Szybki najmita
Księżyc na niebo wyszedł trochę bokiem,
w jeziorze słodko spały wszystkie rybki,
a w stronę knajpy sunął raźnym krokiem
najmita szybki.
Bo wolny to on był w roboty trakcie,
lecz potem, gdy wypłaty blask zaświtał,
krzyknął „wolności! A niech trafi szlag cię!”,
szybki najmita.
I dodał gazu, lecąc jak rakieta
tam, gdzie już czekał browar, w occie grzybki,
śledź po japońsku, tatar i lorneta,
najmita szybki…
Obok mnie w autobusie stał najmita już po biesiadzie.
Dawał z siebie opary czystego spirytusu. Zastanawiałam się ile tego trzeba wypić, żeby taki świeży cug mieć. Miałam obawy, że od wdychania oparów będzie mi trudno wysiąść.
I zaraz przypomniał mi się Amsterdam. Marycha wisiała w powietrzu w całym mieście, a co krok ktoś dokładał następne porcje i też zastanawiałam się w jakim stopniu uczestniczę w tej konsumpcji.
Nawet podobało mi się to trochę.
Zapach marychy w Amsterdamie – nie do zapomnienia.
Po powrocie do domu próbowałam opisać ten zapach panu mężowi. I wyszedł mi (słownie) zapach słodko-leśny…
Szybki najmita był tak szybki, że zmieścił się w trzech zwrotkach.
Dziękuję, PA.
Kinga odpowiedziała Konopnickiej, jednocześnie uwspółcześniła obraz.
Wydaje mi się, że ludzie sięgają po alkohol, bo nie radzą sobie z życiem, niezależnie od statusu społecznego.
I łatwo się uzależnić od znieczulenia.
Ja należę do osób, które łatwo wpadają w uzależnienia i z trudem wychodzą, ale jakoś się udaje.
Mnie generalnie żal tych ludzi, ale historia wskazuje, że ludziska od zawsze używali jakiś oszołomiaczy.
Zresztą nie tylko ludziska, zwierzęta też lubią. A co?
Niech się święci 20 lat w UE! 😉
Tak, Tetryku, drugie najważniejsze wydarzenie historyczne w moim życiu, w którym brałam udział.
Pierwsze to odzyskanie niepodległości w 1989 r. i to wejście do UE.
Ludzie, którzy nie pamietają PRL-u nie są w stanie docenić tego co to dla nas znaczy.
Ja nawet nie marzyłam, że mogą się wydarzyć takie cuda.
I rozumiem marzenie Ukraińców.
Mam te same najważniejsze daty mojego życia. Też nie marzyłem. Jedyną dobrą stroną czasów komuny było to, że byłem młody, ale już wówczas dokładnie zdawałem sobie sprawę jak mi tę młodość zabierają. Przecież nie musiałbym marzyć o wyjeździe, a potem, gdy się udało, spędzić tyle lat na tułaczce po świecie gdybyśmy mieli to, co młodzi mają dzisiaj. i, masz rację, w ogóle nie wiedzą, że mogłoby być inaczej.
6 maja 2024 godz. 20:30 w tvp1 beda “Zapiski z wygnania”. Czytalem ksiazke, bylem w teatrze Pani Krystyny Jandy, teraz obejrze w tv. Jesli ktos nie widzial lub widzial – polecam!
Dzięki, Nowy, obejrzę.
Kiedyś do mnie odezwała się kobieta na FB, emigrantka 68 roku.
Jest w moim wieku i miała potrzebę wymiany myśli i wspomnień. Do dzisiaj przesyła mi różne życzenia dając dowód pamięci. Ale nie o to chodzi. Tylko raz w naszej wymianie myśli zdarzyło się jej wyrazić żal i ból, że tu sobie żyjemy jak w raju, a jej rodzina została wypędzona, pozbawiona obywatelstwa i ona musi żyć w tym kraju, który nie jest jej ojczyzną.
Tylko raz, a ja nigdy tego nie zapominam.
„Mam te same najważniejsze daty mojego życia. Też nie marzyłem. Jedyną dobrą stroną czasów komuny było to, że byłem młody, ale już wówczas dokładnie zdawałem sobie sprawę jak mi tę młodość zabierają.”
