Miasteczko z knajpą
Nareszcie! Schodziłem to miasteczko wszerz i wzdłuż i nigdzie nie zauważyłem niczego choćby z pozoru przypominającego knajpę. Sklepy były już zamknięte, a moje kiszki wygrywały coraz żałośniej preludia i uwertury, niedwuznacznie sugerując przejście do bardziej rozwiniętych form. Nie mogłem im dotąd zaproponować żadnych konkretów, ale teraz była szansa na triumfalny finał. Tam, na rogu, to była z całą pewnością restauracja. Szyld, neon, w oknie arkusz brystolu z mnóstwem ozdobnych zawijasów, otaczających reklamowy napis. Nawet krótkowidz już z odległości kilku kroków mógł odczytać: Polecamy bogaty wybór dań szczęsnych, dziarskich i duserów.
Wszedłem. W środku było pusto, trochę zatęchle, bukieciki sztucznych orchidei na stołach usiłowały wyglądać na wystrój wnętrza. Z zaplecza wyjrzała kelnerka i spojrzała na mnie z pewnym zaskoczeniem. Wykonałem przywołujący gest i usiadłem przy pierwszym z brzegu stole. Byłem zbyt głodny, żeby tracić czas na wybieranie miejsca.
Kelnerka zbliżyła się do mnie trochę nieufnie.
– Dla pana? – odezwała się ospałym głosem, nie podając karty.
– Trudno – pomyślałem sobie. – Widocznie wybór nie jest aż taki wielki. I próbując przełamać nieufność kobiety, zapytałem niemal przymilnie: może mi pani powiedzieć, co z tych szczęsnych dań by pani poleciła?
– Szczęsnych nie ma. Wyszły – zawiadomiła kelnerka, patrząc przez mnie jak przez szybę.
– Jak to wyszły? Wszystkie wyszły? – jęknąłem, czując gwałtowną reakcję kiszek.
– Ciężkie czasy były – wyjaśniła kelnerka niechętnie. – Konkurencja nas nie lubiła. To napadli, to podpalili, to zniszczyli. A jak nie mogli, to chociaż klientów odebrali. A potem już nie było konkurencji, ale szczęsne wyszły i nowych się robić nie opłaca. Nic się nie opłaca.
– Dziarskich też się nie opłaca robić? – zapytałem z niepokojem, ale zarazem odrobiną nadziei, że może ponure przewidywania mnie mylą.
– No, przecież mówię, że się nie opłaca. Ale pan się nie martwi, i tak by panu nie smakowały. Ja po kliencie widzę, jakie dania on lubi. Dziarskie wszystkie z takimi brązowymi sosami były. Pan by nie lubił.
– Chyba bym nie lubił – zgodziłem się potulnie. – To już mniejsza o dziarskie. Ale błagam, niech mi pani nie powie, że duserów też nie macie.
– Dusery mogą być – oświadczyła kelnerka bez nadmiernego entuzjazmu. – Tylko że z Kartą Klubową i na zamówienie. Dzień wcześniej. Inaczej nie zejdą i nie będzie się opłacało.
– Czy wy tu w ogóle macie coś do zjedzenia? – rzuciłem dość obcesowo, nie chcąc przedłużać tej chińskiej tortury.
– Czasem mamy – potwierdziła niemrawo siła gastronomiczna. – Wczoraj były jaja. Przedwczoraj niezły bigos. A wcześniej to nawet bitki. Ale wyszły. Co pan chce, ile się da nastarczyć?
Ja też wyszedłem. W progu, tknięty pewną myślą, obróciłem się i zadałem pytanie kelnerce, która jeszcze nie zdążyła zniknąć na zapleczu:
– Niech mi pani powie, skoro i tak niczego nie macie, po co ta szumna reklama?
Wytrzeszczyła na mnie oczy, pierwszy raz przejawiając coś w rodzaju ożywienia.
– No co pan? Musi być. Wszyscy tak robią. Spróbuj pan w dzisiejszych czasach sprzedać co bez reklamy.
A jakie to jest dobre dla dzieci i studentow! 14-letnia Briana, ktora jest bardzo zapalona czytelniczka (zmusila mnie do przeczytania Jane Eyre :oops:, a ja ja do The Quadroona Mayne Reida, bo sie rozgrywa na Jamajce), mowila mi ze w ciagu jednego tygodnia poznaje wiecej nieznanych sobie slow niz w ciagu calego roku szkolnego. A chodzi do najlepszej panstwowej szkoly na Florydzie!
Ach, Heleno, miodem mi dusza spływa! I nawet mi się już aż tak spać nie chce… za co jutro odpokutuję. Wczoraj źle tę cholerną komórę włączyłem, na co dzisiaj się źle obudziłem. Tylko o godzinę za późno 👿 Ale jutro nie ma dnia wykładniczego 🙂
Ago, artykuł jest o przyszłości i błogostanie ludzkości, a zwłaszcza o tychże przymiotach jej części czytającej, gdy po słowniki chce sięgnąć 🙂
Albowiem po grubości słownika poznam duszę jego.
Haneczko, zwróć się po nauki do Tadeusza. On nawet przez sen czytać potrafi. 🙂
A jak ktoś najgrubszy ze słowników ma właśnie ten, z którego praktycznie nigdy nie korzysta? Co to mówi o jego duszy? 😐
No przecież Helena zademonstrowała, jakie to proste czytać przez sen?? Ach, ci humaniści, wiecznie zagubieni w pustyni świata tego.
Jejejej, jak już mi się stylizuje na mowę biblijną, to trza umykać.
Zakasawszy lędźwie, łonem przypadłszy do ziem, w kornym pokłonie oddalam się.
A bogowie mi może wybaczą tę kiczowatość.
To, Bobiku, mowi o jego duszy, ze ma wspaniale aspiracje, ale zycie robi swoje. Jak to zycie, ta suka, przepreaszam za le mot.
Mówi to o jego duszy, że jest równa mojej 🙂
Męczy się bobicza dusza
w artykule Tadeusza,
ani bryka, ani fika,
bo do tego trza słownika,
ani wierzga, ani skacze,
przygnębiona milczy raczej…
Lecz jak ma radośnie szczekać,
gdy słowniki – dla człowieka? 🙁
Dobranoc 🙂
Słowniki cudne są. Ja się lenię, lenię, ale jak w końcu sięgnę po słownik, to go odłożyć nie mogę – jedna definicja zaprasza do następnej, ta znowu dokądś kusi, godziny mijają…
Tadeuszu-po-przebudzeniu, koniecznie daj znać, jak się już artykuł ukaże, gdzie go szukać. Ja sobie bardzo chętnie poczytam o błogostanie. 🙂
Bobiku, Sila uważa, że słowniki dla kotów są też – kiedy wskakuje na regał z książkami, to się często właśnie na słownikach i encyklopediach układa. To jak to tak: dla kota – tak, a dla psa – nie?
Przypadanie do ziemi łonem musi być cholernie niewygodne.
Tadeuszu, prawie wszystkie moje książki związane są ze Szczecinem, ale jest to Szczecin współczesny, który sobie w tych książkach żyje. Nie mam pojęcia, którą powinnam Ci polecić, spytaj Córki. W „Gosposi prawie do wszystkiego” jest go sporo, w „Zupie z ryby fugu”, eee… wszędzie po trochu, z wyjątkiem „Statecznej i postrzelonej” oraz najnowszej „Matki wszystkich lalek”, gdzie dla odmiany są Karkonosze i w „Matce” kawałek Bretanii.
Bobiku, mój Rumik (merdanko!) wcale nie uważa, żeby książki były tylko dla ludzi. Rzeczonej „Matki” zjadł całkiem sporo, nie wyłączając okładki.
Mnie sprawę słowników zawalił Puszkin. 👿 Znaczy, mój przedpoprzednik na stanowisku psa. Przyswoił sobie dogłębnie, do trzewi słownik węgierski, słownik bułgarski, tudzież pół encyklopedii jednotomowej, co z niewiadomych przyczyn moimi ludźmi tak wstrząsnęło, że mnie już uwarunkowali na nietykanie drukowanego. 🙁
Tak jakby co drugi dzień konwersacje po bułgarsku prowadzili i bez słownika obejść się nie mogli. 🙄
Ale Rumikowi i tak odmerdanko. 🙂
Jasne, Koty zawsze uprzywilejowane. 👿 Nie wystarczy, że w ich misce nawet moje własne żarcie lepiej smakuje, to jeszcze się na leksykonach wylegiwać mogą. 👿
Zapytałbym co na to prawo i gdzie tu sprawiedliwość, ale wywoływanie demonów to chyba też ten zabroniony oko… o ku.. a, właśnie, okultyzm. 🙄
Uff… decyzje, decyzje… Pierwsza zapadla w Rodzinie, ze kolacja Wigilijna jest w tym roku u nas, z czego bardzo sie ciesze.
Po drugie, sprecyzowaly sie terminy naszego wyjazdu do Londynu zeby, tu moje antymonarchistyczne smichy chichy, odwiedzic wreszcie glowe Panstwa, z ktorego gosciny korzystamy przez ostatnie 24 lata i ktore stalo sie juz Domem, czyli Krolewne. Nazywamy w domu Krolowa E. krolewna, bo nasz syn, jak byl malutki i zobaczyl zakonnice w pelnym rynsztunku idace razem ulica, zawolal:
a dokad ida te krolewny…
Hotel juz zarezerwowany w Notting Hill, tuz kolo Portobello Market. Bede prosic Helene o liste rzeczy, ktore musimy w Londynie zobaczyc w ciagu 6 ciu dni (w lutym), koniecznie wypad do teatru. A z Londka na 8 dni do Warszawy posiedziec z Rodzicami.
Luty to taki okropny miesiac, choc krotki. Dobry na podroze, bo skracaja troche nasza dluga zime.
Ooo, pierwszy raz w życiu zacząłem się zastanawiać nie nad tym, jak gonić go, tylko jak złapać. W Londynie. Podczas muzeowania się. No, dorwać i na kawę lub wino zaciągnąć. 😳
Luty, luty… Co u mnie jest w lutym ❓
Bobik 05:30 ❗ niebywałe. 🙄
Witam więc :). Odczytałem nocną porę i zorientowałem się, że Nisia w grudniu w Lublinie. Zapraszam na kawę. Szczegóły na prive 😀
Dzień dobry. Tu trza się podnieść i pracować! 🙁 Dziękuję wszystkim za wszystko, reakcja nastąpi później…
No, bardzo dobra wiadomosc, kroliku, zaraz zaczniemy sie umawiac i imszAllah luty moze sie okazac bardzo milym mesiacem. Niech sie tylko Zycie trzyma od nas z daleka…. Rzuce okiem na teatry w lutym i pewnie jeszcze zalapiesz sie na tego Leonarda, ktory jest pono jedyna taka okazja na obecne i nastepne trzy pokolenia.
Na Notting Hill bylam wczoraj, w sklepie z lampami, Bardzo tam jest pieknie. I bardzo historycznie, na wielu domach okragle niebieskie tablice, ze mieszkal tu ten a ten w latach tych a tych.
Przy moim mieszkaniu tez taka kiedys sie pojawi, bo kupilam je od wybotnego awangardowego kompozytora na saksofon Johna Harle’a.
TYmczasem musze leciec, bo przychodzi elektryk i powinnam troche ogarnac w kuchni i w syialni, gdzie beda instalowane nowe lampy.
Dzień dobry 🙂
Iiii tam okultyzm.
To jest fascynujące! http://www.polityka.pl/nauka/komputeryiinternet/1521514,1,kiedy-komputery-zastapia-ludzi.read
Nie miałam pojęcia o istnieniu logiki rozmytej, a to taka sensowna logika 😉
no owczywiście że stosowna tablica musi się pojawić: tu mieszkała biskup Helena życzymy by pojawiła się jak najpóźniej 😆
W papierze na drugiej stronie. Na stronie Gazety, w sieci, głęboko zakopane 👿 http://wyborcza.pl/1,76842,10734702,Zmarla_pani_Antonia_Wyrzykowska_z_Jedwabnego.html
Niestety, foma, biskupow to ludnosc tutejsza ma w du(zym powazaniu). Co inego gdybym wygrala jakiegos Big Brothera, jak taka jedna bardzo ludowa chuliganka, ktorej pozniejsza smierc na raka byla narodowym dramatem….
Wyrzykowscy byli niezwyklymi Ludzmi. Dobrze byloby aby mieli ulice swego imienia w Jedwabnem, ale na to raczej nie ma co teraz liczyc 🙁 Chce wierzyc, ze moze kiedys i ze okoliczna ludnosc bedzie z nich dumna, bardzo dumna. 🙁
Witam,
powolny poranek przed sprzątaniem mieszkania 👿 .
Bobiku, może problem w nierówności dostępu do książek między psami i kotami jest taki, że psy czytają przez żołądek, doprowadzając do nieuchronnego zniszczenia książki, a koty czytają przez poduszki w łapkach, co sprawia że ludziom jest ganz egal dopóki książki czy gazety nie potrzebują. Moje wszystkie koty były bardzo oczytane, Simcha nawet dostaje na swoje posłanie przeczytane przez nas gazety, żeby mogła swoją wiedzę o świecie uzupełniać.
Swoją drogą, Puszkin musiał być poliglotą.
A propos kundelków, bardzo bym chciała takiego mieć, bo materiały na Uczelnię mam w większości w formacie elektronicznym, ale na razie mnie nie stać. Podobno najlepiej zamówić przez amerykańskiego Amazona i dopłacić 21$ za przesyłkę – kolega z pracy tak zrobił. Potem jak się zepsuje to przesyłają nowego, więc deal się opłaca.
obśmiałem się tak, że ledwie nie umarłem, czego i innym życzę ;]
Leczenie homoseksualistów – jednak możliwe!!! To nieprawda, że homoseksualistów nie można leczyć. Z powodzeniem robi to doktor Sosnowski, skromny, nie szukający rozgłosu internista z Łodzi. – Jakie metody leczenia pan stosuje, doktorze? – Najczęściej antybiotyki. W zeszłym tygodniu dwóch homoseksualistów wyleczyło się u mnie z anginy.
Moj jeden kumpel, w Gdyni, imieniem Milas Kundela, to jest welkimnawet czytenikiem, zwlaszcza na spacerach. Nie ma takiego slupa, plotu, dzrewa czy kola samochodowego aby nie przeczytal sobie od desi do deski. Co znaczaco wydluza spacery.
😆 😆 😆
Dzień dobry 😆 😆 😆 😆
To niebywałe, jak prosty i skuteczny dowcip potrafi rozjaśnić umarłemu dzień. 😈 Nawet kadzidło się do tego nie umywa.
