo.
I teraz zastanawiam się nad konsekwencjami tego w szerszym kontekście. Gościnność wobec cudzoziemców, gastarbeiterów, ludzi nie z naszej paczki. A jeszcze szerzej, wobec myśli, idei, wzorców, itd. Czy lepiej wszystko przygotować, podopinać na ostatni guzik i skupić się tylko na perfekcyjnym realizowaniu założeń? Czy puścić sprawę trochę na żywioł, w przekonaniu, że ciepłe przyjęcie wszystko wyrówna? Czy też uznać, że i tak wszystkich się nie zadowoli, więc nie ma się co wysilać?
No, dalej nie wiem. A zwłaszcza nie wiem tutaj. Bo w Polsce chyba bym wiedział trochę bardziej. 😀
Kierowniczka podpuszcza, wysyła sygnały,
by piwskiem Komisarza od rana napoić.
A co będzie, jak tenże, ożłopany cały,
mundur zdejmie i zacznie nam na blogu broić? 😆
Psocenie w mundurze
podlega cenzurze…
Więc gdy piwa chcemy,
To mundur zdejmiemy! 😀
Nie ma sprawy, Komisarzu,
proszę na golasa!
Jeszcze lepiej się ubawi
cała nasza klasa. 😆
Zakładają Państwo, że komisarz poza mundurem innych ubrań nie ma? 🙄
Myślałby, że nosi on bieliznę czystą,
A on odzian jeno w godność osobistą…
Może i ma, ale ciekawiej by było, gdyby ich nie zakładał. 😆
Zakład karny wymaga jednak przestrzegania pewnych reguł…
Ojej, wsadzili Komisarza? 😯
Chcą wsadzić. W bieliznę przeczystą i godność osobistą, a tu służbowa godność w pracy potrzebna…
Pośpiech przy łapaniu pcheł miał niebywały
Tymczasem oprychy mu pouciekały…
Z tom głodnościom chyba coś sie pokićkało,
mówił wszak wyraźnie, że pić mu się chciało… 😯
To gościowi się chciało!
Tak mu się zachciało zaspokoić ciało,
Że gdy już się działo, chałupą rzucało…
Primo: można prześledzić ceremonię herbacianą. Tam nie tylko chodzi o herbatę, ale także o przyjęcie gości. A herbatę zawsze można czymś zastąpić.
Secundo: czytają opis programu doszedłem do wniosku, że może on:
— podpowiadać co zrobić inaczej i lepiej,
— nauczyć szacunku do innego pojmowania obowiązków gospodarza.
PS.
A z zaniechania (nie swojego 🙁 ) to do dzisiaj nie potrafię pewnego garnka doszorować.
Hej, rzucało i rzucało,
aż figowy listek zwiało…
PAK-u, czyżbyś codziennie mówił garnkowi „jak trudne są takie rozstania…”, wzdychał smętnie i odkładał go z powrotem na półkę? 😉
Masz rację, że akurat ten program ma pewne walory edukacyjne. Nawet było to w założeniu – ponieważ Niemcy „w temacie” kultury jedzenia mają pewne kompleksy wobec np. Francuzów, a młodzież w pewnym momencie już w ogóle nie potrafiła w kuchni zrobić niczego poza podgrzaniem mrożonej pizzy, w pewnym momencie wyraźnie zrobił się boom na tejże jedzeniokultury podnoszenie. Ja to oczywiście popieram, bo dzięki temu mam szanse tu i ówdzie być lepiej nakarmiony. 😀
A ceremonia herbaciana (i inne podobne rytuały) mnie osobiście, prawdę mówiąc, mimo całej swojej urody odrobinę przeraża. Głównie wymaganym przy niej stopniem perfekcyjności. 😉
By odzyskać garnka biel
Weź NaCl…
A ja jednak się nie da,
weź C2H5OH,
garnka wprawdzie to nie zmienia,
lecz sczyszcza wyrzut sumienia…
Można też wyskoczyć do sklepu po nowy garnek. Przy okazji kupi się jedną czy dwie butelki wina…
Koniec łucznictwa 😀
Haneczko, a ustrzeliłaś coś przynajmniej?
Jak nie, to możesz skoczyć do sklepu i kupić coś już ustrzelonego, a przy okazji jedną albo dwie butelki wina 😀
Niunia, 6.54 – a wierszyk z wpisu się nie liczy? Bo gdyby został przez Ciebie uznany, to nie musiałbym zatrudniać klona. 😉
Puchało, jeżeli podasz jakieś bliższe detale co do tego wielkanocnego śniadania, na które masz coś zawieźć, to na pewno zostaniesz zasypana dobrymi radami. 😀 Może nawet któraś z nich się przyda? 😉
Hanczko, czy Ty musiałaś prześledzić wszystkie arkady,”ośle grzbiety”, przypory ooo to wpółczuję.
Ale się cieszę,że masz to z grzbietu.Pozdrowienia 🙂
**
Kiedyś, kiedyś, kiedy czasy były bardziej sprzyjające, a życia
nie zabierały telewizja, komputer biesiadowanie było w moim gronie na porządku tygodniowym.Towarzystwo było już wówczas , jak zapowiedź obecnych czasów międzynarodowe i co tydziń biesiadowało się u innej rodziny.
U Francuzów, który długie lata budowali (w upadającej kolejny raz Stoczni Gdynia) olbrzymie chemikaliowce to panowie celebrowali kuchnię.Mieli przy tem cudowny dar zachwycania się „byle czym”(czego niestety nie mają Polacy).Pietruszke trzeba było wdychać..
Ale też nie było obyczaju oceniania, było „domowo’ i wszystkim nam to odpowiadalo.Bardzo mi brakuje tamtego czasu.Wspaniale się gawędziło, nieraz uśmialiśmy się do rozpuku z moich i ich błędów językowych.
Ta zyczajność pozbawiona snobizmu i zadęcia tworzyła wspaniała atmosferę.
To Oni mnie nauczyli zbierania grzybów, których w Polsce
nikt nie jada, a których mam w moim lesie jest mnóstwo.
***
Przyjaciół na biesiadowanie dobieram partiami, tak żeby towarzystwo się wzajemnie nie nudziło, a bywa,że ktoś kogoś nie lubi, więc staram się dzielić czas między jednych, a drugich.
Ale najlepiej lubie niekłopotliwego goscia, ktory jeśli wpadł znienacka i jest glodny- sam spenetruje garnki i lodówkę.
Czym chata bogata- nie da sie uciec od tradycji.
Za rady dziękuję.
W gruncie rzeczy mam wciąż prawie pełną butelkę miodu…
A co do ceremonii herbacianej — zasady są bardzo proste, tylko praktyka je komplikuje.
Puchało- ja bym zawiozła piękne własnoręcznie robione pisanki (jadalne) oraz wielką michę sałatki, drobno pokrojone warzywa, seler, marchewka,groszek zielony,ziemniaczki, jajka,nawet buraczki, ozdobione oliwkami czarnymi , kolendrą , czosnkiem lub cebulką, odrobinką chrzanu doprawione winegretem i jogurtem .Podane na lodowej sałacie.Pozdrawiam .
Bobiku, czemu w moim”kto pisze”zamiast babki wyskakuje mi stale Emi?Wtrynia się bez mojej zgody? :mag:
PAK-u, uważaj z tym miodem, bo jak się tu zjawi Hoko, to butelka na pewno przestanie być prawie pełna. 😉
Babko, na wtrynianie Emi inni na pewno pomogą lepiej niż ja (zwłaszcza że taty akurat nie mam pod łapą). To ma coś wspólnego z ustawieniami w komputrze, albo też z ciasteczkami, ale co z tym zrobić, to nie pamiętam.
Miałem kiedyś taki problem w Komisariacie, gdzie znienacka zaczął mi się wtryniać niejaki Bobiczek. Przy pomocy dobrych rad został szybko spacyfikowany, ale te rady nie pochodziły ode mnie. 😀
Bobiku, ustrzeliłam, stanowczo za dużo 👿 I bardzo się obawiam, że strzelałam nadaremnie. Na nic nie ma czasu, może nie być także na wprowadzenie poprawek 👿
Butelka wina brzmi sensownie 😀
Czyżby dwie brzmiały bezsensownie? 😯
Ja bym nawet powiedział, że w tym jest drugie dno…
Widze, ze rozmowa o goscinnosci bardzo szybko zjechala na deliberacje o doborze najbardziej stosownej butelki, wiec nie musimy sie martwic o zanik tradycji narodowowych w tej bezdusznej nowej Europie bez granic. 🙂
Trzeciorzedne programy telewizyjne moga byc rownie fascynujace, co trzeciorzedna literatura, choc ich relacja do pozatelewizyjnej rzeczywistosci jest jednak troche pokrecona, ale to nie szkodzi. Martwilabym sie tylko o tych, ktorzy by udzial w komkursie na najlepszego gospodarza brali zupelnie powaznie – a mysle, ze jednak jest troche i takich osob.
Dla mnie rownie fascynujace, co ogladanie reality shows w telewizji (na ktora chwilowo mam tak niewiele czasu, ze ja sobie raczej odpuszczam), jest czytanie kacikow porad zyciowych w gazetach. Odpisujace czytelnikom „agony aunts” (podoba mi sie ta brytyjska nazwa ich zawodu) zawsze doradza, co zrobic, gdy wie sie, ze maz najlepszej przyjaciolki zdradza ja z druga najlepsza przyjaciolka. Albo definitywnie odpowiedza na wazkie pytanie, gdzie podczas przyjecia weselnego powinna siedziec druga byla zona ojca pana mlodego.
A tu link do opisu Lotniska Miedzynarodowego im. Franza Kafki w Pradze, ktory mnie dzis calkiem rozbawil przy sniadaniu (autorstwa magazynu „The Onion”, specjalizujacego sie w wytwarzaniu wiadomosci, zamiast zwyklego ich donoszenia).
http://www.huffingtonpost.com/2009/03/23/franz-kafka-international_n_178247.html
Bobiku
6:54 to dla wszystkich , a to miało byc tylko dla mnie 😳 skoro do tej pory nie ma to ja poprosze na piatek dla wiadomo kogo 😉
agony aunts 😆
Opis lotniska rzeczywiście bardzo ładny, chociaż filmik mi się nie otwarł. Najbardziej mi się podobało, że wbrew pozorom lotnisko nie ma problemu z reklamacjami, bo są przekierowywane do sklepu kapeluszniczego w Stuttgarcie. 😀
Konkurs na najlepszego gospodarza chyba większość bierze poważnie, ale ja nie jestem pewien, czy Niemcy są w stanie cokolwiek brać tak do końca niepoważnie. No, może jakieś wyrzutki społeczne: lumpy, kabareciarze i imigranci. 😆
A ,widzisz, Niunia, nie zrozumieliśmy się. Nie dotarło do mojej futrzanej łepetyny, że to miało być tylko dla Ciebie. No to będę musiał przekonstruować swoje podejście do rzeczywistości. 😉
Poczytałam z trudem Moniczko i chyba lotnisko godne jest imienia autora „Procesu” i „Przemiany” .
Nb.udało mi się jeszcze w tym żywocie oglądać „Proces” z J.Woszczerowiczem w roli głównej w Teatrze „Ateneum” w Wa-wie.:smile:
Ciekawe, która Uczelnia dzisiaj funduje takie „dobrodziejstwa” studentom?
Moja za 'komuny” dwa razy do roku wysyłała nas do Warszawy i Krakowa na spektakle teatralne nie licząc wystaw.W Krakowie oglądałam „Szewców” .
***
Niunia, co to za tajemnice? Nie byłabym babą, gdyby mnie nie żarła ciekawość, ten pierwszy stopień do piekła. 😯
Uwaga! Baby w okolicach Wielkanocnych należą do gatunków zagrożonych wyginięciem! 😯
Aaa, no tak – Niemcy. Zapomnialam, Bobiku, ze to Niemcy. Mnie zawsze tkwi w pamieci scena oswiadczyn Hansa Castorpa, gdzie zaskakuje on Madame Chauchat, egzotyczna i pelna fantazji Rosjanke, swoja niemiecka doslownoscia. Zderzenie dwoch swiatow, zauwazone jednak przez Niemca, wiec i tacy (czasem, rzadko) sie zdarzaja. 😀
Mam nadzieje, ze filmik tez w koncu Ci sie otworzy, bo jest bardzo milutki. Znaki typu „arrivals”, „departures” i „death” w kilku jezykach, ogromne plachty formularzy do wypelnienia przy kontroli bezpieczenstwa, oraz inne apekty wizualne sa warte obejrzenia… 🙂
A co do agony aunts, to Matylda juz probuje swoich mozliwosci w tej formie literackiej. W wydawanej przez nia domowej gazecie niecodziennej najwiekszy jest kacik porad… Wiadomo, starsza siostra, duze zyciowe doswiadczenie i tak dalej…
Bobiku 🙂 :smile; że zacytuję głowę: „to oczywista oczywistość „.
Z tego powodu babę mam kupną,żeby się na nią zbytnio nikt nie połaszczył,ale za to mazurki piekę palce lizać!
Zaraz idę segregować wydmuszki na pisanki niejadalne.
Nie mam tylko stusiego jaja, ale mam gęsie, kurze i takie miniaturowe od kurek parkowych „Milefleur”
Zajmie mi to ze dwa tygodnie.A połowa pęknie w robocie.
strusiego*
Babko, przede wszystkim ciesze sie, ze bitwa o Twoje imie z komputerem zostala jednak wygrana, i teraz pozwala on Emi byc Emi, a Tobie byc Babka. 🙂 Swoja droga, komputery potrafia byc bardzo kafkowskie i doprowadzac do rozpaczy w podobny sposob co to lotnisko. A co do uczelni, to nie wiem, czy one teraz w ogole cos chca fundowac, czy tylko inkasowac.
Babko, wiem jak pomalowac jajka w luskach cebuli. Ale jak zrobic inne kolory?
Babko, w naszym Wholefoods przed kryzysem sprzedawano strusie mieso, ale strusich jaj nie widzialam, a na strusich byloby najlatwiej jednak cos namalowac. Ciagle mnie pani z dzialu miesnego na to mieso namawiala, twierdzac, ze jest chude jak indycze, a smakuje jak wolowina. W koncu raz sprobowalam, ale jego cena przekonala mnie do trzymania sie bardziej tradycyjnych mies, bo smak nie byl na tyle wyjatkowy, zeby dodatkowo za niego placic. Teraz juz strusiego miesa nie sprzedaja, widac za malo bylo amatorow.
Babko
przeczytaj swoja pocztę i przestanie Cie tak zżerać ciekwość 😉
Wando TX te z cebuli sa najładniejsze.
Ja tylko wybieram sobie różne jajka, co dziwi sprzedawców: bardzo białe i z bardzo ciemna skorupką.
Inne kolory robie gotowymi barwikami spozywczymi.A dekoracje kredkami woskowanym, choć i woskiem potrafię.
Rozgrzewam w akretkach , czy kapslach po piwie odrobinę woskowej kredki w pożadanym kolorze.Do pisania uzywam patyczek z nabitą szpilką.
Potrzebne do tego podgrzewacz( taki jak do herbaty( po niemiecku to się chyba nazywa stovschen?)
Na tym podgrzewaczu ustawiam te kapslowe miseczki z kolorami bo kredki się muszą rozpuścić.Naturalnie świeczka pod podgrzewaczem grzeje non stop.
Druga stoi obok i teraz takie ruchy rąka:
łepek od szpilki do miseczki, nabiera nieco rozpuszczonej kredki, szybko dotykam płomyczka żeby kredka nie skrzepła i na jajko.Tak półśrodek niby nie oryginalny ale łatwo błąd zeskrobać.Polecam , jeśli ktoś się lubi tym zabawiać.
Na te brązowe cebulowe jajka najlepsze są kredki jasne.Biale, beżowe,żołte lub też czarne.
Motywy roślinne lub graficzne.Efekt murowany.Zawsze mam najozdobniejszą święconkę.
Czasm też wyskrobuję elementy żyletką.
Moniczko ze strusimi próbowałam jajk drogie, jak i mięso
do zrobinia wydmuszki potrzebna wiertarka,Jajecznica na 6 osób nie ma kto jeść.
Maluję też sceny rodzajowe ptaki, konie itp ale wtedy robię to acrylowymi farbami.
