Koniec lata
Ogon jeszcze potrafił zerwać się do beztroskich podrygów, ale Bobik dobrze wiedział, jak jest naprawdę. Nadeszła pora robienia bilansów, zamykania furtek, wrzucania klucza w morze. Jesień – już późna, choć wiele wcześniejsza, niż się spodziewał. Ale któż się spodziewa wcześniejszej jesieni?
Myślał o ludziach, których dziwnym trafem udało mu się pokochać dopiero pod koniec lata. Tej miłości też się nie spodziewał i był za nią niezwykle wdzięczny Losowi, który poza tym okazał się średnio łaskawy. Ale dla kogo Los bywa całkiem łaskawy?
Smutno mu było, że musi blog zostawić na pastwę tegoż Losu, który już nieraz okazał się nieprzewidywalnym wariatem, wymyślającym opcje gorsze jeszcze niż poeci albo filozofowie. Ale czy miał na to jakikolwiek wpływ? Nie miał. A jego smutek z tego powodu nie sięgał w rejony nadmiernie rozpaczliwe. Bo jakoś tak się składało, że Bobik we wszelkich sytuacjach okazywał się pieskiem racjonalnym i mocno stojącym na ziemi wszystkimi czterema kudłatymi odnóżami.
Pożegnania są trudne. Ale i powitanie świata jest trudne, a że potem będzie łatwiej nikt nam nie obiecuje. Za to zapewniam was, że nieraz będzie zabawniej. Sprawdzone.
Znacznie trudniej jest się żegnać, ale i z tym można sobie poradzić. Pocieszyć Labradorkę, wypić herbatę, pilnować torebki, nie zapomnieć o uśmiechu. No i rzecz nieodzowna – w porę przestać pracować.
Czy śpisz spokojnie, czy grzeszysz,
wujenką-ś jest, czy też wujem,
nie może szyld cię nie cieszyć:
CISZA! BOBIK PRACUJE!
Cóż, że tak rzadkie okapi,
cóż, że gdzieś mnoży się ujem-
ny przyrost, gdy widać napis:
CISZA! BOBIK PRACUJE!
Kto nazbyt gromko zakrzyknął,
ten w brodę sam sobie pluje,
wszak zna już wieść tę niezwykłą:
CISZA! BOBIK PRACUJE!
Ach, zblednie niejedno liczko,
gdy smętne, cmentarne tuje
pochylą się nad tabliczką:
BOBIK JUZ NIE PRACUJE!
Bobiku,
kocham Cię…
Cześć, Bobik-Petroniusz. Wpadaj do mnie w moich snach.
Ja też i nie chcę się żegnać, już to mówiłam.
To znaczy, ja też kocham.
Ale ja muszę. 😆
I chcę też. Nie chcę tak bez pożegnania. A w końcu wcale jeszcze nie wiadomo, kiedy będzie to „prawdziwe” pożegnanie.
I chętnie bym się przy tym wszystkim pośmiał. 🙂
Co mamy zrobić?
Ja chyba nie umiem żegnać się na wesoło, Bobiku.
Nic szczególnego czyli robić to, co zwykle tylko może jeszcze bardziej. 😆
Oj, cóż ja Wam mam tłumaczyć jak szczeniakom. Jeszcze przez jakiś czas tak wszystko zawiśnie w niewiadomym, a potem się wyjaśni. 😉
Po zapudlowaniu ziecia Psychicznego:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10152970027551573&set=o.424617787605584&type=1&theater
Nie dorosłam
do spokojnych pożegnań.
Bobiku, tak mi wstyd.
Nie potrafię. Zaakceptować. Takiej ciszy
bez jednego merdnięcia.
Jakiej tam znowu ciszy? Wszystkie moje szczeknięcia Wam zostawiam. Można kopiować do woli. 😆
Gdybym się umiała obchodzić ze szczeknięciami, to bym miała cztery łapy i ogon – na stałe, a nie na chwilę, jak w „Notonarze”. 👿 A może byś reinkarnował, co?
Jeszcze poczekaj, Bobik, pobadz.
Po to właśnie wrzuciłem ten wpis, żeby był poczekalny. 🙂 A w tym poczekalnym czasie możemy reinkarnować, reanimować, czy też rekombinować. Czas uzyskany. 😉
Dopiero teraz zauwazylam, ze jestem w nowym wpisie.
I love you so much, Druhu. Ja nigdy nie zapomne w jakich okoliocznosciach i dla kogo stworzyles ten blog. i to BYL przez wszystkie te lata bezpieczny azyl. Wesoly i dobry i madry Azyl. Drugiego takiego nie bede juz nigdy miala. Dziekuje Ci, Sis. Czuje taka rozpacz.
I śnić – to też ważny wyraz na „re”. Dobrych snów.
Piesku, dziekuje za wszystko. Zycze ci wciaz roznych malych przyjemnosci i malych radosci, dopoki mysl, wzrok, sluch, smak i dotyk moga ich dostarczac. Clive James pisze o radosci z widoku z okna na podarowany przez corke japonski klon:
http://www.clivejames.com/poems/recent/japanesemaple
Sciskam mocno.
Prasowanie. Nauczyłem się. Trzeba długo stać przy sznurze i pociągać raz tu, raz tam. Slowfoxowy krok do tyłu, krytyczne spojrzenie, jeszcze raz. Myślę, że koszula się naprostowuje, żeby nie musieć znowu być wyciągana.
To była bardzo dziwna pani. Eva, Rumunka, pracowała u tamtej rodziny całe życie od przybycia do Brazylii. No i w tym (powiedzmy) całkiem dojrzałym wieku odpalała kwestie, których już nie umiała trzymać w sobie. A rodzina owa pruderyjna, chique-chique i nie wiedziała jak reagować, bo przecież nie można było kobity oddalić. A ona przy tych sznurach, że chciałaby mieć takiego małego Murzynka, żeby ją kąpał i całą głaskał. No więc niewiele w życiu byłem bardzo dojrzałą kobietą ale wiem, że są przyczyny dla których mówi się (przynajmniej tutaj) o wieku wilczycy — no i fajnie, że ona wreszcie wiedziała czego chce, ale szkoda, że zarabiała tam za mało, żeby sobie swe fantazje zrealizować.
Ach, gdyby pani posłanka K.P. spotkała swojego Murzynka do kąpieli…
Podpisuję się pod słowami Królika, ale jest mi smutno…
Lekcja godnego odchodzenia. Po raz pierwszy przezylem ja w 63. roku, gdy nieoczekiwanie zapowiedziano po dluzszej nieobecnosci z powodu choroby wyklad prof. Stanislawa Ossowskiego. Scisnieci w najwiekszej sali wysluchalismy Profesora, ktory zapowiadal „konieczne zmiany w skladzie katedry” i sugerowal przyszle plany badawcze. Niedlugo pozniej spotkalismy sie na Jego pogrzebie. Takich ludzi Bobiku, nigdy sie nie zapomina a pamiec o nich przechowuje w sercu.
Tego nie robi się Blogu!
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1030610906958313&set=a.272583379427740.73787.100000282416822&type=1&theater
Bobiku kochany.
Tymczasy bywaja rozciagliwe. Tym czasem jestesmy z Toba wszyscy.
Bobiku, dziękuję. Za wszystko.
I przepraszam. Za wszystko.
Dzień dobry,
Bobiku pracujemy nadal 🙂
kawa
Bobiku! Rzadko odzywałam się, częściej czytam. Podziwiam Cię, zawsze imponują mi stoicy. A jeszcze stoik z poczuciem humoru! Wielka rzadkość, rarytas.
Będzie smutno.
A może Los zrobi fiku-miku i jednak odmieni się na lepsze?
Jeśli jednak nie, jeśli odejdziesz, zostawiasz tutaj uśmiech. Uśmiech kota z Cheshire znikał ostatni. Twój nie zniknie nigdy.
Pieseczku najmilszy, wciąż mam w uszach Twoje pierwsze szczeknięcie na Dywanie:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/01/18/diabel-w-muzyce/#comment-9928
po którym przyszło tyle następnych, wierszem i prozą…
I „Hyc?” – nagłówek, z jakim wysłałam do Ciebie pierwszego maila, kiedy umawialiśmy się na pierwsze psie spotkanie w Krakowie…
I to spotkanie:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/07/25/a-w-krakowie/
i wszystkie następne.
Smyram za uszkiem…
Dziękuję, że byliście w ostatnim czasie ze mną i że jeszcze będziecie. Nie wiem, jak bym to w ogóle bez Was przetrzymał.
Lisek ma rację, że tymczasy różnie trwają i o tym konkretnym nic nie wiemy. Więc na razie nie wyłączamy światła. 🙂
Najcudowniejszy Bobiku, kocham Cię i dziękuję za azyl skupiający tylu mądrych, dobrych, pogodnych ludzi, od których przez ostatnie lata, niemądra, stara, szara mysz, mogła się tyle nauczyć.
Kochać i podziwiać będę Cię do końca moich dni.
Teraz idę do kącika, ale machając 😆 długaśnym ogonkiem – zgodnie z Twoim Psatrapim życzeniem.
Jasne, że będziemy z Tobą, Bobiku. Przecież to się nie da nie być, nawet jak się prawie nie pisze, ale zawsze czyta. Szczekam, żeby Los odpędzić jak najdalej. Czuj Duch Przyjacielu!
To moje wejście u Kierowniczki… 😆 To było drugie wejście na blogi jako takie i w ogóle jeszcze nie wiedziałem, czym to się je tudzież jak. Dziś bym się może aż tak nie stylizował. Chociaż… Kto wie?
Zresztą potem były już całkiem niestylizowane spotkania na żywca i oczywiście one wtedy wysuwają się na pierwszy plan. 🙂
Dzień dobry 🙂
Bobiku,
u ludzi mogłoby to, na przykład, wyglądać tak:
https://www.youtube.com/watch?v=eEqZ2WPaOHo
Ty, Piesku jesteś, jesteś, jesteś. I zawsze będzie dla Ciebie miejsce 🙂
U ludzi to by mogło wyglądać jak to:
http://wowil.coldlight.pl/kinga/dom.php?tomik=chryz&wiersz=0
albo jakiś inny wiersz z tego tomiku, rozpiętego na starym słupie ogłoszeniowym:
http://wowil.coldlight.pl/kinga/dom.php?tomik=chryz&wiersz=22
Mama wtedy chyba intensywnie nad tym tematem główkowała i teraz ja mogę z tego korzystać. 😉
Bobiku,to Ty znalazles mnie na Parnasie i tak to sie zaczelo – wirtualnie i w realu. Piesku, dziekuje za ten wspolny czasu.
Czas!!! Moj smartphon robi co mu sie podoba, pisze za mnie
A kiedy się wypełni czas,
jesienią, czy też latem,
wtedy pamiętaj, boś nie kiep,
na stół masz kłaść kiełbasę!
(A stół w Koszyczku wielki jest)
I zapamiętaj: ma być tak,
że pasztetowe wianki,
co z salcesonem za pan brat,
oko puszczają do kaszanki!
(A stół w Koszyczku dzielny jest, dzielny jest i pogodny)
I choćby cię szarpały kły …
Ty gwiżdż na świństwa Losu.
Usiądź przy stole, wierszyk pisz
ironią, szczyptą patosu …
(Bo stół w Koszyczku wiernym jest)
Cudny Bobiku, jestes uwielbiany przez tlumy blogowiczow-milczkow !
Bobiku kochany, dziękuję Losowi za to że jesteś i zawsze będziesz.