Pies Puszkin był nie tylko poliglotą. On był psim geniuszem, absolutnie wybitną jednostką, która z całej rodziny najbardziej zasługiwałaby na tablicę pamiątkową.
Niestety, w Germanii jeszcze nie przyjęło się składanie wyrazistych hołdów Zasłużonym Psom. 👿
to zaszczep Bobiku ;]
Ale mnie na samą myśl o szczepieniu odrzuca. 🙁 Reakcja warunkowa, Pawłow, te rzeczy…
No proszę. Zgłosiliśmy zapotrzebowanie, żeby politycy jasnym tekstem zaczęli mówić o postępującej faszyzacji i Palikot zaraz zareagował.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,10738639,Palikot_w_TOK_FM__Udalo_sie_przelamac_paraliz__dziadka.html
A tu jest ten nowy kindelek za £89.00:
http://www.amazon.co.uk/gp/product/ref=pe_103111_27744391_pe_pack4/?ASIN=B0051QVF7A
To jednak w UK wiele taniej. Mój no name prawie dwie stówy kosztował, a wszystkie markowe jeszcze droższe. 🙄
Moglem Ci przeciez kupic, Bobbi i przeslac (albo nawet amazon by przeslal) 🙄
Kindelek-kundelek.
Mordko, ale ja tabletkę dostałem w prezecie urodzinowym i oficjalnie w ogóle nie miałem pojęcia, że dostanę. 😉
Bobiczku, ale Ty masz tabletkę, o ile dobrze rozumiem? Kindelek to nie tabletka, ale taki dzynks z papierem elektronicznym (nie świeci), a tabletka taki dzynks z ekranem LCD (świeci). Ten Kindelek za 89 funtów (albo dla reszty świata, 109 dolarów) ma pewne ograniczenia funkcjonalne. No i kosztuje tanio, bo Amazon sobie odbije na cenach książek! Podobno niewiele drożej niż koszt produkcji.
To jeszcze raz, może wreszcie dojdziemy co Piesek dostał… Kolorowy masz ekranik? Paluszkiem nim sterujesz? Wyświetlasz obrazki i filmiki? Oglądasz strony internetowe dość normalnie? To tabletka. A jak nie, to czytnik iiibuków.
oddaj Bobiku nonejma póki pora i przejdz na rasowego kundla. patrz ile dobra dają w pakiecie ;]
O rany, jaki matoł ze mnie. 😳 Poczułem się jak ktoś, kto kaszanki od salcesonu nie potrafi odróżnić. 😳
No to jednak tabletkę mam, nie kundelka. Tylko steruję całą łapą, nie paluszkiem, bo psy paluszki mają takie… eee, tego… nie całkiem zdarne. 😉
Za późno na oddanie, foma. Ale właściwie ja jak dotąd nie mam do tej nierasowej tabletki szczególnych pretensji. 😉
Jeszcze mi do niej klawiaturkę obiecano, co sprawi, że będę mógł kłapać na blogu nawet wtedy, kiedy Pan Administrator mi laptoka będzie odbierał. 😎 Bo na tej „wewnętrznej” klawiaturze to ja jakoś nie mogie… 🙄
Na starym, nieco drozszym kindle’u, ale pewnie na nowym tez, mozna pisac i wchodzic na blogi. Dla mojej slepej Starej ta klawiaturka jest ciut malawa i musi miec bardzo dobre swiatlo – dzienne lub elektryczne, ale mozna. Tylko nie ma kolorow i tez w tym starym nie ma ruszajacych sie obrazkow i dzwieku. Ale w nowym, rozumiem, ze jest.
Ten stary, nieco drozszy ma tez 3G – czyli wlasne polaczenie z internetem, bez koniecznosci przebywania w okolicach hot spotow czy czego tam.
AA, wlasnie przeczytalem, ze ten nowy tanszy kindle nie ma funkcji text to voice. Quelle dommage!
Onieśmielacie mnie tą nowoczesnością. Ach, gdzież się podziały gęsie pióra i pergamin???
I jeszcze reklamy wyświetla… Ten kolorowy z Amazona pod nazwą Fire to tabletka będzie, bardzo tania podobno… I jeszcze wprowadzają Kindle’a z papierem elektronicznym z ekranem dotykowym. Tylko nigdzie nie piszą jak to ma działać…. ciekawe.
Bobiczku, a jak zaczniesz czytać książeczki na tabletce, spytaj się jej uprzejmie jak się nazywa ten program do czytania, bo mnie to ciekawi.
Ktoś nieopatrzenie wyraził zainteresowanie zerknięcia do tej ohydy o słownikach. Ja chętnie każdemu nawet 4 wyślę, ale najpierw trzeba coś zrozumieć z niej… mam osobiście trudności. I nudności, jak się na nią patrzę, tę ohydę.
Aldiko, Kobo… co ten Bobik ma… Możesz sobie też zainstalować program Kindle i kupować książki z Amazona. Amazon się ucieszy. Albo ściągać te darmowe sformatowane na Kindle i czytać na Kindle.
Nisiu, ależ to jest NIEEKOLOGICZNE, te skóry i pióry… I nawet rozkładać się nie chce, patrzcie, takie księgi pergaminowe, ile to już stuleci istnieją. No nieekologiczne! A kindle po kilku latach będzie do wyrzucenia 😉
Nie mam tabletki ani kundelka, ale wreszcie kupiłam zimowe buty 😀 http://zebra-buty.pl/model/1805-botki-rieker W naturze wyglądają lepiej, lżej i zgrabniej 🙂
No i jak się na nich czyta??
W zasadzie może się na pergamin nadają…
Tadeuszu, lekko i bez potknięć 😆
No i nadali wbrew opinii mieszkańców Północnemu nazwę „Most im. Marii Skłodowskiej-Curie”. Opinia pani Prezydent: Jestem przekonana, – dodała Prezydent – że nazwa mostu szybko się w Warszawie przyjmie, przecież jak deklarowali warszawiacy w sondażu przeprowadzonym w zeszłym roku, aż 2/3 badanych chciało się o noblistce dowiedzieć więcej. Nazwa nowego mostu może ich zainspirować do zdobywania wiedzy..
Nie wiem czy śmiać się czy płakać. I tak będzie jak z Rondem Babka, nikt poza oficjelami nie nazywa go Rondem Zgrupowania AK „Radosław”.
Haneczko,
buty „Maciejki” spisują się rewelacyjnie – też „zmałpowane” od Ciebie. „Zebry” dostanie Młodsza. Jeśli je w Szczecinie znajdziemy.
Nisiu, na Zebrze znalazłam fotkę. One Rieker 🙂
A dlaczego nie im. Lecha Kaczynskiego? Albo Bohaterow Smolensklich? Albo Jana Pawla II? Glupio jakos nazywac imieniem francuskiej uczonej, a w dodatku baby i to jeszcze nader rozpustnej. Rozne opowiesci o niej krazyly po Paryzach. Jak ktos bedzie chcial ja zlustrowac, to koniec swiata… Sam kiedys w Paryzu mieszkalem na rue Pierre et Marie Curie – kibel byl na klatce schodowej, na polpietrze i trzeba bylo jedna lapa drzwi przytrzymywac. I mozna bylo do dziury wpasc. Tez najlepiej bylo nie wchodzic do tego kibla w spodniach. TYle tylko z tej ulicy pamietam.
Butki Haneczki bardzo ladne, 😈
Pokarało mnie. „Bez potknięć” 🙄 Ale buty niewinne!
Mar-Jo, przepraszam 😳 Nisię też 😳
W zlinkowanym przez Haneczke wywiadzie pojawiła się fraza
„logika rozwoju”. O ile w kewstii logiki rozmytej można się domędrkować w dialogu z Wiki, o tyle logika rozwoju jest bardziej mgista niż dzisiejszy poranek w Warszawie.
Problem komiwojażera proponuję zacząć rozpatrywać od DVD z filmem „Dyliżans”. Komiwojażera przywołuje się jak halabardnika w teatrze Globe, aby widzowie nie zamęczyli się rozpatrywaniem problemów takich jak ostatnio modny pomysł
„podmiot nie istnieje” oraz problemu niezależności bytu łopaty od bytu idealnego koparki przedsię i zasięrzutnej.
Problem komiwojażera jest przywoływany dla zilustrowania fizycznych ograniczeń człowieka. I jest to tłumaczone z dużym zadęciem. Niezależnie od liczby saloonów jakie musi odwiedzić komiwojażer z walizką próbek różnych trunków liczba dyliżansów jakimi ten komiwojażer bedzie podróżował jest skończona, tylko wątroba nie wytrzma tej liczby degustacji.
Dla potrzeb laika wymyślono termin „eksplozja danych”. Dla matematyków i informatyków problem eksplozji danych sprowadza się do odpowiedzi na pytanie w grubym uproszczeniu dające się wyrazić tak: czy stawianie coraz bardziej złożonych pytań na temat X prowadzi do niewspólmiernie bardziej złożonych odpowiedzi.
Otóż dla osób nie zainteresowanych teoriami matematcznymi wystarczy odpowiedź: tak. Symbol X możemy zastąpić konkretyzacją „problem komiwojażera”. A i tak najbardziej przytomne bystrzaki przypomną stare już ustalenia: wszystkich kobiet nie będziesz miał; całej wódki nie wypijesz.
Jeśli bym poważnie miał mieć zatrzeżenia do zlinkowanego wywiadu, to raczej o niewykorzystanie okazji do przydatnego ogółowi przeciwstawienia eksplozji danych potrzebie duszeniu szumu.
Zadając zbyt ogólne pytanie wyszukiwarce dostajemy zbyt obszerną odpowiedź. Im więcej szczegółów zawrzemy w pytaniu, tym bardziej skromna liczbowo będzie lista możliwych odpowiedzi. Ani prowadzacy swój blog Antymatrix, ani płodny w publikacje jego rozmówca, nie dotknęli rzeczywistej różnicy między inteligencją maszyny obliczniowej a inteligencją czlowieka. Piotr Bilski upaja się coraz wiekszą zdolnością klasyfikacji dobrze zaprogramowanego liczydła.
A my potrafimy dokonać przejścia do klasy klas czyli rozpocząć i zakończyć proces abstrakcji w dającym się przyjąć czasie, oraz wyartykułować tę syntezę: staruszku – przynudzasz.
To co dzieje się w Koszyczku codziennie opiera się na logice rozmytej, czyli wielowartościowej. To samo stwierdzenie zwierzaka i królika może być odczytane na różne sposoby, ponieważ mamy różne konteksty i co ważniejsze – są one niedookreślone. I reakcja na nie będzie zazwyczaj różna.
Z Indii Zachodnich przywieźliśmy tytoń a na Terra Australis zawieźliśmy króliki ku utrapieniu miejscowych zwierzaków.
Przed oboma przywołanymi desygnatami blogowym chylę czoła. Piotr Bilski rozczrowuje swą rozmową z Edwinem Benedykiem. Trochę bełkotliwymi wypowiedziami daje nadzieje osobom spoza branży. Tymczasem prosty eksperyment zrozumiały dla Koszyczka pokazuje prymitywizm komputerów oraz sieci komputerowych: nie potrafią one przekazać zapachu i smaku Bobikowej pasztetówki. Poważniej sprawę ujmując to jak oprogramować radość na widok pasztetówki oraz ból brzucha po łapczywie spożytych jej czterech pętach.
I w ten sposób wracamy do wcześniejszych Alienorowych uwag o potrzebie nauk humanistycznych. Panowie Benedyk oraz Bilski nie wypowiedzieli wyraźniej(!) jakie potrzeby zostaną zaspokojone dzięki pracom naukowym Bilskiego.
Bez Alienor, trudno by nam przyszło zakpić, że komputerowcy piszą coraz zmyślniejsze programy i budują coraz sprawniejsze komputery po to, aby zaimponować innym komputerowcom.
I komputer nigdy nie zrozumie fraszki klasyka:
Piesek krakowski byle gdzie nie sika.
On nie chce latarni. On szuka pomnika.
Komputer nigdy nie będzie zdolny w recenzji podać liczby gwiazdek należnych filmowi „Zapach kobiety”.
Co do izb cudzych to podaje przypomnienie książki „Znaczy kapitan” Karola Olgierda Borchardta oraz cytat z opisu hasła „Pokój chiński” w Wikipedii:
—
Chiński pokój, argument chińskiego pokoju – eksperyment myślowy zaproponowany przez amerykańskiego filozofa Johna Searle’a i przedstawiony w jego pracy z 1980 roku pt. Minds, Brains, and Programs, mający pokazać, że nawet skuteczne symulowanie rozumu przez komputer nie jest tożsame z posiadaniem prawdziwego rozumu przez komputer, ponieważ wykonywanie określonych zadań (np. obliczeniowych) nie musi opierać się na rozumieniu ich przez wykonawcę. Służy on jako argument przeciwnikom teorii tzw. mocnej sztucznej inteligencji. U podstaw eksperymentu stoi niezgodność między syntaksą a semantyką.
—
Trochę liznąłem matematyki i informatyki. Ale nie zabiło to we mnie ducha Erazma.
Komputer nigdy nie będzie umiał przeprowadzić następującego dialogu: „Czy są krasnoludki? Nie! Już wyszły. Zostały tylko elfy. O krasnoludkach to dzis możemy tylko pomarzyć!”
No więc po co Ci Bobiku ten nowy gadżet?
Tak się w poprawność salonową i polityczną zaplątaliśmy, że wstyd nam zadawać takie serdeczne pytania, oraz dostawać serdczne odpowiedzi. A przecież jedną z możliwych odpowiedzi jest:
„Chcę aby splot mego koszyczka był bardziej!”
—
Wniosę do Koszyczka trochę mej intymności.
Niedawno poznałem w YT jedną z najbardziej seksownych słowianek – Radůzę, w realu: Radka Vranková.
Poza urodą, Radka urzekla mnie umiejętnością wyrażania dramatycznych treści śmiesznym w powszechnym mniemaniu językim. Odetchnijcie więc od mego mędrkowania słuchając i oglądając. A notka o niej w Wikpedii ma chmurkę uroku:
Jest panną, z przyjacielem ma syna, Atillę (ur. 2007), i córkę, Asenę (ur. 2009).
Kryzys, kryzysem, a najgorsze mamy za sobą.
http://www.youtube.com/watch?v=staHjd8CB4U
I jeszcze trochę słodyczy – z dotknięciem Georga Philippa!
http://www.youtube.com/watch?v=7A5He7JKZps&feature=related
Milego wieczoru.
