* * *

sob., 29 sierpnia 2015, 18:34
Kinga, 21.07.2015

zdjęcie z 21 lipca tego roku

Szanowna Frekwencjo, dzisiaj muszę po raz pierwszy pojawić się na blogu osobiście – z bardzo smutnej okazji. Kinga zmarła przed godziną. Nie potrafię wyrazić, co czuję i chyba jeszcze nie do końca do mnie to dociera.

Zgodnie z życzeniem Kingi pozostawię blog w sieci tak długo, jak Frekwencja będzie sobie tego życzyć.
Oczywiście Bobika nikt nie zastąpi, ale jako wpisów będę mógł używać tekstów, które Bobik pisał w komentarzach i które nie były w inny sposób wykorzystane.

Chciałbym w imieniu Kingi podziękować całemu Koszykowi za okazane serce. Była w ostatnich dniach naprawdę bardzo szczęśliwa i wdzięczna za tyle dowodów miłości ze strony zarówno bliskich, jak i dotąd nieznanych przyjaciół. Zrobiliście to, o czym pisała w tytułowym wierszu swojego debiutanckiego tomiku poezji „Minuta mówienia” przed 35 laty:

mówmy o nich tak
by przed śmiercią jeszcze poznali
treść naszego o nich milczenia

 

 

Koniec lata

pon., 24 sierpnia 2015, 00:39

Ogon jeszcze potrafił zerwać się do beztroskich podrygów, ale Bobik dobrze wiedział, jak jest naprawdę. Nadeszła pora robienia bilansów, zamykania furtek, wrzucania klucza w morze. Jesień – już późna, choć wiele wcześniejsza, niż się spodziewał. Ale któż się spodziewa wcześniejszej jesieni?
Myślał o ludziach, których dziwnym trafem udało mu się pokochać dopiero pod koniec lata. Tej miłości też się nie spodziewał i był za nią niezwykle wdzięczny Losowi, który poza tym okazał się średnio łaskawy. Ale dla kogo Los bywa całkiem łaskawy?
Smutno mu było, że musi blog zostawić na pastwę tegoż Losu, który już nieraz okazał się nieprzewidywalnym wariatem, wymyślającym opcje gorsze jeszcze niż poeci albo filozofowie. Ale czy miał na to jakikolwiek wpływ? Nie miał. A jego smutek z tego powodu nie sięgał w rejony nadmiernie rozpaczliwe. Bo jakoś tak się składało, że Bobik we wszelkich sytuacjach okazywał się pieskiem racjonalnym i mocno stojącym na ziemi wszystkimi czterema kudłatymi odnóżami.
Pożegnania są trudne. Ale i powitanie świata jest trudne, a że potem będzie łatwiej nikt nam nie obiecuje. Za to zapewniam was, że nieraz będzie zabawniej. Sprawdzone.
Znacznie trudniej jest się żegnać, ale i z tym można sobie poradzić. Pocieszyć Labradorkę, wypić herbatę, pilnować torebki, nie zapomnieć o uśmiechu. No i rzecz nieodzowna – w porę przestać pracować.

Czy śpisz spokojnie, czy grzeszysz,
wujenką-ś jest, czy też wujem,
nie może szyld cię nie cieszyć:
CISZA! BOBIK PRACUJE!

Cóż, że tak rzadkie okapi,
cóż, że gdzieś mnoży się ujem-
ny przyrost, gdy widać napis:
CISZA! BOBIK PRACUJE!

Kto nazbyt gromko zakrzyknął,
ten w brodę sam sobie pluje,
wszak zna już wieść tę niezwykłą:
CISZA! BOBIK PRACUJE!

Ach, zblednie niejedno liczko,
gdy smętne, cmentarne tuje
pochylą się nad tabliczką:
BOBIK JUZ NIE PRACUJE!

Niedokończony wierszyk o dziewczynkach i chłopczykach

sob., 15 sierpnia 2015, 16:54

Sam się za bardzo na tym nie znam,
ale słyszałem w okolicy,
że wszelki seksualny bezład
gorszy od raka jest macicy.

Wyniki statystyki nawet
bezład poprawić może krzynę,
i zwiększyć mołojecką sławę,
dla chłopców jednak, nie dziewczynek.

Bo gdy dziewczynkom, nie chłopczykom,
jakiś tam głupi rak zagraża,
to się wystarczy przestać bzykać
i nie ma co iść do lekarza,

a problem robi się po byku
z tego, gdzie dziurka jest, gdzie siusiak.
Po co masz szczepić się, chłopczyku,
jak w gruncie rzeczy byś nie musiał?

Dziewczynko ładna, miła, gracka
czy ci do szczepień serce płacze?
Chcesz znaleźć się w swawoli mackach?
to już na pewno lepszy raczek.

Jest w świecie kraj, gdzie nawet z raka
zrobi się sprawę ideolo.
Śmiać trzeba się, czy raczej płakać,
gdy publicyści tak …?

Nowy świątek

śr., 5 sierpnia 2015, 19:27

Do nieba stuknął kiedyś bram
ludowy, nowy świątek.
Szarmancki bardzo był dla dam,
i dobry dla zwierzątek,

miłością cieszył się on bab,
chłop także przed nim klękał
sam Epidiaskop, straszny drab,
był woskiem w jego rękach.

Nigdy jak sztywny nie stał koł,
z ust płynął mu miód pszczeli
potrafił wszystko, czego tknął,
połączyć nie podzielić.

Opatrznościowy mąż to był,
lepszy od w poście śledzia,
a tak swe cnoty skromnie krył,
że o nich nikt nie wiedział.

Więc kiedy do niebiańskich stref
specjalnym trafił szlakiem,
to zaczął sam Najwyższy Szef
okropną robić drakę,

Jakże to! – krzyczał – Ja mam dość!
Co to są za porządki!
Ukrywał tu wyraźnie ktoś
przede mną jakieś świątki!

Nikt wcześniej o tym zbiorze cnót
nie pisnął, nawet mgliście,
A teraz co? Potrzebny cud,
bo nie mam go na liście.

Tutaj się anioł włączył w grę,
skrzydlaty, cały w bieli,
i szepnął: szefie, cudem się
Polacy już zajęli.

Wybielacz, lukier, mediów zgiełk,
pamięci drobny zanik
i już ma świątka Kutno, Ełk,
czy Zgierz z przyległościami.

Szef aż ze swego tronu wstał
i mruknął: twardy orzech!
Na mitotwórczych potrzeb szał
i Bóg sam nie pomoże.

Lecz wiem… ten gość, co za tym tkwi,
do czyśćca będzie pchnięty,
zaś wizerunek weźcie i
wpiszcie do pocztu świętych.