No dobra, nie ma się co łudzić, lepiej dziś wyglądać nie będę – takiego pudru po prostu jeszcze nie wynaleziono – trzeba wyjść do ludzi, jak się jest, skoro nie można, jak by się chciało być. Dzień dobry. 🙂
Wpisałam się pod poprzednim wpisem, więc przeniosę we właściwe miejsce.
Bobiku, po raz pierwszy spotkałam Cię u Owczarka 21 stycznia 2008 o godz. 12:21.
http://owczarek.blog.polityka.pl/2008/01/20/o-wyzsosci-kotleta-schabowego-nad-salatkom-z-krabow/#comment-46706
Wszyscy się ucieszyli, a niejaki Don Alfredo napisał wtedy:
Ale pojawil sie Bobik i nas rozweselil
Później zacząłeś buszować po blogu Kierowniczki i Piotra Adamczewskiego.
I wszędzie, gdzie się pojawiłeś wnosiłeś radość.
I tak już zostanie.
Opowiadalam Bobikowi, ale tu nie napisalam, ze kiedys natknelam sie w sieci na informacje o tym ze na jednym z polskich uniwerkow ktos pieczolowicie drukuje wybrane bobiki i rozkleja na kampusie 🙂
Czy nie jest to przypadkiem uni w Opolu?
Nie pamietam na ktorym to bylo.
Między wierszami czytałam, że jest coś nie tak. Ale nie myślałam, że jest aż tak. Dzięki Bobiku.
Na szczęście nie muszę wychodzić z domu, bo jak napisała Aga: „takiego pudru jeszcze nie wynaleziono”.
A kiedy przyjdzie także po mnie Zegarmistrz Światła Purpurowy
na wszystko jeszcze raz popatrzę…
Bobik zgrabne strofy kuje
Zeen po nocy go strofuje
Przed orkiestrą ty nie biegnij
W kącie Budy cicho legnij
Bacz, kto zacz i o czym prawi
Czy z młodzieżą sie zabawi
Kto pogłaska, kto ofuknie
Kto kijaszkiem lekko stuknie
Kto pazurkiem nosa przytrze
Kto twym futrem kąty wytrze
Poznaj Budy tej klimaty
Znane z kazdej polskiej chaty
A gdy mina ci nie zrzednie
I wyszczerzysz zęby przednie
W psim usmiechu wątłym jeszcze
Choc na grzbiecie obaw dreszcze
Gdy ci nie odejmie mowy
Toś już przeszedł chrzest bojowy
Bobiku!
Tak Cię witał Don Alfredo w przeczuciu, że ten czarny jak węgiel nowy gość budowy, to prawdziwy dyjament 😎
Z miejsca Cię polubił i podziwiał, i tak mu zostało do dziś, i na zawsze 😎
Z której strony by nie spojrzeć, Bobik jest absolutnie wyjątkowy – nawet, jak na psa 😉 – i wszyscy mieliśmy kupę szczęścia, że, tą czy inną dróżką, trafiliśmy w to miejsce, w którym nigdy nie wiadomo, czym Psatrapa dziś nakarmi – pasztetówką, wierszem czy nadgryzionym problemem do wspólnego przeżuwania – ale jedno jest pewne: że nie da w zęby i nie pozwoli, żeby zrobił to kto inny.
Jakimś cudem, a jest to tylko jeden z wielu cudów, Bobik jest jednocześnie Wielkim Psoetą i Wielkim Muzem – a przecież, normalerweise, takie rzeczy, to tylko w bajkach. Do dzisiaj nie rozumiem, jak do tego doszło, że złapałam wirus bobiczenia. Żeby jeszcze chodziło o zwykłe rymnięcia na częstochowskiej szosie, ale patrzę ja czasem na takiego świeżego bobika z własnej klawiatury i nie mogę wyjść ze zdumienia, na widok tych myśli i emocji, które ze mnie wylazły. 😯
Zwykle wystarcza mi ich – myśli, emocji i rymów – tylko na króciutkie formy, ale jak raz rąbnęłam poemat, to – był o Bobiku. Tak, tak – ja też mam swoje archiwum. 😉
Wdzięcznomerdny, wszystkim drogi
Był raz sobie piesek Bobik.
Oprócz wdzięku, apetytu
I talentów skamandrytów
Taką miał ochotę szczeniak:
Poznać każdy punkt widzenia.
Żeby chęci tej zaradzić
Postanowił blog prowadzić.
Wierszem sypie, szturcha prozą,
Wykład da, rozbawi pozą.
Wielu te szczekane słowa
Czytać chce i komentować.
Kto chce, czyta, kto chce, gada,
Rezyduje ów, ten wpada.
Bobik wszystkim miejsce mości
I merdaniem wita gości.
Ci zaś, wdzięczni za miejscówkę,
Ślą mu pocztą pasztetówkę.
Różnych punktów współistnienie
Szansą jest – i zagrożeniem:
Łatwo, myśl swą chcąc wyrazić,
W czyjś punkt czuły ostrze wrazić.
Trudno, będą punkty sporne,
Lecz gdy w sporze dbać o formę,
Gdy starannie ważyć słowa,
A nie tylko polerować,
Nie przerodzi się spór w rejwach,
Rejwach zaś – w granie na nerwach.
Tak już jest, Panowie, Damy:
nie we wszystkim się zgadzamy.
Lecz spróbujmy tak się bić,
By móc potem razem pić.
Tak, Ago, i ja pełna pogardy dla częstochowskich rymów, dałam się porwać Bobikowi i sama się rymnęłam parę razy 🙂
O kurczę, znowu brak precyzji:-(
Twoje krótkie formy są naprawdę doskonałe, a poemat Bobikowy oddaje wszystko, co nam w duszach gra 🙂
Zdaję sobie sprawę, że są Czytelnicy czytający, ale niepiszący. Jeżeli oni nie kontaktowali się ze mną mailowo, to rzecz jasna nie mogli wiedzieć, że moje zdrowie odmówiło współpracy. I ten wpis jest również dla nich – żeby mieli jasność.
Z mojej strony – wiem. 😳 Tego się nie robi Blogowi. Wolałbym nie zrobić, gdybym mógł. 🙁
Bobiku, Ty przecież, jak zwykle, robisz dużo więcej, niż możesz. Tu w robocie muszą być jakieś pieskie moce. 😉
Ten Bobik z Waszego zbiorowego obrazka to jakaś Czterołapna Doskonałość. 😯 😆
Ni ma takiego doskonałgo źwirza. 😎 Ale przyznaję, że przeczytać to wszystko o sobie znacznie przyjemniej przed ostatecznym opuszczeniem puebla, niż dopiero po stypie. 😆
Agi poemat znowu przepiękny. Jak on to robi? 😉
Bobik dziś uprawia lipę
i zaprasza nas na stypę.
Oto pomysł mądrej główki,
by się najeść pasztetówki…
Dzień dobry
Bobiku
Całym swym guźcowym jestestwem jestem przeciw Losowi. Ale, choć mi smutno, tym razem wyjątkowo nie wygrzebię nory, nie zagrzebię się w niej pod furą siana. Najwyżej będę smętnie pokwikiwał.
Bobiku Kochany!
Ja się z Tobą żegnam od wiosny, kiedy okazało się, że nie zlecisz się u Jagody – dla mnie to był sygnał. Pewnie nie tylko dla mnie. Pewnie były wcześniejsze, ale udało mi się je zignorować. Niewielu żegnałam bliskich ludzi, a jeszcze nikogo z mojego pokolenia, ze szkolnej ławki. Pamiętam młodzieńcze wybryki, wspólny sylwester stanu wojennego, nasze małe dzieci, nasze rozterki dojrzałych (czy na pewno?) kobiet, kiedy ciągle za mało było życia w życiu. Gdybyśmy mieszkały bliżej może wcześniej poznałabym Cię tak jak znam Cię teraz, a to teraz też ciągle jest za mało.
To co ja czuję wyraża najbardziej wiersz ks. Jana Twardowskiego (wybacz, że księdza, tak wyszło). Pewnie go znasz (to znaczy wiersz, nie księdza)
…………..
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dzwięk troche niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widziec naprawde zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzec
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a bedziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
………………….
A na to odchodzenie kołysanka w wykonaniu Magdy Umer (ona ma smutek chyba w naturze). To z płyty jaką nagrała po śmierci Agnieszki Osieckiej, swojej bardzo bliskiej przyjaciółki. Chciałabym teraz być przy Tobie, choć na śpiewanie nie mogłabyś liczyć – słoń mi na ucho nadepnął.
https://www.youtube.com/watch?v=Zo4cqS4viIw
Dziękuję, że można Cię było pożegnać i obiecuję już więcej nie smęcić na blogu, a w życiu żyć dalej dopóki się da, merdając ogonem dla niepoznaki.
To nie moze byc! Nie ma zgody I jeszcze dlugo nie bedzie.
Dziekuje Ci Bobiczku, ze to wyszczekales, bo to przynosi ulge….
Tymczasem bardzo dziekuje za przepiekna poezje I bycie w poblizu Twojego Koszyczka. Wiem, ze to jeszcze dlugo potrwa.
Przeczytajcie mili, kto nie zna – ten cudny wiersz jest autorstwa Mamy Bobika. Znam na pamięć, ale dziś już nie wiem który raz czytam, bo bardzo wyraża to, co czuję.
Piosenka dla przyjaciół
Nie żegnajcie się, kochani,
to jeszcze nie zima,
tyle słońc zawekowałam,
żeby was zatrzymać.
Tyle łąk ponakrywałam
dokładnie na czwartą,
a wy ciągle na walizkach,
jakby było warto
Tuzin jezior przepłynęłam
na dziurawej łódce,
pełnię godzin przesiedziałam
przy piwie i wódce.
Liści trochę się rozwiało
w jesiennym ogródku,
lat się trochę nazbierało
i siwego smutku.
A wy ciągle, że was pilnie
wzywają zaświaty –
nie odchodźcie, jeszcze tylko
zaparzę herbaty
KZ
Dziękuję Ci Piesku za wrażliwość, mądrość, ciepło i wspaniałą poezję. Myślę, że jeszcze sobie poszczekamy nie raz.
Ja tez wczoraj myslalam o tym wierszu, Do przyjaciol, nie przstajac plakac. Szukalam tez „Imienia Psa”, ale ni znalazlam’. Ale na szczescie w archowach jest ten:
Do kraju tego… Tam, gdzie teraz,
spienioną falą obłęd wzbiera,
fanatyzm dziarsko pręży szpony,
gdzie tłum skanduje rozjuszony
“łapy od krzyża precz, ubecy!”,
gdzie trudno wyprostować plecy,
bo narodowy garb przygniata
jak w znanych tylko z książek latach,
pogardy bat niewiernych chlasta,
a Żyd obelgą jest i basta…
Do kraju, gdzie podłością wrażą
pomyśleć nie tak, jak ci każą
strażnicy myśli od Maryi,
gdzie prawo wciąż powodem chryi,
kiedy chce prawem być i koniec,
miast iść po jednej słusznej stronie,
gdzie danse macabre, trumienny portret,
Piłsudski, Dmowski et consortes
z zaświatów, gestem dyrygentów,
bełtają ciągle wśród zamętu,
upiorne wywołując echa,
nad jeszcze jedną trumną – Lecha…
Do kraju, gdzie tak mała wola,
żeby Polaka pojął Polak
i gdzie po rozum pójść do głowy,
najlepiej z kołkiem osikowym.