Powodzenia w wielkanocnej twórczości.
Wando jesli chcesz naturalnych barwników to mozesz i trawy użyć i np. kwiatów forsycji, trzeba eksperymentowć z tym co masz w ogrodzie.
Babko, nie wiedzialam, ze strusie jaja maja takie twarde skorupki. Z tego by wynikalo, ze istnieje kategoria „jaj nietlukacych”. 🙂
dzieki Babko poeksperymentuje 🙂
A z takich pocebulowych jajek można zrobić całkiem sympatycznie wyglądające wydrapanki. Trochę potem paluchy bolą i na dodatek są brązowe, ale efekt uroczy 😉
U nas też się robi drapanki na cebulowych, ale to jest działka taty, bo psie łapy aż tak precyzyjne nie są. 😉 Poza tym też gotowe barwniki.
Bardzo interesującą wersję widziałam u znajomej Litwinki. Ona do gotowania łupin cebulowych dawała niewiele, a za to dużo siana, trawy, malutkich gałązek, drobnych roślinek. To całe tałatajstwo w czasie gotowania przylegało do skorupki i dawało bardzo ciekawe, roślinnograficzne efekty. Kolor był nie całkiem brązowy, a raczej w stronę khaki. Można wypróbować.
Do wydrapywania wzorkow na jajkach wielkanocnych chyba lepiej zatrudnic koty. Sa bardziej precyzyjne od psow, maja ostrzejsze pazury, tylko czy im by sie chcialo to robic?
Bobiku:
Biorąc pod uwagę mój entuzjazm do napojów alkoholowych, z Hoko nadwyraz chętnie się podzielę 😉
Co do Herbaty to masz jednak rację — czytam, co należy robić by było dobrze:
„Zaparz czarkę doskonałej herbaty; przygotuj węgiel, tak, aby ogrzał wodę; ułóż kwiaty tak, jak rosną na polu; w lecie stwórz chłód, w zimie ciepło; zrób wszystko przed czasem; bądź przygotowany na deszcz; poświęć uwagę tym, którzy Ci towarzyszą.”
Wydaje mi się, że punkt o układaniu kwiatów jest bardzo trudny dla Piesków 🙂
Babko, dzieki za pomysł. Jak będzie trochę czasu wolnego, to poprubuję z tymi kredkami. No i bardzo proszę o fotkę z efektami twojej pracy! 🙂
Mam pytanie do Szanownych Blogowiczów, znawców psich zwyczajów. Przed chwilą mi znajoma powiedziała, że szczeniakom nie wolno dawac podrobów bo wątrobę rozwalaja. Prawda to? Amigo wsuwa wątróbkę czy żołądki aż uszy mu się trzęsą….
Małgosiu- pieskom młodym nie daje się śledziony, watróbkę najwyżej 2x w tygodniu, a reszta jak normalnym psom.Żołądki moim zdaniem nie szkodzą, tak, jak serca drobiowe i wołowe.Ja daje sporo indyczyny, choć jest przy tym trochę obierania, bo np.gotuję skrzydła i to mojej Emi starcza na 3 x***
Pomysł Bobika z trawkami też dobry do skorzystania, można też owinąć jajka różnej grubości niteczkami a jako kleju uzyc białka.Po ufarbowaniu się to zdejmuje.
Ale najpiekniejsze pisanki widziłam własnie ukraińskie.Istyne cuda.Zwykle drapanki.
Ja akurat nie mam , aż takiej precyzji, ale moja Mama robiła to wspaniale.
http://picasaweb.google.pl/terkon11/200805Maj?authkey=Gv1sRgCKmo9Zec_ZzIyQE#5316839747596186418
Zanim będą pisanki podsyłam Wam”Zachód słońca ” przez otwarte okno”.
Bobiku- jest gdzieś w prywatnym domu w Twoim pobliżu, jeśli go mole nie wcięły.
Dzięki Babko. Uspokoiłaś mnie. 🙂
Ladny zachod slonca, Babko, taki na pogode, jak w angielskim tradycyjnym wierszyku: „Red skies at night, sailors’ delight. Red skies in the morning, sailors take warning.” 🙂 A co do moli, to ostatnio siedzialam na miejskim koncercie kolo pani, wokol ktorej rozchodzil sie charakterystyczny zapaszek naftaliny, i myslalam sobie, czujac jak zaczyna mnie glowa od tego zapachu bolec, ze juz chyba wole mole. 😉
Malgosiu, o psach nie wiem, ale co do ludzi, to tutejsi lekarze zalecaja watrobke nie za czesto (a malym dzieciom w ogole nie), bo jako organ detoksyfikujacy sama zbiera toksyny, wiec zjada sie ja niestety i z tymi wszystkimi toksynami. W ten sam sposob ogranicza sie spozycie niektorych ryb (np. tunczyka), bo w morzach jest za duzo metali ciezkich. Nawet w niektorych sklepach wisi rozpiska, ile razy na miesiac mozna sobie fundowac te kulinarna przyjemnosc. 🙁
Moniko, a nasi dietetycy twierdzą, że podroby to cenne pożywienie. Dzięki za informację. 🙂
Ostatnio zerknęłam na opakowanie mielonego miesa indyczego i cóż tam wyczytałam? Ano, ze zawiera 55 % miesa 😯 Reszta to jakieś obrzydliwości . Właściwie to strach jeść cokolwiek…..temat rzeka, wielokrotnie przerabiany……
55% to i tak dużo. Ja kiedyś zerknęłam na skład parówek…
Dlatego parówki wolę kupować w normalnym sklepie mięsnym, gdzie nie ma opakowań… A 55% to po prostu zbytek!
Malgosiu, bo nasi dietetycy w ogole maja racje. Podroby sa wyjatkowo bogate w wiele potrzebnych nam skladnikow. Gdyby tylko nie te toksyny (a winni sa ci, co zanieczyszczaja srodowisko). Ryby tez przeciez sa w ogole bardzo zdrowe. Totez tutaj jednak doradza sie to jesc, ale podaje sie jak czesto – w zaleznosci od stopnia ryzyka (np. dzieci slabo bronia sie przed toksynami, a metale ciezkie w rybach moga, gdyby jadly ich spore ilosci, spowodowac nawet opoznienia rozwojowe).
Nie jem wędliny drobiowej od kiedy drugi raz wyciagnełam z kiełbasy całą lotkę 😯 Znajomi mnie jednak przekonują , że źle zareagowałam bo lotka w kiełbasie to tylko dowód, ze naprawde uzyto do jej produkcji ptaka. 😀
Moniko, ostatnio jakaś pani specjalistka od zdrowego jedzenia przekonywała w TV, ze tak naprawdę zdrowe o tej porze roku sa tylko nasiona fasoli , grochu itp. 🙁
Nie kupuję żadnych paczkowanych mięs, wędlin.Dużo w nich wody.
Małgosiu, Monika ma rację- wszystkie podroby to organy filtrujące( plucka, nerki itp) więc siłą rzeczy zawierają toksyny.
Jeśli kupujesz indyczynę to też nie paczkowaną, czy mieloną.
Jest tam w dodatku sporo kości ostrych i niebezpiecznych.
Kupisz skrzydło, albo tzw,golonke indycza i masz w sumie zdrowe mięsko, ale trochę się trzeba przy nim napracować.
B.Dobra jest pręga wołowa.Ale droga.
Małgosiu przeczytałam w jakimś poradniku,że o tej porze roku tzw,nowalijki (głównie te z marketów)zwykle są niezdrowe, sztucznie pędzone itd.
I to chyba prawda.Drogie pomidory zastępuję tymi z puszki, podobno jest to jeden z nielicznych przetworów wzbogacających swoją wartość mimo zapuszkowania. Czekam na te”prawdziwe z krzaka” dopiero późną wiosną.
Ciekawe we wszystkich okolicznych marketach zielona pietruszka, której zużywam niezliczone ilości ładnie świeci na zielono i wcale nie pachnie.
Zmadrzałam kupuję od takich biednych babć , które z garstką towaru przyjeżdżaja gdzieś z okolicy(Bytów, Kaszuby) korzonki pietruszki, wysadzam je do skrzynek na balkonie i mam zawsze pieknie pachnąca pietruszke.Mam też lubczyk, kolendrę, rozmaryn i liść laurowy(ten ostatni przyleciał do mnie z Londynu, z grudą ziemi, jako list priorytetowy.Ale na zimę trzeba go zabierac w cieplejsze miejsce.Poniżej 8 st.marnieje.)
Lubię robić zakupy u takich sprzedawców detalicznych, a ponadto mam też na uwadze,że nieraz jadą kilkadziesiąt km, z niewielka ilościa towaru i mają napradę zarobki groszowe.To samo z miodem.Mam stałego dostawcę.
Babko, te z supermarketow nie pachna, bo pewnie sa z uprawy przemyslowej, a takiej biednej babci na nawozy sztuczne nie stac, a do tego uzywa nasion tradycyjnej odmiany od lat, pewnie tez nie ma zbyt wiele srodkow na nawozy sztuczne – i przez to jej pietruszka pachnie pietruszka. W uprawie przemyslowej dominuje tylko jedna odmiana pietruszki, pomidora lub marchewki, i to zwykle taka, ktora najdluzej moze lezec bez psucia sie na polkach sklepowych, byleby ladnie wygladala. Smak i wartosci odzywcze sa na ostatnim miejscu.
Ach co to robic z tymi zakupami… Chyba niektore rzeczy kupowac lokalnie u producentow majacych korzenie w twojej spolecznosci. Babko, kiedys (wiele lat temu) taka dobrodusznie wygladajaca babcia sprzedala mi jako ges… do dzisiaj nie wiem co, ale ze smutkiem podejrzewam, ze labedzia. Nie byl to jadalny ptak.
Nalepki czytac. Bardzo zaluje parowek, ktore uwielbialam, a sobie obrzydzilam kupujac swinstwo o jeden raz za duzo. Kaszanke, pasztetowa i zsalceson jeszcze jadam.
Nie jestem wielkim podroznikiem, ale powiem ze najtrudniej sie naciac na kiepskie jedzenie we Francji i Japonii.
I jeszcze dodam, ze wspolne wierszowanie poetyckiej Bandy Czworga (Bobik, Foma, Zeen i Kierownictwo) to dla mnie prawdziwa uczta duchowa.
No właśnie Moniczko.I dużą przyjemnośc mi sprawia,że te panie się umieją cieszyć nawet z marnego mojego zakupu Nie mówiąc o tem,że sobie lubię papatrzeć na przyjazną twrz , zamiast wściekłej ze zmęczenia kasjerki w markecie nie wyrabiającej”na zakrętach”.Oczywiście robię też tam zakupy, ale wiem po co chodzę i czego się mogę spodziewać.
Gdzieś pod koniec lata wracając z grzybobrania w pobliskim lesie, a przylegają doń działki- wymieniłam nadmiar grzybów na buraczki z panią, która narzekała,że czasu nie ma na zbieranie grzybów.Te buraki wręcz pachniały.Póki je miałam mój barszcz czerwony był- palce lizać.
Znowu się wpakowałam w dyskusję o jedzeniu. 😡
Jak Wy mnie ładnie umiecie podejść 🙂
Wando TX dzięki za komplement na piccasie.Nie umiem Ci tamtędy odpowiedzieć. Z koniem tez się czasem dobrze wychodzi na zdjeciach, a na zywo zaczynają sie „schody”.Prawdę mowiąc są to nieprzewidywalne zwierzaki, czasem trudno je zrzumieć, nie dziwię Ci się.
Ciekawostka: od kilku dni w Polsce w okolicach Głubczyc grasuje jakiś olbrzymi czarny kot wyglądający na panterę
mordując zwierzaki domowe,trwa obława.
Pewnie ktoś przemycił egzotyczne zwierzątko i wyrzucił , jak nabrało.
odpowiednich rozmiarów.
Kroliku, jak poszlo w pracy po powrocie po przymusowej przerwie? Mam nadzieje, ze nie przemeczylas nogi.
Twoja historia z labedziem okropna, acz fascynujaca. Mojej Cioci w Krakowie co prawda jej Rozia nigdy nie sprzedala labedzia, ale kiedys sprzedala ser, zapewniajac, ze na pewno kozi, ale on na pewno kozi nie byl (na tym mozna dobrze zarobic, bo kozie sa jednak drozsze). Wiem, bo dziecko od razu dostalo wysypki.
W lecie to ja mam dobrze, bo kupuje na farmie organicznej u nas w miescie, ktora ma odpowiedni certyfikat (i stale wizyty inspektorow stanowych). Warzywa i owoce nie sa tam tak drogie, jak w sklepach, bo nie place za ich podroze. No, a przy tym sa swieze, i nie przelezane na polkach. Ale trudniej jest przez pozostale miesiace, ktorych jest sporo, kiedy u nas nic nie rosnie.
U nas ostrzegają również przed indyczyną, bo indyk to podobno ptak chorowity i w związku z tym antybiotyki mu się do karmy sypie, a i jakiesik hormony wzrostowe tyż. 😯
Z tych wszystkich ostrzeżeń wynika, że właściwie niczego jeść nie należy, więc ja jem wszystkiego po trosze z głębokim przekonaniem, że i tak od tego kiedyś umrę.
I nie próbujcie mnie pocieszać, że to jeszcze nie wiadomo. Wiadomo. Jak bum cyk cyk. 🙄
Rzeczywiście Francuzi( w Japonii niestety nie byłam) przykładają wagę do tego co sprzedają i przecież bardzo celbrują kuchnię.Ale na prowincji w sklepach typu marketów
też się można nabrać na niedobre produkty.
Może ktoś wie , gdzie i w jakich sklepach ( w Polsce)szukać przegrzebków, nie trafiłam tutaj nigdy na nie.?
Coś mi się zdaje,że Bobik ma gości i pewnie dostał już książkę z EMPiK-u np.pod tytułem”Co myśli o Tobie Twój pies”?Dobranoc Wszystkim 🙂
Babko, ja tez lubie porozmawiac z tym, kto uprawia to, co idzie na moj stol. Dlatego nawet mam konszachty z ta farma w Vermoncie, gdzie zyja nasze kozy, nie mowiac juz o naszym miejscowym farmerze (zreszta z wyksztalcenia specjaliscie od literary angielskiej, ktory zgodnie z tutejsza dluga tradycja postanowil zyc blizej natury) i jego pomocnikach. Smutne sa te bardzo anonimowe sklepy, tez ich nie lubie. Sa wyjatki, bo np. Wholefoods, gdzie regularnie niektore rzeczy kupuje, traktuje swoich pracownikow bardzo dobrze (jest na liscie 100 firm najlepiej traktujacych pracownikow), i tam kasjerki sa pomocne i rzeczywiscie pogodne. Ale gdzie indziej jest juz duzo smutniej. Mam przemilego znajomego, ktory twierdzi, ze po wizycie w „Stop and Shop” (siec supermarketow) cierpi na stany depresyjne.
O! To tak jak ja! Ja, kiedy wchodzę do hipermarketu robić zakupy, a najczęściej tam je robię, bo mam koło siebie Tesco czynne całą dobę i mogę tam pójść nawet wracając z koncertu, natychmiast popadam w nastroje depresyjne. Dlaczego? Nie wiem.
Królikowi dziękuję jako drugie ogniwo Bandy Czworga 😆 Więcej takich wierszowanych pogawędek można spotkać u mnie, zapraszam 😀
Gość postanowił przenocować po drodze, więc zjedzie dopiero jutro. Tak że jeszcze nie wiem, jaklą dostanę książkę. 🙂
Supermarkety też mnie doprowadzają do tzw. stanów psychicznych, ale niestety jestem w dużej mierze na nie skazany. Wybieram jak najmniejsze, bo psychika mi się psuje wprost proporcjonalnie do wielkości marketu.
Małych sklepików (głównie tureckich) kilka też mamy, ale nie wiem dlaczego w Niemczech nigdy nie są one tak sympatyczne jak we Francji. W Paryżu jak szedłem na zakup do Araba czy Hindusa, to wracałem czasem po kilku godzinach. spędzonych na pogaduchach.
