Taki dzień
Dzień dziś, jak zwykle 1 listopada, poważny i zamyślony, więc nie wypada mi radośnie brykać i wymachiwać ogonem. Nawet nie mam zresztą ochoty, bo widzę, że cała moja rodzina myśli o tych, którzy odeszli (niektórzy całkiem niedawno) i samemu mi się robi jakoś tak… nieszczeniaczo.
Wiem, że pójdziemy zapalić w ogrodzie lampki za wszystkich, którzy są z nami, ale już nie są. Moi będą tam stać i dumać, i wspominać, aż ich zimno wygoni z powrotem do domu. Potem przespacerujemy się pewnie na pobliski cmentarz (tam wpuszczają psy, co ludzi z krajów bardziej na wschód nieodmiennie napawa zdumieniem, a czasem i oburzeniem) i znowu Moi będą mówić, że to jednak nie to samo, co w Polsce. Przystaną przed grobami żołnierzy i będą z dat na nagrobkach próbowali odczytać, gdzie też ci Niemcy (młodzi, ach jacy młodzi) w chwili śmierci mogli być i czy może zastrzelił ich ktoś, kogo Moi znali i kochali, zanim oni zdążyli zastrzelić jego. A cały czas, pod wszystkim, co Moi zrobią i powiedzą, będzie się krył okropny smutek, że nie mogą być dzisiaj w Krakowie, albo w innym miejscu, w którym czuliby obecność przyjaznych duchów. Wiem, będą sobie to próbowali zastąpić długimi rozmowami telefonicznymi z jeszcze żyjącymi bliskimi, ale niewiele im to pomoże.
Smutno mi jest, jak im jest smutno, ale co mogę dla nich zrobić? Przyjść i położyć łeb na kolanach, polizać, popatrzyć w oczy… Niewiele, ale oni twierdzą, że im to pomaga. Dalej są wprawdzie trochę smutni, ale dziś to może nawet powinni. Taki dzień.
Moja mama twierdzi, że Wszystkich Swiętych to dzień korespondencji z poprzednimi pokoleniami. Nie całkiem to rozumiem, ale ona napisała kiedyś o tym wiersz (nie taki, jak moje wierszyki, tylko poważny), więc jak Wam zacytuję, to może Wy coś z tego zrozumiecie:
Chryzantemy w Krakowie, Biesiadkach, Wieliczce,
poczta do poprzedników, o których nic nie wiem,
albo tak mało, że najbłahsza plotka
obrasta w wyobraźni trzema wymiarami.
Tym, których nie spisano na wołowej skórze,
ani na zwłokach drzew, prostakom, słabeuszom,
dziwkarzom, belfrom, tapicerom, herod-babom,
wyrodnym matkom, dewotkom, sierotkom,
analfabetom, pantoflarzom i pijakom,
wszystkim, oprócz szkieletu, przysługuje obraz,
tusza, wzrost, kolor oczu, rozmiar buta.
Wszystkim świeczkę i wieniec i kawałek ciała
wymyślonego z palącej potrzeby,
żeby nie znikąd, nie z pustki przychodzić.
Bobiczku kochany, szczeknij Twoim, że w Krakowie dziś deszcz. Inaczej w Warszawie, gdzie słoneczko jak drut…
A z tymi pieskami wchodzącymi na cmentarze, cóż, w średniowieczu to ponoć nawet do kościołów wchodziły! Inne czasy, inne miejsca, inne obyczaje.
Głaszczę po łebku.
Ja tego dnia nie chodzę na cmentarze, ale też myślę o tych, co odeszli…
Czuję się pogłaskany, Pani Kierowniczko. 🙂
Moja mama do cmentarzy ma stosunek szczególny, bo tak jej się złożyło, że niemal całe życie mieszkała koło jakiegoś cmentarza, więc jest to dla niej, by tak rzec, pejzaż domowy. Jednym z najwyrazistszych wspomnień jej dzieciństwa jest wieczorne przesiadywanie z bratem przy oknie we Wszystkich Swiętych i patrzenie na łunę nad Rakowicami. A jak się uchyliło okno, to czuło się taki specjalny zapach – jedlina, płonące znicze, chryzantemy… No, niechby ktoś spróbował mamie powiedzieć, że chryzantemy nie pachną! 😉
Nie sposób inaczej, Pani Dorotko.
Bobiku, piękny wpis…
Żyć milej!
Chryzantemy jak najbardziej pachną! Ja ten zapach lubię…
No to razem ze mną i z moją mamą już jest Nas Troje 😆
Bobik, moj cmentarz rodzinny jest w miescie, ktore lezy niedaleko (powiedzmy, ze bardziej historycznie niz przestrzennie) Krakowa. Nie moge go odwiedzic w Dzien Wszystkich Swietych, ale czynie to zawsze, gdy jestem w Polsce. W Kanadzie nie ma takiej tradycji. Wczoraj byl za to Halloween.
Myśmy tu wczoraj nawet trochę halloweenowo postraszyli, chociaż bez dyń i przebieranek. Za to nietoperzy obojga płci było zatrzęsienie. 😉
Cmentarze rodzinne my też oczywiście odwiedzamy podczas pobytu w Polsce, ale brakuje mi przy tym tej atmosfery i przede wszystkim właśnie tego zapachu, który jest we Wszystkich Swiętych.
A czy komuś oprócz mnie Wszystkich Swiętych kojarzy się jeszcze z miodem tureckim?
Jak pamietam, w Holandii zamiast Halloweenu byl Sint Maarten Dag. A Holandia bliska w tradycji do Niemiec.
Ja co prawda nie mieszkalam kolo cmentarza ale moj Dziadek tak. Byl organista w wiejskim kosciolku. Tego kosciola to nawet w tamtych czasach najpierw nie bylo, zostalo po wojnie tylko miejsce. Potem jednak jeszcze za mojej pamieci zostal odbudowany, solidny, kamienny, otoczony kamiennym murkiem. A za dziadkowym trawiastym podworkiem widac bylo cmentarny mur kamienny, nieco ruszony zebem czasu. Czyli gdzieniegdzie wyrwa i wglad na stare groby – ale sie ich balismy! Bo niektore sie pozapadaly i bylo widac jakies tajemnicze wglebienia. Sami sie tam nie zapuszczalismy. Ale w drodze do jablkowego sadu czy tez na zbieranie ozyn (takie omszone jezyny) trzeba bylo przejsc sciezka waska kolo tego cmentarnego muru. Wzdluz muru rosly rowniez ozyny, tam nie odwazalismy sie zbierac, dopiero dalej w polu. Dzieciaki, bajdy, nikt nas tym cmentarzem nie straszyl a jednak nasze wyobraznie same pracowaly i spacer wzdluz laczyl sie z takim napieciem ze nie potrzebowalismy horrorow wspolczesnej telewizji. Zreszta i tak jej nie bylo.
Stałe mieszkanie koło cmentarza chyba trochę uodparnia na strachy z nim związane. 😉 Ale tabu związane z jedzeniem jagód rosnących na lub koło cmentarza jest chyba dość powszechne. „Fuj, pomyśl, że to wyrosło z trupa!” W mamy okołocmentarnym dzieciństwie jedzenie orzechów laskowych z cmentarza było nawet praktykowane jako „próba odwagi”.