Do kraju, w którym aż się boję
rzec: ten jest też z ojczyzny mojej,
bo wiem, że jam dla niego świnia,
a między nami cień Katynia,
komuchy, krew na rękach, zdrada,
zatęchłych akt zaciekły badacz,
ksiądz proboszcz, kruchta, konfesjonał,
niezrozumienia głucha zona,
z przeciwnych krańców to, co święte,
gdzie żółcią, zamiast atramentem,
spisywać przyjdzie nowe dzieje
widząc z goryczą, że nie dnieje…
Do kraju, gdzie endecki zaduch,
gdzie ponoć moralnego ładu
wyrazem burdy są uliczne,
gdzie szczytem myśli politycznej
zdrowaśka i chocholi taniec…
…komu tak bardzo tęskno, Panie?
Ty jestes, Najdrozszy Piesku, z ojczyzny mojej. Zawa os pierwszego dnia byles. A staje sie ona coraz mniejsza. Jak ja sobie bez Ciebie poradze?
Suko,
dziękuję Ci za zacytowanie tego pięknego wiersza. Nie znałam go.
Kto kocha, ten daje wolność:
https://www.youtube.com/watch?v=DhwpWlQZeEw
Kurczę, to wcale nie jest taka pocieszająca myśl, że w naszym ukochanym kraju wierszokleci tak naprawdę już od wieków dają się zastąpić przy pomocy „kopiuj-wklej”. 🙁
Bobiku, ja w imieniu tych małych zwierzątek, które odwiedzają Cię codziennie, ale dotychczas nie miały śmiałości zapiszczeć. Jesteś dla nich Bardzo Ważną Osobą. Poszę Cię, machnij ogonem i uszykuj im odrobinę miejsca w Koszyczku. Same sobie teraz nie poradzą.
Małe zwierzątka, pójdźcie w me objęcia! 😆
Me i koszyczkowe, bo przecież na pewno nikt tu Wam krzywdy nie zrobi, wręcz przeciwnie – będziecie hołubione i na ręcach noszone, póki nie nauczycie się same bronić i w razie czego przywalić łopatką. 😉
A na razie razem tym dużym powiedzmy, czego od nich oczekujemy: 😆
Gdy Bobik dziewczynkę spotyka na rynku,
nie prawi jej żadnych morałów,
choć widzi, że dziewczę to zmierza do szynku
i stoczyć się może pomału.
Jak również gdy chłopca pieseczek nasz zoczy,
co właśnie kompotem się truje,
nie będzie prawd przykrych on walił mu w oczy,
lecz całkiem zwyczajnie spasuje.
Bo Bobik ogromnym dzieciątek jest fanem
i wcale nic nie ma przeciwko,
gdy do dom urżnięte wracają nad ranem,
a w brzuszkach przelewa się piwko.
A nawet gdy brzydko przeklina maleństwo,
pieseczek nie powie mu słowa,
bo po cóż pochopnie potępić przekleństwo,
a potem – być może – żałować?
Zakazy, nakazy… Dorośli je mnożą,
choć tak z nich niewiele wynika,
a pies nic z tych rzeczy. Więc chyba to w porzo,
by dzieci kochały Bobika? 😎
Bobiku,
nikogo, a tym bardziej „wierszokletów” nie da się zastąpić metodą „kopiuj – wklej” 👿
Nie da się Ciebie zastąpić, Piesku 😎
Spokojnie, „nasz ukochany kraj”, mimo aktualnych konwulsji, ma się, per saldo, coraz lepiej.
Nie zawracaj sobie tym głowy 😉
może dla tej jednej głupoty daremnej cała wiosna jest
https://www.youtube.com/watch?v=siDlEK1FAf8
Bobiku Kochany
To nie na słowa.
Moje najlepsze myśli zawsze z Tobą.
Dzień dobry 🙂
Przypomniałem sobie moje początki w Koszyczku, kiedy zaglądnąłem ostrożnie i ujrzałem Psa Bobika i Kota Mordechaja dyskutujących o czymś z wielkim zapałem 🙂 Spodobało mi się i podbiegłem nieco bliżej, a wkrótce zagościłem na dobre 🙂 Bobiku, Wielki Muzie (@11:26) nigdy nie wyciągnąłeś ode mnie wierszyka, ale jakimś dziwnym sposobem powołałeś na świat smoka 😕
Dziękuję za wszystko, kochany Piesku,
trzymam wszystkimi łapami, żeby było jeszcze dobrze i zabawnie 🙂
Kiedy przyszli biografowie Psa B. będą się zastanawiać, w jaki sposób Bobik powołał do życia Smoka, należy koniecznie wziąć pod uwagę wist: był puętylistą, który niepozornymi muźnięciami wyławiał z płynnej rzeczywistości ciała półpancerne. 😆
A już broń Panie B. nie brać pod uwagę in vitro! 👿
Ale przez bigos na Blog trafiłam tylko ja – listopad 2010 roku. 🙂
Pracowałam wtedy w NRW, w miasteczku Halver.Tylko dzięki Bobikowi i Koszyczkowi przeżyłam jakoś te 3 miesiące.
Namieszałam. Dużo. Horyłka w mieszance jest ze Lwowa. Można się częstować. Na moje matematyczne oko wyszło 26% mocy.
parze herbate
chwilo trwaj………….
dziekuje Przyjacielu
Najciekawsze, że właśnie tych, którzy w danym momencie najbardziej czegoś takiego jak Koszyk potrzebowali, bo siedzieli na obczyźnie w ich przypadku nieprzyjaznej i toksycznej, bez możliwości wirtualnego poprawiania sobie nastroju, musiałem tu wręcz wlec, a jeszcze się kopytami zapierali. Sami i bez trudu przychodzili ci, którzy by się świetnie beze mnie obeszli. 😯 🙂
A Markot to nawet sobie poszedł 🙁 ale na szczęście znowu przyszedł. 🙂
Rysiu, kto tu ma nad kim bat trzymać… 😎
i tak jak andsol, prosze Cie Bobiku, odwiedzaj mnie w snach
Może byś trochę sprecyzował, Rysiu, jakiego typu te sny? Coś w tym duchu, czy całkiem insze? 😈
Pracownik w sennym upojeniu
z rzeczywistością rozbrat wziął,
choć szef nalegał „pracuj, leniu!”,
choć mu koledzy kradli show,
on, w sen-tymentach zanurzony,
sen-tencje pisał, darł i klął.
Aż przyszedł kiedyś piękny dzionek,
tak piękny, jak dla psiny kość –
pracownik zaczął nową stronę
i nagle krzyknął: mam już dość
sen-tencji, co mój mózg zamglony
nachodzą stale jak na złość.
Podajcie szybko cięższą zbroję,
nawet najcięższą z wszystkich zbrój,
rzeczywistości się nie boję,
zaraz się wdam z nią w jakiś bój,
bom duchem walki dziś natchniony!
Kto w poprzek stanie, ten wróg mój!
Za bary wezmę się z realem,
bo miło pospać sobie, lecz
pobudka gra mi! I w zapale
na koniak wskoczył, złapał miecz…
A szef, do spodu zaskoczony,
szepnął: ten koniak… mocna rzecz! 😎
https://www.youtube.com/watch?v=JMr7anDwocU
Dlaczego bat?
Od wielu lat już nie osiodłałem mego wiernego koniaka. Życie od tego bardziej płaskie, ale mniej szumu w uszach.
Może to wyglądać na taulologię, bo niby gdzie ma być szum, ale czaszami szum jeszt w szłonawej wodzie.
Właśnie ładuję, Nisiu, cały wieczór „Niespodziewanego końca lata”.
Może nie skasują.
Może Bobikowi sprawi przyjemność.
Nie wiem tylko, czy i na jakiej zasadzie ma dostęp do YT, bo może wrzucę w inne miejsce ze stratą dla jakosci.
Już jest. Dla Bobika.
http://youtu.be/KQSh6PObiSY
Odbiera mi na YT, dziękuję. 🙂
Dziękuję za wszystko!
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/204467/7635e7b8be884a1f4acfba286ec27061/
Powtarzam za Nisią – tego nie robi się blogu!
I bardzo, ale to bardzo Cię proszę Bobiku – w tym wypadku spiesz się baaaaaaaaaaaardzo powoli! A nawet bardziej, niż baaaaaaaaaaaaaaardzo. Do jesieni jeszcze fura czasu!
Przyjacielskie smyranko pazurkami Mrusi i uściski ode mnie.
Kochany Bobiku,
jesteś w mylnym błędzie, lato jeszcze trwa, tak przynajmniej mówi mój kalendarz. A poza tym wiadomo, że potem jest indiańskie lato.
Z latem nie ma żartów – tak na szast-prast nie znika!
Lato, lato, dam Ci różę
lato, lato – zostań dłużej
zamiast się po krajach włóczyć stu
lato lato – zostań tu!
https://www.youtube.com/watch?v=gKOyfyR_ZGg
Pani Kierowniczki rewiry w Kijowie!!! 🙂
Dzięki, Mar-Jo. 🙂
Bobiku, wiem, że Ty nie wiesz i wiem, że ja nie wiem, czy jest coś po drugiej stronie, ale skoro nie wiemy, to możemy przecież myśleć, że jest. I że możemy sobie powiedzieć – do zobaczenia. Dziękuję Ci za wszystkie chwile, które mogłam do tej chwili z Tobą spędzić i za wszystkie te, które odtąd z Tobą spędzę. Dziękuję za wszystko, co od Ciebie dostałam, a było to wielkie bogactwo. Koszyk był i jest wielką szkołą rozmowy.
A teraz pójdę się dyskretnie, w ukryciu rozpłakać.
Bobiku Kochany,
Dziękuję za ten kawałek dobrego świata , który stworzyłeś dla wszystkich którzy chcieli go z Tobą dzielić. Ten świat będzie trwał. Bo dobre i piękne rzeczy, myśli, wiersze, obrazy są na zawsze.
Więcej już nie umiem napisać.
Zbyt wylewny nie jestem i nagle się nie zrobię, zwłaszcza publicznie. No to, Bobiku, jak już się kiedyś zdecydujesz, trzymaj dla mnie miejsce, mogę wpaść w każdej chwili. Pogadamy, a diabli będą przypalać nam fajeczki. Nie żegnam się, tylko tak mówię na wszelki wypadek.
Bobiku, dziękuję za wszystkie porcje bezinteresownej radości, jakie od Ciebie dostałam. Koszyczek pod tym względem jak źródełko – radość od Bobika opakowana w wierszyk zawsze tu czeka, nawet gdy los rzępoli.
Ślę serdeczne myśli.
Jacy mili goście tu zaglądają.
Czytałam bardzo od prawie roku. Żałuję, że tak późno. Nigdy nic tutaj nie napisałam. Dziękuję… Dziękuję Bobikowi i wszystkim tutaj, dzięki którym czułam się lepiej. Trzymanie za Bobika. 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=zTTw2TZUdfQ
Jeszcze raz wszystkim dziękuję za dzień taki pełen ciepła i smyrania po brzuchu. Bardzo mi dobrze taki masaż robi. 🙂
Tylko nie tuje! One faktycznie są cmentarnie nieme.
Ty cmentarny nie będziesz nigdy.
Bardzo mokre – dziękuję.