Fakt, że zakup bywał zwykle butelkowy, w późnych godzinach nocnych i Arab się nudził jak mops, ale i tak mam bardzo miłe wspomnienia. 😀
Co do tej pewnosci, to masz Bobiku racje. W koncu tylko dwie rzeczy w zyciu sa nieuniknione: smierc i podatki. 😉 Ale jednak sobie cenie Rachel Carson i jej nastepcow. Niech ktos choc troche czuwa, zeby nas nie wytruto przed (nieuniknionym) czasem. Bo ci, dla ktorych licza sie tylko zyski na dzisiaj sami sobie nagle nie powiedza, ze nieladnie jest zatruwac srodowisko, albo chociaz minimalizowac to jego zatruwanie.
Doro, ten przyjaciel, co unika supermarketow ze wzgledu na stany depresyjne jest organista i zawodowym muzykiem (z zamilowania tez). 🙂
Bobiku nikt Cię nie będzie pocieszał, bo wszyscy pod tym względem mam po równo.
Nie da się żyć z przyzwyczajenia!
Moniko przypomniała mi sie taka historia, kidy nic nie bylo w sklepach i na targ biegało się codziennie.Chciałam kupić królika, już sprawionego, ale dziwnie zamiast skoków miał płetwy.Zrezygnowałam , ku rozczarowaniu sprzedawczyni.
Dwa dni pózniej Francuska, o których tu wspominałam – niedawno w Gdyni, nie znająca polskiego zaprosiła nas na kolację zapowiadając,że będzie królik w czerwonym winie.
Danie było bardzo smaczne, mięsko delikatne.
Przy stole zgadałyśmy się, że m/w. w tym samym czasie byłyśmy na targu, ale ja królika nie trafiłam.
I wtedy mnie olśniło: jadłam nutrię !!(franc:miopotame.) 🙂
Nie ma to jak dobry sos! 😆 Ale teraz moze sie dowiem, jak smakuje czyste mieso nutrii? Zwykle, jak jest to mieso „nietradycyjne”, lacznie z ludzkim, slyszy sie porownania do miesa kurczaka. Czy tym razem tez tak bylo, bo piszesz „smaczne” i „delikatne”, ale co najbardziej przypominalo?
Jeśli dobrze pomnę chyba sarninę.Ponieważ było w czerwonym winie , miało kolor brązowawy, jak dziczyzna( a powinno być blade, jak królik).Póżniej rozpytawszy znajomych dowiedziałam się, że takie mięso kupowano na pasztety.Moja siostra dowiedziała się co jadła po dwóch latach inaczej by mi zeszła na ulicy w powrotnej z gościny drodze.
Ale pamiętam,że w Sopocie była jatka, gdzie kupowali nutrie właściciele psów dla swoich pupili.
Dla psów? 😯 Ja bym świadomie nutrię jadł bardzo niechętnie. Ona ma takie bardzo ludzkie rączki i czułbym się jak ludojad.
Ale nieświadomie zapewne bym wtranżalał i prosił o jeszcze.
W Budapeszcie miałam pod domem zaprzyjaźnionego sprzedawcę warzyw i owoców- Bułgara.Godzinami rozprawialiśmy o różnych sprawach i naprawdę języki były tak mieszane,że można by książke napisać.Byłgar okazal się byc paskudnym denuncjatorem.Otóż dziecko moich gospodarzy przyniosło do mieszkania krzywego kurczaka, którego nazywaliśmy Quasimodo.Kurczak się okropnie rozbestwił, budził dywany i w dodatku zaczajał się w łazience i dziobał po golych nogach.
Byl jakiś wypad nad Balaton i pani gospodyni przyniosła nam do samochodu gar z przygotowanym obiadem.
Jak sie okazało zjedlismy właśnie Quasimoda, czym Onya( mama?babka?) nie omieszkała się pochwalić przed Bułgarem.Ten zaś wszysto wypaplał Agnes, kiedy wracała ze szkoly.Była taka karczemna awantura po powrocie,że głowa boli !! 🙂
A, dopiero teraz zauważyłem, że zostałem członkiem Bandy Czworga. Super! Zawsze chciałem należeć do jakiejś bandy, ale dotąd jakoś się nie składało. A teraz od razu trafiłem do najlepszej z możliwych. 😀
brudził*
Ale chyba nie jestem ludożercą? 😡
Jak ten kurczak budził dywany, to naprawdę było to nie do przyjęcia. Od budzenia Dywanu jest Hoko! 😆
Czasem wydaje mi sie, ze zmieniam sie w mojego Tate, ktory ma nature Klapouchego i zawsze spodziewa sie najgorszego. Dzis z nim rozmawialam o mojej nodze i przypomnial mi, ze moj Wuj Andrzej umarl z jedna noga podkurczona, bo zerwane sciegno nigdy mu sie nie rozciagnelo, a na koniec lezal w za krotkim lozku w szpitalu w Jedrzejowie, bo mial 185 cm, a wtedy takich dlugich lozek w szpitalach nie mieli.
W pracy Moniko jest OK, wszyscy b. mili. Wczoraj bylam wyczerpana po tych czterech godzinach, a dzisiaj juz znacznie lepiej.
Była taka nowela Malapartego , już tytułu nie pamiętam,ze potrawa na stole mial też”ludzkie rączki”.
Chodzilo o jakiś gatunek ryby.
Króliku, Kłapouchych jest na świecie wiele więcej, niżby się wydawało na pierwszy rzut oka, tylko nie zawsze się ujawniają. Ja sam już parę razy myślałem nad jakimś coming outem, ale zawsze się w ostatnim momencie wycofywałem. 😉
To nie jest jednak tak zle, Kroliku. 🙂 A klapouszyc zdarza sie wszystkim, to niektorzy rzeczywiscie robia z tego hobby.
Babko, jak sarnina, powiadasz. To ja bym tez pewnie wtranzalala, jak Bobik, pod warunkiem jednak pelnej niewiedzy. 😉
Króliku, to bylo dawno i w Jędzrzejowie.Wrócisz do normy!
Ja juz zapomniałam nawet o rehabilitacji.Dzisiaj nie wychodziłam, bo ślisko i siostra mnie nie chciala wypuścić samej z Emi.Trzymam za Ciebie kciuki, a zaręczam,że mam dobre!Moja życzenia zawsze się spełniają!!:smile:
Kurczę, Babko, natychmiast zaczynaj trzymać kciuki za to, żebym został milionerem. Może zresztą być i miliarder, nadmiernie wybredny nie jestem. 😀
Mnie tez supermrkety przygnębiają. W Krakowie mamy kilka sieci Alma, takie supemarkety trochę z górnej półki, jak mówimy dla wyształciuchów. To jeszcze ujdzie, ale ostatnio robie u nich zakupy przz internet. Bez depresji i bez dzwigania zakupów na drugie pietro. A na codzień moim supemarktetem jest Kleparz, czyli plac, czyli to co w Kongresówce nazywaja bazarem. Tam mam moje Panie od sera, pietuszki, czosnku, buraków, kiszonego barszczu w butelkach po wyborowej, a nawet pysznego soku z marchewki.
Babko, świeże przegrzebki widzialam kilka dni temu w supermarkecie Bomi w Warszawie.
Przed chwilą podeszłam do okna ( W Warszawie) wszystko przysypane kilku centymetrową warstwą śniegu…. Chyba wiosny w tym roku nie będzie…..
Bobiku nie wiem co Hoko brudzi, ale się poporawiłam!
Czy to jakiś spisek uknuty na moją niestaranność w pisaniu?
Zaraz po złożeniu odpowiedniego oświadczenia zaprzestanę pisania.Będę się wypowiadać obrazami póki starczy. 🙂
hehhe poprawiłam*, a Hoko budzi* !!
Babko, nie waż się zaprzestawać pisania! Ja po prostu jestem pies na literówki i często je niecnie wykorzystuję, żeby się pochachrać.
A gdybyś przypadkiem miała zamiar spełnić swoją groźbę i tak zaraz zawiążemy spisek w celu uniemożliwienia Ci tego. 😀
Bobiku, ja te kciuiki mogę trzymać za Twoje miliony, tylko wcale mi nie zależy na tem,żebyś się”zepsuł”, pieniądze psują!!
Może krakowskim targiem:milion kości?Ze szpikiem?
Żono sąsiada, dzieki za wiadomość.Poturlam się do tutejszego Bomi, a jak się dowiem czy są świeże?
Sąsiadko, słowo Kleparz serce mi rozdziera i rosół zaraz łzami memi rozwodniony. 😥
Ale zaczyna wyglądać na to, że jednak w kwietniu będę mógł pietruszkę na Kleparzu kupić. Nie chcę jeszcze mówić głośno, żeby nie zapeszyć, niemniej jednak paskudnik powinien się na wszelki wypadek wybrać do fryzjera i zrobić manicure. 😉
Bobiczku, piesem to chyba jesteś nie tylko na literówki 😉
W sumie klapouszenie potrafi byc sztuka. Mamy takiego przyjaciela, ktory raz na rok mniej wiecej przysyla opis tego, co przez ten rok porabial (niezaleznie zupelnie od tego, ze go czesciej widujemy). Wersja wydarzen jest zwykle tak odswiezajaco ponura, ze gdyby sie nie znalo faktow skadinad (jego zona i dziatki), jego zycie wydawaloby sie jedna wielkim ciagiem wydarzen tragicznych wydarzen („a w lecie, jak przewidywalem, znowu zepsula sie kosiarka, akurat jak juz uplynal czas gwarancji”, „zlosliwe krety ryly w ogrodku pod moimi ulubionymi rozami”). Co wiecej, nie cierpi na depresje, tylko tak lubuje sie w opisywaniu rzeczywistosci na ponuro. W pewnym sensie jest to na swoj sposob orzezwiajace.
PSISEK chciałeś Bobiku zaznaczyć. 🙂
Biję się w pierś moją, a nie kurzą, ponieważ powinnam staranniej pisać, ale to mi się czasem wymyka spod kontroli.
Może, jak nabędę nową klawiaturę?
Podobno najlepiej nauczyć się pisać bezwzrokowo.
Muszę poćwiczyć. A teraz Dobrej nocy Wam życzę.
Ja tez najbardziej lubie kupowac na moim targu, ale on tylko czynny w sobote… nie zawsze moge…
Jutro mam w planie prace, rehabilitacje i dentyste. Juz czuje, ze mnie zaczyna bolec zab.
Babko, twoje obrazy b. oppiekne, tez potrafic strzelic celnym kupletem. Gratuluje mnogosci talentow.
A tak Babko, bezwrokowo popieram! Nie dlatego, ze sie robi mniej bledow ale jest cool. I bardzo fajne uczucie w palcach. A Ty jestes najwyrazniej manualnie uzdolniona!
Wiesz, jak ja pisze, to slychac takie tik, tik, tik, tik ale jak mlodzi pisza to klawiatura tylko szumi, piekny dzwiek, prawie jak muzyka.
Wiesz, kupilam sobie taki prosty program z cwiczeniami i najpierw sie zaczynalo” jfjfjfjfjfj itd to wyglada nudno moze na poczatku sprobuj!
Ale nie potrafie pisac zupelnie bezwzrokowo i przy innej klawiaturze sie gubie 🙁
Mnie się już nie chce podchodzić do pisania bezwzrokowego. To, co umiem, na moje potrzeby wystarcza, a przecież na potrzeby innych uczyć się nie będę. 😀
🙂 dobra
przypalone z zaniechania dno czajnika miekknie w roztworze
cudownych srodkow moze pomoze
wiec dzisiaj tylko mleko(ponoc zdrowe) z rondelka
dlaczego jest tak zimno,oszronione szyby samochodow
wolaja zostan w domu!
wiec na przekor brykam przez moje tereny zielone
😀 😀 😀
Dzień dobry 🙂 Co się tu dziś dzieje? Ryś zamiast wody serwuje jakąś białą trucznę, Niunia śniadania jeszcze nie podała, koniec świata! 😯
Ode mnie skoroświtem nie można się, niestety, niczego dobrego spodziewać, najwyżej murczenia. Więc póki Niuni nie będzie – żadnych wymyślnych śniadanek, buławy z serem do tornistrów i marsz do roboty, czyli na bój! 😀
A Ty, pozostawiony samemu sobie czytelniku nie bój się pozostawić po sobie śladu…
Ślady to ja idę tropić w terenie. Do popołudnia mi pewnie zejdzie, więc tymczasem pa! 🙂
To ja Rysiu do mleka dodam miodu by nas przeziebienia nie brały i by było pyszniej. 🙂
U nas słonko! 🙂
Macie tu śniadanko TWK!
Rogaliki z dżemem brzoskwiniowym,twarożek waniliowy,galaretka z żurawiny, kawa, herbata z mlekiem wg.przepisu Moniczki .
Na obiad barszcz czerwony z kołdunami.Jedno danie!!
**
🙂 króliku- dziękuję nie mam się za wielką artrystkę, każda pochwała na mnie działa budująco.
Rozpoczne naukę Wando TX, ale będzie, jak u Ciebie- zmiana klawiatury i :da capo al fine.
***
Dzisiaj całą noc sypało!
Znowu biało, biało, biało,
Potem będzie błoto, błoto.
Marzec strasznym jest
Niecnotą! 👿
Babko, Twoja opowiesc o pysznej francuskiej potrawie z nutrii krazy juz po zachodniej polkuli, ku uciesze rodziny i przyjaciol. Na ten twarozek waniliowy to sie rzuce, bo prawie wszystko mozna dostac, ale twarozek waniliowy nalezy do tej samej kategorii rzeczy nie do kupienia, co kaszanka. A o barszczu z koldunami nawet nie ma co wspominac w obecnosci mojego meza, bo wszystko zniknie! 🙂
Gdy pies rusza na literówki
Brzydkie literki rozłażą się
Jak mrówki, paskudnie
Tekstu sens zaburzając.
Chcesz napisać:”w chacie”,
A wychodzi ” w gacie ”
I sens umyka, jak zając.
Ale od tego zdolny pies
Ma nos czuły i ucho
By zmienić bezsens
W zwykły sens,lub
Nakryć milczenia
Poduchą. ;lol:
Jedno danie Babko, ale jakie! 🙄
Babko, z Twoimi wierszami jakos latwiej sie wstaje rano (u mnie pare minut po osmej). 😀
Mam tu jeszcze inny kwiatek do tych moich francusko-kulinarnych przygód Moniczko.
Francuz oznajmił,że zobi ślimaki, tylko trzba ich nałapać.
U nas w okolicach bulwaru wyłażą , jak szalone po każdym deszczu.A trzeba je zbierac od maja do czerwca, potem sa łykowate.Mowa o słynnych polskich winniczkach.
Poszłam z psami i w krótkim czasie nazbierałam chyba ze 200 sztuk.Zanosłam im te winniczki, po trzech czy czterech dniach idziemy na biesiadę, a tam: kaszanka Twoja ulubiona!( U nas w domu wtedy się mawiało:jak kaszanka, albo naleśniki to znaczy,ze w domu”bryndza”).
U Francuzów -inaczej.Bardzo celebrują naleśniki.
Okazało się,że Christian wypuścil ślimaki na wolność, nie miał sumienia ich żywcem mordować.
W ciągu nocy zeżarły gospodarzowi domu całą wczesną sałatę. 🙂
Ale bardzo mi się u Francuzów podoba to celebrowanie , jakiś taki szacunek do spożywanych produktów.
Masz to też chyba?
Ja na targu kupuję rybę, pakuję do torby, a Francuz chadzał do rybaków, wybierał starannie dorsza i wracał z nim bulwarem do domu wymachując zakupem.
Każdy napotkany po drodze znajomek musiał dorsza obejrzeć i co gorsza nawet obwąchać.
A pachnie paskudnie 👿
**
A tak nawiasem: czy mnie ktoś objaśni, kto to jest „paskudnik”, kręcący się koło żony sąsiada i czemu Go sąsiad toleruje? :schock:
Bobiku, Paskudnik pod krawatem czeka na Ciebie!
Babko, opowieśc o nutrii słodka!
Paskudnik to małe biale stworzonko, zamniete w butelce z meksykańską wódką. Czeka juz od kilku lat de degustację. Jakis czasu temu, podczas nocnych rozmów toczacych się pod hasłem ;”co by tu jeszcze wypić?” Bobik wyraził zainteresowanie, wiec Paskudnik czeka na Bobika. Sasiad niespecjalnie trunkowy, wiec Paskudnikem zainteresowany nie jest.