Zaraz napiszę coś więcej na temat Dnia Swiętego Marcina. U nas on też jest obchodzony z wielką pompą, zresztą do Holandii mamy w prostej linii 11 kilometrów. 🙂
Właśnie wróciłyśmy z córką ze spaceru po cmentarzu. Moi bliscy leżą conajmniej 400 km od miasta,w którym mieszkam. Rodzice właśnie stamtąd wrócili, ja najczęściej odwiedzam rodzinne groby w innym czasie. Na naszym cmentarzu stawiamy zawsze znicze pod płytą upamietniającą rozstrzelanych mieszkańców miasta w 1940 r. , na grobach poległych żałnierzy i policjantów (też w czasie ll w.świat.) oraz przy obelisku ku czci dowódcy powstania styczniowego , Orlika. Teraz zawieszono na nim jeszcze listę oficerów poległych w Katyniu i Ostaszkowie, pochodzących z tej okolicy. Przywieziono parę grudek ziemi, w której spoczęli….
Powiem szczerze, że trochę tęsknię za łuną nad cmentarzem. Pokrywki na zniczach uniemożliwiają jej powstanie. Niestety…
Gdy byłam mała, taka w wieku wczesnoszkolnym to pamiętam, jak chodziłyśmy z koleżankami po lekcjach (szkoła była blisko cmentarza) by zanużać palce w rozgrzanym ,kolorowym wosku……
Bobiczku, czy „miód turecki” w Krakowie to to samo, co w Niemczech, czyli nugat?
Dzień św. Marcina (w Niemczech der Martinstag), przypadający na 11 listopada, nie ma nic wspólnego z Wszystkimi Swiętymi; jest poświęcony jednemu, konkretnemu świętemu, Marcinowi z Tours. W okolicach ewangelickich na wszelki wypadek ideę odniesiono do Marcina Lutra. 😉 W dawnej tradycji bizantyjskiej dzień św. Marcina był ostatnim dniem, kiedy można było solidnie się najeść przed zaczynającym się następnie 40-dniowym okresem postu, natomiast w tradycji zachodniej był to dzień pobierania dziesięciny, często w naturze, m.in. w gęsiach, których w zimie chłopi i tak nie mieliby czym żywić. We współczesnych obchodach tego dnia obie te tradycje się zbiegają.
W naszej okolicy gorączka martinowa zaczyna się na wiele dni przed świętem, kiedy to dzieci zaczynają wykonywać (w domu, w szkole, w kółkach parafialnych, itp.) lampiony. Powinny być zrobione własnoręcznie, a nie kupione, bo tak jest bardziej „in”. Im bliżej godziny 0, tym większa konkurencja między dziecięcymi grupami.
Główne składniki święta to światło, dźwięk i jedzenie. Ulicami miast po zapadnięciu zmroku przeciągają pochody (teraz już głównie dzieci) z lampionami, na czele jedzie św. Marcin na białym koniu, dalej, strategicznie rozmieszczone w różnych miejscach węża, maszerują orkiestry dęte, grając tradycyjne martinowe pieśni, które z mniejszym lub większym powodzeniem śpiewane są przez resztę pochodu. Daje to czasem efekt komiczny, bo każdy stara się śpiewać na melodię najbliższej mu orkiestry i w którymś miejscu musowo te melodie zaczynają nawzajem na siebie nacierać. Po dojściu pochodu do uprzednio ustawionego stosu zostaje odegrana scena z żebrakiem i płaszczem, a następnie stos zostaje podpalony. Straż pożarna oczywiście czuwa, a i karetka zawsze jakaś jest na podorędziu. 😉 Potem dzieci dostają drożdżowe buły, w kształcie przypominające naszego Mikołaja z piernika, dorośli natomiast opychają się gęsią (gęsi już wszystkie po wyroku…). Gwoli ścisłości trzeba dodać, że te pochody nie wszędzie odbywają się 11 listopada, bo wtedy każdy mógłby być tylko na jednym, góra dwóch, tylko miasta, a nawet dzielnice, umawiają się między sobą i rozkładają imprezy wokół 11, tak że można i 15 pochodów w krótkim czasie zaliczyć.
Oczywiście ma to wszystko pogańskie korzenie i służy przepędzaniu duchów ciemności, ale kogo to jeszcze interesuje w czasach elektryczności? 😉
A w Poznaniu je się marcińskie rogale 🙂
Polskie porzekadło „Święty Marcin na białym koniu przyjedzie” oznacza zapowiedź śniegu…
Och, to nazewnictwo kulinarne… Jagody czy borówki? 😀
Nugat w Niemczech, a w każdym razie koło mnie (bo tu różnice regionalne są jeszcze większe niż w Polsce) to jest masa czekoladowo-orzechowa. W Krakowie nugatem nazywano białą, dość sztywną masę, z cukru i białek o ile się nie mylę, gęsto przetykaną bakaliami. A miód turecki to była taka podejrzana, bazarowa słodkość, sprzedawana niemal wyłącznie w okolicy Wszystkich Swiętych, właściwie niejadalna, ale – być może przez tę rzadkość występowania – szalenie przez dzieci pożądana. Wygląd toto miało bursztynu, twardość krzemienia i w ogóle kojarzyło się jakoś tak minerałowato. 😯
A prawdziwy nugat z południa Europy przypomina raczej ten krakowski 🙂
W Warszawie taką typową bazarową słodkością jest tzw. pańska skórka. Nigdy nie wzięłam do pyska, sam róziowy kolorek mnie odpychał…
Pańska skórka to chyba z kolei to, co tutaj się nazywa Mausespeck, czyli mysia słoninka. Brrrr!!!!! 🙄
Bobiku, to chyba miod turecki moj maz wlasnie przywiozl z Turcji, bo odpowiada Twojemu opisowi. Niestety jest to tak slodkie, ze prawie niejadalne. 🙁
Znalazłam na jednym blogu:
http://tylkokuchnia.blox.pl/2006/11/Panska-skorka.html
Ja tez czesto mieszkalam przy cmentarzach, czasem zupelnie innego wyznania, wiec mnie zupelnie nie strasza. Zas co do ubierania pamieci, skrawkow opowiesci – w cialo, w gesty, to ciagle mysle, ze Proust, ten snob od ksiezniczek i hrabin, mial jednak racje. Sama myslac o jeszcze calkiem swiezym grobie na Powazkach, zauwazam, jak zaczynam robic tak jak on opisal po smierci babki i matki – powtarzanie gestow i zwyczajow osoby po Drugiej Stronie, zeby jakos choc w czesci ja zatrzymac przy sobie…
Ja tej pańskiej skórki w Polsce nigdy nawet nie liznąłem, być może przez ten upiorny różowy kolorek, ale z czymś mi się uparcie kojarzyła, też niekoniecznie jadalnym. I teraz sobie przypomniałem, odszukałem, voila! Już w 37 sekundzie, więc nie musi się słuchać za długo. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=KT7DA0owCrE
Bobiku, wiersze Twojej Mamy sa bardzo piekne. Bede to powtarzala do upadlego. I bede do nich zawsze wracala, Kochany.
Zapalam swieczke za Waszych Zmarlych.
Dziękuję, Heleno. My teraz pójdziemy jeszcze raz do ogrodu pobyć z duchami i zobaczyć, czy lampki jeszcze się palą.