Staruszek mnie ściął 🙁 😉
Do jutra 🙂
To teraz, jak Bobik ma tabletkę, już nie będą do niego krasnoludki przychodziły??? I elfy też nie….???? No to faktycznie…
A po co przeszliśmy z książek – zwojów na książki – kodeksy? Hm… Wygodniej było?
Mocne słowa. Nigdy. Zawsze.
A co znaczy: zrozumieć?
Haneczko, nie rozumiem za co przepraszasz, czy za to, że kupiłaś Riekera? Ja jestem wierna Maciejce.
http://www.eobuwie.com.pl/product-pol-33952-Botki-MACIEJKA-418-11-Happy-900-Popiel.html
Bardzo chętnie wyjaśnię, po co mi tabletka. 🙂 Kiedy wracam z Krakowa przywożę sobie tyle książek, na ile ograniczenia lotnicze pozwalają, czyli niezbyt wiele. Wystarcza na dość krótkie czytanie. Potem mogę dalsze czytanie zamawiać wysyłkowo, ale odkąd zgodnie z radą andsola wyłożyłem portmonetkę pijawkami, też tego nie ma zbyt wiele. No a na tabletkę mogę sobie ściągnąć to i owo za friko i sobie czytać po polsku, co dosyć lubię. 😉
Niby mogę ściągnąć i na laptoka, ale on jednak trochę za ciężki, żeby go wszędzie ze sobą włóczyć i nieporęczny do czytania np. w łóżku. Dlatego tabletka.
Krasnoludki mam nader tolerancyjne – powiedziały, że w ogóle im stechnicyzowanie nie przeszkadza, póki miseczka z mlekiem dalej stoi, gdzie stała. Wprawdzie nie wiem, po co im to mleko, bo nigdy nie widziałem, żeby je piły, ale w porządku – chcą mleka, mają mleko. I dalej przychodzą. 😀
Wlasnie przeczytalam omowienie ksiazki Danuty Walesowej w dzienniku Rzeczpospolita. Recenzentem jest pan Cenckiewicz i wynika z niej niezbicie, ze Pan Lechu lepiej by zrobil zeniac sie nie z Danka, tylko z Cenckiewiczem. Cenckiewicz obecnej zony Walesy nie pochwala. Najbardziej za to, ze lubi ona tych samych ludzi co maz (np o Wachowskim mowi, ze zyczylaby takiego przyjaciela kazdemu), zas nie lubi Anny Walentynowicz, Gwiazdow i Kaczynskich, w tym Jaroslawa, o ktorym mowi, ze ma dziwne spojrzenie i wyraz oczu.
POnadto zle sie wypowiada o chlopakach ze swej wsi (ze tylko by dziewuchy ciagaly do lasy i tam tentego…) , opowiada tylko o swych rodzicach i rodzenstwie, a nie wspomina o dalszych czlonkach rodziny, ktorzy maja to i owo za uszami, ale Cenckiewicz nie mowi co, tylko odsyla do „archiwow”. Domyslam sie, ze IPNu.
Co gorsza, nic nie pisze o rodzinie sameg Walesy, a nawet wspomina, ze nie bardzo chcial aby ich poznala blizej. Tu musze sie wtracic sama i powiedziec, ze bylo mi dane poznac tatusia Walesy, ktory mieszkal gdzies w New Jersey ( z nowa zona) i doprowadzal do rozpaczy wszystkich dziennikarzy, ktorzy do niego sie zglaszali, domagakac sie jakichs nieprawdopodobnych sum za rozmowe i udostepnienia jednego, jedynego zdjecia swego syna – takiego do legtymacji z lat szkolnych. Nie byl to ciekawy facet i Walesie sie ni dziwie, ze go unikal. To zreszta byl chyba jego ojczym, ktpry go usynowil.
W sumie jednak z tego omowieia Pani Danka wylania sie jako osoba absolutnie niewlasciwa aby spedzac zycie z TW Bolkiem i plodzic mu dzeci. Zla kobieta.
Straszne, straszne rzeczy się dzieją! 😯 Zdradziecka banda lewaków zwana Episkopatem wbiła Prezesowi kolejny nóż w plecy:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,10743933,Episkopat_odcina_sie_od_PiS__Nie_nalezy_przywracac.html
Nieodrodni bracia Sierakowskiego i Michnika.
A Niesiołowski zwymyślał biskupa od krętaczy. 😯 Bedzie koniec świata, kupujta szybko mąkę i cukier. 😯
Kupiłam dzisiaj po jednym kilogramie tego i tego.
Bo ten koniec świata będzie chyba bardzo krótki?
Et tu episcopatum contra me
Nie czytalam wypowiedzi Niesiolowskiego, bo on mi cisnienie podnosi, ale jesli ich nazwal kretaczami, to musze sie z bolem zgodzic z Niesiolowskim. Bo spawa stosunku KRK do kary smierci i zabiojania nie jest wcale jednoznaczna . Wiec nalezaloby to uczciwie powiedziec, zaznaczajac chocby na marginesie, ze w ostatnich latach nauczanie Kosciola sie zmienia i obecnie myslenie jest raczej w kierunku znoszenia tej kary gdze sie da. Stwerdzenie , ze „mozna jej unikac we wspolczesnym swiecie” jest nader balamutne i pokretne, zwlaszcza w dobie google’a.
A to jest jakiś specjalny dress code na koniec świata? Trzeba się obsypać mąką i cukrem? 😆 Mnie wystarcza kilo cukru i kilo mąki na rok, a jak nie będzie, to też sobie poradzę, ale jeśli to dla celów imażowych, to oczywiście już pędzę kupować. 🙂
To rondo, o którym wspominała Alienor, nazywam – mało odkrywczo – rondem babki Radosława.
Tadeuszu, ja chciałam ten artykuł drogą kupna, dlatego pytałam, co i kiedy kupić, żeby go kupić, ale jeśli na ukazanie się w druku trzeba by długo czekać, a Ty nie masz nic przeciwko, to rzeczywiście poproszę mailem – co bym zdążyła przeczytać przed końcem świata. Maila mojego prawdopodobnie masz, ba – nawet do mnie pisałeś (21/9/2011). A jak nie masz, to podam.
😳 coś mi
się nie udał.
Na koniec świata to najlepiej Pod Budę
http://www.youtube.com/watch?v=X9_jzwjNwVM&feature=related
O proszę, o rynku e-booków: http://kultura20.blog.polityka.pl/2011/12/01/karmienie-e-potwora-amazon-drm-i-krotkowzrocznosc-wydawcow/
Ago, mam, mam! Ja takich drogocennych rzeczy nie gubię 🙂 A po co będziesz nudziarstwa kupowała :oops:… Wyślę Ci wersję elektroniczną. Nie wiem kiedy wyjdzie, nie wiem kto wyda, chyba wiem kto redaguje. Chyba szkoła Alienor 😉
Tylko na razie wstyd wysłać…. co zaglądnę, to jakieś bambulaki w oczy wchodzą…
Taż ja cały szczęśliwy będę, że ktoś przeczyta! A jak jeszcze skomentuje, to w 777 niebie. Wtedy w nagrodę (mmmm), zrzucę co tylko mam!
Nie nie, tylko tak straszę…. te belferskie dowcipy są cudne 🙁
A ja ze zgrozą powiem, że właśnie wysypałem ostatnie resztki z kilograma cukru, com go kupił 3 lata temu…. I co teraz?? Ten koniec świata będzie trwał krócej niż następne trzy lata??
A, to wyślij i mnie, Tadeuszu. 🙂 Jak obiecujesz, że zrzucisz, co masz… Nie wykluczam, że masz na stole jakąś mięsną potrawę. 😈
Re Aga 20.05. To przecież paranoja. DVD i pliki muzyczne miały takie świetne zabezpieczenia… nie do skopiowania. Zawsze mi się podobało, jak mój program do robienia kopii moich legalnych płyt DVD (a jak się zniszczy?) jakoś nie zauważał tych zabezpieczeń. Przecież to samo będzie z książkami i DRM (przy okazji to cholerstwo jest głęboko zaszyte w Windowsy i OS Apple’a). Zdjęcie DRM z książki to jakieś kilka minut.
Jednak chyba nie doceniają też silnej antymonopolowej polityki Unii. W Unii chyba nie ma nic, co by służyło jako przeciwwaga Amazona? W USA jest Barnes &, jest Sony, etc. Tu chyba nic nie ma. Nawet nieszczęsny Gates się z lekka ugiął (w sprawie przeglądarek internetowych).
Bobiku, dziękuję, nie wiesz o czym piszesz… to są całe lata mozolnej pracy, aby stworzyć mozolnego nudnego gniota… Tego dużo… Chyba, że o tym ostatnim 🙂 Ale, mam taki kawałek o pewnym ciekawym zjawisku w polskim. Zjawisko czasem mało parlamentarne (w Polsce powinno się mówić chyba: stricte parlamentarne). Tylko jakoś dość mało przejrzyście wyszło, jak korektę czytałem…
PS Ostatnio jestem veggie… Sorry…
Hmmm, mnie tam wprawdzie ganc pomada czy ksiazka wychodzi pod marka Farrar Starus and Giroux czy Amazon. I na miejsxu wydawcow przyjelabm to z pokora utrate czesci wplywow, zwazywszy na to jak w odtatnich dziesiecioleciach zachowywali sie sami wzgledem mniejszych oficym wydawniczych, ktore byly pochlaniane przez wydawniczych gigantow bez zadnych skreupilow.
Tu w Wielkiej Bratanii utracilismy w ten sposob ostatnie bodaj wydawnictwo, ktore od bez mala 250 lat przechodzilo z ojca na syna – John Murrey Publishers, wchloniete przez francuskiego giganta Lagardère Group. W kazdym pokoleniu Murrayow, najstarszy syn otrzymywal imie John i prowazil wydawnictwo (ostatni byl John Murrey VII). Wsrod jego klientow byli Byron, Shelley, siostry Bronte, Betjeman i wielu, wielu wspolczesnych. Murray juz samodzielnie nie istnieje. Moja E, pracowala u Johna Murreya VI przez pare lat i do dzis wspomina wspanialych ludzi i atmosfere, ktora tam panowala. Oraz dzialajacy do dzis kominek, w ktorym John Murrey I spalil dzienniki Byrona, na jego zadanie zapisane w testamencie. Tam jescze pare lat temu znaleziono w archiwach fragmenty nieznanego poematu lorda Byrona. 🙁
U mnie kilo cukru mniej więcej na rok starcza. Nie na 3 lata, bo Młody dużo zużywa. 😎
Teraz mam w domu pół kilo cukru i 3/4 kg mąki. Myślicie, że do obsypania się na krótki koniec świata wystarczy? Bo lać zaczęło i strasznie mi się nie chce do kolejki. 🙄
Sorry za literowki, mam dzis naprawde zle z oczami…
Bobiku, jeśli wymieszasz cukier z maką, to chyba powinno wystarczyć. 🙂 Jakby tak jeszcze jajka dodać, to byłby z Ciebie Ciasteczkowy Pies Apokalipsy. 😆
Tadeuszu, właściwie o tym ostatnim myślałem, bo przez duchowe branie udziału w Twoich mękach już się niemal współautorem poczułem. 😆 Ale jak myślisz, że i co insze mnie zainteresuje, to czemu nie? 🙂
Dziekuję Bobiku za odpowiedź po co tabletka.
Moją intencją było zwrócenie uwagi na to, że już mamy w podświadomości korzyść ogólną z nowinek technologicznych, ale gdy chodzi o szczegóły to niekiedy zapach smoły czujemy i widzimy kopyto czarne.
Ja potykałem sie początkowo z regionalizacją publikacji medialnych. Nagranie DVD „Zapachu kobiety” może nie chcieć pachnieć w Polsce. Niekiedy jest prościej poprosić kogoś z Tamlandii aby przysłał nam coś Tam kupionego, niż wikłać w to DHL. Jeśli nam się nie śpieszy, to zza kałuży mogą płynąć CDs, a nie Jambo Jetem lecieć na cito.
Podobnie może być z czytnikami e-book’ów oraz innymi urządzeniami. Dopuszczam myśl, że format takiej książki może być przesądzony przez monopolistę dostarczającego sprzęt na lokalny rynek. Dla zasiedziałych może być zaskoczeniem, że Montanie golą się mężczyżni innym prądem i jakieś gniazdka są inne niż Witebsku.
Gdy pierwszy raz jechałem pociągiem w Bieszczady przez Chyrów, to kolega pytał po co im ta trzecia szyna.
Tak! można było bez przeszkód wjechać wówczas do ZSRR!
Możliwość zmiany czcionki na większą, odczytywania tekstu na głos w języku portugalskim i inne takie może interesować dziatki andsolowe i nie tylko. On jest dobrze zorientowany. Ale na przykład młodzieniec z Polski chcący studiować w Barcelonie powinien wiedzieć, ze najbardziej mu będzie potrzebne tłumaczenie nadążne na kataloński i z katalońskiego.
Upraszczając: kupienie mocnego komputera musi być poprzedzona pytaniem czemu ta moc ma służyć. Podobnie ze szczegółami: duży ekran czy mała waga, długość pracy na bateriach i szybkość przetwarzania obrazu?
Szczegółów mnóstwo i zwykle dopiero przyciśnięty przyszły użytkownik mówi: dla mnie to za drogie.
Dla firmy zarządzającej naszymi funduszami może być ważne, aby komputer zlecający operacje giełdowe był umieszczony jak najbliżej budynku giełdy. Dla czołowych ośrodków medycznych jest najważniejsza pewność działania komputerów oraz jakość obrazu prezentowanego.
A większość komputerów porozumiewa się między sobą po drutach jakie instalowano w pierwszej połowie XX wieku.
Ostatnie metry sieci prowadzące do komputera ocierają się o problem „ostatniej mili”. Można dzisiejsze potrzeby przesyłania zaspokoić na długo – kosztem jaki kojarzy nam się technologią kosmiczną. Mnie marzy się połączenie światłowodem z pobliską centralą Telekomunkacji Polskiej. Sam światłowód jest tani. Urzadzenią zamieniające blyski światła na impulsy niskonapięciowego prądu błądzące w moim laptopie są koszmarnie drogie. Tylko po co mi to, skoro ja mam mało i rzadko coś światu do powiedzenia?
Systemy takie jak obsługujące giełdę muszą mieć zwielokrotnione urządzenia, aby zapewnić przetwarzanie transakcji na bieżąco. Ja natomiast mogę zrobić sobie przerwę w pisaniu komentarza i wrócić do niego po przerwie. Nakazem dla mnie nie jest reagować natychmiast. Nakazem dla mnie jest nie nudzić i nie zamulać. I żaden gadżet tego zadania nie przejmie.