Wiadomości:
http://polskalokalna.pl/wiadomosci/pomorskie/gdynia
Tak, Francuzi maja szacunek do jedzenia, i choc Anglicy z nich sie zawsze wysmiewali, ze tak chronia nieduze gospodarstwa, to wlasnie dzieki nim zachowali duza regionalna roznorodnosc. U nas, zwlaszcza w Nowej Anglii, tez wlasciwie nie ma takich ogromnych farm, jak w np. Midwescie, i mnostwo ludzi (choc nie wszyscy) zwracaja duza uwage, skad co jest, kto to uprawial i jak. Dlatego zreszta ja sama nigdy nie moglabym robic zakupow zywnosciowych przez internet – przynajmniej dopoki nie bedzie mozna towaru powachac i obmacac.
A Paskudnik, Babko, to jest taki robal, moczacy sie w meksykanskim alkoholu w butelce na srebrnej tacy w krakowskim mieszkaniu Zony Sasiada. O ile sobie przypominam, czeka na spozycie przez Bobika, przy najblizszej obecnosci Pieska w Krakowie. Bobik ma pewna wprawe w tym, co po angielsku nazywa sie delikatnie „adventurous eating”. Robale sa mu niestraszne. 🙂
Oj, chyba mi się zbierają minusy ujemne…
1. Bardzo cenię Tolkiena.
2. Byłam nutriożercą.
Moniko, ja przez internet kupuje tylko pewne produkty i tylko z jednego sklepu. Wiem czego sie moge spodziewac, bo zawsze kupuje to samo mleko, wode, masło, mąkę , cukier itp. Takie zakupy robie przewaznie raz na 2-3 tygodnie. teraz kiedy jestesmy sami z Sasiadem wiecej abolutnie nie ma potrzeby.Przez internet kupuje nawet pokrojona wedlinę, bo wiem jak ona wyglada i smakuje w rzeczywisyośc ( zawsze ta samą) Prawie nigdy nie kupuję w suprmarketach jarzyn, owoców i miesa. Jarzyny i owoce na Kleparzu, mięso u tzw rzeźnika, mam swój ulubiony sklep, gdzie wiem że mięso jest ok. Każdy kto gotuje wie, że jakość produktów to podstawa dobrej kuchni. Tak jest też we Francji, gdzie każda knajpa ma swoich dostawców, a szef osobiście dogląda zakupów. macie rację Francuzi celebruja nie tylko samo jedzenie, ale tez zakupy. Na dłużej bywa to meczące. Mój przyjaciel, co prawda Polak, ale od 25 lat mieszkający we Francji, w otoczeniu 100% francuskim, ok godziny 12.30 robi sie nerwowy i rozglada sie za miejscem do zjedzenia posiłku. Praktycznie nic nie jest w stanie mu zakłócić tego rytmu. Mieszka na południu Francji, gdzie przywiązanie do celebracji jedzenia jest napewno większe niz np w Paryzu
Haneczko, jakie plusy ujemne! Nieczytelniczka Tolkiena pozdrawia Czytelniczkę!
Co do nutri, to każdy przecież je to co lubi. I tyle.
ja do zwierzat małych i futerkowych mam opory. W tanie wojennym mieszkaliśmy w małym domku w centrum Krakowa ( jakies 800m od Rynku) Tam nasza gospodyni w kLatkach hodowała króliki, a za siatką kury. Miala gromadkę małych dzieci, wiec królicze mięso swietnie zastepowało, trudno zdobywalna cielęcine, a i jajka b. się przydawały, Prawie codzinnie karmilam te króliki i kiedy zobaczyłam królika w brytfannie… Niestety grzecznie odmówiłam jedzenia. Od tego czasu królików nie tykam. Wiem, wiem że to hipokryzja, bo przciez małe swinki i cielaczki tez sa słodkie. Ale jakoś te króliki zapadły mi w pamięć.
Zono, przeciez ja wiem, ze Ty swieze produkty kupujesz na Kleparzu (moja ukochana Ciocia tez). Chodzilo mi bardziej o amerykanskie firmy, typu Peapod (czesc tego depresyjnego „Stop and Shop”), ktore oferuja salate, pomidory i inne swieze produkty. Przyjaciolka mieszkajaca w Bostonie (drugie pietro, stara kamienica ze stromymi schodami) raz sie skusila, ale wszystko bylo wymeczone, wiec kupuje dalej w Quincy Market (bostonski odpowiednik Placu) i sama (albo maz) dzwiga po tych schodach.
A tu znalazlam ciekawa wiadomosc z The Onion (pismo satyryczne, typu Le Canard Enchainee we Francji, skoro na Francje nam zeszlo). Producenci „Tanca z gwiazdami” sa w depresji, bo wyczerpali juz wszystkie mozliwe kombinacje laczenia ludzi w pary do tanca. Pocieszylam sie tym artykulem po przeczytaniu, ze PiS-owi rosnie poparcie.
http://www.theonion.com/content/news_briefs/tv_producers_running_out_of?utm_source=onion_rss_daily
Ja tez mam klopoty z jedzeniem krolikow, bo jako dziecko na wakacjach bawilam sie z krolikami gospodarza, i zostal mi sentyment. Juz mniej mam sentymentu do tych nutrii, tylko trzeba z kolei przelamac pewnie calkowicie nieracjonalne obrzydzenie.
Żono sąsiada, będę cokolwiek ujemna do godziny 14:50. Córasek dzisiaj przylata z Wyspy, w Krakowie ląduje (psiapsiółki) i trochę dygotam, czy tam nie za bardzo wieje albo co 🙁
No, maleństwo wylądowało 😀 Bardzo zniesmaczone pogodą, z deszczu – w śnieg brrr.
Czy Helena się odzywała? Mogłam przegapić, a tak po mnie chodzi, co u niej i co u Mordki?
No wreszcie coś wiem, a lubię wiedzieć.
Żono sąsiada domyślam się jak tego robala preparuje.
Z Meksyku, gdzie mieszka moja przyjaciółka, niegdyś śpiewająca w „Mazowszu” miewałam cochenillę( też robal i też paskudny, podobny do pluskwy.),która się wspaniale barwiło wełnę do gobelinów na purpurowy kolor.
**
Jak wspomniałam nie udało mi się kupić królika, jadłam go dopiero w Niemczech w Dolnej Saksonii, gdzie moja kuma kupowła u bauera w sąsiedztwie króliki dość często.
Nie jadam małych zwierzątek, choć w zasadzie dla eksperymentu zjem wszystko.
A pierwszą żabę jadłam o dziwo w restauracji „HUngaria” w centrum Budapesztu w latach chyba 66-67.
Goszczący mnie Węgier ,żeby mnie objaśnić( po fakcie) co jadłam zakumkał gromko na całą restaurację.
***
Haneczko- radość w domu!!
Haneczko, jestem w Warszawie, ale słysze że pogoda w Krakowie kiepska, ( tu nie lepsza!) Moja córka przyjedża z Dani dopiero w Niedziele Palmową. Jak pisze, okropnie juz stęskniona.
Helena sie chyba osobiście nie odzywała. Bobik tylko rapartował , że rozmawiał z nią telefonicznie. Ma się dobrze wsród pal i krokodyli. Tez się za nią stęskniam
Babko, nie wiem czy mój robal jest podobny do pluskwy bo nie wiem jak wygląda pluskwa!
Moniko, może dance macabre???? Ale może tez już było?
O! swieci słońce. ale snieg sypie cały czas.To juz się nigdy nie skończy. Chcę palmy i krokodyla!
Zjawiłem się w samą porę, żeby powiedzieć, że ten robal wcale nie jest pdobny do pluskwy. 😀
A teraz idę się suszyć, bo przypominam miniwodospad. Deszcz na potęgę i do tego wiatr huraganowy. Same przyjemności. 🙄
Pluskwiaki, patrz w Google Żono sąsiada.
Sa jeszcze pluskwy podsłuchowe , ale nigdy mi się nie udało takiej znikąd wydłubać.
Nie jest-że ów robal obłego ciała i jest jak bąż woa?
Czy też przypomina chrupki ziemniaczane?
Zastanawiam się tylko, dlaczego Bobik przypominał,że „paskudnik” ma iść do fryzjera i robić paznokcie?
A Żony tam nie wysyłał!
Bardzo to tajemnicze wszystko :schock:
Po krokodyla musisz podążać śladami Papkina.
Mając smoka pod Wawelem, chyba szkoda fatygi
Tajemniczy robal
W butli sobie pływa,
Czeka na Bobika,
Więc go nie ubywa.
Bobik „paskudnika”
Nadużyje wkrótce,
Pozostanie robal,
Wspomnienie po wódce. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=eC4PW45DFQM&feature=related
Babko, ja wychodzę z założenia, że Sąsiadka jest już wystarczająco duża, żeby o fryzury i pazury sama zadbała, ale paskudnik malutki i trochę nim trzeba pokierować. 😀
Tylko że ja go wcale nie mam nadużywać, a spróbować w imieniu Sąsiedztwa, które samo się już od kilku lat nie odważa. 😉
czy martwo ulozony w alkoholu mexykanskim paskudnik
ma prawo do ochrony przed zakusami kosmetycznymi
Bobika?
ogladanie „niemieckiego dinera”(podobno w celach spoleczno-poznawczych) pietno na Bobiku pozostawilo,zobaczymy jak
juz Bobik do paskudnika sie dobierze ile punktow otrzymaja
zona sasiada,sasiad za ichniego „dinera” 😀
O Rysiu, wysoko mi poprzeczkę postawiłeś! Czy dam radę?
Chciałam coś napisać o przymowaniu gości, ale w tej sytuacji się powstzymam
zono,pluskwy sa WSTRETNE
uwaga DRASTYCZNE uwaga
w osmej klasie podstawowej bylismy w krakowie na wycieczce szkolnej,spanie w schronisku,walesanie sie po miescie z klasowymi sympatiami(poza Auschwitz-trauma-)
bylo Bosko
dopiero po kilku dniach i nieprzespanych calkowicie nocach
ja caly w dziwnych bablach, do Mamy i przywloklem pluskwy
Mama w placz ,synu to jak na wojnie w piwnicy,wszczeto polowanie przegladanie mebli(szpar) ksiazek wszystkiego co sie dalo,zgniatanie(doslownie)znalezionych osobnikow,posypywanie zakamarkow dziwnym proszkiem
makabra,wstretne
zono,poradzisz sobie spokojnie,Bobik ma przyjazna „ludziom”
dusze 😀
Sąsiadko, ja bym tam wolał zawczasu wiedzieć, co Ty o gościnności myślisz. 😀
A tą punktacją nie ma się co przejmować na zapas. Możliwe, że po kilku łykach paskudnika już nie będę w stanie. 😉
moja zona i ja ciagle robimy zakupy sami,teraz kiedy wyprowadzilismy sie od naszych dzieci,kupujemy malo,
najczesciej w drodze po pracy w ulubionych sklepach
ciuchy kupujemy czesto w internecie z dostawa do domu
niemiecka TV ostatnio namnozyla tych programow kulinarnych
ciagle ktos cos gotuje i nie tylko na punkty
co niektorzy kucharze maja status gwiazd
ksiazki do tych programow sprzedaja sie bardzo dobrze i co
ciekawe czesciej kupuja je „chlopy”
krolikow nie lubie jesc chociarz wychowany po poznansku
dostawalem na lud do talerza wszystko(po czernine wlacznie)
😀
jakl juz powiedziałam Rysiu, choc mieszkam w krakowie juz prawie pół wieku, pluskwy niewidziałam, zwierzatka te znam tylko z opowieści okupacyjnych moich rodziców.
Bobiku, o gościnności myslę jak najlepiej. Niestety mój „podrózniczy” tryb życia, zyciu towarzyskiemu nie bardzo sprzyja, ale staram sie, jak jestem w Krakowie, zapraszać od czasu do czasu. W Warszawie, nie mam warunków na przyjmowanie. Jedzenie , podanie i dobór gości musza iść w parze. Jesli , których z tych elementow zawodzi, to przyjęciu grozi katastrofa. Nie tak dawno, zaprosiłam kilkoro znajomych, nie wiedząc, że między paniami doszło do powaznych spięć. Dowiedzialam sie przypadkiem i prawie w ostniej chwlili. B, niezręczna sytuacja, ale jakoś udało się wybrnąc.
generalnie sa osoby ( niestety się do nich niezaliczam), którzy maja prawdziwy talent do wydawania przyjęć. W takich domach nie jest po prostu miło i dobrze, jest wspaniale! Wszystkie elementy sa dopracowane, atmosfera zawsze genialna, jedzenie znakomite i pomysłowe. W kazdej dziedzinie zdarzają się wirtuozi!
Rysiu
musisz przejąć obowiązki gospodarza
Moja daleko
to co jej podają wrrrrrrrr 👿
jak można tak karmić porządne zwierzę
jak pozwolą jej wrócić dam znać 🙁
niuniu,obowiazki?,niuniu to przyjemnosc to sniadaniwanie
poranne!
od jutra zaczanam
czy Twoja czeka moze na kulinarny desant Bobikwcow
daj znac 😀
nam najlepiej wychodza „gotowania” spontaniczne,
ktos przyjdzie,otwiera sie spizarnie,wyciaga gary i przy
winie pitrasi,natomiast te „oficjalki” ze srebrem i porcelana
niestety stresuja,brak nam talentu
ja tam wole jak mi spontanicznie wejdzie
jak wychodzi to mnie juz nie obchodzi 😆
skowronku,jak wychodzi to nie szkodzi
bywa 😀
A ja dziś w ogóle nie muszę gotować ani sreber rodowych wyciągać, bo w ramach gościnnego podejmowania naszego warszawskiego znajomego idziemy zaraz do Chińczyka, żeby się obęckać kaczką i krewetkami. 😀
Mnie takie zbiorowe gotowanie goścmi pasuje, ale raczej na wakacjach czy innych wyjazdach. Na codzień lubie mieć wszystko przygotowane przed przyjściem gości, ze sreber rodowych zostaly tylko łyzeczki do kawy, więc czyszczenia nie ma dużo!
Konsekwetnie, jak ide do znajomomych to sie tez z pomoca nie napraszam, chyba że to bliska rodzina lub najblizsza przyjaciólka
popr: „zbiorowe gotowanie z gośćmi”
moi przodkowie
http://www.planet-wissen.de/pics/IEPics/intro_menschenaffen_orangutan_g.jpg
tez mi sreber nie pozostawili w spadku 🙁
A wiesz żono, że ja dostaję histerii, kiedy gość mi się rzuca do pomocy.W ten sposób wytłukli mi w dobrej wierze najpękniejsze filiżanki po Rodzicach istne cacka.Nie mam zbyt dużo porcelany, ani tych stolowych bajerów, ale te lubiłam bardzo.
**
Niuniu- nie martw się robię na jutro rogaliki z pasztetem i podeśle rysiowi, jak tylko wrzątek zrobi.
***
Bobiku chyba będzie do kaczki mi fan ?
Miłego wieczoru 🙂
Moniczko!Wreszcie mam KOZI SER !Siostra przywiozła ze śródmieścia, chyba długo nie przetrwa. 🙂
Skoronku, piekni dziadkowie!
Sreber rodowych zostało jeszcze troche w posiadaniu mojego ojca ( mają monogram mojego pradziadka, więc pochodzą z ok 1870r.) Charakteryzują się tym ( te srebra) że sa b.duże, szczególnie łyzki, i w związku z tym okropnie niewygodne w uzyciu. Ilekroć Ojciec każe je rozłozyc na stole moje córki głośno protestują! Tak więc rodowe srebra dobrze się prezentuja ale w szufladach
Niuniu, wszyscy przejma Twoje obowiazki, a Ty sie tylko zajmuj Twoja, bo Cie teraz potrzebuje. 🙂 🙂 🙂
Z tymi goscmi w kuchni, to rzeczywiscie meczace, bo intencje sa zwykle jak najlepsze, ale tak naprawde to pomoc zadna, chyba ze to ktos bardzo bliski i z moja kuchnia oswojony. Mnie tez, Babko, w najlepszych intencjach pare osob wytluklo troche porcelany. Bardzo trudno jest niestety powsciagac taki entuzjazm do pomocy bez ranienia czyichs uczuc, wiec juz czasem z rezygnacja godze sie na straty.