Nie umiem się żegnać kochany Bobiczku, przecież lato jeszcze trwa
i ma trwać!
https://www.youtube.com/watch?v=s2M1y0vvU2E
„Twoja ciepła i czuła miłość
Byłem zagubiony w głębokiej i mrocznej nocy
Bez kierunku, bez odrobiny nadziei w zasięgu wzroku
Kiedy ujrzałem ogień płonący jasno przez
Burzę która szalała nade mną
W cieniach Twojej ciepłej i delikatnej miłości
Byłem obcym na tej ziemi i w dookolnym życiu
W ciągłym niebezpieczeństwie, raniony przez to co znajdowałem
I raniąc to co ceniłem najbardziej
Zupełnie jak niemądry orzeł który nigdy nie pikuje
Aż wpadłem pod twą ciepłą i delikatną miłość
W cienie Twej ciepłej i wrażliwej miłości
Patrzę teraz ze spokojem w samotne niebo
Które szaleje nade mną
Bezpieczny w cieniach Twojej ciepłej i delikatnej, wrażliwej miłości
W cieniach Twojej ciepłej i delikatnej, wrażliwej miłości…”
Nara Bobiku.:)
Dobranoc.
„…Was ich noch zu sagen hätte
dauert eine Zigarette
und ein letztes Glas im Steh’n…”
Chodzi za mną dzisiaj Reinhard Mey.Cały dzień chodzi…
Nie rob tego. Kocham Cie.
O, za mną też chodzi. 🙂
A może, Mar-Jo, on wcale nie chodzi, tylko cały czas tam tkwi? To jego miejsce jest właściwe, a my go szukamy. 🙂
Jakże miło widzieć osoby dawno albo nigdy niewidziane, jak Żona Sąsiada, Marek, Ania, Gutka, czy Frajda (wszystkich wymieniłem?) 🙂
To nie jest tak, że jak ktoś znika to na ament znika i czarna dziura w kaszmirze zostaje. Ja znikniętego przecież pamiętam czyli ja go przy życiu utrzymuję – i kiedyś podaję dalej, czyli poniekąd do mnie należy utrzymywanie moich znikniętych w stanie używalności. 😀
Może to próżnościowe poszepty ego, ale co mi tam. 😉 Tak się dorozumiewam, że jak ja zniknę, to będę tylko tak samo zniknęty jak w tej chwili np. Monika. Była, nie było jej, znowu była, znowu jej nie było, a teraz i jest, i nie ma jej i nikt się nie trwoży.
Tak że spoko, Vesper i inni skłaniający się do poglądu, że po drugiej stronie coś jest. Dla Was nie zniknę i do zobaczenia. 🙂
Dobranoc. 🙂
Stać mnie tylko na noc.
Bobiku, w dużej mierze jesteśmy dzięki Tobie.
Byles jestes i bedziesz
Nieprawdopodobny timing, Nisiu. Przed sekundami na boku pojawił się dział „Polska właśnie”. 😆
A czy pojawi sie takze „Imie psa”?
Bobiku Drogi, dziękuję Ci za życiowe nauki i za poczucie humoru; nie zliczę, ile razy Twoje słowa pomogły mi lepiej znieść to, co wokół, uporządkować bezładne myśli. Może dlatego, że tak wiele z Twego widzenia świata mogę uznać za własne. Strasznie Cię polubiłem. I podziwiam. Wielki żal…
Tak, Pani Atropos, to tylko dla nas różnica – nam rzeczywiście szkoda nitek przeciętych zbyt krótko. I wcale nam nie zależy, aby była Pani na bieżąco. Wręcz przeciwnie.
Dobranoc, Piesku.
https://www.youtube.com/watch?v=GVSeo5zcpeA
Wcześniej czy później tak czy owak „Imię” by było, bo PA będzie dalej wierszyki wrzucał, aż towar się skończy (nawet sprzątanie on obiecał przejąć, gdybym ja nie zdążył), ale zaraz poszukam jeszcze w archiwum, bo może się okazać, że to raptem sekundy roboty. 🙂
Myślisz, Ścichapęku, że moglibyśmy w celu wykołowania Atropos założyć specjalną, tajną służbę dezinformacyjną? 😆
O, chyba o to imię chodziło:
Choć się w to może nie chce wierzyć
albo się uzna to za chore,
znacznie jest łatwiej psa uderzyć,
gdy bezimiennym jest on stworem.
Łatwiej go kopnąć, wdeptać w trawę,
zarzucić mu okropne czyny,
jeśli się nie wie o nim nawet,
kiedy obchodzi imieniny.
Bo bez imienia jak bez twarzy,
bez twarzy zaś jak bez istnienia –
pojęciem jest się tylko wrażym,
bez ciała psem z krainy cienia.
Ale już lepiej bez imienia
w niepewne losu tłuc kowadło
niż tegoż losu złym zrządzeniem
dostać to imię, co podpadło.
Z takim imieniem podpadniętym
jesteś jak worek treningowy
i walą w ciebie wszystkie męty,
nie bacząc na twój ból i skowyt.
Bij psa! Zasłużył on na baty!
Po co nazywa się tak wrednie?
Toż to moralny imperatyw,
żeby takiego prać, aż zblednie,
aż się nakryje kopytami,
(nieważne już, czy je posiada),
aż się posoką własną splami…
Huzia na Józia! Dorwać dziada!
Tak… Jak już jakieś imię ma się,
to lepiej z takiej kategorii,
która w słoneczku, na tarasie,
grzeje się w chwale oraz glorii,
wcale nie prosząc się pod obcas,
wcirze nie pchając się w ramiona.
A Bezimienny, Nienasz, Obca…
Nie, to niedobre są imiona.
Aha, a jak duszy nie ma to co w Tobie, Bobiku, lata tak wysoko?
Już wiem. Nadzieja Pasztetówki.
Wystarczy sama Myśl O Pasztetówce. Ona już tak potrafi uskrzydlić, że się potem nawet nie zauważa, iż nadzieja tym razem duchowi memu dała w pysk 👿 i poszła. 🙁
Och, Piesku, dziekuje. O tym wierszu myslalam. To moj ukochany bobik, wiesz prezeciez. I love you. Dobranoc, Najdrozszy.
Jeszcze jeden usmiech dla Bobika:
https://www.facebook.com/118061765059109/photos/a.125363057662313.1073741828.118061765059109/397156827149600/?type=1&theater
ODA DO P.
O Pasztetówko, nimfo, skąd ty rodem?
Twoją potęgę śpiewają poeci,
smaki subtelne idą w tobie przodem,
za nimi zapach wonną chmurą leci,
lepszaś od chałwy i baklawy z miodem,
Twój flak w lodówce jako słońce świeci!
Przy Tobie rwą się siłacze do czynu,
poeta łatwo dosięga wawrzynu.
W tygrysa zmieniasz tchórzliwego człeka,
z łajdaka czynisz świętego Franciszka,
co złe, przed Tobą czem prędzej ucieka…,
Tyś wszechpotężna Pasztetowa Kiszka!
Moc Twego dobra jest jak rwąca rzeka –
ach, wiedzą o tym Bywalcy Koszyszka!
Prośba ma w tym się zawiera wierszyku:
bądź, Pasztetówko, zawsze przy Bobiku!
http://aalicja.dyns.cx/news/Galeria_Budy/ZOO/Piesy/Paciorek.jpg
Literóweczka, sorry. I przecinek został niepotrzebny.
Dobranoc!
p.s.Te chłopaki dwa, po-powyżej właśnie wznoszą modły o tę pasztetówkę dla Bobika, o której tak pięknie Nisia napisała 🙂
Bobik pracować będzie,
On tylko z nami żartuje,
żadne tam smęty cmentarne
i żadne piękne tuje.
Jest lato, piękne lato
choć czasem lunie deszczem,
nie daj się prusakowi
i warknij – jeszcze jestem!
I tu mię odeszła wena, ale mam pomysł, krtóry podrzucam Koszyczkowi.
Proponuję jutro w południe (25-ty) czasu wschodnio-europejskiego (wtedy, kiedy trębacz w Krakowie w południe i Koziołki Poznańskie) wespół wzespół podesłać Bobikowi nasze najcieplejsze myśli. I tyle energii, ile nam się uda 🙂
Bobiku Kochany, well done, beautifully done, My Friend. I blog, i wszystko.
Tylko tak trudno sie rozstawac, chociaz przeciez ciagle te rozstania cwiczymy. Na peronach kolejowych, przy bramkach dla pasazerow na lotniskach. Sledzac znikajace swiatla samochodu az do konca ulicy, odkladajac sluchawke po dlugiej rozmowie telefonicznej (kto nie pamieta tych rozmow, ktore nigdy nie chcialy sie skonczyc…).
I masz racje z tym znikaniem i pojawianiem, z obecnoscia w nieobecnosci.
Zupelnie zniknac Ci sie nigdy nie uda. Bedziesz zawsze w moim sercu. I w tylu innych sercach…
A poki co, jestem na peronie – mam nadzieje, ze nieznikajaco, o ile okolicznosci pozwola (zycie czasem przysyla niespodzianki, jak sam dobrze wiesz).
Dzień dobry 🙂
kawa
herbata 🙂 🙂
bryk
czekam na szeleszczaca (tu nie ma skrzynki pocztowej 🙂 )
bryk
brykam
😀
O tak, to świetna myśl, Bobiku! Każdy sposób dobry, żeby tę pracoholiczkę wykołować… :-))
Dzień dobry 🙂
Alicjo, od razu uprzedzam, że odbiór wespół w zespołu w południe u mnie lepszy byłby pojutrze, tzn. czwartek 26. Sorry, ale tak wychodzi. 😉 U innych pewnie jeszcze inaczej, a w ogóle nie w czasie pracy, więc nie wiem, czy jeżeli już, inny termin nie byłby lepszy.
Przodem szła Nisia owiana zapachem,
za nią się obłok pasztetowy kręcił,
dalej zwabieni wonią wszyscy święci
i Bobik, który drapał sobie czachę.
I było w ojczyźnie kiełbaśnie i ciemno,
ale jak strofy kto trzymał w zeszycie,
mógł sobie w nich ułożyć inne życie,
wpomnień urodę i strawę przyjemną,
dlatego pon się bali we wsi ruchów,
realność czniali, a słuchali – duchów. 😯
Takie mi się dziś wczesnym rankiem ułożyło i chyba nawet nietrudno zgadnąć, skąd się wzięło. Pewnie dlatego miałem potem przedziwny sen, po którym długo PA nie mogłem rozpoznać, mimo wielokrotnego spoglądania. Byłem gdzieś na lotnisku w Armenii i nikt by mi nie przetłumaczył, że było inaczej. No, naprawdę, tak głęboki potrafi być. 😯 Sen. Chociaż PA też czasem umie być głęboki. 😆
Siema Ormowi i Monice! 😀
Dzień dobry. 🙂
Dzień dobry
Nic na razie ani mądrego, ani głupiego, ani nawet takiego sobie nie umiem napisać.
Słuchajcie, my naprawdę nic nie musimy – ani mądrze, ani głupio, ani specjalnie. Ja nie muszę, Wy nie musicie. Zacząłem się żegnać i to już całe mecyje. 🙂
Rosjanie mają ten świetny zwyczaj, żeby posiedzieć przed podróżą. Myśmy to w domu kupili i stosujemy, bo okazało się, że dusza to bardzo lubi. Posiedzieć przed podróżą.
Jak miło Cię znów zobaczyć Bobiku! 🙂
Dzień dobry. Teraz mordka 🙂
Irku poproszę o jeszcze jedną kawę, z wkładką, bo siedzę mało przytomnie.
Z zawziętą furią kupiłam pasztetówkę.