W 1980 w Polsce przeprowadzono spis powszechny i pracowałem nad kodowaniem danych zapisanych na arkuszach papieru. Techniki jakie wówczas stosowano są muzealne. Nic nie stoi na przeszkodzie aby przyszedł do mnie inkasent i na jego przenośnym terminalu mógłbym zapłacić kartą za energię elektryczną moją kartą płatniczą.
Możliwości techniczne mamy teraz mocniejsze niż moc naszej świadomości potrzeb. Młodzieniec będzie chciał, aby tata kupił mu komputer do grania w gry sieciowe. A reporter medialny chciałby mieć kieszonkowy komputer zamieniający jego głos na tekst nawet gdy ma przejściową chrypkę.
Lektury Lema są dziś ramotkami. Sympatycznymi, ale gdzie im do Wiedźmina! Lem nawiązując kontakt ze światem przez Internet wyszedl zza kurtyny otaczającej jego świat ludzi z napchaną i twórczą głową. I dowiedział się jak wielu jest idiotów na świecie. Lem nie wiedział, ze ma zawężony obraz świata. A dziś podobnym do Ciebie Bobiku psom jest potrzebna aranżacja ich koszyczka z urządzeniem rozpoznającym skamlenie wdzięczne od skamlenia proszącego, gdy przechadzasz się z Pręgowaną zdala od klawiatury.
Wiele starszych osób ucieszyłoby się z komputera głośno mówiącego. Staruszkowie z artretyzmem w dloniach nie muszą znać histori i abstraktu pojęcia konsoli – urządzenia wejścia będacego wrotami do procesora komputerowego – do dziś to jest głownie klawiatura. Ale warto aby wiedzieli. że gdy założą na siebie urządzenie Holtera do rejestracji pracy serca, to nabyte w ten sposób poczucie bezpieczeństwa ukryje przed rejestratorem chorobę patologicznego migotania przedsionków.
Starzenie się społeczeństwa już wywołuje potrzebę szkolenia dorosłych co do możliwych korzyści ze Skype’a i innych cudeniek. Już znamy przypadki zpobieżnia tragedii dzięki wdrukowania maluchowi paradygmatu 912.
Rozpisałem się, bo poszerzenie Twych możliwości Bobiku może przyspieszyć i jutro będziesz po minie widział czy Haneczka wydyma wargi na widok mojej epistoły czy się uśmiecha.
Będziesz Bobiku mógł więcej i taniej czytać. Ale era Gutenberga będzie już jutro erą Gutenberg & s-ka medialna.
Wybaczcie dużo przewijania. Mama mojej połówki leży i aby z córką zza kałuży moglą porozmawiać, niesiemy laptopa do jej łóżka. I są jej obojętne opisywane przez Bilskiego szumy addytywne czyli szumy kanałow po których płynie sygnał. Ona cieszy się na słowa córki: „Dobrze dziś Mama wygląda.”
„Latarnik” mógłby dziś siedzieć w domu zdala od przylądka i nie cierpieć na samotność. Całej rzeszy ludzi komputer jest potrzebny aby przezwycięzyć samotność. I nie musi to być samotność podobna do podniosłej samotności Kanta w Królewcu. Jemu brakowało luminarzy żyjących w odległości spaceru. Nawet melodramat w Polsce wyświetlany pod tytulem „Masz wiadomość” jest już ramotką.
Ja Ci Bobiku życzę, aby gdy Ty śpisz, na Twoją tabletkę przepływaly lektury jeszcze Ci nie znane, a zgodne z Twoim gustem – i w ramach promocji prawie za bezcen.
Fejs jest jak kochanka – domyśla się Twych zachcianek, ale nie przechodzi mu przez rejestr, że chciałbyś sprawdzić czy rude dotychczas prze Ciebie ubierane w Twą obojetność mogą Cię dziś rozbawić.
Daniel Saulski – Artystki z Variete
http://www.youtube.com/watch?v=ITXvLaU5OuM
Ciasteczkowy Pies Apokalipsy! 😆 Tego tytułu zdecydowanie brakowało mi w mojej kolekcji. 😎
Wobec tego biorę mąkę, cukier i lecę robić sobie jaja. 😈
Staruszek zahaczył o pewną myśl, która już od dawna łazi mi po półkulach. Komputer mógłby faktycznie być znakomitym towarzyszem dla ludzi starszych, samotnych, niesprawnych ruchowo czy wręcz leżących, gdyby powstała jakaś jego uproszczona wersja (tak jak są specjalne komórki), bez nadmiaru możliwości, za to w obsłudze jasna jak drut. Bo na razie widzę, że część seniorów załapuje się na kompy radośnie i bez wahania, ale część się ich boi i nie jest w stanie przedrzeć się przez embarras de richesses.
Musiałby też taki „senioralny komputer” prowadzić za rękę. Tzn. po włączeniu musiałaby się ukazywać instrukcja: jeżeli chcesz pisać naciśnij to (z obrazkiem), jeżeli telefonować to, jeżeli połączyć się z internetem tamto. A potem kolejne, proste instrukcje. Bo wiem, ile się krakowskiej Babci natłumaczyłem, jakich kilka kroków musi wykonać po włączeniu kompa, ale ona to stale zapomina. I w związku z tym nie włącza, bo i tak nie będzie wiedziała, co dalej. 🙁
Jaja robić, trudno przebić Prezesa 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,10744645,PiS_organizuje_wielki_marsz_13XII__Przeciw_Sikorskiemu.html
ZDF godz. 22.15: Maybrit Illner „Braucht Deutschland zu Guttenberg?” Oglądam!
Faktycznie, że Prezes to chyba nie musi nawet się obtaczać w jajach. Jemu już za przeproszeniem jak mnie ten brokuł z pyska… Niedługo będzie ruszenie na episkopat i może X Dyrektor pójdzie, jak będzie forsa…
Twierdzą, że właśnie ludzie starsi chwytają nieźle obsługę tableta, bo to od razu się budzi i tylko wystarczy maznąć łapką po ekranie. Ale jest jakaś blokada. Ciekawe, że mają ogromne trudności z użyciem telefonu komórkowego, a stacjonarny bezprzewodowy daje się.
A odczytywanie książek i gazet to od dawna jest. Od niedawna jest też całkiem nieźle po polsku. Nawet intonacja wychodzi nieźle… jak ktoś chce się pobawić to dla Łyndołsów jest Ivona… o kurcze, widzę, że głosów mają co niemiara teraz http://www.ivona.com/en/#
Można tam się pobawić, można też ściągnąć darmowe okrojone.
PS małymi literkami … sieci telekomunikacyjne szkieletowe to naprawdę nie te druty z początku XX wieku… jeszcze satelitami to idzie….
Bobiku, można wymazać większość poprzedniego? Nic nie rozumiem…
Można zostawić adres Ivony…
Alez draczny jest ten Prezes! Mozna sie posikac… 😆
A NOP bedzie mial okazje wystapic ze swymi nowo oficjalnymi insygniami. 😆
To o tym autorze i jego ksiazce rozmawialysmy kiedys z Monika. I prosze, dostal kolejna nagrode. Naprawde, ta ksiazka jest warta przeczytania…
http://www.guardian.co.uk/books
Nisiu, przepraszałam za pomylenie Mar-Jo z Tobą 🙂 Te Maciejki mnie kusiły, ale tym razem (sześć lat w traperach 🙄 ) chciałam bez sznurowadeł 🙂
Staruszku, nie wydymam 😯 Pufająco prycham 😉
Heleno, czytam Wałęsową. Bardzo dobrze napisane, tzn. mam wrażenie, że pani Danuta mówi. Pan Adamowicz tam niewątpliwie jest, ale go nie słyszę. Świadomość, że życie tak sobie ciurkało i przeciekało między palcami, że bardziej była w użyciu niż żyła, że tak mało tych koralików i ciągle je trzeba potwierdzać, żeby mieć pewność, że były.
Cenckiewicz jest kompletnie obok tego, co ważne.
Na dobranoc.
http://bi.gazeta.pl/im/6/10734/z10734546X,Zakaz-na-placu-zabaw-w-Knurowie.jpg
Nie będę tej książki czytał na pewno, więc właściwie nie powinienem, ale co tam. Cenckiewicza za to przeczytałem.
Haneczko, tak, on jest zupełnie obok, ale czy obok tego, co ważne? Dla niego ważne, bo miał inne oczekiwania, w książce tego nie znalazł, więc napisał, że nie ma. Widocznie spodziewał się pogłębionej refleksji, nie wiem dlaczego i na jakiej podstawie. Nie wyczytałem u Cenckiewicza niczego zdrożnego, poza rytualnym skrętem w stronę Krakowskiego Przedmieścia w jednym miejscu, no trudno.
Zamiast tej refleksji w książce zapewne jest sama prawda z punktu widzenia (współ?)autorki, czyli prostej półanalfabetki z zapadłej wsi, która po różnych przejściach została prostą półanalfabetką w pałacu, ze wszystkimi tego konsekwencjami, na ogół godnymi pożałowania. Dla niej taka kreatura jak Wachowski naprawdę jest wzorcem przyjaciela, wierzę w to bez zastrzeżeń, a spokojny intelektualista, czyli młody L. Kaczyński, jest pierdołą. Cenckiewicza nie rozumiem, człowiek w końcu dorosły i wykształcony. Równie dobrze mógłby oczekiwać rzetelnego przedstawiania historii w amerykańskim filmie z dużym budżetem. 😕
Wielki Wodzu, ale dla mnie to właśnie jest ważne. Ona nie mówi do Cenckiewicza. Liznęłam tego, z czego ona wyszła. Dotykalnie znałam takich ludzi. Czuję ten sposób myślenia, oswajania rzeczywistości. Czuję na ciepło, bez politowania. Rozumiem, czemu Wachowski był przyjacielem, a Kaczyński pierdołą. To jest bardzo cichutka historia, absolutnie nie na film z dużym budżetem 😉
Dla mnie fascynujace postacie, oboje, Lech i Danuta, na pewno nie pozalowania godni. Ksiazke na pewno przeczytam.
Boli mnie, Wielki Wodzu, kiedy mowisz o Danucie tymi slowami. Jakie to ma znaczenie ile przeczytala w zyciu ksiazek? I dlaczego przeciwko niej ma swiadczyc, ze pochodzi z ubogiej i zapadlej wsi? Mnie imponuje, ze przez wszystkie te lata ona nie zrobila ani jednego falszywego kroku, ze pelnila swa publiczna role u boku trudnego w koncu czlowieka z taka godnoscia i samozaparciem. Nie miala ani jednej wpadki. Z pewnoscia nie korzystala z porad zadnych spin-doctorow ani specjalistow od image’u Zona jednego z poprzednich premierow brytyjskich, bardzo wybitna prawniczka Cheri Blair powinna pojsc po nauki do Pani Walesowej i nauczyc sie tej godnosci i tej madrosci z jaka sprawowala funkcji zony politycznego przywodcy. I matki wielkiej rodziny, ktora obok urodzonych przez siebie dzieci miala dosc serca aby przyjac pod swoj dach dziecko osierocone. Nie wiem co jest „godnego pozalowania” w okresie gdy byla Pierwsza Dama. Dla mnie przez wszystkie te ostatnie trzydziesci lat byla ona bez zarzutu. A polanalfabetow pelno bylo i jest w polskim Sejmie. To bardziej godne pozalowania niz cokolwiek zrobila kiedykolwiek Danuta W.
MNie w omowieniu Cenckiewicza uderzyla wlasnie i ta pogarda wobec prostej kobiety i to, ze patrzy on na nia oczami szperacza archiwalnych brudow, ktory puszcza w swiat jakies metne insynuacje, a nastepnie kieruje czytelnika do „archiwow”.
A, ze o Wachowskim, ktopry sie nam nie podoba, Danuta mowi, ze byl zawsze wspanialym przyjacielem – to jej swiete prawo. My Wachowskiego znamy od zlej strony, ona od najlepszej. I ja jej wierze, ze taka strona w nim tez jest. I nawet mnie to cieszy – ze maja wiernego i oddanego przyjaciela teraz, kiedy go najbardziej potrzebuja.
A biografii raka tez nie przeczytam, chocby ksiazka nawet Nobla dostala. No way!
Mar-Jo, zdjecie jest rozkoszne. Zakaz chodzenia w szpilkach dotyczy zapewne ochrony przed podziurawieniem tej wspanialej luksusowej murawy na placyku zabaw. 😆
Samo zycie:
http://www.liiil.pl/1322770775,Wiara-czyni-cuda.htm
Bylo?
http://wyborcza.pl/1,75476,10638110,Toksoplazmoza___charakter_narodowy_pasozytow.html
Dzień dobry 😀 . Dodatkowy 🙂 dla Zwierzaka po powrocie z wakacji.
Dzisiaj jako stara strzecha melduję się przed Wysokim a w Sprawach Piwnych Nigdy Nieomylnym Prezydium.
Dla niewtajemniczonych więcej tu
Tak, to jest ulga, bo okazuje się, że nie tylko siebie nie rozumiem 🙁
Na ile rozumiem WW (ale patrz wpis wyżej), określenie półanalfabetka oznaczać może, że dana osoba nie ma narzędzi intelektualnych do próby analizy, zrozumienia, rzeczywistości. Albo też, z czym się to wiąże: nie umie odejść od swojego rozumienia świata, dość wąskiego, i spojrzeć na świat z różnych stron.
A to, że z zapadłej wsi oznaczać może to co zawsze: że widzenie świata takiej osoby jest związane z tu i teraz i nią samą. I kilka pewnych nieprzyjemnych cech chłop polski zwykle miewał…
To, że nie zrobiła fałszywego kroku, może też wynikać z tego, że będąc niepewną swojej wizji rzeczywistości (słusznie) bała się robić jakikolwiek krok. Tak więc na jej rachunek można powiedzieć, że dość jasno widziała siebie i swoje możliwości.
Jak się boję coś powiedzieć i milczę, to na mędrca wychodzę..
Jej mąż miał wiele podobnych cech, ale robił wiele kroków, bo chyba w którymś momencie poczuł swój mesjanizm. I niestety nie zawsze były to dobre kroki…
A dzień dobry powiedziałem, nie??