Zaplilam najpiekniejsza jaka mam w domu, gruba, w swieczniku, pachnaca miodem i postawilam na oknie, zeby rozjasniala mgle zawisla nad miastem. Prawdziwa londynska mgle, jak u Dickensa.
Oczywiscie, ze jagody. Awantyrujemy sie o to z E. od lat. Bo ona z krakowsko-lwowskiej rodziny. Tam sie mowilo nachtkastlik, czy cos takiego.I kurtszlus, dzizaz.
I jeszcze cos, Bobiku. W zamian za ten wiersz, ktory tu dzis przytoczyles, pragne Ci poslac inny, ktory pierwszy raz przeczytalam w dosc niezwyklych okolicznosciach. Otoz w czasie pobytu w Warszawie pare lat temu, wstapilam na herbate do domu Wspanialego Poety, z ktorym przyjaznilam sie mniej wiecej od polowy lat osiemdziesiatych. Wracalam wlasnie z ZIHu i bylam dosc oszolomiona wizyta w Instytucie, gdzie pokazano mi przedwojenna ksiazke telefoniczna, a w niej pod moim nazwiskiem telefon mojego Dziadka i adres na Pradze. Krociutki numer telefonu, bodaj czterocyfrowy, a moze piecio.
Opowiedzialam Poecie i Jego Zonie, skad wracam i co widzialam i powiedzialam, ze nie umiem nazwac tego co sie ze mna dzialo, poza fizycznymi objawami – dygotaniem i drzeniem rak.. Zona Poety nie odrywala od niego wzroku.
Wtedy on podszedl do polki z ksiazkamim wyciagnal maly brazowy tomik, otworzyl na jednej z nieponumerowanych stron i powiedzual: Ja to nazwalem.
I oto ten wiersz, ktory bedzie Ci (albo Twojej Mamie) bliski.
Przepisalam go z pomoca programu Polszczyzna, ktory mi powstawial ogonki.
Spis abonentów sieci telefonów miasta stołecznego Warszawy
na rok 1938/39
Po nagłej przeprowadzce dokładnych adresów
do onomastyki ogólnej
numery powróciły do abstrakcji liczb
i ciało słowem się stało
w Herbarzu Abonentów
Oto wybrańcy uwierzytelnieni
którzy są Nikon na ulicach Żadnych
a one jeszcze bywają tak ściśle
ze można by na oślep
przejść na druga stronę
do tej budki z pestkami i chlebowym kwasem
Przeszli na druga stronę
i poniewczasie stoją
w kolejkach drukowanych liter
i wszystko jest w porządku
alfabetycznym
na listach nieobecności
I wywołuje ich głuchy telefon
i dzwoni w pustych miejscach jego czarny dzwon
tym których niegdyś przyłapano
na gorącym uczynku
życia
Jerzy Ficowski
To musiał być numer czterocyfrowy. Pięciocyfrowe jeszcze ja pamiętam, potem z początku dorzucono 1, a potem jeszcze 6…
Helenko, każdemu ciężko przyszłoby w taką książkę patrzeć, każdemu trzęsłyby się ręce, chyba że wcześniej zdrewniałby… Jerzy Ficowski umiał sprawie nadać imię, podziwiam.
Tak, poeci sa niezbedni do zycia. Bo nazwnie i nadanie temu zdyscyplinowanej formy pozwala ustanowic lad.
No tak, Heleno. Numer telefonu. Numer buta. Uczepić się czegokolwiek, co nie byłoby pustką.
Bobiku
nie do końca wierzę w opowieść jak się Twoja mama przestraszyła trzech nietoperzy ,dlaczego ??? osoba ktora pisze takie piękne wiersze nie boi się wg mnie niczego , nazywa wszystko po imieniu , przepraszam zasnęłam dzis na drążku , wspominałam mojego tate , nie wrócił z naszej wspólnej ostatniej wyprawy , dziś chyba nie uda mi się nic więcej powiedzieć oprócz tego , ze miło jest z Wami , do jutra lecę wspominać
Odwiedzaj swoje wspomnienia,
Uszyj dla niech płócienne pokrowce.
Odsłoń okna i otwórz powietrze.
Bądź dla nich serdeczny i nigdy
nie daj im poznać po sobie.
To są twoje wspomnienia.
Myśl o tym, kiedy płyniesz
w sargassowym morzu pamięci
i trawa morska zarasta ci usta.
To są twoje wspomnienia, których
nie zapomnisz aż do końca życia.
A.Zagajewski
Nietoperzyco, ja już pisałem, że mama się przestraszyła nie tyle nietoperzy, co Halloweenu, bezludzia i zapadających ciemności. Nietoperze tylko postawiły kropkę nad i. 😉
A teraz mama właśnie mi mówi, że Adam Zagajewski też należy do jej sargassowego morza pamięci. Mieszkał przez jakiś czas niedaleko od niej i często, kiedy jechał do centrum na rowerze, a mama akurat zasuwała do domu z autobusu, wymieniali uśmiechy i ukłony. Spotykali się i przy innych okazjach, ale mamie został on w pamięci właśnie na tym rowerku, w krótkich spodniach, młody. I jeszcze z włosami. 🙂
Ja tez pamietam Adama Zagajewskiego, kiedy byl mlody, chlopiecy, ale juz lysiejacy – w Paryzu. Mieszkalam wtedy u Nataszy Gorbaniewskiej, ktora sie z nim przyjaznila, spotykali sie w kawiarni na dole (rue G.Lussac) i Natasza terroryzowala go aby z nia gral we flipera na maszynie ustawionej w kawiarni. Jego to chyba serdecznie nudzilo, ale nie smial odmawiac starszej, wielce zasluzonej kolezance. Mial zawsze taka udreczona mine jak gral 🙂 🙂 🙂
Dzisiaj zobaczylam w gazecie jego zdjecie – kurcze, to starszy pan 🙁 🙁 🙁
Tak, tak – my się nie starzejemy, to tylko inni 😆
Bobiku
my sie nie starzejemy , to tylko nasze dzieci dorastają , ach to morze sargassowe własnie dzisiaj jego mi trzeba było , odrobinę ciszy , spokoju i znowu chcę się żyć , dobranoc nietoperzyca leci na łowy
Bobik, a czy wiesz ze w Edybnburgu, u bram starego cmentarza stoi bardzo slynny XIX- wieczny pomnik terierka Bobby’ego, ktory przez 14 lat przychodzil na grob swego pana zmarlego na gruzlice?
A wiec nawet wtedy pies mogl wchodzic na cmentarz. Bo niby komu to przeszkadza?
http://en.wikipedia.org/wiki/Greyfriars_Bobby
Helenka , Bobik
poczytajcie o naszym odpowiedniku Bobby http://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_psa_D%C5%BCoka
Cześć Bobiku jak tam spanie?
Czas najwyższy na wstawanie!
Co zjesz dzisiaj na śniadanie?
Nietoperzyco, Bobik uprzedzał, że wstaje, gdy się naśpi i nie bywa to skoro świt. Ty już po śniadaniu, czy tylko po kawce?
Teresko
ja wiem ,że Bobik lubi się naspac do woli , ale jak wstanie przyjemnie mu bedzie przeczytać tych kilka słów , nietoperzyca juz po sniadanku i herbatce
Pewnie, że może być Mu miło. Komu by nie było? Ja śniadania jadam koło południa, a obiad pod wieczór. Rano – kawa i prasówka, często spacer po „Polityce”, gdzie adminowie, też do rannych ptaszków nie należą.