Nie byłbyś dzisaj tym, kim jesteś, gdybyś nie przeżył tego, co przeżyłeś. Nikt rodząc się w takich czy innych okolicznościach historii nie ma gwarancji na to, co się wydarzy.
Nic dwa razy się nie zdarza
I nie zdarzy, z tej przyczyny
Zrodziliśmy się bez wprawy
I pomrzemy bez rutyny
Choćbyśmy uczniami byli
Najtępszymi w szkole świata
Nie będziemy repetować
Żadnej zimy ani lata
Żaden dzień się nie powtórzy
Nie ma dwóch podobnych nocy
Dwóch tych samych pocałunków
Dwóch jednakich spojrzeń w oczy
Wczoraj, kiedy twoje imię
Ktoś wymówił przy mnie głośno
Tak mi było, jakby róża
Przez otwarte wpadła okno
Wczoraj, kiedy twoje imię
Ktoś wymówił przy mnie głośno
Tak mi było, jakby róża
Przez otwarte wpadła okno
Dziś, kiedy jesteśmy razem
Odwróciłam twarz ku ścianie
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć
Miniеsz – a więc to jest piękne
Wczoraj, kiedy twojе imię
Ktoś wymówił przy mnie głośno
Tak mi było, jakby róża
Przez otwarte wpadła okno
Wczoraj, kiedy twoje imię
Ktoś wymówił przy mnie głośno
Tak mi było, jakby róża
Przez otwarte wpadła okno
Uśmiechnięci, współobjęci
Próbujemy szukać zgody
Choć różnimy się od siebie
Jak dwie krople czystej wody
Uśmiechnięci, współobjęci
Próbujemy szukać zgody
Choć różnimy się od siebie
Jak dwie krople czystej wody
Czemu ty się, zła godzino
Z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć
Miniesz – a więc to jest piękne
mt7,
bardzo to wzruszające co piszesz. Przypuszczam, że kobieta zna Twoją opinię na tamte czasy i po prostu nie chce komplikować sytuacji ani Ci robić przykrości.
Tutaj Sabina Barel, autorka książki i osoba która przez to musiała przejść w rozmowie z Olgą Tokarczuk, dla mnie niezapomniane spotkanie, niezapomniany wywiad, tak jak książka czy spektakl z Panią Krystyną.
https://www.youtube.com/watch?v=iO30NgPViI4
Spotkanie (link) prowadziła synowa profesora Gleichgewichta!
Czekam na jutrzejszy spektakl. Książkę przeczytałam.
Mar-Jo, dziękuję! Nie wiedziałem, a oglądałem dwa czy trzy razy.
Nieco z innej beczki. Zachodzę czasami do księgarni ŻIH i do księgarni w POLIN. Gdy znajdę coś o Zuzannie Ginczance kupuję w ciemno. Mam wszystko co mogłem znaleźć, chociaż to nie wszystko co się ukazało. Tak było i tym razem – „Swojskość, obcość, różnorodność. Wokół Zuzanny Ginczanki – znalazło się natychmiast w mojej biblioteczce. Tam też znalazł się też esej Pani Joanny Lisek o poezji jidysz. Zacząłem szukać w internecie i znalazłem, wśród wielu innych, to piękne nagranie. Pewnie wszyscy Blogowicze znają, jeśli tak, to przypomnę, jeśli nie, to poznają. Dla mnie piękne.
https://www.facebook.com/watch/?v=2890502714570700
Oczywiście zagląda kto chce.
Ginczanka wydaje się nieco kontrowersyjną osobą, chociaż ja uważam, że nie mam prawa osądzać zachowania ludzi w obliczu zagrożenia utratą życia.
Chętnie wysłucham nagrania.
Na razie szykuję się na dzisiejszy spektakl.
Teatr Telewizji: reaktywacja! Będzie co oglądać po latach wielkiej smuty w TVP
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/2255053,1,teatr-telewizji-reaktywacja-bedzie-co-ogladac-po-latach-wielkiej-smuty-w-tvp.read
Począwszy od 6 maja, w TVP1 i TVP Kultura będzie można zobaczyć telewizyjne wersje najgłośniejszych spektakli ostatnich lat. Prawdziwych hitów. Dla nich warto sobie przypomnieć o istnieniu TVP i telewizyjnej ramówki.