Ja ze znakomitymi rezultatami praktykuję posiedzenie przed pracą. Kawa, herbata, blogokawa, blogoherbata, sarabanda – pysznie się siedzi. Bardzo poważną sprawą jest posiedzenie przed weekendowymi pracami domowymi – czasami poniedziałek jest już daleko za linią startu, a ja ciągle siedzę przed. I właśnie sobie uświadomiłam, że mamy czasem pretensje do posłów, że obiboki, że ustawy nie ma, albo że zła i takie tam, a jak oni, biedni, mają się mieć czym pochwalić, skoro nikt im nie daje popracować – ciągle tylko te posiedzenia. 🙄
Herbata: https://landofblogging.files.wordpress.com/2011/11/teaceremonybehavior.jpg
Trochę, żeby się pochwalić. I powspominać. Ale nie blogowo. Na to jeszcze przyjdzie czas. Jakąś chwilę temu, czyli kilka lat temu siedziałem na wykopie. Eksplorowaliśmy (podoba mi się to określenie machania łopatą) pozostałości po XIX-wiecznym folwarku na obrzeżach jednej z mazowieckich wsi. Potrzeba taka zaistniała, bo gmina modernizowała w tym miejscu drogę gminną. I jeden z efektów naszej pracy został uwieczniony fotograficznie. Tak jak to widać, całość została przygotowana do wykonania dokumentacji rysunkowej obszaru przed szczegółową eksploracją konkretnych obiektów, które zostały uwidocznione po zdjęciu całej wierzchniej warstwy ziemi i odsłonięciu warstwy kulturowej.
A skąd potrzeba pochwalenia się? Te kilometry sznurka wyznaczające sektory założyłem sam, własnoręcznie i własnonożnie. Żeby uzmysłowić. Każdy z widocznych kwadratów ma wymiary metr na metr. Jestem z siebie dumny. Na zdjęciach jest tylko fragment całego terenu.
Z ciekawostek. Obok naszego byłego wykopu istnieje park i pałac, wówczas w trakcie remontu. A ciekawostką jest to, że projektant pałacu inspirował się pałacem Woroncowa w Ałupce na Krymie. Rzecz jasna, przy zachowaniu wszelkich proporcji.
https://picasaweb.google.com/116310015148736175503/August252015?authkey=Gv1sRgCLbLmuLBsKuwLw
Ago, ja też posiaduję przed aż do po 😳 . Są takie dni w tygodniu…
Bobiku
Spełniam prośbę jednego z uczestników Kotabehemotha. Jerga. Specjalnie dla Ciebie. W dowód szacunku, jak wspomniał. Tekst postu zamieszczam żywcem, tak jak dostałem go na pocztę.
„Miałem zamiar napisać to na blogu, ale życie dostarcza codziennie nowych zaskoczeń, więc nie wiem, kiedy skończę. 🙂
Proszę Cię zatem o przesłanie początku i końca Bobikowi; może się uśmiechnie.
„Jam jest Szydło!”
„Nazywam się Szydło. Beata Szydło! Mam swoje zdanie, potrafię być uparta.
Jestem dumna, że jestem częścią tego aparatu. Pan prezes znów obdarza mnie głębokim zaufaniem. Panie prezesie, bardzo dziękuję!”
„Nazywam się Szydło. Beata Szydło! Mam swoje zdanie, potrafię być uparta, o czym wie mój mąż. To nie znaczy, że nie będę słuchać ekspertów, zwykłych wójtów, biednych i bogatych, starszych i młodszych.”
Oto prawdziwe wyznania B.S. nagrane na Wszechświatowym Zjeździe Zwykłych Wójtów Ósmej Dekady (WZZWÓD); biednych i bogatych, starszych i młodszych. Trochę to dziwne, albowiem J.K. i jego Dudowie zarzekają się, że nie mają nic wspólnego z masonerią. Tymczasem B.S. występuje gościnnie na tym zjeździe jako uparta i dumna część aparatu… Czyżby fuzja miała wypalić w następnym akcie? Fuzja PiS-u ze WZZWÓD-em?
My name is Szydło. Jamjes Szydło*,
jeśli ktoś ma wątpliwości.
Bycie paprotką mi zbrzydło,
miałam od tego nudności.
M* mi zaufał głęboko
(„M”, to jest kryptonim Jarka);
on wciąż jest dla mnie opoką),
przeskoczyłam więc przez parkan;
nie jestem gorsza od Lecha,
trenowałam kiedyś płotki.
Kiedy stuknęła czterdziecha
poczułam jakieś ciągotki.
Miałam wciąż nieznośne dreszcze,
i ataki euforii,
gdyż szczególnie w gminie Brzeszcze
przewiewał mnie wiatr historii.
Burmistrzem, strażakiem byłam,
traktorzystką i dojarką,
ale od dziecka marzyłam,
by być Jarka sekretarką.
Pragnęłam być bliżej Niego,
z Nim stanąć na barykadzie
i walczyć do upadłego
przeciw zaprzaństwu i zdradzie.
Ja jestem śląską góralką,
nie jakimś pisowskim zerem;
chcę być dla E.K. rywalką
i lepszym od niej premierem.
Q* hojnie mnie wyposażył
(a „Q”, to „ku***ski” Jacek).
Choć wielu ludzi znieważył,
to w sumie łebski zeń facet.
Jak mało kto jest sprzedajny,
po prostu zupełna gnida.
To szmaciak i cynik skrajny,
moralny wręcz inwalida.
Prezes ogromnie go ceni
– współpraca z Q, to czysty zysk.
W ataku neurastenii
wyrzucił go na zbity pysk,
ale to tylko pozory;
nasz Prezes lubi być twardy.
Jacek ma liczne walory:
spełnia pisowskie standardy
i żadnymi skrupułami
nie zawraca sobie głowy.
Nigdy honoru nie splamił,
bo honor ma teflonowy.
M (czyli Prezes), szef Bonda,
sam też ma pewne słabości:
ciurkiem te „bondy” ogląda
(nigdy filmy o miłości).
Imponuje mu Connery,
chciałby być Rogerem Moore’m,
lecz ma metr sześćdziesiąt cztery
i pickwickową posturę.
Wymyślił więc sobie rolę,
przyjmując ten kryptonim „M”.
W szufladzie trzyma pistolet*
– złocony – z tego co wiem.
PiS jest tworem specyficznym:
Prezes i długo, długo nic,
zaś Komitet Polityczny
jest fikcją – to zwyczajny pic.
Gdyby ktoś nawet się łudził,
że błysnąć może jak diament,
M go ze złudzeń wybudzi
i każe pisać testament.
Jest przecież animatorem;
my – to laleczki bez duszy,
łatwo chlapiące jęzorem
– często lubiące się puszyć.
Nie jest to wcale bezpieczne;
Prezes nie znosi rokoszy
i za gadki niedorzeczne
może nawet wypatroszyć.
Usunie ci wszystkie dróbka
i niepotrzebne gadżety;
zostanie pusta skorupka
na podobieństwo skarpety.
Demiurg wypełnia skarpetę
mieszanką żab, os, much i kluch.
Zostaje jego sekretem,
jak takie zombie wprawia w ruch.
On już takich dziwnych stworków
wyprodukował bez liku;
efekty jego humorków
tworzą spore panoptikum…
Wygląda „toto” jak żywe
i mówi niby jak człowiek,
lecz to wrażenie fałszywe
– „toto” trociny ma w głowie.
Gada na ogół sasinem,
brudzińskim, albo hofmanem;
skupioną ma przy tym minę,
jak pijaczyna nad ranem.
(…)
By zostać „nowym” agentem,
trzeba wykończyć „starego”
oraz zalać go cementem.
Walka idzie na całego.
„Ledwie ostygnie giwera
I krew z ofiary wyciecze
– Ty jesteś Bondem od teraz
– Zwycięzcy Prezes już rzecze.
Wyznacza pierwsze zadanie,
Rękę podaje i wciska
Licencję na zabijanie*,
A ręka zimna i śliska…”
Na życzenie Haneczki kawa z wkładką
Przyjacielu…
Nie jestem w stanie nic napisać, wspomogę się fragmentem Ewy Lipskiej:
Nie domykajmy drzwi, zostawmy uchylone usta
Może nadejdą sny, zapełni się godzina pusta
Nie domykajmy drzwi, może niebieski motyl wleci
Czekajmy na ten świt, może nadzieja nas oświeci
Nie domykajmy drzwi, zawróćmy porzucone słowa
Nie domykajmy drzwi, może zaczniemy żyć od nowa
Może zaczniemy żyć od nowa, może zaczniemy żyć…
Mój Młody sprawdzając dukumenty studenta z Chin trafił na interesujące informacje:
Studia „Vehicles Engineering“ na Tongji University.
Głównie na pierwszym roku są bardzo interesujące przedmioty obowiązkowe :
– Marxist Fundamental Principle
– Contemporary Great-power Relations
– Moral Philosophy and Fundamentals of Law
– Military Theory
– Biological Approaches to Human Behavior
– Classic Movie
– China Constitution and Political Institution
Faworyci Młodego:
– Introduction to Mao Zedong Thought and the Theoretical System of Socialism with Chinese Characteristics
– Military Training
– Photograph Techniques and Its Application to Military
Wszystkie szalenie przydatne dla przyszłego inżyniera samochodowego 🙂
Bobiku pisz! Melduj się, choć krótko.
Jestem mocno mocnoz Tobą, podobnie jak wiele osób, które czytały nie odzywając się. Całym sercem.
Irku, dokładnie tego było mi trzeba 😀
Dzieki, @Bobik,24.8: 11.41. I dzieki za tak bardzo wiele. Cieplej, lagodnej i pachnacej (no czym?) jesieni, Wspanialy Psatrapo.
Wiem ze stare i brodate, ale powtorze:
Puk-puk.
– Czegooo?
– Pobudka, synku.
– Nie!!!!
– Musisz wstawac, synku. Juz sloneczko na niebie i sniadako na stole!
– NIE CHCEEEEE!!!!!! Nie pojdeeee!
– Ale dlaczego synku?
– Bo…bo Zydzi mi dokuczaja i przezywaja i obgaduja za plecami!….
– Nie masz wyboru, synku. Jestes rabinem.
herbata?
bynajmniejiowszem 🙂 😀
Poproszę mocną, bardzo. 🙂
Dobre popołudnie.
Herbata?
Dla mnie też. A do herbaty wywlokę dzisiaj jakąś zakurzoną butelkę. Może cytrynówka będzie dobra. Albo wiśniówka z odrobiną mięty. Chociaż mięty nie lubię.
Wiśniówka z mnientom? Poproszę bardzo 😆
Nie wiem jak z wiśniówką, ale wiśniówek po wyprasowaniu już nie jest zmięty.
Cokolwiek, byle było mocne. Może Aga zostawiła gdzieś tu koniak.
Herbatę + wiśniówkę z miętą, bardzo proszę. Podwójną.
Paradoxie, nie uda Ci się zachomikować tej z mnientom 😉
Andsol nauczył się prasować i teraz wszystko mu się kojarzy 😆
Koniaku nie mam, ale horyłkę w ilościach sporych mam na stanie. W tym jedną w ceramicznym Hetmanie Sahajdacznym. Onego hetmana chyba trzeba rozbić, żeby się napić… 🙂
Łamię zasady. Kawa.
Nastawię nową aroniówkę (bez mnienty, wymnienta jestem dostatecznie) i zniszczę trochę starej.
A nie masz gdzieś jeszcze trochę jeżynówki, Haneczko? Może być bez mnienty 😉
Co to za źwirz ten horyłko?
Vesper, oczywiście, że zostawiłam. 🙂 Zawsze dbam o to, żeby Plemię Bobicze miało koniak na wyciągnięcie ręki, łapy, skrzydła. Teraz w piciu jest Hennessy VSOP.
Gorzalka.
Ta horyłka!
Horilka … From Ukrainian горі́лка (horílka, “vodka”).