W amerykanskiej tradycji goscinnosci, gdy sie kogos zaprasza na obiad albo lunch, zwykle sie slyszy pytanie „Can I bring something?”. Mozna albo przyjac propozycje, ze gosc dostarczy salatke albo deser, a mozna tez odmowic, co zwykle konczy sie prezentem typu dobre wino albo butelka pysznej oliwy, wiec ja z reguly odmawiam, chyba ze przyjecie jest juz wyjatkowo nieformalne, i takie skladane z kawalkow menu juz mi wtedy nie szkodzi. Ale tak naprawde wole sama wszystko zaplanowac, zeby to sie jakos uzupelnialo i do siebie pasowalo.
Babko, czy siostra upolowala ten kozi ser w „Bomi”? Tam wybierala sie rankami kuzynka z Oliwy, zeby dostac sery dla Matyldy i Zosi, gdy ostatnio bylismy u nich z wizyta. W Warszawie tez tam byl najwiekszy kozi wybor.
Ser Moniczko upolowała w delikatesach, choć stamtąd do Bomi parę kroków( trasa mojej dawnej pracowni).Nie lubię tam chodzić – przypominają mi się moje ostatnie najlepsze lata i serce mi chce pęknąć, choć wiem,że kijem Wisły nie zawrócę. 😡
**
Skowronku – duża radość.Ci „przodkowie” to moja wielka miłość, jeśli tylko jestem gdzieś, gdzie można ich spotkać godzinami stoję i się gapię. 🙂
To skowronki pochodzą od orangutanów? Wydawałoby mi się, że raczej przeciwnie…
tylko te lepsze Doro 😆
Człowiek nigdy nie wie w co go sieć wciśnie.
Zawsze mnie z Wami wessie kulinarna dyskusja, choć się zarzekałam,że nigdy więcej,ale widocznie kiedy mowa o jedzeniu… to dla miłej” kompaniji cygan dał się powieśić.”
No to teraz ide na całość”
Jutro: zupa pomidorowa z lanymi kluseczkami
gołąbki z kaszą +ziemniaczki w mundurkach i sałatka seler+ ananas.
Włąśnie studiuję dzisiejsza wkładke z „Polityki”, gdzie Jacek Wan wspaniale opowiada o rytuale parzenia i picia herbaty.
Znowu ta celebracja, o której wspominaliśmy.Miałam kiedyś Japonkę na plenerze w Jastrzębiej Górze- uczyła nas tej sztuki, ale niewiele nas nauczyła. 😡
A wiesz skowronku:
Miałam takie nigdy niezrealizowane marzenie,że „sportretuję” wszystkich wielkich obrońców zwierząt od Michała Grzimka, Dianę Fossey,Adamsonów,
Karen Blixen i innych, a właściwie wiekszość zginęła tragicznie.Ale brakło mi twórczej odwagi. 😡
a ja dzis Grzimka ksiazke o afryce w ksiegarni przegladalem
co za traf? 🙂 czytalem dawno temu, ale dzis tak zupelnie na luzie dla przyjemnosci pare kartek przeczytalem
Bobik to na kaszych lapach do domu sie doczlapie 😆
Babko, mam przyjaciolke Japonke, z rodziny bardzo przywiazujacej wage do tradycji. Ceremonii parzenia i podawania herbaty Japonki „z dobrych domow” ucza sie dlugi czas, jeden czy dwa pokazy nie wystarcza. Nawet ubieranie sie w tradycyjne kimono – to cala sztuka. Wiem cos o tym, bo kiedys pomagalam sie jej ubierac (bylo to w dzien mego slubu, byla moim swiadkiem). Ale moja przyjaciolka lubi tez na codzien dobrego angielskiego Earl Grey’a, byleby byl z herbaty w listkach i parzony w czajniczku (nawyk nabyty podczas wspolnych studiow w Anglii).
Moniczko- odbierz pocztę proszę.
**
Wiesz Skowronku, ja bardzo i długie lata wierzę w intuicję i zbiegi okoliczności, które maja wpływ na nasze postepowanie i życie.Mam tę książkę oczywiście, czy tę oglądałeś o Serengeti?
A tu specjalnie dla Ciebie podsyłam Ci „Bialowieżę” pierwszy gobelin, który wytkałam w zyciu.Bardzo stary.
Jak tam będziesz – zadzwonisz w poludnie gdzieś pod chmurami.:smile:
Chyba się o Bobika nie musimy martwić!Malo to ludzi wraca do domu 'na czworakach”?A to PIES przyzwyczajony do tej pozycji.Bardziej by mnie zdziwilo, gdyby wracał na dwóch!To wtedy stan wskazujacy u psa na „spozycie” 🙂
http://picasaweb.google.pl/terkon11/MojeZeskanowaneObrazy13?authkey=Gv1sRgCO-PkInNjsnv_wE#5317220253979494402
wlasnie doszorowalem przypalone dno czajnika
nic wiec nie stoi na przeszkodzie przy Waszej pomocy
(za co serdecznie dziekuje) przygotowac pod nieobecnosc
niuni wysminitego sniadanka 😀
cichutko za oknem,nawet ruchliwa zwykle” glowna” ulica
bez ruchu,brykam wiec do wyrka
dobranoc obecni i inni tez 😀
Dobranoc Rysiu, śniadanko masz przygotowane sami się musicie obsłuzyć.Hermes nocą poleci do Berlina, do Bostonu, do Niuni i do Małgosi.
**
Dla Bobika – wsiadłe mleko!! 🙂
Babko, odebralam, przesliczne. Juz Ci nawet przeslalam poczta zwrotna szczere peany i wyrazy podziwu. 🙂
Rysiu, ja tez palilam czajniki (nawyk m.in. zwiazany z czytelnictwem), az w koncu zainwestowalam w elektryczny, i przeszlo mi jak reka odjal. Nawet najglosniejszy gwizdek (przypominal gwizdek pociagow) mi nie przeszkadzal w paleniu czajnikow, jesli probujac gotowac wode na herbate robilam cos o wiele bardziej absorbujacego (rozmowa telefoniczna, bardzo ciekawa ksiazka, pisanie czegos na termin).
Chyba ju z kika razy tu pisałam i dobrze radzę, kto nie chce miec kamieni w nerkach, pisaku w pecherzu- oraz pozbyc się toksyn – do gotowanych potraw i wody dodawajcie WĘGIEL DRZEWNY!!.Nawet większe kawałki te do grillowania.
To metoda Japończyków.Popularyzował te metodę u nas Jacek Wan.
Praktykuję od dwóch lat.Ryż mimo węgla w środku jest bielutki.
Z czajnika wyjmuję po tygodniu ciężki kawał węgla oblepiony kamieniem.
Te zużyte węgle wysypuję pod kwiatki.
Zachrapie Bobik,
zachrapie, na swojej
kochanej kanapie.
Może by nie chrapał,
ale na dwóch łapach
powracał do domu,
trochę pokryjomu. 🙂
na czterech łapach powrócił,
zaraz do kompa się rzucił,
by wiedział świat (i zaświaty),
że Bobik jeszcze pisaty! 😀
Teraz krótkie resumé. Kaczka dziś była trochę za sucha, toteż część ukradkiem wylądowała w doggy bag. Krewetki jak zwykle genialne. Największe wrażenie wizualne zrobiła na mnie czerwono-czarna, połyskliwa wieprzowina o lekko słodkawym posmaku, bardzo ostra. Sos fistaszkowy dobry do wszystkiego.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale obawiam się, że one jutro rano same o sobie przypomną. 🙄
Grzimek, oczywiście, jeden z największych zachwytów moich wczesnoszczenięcych lat. „Serengeti nie moża umrzeć”. Cudowne zdjęcia, fascynująca treść. Przebił w moich oczach nawet Jana Żabińskiego. 😉
Bobiku, u nas tez dzisiaj dzien chinski, ale nie kaczy tym razem. I nie jako obiad w restauracji, a jako szczesliwy piknik zlozony z dan z pobliskiej restauracji. Bardzo to kojaco dziala na dusze, acz srebra i kompozycje kwiatowe graja tu drugorzedna role. Zreszta nie mamy srebrnych paleczek, ale za to mamy pare prawdziwych chinskich wachlarzy do wachlowania sie po uczcie. 🙂
Koszyczek pewnie spi, a ja mam pytanie do Babki i wszystkich innych znawcow pieskow – co dawac psu jak sie „trzesie”? cos na uspokojenie? Coraz czesciej jej sie to zdarza. Wydawalo by sie taki flegmatyczny pies. U weterynarza to rozumiem, jeszcze nie wejdzie a cala w dreszczach ale w domu, w parku prawie bez powodu. Jeszcze nam nie mdleje i soli cucacych pod nos podtykac nie trzeba ale tak to wlasnie wyglada jak bardzo nerwowe dziecko lub przewrazliwiona dama. No co myslicie? Prozac? Waleriana?
Wando, kto śpi ten śpi. Ja juz po porannej inspekcji okolicy. Chyba w końcu wiosna idzie. Te śpiewy ptaków chyba nie kłamia bo cała reszta to i owszem. Zwłaszcza te białe tu i ówdzie
sniadanie czeka,od nabialu do miesno-wedliniarskich
przysakow i goraca woda
milego dnia (jest troche cieplej 😀 )
Rysiu
dziękuje chętnie skosztuje 😀
jak Moja wróci urzędzę super śniadanko 😀
… darf nicht sterben – zdaje sie ze jest to jedyna jego pozycja a dokonczona po smierci Michaela przez jego ojca
zubry Babko z Gdyni sa przeurocze. ucierpiala ostrosc gobelinu przy robieniu fotki ale i tak daje pojecie co na nim i jak jest.
nie wiem jak jest z pierwszymi gobelinami? czy podobnie jak z mezczyznami? prawdziwych podziwia sie, nie jak zaczynaja lecz jak koncza 😆
Dzień dobry 🙂 Merdam porannie i zbiegam, bo mnie dziś bardzo pilnie potrzebują poza blogiem. Zamelduję się jak tylko będę mógł. Bawcie się dobrze i pilnujcie blogu 😉
hallo tu Gdynia Was wita!
Bobiku na własnych nogach do domu wróciłęś.Kaczke wtranżolisz w domu!
**
Wando TX Nic nie dawać „kama ” , jak liczne psy tej rasy ma takie lekkie drżenia skóry.Można ją czasen dobrze pomasowć, jeszcze lepiej, gdyby zechciała popływać w słodkiej wodzie i dac się porządnie wybiegać.To piez mysliwski, zatem, gdy nie ma ujścia dla swojej energii zawsze czymś tam „fiksuje”.Ew. witamina B1.
Znów pośpiech!
Skowronku to TA książka, ktora tez tak zafascynowała Bobika.Starszy Pan Grzimek chyba napisał drugą poświęcona pamięci i działalności Michała.Wspaniałe postaci.
Gobelin słabo wypadł, bo zdjęcie jest kiepskiej jakości,w dodatu wtedy technika fotografowania była zgoła inna.Nie miałam szansy na ponowne zdjęcie, bo poprostu gobelin ktoś ku mojemu zdziwienu i pożądaniu kasy-kupił.
😉 Jeśli chodzi o mężczyzn (wolne żarty skowronku!)
jeśli inteligentny, kulturalny, dowcipny i wrażliwy to ani koniec, ani początek nie straszny!No chyba że …były premier :-)..
Zgałaszam się na ochotnika do pilnowania blogu!
Zatem póki Bobik nie wróci, proszę nie wszczynać
ekscesów,nie mnożyć sukcesów,oraz nie mylić adresów.
Jestem łagodnie-ciamajdowata, ale nawet pochlebstwem dzisiaj mnie nikt nie podejdzie.JA TU PILNUJĘ!! 👿
*** Niunia, jeżeli nie przestaniesz z tym zbawianiem całego
świata- ja nie wiem co Ci zrobię!!
Profesor Kotarbiński( chyba?) pisał 8 godzin pracy, 8 odpoczynku,8 rozrywki.Tak trzeba żyć.
Inaczej TWK padnie rano z głodu!
****
Ryś znów przypalił wodę na herbatę, ale się nie dziwię: zaczął wczoraj przed snem, a skończył dzisiaj rano, jak wylazl spod pierzyny.Nie było kropli w czajniku!
Poszedł biedaczek do pracy:”o suchym pysku”!!:lol:
cisza
cisza……
ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
szaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
szszszszszszszszszszszszszszszszszszszszszszszszszsz
Co tak ssssssssssssssyczczczczczczy ? 😯
Emi, psia madrosc o samego rana 🙂 (mojego przynajmniej). Twoje stwierdzenie o potrzebie snu i odpoczynku przy zbawianiu swiata zbieglo sie z artykulem Arianny Huffington, ktora twierdzi, ze politycy i ekonomisci unikneliby wielu oczywistych bledow, gyby tylko uznali, ze tez potrzebuja minimum snu. Najbardziej mi sie spodobalo, co powiedzial Bill Clinton: „Moje najwieksze bledy popelnilem, bo bylem niewyspany”. Na dole arykulu zdjecia zaspanych i slabo kontaktujacych ekonomistow, ktorzy maja teraz ratowac amerykanska i swiatowa gospodarke. Ich wyglad nie napawa otymizmem.
http://www.huffingtonpost.com/arianna-huffington/memo-to-obamas-economic-t_b_179067.html
Moniko, uważam,ze człowiek który się spieszy, niewypoczęty, czyli totalnie zestresowany, któremu pod czaszką kłębią się tysiące myśli w tym te najgorsze, czyli:”sprawy do załatwienia” nie jest w stanie rcjonalnie działać .Nikt nie jest wieczny i fakt,że za chwilę spadnie nam cegła na głowę, przeniesiemy się do krainy wiecznej szczęśliwości nie będzie miał większego wpływu na te sprawy.Ktoś inny to zrobi, albo i nie zrobi.
Świat się nie zawali, ale nasze życie może.
Nie znaczy to,że namawiam do całkowitej beztroski.
Tylko do umiaru.
Perfekcjonista w dodatku stale jest zestressowany.
No to co,że na stole zamiast rodowej porcelany będą gliniane talerz?Nic!
Wczoraj czytałam doskonały wywiad z pianistą i kompozytorem Leszkiem Możdżerem( dawniej często w Gdyni).
W zasadzie to zwierzania.(Autorka:Katarzyna Janowska)
Powiedział wśród innych-jedną bardzo piękna złotą myśl:
Dopóki nie docenisz swojego odrapanego taboretu w kuchni, nie będziesz szczęśliwy „.Mądre!!
Babko
Kotarbiński tak mawiał , ale nie przewidział takiego „gatunku” jak Moja , proszę dbać o wszystkich i srwować dobre śniadanko i dobre słowo , no i głaskanko przydałoby się od czasu do czasu ,wszak Moja dopiero wróciła i już z nienacka , ale będzie dobrze ja ją znam długo mnie tu samej nie zostawi 😀
No wlasnie, Babko. U niektorych to perfekcjonizm, u innych wysokie poczucie obowiazku, a u jeszcze innych – to kwestia oczekiwan w miejscu pracy. Ale chronicznie niewyspanym spada iloraz inteligencji (na szczescie wzrasta z powrotem, po odespaniu). Massachusetts ostatnio wprowadzil nowe prawo (jeszcze nie przeglosowane przez senat stanowy), ktore ma obciazyc odpowiedzialnoscia prawna kierowcow prowadzacych pojazdy w stanie duzego niewyspania. Sa bardziej niebezpieczni od prowadzacych po spozyciu alkoholu, i powoduja szczegolnie ciezkie wypadki.
Niuniu, pilnuj Twojej, zeby wypoczela wlasnie i sie odespala. 🙂 A Kotarbinski chyba wlasnie dla osob „gatunku” Twojej pisal to, co pisal, bo inaczej to w ogole by sie nie musial na tematy zupelnie oczywiste wypowiadac. 😉
Myślę,że obecna sytuacja wymusi w końcu na nas odwrót zarówno od rozbuchanej konsumpcji, na która w zasadzie nas nie stać, (bo jak kredyty, to nas nie stać) i nawrót do bardzo prostych ,często zaniechanych obyczajów, celebrowania ich i by to się stalo jaknajszybciej.
Może dożyjemy czasu,że liczyć się będą znów inne wartości niż fura, komóra, dziewczyna/chłopak z dużą kasą najlepiej w Banku w Szwajcarii, nie ważne co pod czachą.
