Z życia poglądów
Niepopularny Pogląd nasunął głęboko na oczy czapkę z daszkiem i rozejrzał się po kawiarni. Było pogodne, sobotnie popołudnie i tłum rozgadanych poglądów siedział przy stolikach, popijając kawę lub chłodne, na lodowo rozgrzechotane drinki. Ach, jak zazdrościł tym wszystkim poglądom, beztroskim, nieświadomym kruchości egzystencji. Miały na twarzach wyraz czasem łagodnego, a czasem buńczucznego zadowolenia z siebie i wydawały się w ogóle nie przejmować się tym, że są na publicznym widoku. Chwilami wybuchały ironicznym śmiechem, kiedy indziej marszczyły czoło z zatroskaniem, ale żaden z nich nie sprawiał wrażenia zaszczutego i drżącego o całość swoich kości. Żaden nie rozglądał się niepewnie, a zarazem bacznie wokół siebie, w oczekiwaniu ciosu, który mógł nadejść w każdej chwili. Tylko on…
Nie rozumiał, dlaczego akurat jemu tak się to wszystko ułożyło. Do niedawna był przecież taki jak inni, ba, należał wręcz do wybrańców losu. Przyjmowano go w najlepszym towarzystwie, brylował wśród intelektualistów, budził szacunek wśród zwykłych ludzi, gdziekolwiek się pokazał, obdarzany był jeśli już nie względami, to przynajmniej pełną respektu uwagą. Nawet prezydent nie wstydził się zapraszać go do Belwederu, a publicyści do programów w porach największej oglądalności. Tak, do niedawna…
A potem nagle zaczęli się od niego odsuwać dziennikarze i politycy, później ludzie w tramwaju i supermarkecie, wreszcie nawet przyjaciele. Kiedy po raz pierwszy rzucił się na niego z bejsbolem inny pogląd, poczuł strach. Zaszył się w domu, rzadko wychodził na ulicę, nie pokazywał się w mediach ani na zebraniach. Ale tak strasznie ciągnęło go do kawiarni… Opierał się temu pociągowi dość długo, aż wreszcie dziś postanowił przemóc lęk i pooddychać chociaż chwilę kawiarnianą atmosferą. Podjął oczywiście pewne środki ostrożności, ubrał się całkiem inaczej niż zwykle, kupił tę głupawą czapkę, ale – jak się teraz okazało – nawet w tym ulubionym, tak dobrze znanym miejscu wcale nie czuł się swobodnie.
– Co to się porobiło! – szepnął sam do siebie i odczuł przemożną chęć podrapania się po łysinie. Odruchowo, bezmyślnie zdjął czapkę i dotknął palcami czubka głowy.
Przyglądający mu się od kilku minut niepozorny pogląd przy sąsiednim stoliku szepnął coś do swoich kumpli. Podnieśli się z miejsc zwarci, gotowi, pewni siebie, ufni w swoją zbiorową siłę.
– Panowie, tylko nie po oczach! – zdążył jeszcze krzyknąć bez sensu, zanim ogarnęła go ciemność.
najnowsze komentarze