Jest koniak, horyłka grzecznie ustępuje.
Horyłka raz (po żeglarsku):
https://www.youtube.com/watch?v=jTDo2SsWqaI
Mar-Jo, Blog dziś wyraźnie spragniony, ja bym zostawiła na stole wszystkie butelki. 😎 Pijcie, zgłaszam się do roli trzeźwego. 😉 Iii, żadne tam poświęcenie, po prostu przez parę dni i tak nie mogę pić. 😉
Mam, Jagodo. Też do zniszczenia i nie ustępuje. Chce wejść w alianse z koniakiem Agi 🙄
Dokładam kanadyjskie brandy Small Cask, tylko ono takie dziwne, bo w plastykowej butelce, ale za to mocne 😉
Wszystkie butelki? 🙄 😯
To się może źle skończyć 👿
https://www.youtube.com/watch?v=nC0LBQZIrZ4
Jagodo, w naparstkach nie uchodzi 😉
Przy horyłce i dumce na dwa serca ululamy się na smutno 😉
https://www.youtube.com/watch?v=JZHNq2yzqoU
Vesper
Jeśli ma być mocne, to jedynie żmudzka śliwowica. Zachomikowałem gdzieś jeszcze niecały literek sprzed dwóch lat, tylko nie wiem gdzie. Ma moc łąckiej, ale kudy łąckiej do niej. Wchodzi łagodnie, nie pali.
Chyba jest okazja, żeby zejść do piwnicy i przewalić trochę gratów. I malinówkę trzyletnią pewnie przydałoby się odkurzyć. Tylko tarninówka będzie musiała odleżeć. Jagoda jest jest wielbicielką, jak rozumiem.
Aha, tylko niech jakiś, niewypiwszy jeszcze, kierowca skoczy może najpierw do supermarketu i przywiezie kilka…naście zgrzewek mineralki. Będzie potrzebna. 😉
Wszystko to dla ucieszenia Bobika i podniesienia ducha. Raźniej mu będzie przy stole w liczniejszym gronie.
Paradoksie, śliwowica ścina białko, tego się pić nie da 🙂
Przy jakim stole?
Zaczynamy hopaka 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=zvD21OntHgI&list=RDzvD21OntHgI#t=11
Zmoro
Nie mam pojęcia, jaką ty śliwowicę pijasz. Przy mojej nic się nie ścina. Można za to hopaka wywijać jak się patrzy.
No, nie pijam, bo raz sprobowałam łącką i mi ścięło śluzówki 😉
Bufet jak bufet jest zaopatrzony… niech żyje bal.
https://www.youtube.com/watch?v=CDNjA_xRW_U
Przy śliwowicy to jeszcze pikuś, ale że przy hopaku nic się nie ścina? 😯 Krew w żyłach powinna! 😈
Fajnie, że jeszcze kolejni Czytelnicy się ujawnili, z Behemotha i skądinąd. Wam też bardzo dziękuję – Jergowi również za prezent! – i merdam jak stąd do Wenezueli. 🙂
Wenezuela stąd, że akurat jakiegoś wenezuelskiego bobika archwizowałem i podleciał pod łapę. 😎
Zaraz go wrzucę na blog i użyjcie go jako hopaka. 😈
Hej Bobiku 😀
Towarzystwo się tu zaraz ulula na czczo, podsyłam więc jeszcze gorące
O ile dobrze pamiętam, pochodziło to ze zbiorowej głupawki i było wyrazem namiętnych uczuć wenezuelskiej dziewczyny, która całem ciałem swem, jestestwem i parytetem chciała służyć swej armii. 😈
Mój bolivarynie rozwijaj się,
mój bolivarynie rozwijaj się,
pójdę do Cháveza, „chcesz mnie na żołnierza?”
zapytam się,
pójdę do Cháveza, „chcesz mnie na żołnierza?”
zapytam się.
A jak mi odpowie „no te quiero”,
a jak mi odpowie „no te quiero”,
to mu każę spadać, po co próżno gadać
z tą cholerą,
to mu każę spadać, po co próżno gadać
z tą cholerą.
Pójdę do muchachos gdzieś w koszarach,
pójdę do muchachos gdzieś w koszarach,
na przyzbie usiędę, powiem, że im będę
mieszać w garach,
na przyzbie usiędę, powiem, że im będę
mieszać w garach.
Dadzą mi skręcika do jarania,
dadzą mi skręcika do jarania
i krągłą chochelkę, i krągłą chochelkę
do mieszania,
i krągłą chochelkę, i krągłą chochelkę
do mieszania.
A jak mnie powiodą do hotelu
a jak mnie powiodą do hotelu,
skręta spożytkuję, nawet nie poczuję,
że ich wielu,
skręta spożytkuję, nawet nie poczuję,
że ich wielu.
Krzyknie na to Chávez „ya te quiero”,
krzyknie na to Chávez „ya te quiero,
tyś żołnierz-dziewczyna, dalej, pierś wypinaj
ku orderom,
tyś żołnierz-dziewczyna, dalej, pierś wypinaj
ku orderom.
Wróciliśmy z upalnego ogrodu. Sucho jak sto diabłów, aż w zębach trzeszczy, a niby dziś miało padać. Ogród dostał z węża, my najpierw niemoralną duszkiem z gwinta, a do stołu koszyczkowego zachomikowana agrestówka zeszłoroczna 😉
jak zwykle Bobikowo, zadnej butelce nie popusci 😀
Suko, ależ pada jak się patrzy. W Warszawie. Jak się nie patrzy, też pada.
Bobiku, akurat, ku orderom. 😎
Nie wiem, czy w obliczu nadciagającej balangi, nie należałoby przypomnieć Szanownej Frekwencji bajki o apostołach? 🙄 😉
A co, to już dwunastu butelek się doliczyliśmy? 😉 Straciłam rachubę.
Butelek z pewnością będzie więcej niż dwanaście 😉
Rysiu, popuszczamy pustym 😎
Na puste patrzymy z: bolesnym zdumieniem – odrazą – sentymentem bądź wcale, w zależności od tego, ile nam jeszcze zostało pełnych. 😛
Ceramicznego Hetmana Sahajdacznego wcale nie trzeba rozbijać! On ma rozkręcaną buławę! Sahajdaczny stoi u nas chyba od 6 lat. Naprawdę myśleliśmy, że trzeba będzie go rozbić, żeby go „rozpić”. 🙂
Polewam!!!!
A co z pyfffem? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=6vkPPig6WDI
Ago, może jak się patrzy w Warszawie? Lubelski look jeszcze tej łaski nie dostąpił. W zasadzie jakaś jeszcze końcówka dereniówki się znajdzie, jeśli Irek nie miał egzekutywy garażowej z sąsiadem. Do rychłego sprawdzenia 🙂
Jako Koszyczkowy nowicjusz mogę dziś w pełni docenić potęgę koszyczkowej przyjaźni. Ogłoszono wspierającą balangę. Też się chcę dołączyć, muszę przeszukać bagażnik auta, coś tam się chyba znajdzie dyżurnego.
dwanaście butelek jałowcówki
z padania 2 krople o parapet
Zwyczajna, zanim wyciągniesz z bagażnika 😉
https://www.youtube.com/watch?v=W_Aw4c5IvOk
U mnie przy Globusie już od pół godziny siecze równo i średnio gęsto. Przecie Lublin nie taki wielki, żeby to było aż tak lokalnie.
Irku, Suko, może przemieścicie się w swoje poprzednie okolice. Nawet nie będę musiał do piwnicy schodzić. Coś tam w kredensiku jeszcze ocalało, to się wygrzebie.
Leje 😀 😀
Nawet z dzikiej róży naleweczka godna mi mignęła. Sierotka jedna. Robiona tytułem próby i jeszcze nie degustowana. Drobna tylko jakaś, szczupła, niewyrośnięta. Pewnie dlatego niezauważona przetrwała przycupnięta w głębokim kącie.
No widzisz, Suko, wystarczyło znacząco popatrzeć. 😆
Ja mogę dorzucić nalewke na orzechach włoskich. Dwa rosną pod naszym domem.
O! to chyba Festiwal Piosenki Żeglarskiej z Krakowa, ale nie pamiętam w którym roku. Dawno. Widziałam to 🙂
DIz?p=+skaldowie+%2B+nie+domykajmy+drzwi&fr2=sb-top-search&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Bobiku, sama czuję się jesiennie, a teraz jeszcze bardziej.
Przy całej swej ulotności, życie jest wspaniałe, zawsze.
Jestem wdzięczna losowi za wszystkie spotkania. Dziękuję Ci.
Bądź z nami.
whisky? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=QYy2iW5Wsmc
a może szampana? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=PtS22qk8X20
Bobiku drogi,
Pożegnać się przed podróżą – zgoda, ale tracić nadzieję – nigdy!
Nigdy nie trać nadziei, życie potrafi sprawiać najróżniejsze niespodzianki, także bardzo radosne 🙂
Pozdrawiam Cię najserdeczniej,
Juli
Drogi Bobiku! Ja także należę do tych tylko czytających. Twój blog jest dla mnie jak dom, tu czuje sie dobrze, tu często spędzam mój czas. Przyznaję, że wczoraj cały wieczór spędziłam myślami z Tobą, mając łzy w oczach. Uwielbiam Cię i to, co stworzyłaś. Nigdy o Tobie nie zapomnę. Trzymam kcuki, aby ten „tymczas” trwał jak najdłużej.
Śliwowica co ścina białko jest zupełnie do przyjęcia, zważywszy na okoliczności. Mnie się w każdym razie bardzo przyda. Polej, Paradoksie. Ja częstuję pigwówką. Też przyjemnie znieczula. Będę dziś z Wami kosztować trunki głównie w milczeniu, bo mi klawiatura padła i piszę albo za pomocą ekranowej, albo z telefonu. A to nie jest łatwe zadanie. Po kieliszku Śliwowicy może się okazać niewykonalne.
Ja parasolkę, bo wychodzę, a Aga mówiła, że leje.
Miało padać wcześniej, a teraz już nie.
Parasolki mam takie po 5 pifkach, albo i jeszcze gorzej.
No nic trzeba iść.
Bobikowi śniła się Armenia, więc wygrzebałam butelczynę Araratu na ten wspólny stół, prosto z Erywania. Dla zmyłki: https://www.youtube.com/watch?v=Iiix1B5RgRM
Uff, mam nadzieję, że udało mi się powpuszczać wszystkich behemothowców, których witam futrem do ziemi, po polsku. 😆 Łotr się był uwziął na Teresę i nie chciał chciał jej wpuścić 👿 alem go w końcu wyonacył. 😀
Świetnie trafiliście, akurat na imprezę. Szanowna Frekwencja na pewno wydajnie o Was zadba, a ja może też będę się pojawiał w charakterze polewoja. 🙂
Ba, Polatucho, ale ja nie jestem nawet pewien, że śniła mi się Armenia, nie Azerbajdżan. 😳
Z aneksu do:
http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,6225,Epoka-hipokryzji
Przedwojenny sennik erotyczny pozwalający NIEOMYLNIE odsłonić własną przyszłość
Dzisiaj litera A
Jeżeli we śnie:
widziałeś AGRAFKĘ – czeka cię sprzeniewierzenie w małżeństwie na skutek zabiegów zalotnej kobiety
oglądałeś ALBUM – najwidoczniej lubujesz się w pornografii
byłeś ALFONSEM – miłość zboczona ma dla ciebie urok
jadłeś ARBUZA – czeka cię sprzeniewierzenie żony
c.d.n.