Na fali dobrych zmian w Polsce i w TVP odradza się też Teatr Telewizji. Przez ostatnie osiem lat był odzwierciedleniem smętnej wizji kultury PiS z przyległościami, po powrocie prawdziwych fachowców nadrabia stracone lata. W maju w TVP1 i w TVP Kultura będzie można zobaczyć telewizyjne wersje najgłośniejszych spektakli ostatnich lat. Prawdziwych hitów. Dla nich warto sobie przypomnieć o istnieniu TVP i telewizyjnej ramówki.
Janda i Kuncewiczowa
Majowy pochód teatralnego dobra rozpocznie Krystyna Janda poruszającym do głębi, mówiono-śpiewanym monodramem „Zapiski z wygnania”. Oparte na autobiograficznej książce Sabiny Baral, która opisała wydarzenia marca 1968 r. z własnej perspektywy, studentki polonistyki z Wrocławia, szykanowanej i nękanej za żydowskie korzenie, w końcu wyrzuconej wraz z rodziną z własnego kraju.
Podczas premiery w marcu 2018 r. w Teatrze Polonia (reż. Magda Umer) nie było chyba na widowni osoby, która nie szukałaby w torbie czy kieszeni chusteczek. Poruszała osobista historia, mocny, pełen wstrząsających detali tekst, wyciszone wykonanie Jandy, stojącej w czerni w głębi sceny. I kontekst. Spektakl mógłby przypominać okolicznościowo zamkniętą historię sprzed półwiecza, koszmarną, czarną kartę w naszych dziejach, ale dzięki PiS-owi, który wybudził demony antysemityzmu, nacjonalizmu i walki z wszelką innością – stał się boleśnie współczesny. „My wyjechaliśmy, a wy zostaniecie z waszym antysemityzmem sami”, mówi za Baral Janda, a na ekranie za nią wyświetlane są kadry z Marszu Niepodległości z 2017 r., z hasłami „Polska dla Polaków” i wielką zaciśniętą pięścią na sztandarach. To był czas, gdy wielu Polaków zastanawiało się, czy nie podzieli losów swoich żydowskich rodaków.
TVP1, 6 maja, godz. 20:30.
Ten link z godziny 00:46 nie ma nic wspolnego z Ginczanka.
Miałeś rację, ten spektakl jest wstrząsający.
Powinien go zobaczyć każdy człowiek w Polsce, może to by coś w nich zmieniło.
mt7 – też jestem kilka minut po… Też wstrząśnięty, jak po spektaklu w teatrze (była tam też Pani Sabina).
Czy gdyby każdy Polak obejrzał coś by to zmieniło? Mam ogromne wątpliwości. Czytam właśnie „Białystok” Marcina Kąckiego. Jeśli ta książka nie wpadła Ci jeszcze do ręki to polecam. Już od dawna zastanawiam się co by było, gdyby znowu się coś wydarzyło. Nie chcę pisać, ale moje myśli są czarne…
Co do Ginczanki – przeczytałem niemal wszystko co mogłem, głównie prace Pani Profesor Izoldy Kiec, ale też 'Musisz tam wrócić” Marii Stauber, czy interpretację wiersza „Ballada o Żydziaku” Pani Profesor Joanny Maleszyńskiej. Poruszający jest wiersz „Przypadek”, bardzo poruszający, a trzeba pamiętać, że te wiersze pisała w wieku 16 – 17 lat, jeszcze długo przed wojną. Nigdzie nie znalazłem śladu, który byłby kontrowersyjny w jej życiorysie. Raz ledwo uszła z życiem przez donos niejakiej Chominowej, Polki, drugi raz, w Krakowie, już to się nie udało, znowu donos…
Każdy powinien też znać „Non omnis moriar” kierowanym do Chominowej. Każdy!
Długo nie mogłam zasnąć…
Przepraszam, Nowy.
Bezmyślne pomyliłam Ginczankę z Wierą Gran.
mt7,
Nie masz za co przepraszać, pomyłka każdemu może się zdarzyć, nikogo nie omija.
Wiera Gran rzeczywiście jest postacią kontrowersyjną, o ile pamiętam ma coś z tym wspólnego Władysław Szpilman, ale mogę się mylić. Też nie osądzam i oczywiście bardzo trudno powiedzieć, co każdy z nas zrobiłby w obliczu takiej tragedii, takiego niebezpieczeństwa.