Dobry. Tadeusz mię wyręczył, bo mię rozumie dobrze. 🙂
Witajcie po przerwie 🙂
Tyle sie nagadaliscie, ze prawie 2 dni czytalam. Ten transfer mnie skolowal, bo moje dzieciatko zostawszy sam na sam z naszym tranferem zalatwilo go dokumentnie, wiec nie bylam pewna kogo tu winic. No ale blog sie pojawil i dobrze. Moj transfer tez od pierwszego wrocil caly i zdrowy. 🙂
Urlop sie prawie udal, tzn. nieco padalo i bylo zimnawo, ale dalo sie zniesc. W sumie tylko malo sia nalatalam, bo co to za latanie jak kapie po glowie. No i na rybach bylam! Osobiscie zlapalam 4 i nabralam ochoty na nastepne wyprawy rybolowcze na oceanie. Troche kiwa co prawda, ale podobalo mi sie nadzwyczajnie.
O tu bylam:
http://maps.google.com.au/maps?q=Flynn+Street,+Port+Macquarie,+NSW,+2444&hl=en&ll=-31.444145,152.923155&spn=0.013181,0.032594&sll=-29.343875,144.931641&sspn=27.398435,66.75293&vpsrc=0&hnear=Flynn+St,+Port+Macquarie+New+South+Wales+2444&t=m&z=16
Jak postawicie tego ludzika gdzies tam, to mozna sobie poogladac w naturze, jak to wyglada.
A tu linek do zdjec z odrobina kopru. 🙂
https://picasaweb.google.com/Ewa.Joanna/PortMacquarie?authuser=0&authkey=Gv1sRgCMqprOSr5arudQ&feat=directlink
A przy okazji to mam pytanie do Krolika 🙂 Czy syrop klonowy jest z natury taki slodki czy dodaja do niego cukru? Bo slodki okropnie, choc pisze na nim, ze autentyczny.
czyli prostej półanalfabetki z zapadłej wsi, która po różnych przejściach została prostą półanalfabetką w pałacu,
WW, rozumiem dobrze, ale nie aprobuję takiego języka. Za dużo w nim pogardy
Wlasnie mi podrzucili: 😀
http://www.youtube.com/watch?v=bgoDkwwpFx0
Bo z drugiej strony to można też powiedzieć, że tacy prości półanalfabeci (zwykle starsi) co prawda do zbawiania świata się nie nadają, ale bywa, że mają niesłychaną intuicyjną wiedzę na temat ludzi. Jakieś takie zrozumienie człowieka, którego na próżno szukać u owych wyekwipowanych intelektualnie, którzy od razu same abstrakty widzą. I abstrakcyjnie ten świat zbawiają.
No fajny urlop, zwierzaku! A zaraz na plaży będziecie mieli Xmas :
🙂
Ja mam na ten polanalfabetyzm inny, babski punkt widzenia. I chyba nie tylko ja, bo z tego co doczytalam to inne dziewczyny tez. WW patrzy po chlopsku i widzi polanalfabetke z zapadlej wsi, ja patrzac po babsku widze madra kobiete, prowadzaca swoja rodzine przez meandry zycia.
My mamy nad basenem, bo na plaze od nas dosc daleko. I tujinke zamiast choinki 🙂
Dzień dobry 🙂 Trochę mnie życie dorwało i kazało się zajmować sprawami pozablogowymi, więc też mam dużo do doczytania, choć nie było mnie tylko późnym wieczorem i rankiem. Ale z krótkiego zerknięcia zorientowałem się, że Zwierzak powrócił na łono, co cieszy (choć nie wiadomo, czy Zwierzaka, bo oznacza koniec urlopu) 🙂 Poza tym wszyscy mają buty, co cieszy już bez żadnych ale. 😀
A reszta za chwilę. 😉
Dzień dobry 🙂 , a szczególnie Dzień dobry, Zwierzaku 😀
Widzę, że o panią Danutę spór idzie. Ale z pomieszaniem dwóch materii – osoby i książki.
To zacznę od książki, bo trochę łatwiej. 😉 Chyba nikt rozsądny od autobiografii znanej osoby nie oczekuje wyżynnych walorów literackich (wprawdzie z rzadka i to się udaje, ale na zasadzie wyjątku). Taki autobiografie – Bogiem a prawdą – służą zaspokojeniu naszego instynktu plotkarskiego, ciekawości, jaki to też ten człowiek z mediów jest w pantoflach i od kuchni. I zwykle jeżeli w takiej opowieści jest coś, z czy możemy się identyfikować, podoba nam się. Jeżeli nie, osądzamy ją bardziej krytycznie.
Dlatego świętą rację ma Zwierzak, kiedy mówi, że w przypadku książki pani Danuty kobiecy i męski punkt widzenia będą się zapewne bardzo różnić. Lata 70 i 80 były w Polsce jeszcze szalenie patriarchalne. Kobiecy los był w nich różny od męskiego losu. Dom, dzieci – to była jeszcze dość wyłącznie kobieca domena i stereotyp matki-Polki bardzo był silny. Zresztą i niektóre poważne, naukowe opracowania na temat ówczesnej opozycji wskazują na to, że faceci pełnili w niej role przywódcze i brylujące, a płeć piękna była od czarnej roboty, podziwiania i zajmowania się domem, na który bohaterowie nie mieli czasu. I kobiety, które choć trochę tamtego czasu liznęły, będą się mogły z bohaterką identyfikować zupełnie odruchowo, odwołując się do własnego doświadczenia. Mężczyźni na pewno mniej.
A teraz osoba. Tu bym przyznał rację Tadeuszowi, który pisze o tym, że brak narzędzi analitycznych do wnikliwego opisu rzeczywistości (swoją drogą, jak to inaczej brzmi niż „wsiowa półanalfabetka”) wcale jeszcze nie świadczy o jakiejś zasadniczej „gorszości” osoby. Może ona mieć mnóstwo innych zalet i całkiem niezłe instynktowne, nie analityczne, rozumienie świata. W przypadku autobiografii spisywanej przez ghostwritera to właściwie jego zadanie, żeby te zalety były widoczne i żeby spoza ploteczek, które czytelnikowi tak miłe, wyłaniał się pełnowymiarowy człowiek.
Czy tak jest w tej książce – nie wiem, nie czytałem. Ale jako osoba pani Danuta dawała się trochę poznać już wcześniej i tu z kolei zgodziłbym się z Heleną, że publicznie dawała się poznać od bardzo dobrej strony. Wtedy, kiedy musiała reprezentować, robiła to z naturalną godnością i taktem. A wiedzieć, kiedy lepiej nic nie robić i nic nie mówić, to też jest duża mądrość życiowa, którą nie każdy posiadł. 😉
No i przyznaję, mnie też boli pogardliwe wyrażanie się o ludziach tylko z tego tytułu, że sami nie są profesorami i innych nie z profesorskiego punktu widzenia oceniają. Nie tylko analityczny umysł i umiejętność zawiłego wyrażania się są godne szacunku. Trawestując Szwejka: gdyby każdy na świecie był profesorem, to na świecie byłoby tyle profesorstwa, że co drugi by z tego zgłupiał. 😉
Przepraszam, że obok, ale w tej szkole, natychmiast ❗ trzeba coś zrobić z polonistami http://wyborcza.pl/1,76842,10746634,Dzieci_recytuja_Kaczynskiemu___Bronisz_narod_z_troska_.html
Książki nie przeczytałem i nie przeczytam, bo akurat nie lubię takich.
Natomiast jak zwykle ujmę się za swoją połową kobiety: ponieważ jak wszyscy faceci jestem w połowie kobietą, więc poczuwam się do dwuocznego oglądu!
No i w różnych rodzinach to różnie bywało w tych nieradosnych czasach. Tak sobie myślę, że u Wałęsów pewnie był tradycyjny model, ale w wielu inteligenckich jednak widać było przełamywanie. Jeszcze w drugiej połowie lat osiemdziesiątych (przykład trochę jakby pro domo sua, ale nie mam lepszego) w piaskownicach byłem sam z wieloma kobietami, np. swoimi córkami :-). A, znajomy fizyk czytał opasłe teorie na ławce przy wózku.
Teraz mężczyzna z wózkiem to normalne.
A o profesorstwie proszę nie mówić…
Jak to Mencken powiedział? nie ma takiej głupiej rzeczy na świecie, aby się nie znalazło paru profesorów, którzy ją popierają.
Albo jakoś tak.
O, kurczę! 😯 No, ta tfurczość patriotyczna absolutnie z nóg zwala. 🙄
Patrzcie, jak życie pomaga się zastanowić nad pewnymi sprawami. Nauczyciele w tej szkole pewnie i półanalfabetami nie są, ale czy coś z tego wynika? 😆
Bobiku, tam nie ma ploteczek. Myślę, że to poważniejsza i ważniejsza książka, niż się pozornie może wydawać.
Tadeuszu, chyba w każdych czasach było chociaż kilku facetów, którzy swojej kobiecej połówce zostali przedstawieni, weszli z nią w bliższy kontakt, a nawet potrafili się z ni zaprzyjaźnić. 🙂 Ale że nie było to powszechną praktyką społeczną, chyba nie musimy dowodzić. 😉
Oczywiście, że teraz facet z wózkiem czy zakupami, zwłaszcza w większym mieście, to żadne halo. Ale kiedy wracamy w wiek XX, to jednak w Polsce tacy faceci byli pierwszymi jaskółkami i – jak sam napisałeś – było to jeszcze ograniczone do pewnych środowisk. Zresztą, o ile wiem z zajawek, DW właśnie o czymś takim mówi, że dawniej kwestionowanie damskich i męskich ról społecznych nawet by jej nie przyszło do głowy, a potem zaczęło do niej docierać, że to tylko role, a nie jakiś bezwzględny, „biologiczny” mus. Że się zaczęła rozwijać i różne rzeczy, w tym i swoją rolę, swoje wybory, widzieć w innym świetle – nawet jeżeli z perspektywy czasu nie uważa, że były to wybory błędne. Chyba zresztą nie świadczy to o całkowitej bezrefleksyjności? 😉
Haneczko, ja nie wiem, co tam jest, bo całości nie czytałem. Dlatego wolałem raczej tak ogólnie o autobiografiach jako takich. 😉 I o czytelniczych oczekiwaniach. No, nie czarujmy się, że większość czytelników jednak przystępuje do lektury autobiografii celebryckiej z cichą nadzieją, że choć trochę ploteczek tam będzie. 😉
Ale oczywiście można szukać i „świadectwa czasu”. Tylko w przypadku autobiografii z góry należy założyć, że będzie to świadectwo wybiórcze i jednostronne. Taki już charakter tego gatunku.
O, jakie megaurlopowe te zdjęcia Zwierzaka! 😀 Aż by się chciało rzucić wszystko i… 😉
A ja, Haneczko, nie mysle, ze to polonista ten wiersz ulozyl. Mysle, ze byl to pan wozny, moze tez polanalfabeta. Bardzo mi sie podobalo jak ten chlopczyk na wideo recytuje, ze „zdradzieckim szczalem w tyl glowy dostali”. Szczanie w tyl glowy jest skandalicznym i antypolskim zachowaniem.
Witam Zwierzaka po powrocie na domowe poslanko.
Zdjecia sa piekne.
A do syropu klonowego niczego sie nie dodaje. Taki juz jest. Dlatego syrop. Do plackow i nalesnikow. Oddam w dobre rece ten, co przywiozlam sobie z Nowej Anglii przed laty (such a touristy thing to do). Troche juz zmurszala butelka.
A, wydeło też tam było. Dopiero teraz sobie obejrzałem.
Nieustający teatrzyk absurdu. Konia z rzędem, a nawet z rządem, temu, kto uwierzy w to, że dziecko naprawdę wiedziało, co recytowało, a reszta dzieci, o co w tym chodziło. 🙄
Mnie bardzo uderzyła charakterystyczna kolejność, w jakiej JK zwracał się do zebranych – wielebny księże prałacie, szanowni państwo, droga młodzieży. Od razu wiadomo, kto tu równy, a kto równiejszy.
Odrobina (ale naprawdę odrobina) syropu klonowego całkiem nieźle robi pieczeni wieprzowej. Przy konsekwentnym dodawaniu go do niej, butelkę ćwierćlitrową można zużyć już w ciągu 15 lat. Oczywiście pod warunkiem, że się bardzo lubi pieczeń wieprzową i często jada. 😎
Naprawde, Polska to wesoly kraj:
http://wyborcza.pl/1,75248,10747113,Katowice_oglosily_przyjazd_niezyjacego_filozofa.html
Oczywiscie, ze dziecko wiedzialo co recytuje. Mowie to jako byle dziecko, ktore wyglosilo w swoim czasie plomienny referat o Kuomintangu i Czan Kaj szeku „wscieklym psie amerykanskiego imperializmu”. Takie czasy byli i zamiast sama napisac referat nauczylam sie na pamiec artykulu z gazety, pelnego takich trudnych i magicznie brzmiacych slow.
Tera znowu takie czasy som.
Biedny Kołakowski. To już naprawdę nie mogli go pomylić z kim innym, tylko z bardem i publicystą „Naszego Dziennika”? 🙁
Bobiku, biedni oni 😎
Wszystko jest relatywne, że tak inteligentnie westchnę. W zestawieniu z pewnymi aktualnymi wiadomościami nietrudno pomyśleć, że polskie kobiety w XX wieku miały życie po prostu super. 🙄
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,10746002,Afganistan__kobieta_wyjdzie_na_wolnosc__bo_poslubi.html
Tak, Bobiku. Slyszalam wczoraj w telewizji o „zakonczeniu” tej sprawy i bylam wstrzasnieta. Dlugo o tym myslalam przed zasnieciem, czujac potworna bezsilnosc wobec takiej zbrodni popelnionej na mlodej kobiecie. To co ta kobieta czuje, godzac sie na malzenstwo z gwalcicielem, ojcem swego dziecka, nie miesci sie w glowie. 🙁 🙁 🙁 Hamid Karzaj ma chyba zwiazane rece i nie mogl jej inaczej „ulaskawic”. Straszne. 🙁
Bobik, natychmiast do piora!
http://wyborcza.pl/1,75248,10748728,Czytelnicy_pisza_wiersze_o_Jaroslawie_Kaczynskim.html
Łeeeeee!!!!!!!!! Skończyłem!!!!!!!!!! Teraz niech inni się z tym męczą 👿
Teraz nagrody: jemy, idziemy po naręcza Nisiów! Tylko zapłacimy karę 🙁 Nie rozumieją, że miesiąc ma 60 dni czy co??
Eee, tak cudnie jak Anonimowy Tfurca to ja nie umiem. 🙁 Ani ci, pożal się Boże, rymarze w GW. Rytm im się podejrzanie kupy trzyma, rymy od częstochowskiego wzorca odbiegają… Po prostu spieprzona robota. 👿
Jest taka niegłupia zasada „nie pchaj się na afisz, jak nie potrafisz” i ja się jej mam zamiar trzymać. 😎
A za co kara, Tadeuszu? Za naręcza Nisiów? 😯
Samo czytanie Nisi jest karalne, czy zaopatrywanie się w naręcza? 😯
Nie wykrecaj sie, Bobik, trocinami.