Dzień dobry!
Jeszcze jeden wierny piesek: Pippo o złotych oczach spod willi Pucciniego w Torre del Lago:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/TorreDelLago#5233350106916767426
to zdjęcie i trzy następne.
Widziałam już te zdjęcia. One są Pani Doroty Szwarcman?
Nietoperzco, zgodzisz się że zwierzaki w naszym kraju nie są w większości doceniane z powodu znikomego z nimi obeznania? Z człowiekiem też jesteśmy słabo obeznani?..
Dzień dobry, dzień dobry! Pewnie, że mi miło, jak odpluszczam oko, a tu już powitania, śniadanie, herbatka i towarzystwo zacne. 🙂
I jeszcze tyle piesków! 😀 A jeden nawet się nazywa prawie tak jak ja! Tylko Dżoka już znałem, o pozostałych pierwszy raz słyszę, ale są to osobistości absolutnie warte zawarcia znajomości.
Pani Kierowniczko, o Pippo na tej tablicy rzeczywiście same poetyckie zakrętasy, ale czy z nim też się wiąże jakaś historia? Słyszała coś Pani?
Teresko
ja jak hobbici , śniadanie , podkurek , obiad , podwieczorek , kolacja ,spacer po „Polityce robi sie nieraz udręką , wszędzie to samo , Gospodarze troszke sie powtarzają , ale Twoje linki zawsze chetnie czytam ( to się nazywa pasja ), to chyba upływ czasu i wspomnienia , ale brak mi tamtej starej „Polityki ” gdzie musielismy się między wierszami domyslać o co chodzi
Tereso, przecież to ja 😀
A o Pippo nie słyszałam więcej niż przeczytałam na tej tabliczce. Wynika z tego, że on tam po prostu sobie mieszkał i ludzie go karmili.
Teresko
Twoje slowa o obeznaniu to dla mnie creme de la creme -wisienka na torcie ( jak mówi moje 17 letnie maleństwo, które w póżnym kwiecie mialam )nic tak mnie dawno nie uradowało jak twój koszyczek zostawiony u red. Pasenta , do środku nie wiem czy zauważylaś każdy z nas dokładał małą karteczkę z drogowskazem ( Twój aż nazbyt czytelny- CZŁOWIEK )mój mam nadzieję też ( coraz więcej ludzi craz mniej CZŁOWIEKA) dla Malgosi , która potem koszyczek znalazła też CZŁOWIEK ( pieknie u Szostkiewicza napisała )
teraz czas na drugą herbatkę i małe słodziutkie co nieco
Tereso, mnie to zawsze zdumiewa, że ludzie decydują się żyć z jakimś zwierzęciem, czasem nawet je na swój sposób kochają, ale często nie zadają sobie najmniejszego trudu, żeby czegokolwiek się o nim dowiedzieć. Przecież, już tak czysto utylitarnie patrząc, wiele więcej przyjemności by z tego zwierzęcia mieli, a i na weterynarzu nieraz zaoszczędzili. Żal mi nieraz ludzi okropnie męczących się ze źle wychowanymi psami, ale i diabli mnie biorą, bo sami sobie winni. Wzięliby jaką książkę do łapy, to zobaczyliby zaraz, jakie błędy popełniają, literatury przedmiotu jest dość! Albo w psią szkołę zainwestować, jak czytanie kogoś boli.
Z kotem to jeszcze pół biedy, bo on sobie potrafi ułożyć życie obok człowieka, a nawet tegoż człowieka wychować. Ale psy są zbyt socjalne i na ludzi skazane, żeby mogły głupią albo niedobrą rodzinę po prostu olać. 👿
Obeznanie człowieka z człowiekiem też jest marne. A jak ma być dobre? Jak przychodzi do kogoś przyjaciel i mówi „mam problem!” (z żoną, mężem, szefem,dzieckiem…), to co mu można zaproponować? Pół litra,pół nocy i całą uwagę. To i dobrze, ale gdyby się tak dorzuciło do tego propozycję warsztatów psychologicznych, to strata przyjaciela murowana. „Wariata ze mnie robisz?!”
Któryś ze znanych psychoterapeutów, nie pomnę już który, wyjaśnił, moim zdaniem bardzo celnie, dlaczego ludzie nie mają ochoty się dowiedzieć czegoć nowego o innych i o sobie. „Ludzie wolą mieć rację, niż być szczęśliwi!”. Wszystko, czego się dotąd o ludziach dowiedziałem, tę maksymę niestety potwierdza. 🙁
Nietoperzyco, koszyczek? Jakiś link? Nie kojarzę, może dlatego że przed śniadaniem…
Pani Doroto, skojarzyłam Dorę z Panią i słusznie? A zdjęcia są Pani, tak?
Kwestię tożsamości Dory chyba istotnie lepiej załatwić po śniadaniu. 😆
Teresko
koszyczek to link do strony Bobika , tak go nazwała Małgosia , czyż nie pięknie !!!!!!
Bobiku Ty jeszcze nie po śniadanku , ja już brunch( choć na słodko) wcinam
😆
Ja zaczęłam się wpisywać na blogach jeszcze incognito jako Dora, bo taki był mój pierwszy login, kiedy pracowałam w „Gazecie”. Potem założyłam swój blog, zaczęłam wszędzie wpisywać link i wszyscy wiedzą, że ja to ja 😉 Tylko u PAK-a zaczęłam się podpisywać Pani Kierowniczka, bo on stwierdził, że już za bardzo się przyzwyczaił do tego zwrotu 🙂
Bobiku, chyba z A. Maslowa umiem, że:
„Tak się cieszę, że nie lubię ostryg. Gdybym je lubił, to bym je jadł, a nie cierpię tego ścierwa.”
Ooo, to szkoda, że lubię ostrygi. Gdyby ich nie lubił, to mógłbym się cieszyć, że ich nie lubię. 😉
Bobiku
po drugiej herbatce lepiej funkcjonuje , napisaleś ?Ludzie wolą mieć rację, niż być szczęśliwi!? po psowsku za to masz u mnie kosteczke niebyle jaką , ostatnio na blogu red. Szostkiewicza o tym dyskutowałam , tam wszyscy chcą mieć tylko rację , a nie chcą rozmawiać ,
miło tu u Ciebie ,aż miałabym ochotę Ehrmana „Dezyderatę” zacytować ( tylko ,że przydługa )
Więc ja się tym razem do wszystkich zaliczam, ale na chwilę zwątpiłam w swoje możliwości percepcyjne, przyznaję. Zbieg okoliczności sprawił, że przeszło mi przez myśl pytanie czy Nietoperzyca jest alter ego Dory? !
Doświadczenia z wysmażaniem klonów nie przeszły bez śladu? Trzeba mi na ten warsztat? One ciekawe są, jak ktoś ma możność niech się pisze.
Dziweczyny chyba się jeszcze za dobrze nie obudziły 😆
Nietoperzyco, może taki link – http://www.mail-archive.com/poland-l@listserv.acsu.buffalo.edu/msg03355.html ?
Co do koszyczka, nazwa jak jej zawartość, znakomita. Małgosi – gratulacje.
Teresko nie miałabym nic na przeciwko ,nie wiem tylko co powiedziała by na to Dora ( nietoperzyca jej alter ego )
Budzenie się to nie jest prosta sprawa, Pani Dorotko. Trzeba czasu, albo gromu z jasnego nieba. Dobre, ba, najlepsze jest olśnienie.