15 czerwca 2024 o godzinie 19:00 w teatrze Kamienica będzie można zobaczyć grany od jakiegoś czasu spektakl Wiera Gran. Koniecznie chcę iść!
To recenzja Chochlika
Ja, niżej podpisany – Chochlik kulturalny, będąc w pełni władz umysłowych, choć nieco poszkodowany na ciele, oświadczam, że wyszedłem dziś z Teatru Kamienica z mocnym postanowieniem, że będę wracał na „Wierę Gran” tak często, jak to będzie tylko możliwe. Po raz drugi też czuję się w obowiązku oświadczyć, że to, co na kameralnej scenie Piwnicy Warsza wyczynia Justyna Sieńczyłło, wymyka się nie tylko stereotypowemu myśleniu o teatrze, ale też przywraca wiarę w istnienie teatru, w którym sztuka to prawda, a aktor nie może kłamać ani przypochlebiać się gustom publiczności.
Włodzimierz Neubart/Chochlik kulturalny
A może Szanownych Koszyczkowych Bywalców zainteresuje unikatowy zbiór utworów napisanych w języku jidysz i przetłumaczonych przez Michała Friedmana. Kolekcja nawiązuje tytułem do słynnej serii, która wychodziła pod koniec dwudziestego wieku w Wydawnictwie Dolnośląskim, a której redaktorem był właśnie Michał Friedman.
Kolekcję otwiera dwanaście książek. Są to dzieła klasyków literatury żydowskiej takich jak: Alter Kacyzne, Icchok Lejb Perec, Szolem-Alejchem, Mendele Mojcher-Sforim czy Jehoszua Perle. Udostępniamy również dwie książki, które w przystępny sposób przybliżają laikom podwaliny żydowskiej kultury: Ze skarbnicy midraszy i Agady talmudyczne. Duża część tych książek tworzona była na terenie Polski, a jest u nas prawie nieznana.
https://wolnelektury.pl/katalog/lektury/biblioteka-pisarzy-zydowskich-im-michala-friedmana
Dziękuję, Siódemeczko. Mnie ten link bardzo zainteresował.
Nowy, Siodemeczko, bardzo, bardzo dziekuje za linki.
Meki – ja tez dziękuję. Zawsze to miło zobaczyć, że ktoś otworzył linki, a reakcja świadczy, że były ważne, ciekawe, albo tylko spełniające czyjeś oczekiwania. Dzięki wielkie.
Hej, wpadam w przerwie między różnymi wydarzeniami i zajęciami, których cała masa, żeby Wam pomachać i powiedzieć, że też oglądałam Jandę i że dla mnie też w tej opowieści było wiele zaskoczeń. Mimo że niejedno przecież widziałam i niejedną osobę odprowadzałam na Dworzec Gdański. Ale one, straszliwie zmęczone wszystkimi szykanami, nie bardzo były w stanie opowiadać, przez co musieli przejść.
Dopiero więc np. dzięki zdaniu u Sabiny Baral, że zabronione było wywożenie jakichkolwiek rękopisów, nawet własnych (!), zrozumiałam, dlaczego młoda (wówczas), świeżo poślubiona żona (pierwsza) mojego ciotecznego brata zostawiła tu trzy zeszyty swoich pamiętników. Myślałam, że to był gest symboliczny zerwania z przeszłością, a to była po prostu konieczność.
Wiedziałam, że przeprawy z celnikami były ohydne i upadlające, ale nie wiedziałam, że celnicy jeszcze doczepiali się do tych biedaków w pociągu! Straszne.