To jest jedyna w swoim rodzaju szansa zostac Narodowym Poeta. Wiec prosze przysiasc ogona.
Kara za przetrzymanie książek w bibliotece… Jakoś nigdy nie oddam kiedy trzeba, ich miesiąc jest zdecydowanie krótszy od mojego.
Tak, Bobik, zdecydowanie tak nie potrafisz!! No no!
A tam są rzeczy cudne…
„Pamięć nie poległa, świat się dowiedział tamtym momentem, gdy runął samolot z polskim prezydentem.
Wierny ideałom nie szukał uznania, choć nie od jednego doznał opluwania.”
Doznałem skręcania.
No, przecież mówię, że Wielką Poezję należy pozostawić Anonimowym Tfurcom. 🙄
Uważam, że tfórca powinien się ujawnić 🙄 Może on zbiorowy?
W tym miejscu szczególnym, gdzieśmy się zebrali, nad losem Ojczyzny będziemy płakali.
Bo ona nieszczęsna stale w zagrożeniu, dzięki Tuska z Ruskiem i Niemcem sprzymierzeniu.
Wciąż na jej sukience jakaś nowa plama, jak nie zmowa lub układ, to wiadomych sił zamach.
I wiadomo czyja to ohydna robota, że Ojczyznę kalają transwestyty od Palikota.
Takom się Ojczyznom szczycić nie możemy, póki sił przeciw temu maszerować będziemy.
Bez pamięci o Smoleńsku i Szarych Szeregach, by my jako suwerenne państwo odpadli w przedbiegach.
Gdyby nie Pan Prezes, który naród strzeże, nie ostalibymy się w naszych ojców wierze.
Patrz Romanie na nas z góry narodowym okiem, żeby tym peowcom wszystkim rządzenie wyszło bokiem.
Nie powiedzie się zgubienia Ojczyzny plan świński, póki będzie go demaskował PiS i nasz kochany premier Kaczyński.
Polska, Polski, Polską, kłamstwo, ideały, przedmurze, bum-cyk-cyk, to nasz program cały.
Prałacie, zebrani, oraz ty, młodzieży, o Jezus Maryja, bij, kto w Boga wierzy!
Eeee, jaki to Tfurca… składnia się coś zbytnio zgadza. I za bardzo sylaby 🙁
No nie, Tadeuszu, to jest jałowe i bezpodstawne krytykanctwo. 👿 Widać, jak bardzo Tfurca się starał, żeby z rytmem i składnią być na bakier. Że mu na końcu trochę nie wyszło – no cóż, Brunner, nie zawsze się równie dobrze udaje. 🙄
„Starał” eto le Keywort!
No, w końcu jeden Anonimowy Tfurca musi się pewnymi szczegółami różnić od drugiego. 😉 Jednemu wychodzi samo, drugi się musi postarać. 😈
Ale dobre chęci też powinny być nagradzane. 😎
Anonimowy T. juz wzbogacil skarbiec Poezji Narodowej.
No i demaskują tfurcĘ taki rymy jak Świński i…. przez klawiaturę nie chce przejść… Kaczyński!
Jakem poecik strukturalista, to ponoć rymy wskazują na zgodność semantyczną, wg autora…
Ej, cosik mi się widzi, że muszę się do skarbnicy narodowej poezji odwołać i zacytować Gałczyńskiego:
Nasz Tfurca cudem zdemaskowany, ale ten Tadeusz to gość podejrzany (biją Tadeusza).
Słuchajmy poetów, bo oni reprezentujom… e, tego… już wiem, zbiorowom duszę reprezentujom, a jak taka dusza za zbiorowy cep chwyci… 🙄
Hehe, a ja wirtualny! Mam sporo żyć, że tak pardą za mot.
Idę po wino lecznicze. Bo ciągle rozmyślam, czy ja zjadłem przypalonego surowego łososia czy jednak przypalonego niesurowego… myślę, że we wszystkich trzech przypadkach wino nieodzowne.
Tadeuszu, a moze do wina Sushi Bez Lez?
http://www.youtube.com/watch?v=iL_hPJr51co&feature=related
Tadeuszu, zielona herbata. Wino potem 😉
Może też być wino bez łez, o nazwie Lacrima Nima. W sam raz na ósme albo dziewiąte życie Tadeusza. 😉
To by dobry tytuł książki był, „Dziewiąte życie Tadeusza”. Z podtytułem „Biografia wirtualna”. 😈
Hei, polonisci. Jak to jest z pomaranczami w liczbie pojedynczej?
Bo znalazlam taki tytul w GW: Liczą na pomarańcz.
Ja owszem, wiem, ze „Znaszli ten kraj, gdzie pomarańcz dojrzewa…”, ale czy mozna/nalezy jeszcze mowic „pomarańcz”?
Ta pomarańcz – ten pomarańcz?
Po wysłuchaniu można opić sukces Tadeusza.
http://www.youtube.com/watch?v=XKRj-T4l-e8&feature=player_embedded
Owszem, może być prawidłowy ten pomarańcz, jeżeli mowa o kolorze.
Tak że wszystko zależy od tego, na co w GW liczono. 😉
Może oni w GW liczą na pomarańcz, a nie róż, brąz, bądź czerń? Znaczy, na kolor liczą?
Łajza. I Racja.: „W piątek losowanie grup Euro 2012. Polskie miasta gospodarze licząc na zyski, liczą na Holendrów. Na Grekach czy Portugalczykach zarobić tak dużo się nie da, bo kryzys zatrzyma ich w domach.”
Staruszku, proponujesz Tadeuszowi harpię i rybę fugu na kolację? 😯
No, ja tam nie wiem, czy przypalony surowo-niesurowy łosoś nie jest przy tym jeszcze stosunkowo łagodną opcją. 😈
I see.
Ładne zdjęcia to chyba wszyscy lubią? 😉
http://www.guardian.co.uk/environment/gallery/2011/dec/02/week-in-wildlife-in-pictures
Jeszcze żyję. Wzruszyłem się do głębi Waszą troską, Staruszek najwyraźniej uważa, że mnie już nic nie zmoże.
Właśnie! to jest dobry pomysł, mogę serwować przypalone sushi z łososia!! Ha, tego mało kto pobije!!
O ile wiem, od początku co najmniej XX wieku wielu spontanicznych użytkowników polskiego mówi na taki pomarańczowy owocek: ten pomarańcz (chyba, że to słynny pomarańcz z Kuby… zielony). Spontaniczni, w odróżnieniu od zbyt szkolonych. I jak widać niewiele się da zrobić, tak chcą mówić (jak i ten winogron. Wiem, uszy cierpną, bo zęby zaciśnięte w cierpieniu). Coś musi być w tym, że tak chcą, i niedługo, za lat 10-100-200 jakiś Miodek powie, że już można, gdy wszyscy już tak będą. Bo to już norma…
Pamiętacie słynne pinezki? już wolno pisać pineski!
Ale Lesbos dalej musi być s, mimo że ta sama fonologia wymusza Lezbos… mój przykład, jaki jest chaos.
Faktycznie 😯 wolno pineski 😯
Ten perfum 🙁
Ale ta kafelka 🙂
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!
Nobel dla AT!!!
padalo caly dzien 😯 ja pod dachem, wlasciwie sufitem, pod sztucznym swiatlem i w cieple, tak to jest czesto w pracy i tylko ci kupujacy, zawadzaja 🙄
Bobikowo 🙂 😀 😆
Ło Wszyscy Pańscy… ale się wystraszyłem…
Staruszek tlumaczy komputer 🙂 Tadeusz Wielkiego Wodza 🙂 kryminalne powiesci czytane masowo, zimny E-Book pod strzechy z tysiacami ksiazek ktorych nikt nie przeczyta (zycia za
malo 8) )
zapach pasztetowej bezcenny
Iwasiow „bambino” polecam (juz czynilem u Bobika), „ku sloncu”
jak ktos ma czas i nic innego 🙂
jutro do pracy – teraz do lodowki 🙂 😀
przed dobranoc
http://www.titanic-magazin.de/uploads/pics/Metaphysikerkneipe.jpg
Hm, lepiej się śpi w lodówce?
No Ku słońcu mam ale jakoś się nie zdobyłem na odwagę…
Ja jeszcze w pracy, ale prawie zaraz kończę 🙂
Też się wystraszyłam 😆
znikam 🙂 🙂 🙂
No, przynajmniej Nisia ma właściwy stosunek do Anonimowej Tfurczości. 😎
Co to za czepianie się spontanicznych użytkowników. 👿 Oni są po prostu bardziej świadomi rodzaju gramatycznego w języku, z którego przyszło zapożyczenie. Po niemiecku kafelek jest die Kachel (a nawet czasem die alte Kachel, co oznacza „starego babsztyla”). Po francusku jest le parfum. Znaczy – ta kafelka, ten perfum. 😈
do lodowki spac? ❗ buszowac w PRAWDZIWYM jedzeniu 😀
maslo, wedliny, sery – tluszcz i kalorie
Ale ja jestem cały za spontanicznymi użytkownikami!
Oni zawsze z przodu idą…
Ryś do lodówki może nie po to, żeby spać, tylko po zapach pasztetowej.
Lodówka, jak wiadomo, służy do przechowywania zapachów. 🙂
Do pracy, Rysiu mówi… co on taki okrutny… trza coś chyba przygotować…
A, prawda, przy-gotować. Chyba pora by zjeść kolację. 🙂
Dziś u mnie leniwe gołąbki.
Bobik oblatuje 20 blogów, robi papu, idzie do pracy, wierszyki pisze, wiersze, poematy…. i kiedy na to czas?????????
A, bo ja to wszystko tak w międzyczasie…
Jak mam czas, to idę na spacer. 😈
Brawo, Tadeuszu! Za wyartykułowanie.
Jeśli pomarańcze, to i mandarynki. Pani pachnie, jak tuberozy.
Największe zdziwienie rodzajowe zafundowała mi moja niedoszła teściowa, serwując surówkę z pory.
Idę poszukać jakiegoś sklepu internetowego, w którym można nabyć międzyczas. Że też nikt mi wcześniej nie wytłumaczył, że to brak międzyczasu tak mi życie utrudnia! Sklepu internetowego, bo przed Świętami tradycyjnie nabieram ponadstandardowej niechęci do sklepów tradycyjnych – a wszystko wskazuje na to, że przed Świętami już się zaczęło.
Prezesie Kaczyński, Panie Prezydencie,
przy tym Narodowym witamy Cię Święcie,
wszystkie polskie dzieci tutaj się zebrały,
żeby głosić chwały, choć rozumek mały.
Panie Jarosławie, Prawdziwy Premierze,
żaden Tusk nam Ciebie nigdy nie zabierze.
Tyżeś nam opoką, Ciebie się trzymamy,
gdy Polska Ojczyzna wciąż odnosi rany.
Ty miecz w dłonie weżniesz i piźniesz po Tusku,
żeby zaraz zaczął modlić się po rusku!
Zaraz go wyślemy do Merkel Andżeli,
żeby go do końca szwabscy diabli wzieli.
My zaś z Krzyża znakiem, Ty na naszym czele,
na Krakowskiem staniem w kaździutką niedzielę,
serca nam zabiją, bo to misja święta:
wywalić z pałacu Niby-Prezydenta.
A kiedy oczyścim z brudu Państwo Nasze,
Ciebie obwołamy Prezesem-Mesjaszem.
Bobiku, fpuść Polonistkę…
Przed Świętami zaczyna się coraz wcześniej. Gdzieniegdzie już w połowie listopada. 🙄
Cały dzień mnie nie było. Tylko powiem, że zarzut pogardy pod moim adresem jest trochę, no, tego. Ja tylko nazywam rzeczy po imieniu. One się nie zmieniają, te rzeczy, od kawiarnianego dzielenia włosa na nierówne części, więc szkoda na to czasu, a i komunikat staje się mniej zrozumiały. Więc nazwę od czasu do czasu jakąś rzecz jej właściwym mianem, jeśli pozwolicie. Bez pogardy czy uczuć innego rodzaju, a dla opisania rzeczywistości. Chyba, że nie mogę, wystarczy powiedzieć. 😎
Oj, rzeczywiście, biedna Polonistka się w poczekalni przesiedziała, bo ja leniwe gołąbki wtrząchałem 😳
W ramach zadośćuczynienia przesunąłem ją na późniejszą godzinę, żeby jej jej olśniewająca tfurczość nie przepadła w dziejowej pomroce i antynarodowym spisku. 😆
Z cyklu „nie ma tego złego”. Dzisiaj pomagałem w przeprowadzce i odniosłem lekką kontuzję stopy, ale za to znalazłem trzy książki Kazuo Ishiguro, moje własne zresztą, uważane od lat za zaginione. Już nikomu nie dam. 🙂
Wodzu, po prostu jest tak, że pewne rzeczy brzmią pogardliwie, nawet jeżeli piszący nie miał takiej intencji. A przez to, że nie miał, mógł sobie nie uświadamiać, jak zabrzmiało. Nie chodzi tu o kawiarniane dzielenie włosa, tylko o to, że niektóre sformułowania naprawdę mogą sprawić czytającym przykrość. Więc mam taką propozycję, żebyś nazywał po imieniu, ale biorąc pod uwagę wrażliwość zebranych, jak akurat ją coś uwiera i wtedy wszyscy będą mieć udział. 🙂
I nie w tym rzecz, że czegoś nie możesz. Wręcz przeciwnie, że możesz (jak każdy zresztą) wziąć pod uwagę, że w końcowym efekcie to odbiorcy tworzą komunikat, więc z odbiorem i tak się nie wygra. 😆
Czy WW doradza wszystkim kontuzjowanie stóp w zbożnym celu odbudowania domowej biblioteki? 😈
To WW dynamicznie wszedł w te książki Ishiguro, że se stopkę uszkodził… Taka wspaniała lektura? Jakoś nigdy nie potrafiłem skończyć, ale może nie z tego końca zacząłem.
No właśnie, ten międzyczas… mnie międzyczas idzie na zastanawianie się, czy już wstać?, już się umyć?, już włączyć kompa?? A może by się co pomyślało? eeee…
To jak ja hamletyzuję, to aga co?, ofeliuje?? prawie jak ofoliuje…
A jak mam czas…. a jak mam czas! to myślę co zrobić jak będę miał naprawdę czas!