Teresko , a to by Cie obudziło ??!! Kaczyński zrezygnował z funkcji prezydenta w poczuciu odpowiedzialnosci za kraj 🙂
He, he, Pani Kierowniczko, kto tu się jeszcze nie obudził? Proszę jeszcze raz spojrzeć na swój post z 11.17, korektorskim oczkiem 😆
Ja bym nie umiała chyba pisać w stylu nietoperzycy (którą widywałam wpadając czasem do Pana Adama) 😆
A blog jako koszyczek – to przecież określenie Bobika!
A propos – Bobiczku! Dlaczego zniknęło 120 komentarzy spod Wstępniaka? 😯
I też jestem dziewczyna 😆
Literówki należą, obok Łajzy Minęli, do moich ulubionych współtwórców blogów. 😀
Komentarze zniknęły? O, cholera, a tu niedziela i nie wiadomo, czy ktoś w Komisariacie ma dyżur! 😯
Zaraz zapytam obsługę techniczną, która znowu przy jakichś poprawkach dłubie, więc może coś wie o tym tajemniczym zniknięciu.
Faktycznie zniknęło! Obsługa techniczna obiecuje, że na to spojrzy, ale nie teraz, bo siedzi akurat w jakimś innym, strrrrasznie ważnym technicznym problemie.
List do Pani Doroty przyniosłam – http://passent.blog.polityka.pl/?p=502#comment-99603 . No, nie chodziłam na próżno.
Nietoperzyco, większych zmian mi trzeba… Opisać? W ilu wierszach, żebym wiedziała na ile się streszczać ?
Czy ktoś mógłby obudzić Helenkę? Na początek.
Pani Kierowniczka dziewczyną jest na pewno, ale czy też DZIWEczyną? 😀
Helenko
wstawaj!!!!! Tereska bedzie pisać o zmianach m.in.jak Kaczyński ze stanowiska ustepuje , to coś w sam raz dla Ciebie , a gdyby Tereska dodała cos o Niesiołowskim to pewnie już byś się obudziła
Teresko pisz , dech juz wstrzymałam :-))
Dora
mój styl nietoperzy postaram sie poprawić by był bardziej strawny , Twój blog czytałam tak jak i inne , miałam nadzieję , że u red. Szostkiewicza więcej dobrej przędzy znajdę by tkać rozmowy.
Kochane, tak glosno gadacie, i do tego obiecujecie interesujace rezygnacje, ze az sie z tego obudzilam po mojej szostej. Jeszcze przed dziecmi, co mi sie nieczesto zdarza. Ide zrobic herbaty. 🙂
No, u Pani Kierowniczki na pierwszy rzut oka wydaje się tak erudycyjnie i intelektualnie, że aż głupio wejść z jakimś jakgdybynigdynicem. 😉 Ale ja się czasem odważam i zaręczam, że Pani Kierowniczka za to nie wyrzuca. Mnie tylko raz postraszyła ścierką, ale w końcu jej nie użyła. 😀
Oooo – http://www.polityka.pl/miedzy-kolekcja-a-kanonem/Lead33,935,270750,18/ .
Jestem wstrząśnięty szybkością działań policji, nawet w dni wolne od pracy! Złożyłem zawiadomienie o przestępstwie u komisarza Fomy i komentarze po kilku minutach wróciły na swoje miejsce. Niniejszym wyrażam głęboką wdzięczność!
Komisarzu, czy mógłby Komisarz podać do wiadomości dane osobowe przestępcy? 😉
Niestety, ustawa o ochronie danych osobowych wiąże mi ręce…
O, juz sie obudzilam, dzieki lince Teresy i herbacie. Tereso, to przez rezygnowanie zupelnie z czytania dziel literackich tradycyjnie zaliczanych do kanonu, zaczelam myslec o uczeniu dzieci w domu. A teraz w Stanach mozna skonczyc studia w stopniu podstawowym w zakresie literatury angielskiej…bez Szekspira. Za to istnieje teraz nowy przemysl – pisarzy podrecznikow szkolnych, ktorzy pisza nowe teksty na zamowienie lokalnych okregow szkolnych. Sa to czesto teksty tak straszne i mdle, lecz zawierajace wszystkie dydaktyczne tresci, ze nic dziwnego, ze potem dorastaja ludzie, ktorzy w ogole nie chca czytac. Brr, no to sie jednak zupelnie obudzilam.
Kto sie tu tak glosno zachowuje? Spac ludziom nie daje…
Komisarzu, to może chociaż jakaś malutka wskazówka…
Heleno, tutaj głośno? 😯 Na Dywaniku to dopiero jest głośny budzik… 😆
Moniko, witaj. Więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło! Opowiadaj o edukacji swoich dzieci, o tym czego je uczysz i jakich środków używasz. Domyślam się, że to ogromny temat, dlatego opowiadaj w odcinkach, ja Ci będę przypominać o zapotrzeboowaniu.
Helenko, jak się masz? Miło, że już w koszyczku, wespół.
Monika chyba najpierw się musi odmlić, bo ją przed chwilą dydaktyczne teksty zemdliły do dna. 😉
Herbata odmli przecież.
Okrutne zarty z rana, nietoperzyco, okrutne. Juz mialam otwierac szampana i dzwonic po ostrygi….
W radzieckim filmie „Sierioza” przyjezdza do malego chlopczyka jakis wujek i daje mu cukierka. A jak Sierioza ufnie i niewinnie siega po niego, to sie okazuje, ze to tylko papierek po cukierku, a w srodku nic nie ma.
O tak wlasnie, tak wlasnie sie czulam, jak zrozumialam, ze ani Kaczynski, ani nawet Niesiolowski nie zamierzaja rezygnowac.
Ide napic sie kawy w smutku i samotnosci. Moze nawet otworze to drogie panetone co mialo czekac na gosci.
Ech!
To łotr był jakiś…
Juz odmlona jestem – herbata, jak przewidziala Teresa. 😀
Helenko, że smutek to jasne, ale samotność? Kawa, tu samoobsługa chyba, i do koszyka wracaj.
Łotr? Może się obraził o to, że dostał miejsce na samiutkim dole strony? Albo że ujawniono tam jego prawdziwe dane osobowe? 😉
Moniko, mnie w sugerowanym kanonie brak Augusta Strindberga „Spowiedzi szaleńca” i bezpośrednio obok Erica Berne „W co grają ludzie”, no może jeszcze plus historia feminizmu. Przesadzam?