Prawdę mówiąc z przypadkiem takim jak Sabiny nie zetknęłam się bliżej. Osoby szczególnie mi bliskie wyjeżdżały później niż ona: mój szkolny serdeczny przyjaciel – latem 1969 r., kuzyn z żoną – trochę później, a jego rodzice, za nimi – w 1971 r. I to też były inne sytuacje wyjazdowe: mój przyjaciel Janek jechał od razu do Izraela, tym bardziej, że tam mieszkali już jego ojciec i siostra. Moi kuzynostwo wyjeżdżali już w momencie, gdy zaczęła przyjmować emigrantów Szwecja, więc wybrali ten kierunek, żeby być blisko swoich rodzin. A ciotka z wujem pojechali za nimi. Nie przeżyli więc tej kolejowej gehenny, tyle tylko, że musieli poddać się takim absurdom, jak wyrobienie sobie obowiązkowo wizy czechosłowackiej (pamiętam jak dziś uzasadnienie: „emigrace do Israele”), choć przecież wiadomo było, że wsiadają w samolot i lecą do Sztokholmu. Nawiasem mówiąc, ciotka, która była osobą energiczną i inteligentną – w Warszawie była kierowniczką przedszkola uznawanego za jedno z najlepszych w mieście – nauczyła się języka i zaaklimatyzowała się na tyle, że jeszcze pracowała jako laborantka, a przecież była już po 50-ce. Więc to, jak sobie kto radził, było też kwestią osobowości. Moje domowe panie nie chciały wyjeżdżać, zresztą z perspektywy nie dziwię się, bo jeśli ktoś miał za sobą ciężką wojenną podróż do Azji Środkowej i z powrotem, to raczej jest to wykańczające, a one były starsze od swojej „szwedzkiej” siostry i delikatniejsze z charakteru. Ja byłam niepełnoletnia i choć chciałam wtedy wyjechać, nie mogłam.
Podobną drogę do tej, którą przeszła Sabina, przeszedł Romek, mój kolega pianista i krytyk, który czasem odzywa się u mnie na blogu. Też: Warszawa-Wiedeń-Rzym-Stany Zjednoczone. Nie wspomina jednak tych czasów aż tak dramatycznie – i to też pewnie jest cecha osobowościowa, a i też oni wylecieli z Polski samolotem, więc ominął ich dodatkowy „rekiet” celników. Zrobiłam z nim swego czasu temu rozmowę do nieistniejącego już wówczas „Midrasza”, która jest w sieci dzięki niemu, bo wrzucił ją na Reunion69:
https://dzismis.com/2018/08/09/pol-wieku-w-nowym-jorku-cz-1/
https://dzismis.com/2018/08/10/pol-wieku-w-nowym-jorku-cz-2/
https://dzismis.com/2018/08/11/pol-wieku-w-nowym-jorku-cz-3/
I jeszcze ciekawostka z ostatnich dni.
Obchodziliśmy ostatnio w redakcji 30-lecie naszego naczelnego na tym stanowisku. W związku z tym była mała uroczystość, na której przemówiło kilkoro kolegów, w tym nasz nestor Marian Turski, który na początek rzucił dowcipem, że poproszono go o to, żeby powiedzieć coś o Jurku, więc on oczywiście powie coś o sobie.
I opowiedział: że w latach 60. był na stypendium w Stanach Zjednoczonych, więc gdy przyszedł 1968 r., Amerykanie dali mu znać, że w razie czego mają dla niego posadę. Ale on po namyśle odpowiedział, że nie może zrobić tego swoim kolegom z „Polityki”, która jako jedyna w tym czasie zachowała się przyzwoicie. „Oni nie mogą wyjechać, więc jak ja mógłbym?”. Bo „P” pielęgnowała wartości, a obecny naczelny to kontynuuje. „I za to cię kocham, Jurku” zakończył i uściskał go. Wszyscy się wzruszyliśmy. Marianek nasz kończy w czerwcu 98 lat…
Bardzo szanuję i więcej niż lubię Pana Mariana Turskiego.
I Dorę i zespół Polityki.
Towarzyszy mi od czasów liceum.
To jest klasa dziennikarstwa i profesjonalizmu, którą teraz trudno znaleźć.
Dzięki za wieści, Doro. 🙂
Obudziłem się o 3 nad ranem, przeczytałem wszystkie części „Pół wieku w Nowym Jorku”. Różne odczucia – oczywiście od smutku, poprzez lepsze chwile, a na koniec te najlepsze, które mimo wszystko dobrze się kończyły.
Wszystko naszpikowane z mojej strony nutką zazdrości – od zawsze zazdroszczę ludziom talentów i wiedzy muzycznej. Bardzo ubogi mój muzyczny światek. Trudno! Ale i tak dziękuję!
Szczecin w minioną niedzielę wspominał Monikę Szwaję (u nas: Nisię).
https://www.facebook.com/watch?v=989466492742389
Dzięki, Mar-Jo. Wzruszyłam się. To piękne, że pamiętacie o Niej i urządzacie dni pamięci.