Wróciłem z Karczmy Piwnej z silną reprezentacją australijskiego górnictwa. Omówiłem z nimi uroki, plusy i minusy opisywanych przez Zwierzaka stworzeń. Jak to między gwarkami bywa 😆
WW, jeżeli źle zrozumiałem lub odczytałem to przepraszam 😳
Tadeuszu, jedyny ratunek to Lacryma Christi del Vesuvio
vitajcie! Tak sie zastanawiam o czym właściwie jest Twój wpis Bobiku o sklepie . Można go/sklep/ porównać trochę do obecnie panującej sytuacji w naszym kraju… Determinacja pracujacej w sklepie jest godna podziwu. Ktoś coś przyniesie do sprzedania trochę pożyczy a może da i jakoś zacznie się od poczatku . Tym razem z lepszym szczęściem… W takiej sytacji musi odmówić pomocy sąsiadującej firmie. To chyba rozsądne posunięcie .? 🙂
panuje ostatnio moda na zaklinanie rzeczywistości …
szuka m przepisu na łatwą przekąskę na przyjęcie w małym gronie. Postanowiłam zjąć się gotowaniem .. 🙂
narka 🙂
Ależ, Jarzębino …..tylko pasztetówka en pazur
Znam przekąskę łatwą, choć wyczerpującą. Słone paluszki. Należy się najpierw mocno spocić (rąbanie drewna bardzo w tym pomaga, albo jogging), potem pot obetrzeć paluszkami i przekąska gotowa. 😈
Ja mam świetne sushi!
Bierze się łososia, kładzie na ostrym ogniu tak, aby z zewnątrz był przypalony, a w środku surowy. Gotowe! Dużo teraz wasabi, jeszcze więcej wina i wszyscy będą zachwyceni!
O, Irku, brzmi ciekawie! Jestem gotów zrobić znowu takie sushi, żeby tylko wypić to wino! Nawet widzę, że w jednym sklepie jest.
Rozogniła wszystkich i poszła…
Z romantyzmu polskiego bardzo mi się to podoba: duchowi memu dała w pysk i poszła! Bardzo uduchowione.
Chyba trzeba przechodzić w pozycje przetrwalnikowe….. noc…
„Niepocieszony” na początek, Tadeuszu. To jest naprawdę mocne. Snuje się, zanika, pojawia w innym miejscu, nie trzyma się żadnej kupy, porzuca wątki, jak w prawdziwym śnie. Dodatkowo ujął mnie na koniec tramwaj z wyszynkiem, bo sam często śnię o komunikacji zbiorowej. 🙂
Znakomity poemat Ambitnej Polonistki. Zaraz kogos poprosze, zeby go zaniosl gdzie trzeba. Bardzosmy sie z Mordka usmiali. 😈
Z najnowszym Ishiguro tez mialam pewien klopot i jest to jedyna ksiazka so far na kindle’u, ktora postanowilam zakonczyc po 2 rozdzialach. Juz nawet nie pamietam zbyt dobrze dlaczego. 😳
Jak na ostrym lub jakimkolwiek ogniu losos, to juz nie sushi.
Ja uwielbiam tatara ze swiezego losoia lub tunczyka. Mmmm. 🙂
Bobiku, ja się staram uwzględniać wrażliwość, tylko uwzględnianie przewrażliwień mi nie wychodzi, ale pracuję nad tym. 😎
Mówisz słusznie, że to odbiorcy tworzą komunikat, więc wystąpiłem jako odbiorca, jednocześnie nadając o swoim odbiorze. I tak można w kółko. 🙂
Czy ja mogę poprosić o autobus z wyszynkiem? Bo tramwaje mam dopiero w Düsseldorfie, a przecież nie będę za każdym razem jak zechcę wyszynku jeździć ponad 20 kilometrów. 🙄
Coś w tym musi być, z tym Ishiguro. A ściślej mówiąc ze mną. Coraz bardziej jestem przekonany, że coś mam z hipstera. 😉
A tatar ze świeżej ligawy z kaparami to dopiero mmmm 🙂
Tak, autobus byłby lepszy. Można takim autobusem z wyszynkiem dojechać do Düsseldorfu i przesiąść się na tramwaj z wyszynkiem.
Rany boskie, chyba zaraz znowu pójdę coś zjeść. 😯 Co Wy mi robicie ze śliniankami…
Tylko żadnej surowej ryby nie mam na składzie. Czy ten przypalony łosoś może być wędzony? 🙄
Zastanowię się, co ja robię z moim międzyczasem – bo tak od ręki, to żadna koherentna i potencjalnie pożyteczna odpowiedź mi nie przychodzi do głowy. A powinna. A to ciekawe. Ale na pewno nie ofeliuję – nie chcę pod wodę. 😉
Ambitna Polonistka takie strzeliste ku czci popełniła, że tylko patrzeć, jak je ktoś zaniesie pod właściwy adres! 😆
Jak rozpusta, to rozpusta. Mogę autobusem z wyszynkiem dojechać do D-dorfu, a tam przesiąść się na tramwaj zwany pożądaniem. 😈
O, proszę – Helena też o zanoszeniu. 🙂 Widzę, że muszę się kulinarnie podciągnąć, bo inaczej zacznę w końcu patrzeć zawistnym wzrokiem – cóż, kiedy lubiąc dobrze zjeść, do gotowania nie mam talentu. 🙁 I pracowitości. 😳
Ago, to może poomletyzujesz? Tego się nie musi w wodzie.
No, mówiłem, że mi się coś ze śliniankami porobiło… 😳
Dobra, omlet względnie prosty jest, a ja lubię omlety – to jest realny program. 🙂
Co robimy ze śliniankami ❓ A tak sobie żujemy z nudów w oczekiwaniu na autobus do D- dorfu szynkę Cesarzowej Sisi
Irek wyraznie sie ze mnie nabija .. oj nieładnie. Ja nie jem łososia ani żadnych nie zidentyfikowanych obiektów. O pasztetówce myslę, że to placek słony 🙂 @ Bobik ,widziałam dzisiaj pięknego pieska . Malutki, biały w brązowe łatki .. cudo.:) Tak dla podpowiedzi to te przekąski muszą byc praconiechłonne, najwyżej 1/2godz . Czekam na propozycję . Najlepsza wygrywa . 🙂 ide na archiwum x . dobrej nocki
To ja mogę do tej omletyzacji dołożyć łososizację wędzoną. Też proste, a skuteczne.
Gdyby ktoś dołożył cremefraichyzację i koperkizację, byłoby jeszcze skuteczniej, ale nie wiem, czy aż takich drgnień duszy możemy wymagać. 😎
Cesarzowej Sisi jeszcze w szynkę nie ugryzłem, ale arcyksięcia Ferdynanda to i owszem. 🙂 I bardzo sobie chwaliłem.
To wcale nie pomaga, rąbią mnie obie, a książek jak nie ma, tak nie ma.
O matko, zostało mi na stałe, czy co?
Nisiu, teraz dobrze? 🙂
Znaczy, z nickiem, bo ze stopami to, niestety, nie umiem poprawić. 🙁
Kto rąbie? I dlaczego one? Od ciężkich prac z ostrymi narzędziami są mężczyźni. Jakich książek nie ma? 😯 Nie mogę odnaleźć miejsca, w którym się zgubiłam!
Rąbią stopy. Teoretycznie powinno to spowodować przyrost w bibliotece, ale praktycznie książek dalej nie ma. Mężczyzn też chwilowo nie ma. Może poszli spać. Nisi zostało, ale już odstało. Ostrych narzędzi w ogóle nie było.
Wsio jasno? 😆
Nic nie jasno. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, cotobędzie, cotobędzie.
Za namową rodzinnego ortopedysty kupiłam jakieś cwane urządzenie i będę się etapami podłączała do prądu. Jakbym znikła z blogu na dłużej, to reklamujcie w Ministerstwie Prądu.
A jak mi się poprawi, to pójdę do tego, co mi książki podprowadził i dam w dziób.
Aaaa. Z tym zostaniem, które się odstało, to ja byłam załapałam. Ale z resztą nie. 😳 To ja w takim razie nie będę maltretować swoich stóp – skoro to nie jest stuprocentowa recepta na odzyskanie zaginionych książek.
Aaaa2. To dlatego kilkanaście minut temu wszystko mi na chwilę w mieszkaniu zgasło? Nisia z prądem eksperymentuje? Nisiu, żebym to ja wiedziała, z kim wyszły te moje książki, które nie wróciły… Czy ortopedysta to połączenie ortopedy z podiatrystą?
W tym przypadku ortopedysta wygląda raczej na miczurinowską krzyżówkę ortopedy z sadystą. 🙄
Dobry wieczór. 😀
Prąd u Agi wysiadł ,być może, przez niemieckie elektrownie wiatrowe. Czytałam wczoraj z dużym niepokojem.
„Windstrom aus Norddeutschland verstopft das Stromnetz in Polen. Dort fürchtet man Stromausfälle und Netzengpässe und ergreift radikale Maßnahmen”.
Nisiu, mam nastrój taki, że chętnie w Twoim imieniu pójdę i dam komuś w dziób. Jestem w bardzo dobrej formie! 😀
na dobranoc
Mar-Jo, tu masz pole do popisu: 😆
http://www.jandungel.com/_media/photo/wildlife/001tukan1.jpg
Dziękuję, droga Mar-Jo. Idź i walnij kogokolwiek, na pewno zasłużył.
Ja się jeszcze do prądu nie podłączałam, paczka jeszcze nie odpakowana – nie licząc tego jej fragmentu, który zjadł Rumik.
Ortopedysta to to samo co ortopeda, tylko wytworniej.
Mój brat, kiedy był całkiem mały, pojechał na kolonię i pisał list do tatusia. Też chciał wytwornie, więc żaden „kochany tato”. „Drogi ojcze” już było lepiej, ale jeszcze ulepszył i napisał „Drogi Ojczymie”.
My w rodzinie lubimy wytworność obejścia. Znaczy w domu i zagrodzie.
A Rumik dzisiaj pełen zapału: rozbił mi talerzyk, ostatni z kompletu, bratu na wizycie podarł kamizelkę (podobno ulubioną), nadgryzł paczkę z maszynerią, zjadł dzyndzyk od zamka błyskawicznego w mojej ulubionej bluzie, wyniósł do ogródka pilota od telewizora (potem przyniósł, lekko tylko zamoczonego), wskoczył na stół i ukradł ciastko, które zeżarł, dławiąc się, a teraz chce mieć dzieci z kotem.
Jakby się kto nudził, niech se sprawi małego terierka.
Nu, maładiec! Jak podrośnie, nauczy się jeszcze prawidłowego postępowania z listonoszami tudzież akwizytorami i wtedy już będzie mógł się nazwać Prawdziwym Psem. 😈
Z tukanem wolałabym się zaprzyjaźnić. 😀
😆 😆 😆 Mały terierek, a taki ogromny ma międzyczas! Popłakałam się. Kupmy może prezesowi terierka i dostarczmy razem z Ambitnym Poematem. Jak się prezes zajmie suszeniem pilotów, odkupywaniem kamizelek i zgadywaniem, co kocię, a co szczenię, to może nie będzie już miał międzyczasu i siły na polityczne wybryki. 😉
A moj poprzedni wpis chyba wpadl w miedzyczas, bo przepadl 🙂
Ach, czy wiecie, jak Rumiś słodko wygląda, kiedy śpi?…
Syrop klonowy tylko zbiera kurz… to nie do wiary. Podaje kilka sposobow na zuzycie: do polewania nalesnikow i racuszkow, do polewania lodow, do marynaty do miesa (wymieszac z Dijon i sokiem z cytryny), do sosu do salat i surowek (z oliwa i ulubionym octem), do sosu, ktorym pedzelkuje sie mieso i ryby na grillu (z oliwa, czosnkiem i ziel.pietruszka), do pieczenia maple scones, do polewania French toast, z jogurtem naturalnym, do polania rice pudding, i zanim sie obejrzysz, juz maple syrup wyszedl i trzeba sprowadzac posilki z Quebec czy Vermont.
Tukan, tropikalny drób,
siedzi cicho, bo
nieszczególnie by chciał w dziób
dostać od Mar-Jo.
Tego dzioba sporo wszak,
łatwo trafić weń,
a gdy trafi ktoś, to ptak
ma zepsuty dzień.
Ach, jak ciężko, kurza twarz,
siedzieć tak bez słów,
osowialszy tukan nasz
nawet i od sów.
Stwórco, ty na przyszły raz
tak tukana zrób,
by miał większy z życia szpas –
ty mu pomniejsz dziób. 🙄
Zapomniałam dodać do rejestru na dzisiaj rozbicie sporej buteleczki podkładu Diorskin Nude Beige i rozsmarowanie dużej części na brązowej kanapie, po czym niechlujne tegoż z kanapy wylizanie (czyt. rozlizanie).
Króliku, nie trzeba z Vermont, wystarczy z Piotra i Pawła…
Króliku, z tymi wszystkimi zastosowaniami syropu klonowego jest ten problem, że one mogą być, ale jak ktoś słodkiego nie lubi, to nie muszą. 😉
Acha, jeszcze jeden sposob na syrop klonowy: wymieszac pol na pol z sosem sojowym i pomalowac kaczke, kurczaka, wieprzowine czy baranine do piecznia.
Zwierzaku, ale chyba nie u mnie zeżarło? 😯 Sprawdziłem w administracji i nic nie wisi.
Tak, do pieczenia mięsa sam syrop klonowy polecałem. On się wtedy karmelizuje i traci tę przeraźliwą słodycz.
Acha Bobiku, ale ze slodkim podtekstem jest jak z Ying i Yang: potrawa musi miec slodki/slony/ostry i kwasny komponent. Jak szczypta cukru w zupie pomidorowej!
Dobry syrop nigdy sie nie psuje i ma taki orzechowy podtekst. I powinien byc z Quebec lub Vermont, choc ja uzywam swojski, ontaryjski.
Ależ tak, Króliku, leciutki słodki akcent do złamania słoności lub kwaśności jest cudny, tylko właśnie – leciutki. Dlatego trwa mi zużywanie tego syropu tak długo. 🙂
Orzechowy podtekst przypomniał mi, że czasem – wbrew swoim normalnym obyczajom – daję się namówić na deser w postaci lodów orzechowych z syropem klonowym. Tu on się komponuje rzeczywiście genialnie. Reklamuję z czystym sumieniem. 🙂
Jak już jesteśmy przy kulinariach – cały czas się tak zastanawiam… Czy Jarzębina tych pomysłów na przystawki pożądała na serio, czy jak zwykle żartowała? 😉
Jarzebina jesli sie sprecyzuje co zacz chce podac to chetnie sie przepisami podziele. W 30 minut mozna przeniesc gory pod warunkiem, ze sie je juz ma kupione w domu i ze nie trzeba ich gotowac na wolnym ogniu 3 godziny.