Ale Bobiku, z Azerbejdżanu niczego nie mam 🙁 Zaraz jakąś pasztetówkę się tu przysposobi.
http://previews.123rf.com/images/okssi68/okssi681201/okssi68120100020/11929925-Cats-and-a-dog-sitting-at-a-table-in-the-banquet-Stock-Photo-dog-cat-eating.jpg
Bobiku, to do polewania masz ode mnie nalewki; pigwówkę, orzechówkę, tarninówkę, wiśniówkę, aroniówkę i resztkę koniaku XO Nr 8. Aaa, jeszcze wódkę Bols. Myślę, że teraz starczy dla wszystkich, żeby się solidnie ubzdryngolić. 😆
Może wreszcie ubędzie mi tych zapasów sprzed lat, bo samej jakoś mi się nie chciało.
Dziękuję również wszystkim, którzy piszą do mnie maile na privie. Nie dam rady odpowiadać indywidualnie, ale przyjmijcie, proszę, Wielkie Słowo Zbiorowe w podzięce za ciche towarzyszenie nam od lat nieraz na blogu i mnie teraz w tzw. zaistniałej sytuacji. 🙂
Rumu nikt nie chce???
https://www.youtube.com/watch?v=nzcv5TJkJBA
No i oby ostatecznie było tak:
https://www.youtube.com/watch?v=tvg3y9jdghI
A może bimber?
PIEŚŃ O BIMBRZE
Proso się prosi, smęda się smędzi,
Artysta rzeźbi Grupę Maryny,
A Wojtuś Dreptak bimber se pędzi,
Który i smak ma, i witaminy.
Idzie nowymber, za nim decymber
(jak to w Paryżu mówi się ładnie),
A Wojtuś Dreptak pędzi se bimber,
Pędzi z wszystkiego czego dopadnie.
Potrafi z cukru, względnie melasy,
Z żyta, z pszenicy, z marchwi, z brukselki,
Z maku, z makuchów, kaszy, kiełbasy,
Z dębowej, względnie sosnowej belki.
Czasem to taki szwung ma, aż warczy,
I wtedy pędzi bez dania racji
Ze świecy, z karborundowej tarczy,
Jak również z drenów od melioracji,
Ze szwedzkiej stali, z żydowskiej macy,
Z kaloszy, z transmisyjnego pasa,
A jak gdzieś dorwał kiedyś „Głos pracy”,
To też wydoił z niego pół basa.
Ba, to nie koniec! Gdy katecheta
Diabła z Trypućki wypędzał z trudem,
To Dreptak zabrał się do faceta,
Bęc, i wypędził! Tyle że wódę.
Tyle w nim werwy, tyle pomysłów,
Geniusz i lotny, i aktualny…
Wziąć go, wykąpać i do przemysłu,
Niech nam przerabia węgiel brunatny!
Niech mu wagony zwożą i barki
Ropę naftową, fosfor, piryty,
Dajcie mu miedzi! Dajcie mu siarki!
A on narobi z nich okowity,
I ruszy eksport do Senegalu,
I innych krajów podzwrotnikowych,
…a Dreptak pędzi,
dziś z esperalu
I z broszur antyalkoholowych…
W bagazniku mam 12 butelek, zaczynamy od brandy czy Whisky? Juz pomachalam Rysiowi. Bobiku trzymaj sie!
Udało mi się wygrzebać z bagażnika białe martini, wino Carlo Rossi i aroniówkę 5-letnią. Nieźle namelinowane na „wszelką okazję”. Proszę się częastować.
Zmoro, Dreptak genialny. Właśnie z koleżanką pijemy Twoje zdrowie aroniówką!
A dziękować, dziękować 🙂
Odwzajemniam się tym samym 🙂
Jak już, to whiskey ze słoika proponuję 😉
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=whiskey+in+the+jar&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Bobiku,
czwartek w południe (zgodnie z hejnałem z Wieży Mariackiej!) czasu wschodnio-europejskiego! Blogowisko wyśle takie myśli, że ho-ho! Blogowisko i tak wysyła, ale jak się wszyscy zbierzemy razem o jednej godzinie, to usłyszysz nas 🙂
rozchodziło mi się o wykonanie Thin Lizzy, Metallica może podwórko pozamiatać 🙄
Okej, czwartek w południe, w porze hejnaaałuuuu… aaauuuuu… aaauuuuuuuu… 😆
B
Jeżeli we śnie:
widziałaś BANDYTÓW – blondyn czyha na twoją cnotę
widziałeś BECZKĘ DZIURAWĄ – zapragniesz zbliżenia z tęgą kobietą
byłeś BOHATEREM – najwidoczniej masz nieprzepartą skłonność do małoletnich. Unikaj obcowania z nimi.
chodziłaś BRZEGIEM RZEKI – będziesz napastowana przez złego mężczyznę. Unikaj go za wszelką cenę.
Dobranoc 🙂
To będzie telepatyczny Flash mob
takich co odchodzili z koszyczka, wracali i znowu odchodzili, ale przez szparkę w drzwiach zaglądali było pewnie więcej niż przypuszczasz.
Bobiku, cóż pisać? Wielce unikalny i utalentowany z Ciebie piesek. Jestem i bedę dumny, że nasze ścieżki się przecięły. Non omnis…
Unikalny i utalentowany? A czy tak potrafi?
https://www.youtube.com/watch?v=1inR2b7PS5M
Poznańskie Koziołki mają inaczej, ale równie piknie, nie śpiewają, ale się trykają 😯
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_8108.JPG
Wspólne pasztetówkowe fluidy zmienią biegunowość, a wtedy wszystko jest możliwe 🙂
Tak nie potrafi. 😥
Laudate, żałuj do dziś, że przegrzebków u Włocha nie wziąłeś. Rewelacyjne były! 🙂
Aroniówka z pomarańczami, cytryną i takimi tam różnymi, to bardzo udany wynalazek. Sączę 😎
Bobiku, specjalnie mi się napisało dla Ciebie tak, a nie inaczej, choć miało być inaczej. Zawsze wychodzi inaczej 🙂
Jest tak zwana „wola nieba”,
z którą zawsze i wszędzie,
pokornie się zgodzić trzeba…
Tak myślisz? Jesteś w błędzie.
Los jest złośliwy i głupi,
los nigdy nie rozpieszcza;
usiłuje cię udupić,
lub umieszcza cię w kleszczach.
Zostawia chamsko na lodzie,
będącego w rozkroku;
ograbia cię niby złodziej,
jak dr Duda na boku…
Zaledwie na nogach staniesz,
zaraz skopie ci dupsko;
i kręci go niesłychanie,
kiedy złapiesz choróbsko.
Uważa cię za jołopa,
życiową niedorajdę.
Gdy ci zawiesi laptopa,
to ma ogromną frajdę.
I kupony multilotka
perfidnie ci podsuwa;
reagujesz jak idio(t)ka
i znowu znika stówa…
Dość tego upokarzania,
weź sprawy w swoje ręce;
wstań z kolan, skop, przyduś drania
i połóż kres tej męce.
Po męsku, jak agent Tomek,
j**nij krzesłem los w czółko;
tylko działanie świadome
przyhamuje to ziółko.
Rozmasuj czoło, ból minie;
wypij coś mocniejszego.
Pokazałeś szumowinie,
kto tu jest alter ego.
Wsadzil swe tluste d..sko do mojego lozeczka!!!
https://www.youtube.com/watch?v=ssC1JDCXk2M
I ja pozwolę sobie na ujawnienie, czytam nałogowo, choć nie miałam śmiałości się odezwać, wystarczyła kojąca świadomość, że jesteście i można poczytać, gdy pospolitość skrzeczy…
A na imprezę proponuję coś po poznańsku:
http://res.cloudinary.com/ratebeer/image/upload/w_250,c_limit,q_85,d_beer_def.gif/beer_231866.jpg
Bobiku, to dla Ciebie z wielką sympatią i myślami tak ciepłymi, jak poznańskie termy nigdy nie były 🙂
PS Bardzo przepraszam, jeśli linka nie będzie działać, ale jest to mój debiut we wklejaniu, a zdaje się, że jest to równie trudne jak koszyczkowy coming out.
dobry. przybieżelim. zbyt wiele wszystkiego, żeby przebrnąć to się pytam wprost: jest jakaś okazja? dzieje się coś? komuś włoić? 🙄 🙄 🙄 😛
Siadajcie wszyscy nowi i powróceni przy wspólnym stole, będziemy się wzajemnie wspierać. 🙂
Foma, wszystko napisał Bobik we wpisie.
Żegnamy się z nim, towarzysząc dokąd się da.
ech, taki to blog, że częsciej się zagląda w komentarze niż we wpis. już czytam
tom sobie dzień przejścia po blogach wybrał…
Witajcie, kolejni Starzy i Nowi. 🙂 Pasztetówki i wina dziś pod dostatkiem, bo ja już nie robię żadnych zapasów. 😆
Jergu, nie wiem, dlaczego były jakieś kłopoty z postem, ale mam nadzieję, że już nie będzie. Bardzo dziękuję za prezent. Doceniam. 🙂
Wil, jak widzisz, wszystko okazało się wcale nie takie trudne – ani coming out, ani linkowanie. 😉
A dla wszystkich ja też poszukam zaraz poznańskiej zagrychy, bo gdzieś mi podczas archiwizowania przed ślepiami przebiegła. 😎
O, proszę, mówiłem, że poznańska zagrycha była. Tylko Kierowniczka ją ukryła. 😆
Kierowniczka, gdy z pościeli podniosła się rano,
pojechała do Poznania pierwszą lepszą baną,
że to niby w tym Poznaniu ciekawa muzyka,
a naprawdę tak, to chciała się nabąbać gzika,
bo gzik, pyry, czy redyski to dla Kierowniczki
większa frajda niż leberka albo nawet skrzyczki.
Bejmy miała, bo redakcja daje bez kwynkania,
kiedy kto na delegację jedzie do Poznania,
więc jak tylko wyszła z bany, na kalafie szara,
poleciała zaś do składu, by gzika wymarać,
a tam kaszok z maryjanką, ajntopf zawiesisty
fefermyncki i drzuzgowki, szampiter na kisty,
korbol, plyndze oraz pałki, do sznytki obkłady,
nawet brynda, tylko gzika lajsnąć nie da rady.
Cały fyrtel obleciała, pytała meneli,
czy przypadkiem tego gzika gdziesik nie widzieli,
oglajdrała se katanę, uślumprała laczki,
gdyby ćmiła, to by ćmików spaliła z pół paczki
z nerw okropnych, bo nerwówę miała że łe jery,
jak na szagę ją dwa groźne goniły kejtery,
z jednej strony szkieł podchodził, z drugiej chytry bamber,
a z balkonu jeszcze pazur wystawiał kociamber.
Rychtyk była już zmęczona, chciała siąść na ryczce,
a tu widzi kolonialkę gdzieś w bocznej uliczce,
no to sunie do niej migiem, skocznie niczym tancerz,
i szpycuje, a w witrynie leżą szneki z glancem.
Ganc o gziku zapomniała, mrygnęła powieką
i z rozkoszą, triumfalnie zapchała się szneką.
to ja się podzielę niemieckim piwem. jedno mam, ale od czego magiczne rozmnożenie
Nie wiedziałam, że Kierowniczka glanc lubi. 😀
A kto wiedział? Ja też nie. 😆
kto by zdradzał wszystkie tajemnice? 😈 na pewno nie Kierowniczka
Foma jest stary fachura jak chodzi o piwo. W końcu nie na darmo był przez kilka lat barmanem. Dawał czasem grzane piwo i jakieś inne takie numery, Brunner. Ludzie normalnie czasem głowy dla tego piwa tracili. 😈
Bez chwili przerwy ktoś coś pisał
w Królestwie Dziwnych Gloss,
a władcą tam był Król Komisarz,
co miał świecący nos.