Grecka zbuntowana mlodzież zaczyna już głośno mówić,że nie chce podążać przez życie zgięta w pokorze z garbem, którego sama sobie nie zafundowała.
** fajnie się pisze gorzej z realizacją.Pamietam moją Mamę, kiedy w stanie wojennym kilkanaście godzin stała z kartkami po mięso,zima w nocy i nic nie dostałam.
Wróciłam z płaczem do domu, a Ona mi na to:<Jesli Polacy będą jedli tylko jednego ziemniaka na dzień, to my też!
Ale ta Mama przeżyła głód w czasie wojny, inne Mamy przszły przez inne traumy:Syberia, wysiedlenia .Potrafiła docenic co ma,choć wtedy, gdy mi „wciskała te teksty” byłam na Nią wściekła.
Dziś mówie do mojej”konsumpcyjnej”siostry.Dzisiaj obiadek na jedno danie, jak się troche zaoszczędzi, a można- pójdziemy do Greckiej tawerny i jeszcze zaprosimy kogoś.
Mo0niko, sama prawda.czytam wczoraj,że nasi kierowcy w Anglii (co bardzo bulwersuje rodowitych Anglików i tamtejsze związki zawodowe) jeżdżą do oporu.
Anglicy maja limit godzin.Kazdy, kto ma auto lub nim jeździł
wie jak usypia monotonia na trasie.Do tego stress+niewyspanie i o wypadek nie trudno.
To chyba nie ma nic wspólnego wysokim poczuciem obowiązku.
To raczej bezustanna walka z konkurencją, a ona jest przyczyną wszelkich konfliktów.
Obawa,że wypadniesz z branży jest większa niż ta przed wypadnięciem z trasy.
Doszłam do takiego stanu,( a miałam raczej ciekawe życie),że sobie to wszystko brzydko mówiąc „olewam”.
Stosuje zasadę” jednego ziemniaka”.Rozumiem bardzo dobrze Rodziców z licznym lub mniej licznym potomstwem,
chcą dać dzieciom wiecej, niz sami mieli.
Ale tylko w Polsce mamy „dzieci-pierniki” żyjące z rodzicami i na ich koszt ,nieraz do 40-stki.
Wiesz, jak jest w USA- młódź idzie na swoje i jak nasza „kobieta pracująca'”żadnej pracy się nie boi.
Miałam sie nie odzywać, a widzę,że sieję ferment.
Bobik mnie pogryzie!! 🙂
niuniu !Twoja jest mądrą kobietą, ale nawet Ona musi zrozumieć,że całego świata nie zbawi! musi miec priorytety, rodzina, młoda, ty, a potem ewentualnie troska o to , czy się babce z Gdyni nóżka zrosła, za co nb, bardzo jestem Jej wdzięczna.
Przecież gdybym się nie zaplątała na blogu Bobika, czy Twoja by wiedziała,że istnieje jakaś tam babka z Gdyni i ma problemy z nogą?(Już ich nie mam na szczęście).
Muszę groźnie dodać,że ma się wyprostować, bo co za dużo to niezdrowo.!!
Bobik też nie musiał ryć pod Starę Ruderą do zatracenia, czyli aż padł czterema łapami do góry.
„Chłopu interes sam rośnie” wyczytałam w niegdysiejszysh „Szpilkach” 😆
Babko, no wlasnie, dobrze, ze kierowcy TIR-ow maja juz takie liczniki, ktore nie pozwalaja im na jezdzenie do oporu. Chyba odkad Polska jest w Unii Europejskiej u nas tez one obowiazuja? (Chyba, ze to kolejny punkt, z ktorego w ramach walki z utrata narodowej autonomii, udalo sie wynegocjowac i odpuscic?)
A co do obecnego kryzysu, to rzeczywiscie i tutaj sie mowi o powrocie do zycia przynajmniej mniej na kredyt, i o tym, ze „less is more”, co ostatnio bylo mottem pokolenia z lat trzydziestych. Ale jest wokol tyle pokus, ze pewnie tak do konca wszystkich ten kryzys nie uszlachetni. A najmniej grozi uszlachetnianie tym, ktorzy go spowodowali. Wczoraj poznalam nowe angielskie slowko, ktore moze sie przyjmie: „banksters” (polaczenie bankers i gangsters). Po polsku tez wychodzi: banksterzy.
Wiesz Moniko, konsumpcjonizm nakręca koniunkturę, a tych pokus jest tyle, ale ja sie już nauczyłam walić po łapach, kiedy widze,że w domu trzeba wymienić licznki wody, a tu mnie korci,żeby sobie kupić przegrzebki, po których mogę się zatruć!
Banksterzy to oddzielny temat.Moją siostrę Łatwo namówić było na jakąś wysoko oprocentowaną lokatę, ja lubię mieć gotówkę pod ręka.Skutek taki,że” zarobiła słownie trzy zł
ulegając telefonicznym namowom pani z jakiegoŚ banku.
Ciekawe -te rozmowy i nagabywania muszą przecież ten bank kosztować, choćby w przeliczeniu na czas.PŁaci (JAK ZA WSZYSTKO)klient ofiara własnej naiwności czy też pazerności.To się wszystko kupy nie trzyma.
Koleżanka aktualnie w USA niańczĄca nowonarodzonego wnuKa mówi mi tu na skypie,Że jeszcze tylu przerażajĄcych grubasów nie widziała na ulicy.W dodatku to młode dziewczyny.U nas się to już zaczyna.Chodza po ulicach i buzie im się od żucia nie zamykają, jedzą, jedzą, jedzą
Zastanawiam się.Łakomstwo, NIE JADANIE PRZY STOLE?
Bobik!! post 00.02!Co to znaczy PIS- aty? 😯 😯
👿
Czy Ty straszysz, a może Ci się znudziło zabieganie o niepewną posadę na komisariacie i wyżej mierzysz?
😯
Przypominam:prastarzy Słowianie mawiali:
tisze idiosz- dalsze budiesz
sen to zdrowie Babka(z Gdyni) ci to powie
czy to juz moze wiersz? 🙄
Moniko,ci „wyspani” „wazne osoby” swietni 😀
ciagle zimno,mokro tez
przechodze z S-Bahn do domu obok drzewa(krzewu?)Magnolii
od dni kilku patrze jak duze sa paki kwiatowe i niestety
ciagle malutkie 🙁
niemiecka policja czesto/gesto sprawdza te zapisane tarcze
(licho wie jak one sie zwa)z ciezarowek,zeby sprawdzic czy
kierowczy robia przerwy w pracy
ciekawe w ktorej generacji dobrobyt spoleczenstwa
odklada sie na biodrach?
chociarz francuzi duzo jedza ,ale sa generalnie szczupli
Z ta otyloscia w Ameryce, to troche skomplikowana sprawa. Rzeczywiscie, mieszkanie na przedmiesciach oznacza, ze wiecej sie jezdzi, a mniej chodzi, zwlaszcza gdy wiele malych miast stracilo tradycyjne male centra handlowe i handel sie przeniosl do ogromnych supermarketow i „galerii”, czy jak to sie teraz w Polsce nazywa. Oczywiscie, sa wyjatki, zwlaszcza na polnocnm-wschodzie, gdzie troche tradycyjnych miast, z malym lokalnym centrum, udalo sie zachowac. Ja mam szczescie mieszkac wlasnie w takim miescie. Ale otylosc w Ameryce jest czesto p prostu objawem ubostwa. Ekonomisci i dietetycy obliczyli, ze dla najmniej zamoznych rodzin, najlatwiej zaspokoic glod przy pomocy supertaniej zywnosci typu „fast food”. Warzywa i owoce sa stosunkowo drogie, i wiele rodzin po prostu na nie nie stac. Czesto zreszta te same rodziny maja niski poziom wyksztalcenia, i rzeczywiscie nie rozumieja, ze latwo sycace slodkie i tluste potrawy, i slodzone napoje, sa naprawde niezdrowe. Paru dziennikarzy i dietetykow probowalo wyzywic rodzine w oparciu o place minimalna, i bylo to prawie nie do zrobienia, jesli chcialo sie to zrobic zdrowo (najlepiej jeszcze wychodzilo karmienie ryzem i fasola, z malym dodatkiem warzyw, ale to bylo mocno pracochlonne, a wiele osob, zeby zwiazac koniec z koncem, pracuje na dwoch posadach).
W szkolach, kiedy jeszcze mialam z nimi scislejszy poprzez dzieci kontakt, mozna bylo latwo zaobserwowac regule – im wyzszy poziom klasy ( honor, humanities, wysoka matematyka itp) tym mniej bylo dzieci otylych
Ale rzeczywiscie pierwszy konkakt z „wysypujaca sie” ze szkoly dzieciarnia po przyjezdzie z PL byl szokujacy.
Podobno osoba lecaca w strone Stanow juz w samolocie przybiera 10 lb 🙂 mnie sie to tez zdarzylo 🙁 i musialam ciezko pracowac aby odrobic ten nadmiar.
Moniko,podobnie widza te(otylosci)problemy liczni lewicowi
eksperci niemieccy,
„bieda” spoleczna,zle wyksztalcenie,brak wzorcow,zaniechanie gotowania
co ciekawe podobno z pomocy socjalnej niemieckiej t,z
Hartz IV mozna sie przy odrobinie energi zdrowo wyzywic
-mamy nawet w ksiegarni specjalne ksiazki kucharskie
dla Hartz IV z tabelami energii,witamin itym podobnymi
napisane przez „biorcow Hartz IV)
Rysiu, te badania dotyczace sytuacji w Ameryce nie byly specjalnie robione przez lewicowcow, ani prawicowcow (choc pewnie rozniliby sie w opinii co do tego, kto ponosi za co odpowiedzialnosc), tylko przez lekarzy i specjalistow od zywienia. No i pewnie jednak niemiecka pomoc socjalna, acz moze krytykowana przez niektorych w Niemczech, jest jednak o wiele lepsza niz amerykanska. Ta ostatnia tradycyjnie byla mniejsza, a ostatnie trzy dekady dokonaly jej dalszej powaznej dekonstrukcji. Zreszta badania jak mozna sie wyzywic na „food stamps” tez byly, ale ja pisalam o ludziach, ktorzy maja prace, ale najgorzej oplacana. A przeciez musza siebie i dzieci nie tylko wyzywic, ale ubrac, zaplacic czynsz, i za benzyne (i od czasu do czasu za nowy uzywany samochod, bez ktorego po prostu nie dojada do pracy). A brak wyksztalcenia, czasu, i nawykow zdrowego zywienia tez oczywiscie ma znaczenie, tak jak w Niemczech.
A jesli chodzi juz o sprawy polityczne, to dotycza one dotacji na pewne czesci rolnictwa, co ma wplyw na strukture cen (np. brak dotacji na uprawe warzyw, ale ogromne dotacje rzadowe dla duzych farm uprawiajacych kukurydze, ktora jest potem bardzo tania i dodawana np. jako cukier kukurydziany do najtanszej zywnosci, ktora jest z kolei ogromnie przeslodzona, i przez to – kaloryczna).
Wando TX na poczatku dzisiejszego dnia ok.11.oo odpowiedziałam co myęle o drżeniu:Kamy”Witajcie!
Tak, trzeba tez dodac co nie jest zbyt popularne, ze jedzenie fast food i spreparowane jest dla wielu tanie i wypiera jedzenie, po ktore trzeba jechac do supermarketu i zaplanowac zakupy i ugotowac i posprzatac po nim. Szczegolnie, ze w wielu rodzinach juz drugie pokolenie nie gotuje w domu i zatraca podstawowa wiedze o przygotowywaniu tanszych posilkow domowych. Porcje w restauracjach, co kazdy, kto jadl ostatnio posilek na Florydzie czy w Vegas widzi, sa przeogromne, a do posilkow zamawia sie literalnie kubly slodkich napojow jak np. iced tea. Idea napychania sie na zapas, all you can eat buffets, tez nie jest taka dawna, ale jakze jest bardziej powszechna. Wakacje na Karaibach w all inclusive ( i all you can eat) osrodkach- wystarczy pojechac, aby zobaczyc jak otylosc wkroczyla do klas lepiej zarabiajacych.
Nie wiem czy to najbiedniejsi sa najgrubsi, wydaje mi sie, ze klasa srednia rowniez bardzo zgrubiala. A pewnie Europa nie zostanie dlugo w tyle.
Pewnie najbiedniejszym, czesto samotnym rodzicom, skonanym po pracy, bez samochodu trudno jest o jaefektywniesze zakupy i posilki. Do tego dochodzi brak ruchu, bo nie ma forsy na autobus, bilety wstepu, plywalnie, park, a na ulicy pod domem moze byc niebezpiecznie. Brak edukacji mozna winic, ale tylko do pewnego stopnia, bo przeciez dawniej ludzie byli jeszcze biedniejsi i mniej wyedukowani, ale nie otyli.
Bron boze nie chce powiedziec, ze otylosc jest, bo biednym jest za dobrze, wcale nie, ale nie ma prostych rozwiazan na problem otylosci.
myślę.*:oops:
**
Mooniko, ja wierze ,ze ta otylość jest wynikiem poniekąd”biedy”, ale coś tu nie gra.
Przecież leczenie tych osób pociągnie wieksze koszty ?I to z państwowej kasy.
Rysiu – akurat ten rodzaj społeczeństwa książek nie kupuje, żadnych, a już kucharskich napewno nie!
kroliku,jak Twoja noga w i po pracy 😀
i z ciekawosci pytanie ,kto placi i jak(ile %) za Twoja prace
pracodawca czy kasa chorych?
u nas po dlugiej chorobie mozna w porozumieniu z kasy chorych rozpoczac prace od kilku (3,4)godzin dziennie i
stopniowo zwiekszac pensum za pelna stawke „chorobowych
pieniedzy” wyplacanych przez kase chorych
chorobowe to czesto do 80% normalnej placy netto
krytykowana niemiecka pomoc socjalna zapewnia kazdemu
mieszkanie,wyposazenie tego w niezbedne do zycia przedmioty oraz „odpowiednia” do zycia sume pieniedzy
kazdemu bo to jest godne
Rysiu
u nas też 80% płacą tylko wypadkowe 100% po 30 dniach chorobowego jak chcesz wrócić do pracy musisz mieć podpisaną zgodę lekarza 😀
Mojej nie ma , ale gdzie Moje głaskanko 🙁
Babko, Ameryka jest jednak inna, i o niej pisalam (zaczelo sie od otylych Amerykanow). Krolik ladnie to uzupelnil (ja tez mysle, ze nie wszystko to wina biedy, i braku wyksztalcenia, ale np. szczegolnie w Nowym Swiecie, oderwania od zdrowych wyprobowanych przez pokolenia tradycji odzywiania, wplywu wszechobecnych reklam itp.). Tutaj, przynajmniej w USA, panstwo nie zaplaci za chorych (dopiero po 65 roku zycia, i dalej trzeba placic dodatkowe skladki ubezpieczeniowe), wiec panstwo nie ma zadengo interesu, zeby oszczedzac na ewentualnych wydatkach na chorych otylyc., Moze teraz cos sie zmieni. Wanda i ja na pewno chcialybysmy, zeby Obama zrealizowal obietnice wyborcza dotyczaca powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego (obie tu kiedys o tym pisalysmy). Zobaczymy, czy to zrobi.
Króliku!Zdrowiej!
Porcje niemickie też są ogromne.Ja po kilku dnich pobytu nie dałam się już zaprosić do żadnej restauracji.Niemcy dawno spałaszowali wszystko, a ja męczyłam skądinąd smaczne danie i nie mogłam skończyć.Kelnerka uważała,że mi nie smakuje.Dla mnie to była olbrzymia porcja , jak dla chłopa ciężko pracującego fizycznie.
Obserwuję dzieci na naszym osiedlu, mama szczupła- dzieci już maja powykrzywiane otyłścia nogi.
Jest tu mnóstwo doskonałych placów zabaw. ale dzieci wolą do marketów, albo do fast footów.Znak czasów?
Myslę też ,że jest tu medyczna kwestia spalania.
Jadam jak praszek, chyda nie jestem.Moja siostra zjada ca. tzy obiady w ciagu dnia , stale jest glodna, ale widać szybko spala i otyła nie jest.