OK, podaje Jarzebince przepis na niedawno podpatrzona w tv i wyprobowana pyszna zakaske lub kolacje. Pracochlonnosc – 1 minuta.
Na dowolna liczbe osob potrzebujemy:
1 krazek sera camembert w DREWNIANYM PUDELKU (to wazne)
tyle glowek DORODNEGO czosnku ile ososb, a nawet mozna dodac ekstra,
bardzo dobry swiezy chleb typu bagietka albo dobry ciemny.
Butelka wina do picia.
Sposob przyrzadzania:
Nagrzewamy piekarnik do 180 st. C.
Do rozgrzanego piekarnika wstawiamy na malej brytfannie czosnek na ok. 25 minut,
Camebert wyciagamy z papierowego opakowania, ukladamy z powrotem w drewnianym pudelku i nacinamy z wierzchu skorke na krzyz, nie dochodzac do brzegow.
Na ostatnie osiem minut pieczenia sie czosnku wkladamy pudelko z serem do piekarnika.
Kazdy z biesiadnikow dostaje talerzyk z glowka upieczonego czosnku z obcieta „stopka” (aby mozna bylo wyciskac miazsz) chleb, rogi camemberta sie odwija i stawia na srodku stolu. Kazdy siega nozem sam, smaruje rozpuszczona masa serowa chleb, wyciska na to goracy upieczony czosnek i popija jakims przyjemnym czerwonym winkiem.
Bardzo to jest wspaniala kolacja, a czosnek po upieczeniu jest nieslychanie lagodny i bardzo pasuje do cieplegfo sera i chleba z winem.
Ja się też chętnie przepisami dzielę, ale faktycznie temat „przystawki” jest zbyt obszerny. Czy ma to być maleńkie czekadełko, czy jednak coś solidniejszego? Kanapkowe, grzankowe, sałatkowe, jarskie, mięsne, rybne, jajeczne, fruttidimarskie? Dla wielbicieli dziwności i oryginalności, czy dla takich, którzy na wszystko nieznane się krzywią? I – last but not least – w jakiej kategorii cenowej?
Łatwo powiedzieć – przystawki… 🙄
Heleno, a jak ktoś lubi czosnek niełagodny? 😉
Uczciwie przyznaję – dla mnie to jest marnacja czosnku, kiedy się go tyle męczy w piekarniku. Ja lubię taki, żeby sponiewierał. 😈
No wlasnie. Najprosciej wziac tuzin ostryg, otworzyc, oczyscic.
Albo cieniutko pokrojone male pieczarki zalac oliwa, posolic, mozna dodac czosnku, jesli nie zamierzamy nikogo calowac w usta, i zielonej pietruszki. Podawac z bagietka do czegokolwiek, zawsze dobre.
25 minut w rozgrzanym piecu to w sam raz dla czosnku aby sie zrobil kremisty, ale mozesz trzymac krocej lub dluzej.
Powinien Ci ten przepis odpowiadac, Bobiku.
Ja juz karmilam tak gosci i pelny zachwyt. Czosnku upeiczonego nam zabraklo i zalowalam, ze nie wstawolam do pieca po dwie glowki na osobe. 🙄
Kroliku, ostryg (wiarygodnych) nie dostaniesz w Polsce for love or money. Gdybym nawet dostala, to bym sie bala.
Dla tych co nie boja sie czosnku: paczke spaghetti wrzucic do wrzatko, zeby sie gotowala al dente. Glowke czosnku utluc w mozdzierzu z mala ostra papryczka, ziel. pietruszka i gruba sola. Wrzycic na minute do patelni z rozgrzana oliwa. Spaghetti odcedzic wymieszac z czonkiem, posypac parmezanem. Dobre na szybko kolacje po kinie.
Heleno, twoje literowki sa zarazliwe. Ucze sie od najlepszych. Wrzycic, niezle.
Szczekam przecie, że czosnek lubię taki, żeby sponiewierał. Znaczy, surowy. 🙂
Ale jasne, gdyby dali, to bym zjadł i ten pieczony. I może nawet by mi smakowało. 😀
Słowo „ostrygi” pobudza we mnie (poza śliniankami) jakąś samochwalczą nutę. Zaraz sobie przypominam, jak to przystawiony pierwszy raz w życiu do ostrygonoża (z trudem odnalezionego) wykazałem się sprawnością przewyższającą wieloletnią użytkowniczkę tegoż urządzenia. 😈
Helena w razie czego uczciwie zaświadczy, że tak było. 😎
Mozna podac wedzone ostrygi z puszki na bagietce. Jasne, ze z ziel. pietruszka.
O, ja tez tak robie sobie, kroliku, jesli nigdzie nie wychodze. Dodaje tez nieraz posiekanego drobno swiezego pomidora- w sezonie i bazylie.
Króliku, to spaghetti to właściwie wariacja na temat „aglio et olio”. Jeden z moich ulubionych tematów. Jak wdzięcznie się wokół niego wariuje i jakie małe zużycie międzyczasu. 🙂
„Wrzycić” istotnie godne Heleny. 😆
POswiadczam, ze tak bylo. I ze mielismy z Psem dwa tuziny wylacznie dla siebie, bo obecna wtedy Pani Kierowniczka nie jada ostryg.
Pani Kierowniczka jeszcze kilku rzeczy nie jada, co już wystarczyłoby mi do obdarzenia jej gorącym uczuciem, nawet gdyby nie było innych powodów. 😈 Ale na szczęście są, dzięki czemu mogę wyjść na idealistę, który uczuciem obdarza nie tylko interesownie. 😎
No wiec koniecznie musicie wpasc do Toronto do Rodney`s Oyster Bar. Koniecznie z Pania Kierowniczka, bo wtedy wiecej ostryg zostanie dla nas. Tak jak najlepsze kasztany sa wiadomo gdzie, najlepsze ostrygi sa w Rodney`s Oyster Bar, gdzie sie malo co innego podaje.
I jeszcze w Bostonie. Lub w Nowym Jorku w Oyster Bar na Grand Central Station. No i na Coney Island nad brzegiem Oceanu. Nie mowiac o Hamptons Bay na Long Island.
To może ja niepotrzebnie skasowałem dzisiejszą ofertę lotniczą? 😎
Kanada też tam była, ale nawet nie zajrzałem, za ile. Nie pomyślałem, głupi, o ostrygach. 🙁
Oyster Bar na grand Central jest b. drogi. Zapraszam na prowincje.
http://rodneysoysterhouse.com/toronto/
Bardzo ładna wizualnie ta Rodneyowa stronka. Zdecydowanie zachęca (mnie przynajmniej).
Nie mogą to takich dobrych designerów mieć w „Polityce”? 🙁
A widziales, Piesku, ichnie widelko, obok – Oyster tasting?
Musze sie chyba wodki napic.
A kto powiedział, że ja chcę to widełko oglądać na sucho? 🙄
No jasne, nie na sucho oznacza też konieczność zakanszania. 🙄
Jakieś brzuszne przekleństwo mnie dzisiaj ściga. 😯
I ja udalam sie po kieliszek: chlodne biale Mythique z Langwedocji. Pyszne, niedrogie, weekendowe winko, ale co tu zjesc pod to winko…
Mythique… Nawet gdyby było takie sobie, za nazwę można mu to wybaczyć. 🙂
Zjeść pod białe najlepiej rzecz jasna ostrygę, ale w jej braku i przypalony półsurowy łosoś się nada. 😆
Czescia przyjemnosci z wizyty w Rodney`s jest sam barowy kontuar i jego obsluga przygotowujaca ostrygi dla gosci. Gory ostryg wszelkiej masci na lodzie i tlum dookola ostrygowych koneserow. Obsluga jet bardzo dobra i uwage przywiazuje tez dla gosci nowych i ostrygowych dyletantow.
Nieeeee! Znowu zezarlo!
Ten miedzyczas nie lubi Sellersa czy co?
Niestety przypalenizna nie jest jednym z moich ulubionych smakow, wiec chyba zakasze zupka Campbella z puszki. A do tego wedzona ostryga z puszki na krakersie… delicje.
Uch, zdenerwowalo mnie to widelko od Rodney’s – zwlaszcza te srodkowe z Massachussets.
Siedzi sobe pewnie taka Monika w Mass i ostrygi wcina jakby jutra nie bylo
O, to ja! Ostrygowy dyletant. Brzmi prawie jak kawaler orderu. Mógłbym sobie to nawet kazać wypisać w nekrologu. Z najwyższym żalem zwiadamiamy, że dnia smętnego odszedł od nas Pies Bobik, postrach blogosfery, cyrkowiec, podmiot liryczny, koneser wędlin i ostrygowy dyletant. Przechodniu, uroń łezkę nad pieskiem. 😈
A propos Moniki w Mass i Jotki w Wlkp – ich przedłużająca się nieobecność wzbudza we mnie coś w rodzaju jaskółczego niepokoju. Nie, żebym zaraz wpadał w histerię, ale drobny znak życia chyba by mi dość wyraźnie humor poprawił. 😉
I Vesper sie zapodziala 🙁
Monika z pewnoscia jest zajeta otwieraniem ostryg i ich wcinaniem. Ale co jotka otwiera – wez mie i zabij…
Zwierzaku, może pisz na boku, w jakim edytorze, żebyś w razie czego mogła skopiować i znowu wrzucić. Bo zżera Cię najwyraźniej poza zasięgiem moich możliwości interweniowania. 🙁
Nobody is perfect Bobiku.
Obawiam sie ze M. nie objada sie ostrygami, tylko, jak pewnie i jotka, gonia zabe za zaba.
A propos zab. Malo jest rzeczy ktorych nie tykam, ale zaby sa wlasnie jedna z nich. We Francji tez ich nie widzialam za wiele w menu.
Vesper coś pisała, że udaje się do wnętrza bańki mydlanej, co uznałem za odruch zrozumiały i wytłumaczalny 😉 , choć oczywiście nie byłbym szczęśliwy, gdyby on był na wieki wieków ament. 🙁
Ja żaby żarłem i jeżeli byłem rozczarowany, to tylko tym, że nie było to żadne odkrycie smakowe. Normalny kurczak i tyle. Słowo daję, można sobie kurze skrzydełka usmażyć z towarzyszeniem czosnku i pietruszki – mniej więcej na żabie udka wychodzi.
We Francji w menus żab wiele nie ma może i dlatego, że drogie jak diabli, a tak naprawdę niczego szczególnego do palety smaków nie wnoszą. Francuzy racjonalne ludzie som. 😉
Wychodzi na to, ze wchodzi co drugi 🙂
Nieparzyste miedzyczas pozera.
No to tylko nieparzyste lu przez łeb edytorem! 😆
Juz wiem – gdzies po drodze wcina posty ze slowem „ca si no”.
Moj bl.p. Brat Pickwick kiedys zjadl zabe, choc ne byla ona z Francji tylko z oczka wodnego u sasiadow. Cierpial okrutnie, bo nie mogl jej… tego… wydalic. W koncu po trzech dniach ona wyszla, tylko czesciowo jakos strawiona. Jego szczescie bylo bezgraniczne. Odetchnelismy wszyscy z ulga. Od tego czasu mam uraz. 😈
Tu leży Bobik, pies nad psami,
co nie zachwycał się ostrygami.
Przechodniu, westchnij, pochyl główkę
i na mogiłkę rzuć pasztetówkę…
O, to chyba zaczynam rozumieć. Przez jakiś czas uparcie przychodziły do nas spamy z reklamami jakiegoś kasyna, aż Pan Administrator, łaskawca nasz, pewnie wnerwił się srodze i założył wszędzie w dostępnym sobie terenie szlaban na konkretne słowo w niepolskiej wersji językowej.
Na dodatek nawet nie mogę mu tego mieć za złe, bo i mnie ten spam wnerwiał. 🙄
No widzisz Bobiku, a w konsekwencji ucierpial niezasluzenie pan peter Sellers ktorego to w filmie C. Royale ogladalam z zachwytem acz niechcacy dzis rano i owe przepadniete posty byly pieniami 🙂
Nisiu, ale ostrygami to ja się jak najbardziej zachwycam. 🙂 To żaby mnie nie przekonały. Co zresztą nie znaczy, żebym ich nie lubił. Tylko – nic specjalnego.
Niemniej jednak, jak się ostrygi podmieni na żaby, epitafium – buźka. 😆
Kroliku,
jak juz tu jestes… to czy ow syrop za przeproszeniem taki naturalny slodki z tego klona leci? Czy sie go zageszcza? Bo jak nie, to tylko siedziec pod klonem i lizac 😉
A ja ogladalam ostrygi na skalkach ( bo te wakacje byly w ostrygowym imperium) ale zeby wsadzic to do geby, to jakos przemoc sie nie moglam 🙁
Tu leży Bobik, zwierzę nieszczęsne,
co bardzo dania kochało mięsne,
aż kiedyś, w chwili wielkiej słabości,
zeżarło rybę… Uległo ości…
Pomyśl, przechodniu, o tym co rano –
nie jedz ryb, choćby ci dopłacano. 😥
Zwierzaku, czyżbyś nie znała tego barokowego wierszyka? 😯
Yakże dary boskie lekce sobie ważą
ci, co się do gęby wsadzić nie odważą,
bodayć ich siurpryza raz spotkała taka,
iżby wdzięcznym zębem dotknęli mięczaka,
a gdy raz iuż dotkną, mayą przechlapane,
semper galarety owey będą fanem.
Tu leży Bobik, coś na kształt pudla,
co lubił mięsko w asyście nudla.
Zbyt długi był nudel,
zakrztusił się pudel.
Tu go wkopali za pomocą rudla.
Zwierzaku, a jakze trzeba syrop warzyc i odwadniac. Robi sie to z wielkimi fanfarami w ostatni week-end marca jak klony zaczynaja puszczac soki. Syrop klonowy jest najczesciej falszowany niestety i malo ma z klonem wspolnego, a wiecej z tym co sie nazywa tutaj table syrup. Prawdziwy klonowy ma zwykle dosc intensywny aftertaste jak orzechy/ toffee/kawa/czekolada.
Jak sie mieszka 24 lata w Ontario gdzie sa klony co krok i Mennonici, ktorzy wciaz stosuja tradycyjne metody, to naprawde sie do tego syropu jest latwo przekonac. U mnie ten syrop stoi pod reka kolo butelki z oliwa i apple cider vinigar.