Nawiasem mówiąc, całkiem na serio się zastanawiam, czy takie practical jokes, jak ujawnienie prawdziwych danych osobowych Łotrpressa nie są przypadkiem karalne? Może ja przestępcą jestem, wcale o tym nie wiedząc? 🙄
Jesli chodzi o szczegoly, to mozna to lub tamto dorzucic – na pewno pozycje, ktore wspomnialas. Ale w ogole, chodzi o to, zeby wiedziec, ze bez znajomosci wielkiej literatury, jednak tyle sie traci. Jeszcze tylko pytanie, jak jej uczyc, zeby nie byla czyms obcym i narzuconym przez tych z gory, a czyms pociagajacym, co lepiej pozwala zrozumiec siebie i swiat. W odpowiedzi na to pytanie, za czesto w ogole sie rezygnuje, i pisze lopatologiczne teksty… o musze znowu napic sie herbaty w celach profilaktycznych. 😉
W tym miejscu czuję się zobowiązany do zacytowania swojego krakowskiego Wuja (a wiesz ty szczeniaku, kto to jest Wuj?!). Cytuję: „dobra herbata wszystko załata!” 😀
To juz sie lepiej, Bobiku, nie dowiaduj, czy to jest karalne. Zawsze bedziesz mogl sie tlumaczyc niewiedza, co moze troche zlagodzic wyrok. :-T
Nieznajomość prawa nie zwalnia z opowiedzialności karnej… 🙁
Piekne, czy mozna pozyczac? Bo to teraz roznie bywa, copyrighty takie rozne i w ogole, jak juz sie tak zastanawiamy nad strona prawna. 😀
Pożyczać można, ale obowiązuje lista kolejkowa. Najwcześniejsze zapisy na połowę grudnia! 😀
Czasami dobrze zrobiony film przweciera droge do wielkich dziel. Moje pierwsze zetkniecie z Szekspirem, w weku ok 9 lat, to byl Otello Bondarczuka, on tez gral glowna role, a jego zona Irina Skobcewa – Desdemone. Bylam wstrzasnieta i plakalam od mniej wecej srodka dramatu. To Mama mi zaraz opowiedziala swoimi slowami Romea i Julie, nie pamietam kiedy sama przeczytalam , ale bylo to dosc wczesnie – moze 12 lat. No i potem, pozniej przyszlo wielkie olsnienie – Hamlet. Do dzis lece na kazdego jesli gdzies graja. I zawsze, zawsze jak slusze: – Kto to? – Stoj, wymien haslo!. „Niech Bog chroni krola!”, to az mi serce lopocze 🙂 🙂 🙂
Nieznajomosc nie zwalnia, ale czasem wplywa lagodzaco na wymiar kary. Zwlaszcza jak taki szczeniak spojrzy na lawe przysieglych swoim psim spojrzeniem – to nawet jak skaza, wyrok bedzie w zawieszeniu. Wiem cos o tym, bo juz pare razy odrabialam swoj obywatelski obowiazek jako amerykanski lawnik. 🙂
No wlasnie, Heleno, u mnie tez tak bylo – od obejrzenia Oliviera w „Hamlecie” wlasnie. I tez mi serce lopocze, ilekroc slysze „Niech Bog chroni krola”. 🙂 Dlatego mysle, ze Szekspira trzeba wprowadzac wczesniej, bo porusza nawet jak sie nie rozumie wszystkich slow i wszystkich szczegolow. „Przerabianie” go, bez doswiadczenia teatralnego lub kinowego, nie pozwala na instynktowny pierwszy odbior.
A tu Bobik zawezwany przed oblicze Wysokiego Sadu za szczeniackie ujawnianie danych osobowych Lotra:
http://www.cartoonbank.com/product_details.asp?mscssid=7AUU3GNMP2D69NUCHP88T8LEMFDLCQ72&sitetype=1&did=4&sid=35161&pid=&keyword=dog§ion=prints&title=Dogs&whichpage=194&sortBy=popular
Bardzo słuszne spostrzeżenie, że do literatury w postaci gołego słowa poprzez teatr można docierać. Tylko bardzo często słyszy się argument: po co szczeniaka zabierać na jakiegoś Szekspira, jak i tak nic nie zrozumie. Wrrrr!!! 👿 Nie musi wszystkiego rozumieć, ważne, żeby się przejął! To tak samo jak z „problemem”, skąd się biorą dzieci. 😉 I bez wnikania w szczegóły alkowy można zaspokoić ciekawość, a jak szczeniak będzie chciał wiedzieć więcej, to kiedyś znowu zapyta, albo sam sobie w guglu znajdzie. 😀
Ten Wysoki Sąd rzeczywiście wcale nie wygląda na to, że był kiedyś szczeniakiem. 😆
Bobik chyba nie podlega amerykańskiej jurysdykcji. Jak podpadnie, będzie go sądził surowy kontynentalny sędzia…
Dzień dobry wszystkim!
Ja tylko na sekundkę….Dora ma rację. Pisząc o koszyczku, nawiązałam do wpisu Bobika.
Heleno, widzę, że Bobik przed obliczem Wysokiego nawet się uczesał! 🙂
Nietoperzyco, ślę w twoją stronę uśmiechy! 🙂
Pozdrawiam wszystkich i lecę realizować harmonogram dnia 😉
To dodam tylko, ze też jestem za zabieraniem dzieci di teatru nie patrząc , czy wszystko pojmie. Niemożliwe by Szekspir nie wzbudził żadnych emocji! Moja córa pierwszy raz w teatrze była w wieku 2,5 roku , w Wilnie na sztuce granej po litewsku. Owszem, była to bajka- Królewna Śnieżka, ale tak udziwiona, że sama miejscami nie bardzo rozumiałam , o co chodzi na scenie. Mimo to dziecko bezustannie klaskało, achało i ochało z wypiekami na twarzy.
Tak rozprawiacie o Szekspirze, ze chyba sama też” pójdę tą drogą” 😉 🙂 i zacznę zaznajamiać z nim swe dziecko….
Ba, żeby to uczesał! Ogolili mnie na łyso! 🙁 Uznali, że dredy sprawią na Sądzie nienajlepsze wrażenie, a nawet mogą wzbudzić jakieś resentymenty…
Podlinkowali mnie! Do obróżki! Wygląda na to, że spacerek się kroi!!! 😆
Małgosiu, jakiś czas temu „Wyborcza” wydała Szekspira na DVD. Gdybym miała już bym proponowała. Może w „Wyborczej” mają? One były w wersji po polsku i po angielsku (z polskimi napisami wtedy), na jednej płycie, a płyt wiele.
Ja tez pamietam swoja pierwsza wizyte w teatrze, a nawet byla to opera. Musialo to byc przed czwartym rokiem zycia, gdyz jeszcze na Syberii, gdzie sie urodzilam. Rodzice zabrali mnie na przedstawienie (bo nie mieli z kim zostawic) i ubrali w najladniejsza sukienke – czarna welna haftowana w rozyczmi na karczku. Mama szyla i hafrowala. Z przedstawienia niewiele pamoetam, procz tego, ze bardzo mi sie podobalo imie bohaterki – Cio Czio San, gdyz w Rosji Madama Butterlfly pod tym wlasnie tytulem jest wystawiana. I pamietam, ze takie chcialam imie dla kociaka sasiadow. Czio Czio San.
Małgosiu, znalazłam – http://kulturalnysklep.pl/Category.aspx?cid=120 . To nie to samo co wizyta w teatrze, ale zawsze coś.