Babko,kto wie moze i kupuja,kucharska Hartz IV sprzedajemy
czesto,jest to wlasciwie cieniutka ksiazeczka tanio wydana
i kosztuje tylko 3.95 Euro (mniej niz paczka papierosow)
Udało mi się wpaść na chwilę, choć za chwilę muszę znowu lecieć. 🙁 Ale widzę, że Emi nagle sięgnęła do swoich duchowych zasobów, pokazała zęby i wprowadziła żelazny reżim. 😀 Tak trzymać, Emi! Jeszcze z Ciebie będzie prawdziwy sznaucer!
Ja dziś cały dzień musiałem gęsto tłumaczyć, na szczęście nie się. Bo ten znajomy, co jest u nas w odwiedzinach, to właściwie w interesach tu przyjechał, a tak się złożyło, że ongiś ja do wytworzenia się tych interesów doprowadziłem i już tradycyjnie jestem używany do porozumiewania się kontrahentów.
Dokładniej, to jestem zaprzyjaźniony z pewną niemiecką firmą produkującą i dystrybuującą ekologiczne materiały budowlane. Kiedyś, na konferencji budowlańców ekologicznych, na której znalazłem się przez duży przypadek, zapytał mnie ktoś z Polski, czy z tą niemiecką firmą nie dałoby się nawiązać kontaktu i dla niej produkować. Dało się 😉 i wyszła z tego długotrwała współpraca, mająca nawet ostatnio pewne tendencje rozwojowe, związane z pomysłem wprowadzenia z kolei pewnych produktów tej niemieckiej firmy na polski rynek. A wszystko oczywiście dzięki znakomitemu tłumaczowi. 😆
No więc, żeby było w przyszłości jeszcze owocniej, muszę dziś jeszcze iść potłumaczyć biznesową kolację. Uprzedzam, że mogę znowu wrócić na dwóch łapach. 😉
Ale jak już wiem, że Emi się wszystkim zajmie, to mogę sobie wrócić nawet na ogonie, podpierając się rzęsami. 😀
niuniu,Twoja moze miec klopoty jezeli tak dalej bedzie Ciebie
zaniedbywac,mimo mojej sympatii do ssakow nocnych
rozgladne sie w prawach(ratyfikowanych mysle) pieskow
do glaskanka i spacerowania i wtedy…………nietoperzyco
uwaga
stane w obronie towarzyszy posniadaniowych spacerow
👿
🙄
Moze dorzuce nieco moich obserwacji. Otylosc wkracza teraz do tzw. klasy sredniej. Krece sie nieco w kregach medycznych i zauwazylem, ze wiekszosc pielegniarek w Stanach i w Kanadzie ma figure w ksztalcie gruszki. Wiele ludzi przejelo obyczaje klas niskich. To nie tylko dieta, ale praktyczny brak cwiczen fizycznych. Nawet przy prawidlowej diecie mozna byc otylym i miec podwyzszony cholesterol.
Babko, dziekuje! Wydaje mi sie, ze Kama sporo chodzi, tyle ze juz nie biega. To sie skonczylo, cos jej ogolnie dolega, moze stawy. Z kapaniem zawsze byl klopot, nigdy nie plywala, chociaz lubila wchodzic po kolana do wody. A kiedy zapraszalam ja do basenu ( 🙂 ) chowala sie „za trawke” i udawala ze jej nie ma.
Z jedzeniem warzyw i owocow to takie mialam obserwacje:
niektore dzieci upuszczaly na ziemie, niby przypadkiem, jablka, ktore dawalam na wycieczkach; potem probowalam opowiadac jakie pyszne, kroilam w cienkie plasterki, dodawalam nutelli ( ha! slodkie)
pomidory tylko w formie ketchupu
rzodkiewka? a to sie je?
Jakis czas temu emitowany byl program o tym co sie kupuje w biednych dzielnicach duzych miast. To nie to, ze owoce byly drogie, w tych najblizszych sklepach (takich czesto przy stacjacha benzynowych) nie bylo zadnego normalnego jedzenia tylko jakies chipsy i ciasteczka w celofanach. I nie bylo w poblizu innego sklepu!
Ale to byl program pozytywny w tym sensie, ze pokazywal jak niewielkim wysilkiem mozna probowac sytuacje zmienic. Mianowicie, kilka na pustej dzialce budowlanej zalozylo warzywniak – pomalu sasiedzi sie przekonywali i dolaczali, nie pamietam jak one te warzywa rozprowadzaly…
Rowniez tu u nas dzialaja takie ogrody socjalne, mozna tam uprawiac warzywa i zbiory ida do osrodkow pomocy spolecznej; tez taki maly krok.
tam mialo byc kilka mam co to zalozyly warzywniak
No tak, Emi jest bardzo dzielna sznaucerka. 🙂
Niuniu, posylam glaskanko w nalesnikach, na szczescie absolutnie nietuczacych (takie cudy moze tylko Hermes). Pilnuj miejsca dla Twojej. 🙂
A Bobik bedzie dla nas dzisiaj znowu obmierzal wielkosc porcji w niemieckich restauracjach. Jak odzyje po tych porcjach, to nam zda pewnie raport. 😀
Leć Bobiku, dobrze,że masz takie szczytne zjęcie!
My sobie tu o otyłości gwarzymy o przepracowaniu i jakoś nam czas leci.Miłego wieczoru!
Wando, u nas jest jeden taki ogrod socjalny w naszym miescie. Mieszkancy Concord za darmo pomagaja go uprawiac i posylaja swiezutkie organiczne warzywa dzieciom w ubozszych dzielnicach pod Bostonem. W ten sposob my mamy ruch na swiezym powietrzu, nasze dzieci ucza sie pomagac innym, a inne dzieci dostaja cos wiecej, niz tylko te chipsy i ciasteczka w celofanie. W Californii Alice Waters zapoczatkowala ruch takich ogrodkow na potrzeby szkol w niezamoznych dzielnicach. Okazalo sie, ze jak dzieci same uprawialy przy szkole te rzodkiewki, to nie tylko wiedzialy, co to jest, ale i chcialy je jesc. Mam nadzieje, ze to dalej bedzie sie rozwijac.
Rysiu, wszystko zalezy od tego jakie masz ubezpieczenie na tymczasowa chorobe (co innego pelne lub dlugoterminowe inwalidztwo uniemozliwiajace prace). Jest tez panstwowe (nizsze), ale ja mam prywatne: 85% uposazenia przez pierwsze 8 tygodni, a potem 70% do 6 miesiecy. Nie wiem dokladnie jak to jest z czesciowym powrotem do pracy, wyplata w przyszlym tygodniu to sie dowiem. Po pracy (teraz 4 godziny dziennie) jestem skonana, ale dzisiaj juz lepiej. Chyba musze sie rozruszac. Noga kiepsko chodzi i nie daje sie podnosic, ale jakos z pomoca kuli chodze. mam nadzieje, ze operacja na sciegna juz niedlugo.
Powszechne medyczne ubezpieczenie mam nadzieje, ze Obama zapewni, bo to jest ludzkie. W Kanadzie mamy powszechna opieke medyczna od zawsze. 20 lat temu otylosc byla masowa glownie na terenie rezerwatow (to jest taki nasz kanadyjski wstyd, te rezerwaty, ale nie o tym dzis) i wsrod Innuitow (dawniej Eskimosow). Oni najdramatyczniej zmienili tryb zycia i przeszli od bardzo powszechnej smierci glodowej (zima) do ciaglego dostatku taniego i tlustego jedzenia przy znacznie zmniejszonym wysilku fizycznym potrzebnym do jego zdobycia. Dzis np. w mojej pracy, gdzie wszyscy maja uniwersyteckie wyksztalcenie ok 40 do 50% to otyli. Czyli zajelo nam to dluzej, ale doganiamy tych najbiedniejszych.
Moze to fast foody powinny placic za powszechna opieke zdrowotna w US. Na spolke z banksterami.
Wando,to tak jest z tym kupowaniem,kupuje sie to co sie zna
ja robilem do konca gymnazjum moim kanapki do szkoly,
wiekszosc w klasie dostawala piniadze do wydawania
w automatach z cola i marsami
dodam,ze jedzenie w sklepach ALDI jest niesamowicie tanie
Ryś
a nie sądzisz ,ze ssakom nocnym tę przydałoby się głaskoanko 🙁
rysiu:piniadze 😳
niuniu,oczywiscie delikatne 😀
PA, pielegniarki tez,to tak trudna i wyczerpujaca praca myslalem
Babko, moje wróciły z treningu (młodszej) i doszły do wniosku, że zalecenia by sie nie oszczedzać przy złamanej nodze to polska specjalność. Znajomej mąż złamał z przemieszczeniem obie kości w nodze. Facet pon. 2 m. wzrostu, ponad 120 kg wagi. Mieszka w bloku na trzecim pietrze. Lekarz uwaza, że powinien spokojnie sobie pójść do domu (złamanie z soboty, teraz jeszcze w szpitalu po operacji , do zmiany gipsu) bo uczniowie chodzą z gipsem na nodze do szkoły to i on niech się nie mazgai. Dopiero jak stracił przytomnośc na oddziale, gdy szedł do toalety, postarali się mu o specjalny wózek i latają pytają, czy czego nie trzeba.
Rysiu, w ALDI wszystko taniutkie jak barszcz. Gdy często jeździliśmy do Brukseli, zawsze tam robiliśmy zakupy. Zabawne bo to było jedyne znane nam miejsce w tym mieście, gdzie nie było napisów po francusku tylko wszystko po flamandzku i obsługa też w sumie tylko tym językiem chyba że odpowiedzieć klientowi władajacemu francuskim. Nasi zaprzyjaźnieni Belgowie, a własciwie rodowity Francuz zamieszkały w Brukseli i francuskojęzyczna Belgijka nawet nie wiedzieli, gdzie ten sklep się mieści. 🙂
Kanapki do szkoly to byl miecz obosieczny nieco, czyli zalezalo od dziecka. Jedna taka nasza przemila zreszta Monika miala stale pretensje do mamy za te kanapki, no bo to ja wyroznialo i ona zle sie z tym czula. A inne dzieci, w tym moja Basia wlasne z tej innosci potrafily zrobic swoja sile. Basia miala co prawda podpore w postaci Barbary bardzo pieknej i popularnej dziewczynki, no to moze jej bylo latwiej. W kazdym razie Basia potrafila takie niesamowite rzeczy naopowiadac, ze wszyscy jej koledzy chcieli koniecznie zobaczyc jak wygladaja dzialki pracownicze w Polsce z tymi wszystkimi owocami, warzywami i ziemniaczkami wlasnorecznie podbieranymi przed obiadem. 🙂
O, Amigo, ponura historia. Ale mnie tez po zlamaniu w Ameryce predko namawiali do ruchu, tez zaraz po operacji. Tylko jednak patrzyli, czy sobie radze.
Ciekawe, co piszesz o Innuit, Kroliku. Tutaj Indianie amerykanscy tez maja duze problemy zdrowotne i edukacyjne, i tez jest to rozlegly i smutny temat (niewiele tu powodow do dumy, jak i w Kanadzie). Musze jeszcze tylko dodac, ze w Massachusetts powszechne ubezpieczenie zdrowotne jest od kilku lat, wiec duzo zalezy i od regionu. Po prostu nie moglismy sie doczekac regulacji od rzadu federalnego, i stan sie sam za to zabral, bo bylo to potrzebne i takze, zeby pokazac, ze w Stanach takie rozwiazania sa mozliwe (bardzo dlugo przeciwnicy powszechnego ubezpieczenia twierdzili, ze to rozwiazanie „nieamerykanskie”).
Wando, dzielna Baska z Twojej Basi. 🙂 Nie wiem, czy pamietasz poczatek „My Big Fat Greek Wedding”? Tam dziewczynka z greckiej rodziny przynosi do szkoly domowe potrawy (zdrowa dieta srodziemnomorska!), i inne dzieci sie z niej smieja. Potem, juz na studiach, przynosi kanapke z Wonderbread, i nareszcie nikt sie z niej nie smieje, a ona ma poczucie przynaleznosci do grupy.
Pamietam ten film ale nie akurat kanapke 🙂
A tu dzis Obama o chorobie mlodszej coreczki i matki, w kontekscie potrzeby powszechnego ubezpieczenia. Widac jak wlasne doswiadczenia maja wplyw na patrzenie na sprawy.
http://www.huffingtonpost.com/2009/03/26/obama-discusses-daughters_n_179610.html
Wando, w tym filmie oni caly czas cos jedza, albo przygotowuja cos do zjedzenia. Najmocniej mi utkwil w pamieci baran pieczony nad ogniskiem na trawniku przed domem. 😆
Małgosiu, mnie lekrz zraz po złamaniu pilnowal i krzyczał,żebym nawet przez ,moment nie operała się na złamanej nodze.Chodzilo o to,żeby kości się nie rozeszly.
I musze powiedziec, że zgrzeszyłabym, gdybym skarżyła sie na brak uwagi i opieki.Panie z rehabilitacji wręcz uczyły mnie, jak mam sie posługiwac kulami.Dzięki takiej opiece już powoli zapominam,że mi się taki wypadek przydarzył.
W dużej mierze zależy to od ludzkiego podejścia.Ludzie są różni i nie każdy wrażliwy jest na cudze nieszczęścia.
Nawet nie musi.
A tu przyczynek do naszej wczesniejszej dyskusji:
http://www.tygodnikforum.pl/forum/index.jsp?place=Lead03&news_cat_id=251&news_id=7205&layout=1&forum_id=5208&page=text
W Wielkiej Brytanii dzieci jedzą okropnie. Moje dziewczyny dostawały kanapki i owoce do szkoły i były jednymi z nielicznych bez czipsów i batoników. Ale jakos się tym specjalnie nie przejmowały. Jamie Oliver, znany angielski kucharz prowadzi od lat kampanie by dzieci w szkołach dostawy normalne jedzenie. Najwiekszy opór przejawiają same dzieci, które w domu nigdy nie jadły jarzyn, a tylko frytki, kiełbaski i inne smieciowe jedzenie. Sytuacja finansowa ma tu na pewno cos do rzeczy, ale przede wszystkim okropne nawyki. W Polsce, nie jest moze tak źle, ale wiele dzieci też nie je warzyw i owoców , bo nie lubi i koniec. Ale jak tato i mama też nie jedzą, to trudno je zachęcić.
vitajcie! jak o jedzeniu to i ja wtrącę trzy grosze. To poważny problem ale jak oprzeć się tym wszystkim batonikom ciasteczkom itp. Co ja dzisiaj zjadłam to lepiej nie pisać . Jutro piekę chleb . Już postanowiłam. Tak mnie dzisiaj nastraszyli co do gastrycznych schorzeń że postanowiłam się zdrowo odżywiać. Faktem jest że coraz więcej ludzi cierpi na bardzo poważne choroby ukl . pokarmowego.
widze ,ze macie podobne jak ja doswiadczenia.”troskliwy”
dom rodzinny,przekazywane wzorce zachowan ksztaltuja
wiem że trzeba najpierw przygotować ciasto , Zobaczymy co z tego wyjdzie.
u mnie w domu jadło się powoli i przy stole. Jednak jako niejadek nie był to dla mnie przyjemny czas. Zup nie znosiłam. Mama dbała bardzo o nasze posiłki. To bardzo ważne dla dzieci. Dorośli powinni jeść mało . Tak myślę. Mam okropny katar. Pozdrawiam Wszystkich i idę spać.
zono,przed kilku laty widzialem dokument BBC o akcji J.Olivera
wprowadzania zdrowego jedzenia do angielskich szkol
niesamowicie pracowity i „ludzki” Oliver w misji przekonaia
personal kuchenny i uczniow,ze „surowa marchewka”moze
smakowac,latwiej otwoezyc puszke z zpa niz obierac,strugac,sznypkowac,dzieci tez mowily ze to 2prawdziwe” jedzenie jest bez smaku,lecz po kilku tygodniach w szkolach ktore podjely wysilek zmian zadowoleni byli wszystcy i marchew szla lepiej niz cola
wspanialy TYP ten Oliver(do tego swietnie gotuje)
jarzebinko,trzymaj sie cieplo,katar przechodzi po kilku dniach
(tak jest u mnie 😀 )
ja bardzo lubie zupy wszelkie (procz rybnych i czerniny)
a jem srednio , niestety przez moja prace (handel)czesto
szybko i niesystematycznie
badz dobrej mysli 😀
W Anglii tez czesto sie powtarza, ze mozna poznac klase spoleczna/poziom wyksztalcenia klienta w sklepie po rodzaju chleba, jaki niesie w koszyku do kasy. Jak razowy, to pewnie wyksztalcony, jak tylko bialy – pewnie wyksztalcony mniej. A kiedys przeciez bylo odwrotnie: zamozniejsi/lepiej wyksztalceni kupowali bialy chleb. Wszystko wiec zmienia sie w czasie. I do tego sa wyjatki (bagietki, croissanty), ktore czesto przypominaja podrozujacym o wizytach we Francji…
Moniko,dziekuje ciekawy artykul,przypomina mi to
powszechna etyke protestanckich niemiec”mozna sie bogacic,ale nie szpanowac bogactwem i dzielic sie z tymi ktorym sie niewiedzie”
Moniko, Massachussetts o charakterze rzczej miejskim i podmiejskim i pelne wyksztalconej ludnosci niesie oswiaty kaganek i pewnie promuje model skandynawski, gdzie roznice spoleczne nie sa zbyt przepastne. Ja wlasciwie tez. Ciekawe czy Skandynawowie wciaz sa zadowoleni ze swojego modelu.
milo bylo z wami gawedzic lecz teraz do spania
zimny i ciemny berlin zegna Was,mlodzi ida w miasto
odwiedzac kluby ja do lozka spac
dobranoc tu itam 😀
Otóż to króliku, ileż razy ja przez ten czas wstrząsów politycznych u nas w Kraju wzdychałam do skandynawskiego modelu.Jakoś tam wszystko uładzone, choć nie jest tanio, ale pomoc socjalna spora i ludzie sobie żyją bez większych wstrząsów.