Ciągle pamietam, kiedy dostałam wiadomośc o jej odejściu, byłam z rodziną w Lizbonie. Wstrząsnęła mną, bo nic nie było wiadomo o chorobie Nisi.
A ja byłam wtedy z Mar-Jo w Szczecinie…
Pamiętam, Pani Kierowniczko. Wiadomość nas powaliła.
Straszna nawałnica w moim mieście przeszła.
Kolejny raz zalało nam garaż. Widzimy konieczność przebudowy odpływu przed drzwiami garażowymi.Jak zwykle zrobimy to „tymi ręcami”…
Przepraszam za prozaiczny temat , ale nieprozaicznych zaczynam się bać.
Te ręce mogłyby się trochę zbuntować czasami.
Powiedziała osoba, która uważa/ła, że sama zrobi wszystko najlepiej. 🙂
Współczuję, Mar-Jo.
Jak może wyglądać nawałnica dowiedziałam się parę lat temu w Sewilli. Padał sobie średnio zaawansowany deszcz i kiedy już byłam blisko domu nagle zerwał się huragan, ulicą obok domu wdarła się kaskada wody, jakby morze wystapiło z brzegów i miało zatopić miasto. Ciężkie metalowe stoliki i krzesła, wszystko co napotkało po drodze unosiło się w powiewtrzu i wodzie. Porywało z sobą drzewa.
Szczęśliwie kompleks budynków zasłonił mnie i inne osoby. Nie wiem, co by było gdybym była z boku budynku na drodze szkwału.
Zjawisko trwało dosyć krótko, ale w mieście wyrządziło duże szkody i długo było słychać sygnały karetek.
Nigdy nie widziałam równie gwałtownego i niespodziewanego żywiołu, mogę więc chociaż trochę wyobrazić sobie, jak wygląda prawdziwy huragan niszczący wszystko po drodze.
Zmarła Ludka Wujec 😥
Ładnie napisał o niej syn Paweł (z którym kiedyś razem pracowaliśmy w „GW”), że nigdy nikt jej nie nazywał Ludwiką. Bo tak było.
Od dawna było wiadomo, że jest chora, ale trzymała się dzielnie. Jak wcześniej Henio.
Ludka i Henio. Nigdy inaczej.
Smutno bardzo.
Piękni Ludzie.
Ubywa Ich w strasznym tempie…
Tak, bardzo smutno.
Mój świat gwałtownie się kurczy.
A ich szczególnie brak.
Zastanawia mnie dlaczego nikt nie pisze w przestrzeni publicznej, że wszystkim nieszczęściom Żydów winni są chrześcijanie, przecież to oni nauczyli narody nienawiści do Żydów „Bogobójców”.
I wytrwale przez wieki ją pogłębiali.
Żadnej refleksji nad historią, żadnej refleksji nad winą i odpowiedzialnością. Nic.
2 tys. lat i ciągle ta sama śpiewka i ta sama nienawiść przybrana w różne szaty.
Największy paradoks, że to grupka Żydów założyła ten odłam judaizmu.
Gdybyż wiedzieli, co zgotują swjemu narodowi.
Zastapic „wszystkim nieszczesciom swiata winni sa Zydzi” – nieszczesciom Zydow winni sa chrzescijanie – nie byloby latwe. Gorzej, ze tak zwani „swiatli”, smietanka swiata i przyszli liderzy sa tak zupelnie nieswiadomi tego, ze inaczej traktuja Izrael niz wszystkie inne kraje. Gdyby Izrael zamieszkiwali Persowie, Czesi czy Japonczycy to wojna w Gazie kampusy studenckie nie zajmowalyby sie wiecej niz traktowaniem uigurow i innych muzulmanow w Chinach. Wieki judzenia przeciw Zydom nie mogly nie dac rezultatu. Dzis antysemityzmem nie wszystkim wypada sie popisywac. Antyizraelskosc nobilituje. A „syjonista” dalej pisze sie i mysli sie przez „z” z kropka. Tylko co goretsze wybuchy nienawisci do Zyda przemieszczaja sie geograficznie.
https://zaxid.net/resources/photos/news/202405/1586421_3043578.jpg?20240529132837&q=65
Jakby mało było wojny!
To jest ujście rzeki Zbrucz do Dniestru. Mam zjęcie mojego Ojca z rekrutami (rok chyba 1936), wykonane w tym miejscu. Wody było ponad 2 metry…