Pierwsza wizyta w operze – osiem lat, „Wesele Figara”, sukienka z czarnego aksamitu, bo to bylo zima. Wszystko bylo podniecajace, tylko nie bardzo jeszcze rozumialam, czemu oni sie tak martwia o jakies „prawo pierwszej nocy”, zwlaszcza, ze bylo o tym w programie po lacinie. 😉
Moj ulubiony film o operze w zyciu zwyklych ludzi to „Moonstruck”, z Cher i Nicholasem Cage’em. Bardzo polecam tym, co nie widzieli – to jeden z takich malych, kameralnych filmow, ktore sie jeszcze czasem w Ameryce zdarzaja. Jest o rodzinie, i operze, a calosc dzieje sie we wloskim Brooklynie, i – w Metropolitan Opera. Bohaterka placze, ogladajac „La Boheme”, i na pytanie, czy sie jej podobalo, mowi po prostu: „To straszne, piekne i straszne. Ona umarla, miala gruzlice i umarla, tak kaszlala – a jednak dalej spiewala”. Ale film jest o wiele lepszy niz jakiekolwiek streszczenie…
Ja tez mam wielka slabosc do jednej gruzliczki na ekranie. Umierala, a jeszcze spiewala – Alfredo! Alfredo, Zaczynam plakac juz przy uwerturze – na ekranie pokazywane jest wynoszenie mebli z jej mieszkania. Miedzy tymi meblami przykrytymi bialymi przescieradlami, chodzi sobie mlody chlopak z ekipu przeprowadzczej i oglada portrety i obrazy na scianach. Ach, jak pieknie zrobil Zefirelli to preludium!
O zaraz po tym – Libiamo!
Dobrze sie tak wyplakac przy tych gruzliczkach. A co Zefirelli, to Zefirelli. Moje dzieci od razu przynosza do ogladania chusteczki. 🙂
Z życia zwykłych ludzi. Mama przychodzi kiedyś do klientki, kosowskiej Albanki, ale na tyle dobrze już mówiącej po niemiecku, że jest w stanie oglądać niemieckie seriale. Właśnie leci „Doktor Frank – lekarz, któremu ufają kobiety”. Klientka przeprasza, że jeszcze przez chwilę nie będzie w stanie porozmawiać o swoich ważnych życiowych sprawach, bo musi się dowiedzieć, czy doktor Frank zostanie oskarżony, czy też uda mu się tego uniknąć. Mama czeka. Doktor Frank zostaje oskarżony, co wywołoje strumień jęków i zawodzeń ze strony klientki. Potem zwraca się ona do mamy i ze łzami w głosie zaczyna ją przekonywać : doktor Frank jest niewinny, na własne oczy widziałam, że nie zrobił tego, o co go oskarżają! Niech mi pani wierzy!”
Chwila zbolało-napiętego milczenia, po czym pada pytanie: „ale jak pani myśli, chyba go nie poślą do więzienia? Przecież niewinnego człowieka w Niemczech nie mogą posadzić prawda?”
Wzruszająca, całkiem niefikcyjna wiara w niemiecki wymiar sprawiedliwości… 🙄
Ale Violetta byla prawdziwie niewinna! To ojciec Alfreda ja prosil, aby zerwala stosunki! A ona go caly czas kochala, nawet jak przyszla na przyjecie z tym baronem, co to Alfredo zrobil brzydka scene.
Cale szcescie, ze umarla jednak szczesliwa, w jego ramionach..
Tak, tak, skądś to znam… Starzy potrafią zepsuć każdą przyjemność. 🙄
Bo opera to w sumie podobne historie, co „Doktor Frank”. Zrodla Szekspira zawieraly takze lokalne opowiesci ze Stratfordu (np. samobojstwo Ofelii). Dostojewski opieral sie na kronikach kryminalnych. Wszyscy lubimy opowiesci z zycia, a niektorzy po prostu opowiadaja je lepiej od innych. A jeszcze inni dodaja do nich muzyke i obraz. Po prostu nie mozemy zyc bez opowiadania historii… 🙂
No, coz, za doktora Franka, „ktoremu ufaja kobiety” to juz bym glowy nie dala, bo ju sam tytul serii kaze zachowac maksymalna ostroznosc i czujnosc. Ale co do Violetty, to jest to zloto, nie kurtyzana.
Historie bardzo ludzie lubią,
muzykę, takoż obraz,
lecz nie każdemu zda się każda
historia równie dobra.
Kto wychowany jest na Dodzie
lub na Wiśniewskich stadle
będzie na jakimś tam Szekspirze
cierpieć jak rak w imadle.
A jeśli runie do opery
to bractwo niekumate?
To tak, jak gdyby młode byczki
wypuścić na trawiatę.
Pobodą się, rogami zrobią
w libretcie szpetne dziury,
finał zawloką na racicach
gdzieś tam do uwertury,
Alfredo będzie dla nich płachtą,
Violetta zwykłą zdzirą,
oboje głupi zaś, bo czemu
nie wskoczą zaraz w wyro?
Zaraz mi szepną pedagodzy,
że trza wychować byczka…
Może. Lecz czasem zwiać jest lepiej
przed byczkiem do koszyczka. 🙄
Tereso,
Bardzo, bardzo ci dziekuję! Nie wiedziałam o tym wydawnictwie.
Bobiku,
Piekny wierszyk! 🙂 Na szczęscie ponoć Doda i Wiśniewscy odchodzą po mału do lamusa 😉 !
Bobik! Absolutne cudo! Cudo!
Dawac tu Matylde! Szybko! Gdzie jest Matylda?
Małgosiu, to kto jest teraz na topie? Żebym wiedział, kogo mam uczcić w następnym wierszyku. 😆
Matylda jest w koszyczku, i jest po prostu zachwycona! Ja zreszta tez – prawdziwe cudo! Az zal wychodzic na niedzielny lunch. Bobiku, jestes wielki! 🙂 Chyba bede Was ukradkiem podgladac na komorce w restauracji…juz mam troche wypracowana technike dyskretnego podgladania, bez zwracania na siebie uwagi. Tylko pisac nie wypada, bo to jednak elegancka restauracja, i nowo-angielskie matrony marszczylyby na mnie nosy.
Cud, że mi przyszło na myśl, by poszukać, mimo niedowierzania, że jeszcze można to kupić, Małgosiu. Moi mili sąsiedzi mają, ich synek za trzy tygodnie będzie mieć sześć lat. Zapytam, czy już coś z kolekcji oglądał. Chodzi do przedszkola, ale trzeci rok mama wozi go na angielski (Helen Doron) i drugi rok na rosyjski, a pierwszy na aikido, poza tym maluje i rysuje, składa modele, no i dyskutuje. Bardzo się lubimy.
Coraz cwańsze te ludzkie szczeniaki ostatnio się robią. Jak nas, psów nie zaczną od zaraz jeszcze w przedszkolu wozić na angielski, to możemy zostać w tyle. 😯
A czy ma czas aby sie pobawic w kowbojow i Indian? Albo w co tam oni dzis sie bawia?
Musialam wyjsc do sklepu, gdzie mnie wszyscy znaja. Wiec nie wytrzymalam i wbrew ostremu zakazowi pani chirurg wykapalam sie – pierwszy raz od czwartku. Calego czlowieka. Dobrze, ze nie zakazala mi chociaz majtek zmieniac. Jest mi bardzo dobrze, na ciele.
Ale pewnie bedzie sie znowu awanturowac w przyszly czwartek, kiedy przyjde na zmiane opatrunkow. Trudno.
Mysle, ze to sa jakies jej slowackie fanaberie, ze 10 dni po malym zabiegu nie wolno sie kapac.
Że nie wolno kąpać ciętego miejsca, to jeszcze rozumiem. Ale reszty? Na drzewo z takimi zakazami!
WandaTX nie może się tu dostać, coś ją wyrzuca. Bobiku, jest coś na lekarstwo?