Uciekam , bo muszę jeszcze coś napisać na padok.Dobranoc Wam wszystkim.
Rysiu proszę o 00.00 odebrac pocztę.Dobranoc.
Zostawiam Emi,żeby czuwała do powrotu Bobika,( jeśli jej Bobik przez pomyłkę nie pogoni kota).
Tak, Kroliku, w Massachusetts niedobrze widziane jest obnoszenie sie ze swoim statusem materialnym, i bardzo nawet bogaci Yankees chodza w mocno sfatygowanych tweedowych marynarkach. Nie ma tez np. zagrodzonych dzielnic dla bogatych (co juz wystepuje dosc czesto w okolicach Nowego Jorku, no ale to epicentrum „banksterow”). Jak jezdzimy do Nowego Jorku, i ludzie patrza na nasze tablice rejestracyjne, to czasem im sie zdarza wyrazic poglad, ze jestesmy z „republiki Massachusetts” i ze z nas prawie „jacys socjalisci”. 😉 Zreszta co do „republiki” to w sumie maja racje, bo oficjalna nazwu stanu jest dalej taka, jak przy jego zalozeniu „The Commonwealth of Massachusetts”. 🙂
Dobranoc Babko i Rysiu. 🙂
jest też cena za tą skandynawska równość. Finladia , a przede wszystkim Norwgia to chyba najdoższe kraje Europy. Bułka z nasionami dyni w Dani kosztuje prawie 4 złote.
Uwaga osoby wchodzące i wychodzące:
LEŻĘ U PROGA
PILNUJE BLOGA,
GDY BOBIK WRÓCI
O MNIE SIĘ PRZEWRÓCI !!! Wrr,wrr 👿
I chrrr, chrrr ! 😳
Kuruj sie Jarzebino! Chleba nigdy nie piekłam, do pieczenia wszelkich drożdżowych ciast podchodzę b. ostroznie bo rzadko kiedy mi wychodzą.
i jeszcze o obnoszeniu sie z bogactwem. Kiedys poznałam w Polsce jednego z członków rodziny Merryll ( tej od banku Merryll Lynch). Sądząc bo jego ubraniu mozna było pomysleć , ze jest co najwyżej portierem na emeryturze.
Ale z drugiej strony, troche rozumiem, że wtakich krajach jak Polska, wygłodnialych po tylu latach komunizmu tych wszystkich oznak statusu, ludzie wiele zrobią by miec duże i drogie auto, duzy dom, super ciuchy. Wiem,ze to dziecinne,sama tak nie robię, ale mogę zrozumieć.
Jeden z dyrektorow Merrill Lyncha mieszka w miescie i potwierdzam to samo, co Zona. Ubior skromny i sfatygowany. Jest zreszta swieckim diakonem w tutejszej parafii katolickiej, bardzo pomocny czlowiek (angazuje sie w wiele akcji charytatywnych). Ale juz w Nowym Jorku jest bardziej, jak w Polsce niz w Nowej Anglii. Mozna to chociazby poznac po liczbie mercedesow na parkingach i drogach. Czesci osob pewnie na nie nie stac, to takie dorownywanie innym na kredyt.
Wracanie na dwóch łapach ma zdecydowanie negatywne strony. Potknąłem się o Emi, przewróciłem, nabiłem sobie guza i muszę iść teraz zrobić sobie kompres.
Wracałbym na czterech, to nic takiego by się nie stało. 👿
Mam nadzieję, że do rana wszystko się wyrówna, bo jakże to tak z guzem na blogu się pokazywać. 😉
Dziękuję za podpowiedź sałatkową. Sałatkę robię na spotkanie w wielki piątek, a właściwie kroi drobno mój mąż. Na śniadanie wielkanocne zrobiłam w zeszłym roku marynowane jajka, kurze i przepiórcze, wyszły smacznie i dekoracyjnie. Mam zdjęcie na komputerze, ale nie wiem, jak wkleić.
A propos jedzenia dzieci, to robiłam moim kanapki do szkoły, choć często wygrzebywali potem z toreb, po tygodniach, jakieś paskudne zgniłki. Raczej z braku czasu nie jedli na przerwach, bo wokół świat był ciekawszy. Dziś odżywiają się zdrowo, sami, nie oczekują, ze im będę gotowała ekologiczny ryż przez 45 minut.
McDonalda, którego jedli w dzieciństwie (ma swoje zalety) obecnie nie tolerują.
I jeszcze a propos zup – kiedyś gotowałam najchętniej pomidorową, ogórkową, żurek, owocową. Dziś moi synowie najbardziej lubią dwie: jedna to pokrojone w drobną kostkę kartofle plus z puszki ostra fasolka; druga – kartofle plus drobny makaron, groszek, kukurydza. Wywar z „ziarenek smaku” (bo wegetariański). Do tego każdy dodaje sobie wg gustu śmietanę, masło, majeranek.
Amigo , Emi
pobudka , Niunia nie może Wam pomoc ale Wy proszę wezcie się do pracy , zglodniali zaraz wstaną 😉
woda wrze,moge wiec bryknac do obowiazkow
😀
Nietoperzyco, juz się robi!
Na przekór otyłosci i dobremu zwyczajowi, a także nie baczac na piątek wielkopostowy, proponuję tort! 😎 Wielki jak piramida Cheopsa. Biszkopcik waniliowy, bita śmietana i sporo kawałków brzoskwiń (już niech nikt nie gada, że nic zdrowego 🙄 ) Na samym szczycie wisienka . Dla Rysia.
Rysiu, ogóreczki Nietoperzycy zatrzymaj na obiad. Coś się wymyśli odpowiedniego…. 🙂
Za guzami, za ranami, za siniakami,
leży Emi, leży Bobik poturbowani…
No wiecie co? Taka pustka bo wszyscy poszli szukać Pani Wiosny czy odstraszyłem kalorycznym śniadankiem?
o k , niech będzie. Dorzucam paszteciki z kapustą i grzybami, a dla nie poszczacych- z mięskiem. Dla dietetyków muesli z jogurtem naturalnym bez dodatku cukru. Może być? Do tego galareta by nam się wszystko dobrze zrastało i stawy chodziły bez zarzutów.
ponury dzień chociaż wiosna. Jestem zupełnie słaba z tego przedwiośnia. Katar trwa.. miłego dnia.
Dzień dobry. 🙂 Biorę wszystkie 3 rodzaje pasztecików i galaretę. Torty według mnie nadają się tylko do tego, co się robi z nimi w slapstickowych filmach, ale jak ktoś toto jada, to proszę bardzo, ja jestem tolerancyjny. 😉
Poobijanie jakimś cudem mi przez noc przeszło, mam nadzieję, że Emi też. W każdym razie pod drzwiami jej nie widzę, a to już dobry znak. 😀
Wiosny chyba na razie nawet nie ma co szukać. Wzięła i się zmyła strugami obrzydliwego, zimno-wietrznego deszczu, a bardziej na wschód nawet i śniegiem się zasypała.
Niektórzy to mają doprawdy dziwne przyjemności. 🙄
Macie na śniadanie owsiankę na mleku, kanapki: , sałatka mieszana nakryta gruba warstwa mortadeli, kapka chrzanu na dobre trawienie,po jajku na twardo i na deser herbatniki z dzemem morelowym.Tyle umiałam zrobić.
Dla rysia wyjątkowo; kawa z czekoladą, cynamonem i smietanką i duża beza.;-)
ps.U nas Bobiku też są te „dziwne przyjemności” i bardzo paskudne-leje.
Kiedy wracałeś musiałeś przezemnie przskoczyć, nic nie czułam, ani skoku ani „Uzo”.
Emi, nic mi się nie zgadza. Chodzi Ci o „ouzo” czy o „uzi”? Tego drugiego na blog ze sobą nie zabieram, bo nie ma potrzeby. A od tego pierwszego zapach anyżku jeszcze dziś byłby wyczuwalny. Może to miało być coś jeszcze całkiem trzeciego?
W każdym razie za pilnowanie blogu należy Ci się nagroda. Lubisz jak Ci mówią „mądry, mądry piesek”? Bo u Moich to najwyższa pochwała. Grzeczny piesek jest na jednym z wiele dalszych miejsc. 🙂
Witaj Bobiku oczywiście o Ouzo, a nie to drugie!Jak tam było wczoraj.?
Nawet się spacjalnie nie napracowałam nikt się nie pchał niepożadany.
Do mnie zamiast „mądry piesek”,co jest oczywiste, mówią:”o!dziękuje, dziękuję”, albo(najwyższa nagroda):”ty kochanie moje”. 🙄
Bardzo się wściekam jak moje babki podobnie mówią do innych i wtedy szczypię w tyłek( babki- nie innych).
My tu mamy swoje rodzinne nazewnictwo, co nieraz bardzo dziwi gości. 😯
Jest taka śliczna piosenka Starszych Panów o tęsknym dawaniu w mordę. To właśnie ostatnio czuję.
Siódmy tydzień pracy po sześć dni w tygodniu, bez perspektyw na zmianę stanu rzeczy. Babka pisała o poczuciu obowiązku, ale dojrzewam do lewego L4. Coś ze mnie uchodzi, możliwe że powietrze.
Bobiku, może Ci się przyda taka wiadomości, dla twoich klientów.
Oto Muzeum torfu z Cloppenburg w Dolnej Saksonii(tu Hanneloreshaus):
http://picasaweb.google.pl/terkon11/200805Maj02?authkey=Gv1sRgCL2Pmpuh74eDbg#5317821508254514642
Ciekawostką jest to,że cały zbudowany z brykietów tofowych i drewna.
Podobno takie domy są bardzo ciepłe i ekologiczne i w Polsce trwają już przymiarki do takiego budownictwa.
Ten powyżej tak się babce spodobał,że go utkała.
W tym Muzeum Kustoszem jest i musi być dla podtrzymania tradycji pan rudy!
Opowiada niesamowite legendy i oprowadza po torfowisku.
Zabawne: babka, jako telepatyczny nadawco-odbiorca w ub, roku dostała starą paterę z tym samym domkiem, kupioną prze kumę „z końskiego bloga”, na jakimś targu staroci na Mazurach.
Fajny zbieg okoliczności prawda? 🙂 🙂
Haneczko, ja wręcz walcze z tym nadmiernym poczuciem obowiązku u nietoperzycy i u mojej siostry, bo czlowiek się kiedyś wypali i musi równomiernie rozkladać siły.Co mu przyjdzie z tego,że padnie, jak kawka?
Bywało jeszcze z 10 lat temu,że nie wychodziłam z pracowni tydzień , a spałam po trzy godziny, bo trafiła się dobrze platna robota, która w moim fachu trafia się od przypadku do przypadku.Nigdy nie wiadomo,czy za te zarobione pieniądze żyć trzeba miesiąc, czy pół roku, czyli do następnego razu.
To są uroki wolnego zawodu!Bierz L-4 !!:lol:
Pamiętaj Haneczko,ze teraz czas polityczno-ekonomiczny jest bardzo stresujący, trzeba się wyzbyć lęków i robić swoje, najwyżej pożyjemy na trochę niższym poziomie, ale przenigdy nie wolno ulec masowej psychozie. Trzymaj się!!
Emi, a gdzie nie ma rodzinnego nazewnictwa? 🙂
Każda zżyta grupa, nie tylko rodzinna, wypracowuje sobie specyficzny język, który robi poniekąd za kod dostępu. 😉 My obcego od razu poznajemy po tym, że nie wie kto to Mordełes, Rozkosznik albo Popsinoga. A swoi nie mają wątpliwości, że za każdym razem chodzi o mnie. 😀
Domki z torfu super, ale ci moi znajomi wyspecjalizowali się w budownictwie glinianym. 🙂
Haneczko, czemu Ty mówisz o lewym L4? Chroniczne przemęczenie jest jak najbardziej jednostką chorobową, w skutkach nieraz groźniejszą od krótkiego przeziębienia. Bierz zwolnienie i bez oporów uważaj je za prawe ❗
Babko, tu nie o forsę chodzi 😯
Mnie nie płacą za nadgodziny czy naddni, nawet gdybym bardzo chciała być pazerna, to nie dostanę ani pół grosza więcej 😯
Moja zmienniczka poważnie się rozchorowała, „góra” ma coś wymyślić, nie wymyśla, a ja siedzę jak ostatnia ćwoka, wbrew prawu pracy i zwykłemu rozsądkowi 👿
Bardzo Ci dziękuję, bo szczerze mnie rozbawiłaś 😆 Na psychozy jestem wyjątkowo odporna 😉
Ufff, ufff, ufff!
Z trudem dotargałem na blog wielki i okrrrropnie ciężki pakunek. A w nim
– cała masa serdeczności i pozdrowień dla Wszystkich 🙂
– spora porcja optymizmu i przekonania, że idzie ku lepszemu 🙂
– przepiękny ogród szpitalny z mnóstwem kwitnących krzewów i tajemnych zakątków, ptaków, motyli i zabawnych jaszczurek, wyglądających jak minidinozaury. 🙂
– tajne informacje na temat miejsca pobytu wiosny 😉
– łyżka dziegciu w postaci całkowitego braku dostępu do internetu (bo stare źródełka, jak się okazało, zdążyły powysychać) 🙁
Czy muszę dodawać, kto nadał przesyłkę? 😀
No właśnie!Nie wyjaśniłam do konca ta technilogia produkije gliniane brykiety w tym jest sedno Bobiku!
Torfowe brykiety, to tylko wzorzec.
Tylko się cieszyć wypada.Może wreszcie doczekamy taniego budownictwa.I ekologicznego.Trzma ciepło oddaje na zewnątrz wilgość, ponoc niezwykle zdrowe!!
Ktoś już śnił o tem ,ale determinacji zabrakło.
**
Jeśli Cię tylko rozbawiłam Haneczko to już coś!
A dporności pogratulować, to deficytowa cecha w dzisiejszych czasach. 🙂
odporności*
Pozdrów Helenę Bobiku! 🙂
Ojej, jak miło 😀 Podziękuj, Bobiku, najpiękniej za wieści i przekaż zwrotnie serdeczności 😀 A co u E. i Mordki?
Babko, to tylko lata ćwiczeń 😉
Tak zostałem zaskoczony nietypową, poranną porą telefonu Heleny, że o E. i Mordkę zapomniałem zapytać. Kajam się, nadrobię następnym razem.
Za to mogę dorzucić jeszcze jedną optymistyczną wiadomość, tym razem od Panny Koty. Operacja się udała, pacjentka żyje i również serdecznie pozdrawia wszystkich na blogu. 🙂
Jeżeli Helena nic nie mówiła, to znaczy, że nie jest źle, a to już dobrze 🙂
Pannie Kocie delikatnie ściskam łapkę, niech zdrowienie też się uda 🙂