Król nie miał nic wspólnego z Dongiem,
co takiż organ miał,
nazywał Donga dziwolągiem
i dalej piwo grzał.
Nos zaś łagodnie sobie świecił,
prześwietlał kufla szkło –
wszyscy pisarze i poeci
opiewać chcieli go.
Lecz choć król dobry nie zabraniał
na każdy temat dąć,
o nosie zakaz dał pisania,
a kto by chciał – to ściąć!
Ruszyli wszyscy raźnym krokiem
omijać zakaz ten,
mrugając na ten przykład okiem
i sycząc „en… na en”,
lub pisząc „przyrząd do kataru”
„nazalnych miejsce zmian”,
bo nie znał wstydu i umiaru
ten literacki klan.
Skończyło się tak jak musiało,
wnet topór poszedł w ruch.
Pisarzy dziś w królestwie mało,
nie znajdziesz nawet dwóch.
A kiedy dorwiesz gdzieś jednego,
pamiętaj o tym, że
widocznie nosa miał dobrego
jeśli uchował się!
Lecz gdy takiego nie masz czuja,
to odejdź wstęgą szos.
Niech ci bez głowy opisują
świecący króla nos.
Foma, dobry dzień/noc sobie wybrałeś. Mam rozmnożone piwo 😉
coś Bobiku dopisałeś do historii… 😆 ale niech będzie, mogło tak być 😉
Koziołki poznańskie potwierdzają udział w czwartkowej akcji 🙂
A propos kulinariów, instrukcja z książki „365 obiadów poznańskich babci Moniki”:
Kiedy spucniesz gire z krzanem
lub berbeli sobie draśniesz,
zacznie męczyć cię wątroba
przez pół nocy – zanim zaśniesz.
Zamiast kwękać, lepiej pomyśl
o poznańskim Herbapolu
i nim ból cię całkiem skręci,
łyknij se Sylimarolu.
Waldemar Kurowski
Komisarz głowy ścinał?
Być nie może, Bobiku, Foma nie skrzywdziłby mrówki.
mrówkę to się mogło zdarzyć. i komara. i może nawet mrówkę. bo osę nie, osa odlatywała nieskrzywdzona
Beato, niektóre ludzia po berbeli śpią słodko i wątroba im może podskoczyć. 😀
Gwarę macie nadzwyczajną.
Nie chcę gzika. Nie chcę szneki z glancem. Nie chcę pić. Na samą myśl o alkoholu robi mi się niedobrze.
Psiakrew cholera. Chyba pora na emeryturę. A, zapomniałam, przecież jestem już emerytką. 👿
Beata,
jasne, bez Koziołków nie obędzie się 🙂
Ja tez bezalkoholowo, za to pyry z gzikiem moga byc, jezeli jest na gziku choc odrobina kawioru. Szneka z glancem i szklanka mleka tez obleca. Natomiast gira z krzanem nigdy przenigdy na moj dusiu.
króliku 😯
girę z krzanem w ilościach skonsumuję, aczkolwiek nie jestem poznanianką 🙂
Grzybki ktoś zje? Bo właśnie odsmażyłam jako danie szczególnie zdrowotne i pod wódeczkę idące. Pyszne podgrzybki z Puszczy Noteckiej. Cudownie rozmnażam i częstuuuujęęę!!!
Nisiu,
deczko za daleczko, a do tego jeszcze Jerzor w pracusi, nadrabia na wyjazd.
A co to Kierowniczce się porobiło, że taka wściekła? 😯 🙁
Bobik, niezgoda na rzeczywistość wystarcza
a w ogóle wisisz mi odpowiedź na mail, i komentarz w barze
Bobiku, przed dwiema godzinami wróciłam z Iberii po miesiącu włóczęgi po obu krajach. Oglądając katedrę w Leon o mało nie uwierzyłam w coś w rodzaju boskości, takie są tam tam wspaniałe witraże, całe 1800 m kwadratowych. Hiszpania monumentalna i wspaniała, kryzys niewidoczny, autostrady super i bezpłatne. Lizbona jeszcze bardziej zbiedniała, mnóstwo domów jak w ostatnim stadium próchnicy, ale ludzie zasłuchani w darmowe koncerty fado na ulicach, starcy płci obojga zaczynają dzień od filiżanki bica w niezliczonych cukierniach.
Mam pełne oczy rozlicznych scen. Słońce mnie przypaliło. Myślę o Tobie z czułością.
Foma, Bobik napisał gdzieś tu, na tej stronie, że nie jest już w stanie odpowiedzieć na maile. Za rzadko zaglądałeś.
Obawiam się, Foma, że będę miał dokąd uciec przed zarzutami i pogoniami. 😆
Też, Kumo, też. 🙂
Foma, tu jest
http://blog-bobika.eu/?p=2304&cpage=1#comment-606960
miejsc ucieczki jest zwykle więcej niż miejsc planowanego udania się ;]
Bobiku, Kierowniczka jest zrozpaczona, nie wściekła.
siódemeczko, przeczytanie tego, co się tu wypisywało ostatnimi miesiącami nie sposób
Toteż Ci objaśniam.
od lat jestem wdzięczny za takie drobne dobra siódemeczko
Wściekła też jestem. Najchętniej rzucałabym brzydkie wyrazy po wiele razy.
Zjadłam grzybki sama, bo nikt się nie zgłosił.
Gdzie jest mój sylimarol???
Dawaj, Kierowniczko, chętnie się dołączę.
Dora, spokojnie rzucaj, tylko nie trafiaj w miękkie miejsca
Ja też chcę rzucać brzydkimi wyrazami! Szczeniaki to uwielbiają! 😛
Ja mam ubogi repertuar. 🙁
Dobry wieczór, przysiądę się na chwilę 🙂
Przyniosłem koktajl ze smoczych owoców, które kiedyś dostałem od Liska do mojego ogrodu wyobraźni. Koktajl jest oczywiście magiczny, czyli może być z alkoholem lub bez, może rozweselić albo utulić do snu, może też sprawić, że ktoś zacznie zionąć najprawdziwszym ogniem. Trzeba tylko wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie.
Cooooooo? Nie ma grzybków?! 😥
Nie będziesz musiał, Smoku, sylimarolu łykać.
Smocze owoce? Dawaj, mogą być.
Smoku, mam jeszcze w zamrażarce. Sekund sześć i smażę pur Wu!
Mogę jeszcze zaoferować ogórki kiszone roboty mojej bratowej i z jej ogrodu. Arcydzieło!
Siódemeczko, napisz na karteczkach „brzydki”, potem je zemnij i rzucaj nimi do jakiegoś niezbyt trudnego celu. Dla ubogacenia, można na różnych karteczkach pisać różnymi kolorami. Tej konkretnej wersji nie ćwiczyłam, ale pisanie różnych rzeczy tylko po to, żeby je podrzeć, i owszem. Świata nie zmienia, ale może dać poczucie … wyrażenia opinii.
Fajnie, że zdążyłam na smoczy koktajl.
Aecydzieło wirtualnie poproszę. Do pooglądania. 🙂
Dzięki, Nisiu 😀
Arcydzieło też mnie zaciekawiło.
Uwaga, odkręcam słoik, UWAGA, RZUCAM!!!
Mogę jeszcze chlupnąć kwaśną wodą.
CHLLLLUUUUUUUPPPPPPP!
kTO ZŁAPAŁ?
pRAWDA, ŻE PIĘKNIE PACHNĄ CHRZANEM I CZOSNECZKIEM?
Jemy ogóreczki pod melodyjkę:
https://www.youtube.com/watch?v=5UWX3__m_44
Hmmm, złapałem ogórka, a w czasie degustacji zostałem chlupnięty wodą o pięknym zapachu chrzanu i czosnku 😉
Idę już spać, bo padam na nos.
Dobrej nocy, psijcie, psijcie, bo już pora dla tej półkuli. 🙂
Smoku, jakiś czas się nie kąp, zapach zostanie Ci na dłużej.
Zamykają mi się oczy, ale jeszcze się wywiążę z obowiązków trzeźwego-na-blogu. Czy komuś pomóc znaleźć poduszkę? Komuś podrzucić chusteczki, bo się skończyły? Komuś zamruczeć do snu, bez podkładu z tuby i niekoniecznie po tamilsku? 😉 Sprzątnęłam puste butelki, doniosłam pełnych, bo wiadomo, druga półkula nie śpi, a na pierwszej zdarzają się nocne marki. Jest i pasztetówka. Spokojnej nocy, dobrego dnia. I UWAGA na LATAJĄCE OGÓRKI!
Krotki instruktaz dla Siodemeczki jak uzywac brzydkich slow. Instructor: Mistrz Malcolm Tucker (Peter Capaldi) z serialu The Thick of it. Szkocki akcent bedzie najtrudniejszy, ale rezultat wart studiow! Moze i Dorze by troche ulzylo.
https://www.youtube.com/watch?v=DaMb-5w-V0Y
Nawet jeśli nikt inny nie może już pić, to Łajza chyba nie odmówi. 😆
Już ja je ubogacę, Ago, kopniakami.
Pomysł niezły.
Mówiłam kiedyś, że we wczesnej młodości, jak mnie moja Babcia porządnie wyprowadziła z równowagi, brałam ciupagę używaną do przesuwania firanek i waliłam w wielką, twardą poduszkę tak długo, aż całkiem opadałam z sił i moja wściekłość także.
Babcia oczywiście tego nie widziała.
W sprawie: PIĆ.
Idę robić herbatę. Suszy mnie po grzybkach, a wodę od ogórków wylałam na was.
Ale spać jeszcze nie idę. Nie ta pora dla nas, nocników.
Nara.
Wszyscy śpią – i wypić nie ma z kim…
Poranna zmiana melduje się w pełnym rynsztunku i gotowości 😆
Dzień dobry 🙂
😉
https://www.youtube.com/watch?v=lGZ1mdkF3Bo
70 rocznica Festiwalu Tomatina
https://pl.wikipedia.org/wiki/Tomatina
jakby ktoś musiał dziś czymś rzucać to najlepiej pomidorami 😉
Dzien dobry 🙂
Mleko na kaca? 😈
Nisiu, herbate, z Toba, jak najchetniej.
Czytajac dlugie spisy potraw powyzej, niektorych zupelnie mi nieznanych, przypomnialam sobie – na drodze wolnej asocjacji – scenke z zeszlego tygodnia z jednej z restauracji francuskich w Bostonie. Przy stoliku siedzieli ona, on i jej rodzice. Po pojawieniu sie kazdego dania, wszyscy obecni przy stoliku podnosili smartfony, i lapczywie robili zdjecia potrawom, po czym wstawiali je do odpowiednich mediow spolecznosciowych. Nastepnie konsumowali zgodnie, w milczeniu, czytajac na smartfonach reakcje swoich znajomych i odpisujac od czasu do czasu na niektore komentarze.
Na szczescie byl to tylko jeden stolik. Ale zobaczyc w realu cos, co nadawaloby sie do kabaretu daje zupelnie surrealne wrazenie.
Podobnie surrealnie poczulam sie czytajac dzis w gazecie niedawne stwierdzenie Stephena Hawkinga, ze jednak mozna wyjsc z czarnej dziury (a przynajmniej z niektorych czarnych dziur), co daje nadzieje, ze w innym wszechswiecie w koncu sie znajda niezliczone pojedyncze skarpetki…