Bobiku, pogubiłam się totalnie , jeśli chodzi o „gwiazdy”. Ale na pewno parę razy usłyszałam , że era Dody i Wiśniewskich mija. Jakie szczęście!!! Ponoć o zgrozo! gwiazdą jest niejaka Jola Rutowicz!!!! :chock: , zabij mnie, a nie powiem dlaczego! Coż ja mogę, skoro nazwiska gwiazd są mi obce…..Zdecydowanie jestem niedoinformowana. Jakiś czas temu o moją wiedzę „dbała” Maria Czubaszek raz w tygodniu mając swe wejście w ”czterech porach roku” w radiowej jedynce. Szkoda, że się to skończyło… Zawsze nieźle sie obśmiałam. 🙂
Wysłałem mail do Wandy TX, może wspólnymi siłami coś wymyślimy. Musi tylko uważać, żeby nie wylądował w spamie. 😉
Czy Jola Rutowicz jest w czymkolwiek lepsza od Dody? 😯
Nie wiem i ja kto zacz JR, ale to nie w niej jest problem… Ja mniemam, że lansujący idą na wielką łatwiznę, żeby nie użyć mocniejszego słowa.
Bobiku też nie wiem i w zupełnosci zgadzam sie z Teresą. Czasem sobie myślę, jak powinno się nazywać wybitne jednostki, zasłużone dla kultury, skoro gwiazdą jest dzieweczka czy młodzieniec grający w jakimś tasiemcu czy reklamówce. Albo (jak to mówiła M. Czubaszek) znana z tego, że jest znana.
To jest chyba mechanizm błędnego koła. Publiczność pożąda czegoś łatwego i przyjemnego, więc lansujący jej to serwują, w związku z czym w publiczności wyrabia się przekonanie, że to jest właśnie standard i normalka i nie wpadnie jej do głowy pożądać czego innego, no to dlaczego co innego mieliby jej rzucać na żer lansujący.
Ale kultura elitarna i masowa istniała od zawsze, więc o sam fakt chyba nie ma co rozdzierać szat. Może tylko o proporcje.
Regina FOREVER!!!
http://uk.youtube.com/watch?v=BSJQ1St1OnQ
O tych proporcjach możnaby w nieskończoność, Bobiku.
W nieskończoność to ja nie chcę, bo tam jest za duży tłok. 😀
Zna ktoś może film „Don Juan de Marco”? Warto oglądać?
Ja też nie chcę 😉 , gdzieżby.
Bobiku, warto.
Haneczko, a coś więcej? Dwa słowa. No, może trzy. 🙂
http://www.netflix.com/Movie/Don_Juan_De_Marco/452226?mqso=80020215&partid=Don_Juan_De_Marco
Z Marlonem wszystko warto
No, chyba żyć z nim nie było warto. Dla swoich to on zdaje się szczególnie przyjemny nie był. 🙁
Regina FOREVER, a dzieci wokol niej sliczne. Przypomnialy tez zagladajacej mi przez ramie osobie, jak grywal w orkiestrach szkolnych na trabce. 🙂
Jak obiad? Co dawali?
To byl bardzo prosty nowoangielski obiad/lunch, z zupa z dyni, i porzadnym pot roast (bez marchewek), po czym na deser placek zurawinowowo-jablkowy. My tam chodzimy czasem na niedzielne obiady glownie zw wzgledu na atmosfere, bo jest to w Colonial Inn, ktora jest w tym samym miejscu, funkcjonujac bez przerwy, od 1735 roku. Zatrzymywaly sie tam rozne postacie z historii amerykanskiej, na scianach wisza ich stare zdjecia, i w ogole jest atmosfera. Do tego, Heleno, przeczytalam tam wlasnie Twoj opis na co ci lekarka pozwala i nie pozwala, dyskretnie operujac torebka, w taki sposob, ze szacowne panie przy stoliku obok na pewno sie nie domyslily -i nie wiedzialy, czemu nagle sie smieje. 🙂
Moniko, córcie lubią wyjść do restauracji?
No to idę oglądać tego don Juana. Na Waszą odpowiedzialność! 😉
Colonial Inn sounds OK. Zupe z dyni, a raczej z butternuta ja tez robie o tej porze roku czesto dla E, bo ona lubi.
We wtorek rano ide wybierac prezydenta, a cala noc bedziemy ogladaly wybory.Z butelka szampana i funtem leonidasow.. Az padniemy. To juz tradycja, ze E kibicuje.
Ja zaś śnić. Dobranoc.
Helenko, u E. masz internet?, żeby nam słać sprawozdania?
Pewnie, ze mam.
To bedziemy razem glosowaly, z tym, ze Ty o piec godzin przede mna. Wanda z Teksasu juz glosowala wczesniej. Bedzie co ogladac i sledzic, bo troche spadaja punkty Obamie i nie jest wcale pewne, jaki bedzie wynik. Byleby tylko znowu w koncu sie nie skonczylo na decyzjach Sadu Najwyzszego. Bo oni na pewno wybiora Sare Palin – w koncu to prawie sami mezczyzni. Sarah Palin zas ma podobne poglady na temat demokracji, co inny Twoj ulubieniec – ten od zawlaszczania ptifurkow.
No, moze oczko lepiej od pozeracza ptifurkowego, w koncu nie wychowala sie na Zoliborzu, tylko wsrod bialych niedzwiedzi, czy co oni tam maja! Z Sara rzeczywiscie byla straszna wpadka, ale wciaz jeszcze lepiej niz ten psychowaty 🙂 🙂 🙂
Moja Mama rez sie wybiera, wlasnie z nia rozmawialam i dowiedzialam sie, ze dzis wsiadla pierwszy raz do samochodu i pojechala do Piblix zrobic zakupy! W piatek miala druga chemie (jeszcze cztery). Troche sie denerwuje z jej prowadzeniem, ale i ciesze sie, ze sie usamodzielnia.
Tak sie ciesze, Heleno z wiadomosci o Mamie. 🙂
A z psychowatym pewnie nikt nie moze sie rownac. Matylda idzie z nami przez miasto, wszedzie znaki wyborcze, i liczy ile na ktorego kandydata. Widzi znak z Palin (w Massachusetts, jak wiesz dosc rzadki) i mowi – „Mamo, a co jak wygra ta pani, co wierzy, ze dinozaury zyly w tym samym czasie co ludzie?”. A na to Zosia (cztery lata, osobowosc z uzdolnieniami do nauk scislych – po ojcu): „Matyldo, trzeba jej kupic jakies ksiazki i poslac, moze encyklopedie dla dzieci?” 🙂
No, faktycznie warto było oglądać. 🙂
Radę Zosi należy oprawić w ramki, powiesić w miejscach publicznych, a przede wszystkim zastosować, nie tylko do S.P. Dziecięce encyklopedie dla polityków! I tabliczka mnożenia do stu! I „Byczek Fernando” trzy razy dziennie! Gdyby z powodzeniem zaliczyli te podstawy edukacji, to może jeszcze coś by z nich wyrosło. 😀
No, nieeee! Jeszcze jest Turkmen-basza!
Ale amerykańskim dzieciom na pewno trudno byłoby uwierzyć, że on jest naprawdę. 😀
Otwieram oczy, otwieram radio, a tu – Swieto Narodowe. Wygralismy (albo ktos nazwisjuem Lewis Hamilton) Formule 1.
Whatever…..